Wróciłam chora, ale szczęśliwa :)
Zgodnie z obietnicą, prezentuję nową miniaturkę.
Nowy rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu, ze względu na to, że nie miałam jeszcze kiedy się za niego zabrać.
A więc zapraszam do czytania, a sama lecę nadrabiać zaległości u Was! :)
*~*~*
One Shot III
Naj(nie)szczęśliwszy
dzień w życiu
Przez poszukiwanie
szczęścia dla niego samego osiąga się tylko nudę
i aby znaleźć
szczęście, trzeba szukać czegoś innego
niż szczęście.
Marcel Proust
*
Tydzień wcześniej
- Ej Smoku! - jak przez mgłę
usłyszał zadowolony bełkot Zabiniego. Ostatkiem sił uniósł
powieki ukazując swoje przekrwione oczy.
Nie był to pierwszy raz, kiedy
przesadził z alkoholem. Ale przecież od tego były imprezy, żeby
się bawić i pić bez żadnych ograniczeń.
Spróbował podnieść rękę, żeby
przetrzeć twarz, jednak nie potrafił nią ruszyć. Marszcząc czoło
rozejrzał się na boki i ze zdziwieniem zauważył siostry
Greengrass śpiące po obu jego stronach. Ich głowy spoczywały na
jego piersi, a ciała przyciskały do kanapy obejmujące je ręce.
Mimo, że palce u rąk ruszały się zgodnie z jego wolą, to
potrzebował dokładnie minuty, żeby odgadnąć, że dłonie które
wystają za plecami dziewczyn należą właśnie do niego.
Merlinie, bomba świata...
- SMOKU! - podskoczył, słysząc
głos Blaise'a tuż przy uchu, a siostry Greengrass wydały z siebie
jednomyślny jęk protestu.
- Czego? - wybełkotał, starając
się zogniskować spojrzenie na śniadej twarzy przyjaciela. Dopiero
teraz do jego uszu zaczęła docierać grająca w tle muzyka, a
kątem oka zobaczył, jak Astoria pędem biegnie do łazienki,
zakrywając dłonią usta.
- Patrz co znalazłem! - Zawołał
Zabini, podskakując jak małe dziecko, które właśnie dowiedziało
się, że spędzi resztę życia w Disneylandzie.
Draco spojrzał na przedmiot trzymany w
jego dłoniach. Był złoty, z wydłużonym dzióbkiem, a wielkością
nie przewyższał dłoni.
Przymknął powieki, bo obraz znów
zaczął mu się rozmazywać.
- Diable, po co ci... - pochylił
się, żeby lepiej widzieć tę dziwną rzecz, po czym skupił
spojrzenie na twarzy Blaise'a. - dzbanek?
Zabini wyglądał jakby dostał obuchem
w łeb. Uśmiech na jego twarzy zastąpiła determinacja, a ręce
podsunęły przedmiot pod sam nos Malfoy'a.
- Dzbanek? Przecież to lampa
Alladyna! - zawołał z oburzeniem.
Na widok powagi malującej się na
twarzy przyjaciela, Draco wybuchł pijackim śmiechem, po chwili
przerwanym głośną czkawką.
- Taa, a ja jestem Ignotus Peverell - wybełkotał, opierając się o kanapę i na nowo zamykając
powieki. Był pijany i zmęczony. Tak ciężko to zrozumieć?
Po chwili poczuł jak pufa tuż obok
niego ugina się pod ciężarem ludzkiego ciała.
- No dalej, co ci szkodzi? Musisz
tylko potrzeć trzy razy i pomyśleć życzenie...
- Sam sobie trzyj i myśl życzenie
– przerwał mu Draco, o dziwo stanowczym tonem. Lubił Blaise'a,
był jego najlepszym przyjacielem, jednak w tym momencie naprawdę
zaczynał działać mu na nerwy.
- Ale ja już to zrobiłem! -
zawołał Diabeł z błyskiem w oku.
- Taa? I co? - zapytał beznamiętnym
tonem. Czuł jak alkohol powoli opuszcza jego organizm.
- I spełniło się! - na widok
niedowierzania wymalowanego na twarzy blondasa przewrócił oczami i
przybliżył się. - No naprawdę! Poprosiłem, żeby ta śliczna
Alicia Travis mnie pocałowała... i pocałowała!
Draco wzniósł oczy do nieba, kręcąc
głową w niemym błaganiu o cierpliwość. Ten Diabeł był aż tak
głupi czy aż tak pijany? Przecież każdy widział, że podoba się
tej Travis. Co więc dziwnego w tym, że go pocałowała?
- No dalej! - namawiał Blaise,
kładąc mu złoty dzbanek na kolanach. - Teraz twoja kolej. Życz
sobie co tylko chcesz!
Malfoy przyjrzał mu się spod
przymrużonych powiek, rozważając w swoim wciąż zamroczonym
umyśle różne opcje. Nie potrzebował wiele czasu, by dojść do
wniosku, że tym razem z nim nie wygra.
Jak Zabini na coś się uprze, to musi
to mieć.
Brzmi znajomo, prawda?
Westchnął, wyrażając tym samym
własną frustrację, po czym złapał za naczynie i zaczął je
pocierać.
No dalej, ty głupi dzbanku. I tak
się ode mnie nie odczepi, więc co mi szkodzi spróbować?
No dobra... w takim razie, proszę o
dzień, w którym wreszcie znajdę szczęście. To PRAWDZIWE
szczęście. A i, żeby ten dzień już nigdy się nie skończył.
Przymknął powieki, żeby zrobić
Zabiniemu jeszcze większą przyjemność, po czym uchylił je,
oddając naczynie.
- Już?
- Już. I co teraz?
- Nic. Po prostu czekaj, aż się
spełni.
Draco westchnął, patrząc na plecy
odchodzącego chwiejnym krokiem Blaise'a. Tyle lat, a on wciąż nie
potrafił do końca ogarnąć pełni oryginalności jego osoby.
*~*~*
Czas teraźniejszy;
- Wstawaj, wstawaj! Już siódma!
Wstawaj!- irytujący dźwięk budzika rozszedł się po całym
dormitorium, drażniąc jego zmysły.
Nienawidził tego starego zegara, który
otrzymał od Pansy na siedemnaste urodziny, ale z jakichś dziwnych
powodów nie potrafił się z nim rozstać.
Założył poduszkę na głowę,
próbując kupić sobie tym samym jeszcze chwilę snu, jednak nic z
tego.
Skrzeczący głos wrzeszczał coraz
bardziej i nic nie wskazywało na to by miał się uspokoić.
Z westchnięciem frustracji podniósł
się z miejsca, otwartą dłonią waląc w budzik. Podziałało.
Wreszcie.
Przetarł dłońmi twarz, następnie
wichrząc sobie włosy. Przeciągłe ziewnięcie wydobyło się z
jego piersi, kiedy łapał za czysty ręcznik i zniknął za drzwiami
łazienki.
Szybki poranny prysznic zawsze działał
orzeźwiająco na jego zaspane ciało.
Cieszył się, że wreszcie piątek. W
końcu będzie mógł odpocząć.
Mimo chłodnego strumienia, który
jeszcze chwilę wcześniej muskał jego skórę, nie potrafił dojść
do siebie. Z na pół zamkniętymi oczami ubierał koszulkę,
dżinsowe spodnie oraz zapinał szatę.
Wyszedł z dormitorium dokładnie pół
godziny od pobudki, zmierzając do Wielkiej Sali na śniadanie.
- Siema, Smoku. Co tam? - usłyszał
Blaise'a, który dołączył do niego chwilę później. - Widzę,
że jesteś jakiś niewyraźny.
Nie odpowiedział, machając tylko
dłonią.
Siadając przy stole Ślizgonów, nalał
sobie kawy i złapał za kanapkę z dżemem.
- Cześć Dracusiu! - usłyszał
przesłodzony głos Astorii, która chwilę później pochyliła się
do niego nad stołem, wywracając kubek i sprawiając, że cała
kawa spłynęła na świeżo wypraną szatę Malfoy'a. -
Przepraszam, przepraszam!- piszczała, zakrywając usta rękami, ale
nie zwracał na nią uwagi.
Był zbyt wściekły. Bał się, że
zacznie się wydzierać.
- Poczekaj, zaraz to załatwię.
Pansy pojawiła się znikąd i jednym
ruchem różdżki usunęła wielką, mokrą plamę.
- Dzięki.
W odpowiedzi uśmiechnęła się
jedynie, odganiając Astorię ręką, a następnie dolewając mu
kawy.
- Panie Malfoy, czy pan w ogóle
słucha? - usłyszał zdenerwowany głos profesora Flitwicka.
Momentalnie odwrócił twarz w stronę
nauczyciela, a w jego oczach można było dostrzec zdezorientowanie.
Nawet nie zauważył, że cokolwiek do
niego mówi, zbyt zaaferowany dziwnym wyglądem Lavender Brown,
której włosy były natapirowane tak, że każdy sterczał w inną
stronę, a jej dekolt, zakryty grubym golfem, zdobił wielki
pentagram.
Z pewnością nie wiedziała, co
ubrała. Z doświadczenia wiedział, że była na to za głupia.
- Ta-ak – wymruczał w stronę
Flitwicka.
- To dlaczego nie zapisuje pan razem
ze wszystkimi? - dla podkreślenia słów, przebiegł ręką
dookoła, wskazując na całą klasę.
Malfoy sięgnął po pióro, które
powinno znajdować się na stoliku, ale nigdzie go nie znalazł.
Zmarszczył brwi, przetrząsając torbę, ale tam także go nie było.
- Nie mam czym...
Nie zwrócił uwagi na pełen
politowania wzrok nauczyciela, ani na jego głośne westchnieniem,
które zgrało się z westchnieniem siedzącej przed nim Granger.
Dziewczyna odwróciła się do niego i
z niesmakiem wymalowanym na twarzy, podała mu własne.
Spojrzał jej na chwilę w oczy,
przelewając całe swoje zdziwienie oraz zdezorintowanie.
Nie zdążył nawet kiwnąć głową w
podzięce, bo odwróciła się tak szybko, jakby tej sytuacji nigdy
nie było.
- Która godzina? - zapytała Pansy.
Siedzieli w Wielkiej Sali, korzystając z przerwy obiadowej.
Do końca zostały im tylko jedne
zajęcia- eliksiry, na które bardzo nie chcieli się spóźnić.
Snape ostatnio chodził w naprawdę
złym nastroju.
Draco podwinął rękaw, z
przyzwyczajenia szukając drogiego zegarka, z którym nigdy się nie
rozstawał. No właśnie. Nigdy. Więc gdzie się podział teraz?
Zmarszczył brwi, wzruszając
jednocześnie ramionami.
- Nie mam pojęcia. Ale chyba
jeszcze mamy czas – powiedział, rozglądając się po sali wciąż
pełnej uczniów.
Pansy skinęła głową.
Dotarli do klasy około dwadzieścia
minut później, zziajani, spoceni. Spóźnili się, w efekcie czego
Nietoperz odebrał im punkty i pogroził szlabanem. Pięknie.
Szedł korytarzami, plując sobie w
brodę.
Ten dzień był okropny! Najpierw nie
umiał wstać, później rozlana kawa. Ochrzan od Flitwicka,
spóźnienie na eliksiry. Nawet koszulkę miał ubraną na lewą
stronę i według Daphne zupełnie nie pasującą do tych spodni!
Miał już serdecznie dosyć.
Marzył tylko o gorącym prysznicu i
butelce Ognistej.
Był już coraz bliżej spełnienia
własnych pragnień, kiedy usłyszał stłumiony szloch, dochodzący
z pobliskiego korytarza.
Zatrzymał się w miejscu, ważąc w
głowie możliwości. Chęć odpoczynku walczyła w nim z
bezgraniczną ciekawością.
Chyba nie trzeba mówić co wygrało?
Podszedł do obrazu ukrywającego
wejście do łazienki i wyszeptawszy hasło, wszedł do środka.
Z początku nikogo nie zauważył, ale
niecichnący szloch kazał mu rozejrzeć się uważniej.
Dopiero po chwili ją dostrzegł.
Siedziała skulona w kącie. Jej drobne
ciało, owinięte białym ręcznikiem drgało, targane spazmami.
Nienawidził płaczu. Zupełnie nie
wiedział jak się w takiej sytuacji zachować, co zrobić.
- Hej... w porządku? - Co za
głupie pytanie! Gdyby było w porządku to przecież by nie
płakała! Najchętniej uderzyłby się w twarz. Zamiast tego
stanął w dziwnej, niepewnej pozie, oczekując na jakąkolwiek
reakcję.
Dziewczyna skamieniała na kilka
sekund, jakby sam dźwięk jego głosu wywoływał paraliż całego
ciała.
Powoli uniosła głowę, spoglądając
na niego zaczerwienionymi oczami.
Znał to spojrzenie.
- Granger?! - Ręce, które
irracjonalnie założył na piersi, opadły bezwładnie. Była
ostatnią osobą, której się tutaj spodziewał.
- Granger, Granger – zmałpowała
jego głos, dodając nieco zbyt dużo sarkazmu. Przetarła nos i
wstała z miejsca. - Przyszedłeś tu, żeby się ze mnie nabijać?
Jeśli tak to spadaj! To nie jest cyrk!
Spojrzał na nią ze złością w
oczach, po raz kolejny tego dnia, plując sobie w brodę. No i po co
się wtrącał?
- Świetnie. Siedź tu sobie i rycz
– powiedział, wracając do poprzedniej pozy. - Nic mnie to nie
obchodzi.
- To spadaj! - wrzasnęła, patrząc
na niego z furią w oczach.
Wzruszył ramionami i poszedł do
dormitorium. Tak fatalny dzień NALEŻY zalać Ognistą.
*~*~*
Drugi dzień zaczął się tak jak
każdy inny. Irytujący dźwięk budzika, poranny prysznic,
śniadanie.
To, że był zmęczony i znów ubierał
się po omacku wcale go nie dziwiło. W końcu nieźle popił
poprzedniego dnia.
Ale później...
Wylana kawa, plama na szacie, ubiór
Lavender, ochrzan od Flitwicka...
Miał wrażenie, że przeżywa jakieś
pieprzone deja vu.
Starał wmawiać sobie, że to zwykły
zbieg okoliczności. Że po prostu poprzedni dzień mu się przyśnił,
a teraz przeżywa go w rzeczywistości.
Takie rzeczy chyba się zdarzają?
Tak więc robił wszystko jak we śnie.
Przyjął pióro od Granger, pokłócił się z nią w łazience...
ba! Nawet pozwolił na odjęcie punktów Ślizgonom! Nie miał
zegarka – dokładnie tak jak we śnie.
Był przekonany o swojej racji, więc
wieczorem położył się do łóżka, jak zwykle opróżniając pół
butelki Whiskey i wmawiając sobie, że jutro będzie lepiej.
Jednak trzeciego dnia...
Był zdezorientowany.
Znów zmęczenie, znów na opak ubrana
i niedopasowana koszulka.
Instynktownie odsunął się od
Astorii, kiedy tylko pojawiła się przed nim w Wielkiej Sali,
obserwując jak kawa zamiast na jego szacie, ląduje na ławce.
Nie gapił się już na Lavender,
przeczuwając instynktownie, że będzie wyglądała dokładnie jak
dzień wcześniej. Tym samym nie zarobił ochrzanu od Flitwicka, ale
pióro i tak musiał pożyczyć.
Znów zapomniał zegarka i znów
spóźnili się na eliksiry. Tym razem dlatego, że Daphne się
skaleczyła i trzeba było jej pomóc.
A łazienkę, w której płakała
Granger, po prostu ominął wielkim łukiem.
Czuł, że zaczyna wariować.
*~*~*
Dzień V
- Diable mówię ci! Coś jest nie
tak! - skarżył się, kiedy zwyczajowo dołączył do niego Zabini
z tekstem „Widzę, ze wyglądasz niewyraźnie”. Schemat
ten sam, nic się nie zmieniło.
- A więc mówisz, że od kilku dni
przeżywasz ciągle jeden i TEN SAM dzień? - zapytał Blaise,
rzucając mu spojrzenie pełne sceptycyzmu. - Wybacz stary, ale to
nie realne.
Rozłożył ręce, jakby chciał
powiedzieć „sorry, ale chyba zaczynasz wariować”, a w
Malfoy'u aż się zagotowało.
- Ale taka jest prawda! - krzyknął.
Nie wiedział zupełnie jak dotrzeć do przyjaciela. Miał
świadomość, że brzmi jak ostatni świr, ale zupełnie nie miał
pojęcia jak sobie z tym poradzić.
Rano wstał tak samo jak od kilku dni,
jednak zanim się ubrał, poklepał swoje policzki, doprowadzając
się do porządku.
Tym razem pamiętał, żeby poprawnie
założyć koszulkę. Pamiętał, żeby zabrać pióro, kałamarz
oraz zegarek.
Wiedział, że musi usunąć się
Astorii, a także słuchać Flitwicka i zapisywać wszystko słowo w
słowo.
Miał zamiar zapobiec skaleczeniu się
przez Dapne, a co za tym idzie- spóźnieniu na eliksiry.
- Hmm, jeżeli naprawdę jest tak
jak mówisz, to myślę, że nie dzieje się to bez przyczyny –
odpowiedział Zabini, idąc wciąż przed siebie. Po chwili
przystanął w miejscu, a w jego oczach błysnęło zrozumienie. -
Smoku... o co poprosiłeś? No wiesz, wtedy, kiedy podałem ci
lampę?
Draco spojrzał na niego jak na
wariata.
On naprawdę łączył jego tragedię z
tym głupim dzbankiem?
- O dzień, w którym znajdę
prawdziwe szczęście – odpowiedział, wzruszając ramionami.
Nagle przypomniał sobie drugą część, która sprawiła, że oczy
niemal wyszły mu z orbit. - I, żeby ten dzień nigdy się nie
skończył...
- No to mamy odpowiedź! - zaśmiał
się Blaise, klaszcząc w ręce.
Po chwili Malfoy odrzucił tę myśl,
kręcąc zawzięcie głową.
- Nie ma szans. To nie to –
powiedział stanowczo, dla podkreślenia machając ręką.
- A skąd możesz mieć taką
pewność?
- Diable jak ty mnie słuchałeś?
Przecież ci opowiadałem, że każdy dzień jest katastrofą. Gdzie
tu widzisz szczęście?
Zabini wzruszył ramionami, pocierając
dłonią podbródek.
- Może właśnie musisz sprawić,
żeby nie był?
Kiedy późnym wieczorem wracał do
dormitorium, słowa Blaise'a wciąż dźwięczały mu w głowie.
Może właśnie musisz sprawić,
żeby nie był?
Ale przecież robił co mógł!
Naprawiał każdy błąd, wszystko przewidywał, robił tak, żeby
było jak najlepiej. A mimo to, ten cholerny dzień wciąż się
powtarzał!
Przechodząc obok łazienki prefektów,
znów usłyszał szloch.
Myśl, która przebiegła przez jego
umysł, niemal wbiła go w ziemię.
A może jednak nie robisz
wszystkiego?
Wpatrywał się w drzwi, wspominając
te dwa razy, kiedy wszedł do łazienki. Każdy skończył się
kłótnią oraz kolejnymi łzami. Postanowił więcej tam nie
wchodzić i tego właśnie się trzymał.
A co jeśli to jest to? Co, jeśli musi
pomóc JEJ?
Nie, to głupie.
Ale właściwie dlaczego nie spróbować?
Nie ma nic to stracenia. I tak tkwi w
bagnie, więc może przynajmniej jakoś je sobie urozmaicić.
Odetchnął dwa razy, aby dodać sobie
odwagi, po czym wszedł do środka, z głębokim postanowieniem, że
tym razem będzie inaczej.
Nie zastanawiając się ani chwili, od
razu ruszył w stronę kąta, w którym siedziała.
Zawahał się przez moment, co powinien
zrobić.
Za każdym razem pytał czy coś się
stało, ale nie był to dobry sposób.
Postanowił inaczej.
Podszedł do niej, starając się nie
robić nawet najmniejszego hałasu. Kucnął obok, po czym z
delikatnością jakiej sam się po sobie nie spodziewał, złapał ją
za ramię.
- Nie płacz, nie warto –
wyszeptał łagodnie.
Dziewczyna podniosła głowę,
wpatrując się w niego na poły ze zdziwieniem na poły ze strachem.
Nie zobaczył w jej spojrzeniu tej wściekłości co wcześniej.
Ciekawe czemu?
Pokręciła głową, po czym wyrwała
ramię spod jego uścisku.
- Zostaw mnie, Malfoy –
wyszeptała, opuszczając wzrok. Ręcznikiem otarła policzki.
Rozważył w głowie opcje, jednak
żadna nie zakładała posłuchania jej słów.
W końcu pokręcił głową, siadając
po turecku naprzeciwko.
Nie chciał tego robić, ale
najwidoczniej właśnie TEGO oczekiwała od niego ta dziwna siła,
która nie pozwalała mu ruszyć dalej.
- Nigdzie nie idę, Granger.
Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie,
jednak nic nie powiedziała. Przestała płakać, szloch nie
wstrząsał już jej ciałem. Po prostu siedziała, obejmując
ramionami kolana i wpatrując się w przestrzeń.
- Dlaczego to robisz? - zapytała po
dłuższej chwili. Nie wiedział skąd brał w sobie tę
cierpliwość. W innym wypadku na pewno już by stąd wyszedł.
Przecież nawet jej nie lubił!
W odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Bo najwidoczniej potrzebujesz
czyjegoś towarzystwa.
- I sądzisz, że ty jesteś tym
towarzystwem , którego właśnie potrzebuję?
- Nic nie sądzę. Po prostu się
napatoczyłem i ci je oferuję.
Gryfonka spojrzała na niego jak na
dziwoląga, a przez jej twarz przemknął uśmiech.
- Przecież ty mnie nawet nie
lubisz- oskarżyła go, z rozbawioną iskierką w oku.
Znów wzruszenie ramion.
- A ma to jakieś znaczenie? -
uniósł jedną brew do góry, patrząc jak dziewczyna z
rozbawieniem kręci głową.
Pociągnęła nosem i spojrzała mu w
oczy.
- Jesteś inny.
- Inny? - Tym razem uniósł obydwie
brwi. To była obraza czy komplement?
Pokiwała głową z poważną miną.
- Nie rozumiem.
Westchnęła, po czym opuściwszy nogi,
zaczęła skubać brzeg ręcznika.
- Chodzi mi o to, że nie jesteś
taki jakiego zgrywasz na co dzień.
- To znaczy?
Pokręciła głową, wznosząc oczy do
nieba.
- Naprawdę chcesz, żebym
wymieniała?
Zaśmiał się, przyznając jej rację.
Nie chciał. Jedynie zepsułoby to chwilę, a może nawet
doprowadziło do kłótni. A po co?
Zapadła między nimi cisza, która o
dziwo, nie była niezręczna. Naprawdę się dziwił. Zawsze sądził,
że w towarzystwie Granger można się jedynie krępować, denerwować
i źle czuć. A tu proszę, jaka niespodzianka.
Mógł wreszcie urozmaicić sobie
rutynę przeżywania wciąż i wciąż tego samego dnia. Więc czemu
nie spróbować?
Podniósł się z miejsca, podając jej
dłoń. Spojrzała na nią nieufnie i ze zdziwieniem.
- Idziemy popływać?
*~*~*
Dzień XV
Wciąż ta sama rutyna. Te same
wydarzenia, wypadki, starania.
Robił wszystko jak co dzień, jednak
od paru dni odczuwał większy zapał.
Niemalże czekał na każdy kolejny
dzień. Czekał, żeby znaleźć w łazience Granger, pocieszyć ją
i rozpocząć kolejny cudowny wieczór w jej towarzystwie.
To wszystko stało się tak szybko! Już
od kilku dni czuł się inaczej przed spotkaniami z nią, jednak
dopiero dziś rano domyślił się przyczyny. Zakochał się.
Z początku nie mógł w to uwierzyć.
Jak on, wieczny casanova, podrywacz i łamacz kobiecych serc, mógł
zakochać się w tak niepozornej istocie, którą była Hermiona?
A jednak stało się. Żałował tylko,
że ona nie jest w stanie odwzajemnić tego uczucia. Nie mogła się
nawet o nim dowiedzieć! Znaczy się mogła, ale na drugi dzień i
tak by nie pamiętała.
Codziennie zaczynają od nienawiści,
stopniowo przyzwyczajając się do własnego towarzystwa,
rozmawiając, a wreszcie cudownie spędzając razem czas. Od kilku
dni, przyzwyczajanie zostało już tylko w jej kwestii. Był
cierpliwy, uprzejmy, troskliwy. Nie chciał by się wystraszyła, a
mimo to, każde kolejne spotkanie kończyło się inaczej. Raz
pływali, raz przechadzali się po błoniach w blasku księżyca.
Innym razem ścigali po korytarzach kotkę Filcha, panią Norris,
zaśmiewając się do łez, a w jeszcze inny znikali w Pokoju Życzeń,
bądź po prostu zostawali w łazience, gdzie całymi godzinami
rozmawiali o wszystkim i o niczym.
Wbrew pozorom wcale nie było łatwo
nastawić ją do siebie przyjaźnie.
Mimo, że rozmawiała, była nieufna i
dopiero po jakimś czasie rozluźniała się niemalże całkowicie.
Dziś postanowił, że ją pocałuje.
Podświadomie pragnął tego już od
kilku dni, a od kiedy domyślił się swoich uczuć, nie potrafił
myśleć o niczym innym. To ona była jego szczęściem.
Dochodząc jak co dzień, do drzwi, zza
których dochodził szloch, od razu wszedł do środka.
Od razu do niej podszedł, rozgrywając
ten sam początek już od dziesięciu dni.
Kiedy jednak podał jej dłoń i zadał
pytanie:
- Może pójdziemy do mnie? Mam coś
do jedzenia...
Od razu tego pożałował.
W jej cudownych, czekoladowych oczach
pojawił się strach, a także nieufność, raniące jego serce.
- Zapomnij – powiedział szybko,
kręcąc głową. - Możemy robić coś innego. Na przykład... co
powiesz na Pokój Życzeń?
Przyglądała mu się uważnie, a na
jej twarz wypłynął wyraz głębokiego zamyślenia. Zmrużyła
powieki, starając się przejrzeć jego intencje oraz wyczuć fałsz.
Widział tę minę codziennie. Za
każdym razem reagowała tak samo, a on za każdym razem stał
niewzruszony z wyciągniętą dłonią i delikatnym uśmiechem na
ustach.
Po nie więcej niż minucie skinęła
głową, lecz nie złapała jego ręki – jak zwykle.
- Daj mi pięć minut, tylko się
ubiorę.
- Nie mogę uwierzyć, że to dzieje
się naprawdę – powiedziała, kręcąc głową.
Od dobrych kilku godzin leżeli na
plaży w Pokoju Życzeń i wpatrywali się w gwiaździste niebo.
Księżyc w pełni oświetlał ich tak jasnym blaskiem, że każde
inne światło byłoby zbędne.
Spojrzał na nią, unosząc się na
łokciu.
- Czyli co?
- Jak to co? - przewróciła oczami,
przyjmując tę samą pozycję. To już był ten czas, kiedy pozbyła
się większości wątpliwości, pozwalając swojemu ciału choć
trochę się rozluźnić.- To, że jestem tutaj właśnie z tobą –
zaśmiała się perliście, sprawiając, że jego serce wykonało
potężne salto. - Gdyby ktoś powiedział mi coś takiego choćby
dzień wcześniej, to chyba bym go wyśmiała. A tu proszę.
Pstryknęła go w nos, uśmiechając
się przyjaźnie.
Ale on nie chciał przyjaźni. Pragnął
o wiele, wiele więcej.
Widząc jej twarz, tak blisko swojej,
nie potrafił się powstrzymać.
Pochylił się w jej stronę, muskając
najsłodsze usta na świecie.
Trwało to zaledwie ułamek sekundy, bo
w momencie, gdy tylko dotknął jej warg, zerwała się z miejsca,
uciekając na sam brzeg plaży.
Jej twarz była zarumieniona, a
czekoladowe oczy ciskały błyskawice.
- W co ty pogrywasz, Malfoy?! -
krzyknęła roztrzęsionym głosem, zaciskając dłonie w pięści.
- Hermiono, to nie tak! - powiedział
z żalem, jednocześnie podnosząc się z miejsca.
Rozłożył ręce, jakby chcąc
pokazać, że nic w nich nie trzyma, a w spojrzenie włożył tyle
żalu na ile było go stać.
Nigdy nie będzie jego.
Nigdy nie poczuje tego samego.
Nigdy nie będą mogli być razem. Czuć
własnej bliskości, rozkoszować się nią.
Był skazany na powtarzający się
dzień w dzień schemat. W beznadziei.
Ale przynajmniej miał ją. Choć jutro
wszystko będzie musiało rozegrać się od nowa- ona była.
Spojrzał jej w oczy, widząc jak
zaciska szczękę. Nie ruszyła się, nic nie powiedziała. Wyraźnie
czekała na ciąg dalszy.
- To... trochę skomplikowane.
- Bardziej skomplikowane niż ty sam
być nie może. W jeden dzień mnie wyzywasz i nienawidzisz, a na
następny pomagasz i całujesz? - prychnęła, wygarniając mu swoje
wątpliwości. - Co ty kombinujesz, Malfoy? Jeżeli chcesz, żebym
była jedną z twoich panienek na jedną noc, to się przeliczyłeś.
W jej oczach błysnęła złość, a
ręce skrzyżowały się na piersi.
Odetchnął głęboko, starając się
uspokoić zszargane nerwy. Spodziewał się tego, więc dlaczego
reaguje tak emocjonalnie?
- Nie, to naprawdę nie tak –
kiwał głową, próbując nadać słowom prawdziwości. - Kocham
cię.
Prychnęła, robiąc stopą dziurę w
piasku. Ani trochę mu nie wierzyła. Widział to.
Ale czy się dziwił?
Ani trochę. To była jego karma. Kara
za to, jak ją traktował.
Znów pokręcił głową.- Posłuchaj mnie najpierw.
Poczekał na jakąkolwiek reakcję, a
gdy ledwo dostrzegalnie skinęła głową, zaczął mówić.
Opowiedział wszystko, od samego
początku.
O imprezie, lampie Alladyna, życzeniu.
Przedstawił jej każdy dzień, nie
szczędząc szczegółów z własnego wrednego i egoistycznego
zachowania.
Opisał dokładnie uczucia, które
zaczynały się w nim rodzić, po którymś z kolei spędzonym z nią
wieczorze.
Nie spodziewał się po sobie, że może
być zdolny do takiej wylewności.
Napędzała go myśl, która
zakorzeniła się w głębi jego duszy. Jutro nie będzie
pamiętać. Właśnie dlatego otworzył przed nią swoje serce.
Dlatego obnażył się tak, jak nigdy nie zrobiłby tego w
rzeczywistości, gdyby wszystko było normalne. Nie potrafiłby. Ale
teraz? Było mu już wszystko jedno.
- … i właśnie to zrozumiałem
dziś rano. Zrozumiałem także, że to t y jesteś tym p r a w d
z i w y m szczęściem, które miałem znaleźć. Długo zajęło
mi dotarcie do tego, ale oto jestem. Wiesz co jest w tym wszystkim
najgorsze? - pokręcił głową czując, że głos powoli zaczyna
odmawiać mu posłuszeństwa. - Najgorsze jest to, że jutro i tak
nie będziesz nic pamiętać. Wrócimy do punktu wyjścia. Znów
będziemy musieli zaczynać wszystko od początku. To jest jakieś
pieprzone koło...
Spuścił głowę, nie chcąc patrzeć
na jej reakcję.
Co sobie myślała?
Czy wzięła go za wariata?
Nie do tego ją przecież przyzwyczaił.
Na co dzień wystawiał na tacy zimnego, ironicznego chłoptasia z
bogatej rodziny. Tępiącego szlamy i zdrajców krwi. Takim go znała.
Jak więc zareagowała na to co jej właśnie zademonstrował?
Czy choć trochę uwierzyła?
Kiedy przez dłuższy moment nic się
nie działo, pomyślał, że wyszła.
Już miał opaść z powrotem na koc,
żeby zanurzyć się we własnej beznadziejności, kiedy poczuł jej
drobną dłoń na ramieniu.
Momentalnie się odwrócił, zatapiając
w jej czekoladowych tęczówkach.
Spodziewał się wszystkiego. Wyrzutu,
żalu, drwiny... ale nie tego co zobaczył. Z jej oczu emanowało
rozczulenie, a także cicha nadzieja.
Czy to nie sen?
- Skoro jutro i tak nie będę nic
pamiętać, to chyba nic się nie stanie, jak położymy się tu
razem – powiedziała tak cicho, że połowy słów musiał się
domyślić. Jej policzki oblał rumieniec.
Skinął głową i usiadłszy na kocu,
pociągnął ją za sobą.
Niepewnie położyła się na jego
piersi, sprawiając, że serce wzmogło swój rytm.
- Nie musisz tego robić – pokiwał
głową, patrząc na nią z miłością i troską.
- Nie psuj tego, Malfoy –
odpowiedziała pół żartem. - Jutro nie będę pamiętać, a
dziś... dziś twoje słowa wciąż we mnie żyją. Chcę, żebyś
miał jakąś przyjemność z tego niekończącego się koła
wydarzeń.
- Dziękuję – wyszeptał, lecz
już nie usłyszała.
Zdobył szczęście. Tylko dziś, ale
nie ważne.
Musi cieszyć się tym co ma.
*~*~*
Obudził się, czując słodki ciężar
na piersi.
Jego serce rozrywało szczęście, a
umysł po raz pierwszy od wielu dni był spokojny...
Ale zaraz, gdzie jest ten irytujący
dźwięk budzika? I dlaczego... pomacał wolną ręką przestrzeń
wokół. Dlaczego nie jest we własnym łóżku?
Otworzył oczy, instynktownie starając
się nie robić gwałtownych ruchów.
Rozejrzał się dookoła i ze
zdumieniem stwierdził, że nadal leży na plaży z Granger
przytuloną do jego torsu.
Jej drobne ciało oświetlało
wschodzące właśnie słońce.
O co tu chodziło?
- Dzień dobry – usłyszał, a po
chwili dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej,
przeciągając jak kot.
Przyglądał się jej z fascynacją i
osłupieniem.
Czy to jakaś nowa, głupia gra?
- Gran... Hermiono, jaki dziś
dzień? - zapytał niepewnie. Nie mógł przewidzieć czy zaraz się
nie rozbudzi i nie ucieknie z krzykiem.
- Mmm, chyba sobota... tak, na pewno
– pokiwała głową, patrząc jak w oczach Malfoy'a rodzi się
radość. Po chwili złapała się pod boki i spojrzała na niego
oskarżycielsko. - Mówiłeś, że nie będę dziś nic pamiętać...
Nie pozwolił jej skończyć.
Udało się! Już po wszystkim! W końcu
wyrwał się w tej niekończącej się katorgi!
Złapał ją w objęcia i w chwili
emocji okręcił dookoła, na koniec obdarzając całusem.
- Udało się!
Dziewczyna roześmiała się perliście,
obserwując zachowanie blondyna.
Położyła mu dłoń na torsie,
odsuwając od siebie delikatnie.
- Jak widać – powiedziała, a w
jej oczach błysnęła bliżej nieokreślone iskierka. - Pamiętaj
jednak, że mimo tego co zapamiętałam ze wczoraj, dla mnie to
wciąż nowość. - Spojrzała mu prosto w oczy, jakby pragnąc by
zrozumiał co do niego mówi. - Mimo, że wybaczyłam ci, to... nie
kocham cię. Nie mogłam cię pokochać przez jedną noc, to
nierealne...
Znów nie pozwolił jej skończyć.
Położył palec na jej wargach,
uśmiechając się delikatnie.
- Na to mamy czas – powiedział,
puszczając jej oczko. - Jesteś moim szczęściem, a o szczęście
się walczy, prawda?
Dziewczyna zarumieniła się na dźwięk
jego słów, tym samym pozwalając by zrodziła się w nim nadzieja.
Wiedział, że przed nim długa, ciężka
droga. Nie bał się jednak. Przeżył już swoją karmę, więc
poradzi sobie i z tym.
Zdobędzie ją i sprawi, że pokocha go
z równie wielką mocą.
To
tylko kwestia czasu.
Ohh... Świetna miniaturka <33 Genialny pomysł *.* Skojarzył mi się trochę z filmem "50 pierwszych randek". Kilka podobieństw jest ^^
OdpowiedzUsuńooo jak słodko :D Piękna miniaturka :D
OdpowiedzUsuńWeny:D
Pozdrawiam,Lili:D
Zapraszam na ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com na nowy rozdział :D
Weny:D
Pozdrawiam,Lili:D
Pierwsza:) Bardzo mi się podobało- pomysł był genialny. Moment na plaży w Pokoju Życzeń.. przeuroczy <3 Mam tylko pytanie o co chodziło Malfoyowi, gdy powiedział
OdpowiedzUsuń,, Merlinie, bomba świata''?
Wydaje mi się to trochę nie jasne, ale może tylko dla mnie.
Ten One Shot tak mi się spodobał, że w sumie chciałabym więcej :)) Pisz dalej, czekam na 23 rozdział ficka :D
hahha jednak się nie udało , długo pisałam ten komentarz xD
Usuń"Bomba świata" to taki kolokwializm używany w moich rejonach, oznacza bardzo duży stan nietrzeźwości :P
UsuńHaha, okej już rozumiem :)
UsuńNiesamowity pomysł na miniaturkę.
OdpowiedzUsuńTaki równocześnie dowcipny i romantyczny.
Genialnie.
Nie mogę się doczekać więcej :3
Pozdrawiam, em.
Cudowne. Świetna miniaturka. Czekam na następny rozdział opowiadania. Mam nadzieję, że napiszesz niedługo jakąś miniaturkę :) Życzę weny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCoffie
Fantastyczny pomysł! Nie spotkałam się jeszcze z takim. :3 Musisz chyba pisać więcej miniaturek, bo są świetne. :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ana M.
OJEJKU
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł na miniaturkę :D
Jejku, z taką to się jeszcze nie spotkałam xD
To było zabawne i... słodkie
Przynajmniej w moim odczuciu
Szczególnie scena końcowa *.*
Ahh to bylo świetne!
Pisz więcej takich!
Trochę jak dzień świstaka, nie pamiętam jak nazywał się ten film ale chyba tak. ;) Podoba mi się, ma swój urok, fajnie się czytało ;) Życzę weny.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie GE- NIAL- NE! Świetny pomysł, cudownie przedstawiony no i podobał mi się brak cukierkowego zakończenia, w stylu "Och, Draco, ja ciebie też kocham, od zawsze kochałam!" :P Super!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Ina
Niesamowicie genialna miniaturka i właśnie zajęła pierwsze miejsce w liście moich ulubionych miniaturek :D
OdpowiedzUsuńPomysł absolutnie rewelacyjny :> Normalnie aż nie wiem co napisać, bo zwykle mam najwięcej do powiedzenia xd
Takie słodkie to było :3
Tylko ciekawi mnie czemu Hermiona płakała... Hm.. :D
No i cóż, czekam na kolejny rozdział i więcej takich miniaturek :3
droga-do-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam M.
Hmmmm oryginalnie <3
OdpowiedzUsuńAle wydawało mi się, że trochę jakby... Przewidywalnie? Mniej więcej od 1/3 wiedziałamoco chodzi, a prnajmniej mi się tak wydawało :P
Uczucia jak zwykle bezbłędnie pokazana <3333
P.S. Zdrowiej :*
Ludum
Genialna miniaturka. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńŁał...
OdpowiedzUsuńNie wiem, co powiedzieć, to jest po prostu wspaniałe! Cały pomysł jest genialny i w ogóle cudownie mi się czytało ta miniaturkę :) Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. Oczywiście uwielbiam każdą formę twojej twórczości, ale ta miniaturka szczególnie przypadła mi do gustu :D Oby tak dalej ♥
http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Piękna miniaturka!!!! Taka romantyczna! Draco znalazł swoje szczęście <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoją twórczość i nie mogę się doczekać nowego rozdziału głównej historii
Pozdrawiam magicznie
~hope~
o jejku, jaka śliczna ^.^ romantyczna, i i boska i nie wiem co powiedzieć
OdpowiedzUsuńTatia
Świetna miniaturka :)
OdpowiedzUsuńJest! Jest! Nareszcie!
OdpowiedzUsuńŚwietna.
Rozdział Bardzo fajny <3 Dlatego lecę u ciebie nadrabiać zaległości od 1 rozdziału, ponieważ niedawni tu wpadłam :)
OdpowiedzUsuńSuper miniaturka :D Czekamy na więcej takich :)
OdpowiedzUsuńZdrowiej szybko i pisz rozdział :D
Pozdrwienia, Vera :*
Takie rzeczy to tylko i wyłącznie z Diabłem :D Świetna jest ta miniaturka! Chyba moja ulubiona. Pomysł choć już chyba gdzieś się z nim spotkałam (film, książka, blog, nie wiem)to i tak jest super :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny,
Pożoga
Kropka w kropkę Dzień świstaka z Billem Murreyem, ale i tak cudowne :)
OdpowiedzUsuńNie oglądałam "Dnia Świstaka". Inspirowałam się bardziej na teledysku Craiga Davida "7 days" :)
UsuńZupełnie ja k w dniu świstaka :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobała ta miniaturka, coś innego, całkiem ciekawego, lekko napisana i tak też się czytało :))
OdpowiedzUsuńB.
Od razu skojarzyła mi się z filmem "Dzień Świstaka" :) Bardzo fajna, lekka i przyjemna :) Żałuję, że tak późno przeczytałem :)
OdpowiedzUsuńP
To takie piękne... <3 Miniaturka jest taka... cudowna, pełna pozytywnej energii, jakiegoś wewnętrznego optymizmu - nie da się jej opisać jednym słowem :)
OdpowiedzUsuńTak, wróciłam i zaczynam nadrabiać zaległości w Waszych blogach, a trochę się tego nazbierało :o Musisz pisać więcej takich niesamowitych przerywników, one potrafią trafić do serca *jeśli wiesz, co mam na myśli C:*
Pozdrawiam,
Fioletoowa
Świetna miniaturka. Życzę dużo weny!
OdpowiedzUsuńTo było przepiękne ;) Nie myślałam że można tak świetną historię w jednej miniaturce opisać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Piękna miniaturka,taka nastrojowa,trochę bajkowa.Twoje opowiadania mają taką specyficzną atmosferę.
OdpowiedzUsuńZakochałam się w twoich miniaturkach. :)