30 stycznia 2014

ROZDZIAŁ XXXIII cz. II

ROZDZIAŁ XXXIII cz. II

 

Stand there and look into my eyes

And tell me that all we had were lies

Show me that you don't care

And I'll stay here if you prefer

Yes I'll leave you without a word

Without a word

 

Całkowicie straciła poczucie czasu. Minęły całe godziny, zanim znów poczuła się na siłach... a może były to dni? A nawet miesiące?

Nie ważne. Nic nie jest ważne.

Oszołomienie nie pozwalało jej racjonalnie określić gdzie się znajduje, ani co tak właściwie się stało. Czuła dojmujący ból w głowie, a także okolicach zatok, ale coś jej mówiło, że i tak jest już o wiele lepiej.

Przebiegła dłonią po miękkiej tkaninie, spodziewając się jedwabistego dotyku, a zamiast tego natrafiła na zwyczajny, odrobinę szorstki. Zmarszczyła czoło i uniosła powoli powieki.

Jasne pomieszczenie, białe ściany, metalowe rurki w nogach łóżka. Skrzydło Szpitalne. Znów. Ostatnio jakoś zupełnie nie miała szczęścia do zdrowia. Ale, tak racjonalnie patrząc, czy miała je do czegokolwiek innego? I co się właściwie stało?

Uniosła się do pozycji siedzącej, rozglądając dookoła. Jakieś nieprzyjemne uczucie kołatało się w jej sercu, kłując je boleśnie raz po raz. Ignorowała to z pełną premedytacją, instynktownie czując, że mogłaby go teraz nie udźwignąć.

- Już wstałaś, drogie dziecko? - usłyszała zatroskany głos, więc momentalnie zwróciła się w stronę jego źródła.

Pani Pomfrey stała obok łóżka, mieszając jakąś miksturę o nieprzyjemnie ciemnej barwie. Rozpoznała go po dłuższej chwili- Eliksir Pieprzowy.

Pani Pomfrey podeszła do niej i bez żadnego ostrzeżenia położyła dłoń na jej czole.

- Brak gorączki, wyraźnie oznaki zmęczenia. Choroba zaczyna mijać... - mamrotała pod nosem, oglądając Hermionę z każdej możliwej strony. Po chwili wcisnęła jej w dłoń szklankę z ciemnym eliksirem. - Wypij to. Jest już dobrze, ale ostrożności nigdy za wiele.

Hermiona grzecznie spełniła polecenie i już po chwili poczuła przyjemne ciepło, a z jej uszu wyleciała para.

- Pani Pomfrey? - zapytała, kiedy lekarka odwróciła się by odejść. Kobieta zatrzymała się, dając znać spojrzeniem, że słucha. - Co się właściwie stało? I ile spałam?

Kobieta wróciła powolnym krokiem do jej łóżka, gdzie z roztargnieniem zaczęła poprawiać poduszkę.

- Złapałaś jakieś ciężkie choróbsko, ot co – odpowiedziała w końcu, patrząc Hermionie prosto w oczy. - Przyprowadzili cię tu panna Lovegood z panem Potterem, zeszłego ranka. Więcej nic nie wiem.

Odwróciła się by odejść, oznajmiając tym samym, że rozmowa skończona.

- Pani Pomfrey! - zawołała jeszcze Hermiona, wyciągając rękę. - Kiedy będę mogła stąd wyjść?

- Jutro.

Krótkie pytanie, krótka odpowiedź i Hermiona znów została sama.

Głucha cisza otuliła ją z każdej strony, drażniąc bębenki niczym najgłośniejszy krzyk. Dziwne uczucie w sercu zaczęło narastać z każdą chwilą coraz bardziej, a w jej umyśle pojawiały się strzępki informacji. Odpychała je w najdalsze zakątki, podświadomie chcąc chronić się przed bólem. Wszystko na nic. Po niedługiej chwili na sam wierzch wypłynęło jedno słowo, a raczej imię: Draco.

Ból serca nasilił się. Nie chciała wiedzieć, nie chciała pamiętać. Nie, nie i jeszcze raz nie!

Rozejrzała się dookoła w poszukiwania jakiegokolwiek ratunku. Na swoje szczęście na szafce nocnej zobaczyła fiolkę z Eliksirem Słodkiego Snu. Nie czekając ani chwili, wypiła całość i z lekkim uśmiechem na twarzy oddała się w ręce Morfeusza.

 

*

 

- Wiewiórko uspokój się. Myślę, że ona sama powinna określić czy chce go widzieć czy nie – znajomy, łagodny głos, zaczął powoli docierać do jej świadomości. Znowu czuła lekkie oszołomienie i dezorientację. Było jej tak dobrze, dlaczego ją budzą?

- Nie uspokoję się! - Drugi głos był równie dobrze znany, ale jego wydźwięk był stanowczo bardziej agresywny. Zmarszczyła brwi. - Ta świnia ją zraniła. Nie ma prawa przebywać w jej towarzystwie!

- Ginny ma rację. - Ten głos również rozpoznała od razu: Harry. - Nie, żebym znał sytuację, ale za to znam Hermionę i...

- No właśnie, Potter. Nie znasz sytuacji, więc lepiej po prostu się nie odzywaj. - Ten głos. Na sam jego dźwięk, poczuła palący ból, a fala wspomnień zalała jej umysł.

Francja. Projekt. Pierwszy raz. Bal. Cudowny taniec. Pocałunek... z inną.

Otworzyła oczy, unosząc się gwałtownie do pozycji siedzącej. Wszyscy jak na zawołanie zwrócili się w jej stronę, a Harry zamarł z otwartymi ustami. W innej sytuacji czułaby ogromną wdzięczność, na widok tak dużej ilości odwiedzających. Szczerze mówiąc zdziwiła się, że pani Pomfrey jeszcze ich nie przegoniła, biorąc pod uwagę hałas, jaki robili. Spojrzała po wszystkich twarzach, uśmiechając się delikatnie. Ginny, Blaise, Harry z Luną, nawet Pansy z... Deanem Thomasem? No i ON...

Blondasa po prostu zignorowała. Zauważyła kątem oka, że się skrzywił i wiedziała, że jej zachowanie było co najmniej na poziomie czterolatki, ale nie potrafiła zachować się inaczej. Patrząc na niego, widziała tamtą scenę, a widząc tamtą scenę, czuła w sercu przejmujący ból. W gardle urosła jej wielka gula.

- Jak się czujesz, Miona? - zapytała Ginny, o dziwo, łagodnym głosem, przerywając tym samym ciążącą powoli ciszę. Wszystkie pary na powrót skierowały się w jej stronę, a ona sama poczuła, jak na twarz wypływa jej palący rumieniec.

Nienawidziła być w centrum uwagi.

Poruszyła się niespokojnie, a następnie uniosła ramiona w nonszalanckim geście.

- Już dobrze – wychrypiała. Złapała się lekko za gardło by odkaszlnąć, a wtedy wszyscy rzucili się na nią jak jeden mąż.

- Co się właściwie stało?

- To mogło być poważne!

- Gdzieś ty była? Martwiliśmy się!

- Miona!

Głosy mieszały się ze sobą, wprowadzając ją w jeszcze większą dezorientację. Miała wrażenie, że z tego wszystkiego za chwilę dostanie migreny. Pochyliła głowę, masując palcami skronie.

- Hej, może dacie jej dojść do słowa? - znów on. Podniosła wzrok, popełniając tym samym wielki błąd. Kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały, a stal znów zmieszała się z brązem, wszystko nagle ucichło. Znaleźli się we własnej czasoprzestrzeni, całkiem sami. W swoich oczach widzieli to, czego niektórzy ludzie szukają przez całe życie. Dom, bezpieczeństwo, przywiązanie... Jego tęczówki jak zwykle hipnotyzowały swoim nietypowym kolorem, sprowadzając na jej ramiona gęsią skórkę.

Nie wiedziała ile trwali w takim zawieszeniu, jednak z pewnością trwałoby ono o wiele dłużej, gdyby nie głośne chrząknięcie jednej z towarzyszących im osób.

Wystarczyła zaledwie sekunda, żeby całe to poczucie bezpieczeństwa oraz przynależności zniknęło jak za dotknięciem różdżki.

- Co? - Z trudem odwróciła wzrok, ogniskując spojrzenie na reszcie. Harry miał dość niewyraźny wyraz twarzy, a Ginny ze złością spoglądała to na nią to na Malfoya. Z jednej strony poczuła do Rudej bezgraniczną wdzięczność, a z drugiej – złość. Cieszyła się, że ma ją całkowicie po swojej stronie, a jednak nie chciała by aż tak warczała na Draco. Po tym wszystkim dalej chciała go bronić. Dziwne uczucie.

- Co się stało, Mionka? - zapytała Luna, swoim rozmarzonym głosem. Jej przenikliwe oczy zdawały się przewiercać ją na wylot.

Hermiona zarumieniła się po raz kolejny, a jej dłoń powędrowała do rogu kołdry, który zaczęła z roztargnieniem skubać.

Mimo że nie skupiała swojej uwagi na Malfoyu, cały czas czuła jego obecność oraz wzrok błądzący po jej ciele. Starał się trzymać z boku, co z jednej strony jej odpowiadało, a z drugiej raniło serce. Sama nie wiedziała czego chce.

Odetchnęła głęboko, przygotowując się psychicznie na swoją wypowiedź.

- Wpadłam do wody – wyszeptała, rumieniąc się jeszcze bardziej. Tak jak się spodziewała, odpowiedziała jej całkowita cisza, która ciągnęła się niemal w nieskończoność.

- Że jak?! - zapytała z niedowierzaniem Pansy, a cała reszta wpatrywała się w nią z zaciekawieniem oraz troską.

- No... normalnie. - Miała nadzieję, że jej odpuszczą tą żenującą dla niej opowieść, ale najwyraźniej zupełnie się na to nie zanosiło. Chcąc nie chcąc usiadła wygodniej i zaczęła mówić z zawrotną prędkością. - Postanowiłam wrócić do Anglii promem, więc aportowałam się do magicznej przystani w Le Havre. Prom odbił od brzegu dokładnie w momencie kiedy się pojawiłam, a kolejny miał być dopiero za dwie godziny... - wzięła szybki oddech, pragnąc jak najszybciej skończyć mówić. - Było zimno i znów zaczął padać śnieg, więc po prostu skupiłam się i spróbowałam aportować na pokład promu.

Na jej policzkach wykwitły mocne, czerwone plamy. Zaczęła pluć sobie w brodę za własną głupotę. Ale była wtedy nieźle załamana i rozkojarzona. Czy można więc ją winić?

- Nie przewidziałam jednak, że mogą być na nim jakieś zaklęcia ochronne... w każdym razie odbiłam się od nich, lądując wprost w lodowatej wodzie.

Odetchnęła po raz kolejny ciesząc się, że ma to już za sobą. Dorodny czerwony kolor, który zabarwił jej policzki wciąż nie znikał, jednak uczucie wstydu nieco się zmniejszyło. Spodziewała się śmiechu, ale nic takiego nie nastąpiło. Poczuła do wszystkich prawdziwą wdzięczność.

Uniosła głowę i pierwszym co ujrzała to niedowierzanie, strach oraz ledwo ukrywane rozbawienie. A jednak.

Odruchowo spojrzała na Malfoya, na którego twarzy malował się lekki uśmieszek, za to z oczu emanowało czułe politowanie.

Założył ręce na piersi i oddał spojrzenie.

Jaki on jest przystojny... Stop. Zamknij się. Nie możesz myśleć w ten sposób.

- No to nieźle się zrobiłaś... - wymruczał Blaise, w którego głosie także dało się wyczuć ledwo skrywane rozbawienie. Siłą woli zmusiła się, by na niego spojrzeć.

Zanim jednak zdążyła się choćby odezwać, głos zabrał Malfoy, przyciągając na nowo jej uwagę.

- Gdyby wracała powozem nic takiego by się nie wydarzyło.

Miał rację. Jednak jakim prawem śmie wytykać jej to zachowanie? Po tym wszystkim co jej zrobił? Poczuła, że ogarnia ją złość.

- Gdybym mogła, to z pewnością bym wróciła - powiedziała, patrząc hardo w jego oczy. Teraz nie mogła pozwolić sobie na zatopienie się w jego stalowoszarych tęczówkach. A jakże hipnotyzowały!

Prychnął krótko, przechodząc z jednej nogi na drugą.

- A niby co ci w tym przeszkadzało? - zapytał zaczepnie, nie potrafiąc opanować tonu.

Znów zostali całkowicie sami. Otoczeni z każdej strony, śledzeni spojrzeniami, a jednak całkowicie odgrodzeni od reszty.

- Pewien arogancki ślizgon, z nabrzmiałym ego i zerowym szacunkiem do innych ludzi.

Może i przesadziła, ale mało ją to obchodziło. W tym momencie pragnęła tylko, by sobie poszedł.

Otwierał usta by coś odpowiedzieć, jednak przerwał mu Harry. Po wyrazie jego twarzy było widać, że nie do końca wie jak się zachować.

- Czy możecie...

- NIE! - krzyknęli równocześnie, urywając na moment kontakt wzrokowy, tylko po to, by po chwili znów piorunować się spojrzeniami.

- To my pójdziemy... - powiedziała Pansy, jednak nie zwrócili na nią uwagi.

Zupełnie nie zauważyli, że ilość ludzi w Skrzydle Szpitalnym zmniejszyła się o całe sześć osób. Nie spuszczali z siebie wzroku, a iskry sypiące się z ich oczu przybierały niemalże fizyczny kształt.

Hermiona szykowała się na dalszą, ostrą wymianę zdań, a jej ciało samoczynnie spięło się w defensywnym odruchu.

Zamiast jednak dalszej kłótni zauważyła, że twarz Malfoya łagodnieje, a on sam niepewnie stawia krok do przodu.

- Granger...

Czułość. Jej serce zareagowało momentalnie, w jednej sekundzie przyspieszając swój rytm, a pod powiekami zgromadziły się niechciane łzy. Nie mogła wprost uwierzyć w to, co słyszy. Dlaczego mówi do niej w taki sposób? W co on gra? Przecież pamięta co widziała. Chce jeszcze bardziej ją skrzywdzić? Obróciła głowę, starając się schować przed jego wzrokiem. Nie chciała, by widział słone krople spływające po jej policzkach.

Przymknęła powieki, starając się choć trochę unormować oddech.

Odezwała się dopiero po dłuższej chwili, wciąż nie mając odwagi by obrócić twarz w jego stronę.

- To wszystko było tylko zabawą… mam rację?- pełen emocji szept wyrwał się z jej piersi. Nie chciała okazywać emocji. Miała załatwić to wszystko całkowicie profesjonalnie, jednak cały misterny plan legł w gruzach. Nie potrafiła zapanować nad bólem opanowującym całe jej ciało.

- Co? O czym ty mówisz? - zapytał z niedowierzaniem, jednak nie słuchała go. Wiedziała, że jeśli tylko dopuści go do głosu, to się złamie. A miała teraz jedyną szansę, by wyrzucić z siebie wszystko, co zalegało na jej złamanej duszy.

- Zrobiłeś swoje, znudziłeś się i poszedłeś do kolejnej... Jaka byłam głupia!

Schowała twarz w dłoniach, czując że jeszcze moment, a jej głos znów odmówi posłuszeństwa. Poczuła jego dłoń na ramieniu i wzdrygnęła się lekko. Jednym sprawnym ruchem odsunęła się jak najdalej od tego cudownego, a jednocześnie palącego dotyku.

- Granger, to nie tak jak myślisz...

Zaśmiała się histerycznie, podnosząc na niego spojrzenie.

No tak, stałe, męskie powiedzenie. Czego innego mogła się spodziewać? Nie obchodziło ją już, że widzi jej łzy. Niech patrzy, proszę bardzo. Będzie żałowała tego później.

- Czyli jak? No jak? Może powiesz mi, że nie całowałeś innej?

- Całowałem- potwierdził, a jego głos wyrażał coraz większe zdenerwowanie. - Ale ja i Anika....

Parsknęła głośno, a na jego twarz wypłynął wyraz wściekłości.

- Słuchaj, Granger. Staram się spokojnie wytłumaczyć ci całą sytuację. Nie możesz choć przez chwilę zachowywać się racjonalnie?! - warknął, już całkowicie wytrącony z równowagi.

- Racjonalnie? Ależ ja jestem racjonalna! - prychnęła, podnosząc głos do krzyku. - I wiesz co? Nie musisz nic mówić. Nic nas nie łączyło, nie masz obowiązku mi się tłumaczyć.

Starała się ukryć gorycz, jednak ani trochę jej to nie wyszło. Patrzyła w oczy oniemiałego chłopaka, czując że w jej życiu właśnie zachodzi pewnego rodzaju przełom. 

- Nazywasz się Draco Malfoy. Jesteś arystokratą czystej krwi. Jak mogłam o tym zapomnieć? Zrobiłeś swoje i poszedłeś dalej. To JA jestem głupia i naiwna. Dałam się nabrać...

Jej słowa zawisły w powietrzu, raniąc zarówno jedną jak i drugą stronę. Impas. To dobre określenie na stan, w którym właśnie się znaleźli. Bez nadziei, bez właściwych słów, bez wyjścia.

- Granger... - spróbował jeszcze raz, jednak zbyła go jednym ruchem ręki.

- Daj sobie spokój, Malfoy – mówiła już spokojnie, jednak każdy skrawek jej ciała emanował bólem. - Masz już co chciałeś. Daj mi spokój. - Spojrzała mu prosto w oczy, dla potwierdzenia własnych słów. Na jego twarzy pojawiło się wahanie, więc dodała hardym i stanowczym głosem: - CHCĘ, żebyś dał mi spokój, Malfoy.

Bolało. Bolało jak cholera. Wiedziała jednak, że będzie boleć jeszcze bardziej jeśli pozwoli sobie nadal ciągnąć tę chorą relację.

Było cudownie, ale skończyło się. Wyleczy się z niego prędzej, czy później. Musi...

Jednak patrząc na lekko przygarbioną postać blondasa, znikającą za drzwiami Skrzydła Szpitalnego, nie była już tego taka pewna. Jej serce rozpadło się na miliard jeszcze mniejszych kawałków, a jego miejsce zajęła bezdenna pustka.

Opadła bezsilnie na poduszkę, tłumiąc nią głośny szloch targający jej ciałem. Miała ochotę zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

Nie potrafił ogarnąć tego uczucia, które zrodziło się w jego piersi. Wcześniej mógłby przysiąc, że znajdowała się tam pewność siebie, jednak z perspektywy czasu wiedział, że była to po prostu nadzieja. Nadzieja na to, że pozwoli mu dojść do słowa, da mu wszystko wytłumaczyć, zrozumie. A teraz? Pustka. Nie potrafił sam tego określić.

Wychodząc ze Skrzydła Szpitalnego czuł się jak przegrany, który przez jedną chwilę nieuwagi zatracił wszystkie szanse na szczęście.

Czuł jej palący wzrok na plecach i miał ochotę zawrócić. Wykrzyczeć jej wszystko prosto w twarz, jeśli byłoby trzeba, jednak nie potrafił. Doskonale usłyszał: CHCĘ, żebyś dał mi spokój, Malfoy.

Miał swoją dumę. Jeżeli gdzieś go nie chcą, nie będzie się tam pchał.

Och jakie to szlachetne...

A gdzie jest Dracon Malfoy? Arystokrata ze szlachetnego rodu Malfoyów, którzy ZAWSZE dostają to czego chcą?

Cóż, najwyraźniej zniknął w momencie, gdy na scenie pojawiła się pewna irytująca Gryfonka, która zawładnęła jego sercem.

Dlaczego ci pieprzeni Gryfoni musieli być tacy uparci?

Nawet nie zauważył momentu, w którym jego szybki krok zamienił się w bieg. Stracił całkowicie czas, w którym przemierzył wszystkie korytarze aby znaleźć się w lochach. Nogi instynktownie przywiodły go jak najdalej od ICH wspólnego zakątka. Zatrzymał się przed ukrytym wejściem do pokoju wspólnego Slytherinu i z całej siły uderzył pięścią w zimną ścianę.

Potwór w jego piersi krzyczał, a wibracje rozprzestrzeniały się coraz bardziej. Poczuł, że jedynym ratunkiem będzie Ognista Whiskey. Tak, to jest dobre rozwiązanie.

- Dziedzic Slytherina – szepnął hasło, po czym przecisnął się przez szparę, nie czekając nawet aż przejście otworzy się całkowicie.

Nie musiał nikogo pytać o drogę, ani o miejsce barku. Pamiętał ułożenie pokoju wspólnego tak, jak każde dziecko pamięta swoje ukochane miejsce.

Nie zauważył nikogo, co było mu niezwykle na rękę. Nie zatrzymując się, ruszył wprost do swojego starego dormitorium, które teraz zajmował tylko Blaise.

- Dracuś! A co ty tu robisz? - na sam dźwięk tego głosu, poczuł jak podnosi mu się ciśnienie. Nie znosił tej dziewczyny i nie mógł zrozumieć jakim cudem uważał ją kiedyś za atrakcyjną.

- Idę, Greengrass, nie widać? - odwarknął, nie zatrzymując się ani nie odwracając w jej stronę.

- Coś się stało? Coś z tą szlamą, prawda? - Podeszła do niego, łapiąc delikatnie jego ramię. Nawet nie wiedziała jak wielki zrobiła błąd.

- Uważaj. Na. Słowa. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, rzucając jej mordercze spojrzenie. Jeszcze tego mu brakowało. Natrętna blondyna obrażająca Hermionę. Świetny dzień, nie ma co.

- Okej, okej. Przepraszam. 

Popatrzył na nią z niedowierzaniem. Czy ona naprawdę właśnie przeprosiła za nazwanie Granger szlamą? Co się dzieje?

Zmierzył ją z góry na dół, po czym jednym ruchem ramienia zrzucił jej dłoń.

- Lepiej się pilnuj, Greengrass – powiedział i już chciał odejść, jednak tym razem złapała go za nadgarstek.

- Zaczekaj! Widzę, że coś jest nie tak – zaczęła, a on zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem, zastanawiając się co kombinuje. - Wiem, że między nami nie układało się najlepiej, ale myślę, że mogłabym dotrzymać ci towarzystwa... wiesz, jako znajoma.

Miał wrażenie, że w pionie utrzymał go tylko jakiś dziwny rodzaj samozaparcia. Albo świat upadł na głowę, albo Merlin miał w tym dniu naprawdę pokręcone poczucie humoru.

Nie wiedział co ma odpowiedzieć, więc po prostu wzruszył ramionami i poszedł dalej. Wiedział, że za nim pójdzie, jednak w tym momencie jakoś zupełnie przestało mu to przeszkadzać.

Potrzebował niezobowiązującego towarzystwa... jakkolwiek by to nie zabrzmiało.

Weszli do dormitorium; on załamany, ona dziwnie zadowolona. Jak mógł tego nie widzieć? Żal może jednak robić różne rzeczy z ludźmi.

Podszedł do barku, skąd wyciągnął butelkę Ognistej, dwie szklanki i postawił na biurku, przy którym już siedziała Daphne. Rozlał trunek, po czym oparł się o ścianę jak najdalej niej. Bądź co bądź, jednak miał jeszcze trochę samokontroli i rozumu.

- No więc – zaczęła dziewczyna, poruszając lekko szklanką z bursztynowym płynem. - Co się stało?

Spojrzał na nią z ukosa, a jego mózg wciąż pracował na pełnych obrotach starając się dowiedzieć co ta dziewczyna może kombinować. I przede wszystkim dlaczego ją tu wpuścił? Owszem, potrzebował towarzystwa, ale dlaczego akurat ona?

- Sądzę, że to nie jest twoja sprawa – rzucił krótko, upijając łyk. Jeśli myślał, że dał tym znać, że koniec tematu, to najwidoczniej do Ślizgonki w ogóle to nie dotarło.

Obróciła się w jego stronę i podsunęła bliżej krzesło.

- Daj spokój, przecież mi możesz powiedzieć...

Posłał jej swoje firmowe spojrzenie pod tytułem: Nie rób sobie żartów, skarbie, po czym wlał w siebie resztę szklanki.

Miał ochotę się napić. Ale tak naprawdę, jak w trzeciej klasie, kiedy Blaise zbierał go z podłogi. Nie pamiętał dlaczego wtedy tak się urządził, ale teraz powód miał nietuzinkowy...

Zupełnie zapomniał o słowach Greengrass, więc widząc jej zachęcające spojrzenie na początku nie wiedział co się dzieje. Dopiero po chwili oprzytomniał.

Odstawił szklankę i nachylił się nad nią tak, że odległość między ich nosami sięgała milimetrów.

- Słuchaj Greengrass, nie lubię cię. Ale masz rację, mam dzisiaj parszywy dzień, więc jeżeli chcesz tu siedzieć to siedź, ale bądź cicho. Jeżeli nie – wypad. Zrozumiano?

Odczekał aż kiwnie głową na znak zgody i dopiero wtedy złapał za szklankę, po czym rzucił się na łóżko by zatopić w swoich myślach.

Jak na złość nie potrafił skupić się na niczym innym, niż na ostatniej rozmowie z Granger. Jak na ironię, im bardziej się starał tym więcej pił, a im więcej pił tym na mniejsze kawałeczki się rozpadał.

Wreszcie doprowadził się do takiego stanu, że sam zaczął mówić do Greengrass, która przyjęła to z prawdziwym entuzjazmem.

Rozmawiali o wszystkim i o niczym, a Draco był zbyt pijany by zauważyć, że Greengrass zachowuje się jakby nie wypiła ani łyka alkoholu oraz i, że z sekundy na sekundę znajduje się coraz bliżej niego.

Dopiero przy końcówce drugiej butelki zaczął czuć się naprawdę lekko, a z jego głowy wyparowały wszystkie bolesne wspomnienia... zabierając ze sobą także rozum. Majaczył bez sensu, nawet nie wgłębiając się we własne słowa.

W pewnym momencie zaniemówił, bo poczuł dotyk ust na swoich własnych. Ze zdziwienia otworzył oczy, bezwiednie poddając się pieszczocie. Potrzebował dłuższej chwili, żeby rozeznać się w sytuacji i zaledwie sekundy, by odepchnąć od siebie natrętną dziewczynę.

Nie chciał tego. To nie była Hermiona. Nie te usta, nie ten zapach, wszystko nie to! Spojrzał na nią Daphne z obrzydzeniem, ale nie miał siły się kłócić. Tak duża ilość alkoholu z pewnością nie wpłynęła dobrze ani na jego samopoczucie ani na odruchy.

- Przestań, przecież wiem, że tego właśnie ci potrzeba – zaszczebiotała Greengrass, wciskając się na łóżko tuż obok niego. Posłał jej kolejne spojrzenie pełne pogardy i przypieczętował je głośnym prychnięciem.

- Szpadajj, Gingas. - wymamrotał, marząc już tylko o tym by móc pójść spać.

Odepchnął ją później jeszcze kilka razy, nie mając siły na żadne radykalniejsze działania, po czym po prostu skapitulował. Zaczęło być mu wszystko jedno. Dobrze, że nie każdy był tej myśli...

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

Blaise wracał ze spaceru, na który wyciągnęła go Ginny... poprawka, to on wyciągnął ją. Inaczej ta Ruda dziewucha wróciłaby z powrotem do Skrzydła i rozerwała jego najlepszego przyjaciela na strzępy. A tak, uspokoił ją na tyle, że mogła bez przeszkód wrócić do siebie.

Właściwie nie dziwił się jej zachowaniu, sam zareagowałby chyba podobnie. W końcu Hermiona była jej przyjaciółką, a Malfoy nieźle ją zranił.

Jednak teraz, gdy już wiedział co było przyczyną takiego zachowania, patrzył na to wszystko inaczej. Cieszył się, że Draco zdążył mu wszystko wytłumaczyć zaraz po powrocie do Hogwartu. Nie lubił wybierać między przyjacielem a ukochaną, a w tym momencie nie musiał tego robić. Musiał tylko... przekonać ją, że to wszystko jest zupełnie inne niż wygląda. A nie będzie to proste zadanie.

Wszedł do Pokoju Wspólnego, kiwając wszystkim głową na przywitanie. Był zmęczony podróżą i całym tym dniem. Marzył tylko o tym, by położyć się do łóżka i po prostu usnąć. Gdyby tylko wiedział, że nie będzie mu to dane! To, co zobaczył w dormitorium, momentalnie postawiło go na równe nogi. Na jego łóżku leżał Draco, a na nim panoszyła się Greengrass. W pierwszym momencie pomyślał że się zabawiają, lecz zaledwie ułamek sekundy wystarczył, by zarejestrował puste butelki po ognistej oraz stan przyjaciela.

Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie. Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

Kiedy wszedł, Greengrass właśnie starała się ściągnąć Malfoyowi koszulkę, jednak nie dane było jej skończyć.

Blaise poczuł, że po jego ciele rozchodzi się istna furia. Wyciągnął różdżkę i jednym prostym zaklęciem zrzucił dziewczynę z łóżka.

- Greengrass – wysyczał, mrużąc wściekle oczy. - Liczę do trzech i cię tu nie ma.

- Ale... - zaczęła, patrząc wprost na niego. Nawet się nie zawstydziła!

- Raz....

- Ale on...

- Dwa....

- On mnie sam tu wpuścił! - zawołała, tupiąc jedną nogą niczym rozpuszczona nastolatka. Zupełnie nie przypominała tej zawsze napuszonej, dumnej dziewczyny, którą zawsze była. Musiała być naprawdę zdesperowana.

- TRZY. - Zaczął podnosić różdżkę, jednak musiała się wystraszyć, bo w tej samej chwili odrzuciła swoje długie włosy do tyłu i wyszła dumnym krokiem z pomieszczenia.

On to miał siłę perswazji. Oczywiście użyłby zaklęcia, gdyby pamiętał jak ono brzmiało... ale teraz nie było to ważne.

Smok znowu wpakował się w jakąś chorą sytuację. Czy on naprawdę musi być jego opiekunką? Do cholery, przecież są dorośli! Ze stanu Dracona wywnioskował, że rozmowa niekoniecznie poszła po jego myśli, potrafił więc zrozumieć załamanie nerwowe. Ale Greengrass? Przecież nie tak dawno kłócili się o nią. Po raz kolejny musiał ich rozdzielać, a Malfoy po raz kolejny był w tej sytuacji pijany! Czy on kiedykolwiek zmądrzeje?

Spojrzał z politowaniem na śpiącego przyjaciela, wyczarował my butelkę wody, wyciągnął z szafki eliksir na kaca, po czym wyszedł z pomieszczenia. Skoro Smok zajmuje jego łóżko, to on rozgości się w jego prywatnym dormitorium.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

And you can tell the world

That you're tired

But your excuses, they won't work

'Cause I'll know that you're lying

Every time that I see your face

I notice all the suffering

Just turn to my embrace

I won't let you come to nothing

 

Minęły trzy dni od nieudanej rozmowy Hermiony z Draconem i dwa od jej wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego. Pansy mijała ją na korytarzach, uśmiechając się lekko, by dodać otuchy. Wiedziała, że siedmiu lat pogardy, wyzwisk oraz nienawiści nie da się wymazać przez zaledwie kilka miesięcy dobroci, jednak nie przestała próbować. Było jej żal tej dziewczyny po tym jak Draco ją potraktował. Niby wiedziała wszystko od Blaise'a, jednak miała na to swoje własne zdanie. Uważała, że jeżeli już musiał łamać to głupie zaklęcie właśnie w taki sposób to przynajmniej mógł zrobić to w bardziej ustronnym miejscu, a nie w sali balowej!

- Pans, wszystko w porządku? - zapytał Dean, łapiąc za jej zwiniętą w pięść dłoń i gładząc ją lekko.

Od tych kilku dni spotykali się niemal codziennie, rozmawiając, śmiejąc się i żartując na różne tematy. Czuli się w swoim towarzystwie naprawdę swobodnie. Na razie traktowali się jak przyjaciele, jednak kto wie co przyniesie los?

Pansy oparła głowę o jego ramię, a on momentalnie przygarnął ją do siebie.

Dean Thomas. Kto by pomyślał? Ona, arystokratka czystej krwi, on chłopak z niemagicznej rodziny. W tym momencie dotarło do niej, że jest w bardzo podobnej sytuacji co Draco i Hermiona. Cała ich czwórka jest żywym dowodem na to, że magiczna krew nie ma żadnego znaczenia w stosunkach międzyludzkich.

- Tak, wszystko okej – odpowiedziała w końcu, błądząc spojrzeniem po pustym korytarzu.

Dean spojrzał na nią z zainteresowaniem, ale nie drążył tematu. Właśnie to uwielbiała w nim najbardziej, nie naciskał, dawał jej czas do namysłu.

Uśmiechnęła się do niego kojąco, a w tym samym momencie w oczy rzuciła jej się znajoma postać wychodząca spoza zakrętu. Poderwała się do góry, patrząc podejrzliwie na idącą powoli Pamelę Thicks.

- Dziwne – szepnęła, ściągając śmiesznie brwi.

- Co jest dziwne? - zapytał, rozglądając się dookoła.

Nie odpowiedziała. Jej umysł pracował na pełnych obrotach, próbując przypomnieć sobie co tak właściwie jest nie w porządku w tym obrazku. Nagle poczuła jakby nad jej głową zapaliła się jasna lampka. Greengrass! Zawsze i wszędzie chodziły razem, a teraz jej nie ma. Gdzie, więc...

Rozszerzyła szeroko oczy, podrywając się na równe nogi. Dean spojrzał na nią przerażony i wstał także.

- Spotkamy się później, dobrze? - zapytała, łapiąc go za dłoń i ściskając lekko. - Muszę coś sprawdzić.

Wspięła się na palce, by pocałować go w policzek na pożegnanie, po czym pobiegła w stronę lochów.

Blaise opowiedział jej nie tylko historię, która łączyła Draco i Anikę. Dowiedziała się także o sytuacji sprzed trzech dni, kiedy Diabeł znalazł Daphne i Draco w dwuznacznej sytuacji. Wtedy nie mogła w to uwierzyć, przecież pamiętała jak bardzo Smok nienawidził tej dziewczyny, jednak po pijaku wszystko jest możliwe... a teraz, gdy nie było jej z Thicks, mogła być dosłownie wszędzie! Równie dobrze właśnie u Dracona, który w ogóle nie radził sobie z zaistniałą sytuacją i ciągle pił. Swoją drogą strasznie ją to irytowało. Miała zamiar w końcu coś z tym zrobić...

Biegiem przemierzyła odległość dzielącą ją od dormitorium Blaise'a, z którego Draco nie wychodził ostatnimi czasy prawie w ogóle, po czym nie przejmując się takimi drobiazgami jak pukanie, wpadła do środka.

Tak jak sądziła, była tam i Greengrass, która właśnie mówiła coś do – o dziwo!- przytomnego Malfoya. Gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, odwróciła się w tamtą stronę, mierząc byłą przyjaciółkę wrogim spojrzeniem. Pansy nic sobie z tego nie zrobiła, tylko założyła ręce na piersi i oddała spojrzenie z równą mocą. Po chwili Daphne prychnęła, pochyliła się by pocałować Malfoya w policzek i wyszła z pomieszczenia.

Pansy nie spojrzała na nią, obserwując uważnie reakcję Smoka. Po jej ciele przeszła niesamowita fala satysfakcji oraz ulgi, gdy zobaczyła jak z obrzydzeniem wyciera policzek.

Kiedy Greengrass zniknęła za drzwiami, zamknęła je i podeszła do łóżka przyjaciela.

- Możesz mi powiedzieć, do cholery, co ty najlepszego wyrabiasz? - Mówiła na pozór łagodnie, jednak dało się wyłapać groźną nutę. Malfoy spojrzał na nią nic nierozumiejącym wzrokiem, a ona zobaczyła po jego oczach, że znowu pił.

- Naprawdę nie stać cię na nic lepszego? - zapytała jeszcze raz, nie słysząc odpowiedzi na poprzednie pytanie.

- Odczep się, Parkinson.

- Malfoy! Zachowujesz się jak jakaś baba! - wykrzyknęła, unosząc ręce do góry. To, co robił było po prostu dziecinne, głupie i zupełnie do niego nie pasowało. Czy to zaklęcie Aniki tłumiło tylko jego uczucia względem Hermiony, czy także głęboko zakorzenione reakcje i emocje? - Jesteś facetem, na gacie Merlina! Nie możesz tu siedzieć i płakać jak dziecko, zalewając się przy okazji w trupa!

- Przestań krzyczeć – powiedział, a po jego głosie dało się słyszeć, że zaczyna się denerwować. No, w końcu jakaś reakcja.

- To przestań się mazgaić i marnować czas na Greengrass!

- Będę robił co mi się podoba! - krzyknął, podnosząc się z miejsca. Doskonale wiedziała, że nie potrzebuje dużo, aby ze stanu lekkiego upojenia dojść do siebie. Teraźniejszy pokaz był na to idealny dowodem. - Ona sama powiedziała, że mam ją zostawić! Powiedziała, że tego właśnie chce!

Jego stalowoszare oczy wreszcie pozbyły się tej mgły, a zamiast tego pojawiła się złość. Pansy dosłownie zaniemówiła. Wiedziała, że Malfoy jest w ciężkim stanie, nie sądziła jednak, że jest chodzącą bombą zegarową.

- A skoro tego właśnie chce, to nie będę się narzucał, ot co.

Słysząc te słowa miała ochotę palnąć się otwartą dłonią w twarz i przejechać po niej z góry na dół. Jednak zamiast tego, pokręciła tylko głową.

- Czy ty słyszysz siebie? - zapytała już łagodniej, opadając na łóżko, z którego on przed chwilą wstał. - Nazywasz się Malfoy. Naprawdę masz zamiar od tak zrezygnować?

- Skoro ona tego właśnie chce...

- Ty durniu! - jęknęła, przerywając mu wpół słowa. Gdyby spojrzenia mogły mrozić to z Pansy Parkinson powstałaby w tym momencie przepiękna rzeźba lodowa. - Naprawdę sądzisz, że mówiła to NAPRAWDĘ?

- A jak miała mówić? - żachnął się, zajmując miejsce obok niej. - Przecież to pieprzona Hermiona Granger. Nie jest jak wszystkie dziewczyny.

Pansy spojrzała na niego z pobłażaniem i poklepała lekko po ramieniu.

- Jak wielu rzeczy jeszcze nie wiesz... - westchnęła głośno. - Daj sobie spokój z Greengrass. Blaise ci nie mówił co wyprawiała dwa dni temu? - skinął głową. - Uważaj na nią, dobrze?

Znów skinięcie. Podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę wyjścia.

- Bierz tyłek w troki i wychodź z tej jaskini, Smoku. Jeżeli jeszcze raz cię tu znajdę, w dodatku w takim stanie to będziesz miał ze mną do czynienia – obróciła się w jego stronę, łapiąc spojrzenie jego oczu, – mówię serio. Po za tym, pamiętaj, że nie wszystko przychodzi w życiu łatwo. O prawdziwe, cudowne rzeczy nieraz trzeba naprawdę powalczyć.

Uśmiechnęła się lekko, po czym nie czekając na odpowiedź zniknęła za drzwiami.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

Powiedzieć, że czuła się już całkowicie dobrze byłoby gigantycznym niedopowiedzeniem. Owszem, fizycznie wyzdrowiała już całkowicie, co zawdzięczała wybitnym zdolnościom pani Pomfrey oraz całodziennemu leżeniu w łóżku. Gorzej sytuacja przedstawiała się w jej duszą i sercem. Starała się blokować, nie myśleć o tym wszystkim, jednak łatwiej się mówi, a z wykonaniem różnie bywa...

Długa rozmowa z Ginny naprawdę jej pomogła. Wyrzuciła z siebie dosłownie wszystko i zgodnie w przypuszczeniami, trochę jej ulżyło. To trochę egoistyczne, ale najbardziej pomagała jej świadomość, że od tamtej chwili nie tylko ona nosi to brzemię, że jej przyjaciółka cierpi razem z nią. Czy to czyni z niej złą osobę?

Minęło siedem dni od wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego. Przez pierwsze trzy nie widywało go w ogóle, aż nagle czwartego dnia pojawił się na zajęciach, jak gdyby nigdy nic. Nawet nie wiedziała, że tak bardzo przyzwyczaiła się do jego nieobecności oraz, że był to jeden z głównych czynników, który utrzymywał jej równowagę psychiczną w pionie.

Starała się na niego nie patrzeć, nie odzywać się, w ogóle nie reagować. I znów pojawia się stwierdzenie; łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Jej wzrok sam uciekał w jego stronę, a serce biło szybciej na sam jego widok. Znajdowała się w dwóch przeciwnych światach- miłości i nienawiści. Mówi się, że z jednego niedaleko do drugiego, cóż, to najprawdziwsza prawda.

Zauważyła, że coraz częściej pojawia się z tą wywłoką Greengrass, co tylko potęgowało jej rozgoryczenie, a także wzmacniało przekonanie, że dobrze zrobiła odprawiając go.

Czasem zdawało jej się, że czuje jego spojrzenie na sobie, ale gdy tylko się odwracała on właśnie z kimś rozmawiał. Miała wrażenie, że wpada w paranoję, a to nie było wcale przyjemne.

Gdyby mogła to z pewnością wyłączyłaby wszystkie emocje, by tylko nie czuć. Czy wszystko czego pragnie musi być poza jej zasięgiem?

 

*

 

- Miona, dobrze się czujesz? - zapytała Ginny, nachylając się do niej.

Siedziały właśnie na lekcji, a profesor McGonagall opowiadała coś na temat transmutacji koni. Zupełnie nie miała głowy nauki. Chciała aby ten dzień wreszcie się skończył, żeby mogła położyć się w łóżku i oddać w kojące ramiona Morfeusza.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, zadzwonił dzwonek, wywołując na jej twarzy lekki uśmiech.

Ginny spędzała z nią bardzo dużo czasu, w geście solidarności. Umówili się z Blaisem, że dzień spędza z nią, Hermioną, a dla niego rezerwuje wieczory. Jak na razie rozwiązanie to zdawało egzamin w stu procentach.

Ruszyły w stronę lochów gdzie czekały ich ostatnie tego dnia zajęcia- eliksiry ze Ślizgonami. Hermiona obawiała się tych zajęć, zresztą jak każdych innych, podczas których była skazana na jego widok. Szły w ciszy, wsłuchując się w stukot własnych butów i błądząc myślami każda w swoim świecie. Obydwie były zmęczona, a szara pogoda za oknem, która w tym roku o dziwo szybko zmieniła  śnieg w pluchę, nie była zbyt sprzyjająca.

- Ee, Mionka?- mruknęła Ginny, zatrzymując się nagle pośrodku korytarza. Hermiona zaalarmowana jej dziwnym tonem, spojrzała na nią z troską.

- Tak?

- Może pójdziemy jeszcze do ubikacji?

Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc na nią z niekłamanym zdziwieniem. Po pierwsze, było późno, a po drugie panna Weasley nigdy nie zachowywała się w ten sposób. Chyba, że... obróciła się w drugą stronę, a jej oczy przybrały wielkość galeonów. Właśnie, chyba że miała coś do ukrycia.

Nie więcej niż siedem metrów od nich oparty o ścianę stał Draco Malfoy w towarzystwie nie opuszczającej go ostatnimi czasy nawet o krok, Daphne Greengrass.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, że stoi na środku korytarza z na pół otwartymi ustami dopóki nie usłyszała znajomego, przesłodzonego głosu:

- Ależ oni do siebie pasują, prawda? - zaszczebiotała Thicks, przykładając jeden palec do policzka i przekrzywiając głowę. - Dobrze, że wreszcie się zeszli. Każdy wiedział, że w końcu będą ze sobą! - Zawołała na koniec, ściągając na siebie spojrzenia uczniów zgromadzonych na korytarzu. Hermiona poczuła rodzącą się w niej nienawiść. Nienawiść do tej pustej dziewczyny, jej niedoszłej trucicielki, do Greengrass za to, że istnieje i do samego Malfoya za to, że musiała zakochać się akurat w nim.

Nawet nie wiedziała, że zacisnęła dłonie w pięści. Jej wzrok odszukał stalowoszare spojrzenie Malfoya. Powiedzieć, że na nią patrzył to mało. On dosłownie przewiercał ją wzrokiem, zupełnie tak, jakby chciał jej coś przekazać.

Trwali tak dłuższą chwilę, aż wreszcie odwrócił się i nie czekając na nikogo, nawet na Greengrass, wszedł do klasy.

Hermiona odwróciła się w stronę Ginny, która wyglądała jakby za chwilę miała miotnąć w kogoś naprawdę ciężką klątwą. Była wściekła, a zarazem zatroskana. Podeszła do przyjaciółki i objęła ją mocno.

- Gin, ja nie mogę – wyszeptała Hermiona, czując jak jej złość powoli zaczyna się zmieniać w żal i rozgoryczenie.

Ginny odsunęła ją na długość ramienia, lustrując z góry na dół. Po chwili skinęła głową.

- Idź. Usprawiedliwię cię.

Nie potrzebowała więcej. Minęła Rudą, po czym rzuciła się biegiem wprost do dormitorium. Miała ochotę coś rozwalić, rozbić, zniszczyć. Chciała wreszcie wykorzystać tę złość i nienawiść, które wręcz trawiły ją od środka.

Wleciała do sypialni niczym burza, łapiąc za wszystko co wpadło pod jej dłonie. Nie miała i nie chciała mieć umiaru. Musiała wreszcie to z siebie wyrzucić. Wiecie jak to jest? Czuć się całkowicie bezsilnym, zamkniętym w klatce własnych pragnień oraz uczuć? Nie mając żadnej nadziei na spełnienie choć jednego z tych pragnień. Nie mogąc zrobić zupełnie nic, by zapobiec temu ciągłemu ranieniu. Nie da się przestać, dopóki się tego z siebie nie wyrzuci. Nie zrozumie tego nikt, kto nigdy nie został zraniony. Kogo nigdy nie spotkał tak wielki cios.

W końcu całkowicie bez siły opadła na zawaloną ubraniami podłogę. Jej pokój przypominał istny rozgardiasz, jednak nie miało to znaczenia.

Wściekłość wreszcie zamieniła się w nieunikniony żal, a z jej oczu trysnęła fontanna niechcianych łez. Skuliła się w pozycji embrionalnej, kiwając w przód i tył niczym mała, zagubiona dziewczynka. Nie chciała widzieć, nie chciała słyszeć, nie chciała czuć. Na moment zamknęła się we własnym bólu, pozwalając by opanował całe jej ciało.

Jak mogła być tak głupia? Jak mogła tak się w nim zakochać? Dlaczego nie wzięła na poważnie jego słów, gdy powiedział, że są przyjaciółmi? Nigdy nie planował wobec niej nic więcej. Nigdy nie chciał się z nią wiązać. Jak w ogóle mogła tak pomyśleć?! On- arystokrata, ona- szlama! Nie miało to racji bytu od samego początku. Przyjaźń – tak, związek- wcale. Ale czy tak właśnie zachowuje się przyjaciel? Całuje, troszczy się, idzie do łóżka...

To nawet nie jest przyjaźń! To zwykła, głupia gra w stylu Malfoya!

Nie łudź się. Nic dla niego nie znaczyłaś i nie znaczysz. Jesteś nikim...

Na nowo poczuła złość. Łzy na policzkach paliły ją niemiłosiernie, a dziura w sercu zdawała się rozszerzać coraz bardziej. W akcie frustracji uderzyła pięściami w materac łóżka, by już po chwili zacząć się uspokajać.

Musi zapomnieć, innego wyjścia nie ma. Poprosi McGonagall o zmianę dormitorium. Tak, to dobry pomysł.

Otarła łzy, nie przejmując się tym, że za chwilę i tak pojawią się nowe. Pochyliła się nad kufrem, z którego wyrzuciła wcześniej ubrania. Uniosła go do góry, a jej oczom ukazał się malutki amorek na łańcuszku. Prezent od Pierre'a. Wzięła go do rąk i z trudem powstrzymała się od pierwotnego odruchu by nie rzucić nim o ścianę. Miał pomóc znaleźć jej miłość. Jasne.

Zupełnie nie wiedziała co powinna z nim zrobić. Z pewnością nie chciała go zatrzymać, to zupełnie nie wchodziło w rachubę. Gdzie by go... nagle dostała olśnienia. Tajemne miejsce Malfoya!

Nie wiedziała czemu pomyślała właśnie o tym, ale nie miało to znaczenia. Nie zważając na swój wygląd, wybiegła z pomieszczenia i pognała wprost na siódme piętro, do Pokoju Życzeń.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

- … co ja mogę na to poradzić? Już mówiłem, sama stwierdziła, że mam dać jej spokój... – Draco czuł, że zaraz wyjdzie z siebie. Sądził, że Hermiona wejdzie do klasy zaraz po Ślizgonach. Nie spodziewał się, że będzie w stanie opuścić zajęcia, a jednak.

Pansy najwyraźniej miała rację- ona wcale nie chciała by dał jej spokój. Jak inaczej wytłumaczyć to dziwne zachowanie? Gdyby był jej obojętny, to nie uciekłaby na wiadomość, że rzekomo on i Greengrass są parą – co nawiasem mówiąc jest wierutną bzdurą.

A może z innego powodu nie przyszła?...

- Ty głupi, tleniony patafianie! - wydarła się Ginny, zwracając na nich uwagę całej sali. - Czy do ciebie nic nie dociera?! …

- Panno Weasley...! - zawołał oburzony Slughorn, jednak nic sobie z tego nie robiła.

- … Trzeba ci to wysłać na piśmie czy wytatuować na czole? Jesteś egoistycznym, tchórzliwym, zapatrzonym w siebie deb...

- Panno Weasley, minus dwadzieścia punktów dla Gryfindoru! - skrzeczał Slughorn, a jego małe oczka niemal wychodziły w orbit. Wiedział, że ta dziewczyna ma ognisty temperament, ale tego się po niej nie spodziewał.

- ...ilem. Jeżeli masz zamiar tak się zachowywać to jesteś skończoną cio....

- Weasley! SZLABAN!

- ...tą.

Nastała całkowita cisza. Slughorn sapał ciężko jakby przebiegł co najmniej pięciokilometrowy maraton, Ginevra mordowała spojrzeniem, Malfoy siedział z otwartymi ustami, a reszta klasy nie wiedziała gdzie ma podziać oczy.

- Smoczku, ona cię obraża... - zaszczebiotała Greengrass przerywając tym samym ciszę.

Draco przeniósł spojrzenie z Rudej na nią, a w jego oczach pojawiła się pogarda. Co on w ogóle robił z tą dziewczyną? Czemu pozwalał na to, by przebywała w jego towarzystwie? Przecież stać go na coś… na KOGOŚ lepszego!

Zerwał się z miejsca i nie zważając na wołanie starszawego nauczyciela, wybiegł z klasy.

Wtedy nigdy by się do tego nie przyznał, ale fakt że akurat tego dnia Ginevra Weasley podsłuchała jego krótką rozmowę z Pansy, a następnie wydarła się na niego na forum całej klasy, dało mu niezłego kopniaka. Zawdzięczał jej naprawdę wiele, ale wtedy nawet o tym nie myślał. W głowie miał tylko myśl, aby odnaleźć ją i wreszcie wytłumaczyć wszystko raz, a porządnie. Powie wszystko, choćby miał zakleić jej usta!

Wbiegł do dormitorium, a swoje kroki od razu skierował do sypialni Granger. Zastał w niej ogromny rozgardiasz, jednak Gryfonki ani śladu. Sprawdził pod łóżkiem, na balkoniku, w swojej sypialni, w łazience, a nawet w kominku! Nigdzie jej nie było...

Wściekły opadł na łóżko, czując że jak tak dalej pójdzie to coś pięknego naprawdę ucieknie przed jego nosem.

Nagle usłyszał lekkie pukanie do okna. Sowa. Pierwszy raz widział ją na oczy, jednak koperta z niewielkim pudełeczkiem była zaadresowana właśnie do niego.

Nie czekając długo rozerwał papier.

 

Kochany Draco!

 

Wiem, że obiecałam nie dawać więcej znaku życia, jednak jest coś co nie daje mi spokoju. Przede wszystkim nie zdążyłam Ci podziękować za to, że uwierzyłeś mi bez żadnego problemu i pomogłeś uwolnić się z tej udręki. Teraz jestem szczęśliwa, wiesz? Znalazłam szczęście u boku Christena.

Drugą rzeczą są wyrzuty sumienia... widziałam jak Hermiona wybiegła z sali i to z mojego, naszego (!) powodu. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co musiała lub nadal musi sobie myśleć. Jeżeli już wszystko się ułożyło, to przyjmij przynajmniej moje przeprosiny za to, że nie poprosiłam Cię o to w ustronniejszym miejscu. Jeśli jednak nadal jest źle, a wydaje mi się, że jest (coś z tego zaklęcia chyba zostało, bo mimo szczęścia czuję przeogromny smutek...), pokaż jej moje wspomnienia, które są w pudełku. Nie martw się, po tym z pewnością zrozumie.

Mam nadzieję, że i Tobie wszystko się ułoży. Przeproś ją także ode mnie, bardzo proszę.

Dziękuję Ci za wszystko.

 

Anika/ Tanya Olsen

 

Spojrzał na trzymane w dłoni pudełko i nagle wszystko nabrało kolorów. Poczuł, że wszystko ma wreszcie szansę by się ułożyć. Wyciągnął niewielki flakonik, po czym ścisnąwszy go w dłoni, schował do kieszeni.

Nie wiedział gdzie jej szukać, wiedział jednak gdzie sam pragnie pójść. Musi pomyśleć, pobyć trochę sam.

Nie czekając, ruszył w stronę Pokoju Życzeń.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

Hey you can tell the world

That you're leaving

And you can pack your bags

And spread your wings

And you can tell them all

That it's over

But while you wave goodbye

I'll be getting closer

 

Zielony pagórek, niewielkie jeziorko otoczone dookoła lasem. Wielki dąb stojący na szczycie spadu oraz stara ławeczka tuż przy brzegu. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak zapamiętała pierwszego razu. Czuła się tam naprawdę dobrze, a w jej głowie po raz pierwszy od kilku dni nie szalał tajfun myśli. Także serce się uspokoiło i nie bolało tak bardzo.

Spojrzała na naszyjnik marszcząc nieco brwi. Czy to możliwe, żeby to była jego sprawka?

Nie, to z pewnością to miejsce.

- Granger? - usłyszała znajomy głos i aż podskoczyła. Nie spodziewała się go tutaj. Zupełnie się nie spodziewała.

- Co ty tu robisz? - zapytała nieco piskliwym głosem, rozglądając się w panice dookoła. I co teraz? Co powinna zrobić? Gdzie pójść?

- Przecież to moje tajemne miejsce, pamiętasz? - powiedział, zakładając ręce na piersi i unosząc jedną brew do góry. Wyglądał tak idealnie w blasku zachodzącego słońca, że z wrażenia, z trudem przełknęła ślinę.

Skinęła głową, po czym ruszyła w stronę wyjścia, zupełnie zapominając po co właściwie tu przyszła.

- Gdzie idziesz? - zapytał łagodnie, a ona ze zdumieniem wykryła w jego głosie zawód.

- Wychodzę. Jak mówiłeś to TWOJE tajemne miejsce – odpowiedziała, wzruszając ramionami. Chciała iść dalej, jednak usłyszała jedno słowo, powiedziane z takim pragnieniem, że niemal wcisnęło ją w ziemię.

- Zostań.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem, zupełnie nie wiedząc co zrobić. Jeszcze godzinę temu była wstanie wrzeszczeć na niego, wydrapać mu oczy, uciec z krzykiem... a teraz? Teraz mogła normalnie z nim rozmawiać. Mogła z nim zostać i nie czuć bezgranicznej nienawiści.

To przez to miejsce czy przez ten głupi naszyjnik...?

Wyciągnął do niej dłoń, jednak nie przyjęła jej. Zamiast tego minęła go, by z powrotem usiąść na ławce. Po chwili dołączył do niej, siadając po drugiej stronie.

Siedzieli chwilę w ciszy, która po raz pierwszy naprawdę im ciążyła. Obydwoje mieli świadomość, że mają wiele niewyjaśnionych spraw, jednak żadne nie wiedziało jak zacząć rozmowę.

Po chwili usłyszała, że Draco wzdycha i odwraca się powoli w jej stronę.

- Gran... Hermiono – powiedział jej imię. Była w takim szoku, że momentalnie uniosła głowę, dając znak, że słucha. - Dużo się między nami pozmieniało przez ten jeden moment...

Przerwała mu ruchem dłoni.

- Przestań. Już ci mówiłam, że nie musisz mi się tłumaczyć – pokręciła głową i znów odwróciła spojrzenie w stronę jeziora. W tym samym momencie poczuła jego dotyk na dłoni. Po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

- Pozwól mi, proszę.

Proszę. Ten dzień... ten moment był kategorycznie dziwny. Nie wiedziała czy dobrze robi, jednak skinęła przyzwalająco głową.

- To naprawdę nie było tak jak myślisz...

Opowiedział jej dokładnie przebieg całej rozmowy z Aniką, a także całą resztę. Nie opuścił żadnego, nawet najmniejszego szczegółu. Chciał by wiedziała wszystko.

- … jeżeli mi nie wierzysz, to mam list i fiolkę z jej wspomnieniami. Mogę ci wszystko pokazać i...

Przerwał, gdy zobaczył, że kręci głową.

Ta historyjka była naprawdę grubymi nićmi szyta, a jednak czuła, że mówi prawdę. Jakie to jednak miało znaczenie? Już i tak za późno na wszystko. A mogli być szczęśliwi, gdyby tylko pozwoliła sobie wytłumaczyć wszystko od razu...

Poczuła, że pod powiekami zbierają jej się łzy, więc wstała z miejsca by ukryć je w zapadającym półmroku.

- To i tak już nie ma znaczenia, Draco – wyszeptała, nie patrząc w jego stronę. Nie potrafiła.

- O czym ty mówisz? - zapytał, podchodząc do niej, ale nadal stojąc na bezpieczną odległość.

- Jak o czym? Jesteś z Greengrass. Gdzie mi, zwykłej szlamie, do niej? - znów nie potrafiła ukryć goryczy, która niczym płomień tliła się w jej słowach.

Doskoczył do niej jednym susem, zmuszając by spojrzała mu w oczy.

Ujrzała w nich irytację, żal oraz... strach.

- Nie waż się tak o sobie mówić – powiedział z mocą, nie spuszczając z niej wzroku. Brąz i stal. Ogień i lód. Dwie przeciwności, które lgną do siebie mimo przeszkód. - Greengrass jest głupią idiotką, która się do mnie przyczepiła. Nic między nami nie było, nie ma i nie będzie! To TY jesteś najlepszą osobą jaką w życiu spotkałem. Jesteś dobra, uczciwa, bezinteresowna. Troszczysz się o wszystkich, wcale nie myśląc o sobie. Nie przerywaj mi! - położył jej dłoń na ustach, widząc że chce coś powiedzieć. - Nie ma drugiej takiej jak ty i sądzę, że nigdy nie będzie. Jesteś jedyna w swoim rodzaju! Kiedy jestem z tobą czuję się lepszym człowiekiem. Całe piętno przeszłości znika w jednej sekundzie. Kiedy jesteś obok, moje demony uciekają przeganiane twoim cudownym, kojącym głosem.- Rozkręcał się coraz bardziej. W końcu zeszła blokada i mógł powiedzieć wszystko co czuje. W końcu mógł to wyznać i chciał to zrobić za jednym razem. Bał się, że jeśli teraz przerwie to znów się zablokuje. Nie mógł do tego dopuścić! - Kiedy poszliśmy razem do łóżka, poczułem się wreszcie na swoim miejscu. Kiedy twoje usta dotykają moich wiem, że już żadne nie będą tak idealnie do nich pasowały. Nie wyobrażam sobie kolejnego dnia bez twojego uśmiechu, bez widoku twoich cudownych oczu. Jesteś dla mnie jak powietrze. Ten tydzień był najdłuższym i najgorszym w moim życiu. Miałem wrażenie, że spadnę w mrok, z którego już nigdy nie wyjdę... Kocham cię, Granger!

Spojrzał na nią w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję, ale ona zdawała się w ogóle go nie słuchać. Jej wzrok był utkwiony w jednym punkcie, a usta miała lekko rozchylone. Przeszedł z nogi na nogę, czując się coraz bardziej nieswojo. Właśnie wyznał swoje uczucia, po raz pierwszy w życiu, a kobieta jego serca nawet nie stara się by jakoś to skomentować!

- Eee, Hermiono? - zapytał nieśmiało.

Nie odpowiedziała, zamiast tego, wyswobodziła dłoń, którą nieświadomie złapał i uniosła do góry trzymany w ręku naszyjnik, który błyszczał jasnym światłem.

Wisiorek jest zaczarowany. Kiedy poczuje na sobie dotyk jednocześnie dwóch zakochanych w sobie osób, zacznie świecić jasnym blaskiem.

- Możesz powtórzyć to ostatnie? - zapytała, gdy obydwoje wpatrywali się w amorka już dłuższą chwilę.

- Co? - zapytał trochę przygłupawo, na co przewróciła oczami.

- Ostatnie zdanie. Czy mógłbyś...

- Kocham cię, Granger – powtórzył w mocą, gdy po raz kolejny spojrzała w jego oczy. W momencie, gdy wypowiedział te słowa, wisiorek zabłysnął jeszcze mocniej.

Hermiona zmarszczyła brwi, wpatrując się w niego przez chwilę. Po chwili upuściła go na ziemię, a z jej ust wydobył się dziwny okrzyk.

- O Boże!

- Co? Co się stało? - Zapytał, podchodząc bliżej, żeby sprawdzić czy nic jej nie jest.

Spojrzała mu w oczy, jakby przeszukując każdy skrawek jego duszy.

- Ty naprawdę mnie kochasz – wyszeptała, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

Draco roześmiał się w głos, przyciągając ją do swojej piersi.

- Oczywiście, że cię kocham! Kocham jak wariat! *

Podniósł ją do góry, zataczając duże koło. Byli szczęśliwi, znów. Mieli tylko nadzieję, że tym razem to szczęście nie pryśnie tak szybko, jak bańka mydlana.

Spędzili razem resztę dnia, nie potrafiąc obejść się bez własnej obecności, dotyku. Ich pocałunki paliły niczym żywy ogień, stając się coraz bardziej śmiałymi. Tęsknili za sobą, a ten dzień, to wydarzenie było najpiękniejszym, co ich w życiu spotkało.

Wrócili do dormitorium dopiero bardzo późnym wieczorem, rezygnując z dwóch osobnych sypialni, a decydując się na jedną wspólną. Byli razem, byli szczęśliwi. I znów pytanie: czego więcej trzeba?

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

* Słowa Belli i Edwarda z sagi "Zmierzch"

 

Cytaty pochodzą z piosenki Birdy - "Without a word"

 

37 komentarzy:

  1. Co za wspaniała niespodzianka z Twojej strony! Ciesze się, że już dzisiaj dodałaś rozdział, ale nie wiem jak wytrzymam bez Ciebie i Twojego Dramione przez trzy tygodnie. :( Dobrze, że w końcu się między nimi ułożyło, bo naprawdę działali mi już na nerwy! Ania dobrze pomyślała z tą fiolką, więc może jednak wszystko dobrze się skończy? Mam nadzieję. Ciężko mi uwierzyć, że już powoli zbliżasz się do końca, ech... No cóż, czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością.

    Pozdrawiam,
    Cave Inimicum
    www.dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com - u mnie już jutro pojawi się rozdział 3, zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej.:)
    Cieszę się, że wstawiłaś nowy rozdział. I to jaki dłuuugi.:) Ach, jak dobrze.;)
    Z początku myślałam, że Ruda przeklnie Dracona mistrzowskim upiorogackiem, ale chyba się musiała nieźle powstrzymywać.:P Ja pewnie bym się tak nie hamowała. Jednak ta akcja na eliksirach? No nie spodziewałam się, że to akurat ona popchnie tą dwójkę ku sobie.

    Monolog Draco. Jak pięknie nasz arystokrata prawi o miłości do Hermiony. To było takie romantyczne.. Ale nie takie cukierkowo-kiczowate. To było piękne.:) + Brawa za dobre dobranie cytatu ze Zmierzchu.:P Wystarczyła jedna linijka, a ja już krzyknęłam Edward.:PDobrze, że jestem już po lekcjach, bo jakbym to w sali zrobiła..
    Rozdział cudowny, z resztą jak zwykle.
    Eee tam, jeszcze kilka rozdziałów do końca zostało, więc nie będę się na razie tym martwić.

    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    PS. Zajrzyj do mnie na bloga. ---> Pożegnalna miniaturka i takie inne sprawy, jeśli nie widziałaś jeszcze.:P

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejciu, jaki długi rozdział! I tyle się dzieje :D
    Ginny jest prawdziwą przyjaciółkę. Gdy zaczęła wrzeszczeć na Mafloy'a nieźle się uśmiałam. No i zarobiła szlaban. :D
    To naprawdę miłe ze strony Aniki, że przysłała tą fiolkę. Nie zapomniała, że Malfoy jej pomógł i tym razem to ona postanowiła pomóc jemu.
    Ah.. To wyznanie Draco było cudowne :) Widać, że naprawdę kocha Hermione. Na to czekałam!! :D
    Piękną parę tworzy Pansy i Dean. Mam nadzieję, że będą razem :)
    Trzymam kciuki, żeby sesja poszła Ci dobrze, żebyś wszystko tam zdała i było cudownie :P
    Nie wiem czy wspominałam, że rozdział wyszedł Ci cudownie... Rozdział wyszedł CUDOWNIE! <3
    Czekam na nowy ;>

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już myślałam, że ich nie pogodzisz, już myślałam że odejdą od siebie na zawsze. Tyle emocji ;) Wspaniały rozdział, życzę weny i czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, tak, tak! Fragment w Pokoju Życzeń, to co najmniej mistrzostwo świata :) Czytając to przez cały czas uśmiechałam się jak głupia do monitora. Cały rozdział oczywiście również jest świetny, ale końcówka najlepsza. Masz racje, po takim rozdziale możemy poczekać dłużej na następny :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Brak mi słów. Ostatnia scena była niesamowita. Ten naszyjnik <3 Cieszę się, że się pogodzili i mam nadzieję, że ta głupi Greengrass nie stanie im na drodze. To jak Ginny wydarła się na Malfoya po prostu świetne. Podoba mi się zmiana Pansy i ogólnie jej wątek :D Szkoda, że to opowiadanie już się kończy. Z drugiej strony nie mogę się doczekać końca :)
    Pozdrawiam,
    Coffie
    Ps. Powodzenia na egzaminach :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak ja się cieszę, że ich pogodziłaś!! :D Nienawidzę Greengrass!! Dobrze , że Zabini wszedł wtedy do dormitorium! A Ruda była po prostu boska z tą awanturą :D
    Czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ah ten pokój życzeń hehe..
    Uwielbiam to co piszesz.. oby tak dalej!
    Dopiero zaczynam i proszę abyś jak masz wolny czas zajrzała do mnie ;)
    http://4everdramione.blogspot.com/
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały rozdział.
    Hermiona jest strasznie upartą Gryfonką, ale taką ją lubię.
    Cieszę sie, że Draco i Miona wszystko sobie wyjaśnili.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  10. Uff, ale dobrze, że się pogodzili, bo naprawdę nie chciałam, aby dalej się kłócili. A Draco to kompletny kretyn, bo zamiast walczyć, uniósł się tą swoją cholerną dumą. Ale na szczęście Ginny postawiła go do pionu. Wzruszyłam się, kiedy pogodzili sie w Pokoju Życzeń, a muszę przyznać, że bardzo rzadko mi się to zdarza :D
    Życzę dużo weny i powodzenia z egzaminami ;)
    Pozdrawiam,
    Lumos

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku. Pięknie.
    Rozdział bardzo fajny :) Cieszę się że na reszcie się pogodzili choć wydaje mi się że może zbyt szybko ale z innej strony to nawet dobrze bo Hermiona aż tak długo nie cierpiała :)
    Strasznie mnie oczarowałaś tym rozdziałem :) Naprawdę :)
    Pozdrawiam i powodzenia na egzaminach :)
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń
  12. Trochę późno, ale co chwila musiałam robić przerwy w czytaniu i na dodatek jestem u znajomych :)
    Rozdział świetny i dłuuuugi <3333
    Kilka błędów, ale jesteś
    W trakcie egzaminów, więc grzechem byłoby nie wybaczyć
    Tych trzech, czy czterech wpadek :P
    Ja już kończę :)
    Sorry, że tak krótko, ale jak mówiłam - nocuję u znajomych :D
    Dobranoc, Ludum :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale świetny rozdział. Czytając, myślałam, że pomiędzy tą dwójką się nic nie wyjaśni. A tu taki psikus. Zaskoczyłaś mnie! Wyznał jej miłość, aż mnie ścisnęło za serce jak to czytałam. ;) Super, że jak na razie się wszystko ułożyło. ;)
    Pozdrawiam, Maadź.
    www.dramione-impossible-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny rozdział ;)
    Bardzo podoba mi się postawa Ginny i Pansy ;]
    W końcu Draco wyznal Mionie swoje uczucia ;)
    Już myslaąłm ,że sie nie zejdą .
    Pozdrawiam ;]
    http://polecalnia-dhl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Bosko! nie wiem co mam napisać!! Jaki długgiiiiii:D! Magia! Ale pięknie się ułożyło!!! Och! Ach!! jestem zachwycona! Pansy i Dean! Wszystko jest na swoim miejscu!
    wspaniale ! I ten Amorek, wspomnienie, list! <3~~!!!!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Hahahaha~~! Ginny na eliksirach najlepsza! xD szkoda, że go jeszcze jakoś epicko nie przeklęła! I podziwiam Pansy za cierpliwość do tego pacana. Przez większość rozdziału chodziła mi przez głowę tylko jedna myśl - Draco, ty tępa dzido. Ale cóż, faceci tak mają, nawet najprzystojniejsi (a może oni najbardziej) xD
    Po tym rozdziale czuć już zbliżający się koniec, ale proszę nie namotaj im za bardzo w życiu w tych ostatnich rozdziałach ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem zachwycona! Rozdział świetny i mi również podoba się fakt, że taki długi :) Cieszę się, że on w końcu wszystko wytłumaczył Hermione i dobrze, że mu uwierzyła. I ucieszyłam się na ten list od Aniki, fajnie, że o tym pomyślała... :)
    Życzę powodzenia na egzaminach! :*
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  18. Oczarowałaś mnie tym rozdziałem i usatysfakcjonowałaś^^ Wiedziała, że się pogodzą! Szczęścia na egzaminach :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Rozdział naprawdę cudowny i wyjątkowy. Bardzo uczuciowy i świetnie napisany. Niestety to raczej znak, że zbliżamy się do końca :( Ginny mnie rozwaliła ze swoim bojowym duchem :D Normalnie mogłam wyobrazić sobię minę Draco, takie wielkie oczy i półotwarte usta. Hahaha padłam! Za to rozwiązanie sytuacji z Draco-Annika-Greengrass bezbłędne, mam nadzieję, że do tej ślizgońskiej wywłoki coś dotrze! A ostatnia scena przecudna.
    Wpadnij do Syriusza i Lune na nowy rozdział :D
    Buziaki;*

    OdpowiedzUsuń
  20. Dalej Cię kocham! Jestem zachwycona. Pisz dalej. I jak najdłużej.

    OdpowiedzUsuń
  21. Popłakałam się. Boże. Nie, nie stać mnie teraz na nic innego.
    Za bardzo się wzruszyłam. O, matko. Oddychaj, Natalia, oddychaj! Wiedziałam, że się zejdą, wiedziałam! Nie no, płaczę jak głupia. Jesteś cudowna, kocham Cię, Dia Ment <3 Jak ich rozdzielisz na samym końcu, to wrócę tu z tasakiem
    Pozdrawiam cieplutko,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  22. Jejkuś, poryczyłam się jak kretynka. To wyznanie Dracona było takie w jego stylu, że aż miałam ciary, na serio! Siedzę i płaczę, bo ona w końcu mu uwierzyła! Jesteś cudowna, na serio. Normalnie Cię kocham za ten odcinek, dziękuję Ci bardzo!
    Pozdrawiam baaardzo gorąco,
    Paulina.

    OdpowiedzUsuń
  23. Rozdział jest po prostu niesamowity. Tyle się dzieje, to co lubię najbardziej - dużo akcji.
    Jestem osobą mało wrażliwą, więc było wyczynem jak prawie łezka poleciała przy ostatniej scenie. :')
    Jeszcze rozdział taaki długi, czego chcieć więcej? Bo ja nie wiem.
    Pisz dalej, bo wychodzi ci to niesamowicie. :)
    Życzę żebyś zdała dobrze sesje (wyłapałam w komentarzu M.)!
    Pozdrawiam i Życzę weny!
    ~Salvio

    OdpowiedzUsuń
  24. Jak ja dawno tutaj nie komentowałam! O.o
    Powinnaś mnie za to skopać! Przepraszam bardzo, nie miałam czasu :/ Wiedz jednak, że jestem na bieżąco, chociaż to xD
    Rozdział jak zawsze cudowny :D
    Taki... wzruszający! W końcu się zeszli! :3 Ohh... gdyby nie Ginny.. Normalnie kocham tą rudowłosą osóbkę i jej ognisty charakterek! :3
    Weny życzę i pozdrawiam! <3

    PS: Nadal czekan na dłuuugo oczekiwane Sevmione :3

    OdpowiedzUsuń
  25. Hej, przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały. Pozytywnie mnie zaskoczyłaś. ;) Podoba mi się twój styl pisania i tego opowiadania.
    Nie pisałam wcześniej komentarzy, bo szczerze powiedziawszy nie wiedziałam co napisać przy każdym. coś w stylu: fajny rozdział, pisz tak dalej? Wybacz, ale ja nie potrafię pisać takich komentarzy. :)
    Zafascynowałam się twoim blogiem i czekam na następny rozdział.
    http://odkryc-prawde-o-przeszlosci.blogspot.com/
    Miss Frost

    OdpowiedzUsuń
  26. i znów będzie pięknie i bedzie idealnie...tylko jak długo...
    Rozdział genialny:D
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  27. Po pierwsze: masz u mnie wielkiego plusa za piosenkę Birdy :)).
    Rozdział jak zwykle bardzo dobry stylistycznie i zawierał chyba wszystko co tylko mógł i powinien: piękne opisy, fragmenty pisane z perspektywy pobocznych postaci i świetną akcję.
    Monolog Draco był słodki. Hah, chciałoby się coś takiego usłyszeć z ust arystokraty, byłego śmierciożercy Malfoya.
    Ginny- idealna przyjaciółka, jak się okazuję. Ten jej wybuch, który dał kopniaka do działania Draconowi był świetny.
    Jeszcze raz przepraszam, że tak późno komentuje.
    Czekam na następny i życzę weny :)
    hopelessdream

    OdpowiedzUsuń
  28. ojej, naprawdę długi rozdział :*
    czy ja wytrzymam tyle czasu? :)
    nie czytałam Twojego ff na bieżąco, ale mogę już teraz stwierdzić, że od pierwszych rozdziałów Twój styl pisania bardzo się poprawił. :) Choć wtedy też nie był zły. :>
    Czekam.
    Chiyo.

    OdpowiedzUsuń
  29. Aaaaajjjj ! Cudnie! <3
    Przeczytałam na jednym wdechu, aż rozsadza mnie od pozytywnych emocji! Co prawda smuci mnie ogromnie fakt, że za niedługo koniec, jednakże jest to dla mnie jedynie powód do tego, by delektować się rozdziałami jeszcze bardziej.
    Początkowo byłam zła na Hermionę, że odstawiała takie 'cyrki' i nie chciałam pogadać z Malfoyem, jednak po części ją rozumiałam, bo pewnie zachowywałabym się bardzo podobnie.
    Szykowałam też plan krwawej zbrodni na Anice, ale później zrobiło mi się jej trochę żal, więc odpuściłam :D
    Ginny jest mega! Scena na lekcji powaliła mnie na łopatki :D
    Ale oczywiście najbardziej urzekło mnie wyznanie Draco. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że zrobisz to w taki sposób, że będzie idealnie. No i było!
    Takie wyznanie chciałaby chyba usłyszeć każda kobieta.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, w sumie już niedługo :)
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie,
    Silje.

    OdpowiedzUsuń
  30. nie...
    w jednym z komentarzy napisałam ,że któryś rozdział jest najlepszy...
    zmieniłam zdanie.
    BOŻE
    TO
    JEST
    CUDO!
    Po prostu brak mi słów.
    hfjdhfjashfklasjfkasl.
    Oczywiście jak to ja się popłakałam, caaaaalutki rozdział z łez .
    Chociaż powiem Ci ,że rozwaliło mnie jak Ginevra na niego nawrzucała!
    MISTRZOWSKI ROZDZIAŁ.
    Kiedy będzie następny *o*?
    Pozdrawiam,Nana
    i zapraszam do siebie
    www.dramionemoimzyciem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  31. Fantastyczny!!. Uwielbiam Twoje opowiadanie jest niesamowite a rozdział jest bardzo dobry. Ginny jest prawdziwą furiatką lubię Ją taką. pozdrawiam Karola

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie ma to jak znaleźć opowiadania jak już się kończy c:
    Nie ważne i tak jest cudowne i nie mogłam się od niego oderwać, ale (które zawsze gdzieś tam jest wypowiedziane czy nie)
    W rozdziale szóstym część 1 jest mowa o zaklęciu Muffliato, czy nie chodziło Ci o Silencio? http://pl.harrypotter.wikia.com/wiki/Zakl%C4%99cia_z_cyklu_Harry_Potter
    Czuję zaburzenia w czasoprzestrzeni :/ Draco i Hermina wyjeżdżają 4-tego do Francji. Wrócili do szkoły na ile dni? W tym dniu Ginny mówi, że jest z Blaisem 5 dni, a zaczęli chodzić ze sobą po kilku dniach po powrocie do szkoły... I znowu ostatni etap projektu ma trwać 7 dni. W pierwszy dzień przyjeżdżają i nic się nie dzieje, w drugi dzień rozpoczęcie. Nawet jeśli drugi dzień jest pierwszym to i tak, jest łącznie 6 dni na zwiedzanie Paryżu (czyli już jest nasze 7 dni), ale oni jeszcze są tam 2 dni na balu i w następny wracają :/
    Poza tym to zauważyłam 3 literówki, co moim zdaniem jest godne podziwu i czasem brakuje myślników na początkach wypowiedzi ;)
    Z tym drugim to może mój błąd, więc przepraszam jeśli ja źle to odczytałam i wypisuję tu nie stworzone rzeczy ;*
    Ogólnie to twój pomysł na to opowiadanie jest genialny. Nigdy by mi na myśl nie przyszło, żeby wymyślić takie czary, zwroty akcji, czy w ogóle połączenia niektórych bohaterów. Cud, miód i malinki. Teraz i ja będę kierowana nie dosytem co do kolejnych, już jednak końcowych rozdziałów c;
    Pozdrawiam, powodzenia z egzaminami i duuużooo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  33. Cud, miód i orzeszki <3
    Rozdział idealny!

    B.

    OdpowiedzUsuń
  34. Jezus! Nadrobiłam zaległości i powiem jedno: JESTEŚ GENIALNA!
    Uwielbiam Twój styl pisania, opowieść, którą tworzysz, jest bardzo ciekawa i oryginalna. :**
    Wątek z Aniką i jej przyjaźnią z dzieciństwa z Draconem zakrawało trochę na telenowelę, bo w sumie często się z takim czymś spotkałam, ale mimo to nie zraziło mnie to, ponieważ było to o wiele ciekawiej przedstawione niż u kogoś innego. :D
    Ale to nie zmienia faktu, że jestem zachwycona ostatnimi rozdziałami. :3 Draco jest nareszcie kochany i odważny w wyznawaniu uczuć. Cieszę się, że wszystko tak się układa, mam nadzieję, że teraz nic się nie zepsuje, choć można się tego spodziewać, przecież nic nie trwa wiecznie. ;/ Żyję jednak nadzieją, że w końcu wszystko się dobrze ułoży :3
    Ściskam mocno,
    Ana M.

    OdpowiedzUsuń
  35. Świetny rozdział. Bardzo się cieszę, że się pogodzili,
    i Draco powiedział Hermionie co do niej czuje.

    OdpowiedzUsuń
  36. Kocham reakcje Hermiony !!!
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń