ROZDZIAŁ XXI
Święta, choinka, biały puch
za oknami, prezenty...
Kiedyś uwielbiała ten
cudowny czas. W dzień Wigilii zawsze budziła się z uśmiechem na twarzy, z
niecierpliwością wyczekując na pyszną kolację oraz otwarcie podarunków. Kochała
tę rodzinną atmosferę pełną miłości i niebotycznego szczęścia.
A teraz to wszystko
zniknęło.
Mimo tego, że rodzice
nauczyli się ją akceptować i w pewien sposób... kochać, to i tak nie było tak
samo.
Doskonale pamiętała błysk w
piwnych oczach matki, za każdym razem, gdy wracała do domu na święta bądź
wakacje. Tata zawsze uśmiechał się do niej zdawkowo, a gdy nikt nie widział
unosił ją do góry niczym małą dziewczynkę.
Brakowało jej tego.
Strasznie.
Pogłaskała palcami trzymaną
w dłoniach fotografię, przedstawiającą całą ich trójkę na wakacjach we
Włoszech. Była wtedy tak bardzo szczęśliwa!
Czasem nie była pewna, czy
dobrze zrobiła odnajdując rodziców i próbując zwrócić im pamięć. Jedyny plus,
który z tego wyniknął, to fakt, że zgodzili się wrócić i pełnić rolę jej
opiekunów. Nie pamiętali jej. Czasem miała także wrażenie, że narzucając swoją
obecność, zniszczyła ich szczęście.
Odłożyła fotografię i
podeszła do okna. Nie chciała przyznać się przed samą sobą, że męczy ją nie
tylko brak pamięci rodziców.
Tak naprawdę odnosiła
wrażenie, że wszystko idzie w zupełnie innym kierunku niż powinno.
Od kiedy uświadomiła sobie,
że została jedną z wielu dziewczyn zakochanych w Draconie Malfoyu wiedziała, że
jest stracona.
Nie wierzyła, że mógłby
pokochać kogokolwiek, a swoim zachowaniem tylko ją w tym utwierdził.
Wieczorem całował ją tak,
że niemal zabrakło jej tchu, jakby mu zależało, jakby jej pragnął... a
następnego ranka po prostu zniknął!
Uciekł jak największy
tchórz. Widziała go w tłumie ludzi na stacji w Hogsmeade. Szedł z Blaisem, a
jej serce na jego widok wywinęło koziołka.
Gdy Zabini wskazał ręką w
stronę Ginny, na jego twarz wypłynęło przerażenie. Pokręcił głową i odszedł w
przeciwną stronę.
Więcej go tego dnia nie
zobaczyła, zbyt zajęta załamaną przyjaciółką. Serce pękało jej na milion
drobnych kawałków.
Już wcześniej stwierdziła,
że jej pech przeszedł na młodą Weasley, a teraz miała już stuprocentową
pewność. Tyle, że ten pech nie tyle przeszedł, co się rozmnożył dotykając ich
obydwu.
Znalazły osobny przedział,
z dala od zgiełku wszystkich ludzi i Ruda opowiedziała jej wszystko. O swoich
uczuciach, strachu, zaangażowaniu... o bólu złamanego serca, który w głębi
odczuwała.
Hermiona odwdzięczyła się
tym samym. Dopiero, gdy wyrzuciła z siebie wszystko, co męczyło ją od dłuższego
czasu, zrozumiała jak wiele ukrywała przed swoją najlepszą przyjaciółką.
Ale teraz wiedziały już
wszystko. Zostały połączone złamanym sercem, a także zakazanym uczuciem.
- Hermionko! Pomożesz mi w
kuchni? - usłyszała głos matki z dołu.
- Pewnie, już schodzę! -
odkrzyknęła, po czym dodała już cicho, do siebie- Mamo...
Westchnęła cichutko,
opierając czoło o szybę. Dlaczego to wszystko musiało tak bardzo boleć?
Po wojnie wszystko miało
być lepiej. Wszystko!
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Nie tylko ona miała takie
myśli.
Ginny siedziała na łóżku,
szczelnie owinięta kocem.
Bardzo cieszyła się, że
mogła wszystko wyznać Hermionie. Myślała, że będzie jej lepiej. I było, w
pewnym sensie...
Zbyt mocno się zaangażowała
i zbyt wiele siły wkładała w to, by zachowywać się jak zimna, oschła suka.
Czuła instynktownie, że nie
robi dobrze odrzucając od siebie Blaise'a. W końcu Rabielle była z Ronem,
prawda? Jej, pożal się Boże brat, od rana do wieczora nie mówił o niczym innym.
Całym sercem chciała
zapomnieć o wszystkim, porozmawiać z nim, dać szansę... jednak nie potrafiła.
Była zbyt uparta, zbyt zacięta.
Wstała z łóżka, podchodząc
do niewielkiego okna. Jeszcze nie tak dawno temu, dokładnie w tym samym miejscu
całowała Harry'ego. Była wtedy przekonana, że jest miłością jej życia i nic
tego uczucia nie zmieni. No bo jeśli nie była to miłość, to jak wytłumaczyć jej
ciągłe zainteresowanie, trwające aż siedem długich lat? Kochała go, od kiedy pierwszy
raz zobaczyli się w niewielkiej kuchni w Norze. A teraz, gdy zdała sobie
sprawę, że czuje coś do Blaise'a, zrozumiała, że uczucie do Pottera nie była
nawet w połowie tak silne.
Ciemne niebo przecięła
spadająca gwiazda, zwiastująca początek Wigilii. Za chwilę z pewnością usłyszy
głos mamy wołający ją na wystawną kolację.
W tym roku zebrała się cała
rodzina, zabrakło jedynie Harry'ego, który postanowił spędzić ten czas u Luny.
Przymknęła powieki, myśląc
życzenie. Nie potrzebowała czasu do namysłu, doskonale wiedziała czego pragnie.
Usłyszała głos Billa, który
wołał ją na dół, a na jej twarz wypłynął delikatny uśmiech. Jeżeli życzenie się
spełni, to niczego więcej od życia nie będzie wymagać.
Obiecała sobie, że
przynajmniej w ten wieczór zapomni o swoim złamanym sercu i postara się cieszyć
świąteczną atmosferą. Dla rodziny.
Na smutki będzie czas
później!
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- Hej, kochanie. Coś ty
taki markotny? Na smutki będzie czas później, teraz mamy
święta! - zawołała przepiękna kobieta, pochylając się, żeby ucałować Blaise'a w
czoło.
Chłopak spojrzał na matkę, w jej oczy pełne
nadziei i siłą woli zmusił się do słabego uśmiechu. Nie chciał, by przez niego
była smutna. Nie dziś, kiedy spędzali pierwsze święta z jej nowym chłopakiem.
Pani Zabini była naprawdę piękną kobietą. Jej
skóra miała odrobinę ciemniejszy odcień niż u innych ludzi, ale nie aż tak jak
u jej syna. Długie, czarne włosy spięła w gruby warkocz, sięgający do nad wyraz
kształtnego jak na jej wiek tyłka.
Duże, pomalowane czerwoną szminką usta, cały
dzień nosiły uśmiech, a czarne oczy posyłały w świat wesołe iskierki.
Była naprawdę szczęśliwa u boku tego szpakowatego
mężczyzny z mysimi włosami, lekkim zarostem oraz bardzo przenikliwymi,
błękitnymi oczami.
Który to już był z kolei? Dawno już stracił
rachubę.
Jego rodzicielka nazywana była czarną wdową i
nie chodziło tu bynajmniej o jej czarne włosy oraz ciemniejszą karnację.
Każdy mężczyzna, który wszedł w tę rodzinę,
kończył w naprawdę tragiczny sposób. Oczywiście Rosaline Zabini nigdy winy nie
udowodniono, jednak ludzie szeptali. Sam Blaise nie znał prawdy, ale może to i
lepiej.
Skupił spojrzenie na szklance soku dyniowego,
gdy usta dorosłych połączyły się w namiętnym pocałunku. Nie potrafił na to
patrzeć.
Po jego głowie wciąż błądziły słowa
wypowiedziane przez jedyną kobietę, której udało się ujarzmić jego jestestwo.
Nie potrafił zrozumieć, jak ta mała, wredna istota
mogła pomyśleć, że między nim, a Rabielle było coś więcej!
Nawet nie pozwoliła sobie nic wytłumaczyć –
znowu.
Był bezsilny, a tak bardzo pragnął się z nią
pogodzić, pocałować, trzymać w ramionach...
A zamiast tego musi patrzeć na umizgi własnej
matki!
Westchnął ze zrezygnowaniem. Wiedział, że nie
może na razie wyjść. Musi grzecznie siedzieć, dopóki nie skończą jeść kolacji.
Taka tradycja.
Pod niewielką choinką roiło się od prezentów,
jednak pierwszy raz w życiu nie miał ochoty ich oglądać.
Najchętniej zamknąłby się w pokoju, z butelką
whiskey, która od powrotu z Hogwartu stała się niemalże przedłużeniem jego
ręki.
- Skarbie, na pewno wszystko w porządku? -
zapytała zatroskana kobieta, łapiąc go za dłoń.
Stolik był niewielki, akurat na ich trójkę.
- Tak, w porządku. Jestem tylko trochę zmęczony
– odpowiedział wymijająco, unikając jej spojrzenia.
Nie chciał jej mówić, co go męczy. Nie przy tym
mężczyźnie. To, że spotykał się z jego mamą, wcale nie oznaczało, że musi go
lubić.
Kątem oka zobaczył jak wymieniają spojrzenia.
- Przepraszam na chwilę, muszę skorzystać z
toalety – powiedział głębokim, męskim głosem, zupełnie nie pasującym do jego
wątłej postury.
Na twarzy Rosaline wykwitł przepiękny uśmiech,
kiedy odprowadziła go wzrokiem do drzwi.
- A więc? Teraz możesz powiedzieć mi prawdę –
zagadnęła, a w jej oczach błysnął niepokój.
W tym momencie doskonale zrozumiał, że jego
nieudolne próby zakamuflowania swojego złego nastroju spełzły na niczym.
Była zbyt inteligentna i zbyt mocno kochała
swojego jedynaka, żeby nie zauważyć tej zmiany.
Mało osób o tym wiedziało, ale ojciec Blaise'a
był jedyną i prawdziwą miłością dwudziestoletniej Rosaline McLee. Owocem tego
gorącego uczucia był śliczny, ciemnoskóry synek, którego pokochała od
pierwszego wejrzenia, zupełnie jak jego ojca.
Terrence Zabini zginął kilka miesięcy później, w
bliżej nieokreślonych okolicznościach, pozostawiając młodą matkę całkowicie
samą.
Rosaline żyła dla synka z dnia na dzień, robiła
dla niego wszystko i dopiero, gdy trochę podrósł, zaczęła spotykać się z innymi
mężczyznami.
Nie lubił, gdy nazywano go maminsynkiem, jednak
czuł, że coś w tym mogło być. Mimo wszystko kochał swoją matkę i szanował ją
bardzo, ale nie wszystko było przeznaczone dla jej uszu.
Spojrzał jej prosto w oczy, starając się mówić
najbardziej przekonywującym tonem na jaki było go stać.
- Nie martw się. Naprawdę wszystko jest w jak
najlepszym...
- Chodzi o dziewczynę? - przerwała mu mama,
przyglądając się jego twarzy, na której wymalowało się bezgraniczne osłupienie.
- Zakochałeś się?
Nie był pewien, czy to pytanie zawierało w sobie
więcej radości czy też smutku.
Nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Nie miał
ochoty rozmawiać na ten temat.
Niezrażona pani Zabini ścisnęła mocniej jego
dłoń, pochylając się odrobinę do przodu.
- Jeżeli cię kocha, to na pewno nie pozostanie
obojętna. Macie problem? Walcz o nią.
Blaise popatrzył na nią dziwnym wzrokiem.
Jak to się działo, że ta kobieta miała w sobie
tyle mądrości i intuicji? Nic nie mówił, nie zwierzał się, siedział zamknięty w
pokoju... a ona i tak wszystko doskonale wiedziała. No jak?
Nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym samym momencie
do jadalni wrócił Andy, a mama przerzuciła swoją uwagę na niego.
Westchnął tylko pod nosem. Poczuł, że musi
natychmiast stąd wyjść, inaczej udławi się nadmiarem cukierkowej atmosfery w
pomieszczeniu.
Zerwał się z krzesła ruszając do swojego pokoju.
Drzwi trzasnęły za nimi trochę mocniej niż zamierzał.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Wielkie drzwi frontowe trzasnęły z ogłuszającym
hukiem, oznajmiając całemu domowi powrót właściciela. Rodzinnego kata i
zagorzałego śmierciożercy.
Draco siedział razem z matką przy stole,
wymieniając co jakiś czas spojrzenia. Widział po niej, że strach walczy u niej
z tęsknotą.
Bądź co bądź, była z tym mężczyzną bardzo długi
czas. W pewien sposób zdążyła go pokochać.
Nie zgadzała się z wieloma poglądami męża i
dopiero po jego zamknięciu mogła odetchnąć własnym, świeżym powietrzem, bez
destrukcji, która toczyła jej związek. A mimo to tęskniła za nim.
Draco też się bał. Bał się, co tylko potęgowało
jego złość i frustrację.
W głowie wciąż miał pocałunek z Granger. Tak
cudowny, wciągający, tak... głęboki.
Gdy wpadli w to dziwne, emocjonalne połączenie
poczuł, że mógłby całować ją w ten sposób dzień w dzień, aż do końca świata.
Jej usta były obłędne. Miękkie, słodkie i takie niewinne...
Nie wiedział co się z nim stało. Nie rozumiał
ognia, który rozgorzał w jego sercu, i ogrzewał całe ciało od środka. Był
naprawdę szczęśliwy. Pierwszy raz od... chyba od tańca z nią.
Wszystko ostatnio kręciło się wokół niej.
I dopiero kiedy położył się do łóżka, zrozumiał
co zrobił. Nie miał prawa jej całować. Nie miał prawa cokolwiek czuć. Nie,
kiedy jego ojciec był na wolności. Nie miało to trwać to długi czas, jednak
wystarczający na jakiekolwiek działanie ze strony Malfoya seniora.
Już teraz wiedział, że gdyby ojciec użył na nim legilimencji, to miałby niebotyczne problemy...
Już teraz wiedział, że gdyby ojciec użył na nim legilimencji, to miałby niebotyczne problemy...
Tak sobie to tłumaczył. W głębi serca wiedział
jednak, że nie tylko to go nurtuje. Tak naprawdę bał się własnych reakcji,
których nie znał, ani nie rozumiał.
Kobiety podniecały go, doprowadzając do
szaleństwa swymi ciałami, ale ona... ona doprowadzała go do szaleństwa jedynie
za pomocą swojego ciepła, obecności.
Nie chciał do tego dopuścić. Wiedział, że
jakiekolwiek uczucie wiąże się z cierpieniem. Był pewien, że mimo
odwzajemnionego pocałunku, Gryfonka nie czuje do niego nic więcej.
Wolał myśleć właśnie w ten sposób. Musi trzymać
się od niej z daleka.
Właśnie dlatego uciekł, jak najgorszy tchórz.
Bał się konfrontacji. Bał tego, że zatopi się w jej pięknych oczach, że znów
nie zapanuje nad swoimi odruchami.
Tamten pocałunek był dla niego jak oczyszczenie...
Usłyszał ciche kroki na korytarzu, a chwilę
później w drzwiach od jadalni stanął sam Lucjusz Malfoy we własnej osobie.
Długi pobyt w Azkabanie pozostawił na nim swoje
piętno. Jego zawsze długie, lśniące włosy, teraz były potargane i matowe. Duże
sińce pod oczami były bardzo widoczne na tle nieskazitelnie bladej skóry.
Nie wyglądał tak źle, jak mógłby wyglądać, lecz
nie było także dobrze.
Zlustrował dokładnie całe pomieszczenie,
zatrzymując wzrok na moment na Narcyzie, a następnie na Draconie. Na jego twarz
wypłynęło coś na kształt zimnego uśmiechu.
- Witajcie – powiedział chłodno, podchodząc do
żony, by pocałować ją w policzek.
Draco wstał i zgodnie ze zwyczajem ruszył w
stronę ojca, żeby wymienić uścisk dłoni.
Zamiast tego, poczuł jak mężczyzna przyciąga go
do siebie i obejmuje ramieniem. Nie wiedzieć czemu, w tym czysto ojcowskim
geście wyczuł całą tonę fałszu.
Narcyza na ten widok miała łzy w oczach.
- Brzydal! Trzpiotka! Podajcie do stołu! -
zawołała, klaszcząc lekko w dłonie.
Draco wiedział, że trochę jej ulżyło. Obawiała
się agresji, a zamiast tego zobaczyła jak jej mąż tuli najważniejszą osobę w
jej życiu.
Jaką jednak miała pewność, że nagle coś mu nie
odbije?
Malfoy Senior zawsze był wybuchowy, a Azkaban
potrafił zrobić z ludzi wariatów.
- Siadaj, Lucjuszu. Z pewnością jesteś głodny –
zagadywała Narcyza, uśmiechając się delikatnie.
Mężczyzna spojrzał na oferowane mu stałe miejsce
u szczytu stołu i Draco mógłby przysiąc, że na jego twarz wypłynął wredny
uśmieszek.
- Jak się czujesz? - próbowała dalej matka.
Mimo jej usilnych starań, atmosfera w
pomieszczeniu była bardzo nieznośna, a wręcz dusząco ciężka.
- Do kiedy możesz tu być?
- A co , już mnie wyganiasz? - odpowiedział
pytaniem, a temperatura jego głosu z pewnością osiągnęła parę kresek poniżej
zera.
- Nie, nie, skądże! - zaprzeczyła szybko,
śmiejąc się przy tym histerycznie.
Posłała synowi spojrzenie pełne prośby.
- Bardzo się cieszymy, że jesteś. Przynajmniej
święta możemy spędzić razem – powiedział Draco, modląc się by ojciec nie
wyłapał fałszu emanującego z jego głosu.
Lucjusz zwrócił na niego swoje zimne spojrzenie,
lustrując dokładnie od stóp do głów.
Wiedział co zaraz nastąpi i mimo że spodziewał
się takiego zachowania, nie potrafił ukryć wszystkiego.
Tak więc, ojciec przeglądał w jego myślach
wszystkie miesiące od rozpoczęcia roku szkolnego. Udało mu się ukryć jedynie
większość sytuacji związanych z Granger, jednak mimo to nie zakamuflował
wszystkiego. Na przykład całości projektu.
W miarę oglądania, na twarzy Lucjusza pojawiły
się rumieńce. Gdyby go nie znać, ciężko byłoby stwierdzić, czy są to rumieńce
wstydu, czy złości.
Oni jednak wiedzieli. Narcyza skuliła się w
sobie, a Draco wyprostował, czekając na atak ze strony ojca.
Jednak przerwało im pojawienie się skrzatów,
które wybrały idealną porę na wnoszenie posiłku.
Zanim wyszły, Malfoy senior zdążył się nieco
opanować.
Draco czuł, że jego ciało lekko drży. Sięgnął po
stojący na środku stołu gulasz z kaczki, żeby tylko zachować pozory spokoju i
normalności.
- A więc jak tam w szkole? - zapytał ojciec,
nalewając sobie wina. Udawał spokojnego i jedynie drżąca powieka świadczyła o
jego zdenerwowaniu.
- W porządku – odpowiedział Draco, starając się
o spokojny ton. - Zostałem Prefektem Naczelnym, mam własne dormitorium, biorę
udział w projekcie międzyszkolnym. Oceny w porządku. Wszystko się układa jak
najlepiej...
- Jak najlepiej! - wybuchnął, rzucając widelcem
o talerz. Jego włosy nastroszyły się, a w oczach błysnął obłęd. - Uważasz za w
porządku bratanie się z tą głupią szlamą, przyjaciółką Pottera?! Na kogo ja cię
wychowałem, ty pusty gówniarzu?! Czy tego właśnie cię uczyłem? Plamisz nasze
dobre imię...
- Lucjuszu... - zaczęła Narcyza, ale przerwał
jej brutalnie, odwracając się w jej stronę.
- Zamknij się! Ty wcale lepsza nie jesteś!
Pozwalasz mu robić wszystko co chce. Gdzie szacunek do mnie? Do mojego
nazwiska? Co wy sobie wyobrażacie?!
- Ale...
- ŻADNEGO ALE! Nie sądziłem, że po powrocie
spotka mnie taka hołota, taki zawód – zwiesił głowę, ale tylko po to, żeby
złapać oddech. - Możecie być pewni, że kiedy wyjdę na dobre z Azkabanu, to
zrobię z tym porządek. Nie będzie plamienia czystej krwi. Nie na mojej zmianie.
Skończył złowieszczo, po czym zerwał się z
miejsca i zniknął w głębi domu.
Draco wymienił z matką spojrzenia, czując jak
krew się w nim gotuje na widok łez w jej oczach.
Nienawidził sukinsyna. Starał się mieć szacunek,
głównie ze względu na matkę, ale miał już dość tego terroru, który wprowadzał.
Miał własne życie i mógł z nim robić, co mu się
podoba. Jak będzie chciał umawiać się z mugolaczką, to będzie się umawiać, do
cholery, a jego durny ojciec nic do tego nie będzie miał!
Ścisnął z całej siły szklankę tak, że pękła mu w
rękach.
Narcyza natychmiast posprzątała szkło i
opatrzyła jego rękę.
Resztę wieczoru spędzili we dwoje, próbując
zapomnieć o obecności tyrana w domu.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- Smakuje ci, Harry Potterze? - usłyszał głęboki
głos pana Lovegooda.
Obrócił się w jego stronę, starając przybrać na
twarz entuzjastyczny wyraz.
Prawdę mówiąc, to dziwne, brązowe coś co
aktualnie przeżuwał, było tak ohydne, że miał ochotę od razu pobiec do ubikacji
i wszystko wypluć.
Ale jak mógł coś takiego zrobić?
Zamiast tego uśmiechnął się uspokajająco i
przytaknął.
- Nawet bardzo, proszę pana.
Mężczyzna machnął ręką w zakłopotaniu.
- Już ci mówiłem, drogi chłopcze, żebyś mówił do
mnie po imieniu – powiedział, uśmiechając się niezręcznie.
Obydwoje doskonale pamiętali sytuację z wojny.
Pan Lovegood był w stanie wydać Harry'ego, a nawet zrobił to! Jednak Wybraniec
zrozumiał. Stawkę stanowiła Luna, a w tym momencie zrobiłby dla niej dokładnie
to samo.
- W porządku... Ksenofiliusie – odpowiedział,
odwzajemniając uśmiech, który wyszedł równie niezręcznie.
Usatysfakcjonowany mężczyzna skinął głową, po
czym ruszył w stronę kuchni.
Zjedli dokładnie dwanaście potraw, jednak
różniły się one od tych, które normalnie stawia się na stole.
Tu przeważały: wątroba buchorożca w sosie
kwasowym, kosteczki żytołaków, mięso strusia... jednym słowem, kuchnia
Lovegoodów nie należała do tych tradycyjnych.
Obrócił się do Luny, obejmując ją mocno
ramieniem.
Dziewczyna uśmiechnęła się, a w jej oczach
błysnęła czysta, niczym niezmącona miłość.
- Może otworzymy prezenty? - zapytał, wskazując
na kupkę znajdującą się pod wielką choinką, przystrojoną w truskawki,
rzodkiewki, kapsle od piwa i inne dziwactwa. Jedynie gnom, ubrany w starą, wyświechtaną
sukienkę, zdobiący szczyt drzewka wydawał się znajomy. Z taką wersją aniołka
spotkał się już u Weasley'ów, więc w pewnym sensie poczuł się bardziej swojsko.
Skinęła głową, więc ucałował ją w czoło i ruszył
po prezenty. Obydwoje dostali dokładnie po cztery.
Luna ciesząc się jak małe dziecko, wyjęła „Podręcznik
po najdziwniejszych stworzeniach świata magicznego” pióra Betty Locker,
który z pewnością otrzymała od Hermiony. Kolejnymi prezentami był ciepły,
puchaty sweterek od Ginny, zestaw do wykrywania Nargli od taty i srebrny,
otwierany wisiorek. W środku znajdowało się ich wspólne i zarazem jedyne
zdjęcie, które zrobili niedługo po rozpoczęciu związku, a na otwarciu znajdował
się cytat; „Nie szukaj kogoś z kim możesz być, ale kogoś, bez kogo nie
możesz żyć”.
Spojrzała na Harry'ego oczami pełnymi łez
wzruszenia.
Odgarnął jej włosy, odkładając „specjalny
grzebień do układania nieukładnych włosów”, długi, czarny, grzejący szalik,
oraz podręcznik pt. „Jak rozpoznać działanie gnębiwtrysków”.
Była taka piękna...
- Harry? - usłyszał po chwili i ze zdumieniem
zobaczył, że Luna się rumieni.
- Co się stało? - zapytał marszcząc czoło.
Dotknął dłonią jej policzka, a ona przymknęła oczy wtulając się w nią mocniej.
- Ja...
- Dzieci moje kochane! - przerwał jej pan
Lovegood, wpadając nagle do niewielkiej kuchni. Luna odsunęła się od Harry’ego
jeszcze bardziej czerwona, a jego serce opanował niepokój. - Musicie mi
wybaczyć, ale muszę opuścić was na resztę wieczoru – przerwał na moment,
patrząc uważnie w ich twarze. - Poradzicie sobie?
- Oczywiście, Ksenofiliusie – odpowiedział
Harry, starając się uśmiechnąć mimo niepokoju.
- Lunka?
- Pewnie, tato. Idź i baw się dobrze.
Posłała ojcu tak spokojny uśmiech, że zaczął się
martwić, czy całej wcześniejszej sytuacji po prostu nie wymyślił.
Jednak zaraz po wyjściu pana Lovegooda, jej
twarz na nowo przybrała barwy wiśni.
- Co się stało, skarbie? Źle się czujesz? -
niepokoił się Wybraniec. Pierwszy raz widział, żeby tak się zachowywała.
Dziewczyna pokręciła głową, ale podniosła głowę,
żeby spojrzeć mu w twarz rozświetlonymi oczyma.
- Chodź ze mną... - wyszeptała, ciągnąc go na
górę.
Z głową pełną sprzecznych myśli przeszedł za nią
przez pracownię jej ojca, a następnie po schodach na poddasze, gdzie miała swój
pokój.
- Lunka, powiesz mi co...
Zaniemówił. Rozciągał się przed nim romantyczny,
niemalże tandetny widok jak z mugolskich filmów romantycznych. W tle grała
jakaś wolna piosenka, a na biurku ułożone było serce ze skórek rzodkiewek.
W całym pomieszczeniu panował przyjemny półmrok.
Rozejrzał się dookoła i ze zdumieniem zauważył,
że jest sam.
- Luna? - zaczął iść w stronę prywatnej
łazienki, ale w tym samym momencie drzwi się uchyliły i stanęła w nich... ona.
Jej delikatne, szczupłe ciało pokrywała jedynie
koronkowa, pomarańczowa i prześwitująca bielizna. Włosy spięła w wysoki kucyk,
spływający teraz po jej prawym ramieniu aż na pierś, a ponętne wargi ułożyła w
nieśmiały uśmiech.
Podeszła do niego niespiesznie, zamykając mu
pocałunkiem usta.
- Nie byłam gotowa przez długi czas... ale
jestem teraz. Jeżeli nie masz nic przeciwko, chciałabym być twoim prezentem
świątecznym.
Harry spojrzał na nią z niedowierzaniem
wymalowanym w zielonych oczach. Mówiła serio? Przecież... jeszcze niedawno
rozmawiali na ten temat i zapierała się, że jeszcze nie czas...
Nie potrafiąc się powstrzymać, podszedł do niej,
gładząc delikatnie jej gładką talię oraz brzuch.
Pragnął je. Pragnął całym sobą, a dowodem na to
była przyjemna ciasność w jego spodniach.
Kochał ją nad życie, jak nigdy nikogo. Wiedział,
że chce być tylko z nią i właśnie dlatego nie mógł jej skrzywdzić.
Z westchnieniem odsunął się od niej, żeby
zatopić w tych wielkich, błękitnych oczach.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Tak – skinęła głową. - Mam eliksir. Wszystko
przygotowane.
- Ale...
Nie pozwoliła mu skończyć.
Wpiła się w jego usta, przelewając w ten
pocałunek całe swoje pragnienie, a także miłość.
W pewnym momencie odbiła się od ziemi, wieszając
na nim niczym mała małpka.
Kiedy poczuł jej kształtne, odkryte pośladki,
całe jego ciało ogarnął żar.
Chciał ją posiąść, najlepiej tu i teraz, na
stojąco.
Musiał się jednak pohamować. Nie chciał przecież
zrobić jej krzywdy.
Z największą delikatnością, na jaką było go
stać, położył ją na niewielkim łóżku. Poczuł jak jej drobne dłonie próbują
ściągnąć jego sweter, więc wyszedł jej naprzeciw.
Kiedy pozbył się z jej pomocą całego zbędnego
ubrania i został tylko w czarnych bokserkach, położył się obok, całując z
zapamiętaniem każdy, nawet najmniejszy skrawek jej ciała. Niespiesznie ściągnął
stanik, uwalniając tym samym dwa niewielkie cuda. Wydał z siebie cichy jęk
zachwytu.
Tak długo tego pragnął.
Pieścił ją całą, sięgając dłonią do najbardziej
intymnej części ciała.
Obrysował linię jej stringów, czując silną
satysfakcję na widok wijącej się pod jego dotykiem dziewczyny. Po kilku
chwilach ściągnął jej majtki jednym sprawnym ruchem, całując sobie ścieżkę, od
piersi aż po łono.
Kiedy dotknął wilgotnym językiem jej kobiecości,
wydała z siebie przeciągły jęk, prosząc o jeszcze.
Tego było mu już za wiele. W niezdarnym
pośpiechu zdarł z siebie ostatni skrawek materiału, odgradzający go od
spełnienia. Popatrzył jej w twarz, szukając ponownego potwierdzenia, po czym
najdelikatniej jak potrafił, wsunął się do środka.
*
- Harry? - zagadnęła Luna, dwadzieścia minut
później, kiedy leżeli wtuleni w siebie pod przykryciem kołdry.
- Mmm? - wymruczał, dając znak, że słucha.
- Dziękuję, i... - przerwała na moment, bo
schylił się by obdarzyć ją pocałunkiem.
- To ja dziękuję, głuptasie – powiedział,
ocierając ich nosy o siebie. - Dostałem najlepszy prezent pod słońcem.
Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie, przytulając
mocniej do jego torsu.
- Kocham cię – usłyszał po chwili, a motyle w jego
brzuchu zrobiły grupowe okrążenie.
- Ja ciebie też.
Pocałował ją w głowę, próbując dać tym samym
poczucie bezpieczeństwa.
- Luno? - zapytał.
- Tak? - uniosła głowę,
patrząc mu prosto w oczy.
Podniósł się z miejsca i
podszedł do rzuconych na ziemię spodni.
Już dawno o tym myślał. Był
pewien, wiedział czego chce. Więc co stoi na przeszkodzie?
Po chwili wrócił do łóżka,
w biegu zakładając bokserki. Swetra nie założył, bo miała go na sobie Luna.
Patrzyła na niego z niemym zdziwieniem, gdy uklęknął na jedno kolano, ani na
moment nie spuszczając z niej wzroku. W jego dłoni znikąd pojawiło się czerwone
pudełeczko, a w nim delikatny srebrny pierścionek z jednym oczkiem. Wiedział,
że uwielbia ekstrawagancję, jednak w kluczowych sprawach zawsze stawiała na
prostotę.
- Luno Lovegood. Kocham cię
najbardziej na świecie. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Kiedy zobaczył uśmiech na
jej twarzy i spływające po policzkach łzy wzruszenia, poczuł, że nic więcej mu
nie potrzeba. Przytulił ją do piersi, napawając się cichym, ale jakże mocnym
„tak”, powtarzanym niczym mantra, raz po raz.
Tej nocy stał się
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i to dwukrotnie.
Harry i Luna są po protu przecudowni ♥ Scena 18+ wyszła całkiem fajna, taka delikatna i subtelna.
OdpowiedzUsuńCo do innych bohaterów: współczuje Draconowi, taki ojciec to przekleństwo. mam jednak nadzieję, że coś z nim zrobisz :)
Podsumowując: rozdział jest jak zawsze wspaniały i już nie mogę się doczekać kolejnego :)
http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Świetny rozdział. Bardzo mi się podobał :D Nie mam za dużo czasu więc tylko tyle...
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i czasu na pisanie :)
Vera ;*
Ja tu myślałam, że to +18 dramione, a tu co? :c
OdpowiedzUsuńJednak mimo wszystko scena Harrego i Lunałki była mega słodka. Tak samo jak zaręczyny.
Szkoda mi Ginny i Diabełka i Miony i najbardziej Draco :c
BIEDNI :C
NO NIE WIEŻE OMG napisałaś scenę +18, i wyszła ci wspaniale, ( no przepraszam że przeczytałam już nie będę nie mów mojej mamie ;) Co powiedzieć, ? Jest wspaniały i czytało się cudownie, już chce kolejny nie mogę się doczekać, :D
OdpowiedzUsuńCharlotte
P.S
Przepraszam że tak krótko ale wciąż jestem w szoku po rozdzile
Jedna rzecz przykuła moją uwagę, Luna i stringi... :D Rozdział jak świetny, szkoda że Blaise i Gin smutają. Niech o nią walczy. Podobało mi się, czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńCoooooo? Luna i Harry? A ja już sobie robiłam nadzieje na Dramione albo Blinny, ale co tam. A sam rozdział jak zwykle genialny, uwielbiam Twoje opowiadanie <3. + 18 Harrego i Luny słodkie :)
OdpowiedzUsuńStrasznie mi szkoda Rudej, Blaise'a, Mionki, Draco i w ogóle.. :/ No i Cyzi oczywiście. Czekam z niecierpliwością na nexta :)
Pozdrawiam i życzę weny,
Lana :)
Jejciu, jejciu, jejciu :>
OdpowiedzUsuńRozdział słodko-gorzki, i w sumie naprawdę bardzo mi się podoba :)
Lucjusz.. Kurde, mam nadzieję, że jeszcze trochę spędzi w Azkabanie... Współczuję Narcyzie. Mieć takiego męża, to.. straszne.
Za to końcówka podobała się się baardzo, mimo że nie było Dramione :D Kurczaki, Harry się oświadczył Lunie! Ale jaja! :D
Biedny Draco :c Biedny Blaise :c Biedna Ginny :c
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :3
Pozdrawiam M.
Trochę szkoda mi Blaisa i Ginny... Wiesz przecież, że w twoim wydaniu są moją ulubioną parą :3
OdpowiedzUsuńA co do Luny i Harrego... Nie przepadam za tym połączeniem, a wzasadzie na żadnym innym blogu się z nim nie spotkałam, bo omijam ten paring łukiem niezbyt szerokim, ale zawsze jakimś ;) W tej notce ich wątek wydał mi się troche przesłodzonym, ale cóż... Twoja opowieść, twój wybór!
Pozdrawiam, Ludum :*
Początek był taki smutny, ale opisałaś go świetnie. Współczuje bardzo Mionce, a Blaise i Ginny też nie mają najlżej.
OdpowiedzUsuńAle najgorzej to ma Draco. Niech Lucjusz wraca do tego Azkabanu!
Końcówka za to wyszła ci mega słodko i uroczo!
Jeszcze te zaręczyny, aaaaa i uuuuuu.
Kiedy następny? Umierać wprost z niecierpliwości!
Pozdrawiam,
Bloom
Liczyłam, że scena 18+ będzie z Draco i Hermioną, ale sie przeliczyłam, lecz oczywiście Luna i Harry oczywiście na tak! :)
OdpowiedzUsuńGrr .. Lucjusz jest okropny, nienawidzę gościa!
Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie więcej scen - Draco - Hermiona.
Pozdrawiam!
Lacarnum Inflamare!
Ah myślałam że scenka będzie między Draco i Herm, ale to by było za szybko. Stanowczo za szybko. Trochę smutny był ten rozdział. Taki trochę melancholijny i...głęboki. A Lucjusza nie znoszę, mam nadzieje, że nic tam nie namiesza...
OdpowiedzUsuńOch wspaniały rozdział!! Szkoda , że Blaise i Ginny nie są ze sobą :-( Ale Harry i Luna po prostu wspaniali!!
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Ooooch, rozpłynęłam się! Harry i Luna są tacy cudowni, uwielbiam ich razem. :)
OdpowiedzUsuńRozdział taki... smutny. Szkoda mi bardzo Dracona i Narcyzy, Lucjusz mógłby się "ogarnąć" już trochę, serio! :P Hermiony też mi bardzo szkoda, ta cała sprawa z rodzicami... Biedna Gryfoneczka... :(
Czekam niecierpliwie na więcej! :*
hogwartsdragon.blogspot.com
Wspaniały rozdział! Nie lubię Lucjusza! To podły cham, do jasnej cholibki! Draco... on musi być z Hermioną i niech wreszcie to zrozumie!!
OdpowiedzUsuńCo do Harrego i Luny. Nie znam się dokładnie na "tych sprawach", ale cieszę się, że nie zrobiłaś z tego jakiegoś taniego pornosa. Całą sytuację przedstawiłaś... bardziej subtelnie i romantycznie, ale zarazem dojrzale. Jestem z Ciebie baaardzo dumna!
Pozdrawiam magicznie
~hope~
O jejku jak cudownie :D ehhh aż mi się ciepło na sercu zrobiło :)
OdpowiedzUsuńWeny:D
Pozdrawiam,Lili:)
Rozdział genialny szkoda tylko że scena 18 pomiędzy Luną a Harrym a nie Ginny i Diabłem ale mam nadzieję że masz wobec nich takie plany. Biedny Draco żal mi go wychowywanie się z takim ojcem jest dramatem mam nadzieję że Lucjusz nic złego nie zrobi. Karola
OdpowiedzUsuńhaha byłam pewna, że scena +18 będzie o Draco I Herm a tu jednak nie :D fajny rozdział i czekam na nn!! :)
OdpowiedzUsuń<3 i nic więcej nie da się dodać
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że się jej oświadczy jak tylko powiedział "Luno". Rozdział genialny choć wkurzają mnie strasznie przemyślenia Malfoya, mógłby się wziąć wreszcie w garść i nie rozczulać się nad sobą jak baba xD
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i zapraszam na nowy rozdział na http://milosny-skandal.blogspot.com
Pozdrawiam Avad Ka ;*
Przepraszam za tak długą przerwę w komentowaniu :c Głupi czas! Zawsze jest jego zbyt mało ;<
OdpowiedzUsuńScena erotyczna z Luną i Harry'm była cudowna! Taka słodka i w ogóle ^.^
Cieszę się bardzo, że Draco zaczyna coś rozumieć z tego, że czuję coś do Hermiony. Tylko te jego sprzeczności, że nie powinien itd.
Tak czy inaczej rozumiem go. Gdybym ja miała taką rodzinę to też się bym bała zakochać w osobie, której moja rodzina nie cierpi.
Szkodami też trochę Blaisa. Gdyby Ginn pozwoliłaby mu się usprawiedliwić, to może inaczej by to teraz z tym wszystkim było. Ale oczywiście ośli upiór musi być xd
Weny życzę i pozdrawiam! ;3
PS: Przepraszam, że tak chaotycznie, ale śmieszę się xd
Śpieszę* xd
UsuńPowracam do żywych i zabieram się za nadrabianie blogów a jest tego co nie miara.....
OdpowiedzUsuńCóż, od Ciebie zaczęłam ponieważ kiedy zobaczyłam, że występuje tutaj scena 18+ po prostu nic innego nie moglam przeczytać bo cały czas myslałam, co też się będzie działo :D
I NIE ŻAŁUJĘ!
Scena 18+ była boska, a że jestem zwolenniczka Harry'ego i Luny to podobało mi się podwójnie!
Pozdrawiam Cię serdecznie ;)
Rozdział czytało się bardzo dobrze, zresztą jak zwykle :) Współczuję Draco i lekko obawiam się jak bardzo może namieszać Lucjusz, nie tylko w jego życiu, ale i jego matki..no i Hermiony. Nigdy bym nie pomyślała, że para Harry/Luna będzie mi odpowiadać ale pasują do siebie, są tacy uroczy xD Podobała mi się też rozmowa między Ginny i Hermioną. Mam nadzieję, że Wiewiórka szybko wybaczy Blaisowi :)
OdpowiedzUsuńKurde! Kiedy ostrzegałaś o scenie +18 byłam pewna, że chodzi o Draco i Hermionę. Dawno już nie byłam zaskoczona.
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział świetny. Czekam na dalszy rozwój akcji. Jestem ciekawa, co zrobi Lucjusz.
Pozdrawiam i życzę weny,
Pożoga
Rozdział taki spokojny, delikatny, ale ten opis na końcu... <3 Czytałam tylko początek i koniec (nie przepadam za +18, to chyba jeszcze nie ten wiek), ale było to naprawdę cudowne. I te oświadczyny! <3
OdpowiedzUsuńJak tylko zaczęłam czytać o Lucjuszu, to aż mi się zimno zrobiło. Potrafisz pisać, ja potrafię interpretować (hehe, skromności nigdy za wiele) - no, idealne zgranie pisarz-czytelnik :D
Jeden z ciekawszych moim zdaniem rozdziałów, bo dużo się nie dzieje (oprócz +18), ale przemyślenia bohaterów są bardzo trafne, gratuluję :)
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. Mam nadzieję, że masz więcej wolnego czasu niż ja :///
Pozdrawiam,
Fioletoowa
Cudowny rozdział. Lucjusz był trochę przerażający. Mam nadzieję, ze Blaise i Ginny w końcu się dogadają. To im obojgu wyjdzie na zdrowie :) Chyba. Ale żeby Draco tak uciekł!! W takim momencie... Scena +18 super. Oświadczyny Harry'ego i zgoda Luny. Mega!!! Czekam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńPs. Dodałam już troszeczkę zmieniony i zbetowany prolog i rozdział I.
Pozdrawiam,
Coffie
Grrrr.... Usunęło mi komentarz. Głupi internet. A tak się pięknie rozpisałam....
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział cudny. Taki uczuciuowy dość, ale są takie czasem potrzebne. Oświadczyny Harrego urocze. Takie w jego stylu no i wyżej wspominaną scenę końcową również można zaliczyć do udanych. Ogólnie : cudownie.
Życzę weny.
Melania Zabini
Nie spodziewałam się w +18 właśnie tej pary, ale wyszło Ci fajnie :)
OdpowiedzUsuńPodobało mi się to, że dowiedziałam się "co słychać" u każdego z bohaterów. Ogólnie rozdział na + !
B.
Jeju...świetny!<3
OdpowiedzUsuńRozdział cudownie wspaniały.
OdpowiedzUsuńZbyt leniwa żeby napisać coś jeszcze
Nivis
Wow wow, niespodziewana koncowka,.ale niwch sie bawia,.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
jakoś nie mogę sobie wyobrazić zestawienia Pottera i Luny , ale nawet nawet :D Pozdrawiam , i czekam na rozwój wydarzeń u Dramione :)
OdpowiedzUsuńArystea.