Dla Mrs. M i Any M. za cudowne opowiadania oraz za to, że liczą się z moją opinią.
Po dwóch godzinach lotu
powóz powoli zaczął opadać.
Prefekci spędzili cały ten
czas w salonie, rozmawiając, przekomarzając się i snując domysły.
Raz czy dwa, byli tak
blisko siebie, że tylko sam Merlin wie, dlaczego nie doszło do pocałunku.
Czyżby nie chcieli?
Od ostatniego momentu nie
odzywali się do siebie, przebywając w pełnej zażenowania ciszy.
Hermiona siedziała zwinięta
w fotelu, wpatrując się w zgaszony kominek, a Malfoy leżał rozłożony na
kanapie, z rękami pod głową i nogą luźno zwisającą z brzegu.
W pewnym momencie Gryfonka
uniosła lekko głowę.
- Czujesz? - zapytała
cicho, jakby bojąc się odezwać choć odrobinę głośniej.
- Co?
- Chyba się obniża...
Spojrzeli sobie w oczy,
trwając tak o sekundę za długo, po czym jak na komendę zerwali się do okna.
Pod nimi znajdowały się
ogromne połacie zieleni przyprószone cieniutkim, białym puchem i przerywane raz
po raz nielicznymi domostwami, porozrzucanymi niczym klocki na ogromnej
makiecie. Na horyzoncie ujrzeli długi pasek mieniącej się w słońcu, lazurowej
wody. Morze Śródziemne.
Hermiona westchnęła cicho
pod nosem. Była tak zauroczona rozciągającym się pod nimi widokiem, że nawet
nie zauważyła ręki Malfoya, którą delikatnie objął ją w pasie.
Po kilku sekundach morze
zostało zakryte wyrastającym z ziemi, ogromnym zamkiem.
Był duży, jednak nie tak
jak Hogwart.
Biały wapień pokrywający
ściany mienił się w słońcu, kontrastując z ciemną ścianą lasu wokół.
Długie, liczne wieże,
zakończone niebieskimi, spiczastymi dachami, w niczym nie przypominały tych z
Hogwartu.
Akademia Beauxbatons była
piękna. Przywodziła na myśl pałacyki z mugolskich bajek o księżniczkach i
królewiczach.
Brakowało tylko gadających
jelonków i wiewiórek.
Powóz wylądował na środku
wielkiej polany, na której znajdował się cudowny zamek.
Hermiona niewiele myśląc,
chwyciła Malfoya za rękę, po czym łapiąc w biegu kurtkę, pełnym podniecenia
krokiem ruszyła w stronę drzwiczek.
Słońce zalało ich twarze,
oślepiając i sprowadzając cudowne ciepło, tak niespotykane w chłodnej Anglii.
Podniosła głowę ku niebu,
pozwalając promieniom muskać twarz, po czym w jednej chwili rozpięła zamek
kurtki.
Zapomniała, że panuje tu
inny klimat. Nie potrzebowała tak grubych ubrań.
- Mionka! - usłyszała
znajomy krzyk, a chwilę później została poderwana do góry i okręcona wokół.
Pierre pocałował jej obydwa policzki, po czym postawił na ziemi łapiąc za twarz
i spoglądając prosto w oczy. - Dobrze cię widzieć.
- Cześć Pierre –
uśmiechnęła się do niego łagodnie, pozwalając się wyściskać, po czym zerknęła
na wyłaniającą się zza niego Rabielle. - Cześć Bielle!
- Cześć!- Pocałowały się w
policzek, uśmiechając do siebie jak najlepsze przyjaciółki. A to nowość.
Nie zdążyły jednak zamienić
ani słowa, bo po chwili ich uwagę przyciągnęła sytuacja rozgrywająca się między
chłopakami.
- Cześć, cześć. Tylko tym
razem bez tulenia – powiedział Malfoy, cofając się o krok z niepewną miną.
Jeszcze chwila, a potknąłby się o własne nogi.
Pierre zaczął się śmiać.
- Tulenia? Ja zapamiętałem
raczej coś innego... - Hermiona nie była pewna, ale wydawało jej się, że
Francuz puścił oczko.
- Taa. Nie chciałem mówić
tego głośno.
- Daj spokój stary. Jak to
mówią mugole – było minęło. - W pięknym uśmiechu Pierra, pokazały się wszystkie
białe zęby. - Poza tym nie chciałbym odciągać cię od twoich zainteresowań.
Spojrzał na Hermionę,
następnie z powrotem na Draco i przekrzywił sugestywnie głowę.
- Nie jesteśmy parą, jeśli
to sugerujesz – powiedziała Hermiona, rumieniąc się delikatnie.
- I nawet się na to nie
zanosi – dodał Draco, od razu tego żałując.
Serce Hermiony przecięły
miliony małych sztylecików i mimo uśmiechu, który nie schodził z jej ust,
wszystko zobaczył w jej oczach. Było jednak za późno.
Pierre przejechał sobie
dłonią po twarzy w geście zażenowania, ale tylko pokręcił głową.
- Chodźcie do środka, tu
jest zimno.
Rabielle złapała Hermionę
za rękę, ciągnąc ją w stronę zamku.
Gryfonka miała wrażenie, że
Francuzka wyczuła jej pogorszony nastrój. A nawet jeśli nie, była jej dozgonnie
wdzięczna za zakończenie tej głupiej rozmowy. Jeszcze chwila, a z pewnością
zrobiłaby coś głupiego.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Ginny chodziła po salonie
prefektów, dotykając z pietyzmem wszystkiego, co znalazło się w zasięgu jej
ręki.
Była naprawdę wdzięczna
Hermionie, że pomyśleli o nich i zostawili im dostęp do dormitorium. Była
wdzięczna, ale i... przerażona.
Tak, przerażona.
Byli z Blaisem dopiero
kilka dni, a gwoli wyjaśnienia dokładnie pięć. Nie za szybko trochę na takie
zmiany?
Co prawda w wielu rozmowach
przyznali się, że to uczucie ma już pewien staż, więc teoretycznie można by
uznać, że są ze sobą dłużej... Ale przecież to nie prawda. Nie byli. A
przynajmniej nie formalnie, jak teraz.
- Cudownie prawda? -
usłyszała ukochany głos, a silne dłonie objęły ją w pasie.
Jednym zwinnym ruchem
obrócił ją w swoją stronę i wycisnął na jej ustach namiętny pocałunek.
Kiedy przygryzł jej wargę,
zachichotała, po czym odsunęła się kawałek, rozglądając po pomieszczeniu.
- Nie mogę w to uwierzyć...
- W co?
- Że to wszystko... jest
tylko dla nas. Do tego na calutki tydzień!
Blaise zaśmiał się wesoło,
podnosząc ją na ręce jak małą małpkę.
- Zrobili nam świetny
prezent. Tylko co my będziemy robić...
- Co? - zmarszczyła
idealnie wyprofilowane brwi i dała mu pstryczka w nos. - Nie wierzę, żeby sam
Diabeł nie ma żadnego pomysłu...
Zarumieniła się, zdając
sobie sprawę, że sama podsunęła myśl, której za wszelką cenę chciała uniknąć.
Ale było już za późno. Oczy Zabiniego rozbłysły ciepłym blaskiem.
- A może i ma...
Zaniósł ją do sypialni, a
jej ciało spięło się z nerwów. Wszystko toczyło się strasznie szybko. Zbyt
szybko.
Zachichotała nerwowo,
zeskakując z jego ramion i kładąc się na łóżku Hermiony.
Posłuchali polecenia
Malfoya, starając się omijać jego pokój za wszelką cenę.
- Fajnie byłoby mieć tyle
miejsca tylko dla siebie... na stałe – powiedziała, leżąc na plecach i
wyciągając dłonie do góry. Przymknęła oko i zaczęła rysować w powietrzu znaki,
jakby robiła to na suficie.
Poczuła, że materac łóżka
ugina się tuż obok niej, a już po chwili była na nowo w ramionach Blaise'a. Jej
serce biło jak oszalałe.
- Będziesz miała, jak tylko
skończymy szkołę.
Nie widziała jego twarzy,
nie potrafiła więc określić co miał na myśli.
- Nie rozumiem.
- Zobaczysz.
Pochylił się nad nią,
całując delikatnie. Nie protestowała, więc po chwili pieszczota stała się
bardziej namiętna, a oddechy przyspieszone.
Ręka Zabiniego zaczęła
powolną wędrówkę po ciele dziewczyny. Z początku ograniczał się do dotyku przez
cienką tkaninę jej bluzeczki, jednak nie wystarczyło to na długo.
Po krótkiej chwili, zaczął
podwijać ją do góry, starając się uzyskać dostęp do nagiej skóry.
Sunął nią bardziej pewnie i
z coraz większym pożądaniem. Powoli traciła zmysły.
Odzyskała je dopiero, gdy
ciepła dłoń musnęła jej pierś osłoniętą koronkowym stanikiem.
Oderwała się mało
delikatnie i poprawiając bluzkę, usiadła.
- Co się stało?
- Ja... po prostu... -
zająknęła się, zupełnie nie wiedząc jak zacząć. Postawiła na mówienie bez
ogródek. - Nie uważasz, że to wszystko dzieje się trochę zbyt szybko?
Dla potwierdzenia słów
zatoczyła ręką koło, wskazując także na siebie i jego.
- Wiem jakie masz zdanie na
ten temat, ale prawda jest taka, że jesteśmy razem zaledwie od pięciu dni. A co
jak...
- Oddasz mi się, a ja cię
zostawię? - Dokończył za nią, doskonale odgadując jej lęki. W jego głosie
słychać było jedynie ciepło oraz troskę. Nie wyłapała zdenerwowanej nuty,
której kategorycznie się spodziewała.
Pamiętała dobrze jak zareagował
Seamus, kiedy mu odmówiła.
Odważyła się spojrzeć mu w
oczy, ale nie odpowiedziała.
Dłoń Blaise'a powędrowała
od jej skroni, przez policzek, kończąc na zaciśniętych w cienką kreskę ustach.
Ten gest był tak przepełniony ciepłem i miłością, że aż zachciało jej się
płakać ze szczęścia.
- Nie musisz się o to bać –
zapewnił, nie pozwalając jej odwrócić wzroku. - Nie musisz także się śpieszyć.
Wszystko, co ci mówiłem to prawda. Kocham cię.
Uśmiechnęła się do niego, a
wszystkie zmartwienia w jednej chwili wyparowały.
- Ja ciebie też.
Była szczęśliwa. Naprawdę,
bardzo szczęśliwa, po raz pierwszy od dłuższego czasu.
Spojrzała mu prosto w oczy,
pochylając się by połączyć ich usta w krótkim, ale namiętnym pocałunku, po czym
ułożyła się wygodnie na jego torsie.
Zanim zasnęła, zobaczyła
przed oczami twarz Hermiony. Miała nadzieję, że i ona wreszcie znajdzie swoje
szczęście.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- No i co tam u ciebie,
moja piękna? - zapytał Pierre, przysiadając się na wygodnej kanapie.
Znajdowali się w prywatnym
pokoju Hermiony na drugim piętrze. Był bardzo jasny, a perłowe ściany stwarzały
wrażenie przestronności. Wielkością nie dorównywał jej sypialni w Hogwarcie,
jednak musiała przyznać, że urządzony był bardzo wygodnie.
Duża rozkładana kanapa oraz
fotel w odcieniu jasnego brązu, niewielki stolik, biurko, szafa, lustro... Ale
tym, co najbardziej chwyciło ją za serce było wielkie okno, z wydłużonym
parapetem, na którym piętrzyły się stosy poduszek.
Zawsze marzyła o czymś
takim. Było to idealne miejsce do przemyśleń, relaksu, czytania książek...
Na prawo od okna znajdowały
się drzwi, które w zależności od życzenia, prowadziły do jednego z trzech pokoi
– Dracona, Rabielle lub Pierre'a.
Beauxbatons różniło się od
Hogwartu niemal jak ogień i woda.
Spodziewała się tego już po
samym widoku przepięknego zamku, jednak i tak nie potrafiła wyjść ze
zdziwienia.
Tutaj każdy z uczniów miał
osobny pokój, chyba że życzył sobie inaczej. Wszyscy nosili zwiewne, jedwabne
stroje, bardzo podobne do tych, które zaprezentowali w czasie Turnieju
Trójmagicznego, tylko mniej falbaniaste.
Nauka w Akademii
Beauxbatons urozmaicona była o wiele zajęć artystycznych, takich jak taniec,
gimnastyka, śpiew... Uczniowie byli zobowiązani uczęszczać na wszystkie
przedmioty do czwartego roku nauki i dopiero od piątego mieli możliwość wybrania
konkretnej specjalizacji.
Do tego zauważyła naprawdę
dużą dyscyplinę, zwłaszcza w stosunku do Madame Maxime – tutejszej dyrektorki.
Kobieta przywitała ich
naprawdę bardzo miło, jednak dała jasno do zrozumienia, że wymaga tych samych
manier, szacunku oraz zachowania, które cechowały jej uczniów.
No cóż. Jaki kraj taki
obyczaj.
- Żyję – wzruszyła
ramionami, uśmiechając się do niego delikatnie. - Raz jest dobrze, raz nie.
Takie życie.
Miała na myśli Malfoya,
jednak nie musiała mówić tego głośno. Wiedziała, że Pierre rozumie. Zawsze
rozumiał.
Rozdzielili się z Malfoyem
i Rabielle zaraz po kolacji powitalnej. Nie wiedziała czy tak się podzielili
wcześniej, czy było to czysto spontaniczne, jednak nie martwiła się o Draco.
Rabielle była zbyt
zauroczona Ronem, co potwierdzało każde jej słowo. Po wstępnych grzecznościach
niemal zasypała ją pytaniami na temat rudzielca.
Słodkie.
- Dziękuję za prezent na
święta – powiedział Pierre, pokazując na ubrany sweterek.
Hermiona dopiero teraz go
rozpoznała. Zarumieniła się i sięgnęła po wisiorek spoczywający pod koszulką.
- Ja dziękuję bardziej.
Twój jest ładniejszy.
Tak jak sądziła, na widok
założonego przez nią prezentu, w jego oczach rozbłysły radosne iskierki.
Podniósł nogi na kanapę,
kucając zupełnie jakby przygotowywał się do skoku.
Sięgnął dłonią po amorka i
złapał go delikatnie.
- Zadziałał?
- Słucham? - Zmarszczyła
brwi. O co mu chodziło?
- Czyli nie... - opuścił
ręce w dziwnym odruchu. - Nosiłaś go cały czas?
- Ee.. Szczerze to nie.
Miałam go ubranego na Sylwestra, a później ściągnęłam...
- A to w porządku. Jeszcze
nie wszystko stracone. - Powiedział zagadkowym tonem, po czym wstał po herbatę.
Hermiona obróciła się za
nim, opierając brodę o oparcie kanapy.
- Pierre, wytłumaczysz mi
wreszcie o co chodzi?
- Z wisiorkiem?
- To i co się dzieje między
tobą i Rabielle, też.
Cały czas miała w głowie
dzisiejszy dzień, gdy całkowicie się ignorowali. Zupełnie jak podczas pobytu w
Hogwarcie. Było to, co najmniej, dziwne.
Francuz wrócił, podając jej
gorący kubek.
- Wisiorek jest
zaczarowany. Kiedy poczuje na sobie dotyk jednocześnie dwóch zakochanych w
sobie osób, zacznie świecić jasnym blaskiem.
- I pewnie dałeś mi go w
jakimś konkretnym celu, prawda? - Widząc jego minę wiedziała, że trafiła w samo
sedno.
Pierre wstał z kanapy,
patrząc ostentacyjnie na zegarek.
- Już późno, a jutro czeka
nas długi dzień. Lepiej się wyśpij Mon Coeur*.
Dał jej buziaka w czoło, po
czym zniknął za wewnętrznymi drzwiami. Całość trwała zaledwie ułamek sekundy.
Hermiona opadła ze
zrezygnowaniem na kanapę, ściskając w dłoniach ciepły kubek.
Miała wrażenie, że
tajemnice, które ją otaczają, już nigdy się nie skończą.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- Nie obchodzi mnie co ty
myśli! Tak jest w program i ja mam zamiar się tego trzymaci! – piekliła się
Rabielle, sztyletując Pierre'a wzrokiem.
Od dwóch godzin
przechadzali się po zamku, oglądając każdy jego zakątek. Rabielle wykładała im
historię Beauxbatons, drażniona co chwila, przez wtrącającego się Pierre'a.
Byli jak pies z kotem.
Całkowicie różni i całkowicie się nieznoszący.
- Ale nie widzisz, że wcale
ich nie interesuje, że kiedyś była tu siedziba Królowej Matki wili, a twoja
praprapraprapababka była jej służącą. Naprawdę, mogłabyś sobie darować tę
gadkę.
Pierre założył ręce na
piersi, patrząc na czerwoną ze złości Rabielle wyzywającym wzrokiem.
Malfoy zdusił śmiech,
chowając się za plecami Hermiony, a ona sama patrzyła ze zdezorientowaniem to
na jedno to na drugie ich przewodników.
Zapowiadało się, że dziś
dadzą sobie spokój z bezsensownymi kłótniami.
Przy śniadaniu, zachowywali
się całkiem przyzwoicie, czyli po prostu nie zwracali na siebie uwagi.
Kiedy jednak ruszyli na
wycieczkę krajoznawczą po zamku, wszystko wróciło do normy.
Uczniowie Beauxbatons,
mijający ich na korytarzach, zupełnie nie zwracali na nich uwagi, jakby było to
na porządku dziennym.
- Dobra. Stop. - Hermiona
odezwała się swoim nieznoszącym sprzeciwu głosem. Nikt nie potrafił mu się
oprzeć, dlatego też dwójka Francuzów, a do tego także Malfoy spojrzeli na nią z
wyczekiwaniem.
- Możecie nam wreszcie
wytłumaczyć o co wam, do cholery jasnej, chodzi?
Mierzyła ich spojrzeniem,
zakładając ręce na piersi.
Swoją postawą oraz tonem
przypominała McGonagall. I nie był to komplement.
Draco skopiował jej
postawę, kiwając głową na znak aprobaty. W jego szarych oczach błysnęło
zaciekawienie.
Francuzi mierzyli się
spojrzeniami dłuższą chwilę, zupełnie jakby komunikowali się bez użycia słów.
Dopiero po dłuższej chwili odwrócili się na pięcie i ruszyli dalej, w stronę
wielkich drzwi przed nimi.
Hermiona podniosła ręce do
nieba w geście irytacji, po czym wymieniwszy z Malfoyem porozumiewawcze
spojrzenie, ruszyła za nimi.
- Nie wierzę. Normalnie nie
wierzę...
- Uspokój się, Granger –
szepnął Malfoy, łapiąc ją za łokieć. Przez jej ciało przeszedł silny dreszcz. -
Przywiozłem trochę Ognistej. Zaprosimy ich dziś wieczorem.
Dziewczyna spojrzała na
niego, uśmiechając się przebiegle, niczym rasowa Ślizgonka. Nie zauważyła
zdziwienia, które wymalowało się na twarzy blondasa. Nie dostrzegła
zafascynowania, a także czułości, które wręcz emanowały z jego oczu. Nie
widziała tego, ponieważ w tym samym momencie została pociągnięta przez Pierre'a
w stronę drzwi.
- Witajcie w naszej kuchni
– powiedział, rozkładając ręce, jakby pokazywał im co najmniej salę tronową
mugolskiej królowej, Marii Antoniny.
Rabielle stała z boku,
patrząc w ścianę z naburmuszoną miną.
Hermiona rozejrzała się po
pomieszczeniu, czując jak jej szczęka zjeżdża w dół.
Wiele razy odwiedzała
kuchnię w Hogwarcie. Głównie po to, żeby odwiedzać Skrzaty... których tutaj
nigdzie nie znalazła.
Góry naczyń leżące w
ogromnym zlewie, zmywały się samoczynnie, a następnie wycierały w ścierkę. Co
chwila podnosił się nowy talerz, sztućce, garnki...
Obok, na blacie z jasnego
drewna, same kroiły się warzywa.
Chochla sama mieszała
gotującą się na kuchence zupę.
Zafascynowana obróciła się
w stronę Malfoya i widziała, że jest równie zdziwiony co ona.
Wymienili spojrzenia,
wchodząc głębiej.
Białe ściany pokrywały
rysunki nimf chowających się między drzewami. Wielkie żyrandole oświetlały
pomieszczenie.
Kuchnia była naprawdę na
miarę królewską.
- Kto wam podaje jedzenie?
- zapytał Draco, obserwując nóż wiszący w powietrzu i obierający ziemniaka.
- Kuchnia – odpowiedział
Pierre, widocznie zadowolony z wrażenia, jakie na nich zrobił.
Hermiona zmarszczyła brwi,
przesuwając dłonią w miejscu, w którym teoretycznie powinna znajdować się ręka,
trzymająca nóż. Nie trafiła na nic.
- Tak jest od zawsze –
odezwała się Rabielle, nieco łagodniejszy tonem. - To jakaś bardzo stara magia,
rzucona na cali to pomieszczenie oraz sprzęty. Kuchnia jakby żyje własnym życi.
-Wzruszyła ramionami, obserwując jajka rozbijające się na patelnię. - Legenda
mówi, że we dworzi była kucharka. Bardzo zdolni i pełni pomysły. Uwielbiała
swoi prac ponad wszystko i starała się zarazici tym entuzjazm wszystki dookoła.
Sprowadziła ludzi do pomoc, którzy trwali przy niej dni i noc, zakochując się w
tym zajęci równi mocno co ona. Ich główny cel było wykarmieni wszystki,
przebywający w zamku. Jednak pewnego dnia zjawił się człowiek, zli i okrutni,
który za wszelką cenę chciał przejąci Château de la Belle**. Królowa
Matka wili, zamknął w jednej z wieżi, a ludzi zamknięte w kuchni... podpalił.
Mówi się, że ich wierni dusze wchłonęli się we wszystko co znajduji się w
kuchni, kontynuując swoji zadania aż do dziś.
- Łał – wymruczał Draco.
Był naprawdę zafascynowany. Nawet nie zauważył, kiedy podszedł do Hermiony,
która oparła się głową o jego tors.
- No, Rabielle. Wystarczy
tego dobrego! - zawołał Pierre, na co Malfoy i Hermiona wzdrygnęli się
ostentacyjnie, patrząc na siebie ze zdziwieniem. W oczach Campbella błyskały
dziwne iskierki. - Czas wracać. Wieczorem...
- Wieczorem zapraszamy do
nas... to znaczy do mojego pokoju. - Przerwał mu Draco, uśmiechając się
przebiegle. - Przywiozłem trochę Whiskey.
- Super – uśmiechnęła się
Rabielle, wysuwając przed Pierre'a. - Umówieni.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Draco poprosił Hermionę,
żeby od razu udała się z nim do jego pokoju. Była zdziwiona, ale nie
protestowała.
Czuła w głębi serca, że
pragnie być przy nim, a to uczucie potęgowało się z każdą chwilą. Momentami
miała wrażenie, że nie wytrzyma bez niego ani sekundy dłużej.
Przeszło jej przez myśl, że
już kiedyś coś podobnego czuła...
Draco wszedł do
pomieszczenia, od razu opadając na kanapę. Obserwowała go, chłonąc kolor jego włosów,
rysy twarzy, odcień skóry... i nie wiedziała, że on robi dokładnie to samo,
kamuflując się na pół przymkniętymi powiekami.
Nie wiedzieli, bo nie mogli
wiedzieć, że obydwoje odczuwali ten sam, niewytłumaczalny żar palący ich od
środka. Niewytłumaczalny?
Prawda jest taka, że czuli
się tak za każdym razem, gdy przebywali w swojej obecności. Z tą jedną różnicą,
że teraz... teraz było to jakby zwielokrotnione.
- Długo będziesz mi się tak
przyglądać, czy może podejdziesz i usiądziesz? - zapytał Malfoy, układając się
wygodniej.
Hermiona spłonęła ognistym
rumieńcem, jednak podeszła do stojącego obok kanapy fotela.
- Nie do końca o to mi
chodziło, ale...
Podniósł się do pozycji
siedzącej, kładąc głowę na oparciu. Jego twarz znajdowała się zaledwie kilka
centymetrów od niej, a w oczach widać było wewnętrzną walkę.
Nie do końca mając
świadomość tego co robi, uniósł jedną dłoń i złapał za kosmyk, który opadł jej
na twarz. Niby przez przypadek musnął jej delikatną skórę, czując na ciele
przyjemne dreszcze.
Dlaczego nie może nad sobą
zapanować?
Nie wiedział i w tym
momencie raczej nie chciał się dowiedzieć.
Teraz myślał tylko o tym,
żeby wstać i ją pocałować.
A ona? Patrzyła w jego
stalowoszare oczy, powtarzając raz po raz pocałuj mnie ty kretynie...
i zastanawiając, gdzie się
podziała jej siła woli.
Zbliżyli się do siebie,
zmniejszając odległość między nimi do całkowitego minimum. Ich usta dzieliły
milimetry, a zmysły upajał cudowny zapach drugiej osoby. Pragnęli się, jak
nigdy wcześniej. Była dla niego zakazanym owocem, najsłodszym ze wszystkich. On
był dla niej całym światem.
Pocałunek był rzeczą
nieuniknioną... i z pewnością by do niego doszło, gdyby nie nagłe pojawienie
się Francuzów.
Para odskoczyła od siebie
jak oparzona. Hermiona oblała się rumieńcem i kątem oka zauważyła ten dziwny
błysk w oczach Pierre'a.
Zmarszczyła brwi.
- No nareszci. - Wyłoniła
się zza niego Rabielle, niosąc naręcze skaczących chrupek, czekoladowych żab i
różnego rodzaju innych słodyczy. - W kuchni kończi się zapas.
Przeszła przez
pomieszczenie, zupełnie nie zwracając uwagi na panującą w nim dziwną atmosferę.
Hermiona nerwowo założyła
włosy za ucho, a Draco z braku lepszych pomysłów, ruszył w stronę barku.
- To ja tego... wyciągnę
whiskey.
Miał ochotę palnąć się w
łeb. Od kiedy tak się zachowywał? Zawsze wiedział co powiedzieć, nigdy niczego
się nie wstydził. Co się do cholery działo?
Zakochałeś się,
blondasku...
Wrr...
*
Siedzieli przy stole,
zajadając przekąski i otwierając kolejną butelkę, tym razem drogiego magicznego
wina, pędzonego w specjalnej piwnicy pani Levittoux.
Humory jak najbardziej
dopisywały, a osobowości robiły się coraz odważniejsze.
Hermiona i Draco siedzieli
obok siebie, raz po raz muskając się ramieniem, dłonią bądź kolanem.
Pragnęli swojej obecności
bardziej niż kiedykolwiek.
Kilka razy tak zapatrzyli
się w swoje oczy, że do porządku doprowadziło ich dopiero głośne
chrząknięcie Rabielle.
Nie widzieli wściekłego
spojrzenia, które posyłała Pierre'owi. Widzieli tylko siebie.
Kiedy pochylili się i
połączyli usta w długim, namiętnym pocałunku, Rabielle nie wytrzymała.
Poderwała się z miejsca, wściekła jak osa.
- Możesz wreszci
przestaci?! - Wydarła się z furią. O dziwo, słowa wcale nie były skierowane ani
do Hermiony, ani do Draco. Piękna Francuzka wydzierała się na Pierre'a. -
Dobrze wie, że to wcale nie zabawa!
Para jakby oprzytomniała
trochę, lekko mętnym wzrokiem wpatrując się w rozgrywającą przed nimi scenę.
- Mam już tego dosyci,
słyszy? Nie masz prawa robić tego! Przecież to oszustwo...
- Oszustwo? - Pierre
prychnął, odwracając się w jej stronę. - Dobrze wiesz, że gdybym nie był pewny,
to wcale bym nie ingerował.
- Pewni? Pewni?! Czy ty
byli kiedykolwiek co pewni?!
Rabielle była tak wściekła,
że jej włosy naelektryzowały się wokół głowy, a twarz nieco wydłużyła.
Zaczynała wychodzić z niej druga natura wili.
Hermiona i Draco spojrzeli
na siebie ze zdziwieniem.
- Ee... Możecie wytłumaczyć
o co właściwie chodzi?- Hermiona spojrzała na nich niepewnie, jakby bała się,
że cała wściekłość zaraz przekieruje się na nią.
Rabielle spojrzała na nią
ze złością, jednak Hermiona instynktownie czuła, że nie na nią jest zła.
Wskazała palcem Pierre'a i
odezwała się roztrzęsionym głosem.
- Manipuluji was! Nic co
robici nie jest od was! To kłamstwa!
Para spojrzała na siebie ze
zdziwieniem.
- Wybacz, ale nie
rozumiem...
- Nie słuchaj jej, kłamie.
- Kłami? KŁAMI?! To nie
pierszi raz!
Pierre pokiwał głową i
skupił spojrzenie na oczach Hermiony. Malfoy stojący z boku, kręcił się
niespokojnie, patrząc na wszystkich po kolei.
- Tak, to nie jest pierwszy
raz. Ale tym razem naprawdę WIEM co robię. Wiem też, że to jest słuszne...
Rabielle prychnęła jak
rozjuszona kotka.
- To samo mówil przy Marion
i Darren! A później zranił moji kuzynka! - Obróciła się znów w stronę Hermiony,
patrząc w oczy raz jej raz Draconowi. - Obiecał ich zbliżyci. Mówił, że pasuji
do siebi, że głęboko w środku kochaji... Robił to samo co wam, a później byli
cierpienie. A ze mną? Kochałam Francis! Pierre dał mi nadzieji... a późnij sam
go zabrał, dla siebi...
Dziewczyna usiadła
bezwładnie na fotelu, ukrywając twarz w dłoniach.
- Ja mogę pomóc, mogę
zbliżyć, jednak nie mogę zagwarantować uczucia! Mam przeczucia, ale nie zawsze
się sprawdzają. Co do Francisa... nie moja wina, że okazał się gejem.
- Mogli to wykryci!
- Ja... - Pierre też usiadł, załamując ręce.
Widać, że było mu żal. - Myślę, że to wyszło dopiero później. Nie miałem jak
tego wykryć. Nie mogłem nic z tym zrobić...
Hermiona wyglądała jakby jej oczy miały nagle
wyskoczyć z orbit, a ona sama zemdleć.
Draco był równie zdezorientowany, ale zdołał
wziąć się w garść.
- Co robił? Jakie przeczucia? Co za zbliżenia? O
CO TU, DO CHOLERY CHODZI?!
Wszyscy spojrzeli na Malfoya, każdy z innym
wyrazem twarzy.
Pierre westchnął, po czym spojrzał mu prosto w
oczy.
- Jestem Filscupidon***.
- Że CO?!
- W dosłownym tłumaczeniu, znaczy to tyle co
„Syn Kupidyna”. Tak nazywa się takich ludzi jak ja. Jesteśmy jego potomkami.
- Potomkami kogo? - zapytał głupio Malfoy,
patrząc na niego nic nierozumiejącym wzrokiem.
- Kupidyna.
W pomieszczeniu zapadła głęboka, ciężka cisza,
przerywana jedynie przyspieszonym biciem serc oraz głuchym szlochem Rabielle.
- Rabielle mówiła, że nami manipulujesz –
odezwała się Hermiona cichym, zranionym głosem. - Że nic, co dzieje się między
nami – spojrzała kątem oka na Draco – nie jest szczere...
- To nie do końca prawda...
- Nie do końca?
Żądała wyjaśnień. Zarówno ona, jak i Draco. Nikt
nie lubił, gdy bawiono się jego kosztem.
- U was jest inaczej. Od kiedy spotkaliśmy się
po raz pierwszy, wiedziałem, że coś się między wami dzieje. Czułem, że nie
jesteście sobie obojętni, ale nie macie tyle odwagi, żeby się do siebie
zbliżyć, więc wam pomogłem.
- Jak długo to trwa? - zapytała Hermiona,
czując, że głos za chwile odmówi jej posłuszeństwa.
Odpowiedziała jej cisza.
- ILE?
- Właściwie to od samego początku.
Hermiona opadła na kanapę, zakrywając twarz w
dłoniach w ten sam sposób co Rabielle.
Malfoy zrobił krok do przodu. Z jego twarzy
emanowała wściekłość.
- Miałeś rację, mówiąc, że między nami coś było.
Wiesz co to? Wieloletnia nienawiść – wycedził przez zęby, przymykając gniewnie
oczy. - Zaczęliśmy się akceptować, to prawda. Nie oznaczało to jednak, że
miałeś prawo zmuszać nas do tych wszystkich rzeczy!
Wściekłość przeszła w inny, niezbyt przyjemny
wyraz. Gdyby Hermiona go zobaczyła, z pewnością złamałby jej serce. A może nie?
Przecież to wszystko było tylko mistyfikacją, prawda?
- Do niczego was nie zmuszałem. Nie muszę i nie
potrafię! Mogę tylko wzmocnić wasze emocje i uczucia. Mogę dodać wam odwagi.
Nie mam jednak wpływu na to, co robicie!
- Wyjdź. - Głos Hermiony był mocny i pewny.
- Proszę? - Pierre miał taką minę, jakby dostał
na gwiazdkę róg buchorożca.
- To, co słyszałeś. - Uniosła głowę, a na jej
twarzy nie widać było ani śladu załamania. Była wściekła. - Nie chcę na ciebie
patrzeć. Wyjdź.
Wiedziała, że nie rozwiąże to sytuacji. Była na
niego skazana jeszcze przez kolejne pięć dni. Na ten moment jednak nie mogła
znieść ani jego widoku, ani obecności. Głupia myślała, że się przyjaźnią...
- Słyszałeś Granger. Idź sobie. - Draco stanął w
pozycji obronnej, splatając ręce na piersi.
Pierre spojrzał najpierw na jedno, później na
drugie, po czym ze zrezygnowaniem podniósł się z miejsca i zniknął za drzwiami.
Rabielle zrobiła to samo chwilę później, bąkając na pożegnanie ciche „cześć”.
Zostali sami.
Hermiona wstała powoli,
bojąc się spojrzeć w jego stronę. Wiedziała, że jest pod wpływem dziwnej magii
Pierre'a, a mimo to nie potrafiła opanować bólu serca i uczucia żalu, które je
rozsadzało.
- Dobranoc – wyszeptała,
mijając go. Nie potrafiła unieść wzroku.
- Granger...?
Odwróciła się powoli,
zaglądając jedynie kątem oka.
- Tak?
Zawahał się na moment,
jakby chciał powiedzieć coś zupełnie innego, jednak wzruszył ramionami.
- Dobranoc.
Skinęła głową i ruszyła w
stronę środkowych drzwi. W stronę łóżka i bezgranicznej rozpaczy.
Była w rozsypce.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
* Moje serce
**Zamek Piękności
***Nazwa i cała reszta
wymyślona przeze mnie
Świetny rozdział :) Pomysł z synem kupidyna-genialny. Ładnie też opisałaś szkołę Beaxbatons- lepiej bym sobie tego nie wyobraziła. I biedna Hermiona i Draco :( Mam nadzieję, że Pierre nie namieszał, aż tak, że przestaną się do siebie odzywać. Podsumowując wspaniale wyszedł ten rozdział i ciekawi mnie co wymyślisz dalej :)
OdpowiedzUsuńNieee, no nie... Znowu się kłócą! Ale nie powiem, pomysł z Pierrem genialny. Całkowicie mnie zaskoczył. Mam tylko nadzieję, że Hermiona koniec końców mu wybaczy, bo jakoś go polubiłam.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo, bardzo ciekawa, jak się to dalej potoczy i jakie przygody czekają ich w Beauxbatons. Piszesz tak lekko, że naprawdę super czyta się to opowiadanie. Czekam na nowy rozdział!
Pozdrawiam :))
http://huragan-uczuc.blogspot.com/
No to mnie kopnęło! Już myślałam ,że wyleci jakaś omdlewająco słodka historia a tu nie. Fajny zaskok, pozytywny :D Trochę szkoda ,że Draco i Miona ,,ochłodzili" kontakty ale tak jest ciekawiej. No i mnie rozwaliłaś całkowicie Pierrem. Syn Kupidyna, już widzę amorka fruwającego sobie...ale o czym to ja? Acha. No więc sumując rodział bardzo, bardzo fajniutki.
OdpowiedzUsuńWięcej takich :D
Aha i zapraszam do Remusa i Belli.
Wszystko ładnie, ba! Nawet pięknie!
OdpowiedzUsuńZawiodłam się trochę na Perwolu (nie wiem jak odmienia się jego imię xd) no ale cóż...
Mam tylko jedno jedyne zastrzeżenie: w tekscie występowały dwa razy po jednej gwiazdce i raz dwie gwiazdki. Wefekcie czego pod tekstem nie pojawiło się tłumaczenie Mon Coeur. Co prawda wiem co to znaczy, więc moja osoba nie ma czego się czepiać :P
Pozdrawiam, Ludum :*
Genialny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńO matko.
OdpowiedzUsuńZatkało mnie i nie wiem co napisać.
Aaaaaaaa! Dziękuję, dziękuję, dziękuję za tak cudowną dedykację i tak wspaniały rozdział! :3 Nawet nie wiesz jak wielki uśmiech gości teraz na mojej twarzy:)
To prawda- Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna i zawsze czekam na Twój komentarz c:
A teraz rozdział, który.. JEST GENIALNY.
Wspaniały pomysł z tą kuchnią. Z czymś takim jeszcze się nie spotkałam :D
W ogóle świetnie opisujesz wszystkie miejsca, przed oczami mam ich obraz.
Ah.. To już wiemy co zaszło między Rabielle a Pierre. Ma do niego żal, i moim zdaniem słusznie :P
Syn kupidyna! Haha :D Jejciu, jaki genialny pomysł! :D
Hermiona i Draco... W pewnym momencie tak było pięknie i ładnie, a tu bum. Chociaż coś podejrzewałam, że ten naszyjnik to jakiś lewy jest. A tu proszę, Pierre to wszystko zaplanował. :> No i kurde, znowu ich stosunki się pogorszą? :c A już było tak cudownie!
Aż się zdenerwowałam na francuzika. Ale zbyt bardzo go lubię, by się na niego gniewać, więc mam nadzieję, że Hermiona mu wybaczy :)
Jeszcze raz bardzo dziękuję Ci za dedykację, nie spodziewałam się :)
No i cóż, czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :>
droga-do-milosci.blogspot.com
Pozdrawiam M.
Nie wierzę, że to przez czary tego Pierre'a, oni się kochają <3 Draco jak zawsze nie umie się zachować, powiedzieć co czuje, myśli. Rozdział fajny. Dużo się dzieje między naszymi gołąbkami. Życzę weny. Czekam na next
OdpowiedzUsuńSuper super Potomek kupidyna rozwalilas mnie tym. Przepraszam za bledy ale klawiatura szaleje i nie chce pisac polskich znakow. Zabini jest fantastyczny widac ze zalezy mu na Rudej a nie tylko na seksie z nia. Karola
OdpowiedzUsuńGenialnie opisana szkoła. No i ten pomysł z kuchnią genialny.
OdpowiedzUsuńHeh. Tak coś czułam, że Pierre nie jest "normalny".
No i jest grubsza afera.
Dobrze, że Blaise rozumie obawy Ginny.
Pozdrawiam, em.
Rozmarzyłam się eh mieć takiego faceta jak Diabeł marzenie. Co mam napisać oczywiście rozdział fantastyczny i świetny. Po prostu Twój blog to mistrzostwo świata. Romantyczka
OdpowiedzUsuńWiesz co Ci powiem? Jesteś okrutna! NAPRAWDĘ! :D Mówię to całą szczerością serca- wyżywasz się na nich!
OdpowiedzUsuńTreść cudowna, wzruszyłam się... Czekam na dalsze akcje z ogromną niecierpliwością... Nie mów mi, że to się w takim stanie zbliża ku końcowi, bo Cię znajdę i uduszę! :)
Buziaki
Ina
O, Merlinie!!! Tego to się nigdy nie spodziewałam! Wiedziałam, że Pierre coś kombinuje, i jeszcze ten naszyjnik, ale... Syn Kupidyna?! Jestem w ogromnym szoku. Czyli to wszystko to przez tego cholernego Pierre'a? Nie! Nie wierzę! Oni sami chcieli... Się całować i w ogóle.
OdpowiedzUsuńJeju, dziękuję Ci za dedykację, słońce! Jesteś kochana. :** Wiesz jaką radość mi sprawiłaś? :3 Jest mi niezmiernie miło. Do tego jeszcze taki boski rozdział... ^_^ Dziękuję. :>
A Malfoy to kretyn! Najpierw mu się wymsknęło: "i raczej się nie zanosi", pajac jeden, a potem, jak Francuzi wyszli... Stchórzył! No, nie mogę. Taką kobietę ma przed sobą i nic nie zrobi? Bałwan.
A ten pomysł z kuchnią? Genialny! :D Masz świetne pomysły. Ja nie wiem, jak Ty to robisz. :P
I jeszcze ten lot... Aww. To było słodkie. *_*
Jeszcze Ci dziękuję, słońce! :**
Ściskam,
Ana M.
coooo!!!!!
OdpowiedzUsuńJak mogłaś mi nozrobić jesteś wredna, juz cie nie lubię ;(
Żartuję, ale no jak mogłas tak namieszać to nie jest fair
ehh, cóż powiedziałabym że jest przeprzewspaniale ale za to że tak namieszałaś powiem tylko przewspaniale hah :)
Pozdrawiam,
Charlotte Petrova
No nieee. :C Od początku coś podejrzewałam z tym wisiorkiem i Pierre'em, ale miałam nadzieję, że się mylę!
OdpowiedzUsuńKurczę, ale przecież to co jest (lub było? :() między nimi było prawdziwe, dlaczego nie chcą wysłuchać Pierre'a i przejrzeć na oczy?!
No cóż, czekam na następny rozdział, bo czuję niedosyt!
Pozdrawiam i życzę weny.
http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/
Syn kupidyna ;) genialny pomysł, rozdział wszystko :D
OdpowiedzUsuńWeny:)
Pozdrawiam,Lili:)
panstwoweasley.blogsot.com
Rozdział jest boski ♥ Pomysł z Synem Kupidyna to już w ogóle mistrzostwo :) Bardzo mnie teraz ciekawi, jak będą wyglądały relacje Hermiony i Dracona. Już się nie mogę doczekać kolejnego fantastycznego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-never-say-never.blogspot.com/
Fajny pomysł z tym Kupidynem- oryginalny, a to się ceni! Rozdział jak zwykle wspaniały. Życzę weny, do następnego:)
OdpowiedzUsuńooooo MEGA !! chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńHmm ciekawe ile im jeszcze zejdzie, żeby jednak zrozumieli że coś do siebie czują :)
To sie skaplikowało...mam nadzieje ze jednak w końcu bedą razem...rozdział cudowny jak zażdy ;) pozdrawiam DraMion i zapraszam do siebie na moje dwa opowiadania ;)
OdpowiedzUsuńhttp://dramion-zycietowielkaniewiadoma.blogspot.co.uk/?m=0
oraz
http://elton-zakochaniuczniowie.blogspot.co.uk/?m=1
Boskie ach kupidyn chciałabym go spotkać
OdpowiedzUsuńWow
OdpowiedzUsuńTo się pokomplikowało...
Szkoda, że znowu się od siebie oddalili. Podejrzewałam, że Pierre ma na to jakiś wpływ, ale rzeczywistość powaliła mnie na podłogę :o
Czekam niecierpliwie nie kolejny <3
Ale mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem, nie przypuszczałam, że to się tak skończy :D
OdpowiedzUsuńAch, ale Ty ich do siebie nie chcesz zbliżyć, no nic czekam na następne !
B.
Pierre synem Kupidyna? Oryginalne! Ale dlaczego nasz kochany Amor musiał tak namieszać?!?!?!?!
OdpowiedzUsuńdopiero trafiłam na Twojego bloga :) świetnie piszesz! przeczytałam wszystkie notki i czekam na następną :) Tak myślałam że z tym Pierre jest coś nie tak :)
OdpowiedzUsuńSuper Draco jak coś chce powiedzieć to niech się najpierw zastanowi. Fajnie że Ginny trafiła na Diabła który traktuje ją poważnie. Rudzielec
OdpowiedzUsuńDum dum dum!!! To wszystko manipulacja? A może jednak nie? Pierre potrafi tylko wzmocnić uczucia tak? To znaczy że... Ha! Jednak się kochają! Rozdział cudny tak jak wszystkie inne. Sorki że nie komentuję ale... lenistwo daje o sobie znaki :)
OdpowiedzUsuńStrasznie powoli myśląca
Nivis
Genialny rozdział :) Zakończenie mnie zaskoczyło, ale mam nadzieję, że nie popsuje ono stosunków między Hermioną i Draco :)
OdpowiedzUsuńłoo, potomkiem Kupidyna.. jezu o.O XD
OdpowiedzUsuńWooow , jezu jak dziwne ?!?!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
hmm coś za dużo kręcenia.
OdpowiedzUsuńArystea.