14 maja 2013

ROZDZIAŁ I


Siedziała na parapecie, spoglądając przez okno nieprzytomnym wzrokiem. Patrzyła, ale nie widziała.
Błonia już dawno pokryła nieprzenikniona noc i tylko tarcza księżyca odbijała się w jeziorze, oświetlając swym blaskiem linię drzew Zakazanego Lasu. Nie dbała o to. Nie dbała o porę, ani o jutrzejsze zajęcia, na które musiała wstać rano. Wiedziała, że powinna położyć się do łóżka, lecz zamiast tego podwinęła nogi pod brodę i objęła je rękoma z naciągniętymi rękawami starego, szarego swetra. Oparła brodę o kolana i pozwoliła by kurtyna kasztanowych, kręconych włosów zakryła jej twarz. 
Nie mogła uwierzyć w to, jak bardzo zmieniło się jej życie w przeciągu ostatnich dwóch lat. Tak wiele przeszła. Pomogła w unicestwieniu największego czarnoksiężnika tych czasów, poświęcała się dla przyjaciół. Była torturowana i poniżana. Niektóre z blizn miały szpecić jej skórę już na zawsze.
Grymas bólu przemknął przez jej zmęczoną twarz, a dłoń bezwiednie powędrowała na lewe przedramię, gdzie zgrubiałe, nieregularne linie układały się w słowo “szlama”... 

Od tamtych wydarzeń minęło już sporo czasu. Niektóre szczegóły pamięć zamgliła, jednak na ich miejsce pojawiły się nowe, wprowadzające w życie chaos i ból. 
Starła samotną łzę spływającą po policzku i oparła czoło o chłodną szybę. Jeszcze trzy miesiące temu nie powiedziałaby, że sprawy potoczą się w ten sposób. Miała przyjaciół, miała chłopaka, którego kochała, jak sądziła, ze wzajemnością. Jak bardzo się myliła!
Przed oczami stanęła jej się scena sprzed paru dni, na którą natrafiła, gdy wracając z numerologii, przypadkowo zawędrowała w rzadko używany korytarz na trzecim piętrze. Nie pamiętała co ją podkusiło, by wybrać tę nietypową dla siebie trasę, ale w tym momencie dziękowała za to natchnienie wszystkim bóstwom. Przynajmniej uwolniła się od destrukcyjnego związku, który łączył ją i Ronalda. Teraz tak myślała… Jednak wtedy, widząc go splecionego w uścisku z jakąś blondyną z młodszego rocznika, czuła złość, upokorzenie i ból, który zdawał się stopniowo pochłaniać jej serce. Nie podeszła do nich, nawet się nie odezwała- po prostu uciekła, jak zwykły tchórz. Nie potrafiła inaczej, zabrakło jej siły, odwagi i motywacji.
Następnego dnia, po prostu podeszła do Ronalda i oznajmiła, że to koniec. Zapytana o powód, powiedziała prawdę, że wszystko widziała i, że tego nie wybaczy. Dodała także, że nie chce go widzieć na oczy.
Kolejne minuty zapamiętała jako morze łez i nieposkromiony ból w klatce piersiowej, gdy usłyszała dosadnie, że gdyby nie była taką oziębłą, nieprzystępną panienką, na pewno do takiej sytuacji by nie doszło. 
Od tamtego momentu, dni mijały jej na łzach, załamaniu nerwowym i ogólnym zapadaniu się w ciemność zwaną depresją. 
Dużym wsparciem okazał się dla niej Harry, który zjawiał się od czasu do czasu z tacą jedzenia i pytaniem jak się trzyma.
Najwięcej jednak zawdzięczała Ginny. Dziewczyna przychodziła do jej prywatnego dormitorium i potrafiła przy niej siedzieć niewzruszona, tylko po to, by wysłuchiwać narzekań. Bez słowa patrzyła na wrak człowieka, którym stawała się jej przyjaciółka, otoczona stertą zmiętych chusteczek. Zawsze czekała, aż fala łez minie i po prostu zamykała przyjaciółkę w czułym uścisku. 
Hermiona zarumieniła się lekko na wspomnienie swojego zachowania sprzed paru dni. Obróciła głowę w stronę salonu i omiotła go spojrzeniem. Mimo, że od początku roku minęło już trochę czasu, to wciąż nie potrafiła przywyknąć do myśli, że miała własną sypialnię, w dormitorium współdzielonym z jednym tylko uczniem. Wystarczyło jednak, by spojrzeć na wystrój, by jej zaskoczenie przeszło w grymas niesmaku.
Na środku pomieszczenia znajdowała się kanapa w kolorze zgniłej zieleni. Naprzeciw niej były ustawione dwa fotele w tym samym odcieniu, a między nimi, na puszystym, brązowym dywanie, stał nieduży mahoniowy stół. Na lewo znajdował się wbudowany w ścianę kominek, w którym wesoło tańczyły płomienie. Ich blask oświetlał wnętrze salonu, jednak w żaden sposób nie potrafił rozgrzać skostniałej gryfonki. 
Po obu stronach kominka znajdowały się sypialnie, a naprzeciw niewielka kuchenka z małą lodówką i barkiem. Na prawo od barku znajdowały się drzwi prowadzące do łazienki.
Było skromnie i przytulnie, ale na Merlina… dlaczego akurat zielona kanapa?!
Westchnęła w boleścią, wzrok skierowała w stronę płomieni z próbą zepchnięcia myśli na bardziej neutralne tory.
W poprawieniu jej samopoczucia nie pomagał również fakt, iż od września zamieszkuje dormitorium ze swoim największym wrogiem- Draconem Malfoy'em. 
Gdy po zakończeniu wojny dowiedziała się, że wszyscy, którzy przerwali ostatni rok, mogą wrócić aby dokończyć edukację, poczuła jak jej serce rośnie z radości. Szczęścia dopełnił fakt, iż została Prefektem Naczelnym. Była taka dumna! 
Gdy dowiedziała się o konsekwencjach, idących z tym przywilejem w parze, jej radość trochę zmalała, jednak w głębi duszy nadal się cieszyła. Jej rodzice z pewnością także byliby dumni... 
gdyby w pełni odzyskali pamięć. 

Jej twarz znowu wykrzywił wyraz bólu. Nie potrafiła dłużej powstrzymywać łez, które gęsto spłynęły po jej policzkach. Poświęciła dużo czasu na to, by ich odnaleźć, kosztowało ją to wiele nerwów, nieprzespanych nocy oraz siniaków. Gdy w końcu się to udało i pełna nadziei spróbowała odwrócić zaklęcie, okazało się, że było ono zbyt dobrze rzucone, a państwo Granger zbyt długo przebywali pod jego wpływem, aby można było usunąć jego skutki całkowicie. Przypomnieli sobie swoje prawdziwe nazwisko, a także pochodzenie czy miejsce zamieszkania. Tylko jedno zostało trwale wymazane z ich umysłu... a mianowicie fakt, że mają córkę, która w dodatku jest bardzo utalentowaną czarownicą. 
Była załamana. Nie wiedziała co ze sobą począć, jednak po rozmowie z profesor McGonagall zaświtała w niej nadzieja. Nowa dyrektorka powiedziała, że jest szansa na całkowite odzyskanie pamięci przez jej rodziców. Zaznaczyła, że może to zająć bardzo dużo czasu, a efekty też nie są w stu procentach pewne, jednak Hermiona była zdeterminowana. Pchana nadzieją, nie opuszczającą jej serca, przedstawiła się jako ich daleka krewna, która straciła najbliższych i prawnie została przyznana pod ich opiekę, na okres każdych wakacji. Wszystkie dokumenty i sprawy papierkowe zostały załatwione bez jej ingerencji i od tego momentu odwiedzała swoich rodziców, a także pisała listy jako sierota, którą wzięli pod swoje skrzydła. 
Najtrudniej było wytłumaczyć fenomen przynoszenia poczty przez sowy, jednak po długiej rozmowie, także z dyrektorką, sprawa została całkowicie rozwiązana, a Granger'owie, o dziwo bez zastrzeżeń, przyjęli do wiadomości fakt, iż istnieje na świecie coś takiego jak magia.
Być może więc, wbrew pozorom, nie do końca wszystko poszło źle. W jakimś stopniu, niewielkim, bo niewielkim, ale odzyskała rodziców, a przynajmniej ich obecność. Miała również Harry'ego i Ginny, na których wiedziała, że zawsze może liczyć. 
Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, który wyglądał trochę nienaturalnie, zupełnie jakby mięśnie twarzy zapomniały tego gestu. 
Opuściła nogi, ubrane w wytarty dres, podciągnęła rękawy swetra i podeszła do barku z przekonaniem, iż musi się napić. Chwilę wahała się między piwem kremowym, a Ognistą Whiskey, jednak w przypływie odwagi zdecydowała się na mocniejszy trunek. Potrzebowała tego. Chciała się wyluzować, przestać myśleć, zapomnieć choć na chwilę.
Chwyciła szklankę, nalała do pełna i podeszła do kanapy, układając się na niej wygodnie.
Po chwili wyczarowała koc, którym szczelnie się okryła i popijając bursztynowy płyn zaczęła wpatrywać się w hipnotyzujące płomienie, tańczące w kominku.

                                               * * *~~~***~~~***~~~***~~~***

Szedł ciemnym korytarzem, wracając z pokoju wspólnego Slytherinu, gdzie widział się z Blaisem. Nie chciał wracać do prywatnego dormitorium. Nie chciał znów wysłuchiwać łkania Granger w poduszkę. Nie miał ochoty patrzeć, jak snuje się po pomieszczeniu w za dużych ciuchach, z opuchniętymi, czerwonymi oczami i szopą na głowie. 
Zniesmaczony grymas wykrzywił jego przystojną twarz. Szczerze mówiąc, to miał już tego dosyć. Na początku go to bawiło i dawało pewnego rodzaju satysfakcję. W końcu cierpiał jeden z jego największych wrogów - ta durna szlama, Granger. Wprost spełnienie jego ślizgońskich marzeń.
Po jakimś czasie jednak, gdy po raz kolejny obudziło go jej łkanie, poczuł coś w rodzaju współczucia. Parę razy nawet zastanawiał się czy do niej nie pójść, jednak szybko odrzucił tę myśl. 
Teraz, po fazach zadowolenia i tłumionego współczucia, miał już tego wszystkiego serdecznie dosyć. Gryfonka rozsiewała wokół siebie tak ogromną aurę smutku i depresji, że kiedy wchodziło się do dormitorium, to nie ważne w jak dobrym było się humorze, wszystko znikało w ułamku sekundy. Atmosfera panująca w ich wspólnym salonie sprawiała wręcz, że człowiek momentalnie czuł się zdołowany i zniechęcony dalszym życiem
W dodatku ta ruda wiewióra i bliznowaty, którzy cały czas kręcili się przy Granger... zero spokoju! 
Poczuł jak kilkudniowa złość zaczyna się kumulować i przyspiesza bicie jego serca. 
Musi, w końcu, coś z tym zrobić. Nie miał zamiaru przez cały czas uciekać, w końcu też tam mieszka, do cholery! Owszem, w dormitorium ślizgonów nadal miał pokój, który dzielił z Zabinim, jednak mimo wszystko wolał ten prywatny, znajdujący się na czwartym piętrze. Tylko tu mógł odpocząć od gwaru pokoju wspólnego i tych wszystkich plastikowych panienek, wzdychających do niego na każdym kroku. 
Wypuścił głośno powietrze, stając przed obrazem przedstawiającym nundu. Wyuczonym ruchem dłoni przeczesał swoje blond włosy, po czym przyłożył ją w miejsce, gdzie znajdował się nos potężnego zwierzaka. Po chwili usłyszał ciche mruknięcie i przejście stanęło otworem. 
Wstęp do ich dormitorium mieli tylko nieliczni i tylko po uprzednim zapoznaniu ich dotyku ze zwierzęciem pilnującym przejścia. 
Draco przeszedł przez próg i rozejrzał się w półmroku. Dopiero po paru sekundach dostrzegł leżącą na kanapie sylwetkę dziewczyny. Jej okryte kocem ciało oświetlały resztki płomieni, tlące się w kominku. W ich blasku dojrzał spuchnięte oczy i lekko lśniące policzki, wciąż mokre od łez. A więc znów płakała. 
Chłopak skrzywił się do siebie. Po chwili grymas zastąpiło bezgraniczne zdziwienie, gdy jego wzrok pochwycił napoczętą butelkę whiskey, leżącą na barku. Wrócił spojrzeniem do dziewczyny i dopiero wtedy zauważył w jej dłoni przechyloną szklankę, z której wylewała się resztka płynu. Bursztynowe krople kapały rytmicznie, brudząc tym samym piękny dywan. Aż dziw, że nie wypadła jej z rąk. 
Blondyn z niesmakiem pokręcił głową, jednak po krótkiej wewnętrznej walce podszedł do gryfonki. Najdelikatniej jak potrafił wyciągnął jej szklankę z dłoni i różdżką usunął plamę z podłogi. Zawahał się na chwilę, aż wreszcie plując sobie w brodę za nadmierną ckliwość, poszedł do jej sypialni, by przynieść poduszkę, którą podłożył pod jej głowę. Na końcu poprawił koc, tak by była całkiem zakryta, rozpalił na nowo w kominku i poszedł do łazienki, by wreszcie zaznać rozluźniającej kąpieli.

Mimo, iż nienawidził dziewczyny, gdzieś w głębi duszy poczuł ulgę, że w końcu usnęła. Tłumaczył to sobie tym, że w końcu SAM będzie mógł się wyspać, bez zamartwiania o niespodziewane pobudki w środku nocy.
Zanim wszedł do wanny wrócił jeszcze po napoczętą przez gryfonkę ognistą, po czym rozłożył się wygodnie z zamkniętymi oczami i pociągnął zdrowego łyka. Taak. Tego właśnie potrzebował. Ciszy, gorącej kąpieli i butelki whiskey w ręku. Do szczęścia brakowało mu jeszcze tylko pięknej dziewczyny u boku. 
Ostatnio jakoś żadna nie przyciągała jego uwagi, co było delikatnie mówiąc dziwne... skrzywił się bezwiednie i pociągnął kolejny łyk. Ależ był zmęczony! Po raz ostatni zanurzył się cały pod wodę, po czym trzepiąc delikatnie włosami wstał, owinął się ręcznikiem i wyszedł z łazienki. 
Gdy przechodził obok kanapy, coś go tknęło by zerknąć na śpiącą gryfonkę. Bardziej wyczuł niż zobaczył, że dziewczyną wstrząsają lekkie dreszcze. Chcąc, nie chcąc podszedł bliżej i podsunął rękę do jej czoła na taką odległość by wyczuć ewentualną temperaturę, ale w żadnym wypadku jej nie dotknąć. Nie wyczuł gorączki, wywnioskował więc, iż jest to po prostu reakcja ciała na zbytnie zmęczenie organizmu, brak snu i złe odżywianie. 
Wściekły, że swoim zachowaniem wpakowała go w niańczenie jej, przyniósł kołdrę, którą szczelnie ją opatulił, tak by nie było odkryte nic poza głową. Następnie poszedł do pokoju, gdzie padł na łóżko i z błogim uśmiechem oddał się w ręce morfeusza.

                                             ***~~~***~~~***~~~***~~~***

Obudziła się wcześnie rano, mokra od potu i z obolałym karkiem. W pokoju panował jeszcze półmrok, ale słońce powoli zaczynało zaglądać już przez okno, chcąc przywitać wraz z uczniami nowy dzień. Ze zdziwieniem zarejestrowała, że wciąż leży na kanapie, z poduszką pod głową i opatulona kołdrą, jak kokonem. Z trudem uwolniła ręce, aby zebrać mokre kosmyki z twarzy. Kto przyniósł jej pościel? Nie pamiętała, by sama po nią wstawała. Zresztą, gdyby to zrobiła, to na pewno zostałaby już w łóżku. Harry? Ginny? Miała mgliste pojęcie, że ani jedno ani drugie. Zamyślona zmarszczyła czoło, lecz po chwili wzruszyła ramionami w geście rezygnacji. Przeciągnęła się by wyprostować obolałe kości, po czym wstała z mocnym postanowieniem wzięcia prysznica. Zebrała pościel i rzuciła ją z powrotem na łóżko, obiecując sobie, że doprowadzi je do porządku później. Wzięła świeżą bieliznę i ruszyła chwiejny krokiem w stronę łazienki.
Po kilkunastu minutach orzeźwiającego prysznica, poczuła się jak nowo narodzona. Zauważyła, że długi, mocny sen postawił ją w pewnej mierze na nogi. Czuła się lepiej, a odzwierciedlenie tego było widoczne również w jej odbiciu, które ukazało się w wielkim lustrze. Oczy nadal miała podkrążone, jednak opuchlizna i zaczerwienienie zeszły. Nabrała delikatnych kolorów i czuła się bardziej rześko. Wiedziała jednak, że musi coś zjeść, bo inaczej już długo tak nie pociągnie. Po za tym chciała odciążyć przyjaciół, a także pokazać, że nie muszą się więcej o nią martwić. Na prawdę w jakimś stopniu czuła się lepiej.
Rozczesała delikatnie swoje długie kręcone włosy i wysuszyła je jednym ruchem różdżki. Założyła bawełnianą bieliznę w odcieniu szarości i nie myśląc wiele wyszła z pomieszczenia.
O mało nie zemdlała, gdy w połowie salonu wpadła na swojego wroga, stojącego w samych bokserkach. W ułamku sekundy zmierzyła go wzrokiem, dopuszczając do myśli aprobatę, a następnie zdała sobie sprawę, że stoi przed nim pół naga, co poskutkowało nieudolną próbą zakrycia się rękami oraz panicznym piskiem.
-Malfoy !



16 komentarzy:

  1. Nawet mi się podoba, tylko popracuj troszkę nad stylem. Żeby się czytało lekko i nie stawiaj tyle "i" bo przynajmniej mi to odrobinę przeszkadza. Więc pisz dalej następną notkę, fajnie by było gdyby była dłuższa.
    To chyba tyle z mojej strony. /Pozdrawiam, życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem ciekawe,zainteresowałaś mnie. Zgadzam się z koleżanką wyżej, że mogłaby być trochę dłuższa, bo gdy zaczęłam się wciągać to zakończyłaś :)
    Moim zdaniem napisane lekko, dobrze się czyta.
    Lecę czytać następne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze mówiąc naprawdę mi się podobało. Zgodzę się z osobami komentującymi wyżej, iż zbyt często używasz "i", jednak jakoś szczególnie mnie to nie raziło. Postaraj się również ograniczyć wszystkie odmiany słowa "delikatnie", które pojawia się zdecydowanie zbyt dużo razy. Mimo wszystko zamierzam czytać dalej, gdyż zaciekawiłaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawie. spodobało mi się ciekawa jestem co będzie dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow ! Jak dotąd nigdy nie komentowałam blogów xd :)A teraz ... prawie wszystkie ;) Pozdrawiam blog fajny

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty masz TALENT? Kurde jaka byłam głupia, że wcześniej nie przeczytałam twojego bloga. Wybaczysz mi? :) Opisuje uczucia i sytuacje naprawdę dobrze. Opisy są długie, ale nie nużą. Draco nie stracił na swojej Ślizgończości, co mnie bardzo ucieszyło. Przeczytam jeszcze jeden rozdział przed snem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Draco ma uczucia??? Dość dziwne jak na jego postać :) Zaintrygowałaś mnie pierwszym rozdziałem, wypadł Ci naprawdę bardzo dobrze. Pojawiło się kilka literówek tu i ówdzie, ale nie są one istotne ani rażące. Dobrze wprowadziłaś w temat, delikatnie zaznaczyłaś, że jest już po walce, są w szkole, a biedna Hermiona cierpi po zerwaniu z Ronem. Wredna szumowina, nie zasługiwał na taką wspaniałą dziewczynę, jaką jest Hermiona. Ale dosyć gadania. Zabieram się za następny rozdział :)
    Pozdrawiam,
    pakuti

    OdpowiedzUsuń
  8. Łał! Na razie tylko to ciśnie mi się na usta. Łał. Rozdział... świetny! Zauważyłam kilka błędów interpunkcyjnych, ale kto by na to zwracał uwagę! Treść genialna! Opisywanie idzie Ci z dziecinną łatwością, a uwierz, nie wszystkim się to udaje!
    Pokochałam tego bloga już od pierwszego rozdziału. Już od trzech (!) lat siedzę w Dramione i dopiero drugi raz to się mi zdarzyło. Wielki szacun!!
    Pozdrawiam magicznie i zabieram się za następny rozdział
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, zwłaszcza, że masz tak duże doświadczenie z tym tematem :)
      Z pierwszych rozdziałów nie jestem tak do końca zadowolona - początku zazwyczaj bywają trudne. Dlatego tym bardziej - dziękuję :*

      Usuń
  9. Bardzo fajne , ciekawe co dalej :D Czytam .. :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajne opowiadanie, ciekawe, wciąga czytelnika :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo mi się podoba :D
    No i jak ja bym chciała pisać tak... długo xD Na prawdę muszę się za siebie wziąć i zacząć pisać dłuższe rozdziały!
    Ohh koniec o mnie!
    Świetny sposób pisania! Można się zagłębić w opowiadaniu na dobre! :D
    Następny rozdział przeczytam w najbliższym czasie :P
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochana, cudownie piszesz. Aż czuję pewnego rodzaju dumę, że są osoby z takim talentem literackim. Bardzo mi się podoba. Z pewnością zostanę na dłużej :)
    http://lily-james-milosc-po-wsze-czasy.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajnie piszesz, bardzo.. I ciekawie jest :) Ale trochę dziwnie, ale pewnei się wyjaśni wszystko mi :)
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiem czy czytasz jeszcze komentarze , ale zaryzykuje. Po prologu naszła mnie chwila refleksji , tak mądrze napisałaś o życiu i o zmienności losu. Spodobało mi się . I mówię ok , lecę dalej zobaczymy jak rozegrasz Dramione. Po pierwszym rozdziale jestem pozytywnie zaskoczona, oczarowana. I zazdroszczę Ci talentu pisania. Opisy pomieszczeń , sytuacji - perfecto. Mega podoba mi się . Jestem ciekawa dalszej akcji. Co do Rona cieszę się , że jest tym złym i głupim bohaterem , ale żeby zdradzić Hermionę , no cóż w końcu to troll . Szkoda mi Hermiony , ale można się było spodziewac , że zareaguje tak emocjonalnie. Ogółem jestem ciekawa co będzie dalej .
    Pozdrawiam,
    Helga.

    OdpowiedzUsuń
  15. No , ciekawie się zapowiada . Szkoda mi Hermiony, Ron to debil -,-. No i ten Draco <33 Ach jak ją przykrył to było najlepsze <3 . Rozdział świetny , lece czytać dalej ! :**
    /DramiLoveStory

    P.S.: Ooo , widzę , że Angusa również zawitała :D

    OdpowiedzUsuń