ROZDZIAŁ XXXIII cz. II
Stand there and look
into my eyes
And tell me that all we
had were lies
Show me that you don't
care
And I'll stay here if
you prefer
Yes I'll leave you
without a word
Without
a word
Całkowicie straciła
poczucie czasu. Minęły całe godziny, zanim znów poczuła się na siłach... a może
były to dni? A nawet miesiące?
Nie ważne. Nic nie jest
ważne.
Oszołomienie nie pozwalało
jej racjonalnie określić gdzie się znajduje, ani co tak właściwie się stało.
Czuła dojmujący ból w głowie, a także okolicach zatok, ale coś jej mówiło, że i
tak jest już o wiele lepiej.
Przebiegła dłonią po
miękkiej tkaninie, spodziewając się jedwabistego dotyku, a zamiast tego
natrafiła na zwyczajny, odrobinę szorstki. Zmarszczyła czoło i uniosła powoli
powieki.
Jasne pomieszczenie, białe
ściany, metalowe rurki w nogach łóżka. Skrzydło Szpitalne. Znów. Ostatnio jakoś
zupełnie nie miała szczęścia do zdrowia. Ale, tak racjonalnie patrząc, czy
miała je do czegokolwiek innego? I co się właściwie stało?
Uniosła się do pozycji
siedzącej, rozglądając dookoła. Jakieś nieprzyjemne uczucie kołatało się w jej
sercu, kłując je boleśnie raz po raz. Ignorowała to z pełną premedytacją,
instynktownie czując, że mogłaby go teraz nie udźwignąć.
- Już wstałaś, drogie
dziecko? - usłyszała zatroskany głos, więc momentalnie zwróciła się w stronę
jego źródła.
Pani Pomfrey stała obok
łóżka, mieszając jakąś miksturę o nieprzyjemnie ciemnej barwie. Rozpoznała go
po dłuższej chwili- Eliksir Pieprzowy.
Pani Pomfrey podeszła do
niej i bez żadnego ostrzeżenia położyła dłoń na jej czole.
- Brak gorączki, wyraźnie
oznaki zmęczenia. Choroba zaczyna mijać... - mamrotała pod nosem, oglądając
Hermionę z każdej możliwej strony. Po chwili wcisnęła jej w dłoń szklankę z
ciemnym eliksirem. - Wypij to. Jest już dobrze, ale ostrożności nigdy za wiele.
Hermiona grzecznie spełniła
polecenie i już po chwili poczuła przyjemne ciepło, a z jej uszu wyleciała
para.
- Pani Pomfrey? - zapytała,
kiedy lekarka odwróciła się by odejść. Kobieta zatrzymała się, dając znać
spojrzeniem, że słucha. - Co się właściwie stało? I ile spałam?
Kobieta wróciła powolnym
krokiem do jej łóżka, gdzie z roztargnieniem zaczęła poprawiać poduszkę.
- Złapałaś jakieś ciężkie
choróbsko, ot co – odpowiedziała w końcu, patrząc Hermionie prosto w oczy. -
Przyprowadzili cię tu panna Lovegood z panem Potterem, zeszłego ranka. Więcej
nic nie wiem.
Odwróciła się by odejść, oznajmiając
tym samym, że rozmowa skończona.
- Pani Pomfrey! - zawołała
jeszcze Hermiona, wyciągając rękę. - Kiedy będę mogła stąd wyjść?
- Jutro.
Krótkie pytanie, krótka
odpowiedź i Hermiona znów została sama.
Głucha cisza otuliła ją z
każdej strony, drażniąc bębenki niczym najgłośniejszy krzyk. Dziwne uczucie w
sercu zaczęło narastać z każdą chwilą coraz bardziej, a w jej umyśle pojawiały
się strzępki informacji. Odpychała je w najdalsze zakątki, podświadomie chcąc
chronić się przed bólem. Wszystko na nic. Po niedługiej chwili na sam wierzch
wypłynęło jedno słowo, a raczej imię: Draco.
Ból serca nasilił się. Nie
chciała wiedzieć, nie chciała pamiętać. Nie, nie i jeszcze raz nie!
Rozejrzała się dookoła w
poszukiwania jakiegokolwiek ratunku. Na swoje szczęście na szafce nocnej
zobaczyła fiolkę z Eliksirem Słodkiego Snu. Nie czekając ani chwili, wypiła
całość i z lekkim uśmiechem na twarzy oddała się w ręce Morfeusza.
*
- Wiewiórko uspokój się.
Myślę, że ona sama powinna określić czy chce go widzieć czy nie – znajomy,
łagodny głos, zaczął powoli docierać do jej świadomości. Znowu czuła lekkie
oszołomienie i dezorientację. Było jej tak dobrze, dlaczego ją budzą?
- Nie uspokoję się! - Drugi
głos był równie dobrze znany, ale jego wydźwięk był stanowczo bardziej
agresywny. Zmarszczyła brwi. - Ta świnia ją zraniła. Nie ma prawa przebywać w
jej towarzystwie!
- Ginny ma rację. - Ten
głos również rozpoznała od razu: Harry. - Nie, żebym znał sytuację, ale
za to znam Hermionę i...
- No właśnie, Potter. Nie
znasz sytuacji, więc lepiej po prostu się nie odzywaj. - Ten głos. Na sam jego
dźwięk, poczuła palący ból, a fala wspomnień zalała jej umysł.
Francja. Projekt. Pierwszy
raz. Bal. Cudowny taniec. Pocałunek... z inną.
Otworzyła oczy, unosząc się
gwałtownie do pozycji siedzącej. Wszyscy jak na zawołanie zwrócili się w jej
stronę, a Harry zamarł z otwartymi ustami. W innej sytuacji czułaby ogromną
wdzięczność, na widok tak dużej ilości odwiedzających. Szczerze mówiąc zdziwiła
się, że pani Pomfrey jeszcze ich nie przegoniła, biorąc pod uwagę hałas, jaki
robili. Spojrzała po wszystkich twarzach, uśmiechając się delikatnie. Ginny,
Blaise, Harry z Luną, nawet Pansy z... Deanem Thomasem? No i ON...
Blondasa po prostu
zignorowała. Zauważyła kątem oka, że się skrzywił i wiedziała, że jej
zachowanie było co najmniej na poziomie czterolatki, ale nie potrafiła zachować
się inaczej. Patrząc na niego, widziała tamtą scenę, a widząc tamtą scenę,
czuła w sercu przejmujący ból. W gardle urosła jej wielka gula.
- Jak się czujesz, Miona? -
zapytała Ginny, o dziwo, łagodnym głosem, przerywając tym samym ciążącą powoli
ciszę. Wszystkie pary na powrót skierowały się w jej stronę, a ona sama
poczuła, jak na twarz wypływa jej palący rumieniec.
Nienawidziła być w centrum
uwagi.
Poruszyła się niespokojnie,
a następnie uniosła ramiona w nonszalanckim geście.
- Już dobrze – wychrypiała.
Złapała się lekko za gardło by odkaszlnąć, a wtedy wszyscy rzucili się na nią
jak jeden mąż.
- Co się właściwie stało?
- To mogło być poważne!
- Gdzieś ty była?
Martwiliśmy się!
- Miona!
Głosy mieszały się ze sobą,
wprowadzając ją w jeszcze większą dezorientację. Miała wrażenie, że z tego
wszystkiego za chwilę dostanie migreny. Pochyliła głowę, masując palcami
skronie.
- Hej, może dacie jej dojść
do słowa? - znów on. Podniosła wzrok, popełniając tym samym wielki błąd. Kiedy
tylko ich spojrzenia się spotkały, a stal znów zmieszała się z brązem, wszystko
nagle ucichło. Znaleźli się we własnej czasoprzestrzeni, całkiem sami. W swoich
oczach widzieli to, czego niektórzy ludzie szukają przez całe życie. Dom,
bezpieczeństwo, przywiązanie... Jego tęczówki jak zwykle hipnotyzowały
swoim nietypowym kolorem, sprowadzając na jej ramiona gęsią skórkę.
Nie wiedziała ile trwali w
takim zawieszeniu, jednak z pewnością trwałoby ono o wiele dłużej, gdyby nie
głośne chrząknięcie jednej z towarzyszących im osób.
Wystarczyła zaledwie
sekunda, żeby całe to poczucie bezpieczeństwa oraz przynależności zniknęło jak
za dotknięciem różdżki.
- Co? - Z trudem odwróciła
wzrok, ogniskując spojrzenie na reszcie. Harry miał dość niewyraźny wyraz
twarzy, a Ginny ze złością spoglądała to na nią to na Malfoya. Z jednej strony
poczuła do Rudej bezgraniczną wdzięczność, a z drugiej – złość. Cieszyła się,
że ma ją całkowicie po swojej stronie, a jednak nie chciała by aż tak warczała
na Draco. Po tym wszystkim dalej chciała go bronić. Dziwne uczucie.
- Co się stało, Mionka? -
zapytała Luna, swoim rozmarzonym głosem. Jej przenikliwe oczy zdawały się
przewiercać ją na wylot.
Hermiona zarumieniła się po
raz kolejny, a jej dłoń powędrowała do rogu kołdry, który zaczęła z
roztargnieniem skubać.
Mimo że nie skupiała swojej
uwagi na Malfoyu, cały czas czuła jego obecność oraz wzrok błądzący po jej
ciele. Starał się trzymać z boku, co z jednej strony jej odpowiadało, a z
drugiej raniło serce. Sama nie wiedziała czego chce.
Odetchnęła głęboko,
przygotowując się psychicznie na swoją wypowiedź.
- Wpadłam do wody –
wyszeptała, rumieniąc się jeszcze bardziej. Tak jak się spodziewała,
odpowiedziała jej całkowita cisza, która ciągnęła się niemal w nieskończoność.
- Że jak?! - zapytała z
niedowierzaniem Pansy, a cała reszta wpatrywała się w nią z zaciekawieniem oraz
troską.
- No... normalnie. - Miała
nadzieję, że jej odpuszczą tą żenującą dla niej opowieść, ale najwyraźniej
zupełnie się na to nie zanosiło. Chcąc nie chcąc usiadła wygodniej i zaczęła
mówić z zawrotną prędkością. - Postanowiłam wrócić do Anglii promem, więc
aportowałam się do magicznej przystani w Le Havre. Prom odbił od brzegu
dokładnie w momencie kiedy się pojawiłam, a kolejny miał być dopiero za dwie
godziny... - wzięła szybki oddech, pragnąc jak najszybciej skończyć mówić. -
Było zimno i znów zaczął padać śnieg, więc po prostu skupiłam się i spróbowałam
aportować na pokład promu.
Na jej policzkach wykwitły
mocne, czerwone plamy. Zaczęła pluć sobie w brodę za własną głupotę. Ale była
wtedy nieźle załamana i rozkojarzona. Czy można więc ją winić?
- Nie przewidziałam jednak,
że mogą być na nim jakieś zaklęcia ochronne... w każdym razie odbiłam się od
nich, lądując wprost w lodowatej wodzie.
Odetchnęła po raz kolejny
ciesząc się, że ma to już za sobą. Dorodny czerwony kolor, który zabarwił jej
policzki wciąż nie znikał, jednak uczucie wstydu nieco się zmniejszyło.
Spodziewała się śmiechu, ale nic takiego nie nastąpiło. Poczuła do wszystkich
prawdziwą wdzięczność.
Uniosła głowę i pierwszym
co ujrzała to niedowierzanie, strach oraz ledwo ukrywane rozbawienie. A jednak.
Odruchowo spojrzała na
Malfoya, na którego twarzy malował się lekki uśmieszek, za to z oczu emanowało
czułe politowanie.
Założył ręce na piersi i
oddał spojrzenie.
Jaki on jest przystojny... Stop.
Zamknij się. Nie możesz myśleć w ten sposób.
- No to nieźle się zrobiłaś... - wymruczał
Blaise, w którego głosie także dało się wyczuć ledwo skrywane rozbawienie. Siłą
woli zmusiła się, by na niego spojrzeć.
Zanim jednak zdążyła się
choćby odezwać, głos zabrał Malfoy, przyciągając na nowo jej uwagę.
- Gdyby wracała powozem nic
takiego by się nie wydarzyło.
Miał rację. Jednak jakim
prawem śmie wytykać jej to zachowanie? Po tym wszystkim co jej zrobił? Poczuła,
że ogarnia ją złość.
- Gdybym mogła, to z
pewnością bym wróciła - powiedziała, patrząc hardo w jego oczy. Teraz nie mogła
pozwolić sobie na zatopienie się w jego stalowoszarych tęczówkach. A jakże
hipnotyzowały!
Prychnął krótko,
przechodząc z jednej nogi na drugą.
- A niby co ci w tym
przeszkadzało? - zapytał zaczepnie, nie potrafiąc opanować tonu.
Znów zostali całkowicie
sami. Otoczeni z każdej strony, śledzeni spojrzeniami, a jednak całkowicie
odgrodzeni od reszty.
- Pewien arogancki ślizgon,
z nabrzmiałym ego i zerowym szacunkiem do innych ludzi.
Może i przesadziła, ale
mało ją to obchodziło. W tym momencie pragnęła tylko, by sobie poszedł.
Otwierał usta by coś
odpowiedzieć, jednak przerwał mu Harry. Po wyrazie jego twarzy było widać, że
nie do końca wie jak się zachować.
- Czy możecie...
- NIE! - krzyknęli
równocześnie, urywając na moment kontakt wzrokowy, tylko po to, by po chwili
znów piorunować się spojrzeniami.
- To my pójdziemy... -
powiedziała Pansy, jednak nie zwrócili na nią uwagi.
Zupełnie nie zauważyli, że
ilość ludzi w Skrzydle Szpitalnym zmniejszyła się o całe sześć osób. Nie
spuszczali z siebie wzroku, a iskry sypiące się z ich oczu przybierały niemalże
fizyczny kształt.
Hermiona szykowała się na
dalszą, ostrą wymianę zdań, a jej ciało samoczynnie spięło się w defensywnym
odruchu.
Zamiast jednak dalszej
kłótni zauważyła, że twarz Malfoya łagodnieje, a on sam niepewnie stawia krok
do przodu.
- Granger...
Czułość. Jej serce
zareagowało momentalnie, w jednej sekundzie przyspieszając swój rytm, a pod
powiekami zgromadziły się niechciane łzy. Nie mogła wprost
uwierzyć w to, co słyszy. Dlaczego mówi do niej w taki sposób? W co on gra?
Przecież pamięta co widziała. Chce jeszcze bardziej ją skrzywdzić? Obróciła
głowę, starając się schować przed jego wzrokiem. Nie chciała, by widział słone
krople spływające po jej policzkach.
Przymknęła powieki, starając się choć trochę
unormować oddech.
Odezwała się dopiero po dłuższej chwili, wciąż
nie mając odwagi by obrócić twarz w jego stronę.
- To wszystko było tylko zabawą… mam rację?-
pełen emocji szept wyrwał się z jej piersi. Nie chciała okazywać emocji. Miała
załatwić to wszystko całkowicie profesjonalnie, jednak cały misterny plan legł
w gruzach. Nie potrafiła zapanować nad bólem opanowującym całe jej ciało.
- Co? O czym ty mówisz? - zapytał z
niedowierzaniem, jednak nie słuchała go. Wiedziała, że jeśli tylko dopuści go
do głosu, to się złamie. A miała teraz jedyną szansę, by wyrzucić z siebie
wszystko, co zalegało na jej złamanej duszy.
- Zrobiłeś swoje, znudziłeś się i poszedłeś do
kolejnej... Jaka byłam głupia!
Schowała twarz w dłoniach, czując że jeszcze
moment, a jej głos znów odmówi posłuszeństwa. Poczuła jego dłoń na ramieniu i
wzdrygnęła się lekko. Jednym sprawnym ruchem odsunęła się jak najdalej od tego
cudownego, a jednocześnie palącego dotyku.
- Granger, to nie tak jak myślisz...
Zaśmiała się histerycznie, podnosząc na niego
spojrzenie.
No tak, stałe, męskie powiedzenie. Czego innego
mogła się spodziewać? Nie obchodziło ją już, że widzi jej łzy. Niech patrzy,
proszę bardzo. Będzie żałowała tego później.
- Czyli jak? No jak? Może powiesz mi, że nie
całowałeś innej?
- Całowałem- potwierdził, a jego głos wyrażał
coraz większe zdenerwowanie. - Ale ja i Anika....
Parsknęła głośno, a na jego twarz wypłynął wyraz
wściekłości.
- Słuchaj, Granger. Staram się spokojnie
wytłumaczyć ci całą sytuację. Nie możesz choć przez chwilę zachowywać się
racjonalnie?! - warknął, już całkowicie wytrącony z równowagi.
- Racjonalnie? Ależ ja jestem racjonalna! -
prychnęła, podnosząc głos do krzyku. - I wiesz co? Nie musisz nic mówić. Nic
nas nie łączyło, nie masz obowiązku mi się tłumaczyć.
Starała się ukryć gorycz, jednak ani trochę jej
to nie wyszło. Patrzyła w oczy oniemiałego chłopaka, czując że w jej życiu
właśnie zachodzi pewnego rodzaju przełom.
- Nazywasz się Draco Malfoy. Jesteś arystokratą
czystej krwi. Jak mogłam o tym zapomnieć? Zrobiłeś swoje i poszedłeś dalej. To
JA jestem głupia i naiwna. Dałam się nabrać...
Jej słowa zawisły w powietrzu, raniąc zarówno
jedną jak i drugą stronę. Impas. To dobre określenie na stan, w którym właśnie
się znaleźli. Bez nadziei, bez właściwych słów, bez wyjścia.
- Granger... - spróbował jeszcze raz, jednak
zbyła go jednym ruchem ręki.
- Daj sobie spokój, Malfoy – mówiła już
spokojnie, jednak każdy skrawek jej ciała emanował bólem. - Masz już co
chciałeś. Daj mi spokój. - Spojrzała mu prosto w oczy, dla potwierdzenia
własnych słów. Na jego twarzy pojawiło się wahanie, więc dodała hardym i
stanowczym głosem: - CHCĘ, żebyś dał mi spokój, Malfoy.
Bolało. Bolało jak cholera. Wiedziała jednak, że
będzie boleć jeszcze bardziej jeśli pozwoli sobie nadal ciągnąć tę chorą
relację.
Było cudownie, ale skończyło się. Wyleczy się z
niego prędzej, czy później. Musi...
Jednak patrząc na lekko przygarbioną postać
blondasa, znikającą za drzwiami Skrzydła Szpitalnego, nie była już tego taka
pewna. Jej serce rozpadło się na miliard jeszcze mniejszych kawałków, a jego
miejsce zajęła bezdenna pustka.
Opadła bezsilnie na poduszkę, tłumiąc nią głośny
szloch targający jej ciałem. Miała ochotę zasnąć i już nigdy więcej się nie
obudzić.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Nie potrafił ogarnąć tego uczucia, które
zrodziło się w jego piersi. Wcześniej mógłby przysiąc, że znajdowała się tam
pewność siebie, jednak z perspektywy czasu wiedział, że była to po prostu
nadzieja. Nadzieja na to, że pozwoli mu dojść do słowa, da mu wszystko
wytłumaczyć, zrozumie. A teraz? Pustka. Nie potrafił sam tego określić.
Wychodząc ze Skrzydła Szpitalnego czuł się jak
przegrany, który przez jedną chwilę nieuwagi zatracił wszystkie szanse na
szczęście.
Czuł jej palący wzrok na plecach i miał ochotę
zawrócić. Wykrzyczeć jej wszystko prosto w twarz, jeśli byłoby trzeba, jednak
nie potrafił. Doskonale usłyszał: CHCĘ, żebyś dał mi spokój, Malfoy.
Miał swoją dumę. Jeżeli gdzieś go nie chcą, nie
będzie się tam pchał.
Och jakie to szlachetne...
A gdzie jest Dracon Malfoy? Arystokrata ze
szlachetnego rodu Malfoyów, którzy ZAWSZE dostają to czego chcą?
Cóż, najwyraźniej zniknął w momencie, gdy na
scenie pojawiła się pewna irytująca Gryfonka, która zawładnęła jego sercem.
Dlaczego ci pieprzeni Gryfoni musieli być tacy
uparci?
Nawet nie zauważył momentu, w którym jego szybki
krok zamienił się w bieg. Stracił całkowicie czas, w którym przemierzył
wszystkie korytarze aby znaleźć się w lochach. Nogi instynktownie przywiodły go
jak najdalej od ICH wspólnego zakątka. Zatrzymał się przed ukrytym wejściem do
pokoju wspólnego Slytherinu i z całej siły uderzył pięścią w zimną ścianę.
Potwór w jego piersi krzyczał, a wibracje
rozprzestrzeniały się coraz bardziej. Poczuł, że jedynym ratunkiem będzie
Ognista Whiskey. Tak, to jest dobre rozwiązanie.
- Dziedzic Slytherina – szepnął hasło, po
czym przecisnął się przez szparę, nie czekając nawet aż przejście otworzy się
całkowicie.
Nie musiał nikogo pytać o drogę, ani o miejsce
barku. Pamiętał ułożenie pokoju wspólnego tak, jak każde dziecko pamięta swoje
ukochane miejsce.
Nie zauważył nikogo, co było mu niezwykle na
rękę. Nie zatrzymując się, ruszył wprost do swojego starego dormitorium, które
teraz zajmował tylko Blaise.
- Dracuś! A co ty tu robisz? - na sam dźwięk tego
głosu, poczuł jak podnosi mu się ciśnienie. Nie znosił tej dziewczyny i nie
mógł zrozumieć jakim cudem uważał ją kiedyś za atrakcyjną.
- Idę, Greengrass, nie widać? - odwarknął, nie
zatrzymując się ani nie odwracając w jej stronę.
- Coś się stało? Coś z tą szlamą, prawda? -
Podeszła do niego, łapiąc delikatnie jego ramię. Nawet nie wiedziała jak wielki
zrobiła błąd.
- Uważaj. Na. Słowa. - wysyczał przez zaciśnięte
zęby, rzucając jej mordercze spojrzenie. Jeszcze tego mu brakowało. Natrętna
blondyna obrażająca Hermionę. Świetny dzień, nie ma co.
- Okej, okej. Przepraszam.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem. Czy ona
naprawdę właśnie przeprosiła za nazwanie Granger szlamą? Co się dzieje?
Zmierzył ją z góry na dół, po czym jednym ruchem
ramienia zrzucił jej dłoń.
- Lepiej się pilnuj, Greengrass – powiedział i
już chciał odejść, jednak tym razem złapała go za nadgarstek.
- Zaczekaj! Widzę, że coś jest nie tak –
zaczęła, a on zmierzył ją przeciągłym spojrzeniem, zastanawiając się co
kombinuje. - Wiem, że między nami nie układało się najlepiej, ale myślę, że
mogłabym dotrzymać ci towarzystwa... wiesz, jako znajoma.
Miał wrażenie, że w pionie utrzymał go tylko
jakiś dziwny rodzaj samozaparcia. Albo świat upadł na głowę, albo Merlin miał w
tym dniu naprawdę pokręcone poczucie humoru.
Nie wiedział co ma odpowiedzieć, więc po prostu
wzruszył ramionami i poszedł dalej. Wiedział, że za nim pójdzie, jednak w tym
momencie jakoś zupełnie przestało mu to przeszkadzać.
Potrzebował niezobowiązującego towarzystwa...
jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
Weszli do dormitorium; on załamany, ona dziwnie
zadowolona. Jak mógł tego nie widzieć? Żal może jednak robić różne rzeczy z
ludźmi.
Podszedł do barku, skąd wyciągnął butelkę
Ognistej, dwie szklanki i postawił na biurku, przy którym już siedziała Daphne.
Rozlał trunek, po czym oparł się o ścianę jak najdalej niej. Bądź co bądź,
jednak miał jeszcze trochę samokontroli i rozumu.
- No więc – zaczęła dziewczyna, poruszając lekko
szklanką z bursztynowym płynem. - Co się stało?
Spojrzał na nią z ukosa, a jego mózg wciąż
pracował na pełnych obrotach starając się dowiedzieć co ta dziewczyna może
kombinować. I przede wszystkim dlaczego ją tu wpuścił? Owszem, potrzebował
towarzystwa, ale dlaczego akurat ona?
- Sądzę, że to nie jest twoja sprawa – rzucił
krótko, upijając łyk. Jeśli myślał, że dał tym znać, że koniec tematu, to
najwidoczniej do Ślizgonki w ogóle to nie dotarło.
Obróciła się w jego stronę i podsunęła bliżej
krzesło.
- Daj spokój, przecież mi możesz powiedzieć...
Posłał jej swoje firmowe spojrzenie pod tytułem:
Nie rób sobie żartów, skarbie, po czym wlał w siebie resztę szklanki.
Miał ochotę się napić. Ale tak naprawdę, jak w
trzeciej klasie, kiedy Blaise zbierał go z podłogi. Nie pamiętał dlaczego wtedy
tak się urządził, ale teraz powód miał nietuzinkowy...
Zupełnie zapomniał o słowach Greengrass, więc
widząc jej zachęcające spojrzenie na początku nie wiedział co się dzieje.
Dopiero po chwili oprzytomniał.
Odstawił szklankę i nachylił się nad nią tak, że
odległość między ich nosami sięgała milimetrów.
- Słuchaj Greengrass, nie lubię cię. Ale masz
rację, mam dzisiaj parszywy dzień, więc jeżeli chcesz tu siedzieć to siedź, ale
bądź cicho. Jeżeli nie – wypad. Zrozumiano?
Odczekał aż kiwnie głową na znak zgody i dopiero
wtedy złapał za szklankę, po czym rzucił się na łóżko by zatopić w swoich
myślach.
Jak na złość nie potrafił skupić się na niczym
innym, niż na ostatniej rozmowie z Granger. Jak na ironię, im bardziej się
starał tym więcej pił, a im więcej pił tym na mniejsze kawałeczki się rozpadał.
Wreszcie doprowadził się do takiego stanu, że
sam zaczął mówić do Greengrass, która przyjęła to z prawdziwym entuzjazmem.
Rozmawiali o wszystkim i o niczym, a Draco był
zbyt pijany by zauważyć, że Greengrass zachowuje się jakby nie wypiła ani łyka
alkoholu oraz i, że z sekundy na sekundę znajduje się coraz bliżej niego.
Dopiero przy końcówce drugiej butelki zaczął
czuć się naprawdę lekko, a z jego głowy wyparowały wszystkie bolesne
wspomnienia... zabierając ze sobą także rozum. Majaczył bez sensu, nawet nie
wgłębiając się we własne słowa.
W pewnym momencie zaniemówił, bo poczuł dotyk
ust na swoich własnych. Ze zdziwienia otworzył oczy, bezwiednie poddając się
pieszczocie. Potrzebował dłuższej chwili, żeby rozeznać się w sytuacji i
zaledwie sekundy, by odepchnąć od siebie natrętną dziewczynę.
Nie chciał tego. To nie była Hermiona. Nie te
usta, nie ten zapach, wszystko nie to! Spojrzał na nią Daphne z obrzydzeniem,
ale nie miał siły się kłócić. Tak duża ilość alkoholu z pewnością nie wpłynęła
dobrze ani na jego samopoczucie ani na odruchy.
- Przestań, przecież wiem, że tego właśnie ci
potrzeba – zaszczebiotała Greengrass, wciskając się na łóżko tuż obok niego.
Posłał jej kolejne spojrzenie pełne pogardy i przypieczętował je głośnym
prychnięciem.
- Szpadajj, Gingas. - wymamrotał, marząc już
tylko o tym by móc pójść spać.
Odepchnął ją później jeszcze kilka razy, nie
mając siły na żadne radykalniejsze działania, po czym po prostu skapitulował.
Zaczęło być mu wszystko jedno. Dobrze, że nie każdy był tej myśli...
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Blaise wracał ze spaceru, na który wyciągnęła go
Ginny... poprawka, to on wyciągnął ją. Inaczej ta Ruda dziewucha wróciłaby z
powrotem do Skrzydła i rozerwała jego najlepszego przyjaciela na strzępy. A
tak, uspokoił ją na tyle, że mogła bez przeszkód wrócić do siebie.
Właściwie nie dziwił się jej zachowaniu, sam
zareagowałby chyba podobnie. W końcu Hermiona była jej przyjaciółką, a Malfoy
nieźle ją zranił.
Jednak teraz, gdy już wiedział co było przyczyną
takiego zachowania, patrzył na to wszystko inaczej. Cieszył się, że Draco
zdążył mu wszystko wytłumaczyć zaraz po powrocie do Hogwartu. Nie lubił
wybierać między przyjacielem a ukochaną, a w tym momencie nie musiał tego
robić. Musiał tylko... przekonać ją, że to wszystko jest zupełnie inne niż
wygląda. A nie będzie to proste zadanie.
Wszedł do Pokoju Wspólnego, kiwając wszystkim
głową na przywitanie. Był zmęczony podróżą i całym tym dniem. Marzył tylko o
tym, by położyć się do łóżka i po prostu usnąć. Gdyby tylko wiedział, że nie
będzie mu to dane! To, co zobaczył w dormitorium, momentalnie postawiło go na
równe nogi. Na jego łóżku leżał Draco, a na nim panoszyła się Greengrass. W
pierwszym momencie pomyślał że się zabawiają, lecz zaledwie ułamek sekundy
wystarczył, by zarejestrował puste butelki po ognistej oraz stan przyjaciela.
Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie. Nie mógł
uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
Kiedy wszedł, Greengrass właśnie starała się
ściągnąć Malfoyowi koszulkę, jednak nie dane było jej skończyć.
Blaise poczuł, że po jego ciele rozchodzi się
istna furia. Wyciągnął różdżkę i jednym prostym zaklęciem zrzucił dziewczynę z
łóżka.
- Greengrass – wysyczał, mrużąc wściekle oczy. -
Liczę do trzech i cię tu nie ma.
- Ale... - zaczęła, patrząc wprost na niego.
Nawet się nie zawstydziła!
- Raz....
- Ale on...
- Dwa....
- On mnie sam tu wpuścił! - zawołała, tupiąc
jedną nogą niczym rozpuszczona nastolatka. Zupełnie nie przypominała tej zawsze
napuszonej, dumnej dziewczyny, którą zawsze była. Musiała być naprawdę
zdesperowana.
- TRZY. - Zaczął podnosić różdżkę, jednak
musiała się wystraszyć, bo w tej samej chwili odrzuciła swoje długie włosy do
tyłu i wyszła dumnym krokiem z pomieszczenia.
On to miał siłę perswazji. Oczywiście użyłby
zaklęcia, gdyby pamiętał jak ono brzmiało... ale teraz nie było to ważne.
Smok znowu wpakował się w jakąś chorą sytuację.
Czy on naprawdę musi być jego opiekunką? Do cholery, przecież są dorośli! Ze
stanu Dracona wywnioskował, że rozmowa niekoniecznie poszła po jego myśli,
potrafił więc zrozumieć załamanie nerwowe. Ale Greengrass? Przecież nie tak dawno
kłócili się o nią. Po raz kolejny musiał ich rozdzielać, a Malfoy po raz
kolejny był w tej sytuacji pijany! Czy on kiedykolwiek zmądrzeje?
Spojrzał z politowaniem na śpiącego przyjaciela,
wyczarował my butelkę wody, wyciągnął z szafki eliksir na kaca, po czym wyszedł
z pomieszczenia. Skoro Smok zajmuje jego łóżko, to on rozgości się w jego
prywatnym dormitorium.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
And you can tell the
world
That you're tired
But your excuses, they
won't work
'Cause I'll know that
you're lying
Every time that I see
your face
I notice all the
suffering
Just turn to my embrace
I won't let you come to
nothing
Minęły trzy dni od nieudanej rozmowy Hermiony z
Draconem i dwa od jej wyjścia ze Skrzydła Szpitalnego. Pansy mijała ją na
korytarzach, uśmiechając się lekko, by dodać otuchy. Wiedziała, że siedmiu lat
pogardy, wyzwisk oraz nienawiści nie da się wymazać przez zaledwie kilka
miesięcy dobroci, jednak nie przestała próbować. Było jej żal tej dziewczyny po
tym jak Draco ją potraktował. Niby wiedziała wszystko od Blaise'a, jednak miała
na to swoje własne zdanie. Uważała, że jeżeli już musiał łamać to głupie zaklęcie
właśnie w taki sposób to przynajmniej mógł zrobić to w bardziej ustronnym
miejscu, a nie w sali balowej!
- Pans, wszystko w porządku? - zapytał Dean,
łapiąc za jej zwiniętą w pięść dłoń i gładząc ją lekko.
Od tych kilku dni spotykali się niemal codziennie,
rozmawiając, śmiejąc się i żartując na różne tematy. Czuli się w swoim
towarzystwie naprawdę swobodnie. Na razie traktowali się jak przyjaciele,
jednak kto wie co przyniesie los?
Pansy oparła głowę o jego ramię, a on
momentalnie przygarnął ją do siebie.
Dean Thomas. Kto by pomyślał? Ona, arystokratka
czystej krwi, on chłopak z niemagicznej rodziny. W tym momencie dotarło do
niej, że jest w bardzo podobnej sytuacji co Draco i Hermiona. Cała ich czwórka
jest żywym dowodem na to, że magiczna krew nie ma żadnego znaczenia w
stosunkach międzyludzkich.
- Tak, wszystko okej – odpowiedziała w końcu,
błądząc spojrzeniem po pustym korytarzu.
Dean spojrzał na nią z zainteresowaniem, ale nie
drążył tematu. Właśnie to uwielbiała w nim najbardziej, nie naciskał, dawał jej
czas do namysłu.
Uśmiechnęła się do niego kojąco, a w tym samym
momencie w oczy rzuciła jej się znajoma postać wychodząca spoza zakrętu.
Poderwała się do góry, patrząc podejrzliwie na idącą powoli Pamelę Thicks.
- Dziwne – szepnęła, ściągając śmiesznie brwi.
- Co jest dziwne? - zapytał, rozglądając się
dookoła.
Nie odpowiedziała. Jej umysł pracował na pełnych
obrotach, próbując przypomnieć sobie co tak właściwie jest nie w porządku w tym
obrazku. Nagle poczuła jakby nad jej głową zapaliła się jasna lampka.
Greengrass! Zawsze i wszędzie chodziły razem, a teraz jej nie ma. Gdzie,
więc...
Rozszerzyła szeroko oczy, podrywając się na
równe nogi. Dean spojrzał na nią przerażony i wstał także.
- Spotkamy się później, dobrze? - zapytała,
łapiąc go za dłoń i ściskając lekko. - Muszę coś sprawdzić.
Wspięła się na palce, by pocałować go w policzek
na pożegnanie, po czym pobiegła w stronę lochów.
Blaise opowiedział jej nie tylko historię, która
łączyła Draco i Anikę. Dowiedziała się także o sytuacji sprzed trzech dni,
kiedy Diabeł znalazł Daphne i Draco w dwuznacznej sytuacji. Wtedy nie mogła w
to uwierzyć, przecież pamiętała jak bardzo Smok nienawidził tej dziewczyny,
jednak po pijaku wszystko jest możliwe... a teraz, gdy nie było jej z Thicks,
mogła być dosłownie wszędzie! Równie dobrze właśnie u Dracona, który w ogóle
nie radził sobie z zaistniałą sytuacją i ciągle pił. Swoją drogą strasznie ją
to irytowało. Miała zamiar w końcu coś z tym zrobić...
Biegiem przemierzyła odległość dzielącą ją od
dormitorium Blaise'a, z którego Draco nie wychodził ostatnimi czasy prawie w
ogóle, po czym nie przejmując się takimi drobiazgami jak pukanie, wpadła do
środka.
Tak jak sądziła, była tam i Greengrass, która
właśnie mówiła coś do – o dziwo!- przytomnego Malfoya. Gdy usłyszała dźwięk
otwieranych drzwi, odwróciła się w tamtą stronę, mierząc byłą przyjaciółkę
wrogim spojrzeniem. Pansy nic sobie z tego nie zrobiła, tylko założyła ręce na
piersi i oddała spojrzenie z równą mocą. Po chwili Daphne prychnęła, pochyliła
się by pocałować Malfoya w policzek i wyszła z pomieszczenia.
Pansy nie spojrzała na nią, obserwując uważnie
reakcję Smoka. Po jej ciele przeszła niesamowita fala satysfakcji oraz ulgi,
gdy zobaczyła jak z obrzydzeniem wyciera policzek.
Kiedy Greengrass zniknęła za drzwiami, zamknęła
je i podeszła do łóżka przyjaciela.
- Możesz mi powiedzieć, do cholery, co ty
najlepszego wyrabiasz? - Mówiła na pozór łagodnie, jednak dało się wyłapać
groźną nutę. Malfoy spojrzał na nią nic nierozumiejącym wzrokiem, a ona
zobaczyła po jego oczach, że znowu pił.
- Naprawdę nie stać cię na nic lepszego? -
zapytała jeszcze raz, nie słysząc odpowiedzi na poprzednie pytanie.
- Odczep się, Parkinson.
- Malfoy! Zachowujesz się jak jakaś baba! -
wykrzyknęła, unosząc ręce do góry. To, co robił było po prostu dziecinne,
głupie i zupełnie do niego nie pasowało. Czy to zaklęcie Aniki tłumiło tylko
jego uczucia względem Hermiony, czy także głęboko zakorzenione reakcje i
emocje? - Jesteś facetem, na gacie Merlina! Nie możesz tu siedzieć i płakać jak
dziecko, zalewając się przy okazji w trupa!
- Przestań krzyczeć – powiedział, a po jego
głosie dało się słyszeć, że zaczyna się denerwować. No, w końcu jakaś reakcja.
- To przestań się mazgaić i marnować czas na
Greengrass!
- Będę robił co mi się podoba! - krzyknął,
podnosząc się z miejsca. Doskonale wiedziała, że nie potrzebuje dużo, aby ze
stanu lekkiego upojenia dojść do siebie. Teraźniejszy pokaz był na to idealny
dowodem. - Ona sama powiedziała, że mam ją zostawić! Powiedziała, że tego
właśnie chce!
Jego stalowoszare oczy wreszcie pozbyły się tej
mgły, a zamiast tego pojawiła się złość. Pansy dosłownie zaniemówiła.
Wiedziała, że Malfoy jest w ciężkim stanie, nie sądziła jednak, że jest
chodzącą bombą zegarową.
- A skoro tego właśnie chce, to nie będę się
narzucał, ot co.
Słysząc te słowa miała ochotę palnąć się otwartą
dłonią w twarz i przejechać po niej z góry na dół. Jednak zamiast tego,
pokręciła tylko głową.
- Czy ty słyszysz siebie? - zapytała już
łagodniej, opadając na łóżko, z którego on przed chwilą wstał. - Nazywasz się
Malfoy. Naprawdę masz zamiar od tak zrezygnować?
- Skoro ona tego właśnie chce...
- Ty durniu! - jęknęła, przerywając mu wpół
słowa. Gdyby spojrzenia mogły mrozić to z Pansy Parkinson powstałaby w tym
momencie przepiękna rzeźba lodowa. - Naprawdę sądzisz, że mówiła to NAPRAWDĘ?
- A jak miała mówić? - żachnął się, zajmując
miejsce obok niej. - Przecież to pieprzona Hermiona Granger. Nie jest jak
wszystkie dziewczyny.
Pansy spojrzała na niego z pobłażaniem i
poklepała lekko po ramieniu.
- Jak wielu rzeczy jeszcze nie wiesz... -
westchnęła głośno. - Daj sobie spokój z Greengrass. Blaise ci nie mówił co
wyprawiała dwa dni temu? - skinął głową. - Uważaj na nią, dobrze?
Znów skinięcie. Podniosła się z miejsca i
ruszyła w stronę wyjścia.
- Bierz tyłek w troki i wychodź z tej jaskini,
Smoku. Jeżeli jeszcze raz cię tu znajdę, w dodatku w takim stanie to będziesz
miał ze mną do czynienia – obróciła się w jego stronę, łapiąc spojrzenie jego
oczu, – mówię serio. Po za tym, pamiętaj, że nie wszystko przychodzi w życiu
łatwo. O prawdziwe, cudowne rzeczy nieraz trzeba naprawdę powalczyć.
Uśmiechnęła się lekko, po czym nie czekając na
odpowiedź zniknęła za drzwiami.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Powiedzieć, że czuła się już całkowicie dobrze
byłoby gigantycznym niedopowiedzeniem. Owszem, fizycznie wyzdrowiała już
całkowicie, co zawdzięczała wybitnym zdolnościom pani Pomfrey oraz
całodziennemu leżeniu w łóżku. Gorzej sytuacja przedstawiała się w jej duszą i sercem.
Starała się blokować, nie myśleć o tym wszystkim, jednak łatwiej się mówi, a z
wykonaniem różnie bywa...
Długa rozmowa z Ginny naprawdę jej pomogła.
Wyrzuciła z siebie dosłownie wszystko i zgodnie w przypuszczeniami, trochę jej
ulżyło. To trochę egoistyczne, ale najbardziej pomagała jej świadomość, że od
tamtej chwili nie tylko ona nosi to brzemię, że jej przyjaciółka cierpi razem z
nią. Czy to czyni z niej złą osobę?
Minęło siedem dni od wyjścia ze Skrzydła
Szpitalnego. Przez pierwsze trzy nie widywało go w ogóle, aż nagle czwartego
dnia pojawił się na zajęciach, jak gdyby nigdy nic. Nawet nie wiedziała, że tak
bardzo przyzwyczaiła się do jego nieobecności oraz, że był to jeden z głównych
czynników, który utrzymywał jej równowagę psychiczną w pionie.
Starała się na niego nie patrzeć, nie odzywać
się, w ogóle nie reagować. I znów pojawia się stwierdzenie; łatwiej powiedzieć
niż zrobić.
Jej wzrok sam uciekał w jego stronę, a serce
biło szybciej na sam jego widok. Znajdowała się w dwóch przeciwnych światach-
miłości i nienawiści. Mówi się, że z jednego niedaleko do drugiego, cóż, to
najprawdziwsza prawda.
Zauważyła, że coraz częściej pojawia się z tą
wywłoką Greengrass, co tylko potęgowało jej rozgoryczenie, a także wzmacniało
przekonanie, że dobrze zrobiła odprawiając go.
Czasem zdawało jej się, że czuje jego spojrzenie
na sobie, ale gdy tylko się odwracała on właśnie z kimś rozmawiał. Miała
wrażenie, że wpada w paranoję, a to nie było wcale przyjemne.
Gdyby mogła to z pewnością wyłączyłaby wszystkie
emocje, by tylko nie czuć. Czy wszystko czego pragnie musi być poza jej
zasięgiem?
*
- Miona, dobrze się czujesz? - zapytała Ginny,
nachylając się do niej.
Siedziały właśnie na lekcji, a profesor
McGonagall opowiadała coś na temat transmutacji koni. Zupełnie nie miała głowy
nauki. Chciała aby ten dzień wreszcie się skończył, żeby mogła położyć się w
łóżku i oddać w kojące ramiona Morfeusza.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, zadzwonił dzwonek,
wywołując na jej twarzy lekki uśmiech.
Ginny spędzała z nią bardzo dużo czasu, w geście
solidarności. Umówili się z Blaisem, że dzień spędza z nią, Hermioną, a dla
niego rezerwuje wieczory. Jak na razie rozwiązanie to zdawało egzamin w stu
procentach.
Ruszyły w stronę lochów gdzie czekały ich
ostatnie tego dnia zajęcia- eliksiry ze Ślizgonami. Hermiona obawiała się tych
zajęć, zresztą jak każdych innych, podczas których była skazana na jego widok.
Szły w ciszy, wsłuchując się w stukot własnych butów i błądząc myślami każda w
swoim świecie. Obydwie były zmęczona, a szara pogoda za oknem, która w tym roku
o dziwo szybko zmieniła śnieg w pluchę, nie była zbyt sprzyjająca.
- Ee, Mionka?- mruknęła Ginny, zatrzymując się
nagle pośrodku korytarza. Hermiona zaalarmowana jej dziwnym tonem, spojrzała na
nią z troską.
- Tak?
- Może pójdziemy jeszcze do ubikacji?
Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc na nią z
niekłamanym zdziwieniem. Po pierwsze, było późno, a po drugie panna Weasley
nigdy nie zachowywała się w ten sposób. Chyba, że... obróciła się w drugą
stronę, a jej oczy przybrały wielkość galeonów. Właśnie, chyba że miała coś do
ukrycia.
Nie więcej niż siedem metrów od nich oparty o
ścianę stał Draco Malfoy w towarzystwie nie opuszczającej go ostatnimi czasy
nawet o krok, Daphne Greengrass.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że stoi na
środku korytarza z na pół otwartymi ustami dopóki nie usłyszała znajomego,
przesłodzonego głosu:
- Ależ oni do siebie pasują, prawda? -
zaszczebiotała Thicks, przykładając jeden palec do policzka i przekrzywiając
głowę. - Dobrze, że wreszcie się zeszli. Każdy wiedział, że w końcu będą ze
sobą! - Zawołała na koniec, ściągając na siebie spojrzenia uczniów
zgromadzonych na korytarzu. Hermiona poczuła rodzącą się w niej nienawiść.
Nienawiść do tej pustej dziewczyny, jej niedoszłej trucicielki, do Greengrass
za to, że istnieje i do samego Malfoya za to, że musiała zakochać się akurat w
nim.
Nawet nie wiedziała, że zacisnęła dłonie w
pięści. Jej wzrok odszukał stalowoszare spojrzenie Malfoya. Powiedzieć, że na
nią patrzył to mało. On dosłownie przewiercał ją wzrokiem, zupełnie tak, jakby
chciał jej coś przekazać.
Trwali tak dłuższą chwilę, aż wreszcie odwrócił
się i nie czekając na nikogo, nawet na Greengrass, wszedł do klasy.
Hermiona odwróciła się w stronę Ginny, która
wyglądała jakby za chwilę miała miotnąć w kogoś naprawdę ciężką klątwą. Była
wściekła, a zarazem zatroskana. Podeszła do przyjaciółki i objęła ją mocno.
- Gin, ja nie mogę – wyszeptała Hermiona, czując
jak jej złość powoli zaczyna się zmieniać w żal i rozgoryczenie.
Ginny odsunęła ją na długość ramienia, lustrując
z góry na dół. Po chwili skinęła głową.
- Idź. Usprawiedliwię cię.
Nie potrzebowała więcej. Minęła Rudą, po czym
rzuciła się biegiem wprost do dormitorium. Miała ochotę coś rozwalić, rozbić,
zniszczyć. Chciała wreszcie wykorzystać tę złość i nienawiść, które wręcz
trawiły ją od środka.
Wleciała do sypialni niczym burza, łapiąc za
wszystko co wpadło pod jej dłonie. Nie miała i nie chciała mieć umiaru. Musiała
wreszcie to z siebie wyrzucić. Wiecie jak to jest? Czuć się całkowicie
bezsilnym, zamkniętym w klatce własnych pragnień oraz uczuć? Nie mając żadnej
nadziei na spełnienie choć jednego z tych pragnień. Nie mogąc zrobić zupełnie
nic, by zapobiec temu ciągłemu ranieniu. Nie da się przestać, dopóki się tego z
siebie nie wyrzuci. Nie zrozumie tego nikt, kto nigdy nie został zraniony. Kogo
nigdy nie spotkał tak wielki cios.
W końcu całkowicie bez siły opadła na zawaloną
ubraniami podłogę. Jej pokój przypominał istny rozgardiasz, jednak nie miało to
znaczenia.
Wściekłość wreszcie zamieniła się w nieunikniony
żal, a z jej oczu trysnęła fontanna niechcianych łez. Skuliła się w pozycji
embrionalnej, kiwając w przód i tył niczym mała, zagubiona dziewczynka. Nie
chciała widzieć, nie chciała słyszeć, nie chciała czuć. Na moment zamknęła się
we własnym bólu, pozwalając by opanował całe jej ciało.
Jak mogła być tak głupia? Jak mogła tak się w
nim zakochać? Dlaczego nie wzięła na poważnie jego słów, gdy powiedział, że są
przyjaciółmi? Nigdy nie planował wobec niej nic więcej. Nigdy nie chciał się z
nią wiązać. Jak w ogóle mogła tak pomyśleć?! On- arystokrata, ona- szlama! Nie
miało to racji bytu od samego początku. Przyjaźń – tak, związek- wcale. Ale czy
tak właśnie zachowuje się przyjaciel? Całuje, troszczy się, idzie do łóżka...
To nawet nie jest przyjaźń! To zwykła, głupia
gra w stylu Malfoya!
Nie łudź się. Nic dla niego nie znaczyłaś i nie
znaczysz. Jesteś nikim...
Na nowo poczuła złość. Łzy na policzkach paliły
ją niemiłosiernie, a dziura w sercu zdawała się rozszerzać coraz bardziej. W
akcie frustracji uderzyła pięściami w materac łóżka, by już po chwili zacząć
się uspokajać.
Musi zapomnieć, innego wyjścia nie ma. Poprosi
McGonagall o zmianę dormitorium. Tak, to dobry pomysł.
Otarła łzy, nie przejmując się tym, że za chwilę
i tak pojawią się nowe. Pochyliła się nad kufrem, z którego wyrzuciła wcześniej
ubrania. Uniosła go do góry, a jej oczom ukazał się malutki amorek na
łańcuszku. Prezent od Pierre'a. Wzięła go do rąk i z trudem powstrzymała się od
pierwotnego odruchu by nie rzucić nim o ścianę. Miał pomóc znaleźć jej miłość.
Jasne.
Zupełnie nie wiedziała co powinna z nim zrobić.
Z pewnością nie chciała go zatrzymać, to zupełnie nie wchodziło w rachubę.
Gdzie by go... nagle dostała olśnienia. Tajemne miejsce Malfoya!
Nie wiedziała czemu pomyślała właśnie o tym, ale
nie miało to znaczenia. Nie zważając na swój wygląd, wybiegła z pomieszczenia i
pognała wprost na siódme piętro, do Pokoju Życzeń.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- … co ja mogę na to poradzić? Już mówiłem, sama
stwierdziła, że mam dać jej spokój... – Draco czuł, że zaraz wyjdzie z siebie.
Sądził, że Hermiona wejdzie do klasy zaraz po Ślizgonach. Nie spodziewał się,
że będzie w stanie opuścić zajęcia, a jednak.
Pansy najwyraźniej miała rację- ona wcale nie chciała
by dał jej spokój. Jak inaczej wytłumaczyć to dziwne zachowanie? Gdyby był jej
obojętny, to nie uciekłaby na wiadomość, że rzekomo on i Greengrass są parą –
co nawiasem mówiąc jest wierutną bzdurą.
A może z innego powodu nie przyszła?...
- Ty głupi, tleniony patafianie! - wydarła się
Ginny, zwracając na nich uwagę całej sali. - Czy do ciebie nic nie dociera?! …
- Panno Weasley...! - zawołał oburzony Slughorn,
jednak nic sobie z tego nie robiła.
- … Trzeba ci to wysłać na piśmie czy wytatuować
na czole? Jesteś egoistycznym, tchórzliwym, zapatrzonym w siebie deb...
- Panno Weasley, minus dwadzieścia punktów dla
Gryfindoru! - skrzeczał Slughorn, a jego małe oczka niemal wychodziły w orbit.
Wiedział, że ta dziewczyna ma ognisty temperament, ale tego się po niej nie
spodziewał.
- ...ilem. Jeżeli masz zamiar tak się zachowywać
to jesteś skończoną cio....
- Weasley! SZLABAN!
- ...tą.
Nastała całkowita cisza. Slughorn sapał ciężko
jakby przebiegł co najmniej pięciokilometrowy maraton, Ginevra mordowała
spojrzeniem, Malfoy siedział z otwartymi ustami, a reszta klasy nie wiedziała
gdzie ma podziać oczy.
- Smoczku, ona cię obraża... - zaszczebiotała
Greengrass przerywając tym samym ciszę.
Draco przeniósł spojrzenie z Rudej na nią, a w
jego oczach pojawiła się pogarda. Co on w ogóle robił z tą dziewczyną? Czemu
pozwalał na to, by przebywała w jego towarzystwie? Przecież stać go na coś… na
KOGOŚ lepszego!
Zerwał się z miejsca i nie zważając na wołanie
starszawego nauczyciela, wybiegł z klasy.
Wtedy nigdy by się do tego nie przyznał, ale
fakt że akurat tego dnia Ginevra Weasley podsłuchała jego krótką rozmowę z
Pansy, a następnie wydarła się na niego na forum całej klasy, dało mu niezłego
kopniaka. Zawdzięczał jej naprawdę wiele, ale wtedy nawet o tym nie myślał. W
głowie miał tylko myśl, aby odnaleźć ją i wreszcie wytłumaczyć wszystko raz, a
porządnie. Powie wszystko, choćby miał zakleić jej usta!
Wbiegł do dormitorium, a swoje kroki od razu
skierował do sypialni Granger. Zastał w niej ogromny rozgardiasz, jednak Gryfonki
ani śladu. Sprawdził pod łóżkiem, na balkoniku, w swojej sypialni, w łazience,
a nawet w kominku! Nigdzie jej nie było...
Wściekły opadł na łóżko, czując że jak tak dalej
pójdzie to coś pięknego naprawdę ucieknie przed jego nosem.
Nagle usłyszał lekkie pukanie do okna. Sowa.
Pierwszy raz widział ją na oczy, jednak koperta z niewielkim pudełeczkiem była
zaadresowana właśnie do niego.
Nie czekając długo rozerwał papier.
Kochany Draco!
Wiem, że obiecałam nie
dawać więcej znaku życia, jednak jest coś co nie daje mi spokoju. Przede
wszystkim nie zdążyłam Ci podziękować za to, że uwierzyłeś mi bez żadnego
problemu i pomogłeś uwolnić się z tej udręki. Teraz jestem szczęśliwa, wiesz?
Znalazłam szczęście u boku Christena.
Drugą rzeczą są wyrzuty
sumienia... widziałam jak Hermiona wybiegła z sali i to z mojego, naszego (!)
powodu. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co musiała lub nadal musi sobie
myśleć. Jeżeli już wszystko się ułożyło, to przyjmij przynajmniej moje
przeprosiny za to, że nie poprosiłam Cię o to w ustronniejszym miejscu. Jeśli
jednak nadal jest źle, a wydaje mi się, że jest (coś z tego zaklęcia chyba
zostało, bo mimo szczęścia czuję przeogromny smutek...), pokaż jej moje wspomnienia,
które są w pudełku. Nie martw się, po tym z pewnością zrozumie.
Mam nadzieję, że i Tobie
wszystko się ułoży. Przeproś ją także ode mnie, bardzo proszę.
Dziękuję Ci za wszystko.
Anika/ Tanya Olsen
Spojrzał na trzymane w dłoni pudełko i nagle
wszystko nabrało kolorów. Poczuł, że wszystko ma wreszcie szansę by się ułożyć.
Wyciągnął niewielki flakonik, po czym ścisnąwszy go w dłoni, schował do
kieszeni.
Nie wiedział gdzie jej szukać, wiedział jednak
gdzie sam pragnie pójść. Musi pomyśleć, pobyć trochę sam.
Nie czekając, ruszył w stronę Pokoju Życzeń.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Hey you can tell the
world
That you're leaving
And you can pack your
bags
And spread your wings
And you can tell them
all
That it's over
But while you wave
goodbye
I'll be getting closer
Zielony pagórek, niewielkie jeziorko otoczone
dookoła lasem. Wielki dąb stojący na szczycie spadu oraz stara ławeczka tuż
przy brzegu. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak zapamiętała pierwszego
razu. Czuła się tam naprawdę dobrze, a w jej głowie po raz pierwszy od kilku
dni nie szalał tajfun myśli. Także serce się uspokoiło i nie bolało tak bardzo.
Spojrzała na naszyjnik marszcząc nieco brwi. Czy
to możliwe, żeby to była jego sprawka?
Nie, to z pewnością to miejsce.
- Granger? - usłyszała znajomy głos i aż
podskoczyła. Nie spodziewała się go tutaj. Zupełnie się nie spodziewała.
- Co ty tu robisz? - zapytała nieco piskliwym
głosem, rozglądając się w panice dookoła. I co teraz? Co powinna zrobić? Gdzie
pójść?
- Przecież to moje tajemne miejsce, pamiętasz? -
powiedział, zakładając ręce na piersi i unosząc jedną brew do góry. Wyglądał
tak idealnie w blasku zachodzącego słońca, że z wrażenia, z trudem przełknęła
ślinę.
Skinęła głową, po czym ruszyła w stronę wyjścia,
zupełnie zapominając po co właściwie tu przyszła.
- Gdzie idziesz? - zapytał łagodnie, a ona ze
zdumieniem wykryła w jego głosie zawód.
- Wychodzę. Jak mówiłeś to TWOJE tajemne miejsce
– odpowiedziała, wzruszając ramionami. Chciała iść dalej, jednak usłyszała jedno
słowo, powiedziane z takim pragnieniem, że niemal wcisnęło ją w ziemię.
- Zostań.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem, zupełnie
nie wiedząc co zrobić. Jeszcze godzinę temu była wstanie wrzeszczeć na niego,
wydrapać mu oczy, uciec z krzykiem... a teraz? Teraz mogła normalnie z nim
rozmawiać. Mogła z nim zostać i nie czuć bezgranicznej nienawiści.
To przez to miejsce czy przez ten głupi
naszyjnik...?
Wyciągnął do niej dłoń, jednak nie przyjęła jej.
Zamiast tego minęła go, by z powrotem usiąść na ławce. Po chwili dołączył do
niej, siadając po drugiej stronie.
Siedzieli chwilę w ciszy, która po raz pierwszy
naprawdę im ciążyła. Obydwoje mieli świadomość, że mają wiele niewyjaśnionych
spraw, jednak żadne nie wiedziało jak zacząć rozmowę.
Po chwili usłyszała, że Draco wzdycha i odwraca
się powoli w jej stronę.
- Gran... Hermiono – powiedział jej imię. Była
w takim szoku, że momentalnie uniosła głowę, dając znak, że słucha. - Dużo się
między nami pozmieniało przez ten jeden moment...
Przerwała mu ruchem dłoni.
- Przestań. Już ci mówiłam, że nie musisz mi się
tłumaczyć – pokręciła głową i znów odwróciła spojrzenie w stronę jeziora. W tym
samym momencie poczuła jego dotyk na dłoni. Po jej ciele przeszedł przyjemny
dreszcz.
- Pozwól mi, proszę.
Proszę. Ten dzień... ten
moment był kategorycznie dziwny. Nie wiedziała czy dobrze robi, jednak skinęła
przyzwalająco głową.
- To naprawdę nie było tak jak myślisz...
Opowiedział jej dokładnie przebieg całej rozmowy
z Aniką, a także całą resztę. Nie opuścił żadnego, nawet najmniejszego
szczegółu. Chciał by wiedziała wszystko.
- … jeżeli mi nie wierzysz, to mam list i fiolkę
z jej wspomnieniami. Mogę ci wszystko pokazać i...
Przerwał, gdy zobaczył, że kręci głową.
Ta historyjka była naprawdę grubymi nićmi szyta,
a jednak czuła, że mówi prawdę. Jakie to jednak miało znaczenie? Już i tak za
późno na wszystko. A mogli być szczęśliwi, gdyby tylko pozwoliła sobie
wytłumaczyć wszystko od razu...
Poczuła, że pod powiekami zbierają jej się łzy,
więc wstała z miejsca by ukryć je w zapadającym półmroku.
- To i tak już nie ma znaczenia, Draco –
wyszeptała, nie patrząc w jego stronę. Nie potrafiła.
- O czym ty mówisz? - zapytał, podchodząc do
niej, ale nadal stojąc na bezpieczną odległość.
- Jak o czym? Jesteś z Greengrass. Gdzie mi,
zwykłej szlamie, do niej? - znów nie potrafiła ukryć goryczy, która niczym
płomień tliła się w jej słowach.
Doskoczył do niej jednym susem, zmuszając by
spojrzała mu w oczy.
Ujrzała w nich irytację, żal oraz... strach.
- Nie waż się tak o sobie mówić – powiedział z
mocą, nie spuszczając z niej wzroku. Brąz i stal. Ogień i lód. Dwie
przeciwności, które lgną do siebie mimo przeszkód. - Greengrass jest głupią
idiotką, która się do mnie przyczepiła. Nic między nami nie było, nie ma i nie
będzie! To TY jesteś najlepszą osobą jaką w życiu spotkałem. Jesteś dobra,
uczciwa, bezinteresowna. Troszczysz się o wszystkich, wcale nie myśląc o sobie.
Nie przerywaj mi! - położył jej dłoń na ustach, widząc że chce coś powiedzieć.
- Nie ma drugiej takiej jak ty i sądzę, że nigdy nie będzie. Jesteś jedyna w
swoim rodzaju! Kiedy jestem z tobą czuję się lepszym człowiekiem. Całe piętno
przeszłości znika w jednej sekundzie. Kiedy jesteś obok, moje demony uciekają
przeganiane twoim cudownym, kojącym głosem.- Rozkręcał się coraz bardziej. W
końcu zeszła blokada i mógł powiedzieć wszystko co czuje. W końcu mógł to
wyznać i chciał to zrobić za jednym razem. Bał się, że jeśli teraz przerwie to
znów się zablokuje. Nie mógł do tego dopuścić! - Kiedy poszliśmy razem do
łóżka, poczułem się wreszcie na swoim miejscu. Kiedy twoje usta dotykają moich
wiem, że już żadne nie będą tak idealnie do nich pasowały. Nie wyobrażam sobie
kolejnego dnia bez twojego uśmiechu, bez widoku twoich cudownych oczu. Jesteś dla
mnie jak powietrze. Ten tydzień był najdłuższym i najgorszym w moim życiu.
Miałem wrażenie, że spadnę w mrok, z którego już nigdy nie wyjdę... Kocham cię,
Granger!
Spojrzał na nią w oczekiwaniu na jakąkolwiek
reakcję, ale ona zdawała się w ogóle go nie słuchać. Jej wzrok był utkwiony w
jednym punkcie, a usta miała lekko rozchylone. Przeszedł z nogi na nogę, czując
się coraz bardziej nieswojo. Właśnie wyznał swoje uczucia, po raz pierwszy w
życiu, a kobieta jego serca nawet nie stara się by jakoś to skomentować!
- Eee, Hermiono? - zapytał nieśmiało.
Nie odpowiedziała, zamiast tego, wyswobodziła
dłoń, którą nieświadomie złapał i uniosła do góry trzymany w ręku naszyjnik,
który błyszczał jasnym światłem.
Wisiorek jest zaczarowany. Kiedy poczuje na
sobie dotyk jednocześnie dwóch zakochanych w sobie osób, zacznie świecić jasnym
blaskiem.
- Możesz powtórzyć to
ostatnie? - zapytała, gdy obydwoje wpatrywali się w amorka już dłuższą chwilę.
- Co? - zapytał trochę przygłupawo, na co
przewróciła oczami.
- Ostatnie zdanie. Czy mógłbyś...
- Kocham cię, Granger – powtórzył w mocą, gdy po
raz kolejny spojrzała w jego oczy. W momencie, gdy wypowiedział te słowa,
wisiorek zabłysnął jeszcze mocniej.
Hermiona zmarszczyła brwi, wpatrując się w niego
przez chwilę. Po chwili upuściła go na ziemię, a z jej ust wydobył się dziwny
okrzyk.
- O Boże!
- Co? Co się stało? - Zapytał, podchodząc
bliżej, żeby sprawdzić czy nic jej nie jest.
Spojrzała mu w oczy, jakby przeszukując każdy skrawek
jego duszy.
- Ty naprawdę mnie kochasz – wyszeptała, nie
mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
Draco roześmiał się w głos, przyciągając ją do
swojej piersi.
- Oczywiście, że cię kocham! Kocham jak wariat!
*
Podniósł ją do góry,
zataczając duże koło. Byli szczęśliwi, znów. Mieli tylko nadzieję, że tym razem
to szczęście nie pryśnie tak szybko, jak bańka mydlana.
Spędzili razem resztę dnia,
nie potrafiąc obejść się bez własnej obecności, dotyku. Ich pocałunki paliły
niczym żywy ogień, stając się coraz bardziej śmiałymi. Tęsknili za sobą, a ten
dzień, to wydarzenie było najpiękniejszym, co ich w życiu spotkało.
Wrócili do dormitorium
dopiero bardzo późnym wieczorem, rezygnując z dwóch osobnych sypialni, a
decydując się na jedną wspólną. Byli razem, byli szczęśliwi. I znów pytanie:
czego więcej trzeba?
***~~~***~~~***~~~***~~~***
* Słowa Belli i Edwarda z
sagi "Zmierzch"
Cytaty pochodzą z piosenki
Birdy - "Without a word"
Co za wspaniała niespodzianka z Twojej strony! Ciesze się, że już dzisiaj dodałaś rozdział, ale nie wiem jak wytrzymam bez Ciebie i Twojego Dramione przez trzy tygodnie. :( Dobrze, że w końcu się między nimi ułożyło, bo naprawdę działali mi już na nerwy! Ania dobrze pomyślała z tą fiolką, więc może jednak wszystko dobrze się skończy? Mam nadzieję. Ciężko mi uwierzyć, że już powoli zbliżasz się do końca, ech... No cóż, czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Cave Inimicum
www.dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com - u mnie już jutro pojawi się rozdział 3, zapraszam. :)
Hej.:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wstawiłaś nowy rozdział. I to jaki dłuuugi.:) Ach, jak dobrze.;)
Z początku myślałam, że Ruda przeklnie Dracona mistrzowskim upiorogackiem, ale chyba się musiała nieźle powstrzymywać.:P Ja pewnie bym się tak nie hamowała. Jednak ta akcja na eliksirach? No nie spodziewałam się, że to akurat ona popchnie tą dwójkę ku sobie.
Monolog Draco. Jak pięknie nasz arystokrata prawi o miłości do Hermiony. To było takie romantyczne.. Ale nie takie cukierkowo-kiczowate. To było piękne.:) + Brawa za dobre dobranie cytatu ze Zmierzchu.:P Wystarczyła jedna linijka, a ja już krzyknęłam Edward.:PDobrze, że jestem już po lekcjach, bo jakbym to w sali zrobiła..
Rozdział cudowny, z resztą jak zwykle.
Eee tam, jeszcze kilka rozdziałów do końca zostało, więc nie będę się na razie tym martwić.
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
PS. Zajrzyj do mnie na bloga. ---> Pożegnalna miniaturka i takie inne sprawy, jeśli nie widziałaś jeszcze.:P
O jejciu, jaki długi rozdział! I tyle się dzieje :D
OdpowiedzUsuńGinny jest prawdziwą przyjaciółkę. Gdy zaczęła wrzeszczeć na Mafloy'a nieźle się uśmiałam. No i zarobiła szlaban. :D
To naprawdę miłe ze strony Aniki, że przysłała tą fiolkę. Nie zapomniała, że Malfoy jej pomógł i tym razem to ona postanowiła pomóc jemu.
Ah.. To wyznanie Draco było cudowne :) Widać, że naprawdę kocha Hermione. Na to czekałam!! :D
Piękną parę tworzy Pansy i Dean. Mam nadzieję, że będą razem :)
Trzymam kciuki, żeby sesja poszła Ci dobrze, żebyś wszystko tam zdała i było cudownie :P
Nie wiem czy wspominałam, że rozdział wyszedł Ci cudownie... Rozdział wyszedł CUDOWNIE! <3
Czekam na nowy ;>
Pozdrawiam, M.
Już myślałam, że ich nie pogodzisz, już myślałam że odejdą od siebie na zawsze. Tyle emocji ;) Wspaniały rozdział, życzę weny i czekam na nexta
OdpowiedzUsuńTak, tak, tak! Fragment w Pokoju Życzeń, to co najmniej mistrzostwo świata :) Czytając to przez cały czas uśmiechałam się jak głupia do monitora. Cały rozdział oczywiście również jest świetny, ale końcówka najlepsza. Masz racje, po takim rozdziale możemy poczekać dłużej na następny :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Brak mi słów. Ostatnia scena była niesamowita. Ten naszyjnik <3 Cieszę się, że się pogodzili i mam nadzieję, że ta głupi Greengrass nie stanie im na drodze. To jak Ginny wydarła się na Malfoya po prostu świetne. Podoba mi się zmiana Pansy i ogólnie jej wątek :D Szkoda, że to opowiadanie już się kończy. Z drugiej strony nie mogę się doczekać końca :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Coffie
Ps. Powodzenia na egzaminach :D
* głupia
UsuńJak ja się cieszę, że ich pogodziłaś!! :D Nienawidzę Greengrass!! Dobrze , że Zabini wszedł wtedy do dormitorium! A Ruda była po prostu boska z tą awanturą :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :D
Ah ten pokój życzeń hehe..
OdpowiedzUsuńUwielbiam to co piszesz.. oby tak dalej!
Dopiero zaczynam i proszę abyś jak masz wolny czas zajrzała do mnie ;)
http://4everdramione.blogspot.com/
Pozdrawiam. ;)
Wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńHermiona jest strasznie upartą Gryfonką, ale taką ją lubię.
Cieszę sie, że Draco i Miona wszystko sobie wyjaśnili.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Uff, ale dobrze, że się pogodzili, bo naprawdę nie chciałam, aby dalej się kłócili. A Draco to kompletny kretyn, bo zamiast walczyć, uniósł się tą swoją cholerną dumą. Ale na szczęście Ginny postawiła go do pionu. Wzruszyłam się, kiedy pogodzili sie w Pokoju Życzeń, a muszę przyznać, że bardzo rzadko mi się to zdarza :D
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i powodzenia z egzaminami ;)
Pozdrawiam,
Lumos
Jejku. Pięknie.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny :) Cieszę się że na reszcie się pogodzili choć wydaje mi się że może zbyt szybko ale z innej strony to nawet dobrze bo Hermiona aż tak długo nie cierpiała :)
Strasznie mnie oczarowałaś tym rozdziałem :) Naprawdę :)
Pozdrawiam i powodzenia na egzaminach :)
Charlotte Petrova
Trochę późno, ale co chwila musiałam robić przerwy w czytaniu i na dodatek jestem u znajomych :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i dłuuuugi <3333
Kilka błędów, ale jesteś
W trakcie egzaminów, więc grzechem byłoby nie wybaczyć
Tych trzech, czy czterech wpadek :P
Ja już kończę :)
Sorry, że tak krótko, ale jak mówiłam - nocuję u znajomych :D
Dobranoc, Ludum :*
Ale świetny rozdział. Czytając, myślałam, że pomiędzy tą dwójką się nic nie wyjaśni. A tu taki psikus. Zaskoczyłaś mnie! Wyznał jej miłość, aż mnie ścisnęło za serce jak to czytałam. ;) Super, że jak na razie się wszystko ułożyło. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Maadź.
www.dramione-impossible-love.blogspot.com
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się postawa Ginny i Pansy ;]
W końcu Draco wyznal Mionie swoje uczucia ;)
Już myslaąłm ,że sie nie zejdą .
Pozdrawiam ;]
http://polecalnia-dhl.blogspot.com/
Bosko! nie wiem co mam napisać!! Jaki długgiiiiii:D! Magia! Ale pięknie się ułożyło!!! Och! Ach!! jestem zachwycona! Pansy i Dean! Wszystko jest na swoim miejscu!
OdpowiedzUsuńwspaniale ! I ten Amorek, wspomnienie, list! <3~~!!!!
Pozdrawiam!
Hahahaha~~! Ginny na eliksirach najlepsza! xD szkoda, że go jeszcze jakoś epicko nie przeklęła! I podziwiam Pansy za cierpliwość do tego pacana. Przez większość rozdziału chodziła mi przez głowę tylko jedna myśl - Draco, ty tępa dzido. Ale cóż, faceci tak mają, nawet najprzystojniejsi (a może oni najbardziej) xD
OdpowiedzUsuńPo tym rozdziale czuć już zbliżający się koniec, ale proszę nie namotaj im za bardzo w życiu w tych ostatnich rozdziałach ;)
Pozdrawiam :)
Jestem zachwycona! Rozdział świetny i mi również podoba się fakt, że taki długi :) Cieszę się, że on w końcu wszystko wytłumaczył Hermione i dobrze, że mu uwierzyła. I ucieszyłam się na ten list od Aniki, fajnie, że o tym pomyślała... :)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia na egzaminach! :*
Pozdrawiam magicznie
~hope~
Oczarowałaś mnie tym rozdziałem i usatysfakcjonowałaś^^ Wiedziała, że się pogodzą! Szczęścia na egzaminach :)
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę cudowny i wyjątkowy. Bardzo uczuciowy i świetnie napisany. Niestety to raczej znak, że zbliżamy się do końca :( Ginny mnie rozwaliła ze swoim bojowym duchem :D Normalnie mogłam wyobrazić sobię minę Draco, takie wielkie oczy i półotwarte usta. Hahaha padłam! Za to rozwiązanie sytuacji z Draco-Annika-Greengrass bezbłędne, mam nadzieję, że do tej ślizgońskiej wywłoki coś dotrze! A ostatnia scena przecudna.
OdpowiedzUsuńWpadnij do Syriusza i Lune na nowy rozdział :D
Buziaki;*
Dalej Cię kocham! Jestem zachwycona. Pisz dalej. I jak najdłużej.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się. Boże. Nie, nie stać mnie teraz na nic innego.
OdpowiedzUsuńZa bardzo się wzruszyłam. O, matko. Oddychaj, Natalia, oddychaj! Wiedziałam, że się zejdą, wiedziałam! Nie no, płaczę jak głupia. Jesteś cudowna, kocham Cię, Dia Ment <3 Jak ich rozdzielisz na samym końcu, to wrócę tu z tasakiem
Pozdrawiam cieplutko,
Fioletoowa
Jejkuś, poryczyłam się jak kretynka. To wyznanie Dracona było takie w jego stylu, że aż miałam ciary, na serio! Siedzę i płaczę, bo ona w końcu mu uwierzyła! Jesteś cudowna, na serio. Normalnie Cię kocham za ten odcinek, dziękuję Ci bardzo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam baaardzo gorąco,
Paulina.
Rozdział jest po prostu niesamowity. Tyle się dzieje, to co lubię najbardziej - dużo akcji.
OdpowiedzUsuńJestem osobą mało wrażliwą, więc było wyczynem jak prawie łezka poleciała przy ostatniej scenie. :')
Jeszcze rozdział taaki długi, czego chcieć więcej? Bo ja nie wiem.
Pisz dalej, bo wychodzi ci to niesamowicie. :)
Życzę żebyś zdała dobrze sesje (wyłapałam w komentarzu M.)!
Pozdrawiam i Życzę weny!
~Salvio
Jak ja dawno tutaj nie komentowałam! O.o
OdpowiedzUsuńPowinnaś mnie za to skopać! Przepraszam bardzo, nie miałam czasu :/ Wiedz jednak, że jestem na bieżąco, chociaż to xD
Rozdział jak zawsze cudowny :D
Taki... wzruszający! W końcu się zeszli! :3 Ohh... gdyby nie Ginny.. Normalnie kocham tą rudowłosą osóbkę i jej ognisty charakterek! :3
Weny życzę i pozdrawiam! <3
PS: Nadal czekan na dłuuugo oczekiwane Sevmione :3
Hej, przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały. Pozytywnie mnie zaskoczyłaś. ;) Podoba mi się twój styl pisania i tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńNie pisałam wcześniej komentarzy, bo szczerze powiedziawszy nie wiedziałam co napisać przy każdym. coś w stylu: fajny rozdział, pisz tak dalej? Wybacz, ale ja nie potrafię pisać takich komentarzy. :)
Zafascynowałam się twoim blogiem i czekam na następny rozdział.
http://odkryc-prawde-o-przeszlosci.blogspot.com/
Miss Frost
i znów będzie pięknie i bedzie idealnie...tylko jak długo...
OdpowiedzUsuńRozdział genialny:D
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Po pierwsze: masz u mnie wielkiego plusa za piosenkę Birdy :)).
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle bardzo dobry stylistycznie i zawierał chyba wszystko co tylko mógł i powinien: piękne opisy, fragmenty pisane z perspektywy pobocznych postaci i świetną akcję.
Monolog Draco był słodki. Hah, chciałoby się coś takiego usłyszeć z ust arystokraty, byłego śmierciożercy Malfoya.
Ginny- idealna przyjaciółka, jak się okazuję. Ten jej wybuch, który dał kopniaka do działania Draconowi był świetny.
Jeszcze raz przepraszam, że tak późno komentuje.
Czekam na następny i życzę weny :)
hopelessdream
ojej, naprawdę długi rozdział :*
OdpowiedzUsuńczy ja wytrzymam tyle czasu? :)
nie czytałam Twojego ff na bieżąco, ale mogę już teraz stwierdzić, że od pierwszych rozdziałów Twój styl pisania bardzo się poprawił. :) Choć wtedy też nie był zły. :>
Czekam.
Chiyo.
Aaaaajjjj ! Cudnie! <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam na jednym wdechu, aż rozsadza mnie od pozytywnych emocji! Co prawda smuci mnie ogromnie fakt, że za niedługo koniec, jednakże jest to dla mnie jedynie powód do tego, by delektować się rozdziałami jeszcze bardziej.
Początkowo byłam zła na Hermionę, że odstawiała takie 'cyrki' i nie chciałam pogadać z Malfoyem, jednak po części ją rozumiałam, bo pewnie zachowywałabym się bardzo podobnie.
Szykowałam też plan krwawej zbrodni na Anice, ale później zrobiło mi się jej trochę żal, więc odpuściłam :D
Ginny jest mega! Scena na lekcji powaliła mnie na łopatki :D
Ale oczywiście najbardziej urzekło mnie wyznanie Draco. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że zrobisz to w taki sposób, że będzie idealnie. No i było!
Takie wyznanie chciałaby chyba usłyszeć każda kobieta.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, w sumie już niedługo :)
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie,
Silje.
nie...
OdpowiedzUsuńw jednym z komentarzy napisałam ,że któryś rozdział jest najlepszy...
zmieniłam zdanie.
BOŻE
TO
JEST
CUDO!
Po prostu brak mi słów.
hfjdhfjashfklasjfkasl.
Oczywiście jak to ja się popłakałam, caaaaalutki rozdział z łez .
Chociaż powiem Ci ,że rozwaliło mnie jak Ginevra na niego nawrzucała!
MISTRZOWSKI ROZDZIAŁ.
Kiedy będzie następny *o*?
Pozdrawiam,Nana
i zapraszam do siebie
www.dramionemoimzyciem.blogspot.com
Fantastyczny!!. Uwielbiam Twoje opowiadanie jest niesamowite a rozdział jest bardzo dobry. Ginny jest prawdziwą furiatką lubię Ją taką. pozdrawiam Karola
OdpowiedzUsuńNie ma to jak znaleźć opowiadania jak już się kończy c:
OdpowiedzUsuńNie ważne i tak jest cudowne i nie mogłam się od niego oderwać, ale (które zawsze gdzieś tam jest wypowiedziane czy nie)
W rozdziale szóstym część 1 jest mowa o zaklęciu Muffliato, czy nie chodziło Ci o Silencio? http://pl.harrypotter.wikia.com/wiki/Zakl%C4%99cia_z_cyklu_Harry_Potter
Czuję zaburzenia w czasoprzestrzeni :/ Draco i Hermina wyjeżdżają 4-tego do Francji. Wrócili do szkoły na ile dni? W tym dniu Ginny mówi, że jest z Blaisem 5 dni, a zaczęli chodzić ze sobą po kilku dniach po powrocie do szkoły... I znowu ostatni etap projektu ma trwać 7 dni. W pierwszy dzień przyjeżdżają i nic się nie dzieje, w drugi dzień rozpoczęcie. Nawet jeśli drugi dzień jest pierwszym to i tak, jest łącznie 6 dni na zwiedzanie Paryżu (czyli już jest nasze 7 dni), ale oni jeszcze są tam 2 dni na balu i w następny wracają :/
Poza tym to zauważyłam 3 literówki, co moim zdaniem jest godne podziwu i czasem brakuje myślników na początkach wypowiedzi ;)
Z tym drugim to może mój błąd, więc przepraszam jeśli ja źle to odczytałam i wypisuję tu nie stworzone rzeczy ;*
Ogólnie to twój pomysł na to opowiadanie jest genialny. Nigdy by mi na myśl nie przyszło, żeby wymyślić takie czary, zwroty akcji, czy w ogóle połączenia niektórych bohaterów. Cud, miód i malinki. Teraz i ja będę kierowana nie dosytem co do kolejnych, już jednak końcowych rozdziałów c;
Pozdrawiam, powodzenia z egzaminami i duuużooo weny ;*
Cud, miód i orzeszki <3
OdpowiedzUsuńRozdział idealny!
B.
Jezus! Nadrobiłam zaległości i powiem jedno: JESTEŚ GENIALNA!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl pisania, opowieść, którą tworzysz, jest bardzo ciekawa i oryginalna. :**
Wątek z Aniką i jej przyjaźnią z dzieciństwa z Draconem zakrawało trochę na telenowelę, bo w sumie często się z takim czymś spotkałam, ale mimo to nie zraziło mnie to, ponieważ było to o wiele ciekawiej przedstawione niż u kogoś innego. :D
Ale to nie zmienia faktu, że jestem zachwycona ostatnimi rozdziałami. :3 Draco jest nareszcie kochany i odważny w wyznawaniu uczuć. Cieszę się, że wszystko tak się układa, mam nadzieję, że teraz nic się nie zepsuje, choć można się tego spodziewać, przecież nic nie trwa wiecznie. ;/ Żyję jednak nadzieją, że w końcu wszystko się dobrze ułoży :3
Ściskam mocno,
Ana M.
Świetny rozdział. Bardzo się cieszę, że się pogodzili,
OdpowiedzUsuńi Draco powiedział Hermionie co do niej czuje.
Kocham reakcje Hermiony !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki