ROZDZIAŁ XXXVI
Nie
myśl o szczęściu.
Nie
przyjdzie - nie zrobi zawodu;
Przyjdzie
- zrobi niespodziankę.
Bolesław
Prus
Świeżo upieczeni państwo
Potter zostali przywitani w murach Hogwartu niemałymi brawami. Niemal wszyscy
zapomnieli o swoich uprzedzeniach i postanowili cieszyć się razem z nimi.
Wiwatowali, bili brawo, a fakt, że McGonagall zorganizowała specjalną ucztę na
cześć Potterów dzień przed całkowitym zakończeniem roku, tylko wzmocnił ich
zachwyt. Jedynie większość Ślizgonów patrzyła na to wszystko z pogardą w
oczach. Na palcach jednej ręki można było zliczyć mieszkańców domu węża, którzy
potrafili szczerze powiedzieć, że cieszą się szczęściem Pottera i Lovegood, i
że przy najbliższej okazji nie mają zamiaru wbić któremuś z nich różdżki w
plecy.
Hermiona patrzyła na to
wszystko z euforią. Cieszyła się zupełnie jakby chodziło o nią samą. Po tym
wszystkim co przeszli wspólnie z Harrym, traktowała go jak brata. Był jej drugą
połówką, jednak nie w romantycznym tego słowa znaczeniu. Kochała go miłością
szczerą, ale całkowicie braterską. Zrobiłaby dla niego wszystko i była pewna,
że on odwdzięczyłby się tym samym.
Po uczcie- niespodziance na
cześć Potterów, państwo młodzi poszli do dormitorium, a pozostała czwórka
postanowiła wybrać się na spacer bo błoniach. W ich sercach powoli zaczęła
rodzić się tęsknota za tym miejscem, mimo że umysł wciąż jeszcze nie dopuszczał
do siebie myśli, że to już koniec. Koniec cudownej przygody... koniec
dzieciństwa.
- Nie mogę uwierzyć, że to
już koniec – westchnęła Ginny, wypowiadając na głos myśli wszystkich
zgromadzonych.
Zawędrowali pod drzewo
położone jak najbliżej jeziora i usiedli na gorącej ziemi. Co prawda słońce
powoli zaczynało chować się nad szczytami drzew, jednak cały dzień spiekoty
zostawił po sobie ślad.
- Ja też nie.
Hermiona usiadła tuż obok
niej, obserwując jak Draco z Blaisem idą w stronę brzegu, by podrażnić
rozłożoną leniwie Wielką Kałamarnicę.
Przez dłuższy moment
zapanowała między nimi całkowita cisza. Każda siedziała zatopiona we własnych,
tylko sobie znanych myślach, a ciepły wietrzyk lekko muskał ich odsłonięte
ramiona i unosił włosy. Z tym miejscem wiązało się tak wiele wspomnień. Wiele
wydarzeń, emocji, pragnień... a teraz koniec. Tak po prostu.
- Wyobrażasz sobie, że już
więcej tu nie wrócimy? - wyszeptała Ginny, przerywając ciążącą powoli ciszę.
Wpatrywała się w górujący nad nimi zamek z czymś na wzór nostalgii i
wszechogarniającego uczucia.
Hermiona spojrzała na nią
ze zrozumieniem, ale jedynie wygięła usta w uśmiechu. Wolała się nie odzywać. W
tym momencie ani trochę nie ufała swojemu głosowi.
- Co to za grobowa
atmosfera? Ktoś umarł czy co? - zapytał Blaise, podbiegając do Ginny i unosząc
ją w górę, jakby ważyła nie więcej niż garść piór.
Hermiona pokręciła głową, a
kiedy poczuła ramiona oplatające ją w talii, uśmiechnęła się z lubością.
- Oni chyba nigdy nie
dorosną – skomentował Draco, patrząc z rozbawieniem na chichoczących
przyjaciół.
- Myślę, że to dobrze.
Każdy związek potrzebuje choć odrobiny zabawy – odpowiedziała, wzruszając
lekko ramionami. Złapała jego ręce i przytuliła mocniej do siebie.
Odgarnął jej włosy z karku,
przejeżdżając ustami po nagiej skórze. Poczuła jak przechodzi ją dreszcz
rozkoszy.
- Uważasz, że brakuje nam
szaleństwa? - wyszeptał jej do ucha, jeszcze bardziej drażniąc wrażliwe zmysły.
Zachichotała jak
nastolatka, odwracając się do niego zaskoczona. Zamarł, gdy nagle jej usta
znalazły się na jego, ale trwało to zaledwie sekundę.
Spojrzała mu w oczy,
przekrzywiając głowę na bok.
- Uważam, że jesteśmy
idealni. - Szept za szept. Gdyby nie fakt, że ich przyjaciele sprzeczali się i
gonili tuż obok, pewnie całkowicie pochłonęłaby ich romantyczna atmosfera.
Te krótkie, piękne momenty
sam na sam- chyba nigdy im się nie znudzą.
- Patrzcie! - usłyszeli
nagle krzyk Ginny i jak na komendę obrócili się w jej stronę. Stali z Blaisem
nieopodal, a dłoń Rudej wyciągnięta była w stronę nieba.
Podnieśli się do pozycji stojącej,
zastanawiając jak mogli przegapić moment, w którym całkowicie się ściemniło.
Hermiona podążyła wzrokiem za dłonią przyjaciółki, początkowo widząc jedynie
ciemny granat nieba. Dopiero po dłuższej chwili zauważyła, że ponad koronami
drzew raz po raz pojawiała się jakaś postać. Testrale. Z tego co zdążyła
zauważyć, musiały być bardzo młode, dopiero uczyły się latać.
Widok tego zwierzęcia nie
oznaczał w świecie magicznym niczego dobrego. Był zwiastunem nieszczęścia, a w
wielu czarodziejach wywoływał po prostu przerażenie. Ale czemu się dziwić? Te
wychudzone szkielety, pokryte naciągniętą skórą i z wyłupiastymi oczami, można
było zobaczyć jedynie, gdy widziało się czyjąś śmierć. A śmierć nigdy nie była
niczym dobrym.
Mimo tego, Hermiona
wpatrywała się w młode Testrale z niemym zachwytem. Osobiście zdążyła poznać
nieco naturę tych dziwnych stworzeń i bardzo dobrze wiedziała, że wcale nie są
niebezpieczne. Miały za to świetny zmysł nawigacji – o czym zresztą mogli
przekonać się w drodze do Francji.
- Wracajmy – powiedział
Draco, przerywając tę dziwną, po raz kolejny nostalgiczną chwilę.
Oderwali spojrzenia,
przerzucając je na zamek. Chłód wieczoru powoli zaczynał dawać się we znaki,
więc bez większych protestów ruszyli w stronę wrót. Z bólem serca uświadomili
sobie w pełni, że przed nimi ostatnia noc spędzona w Hogwarcie.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- Draco, co ty robisz? -
zapytała Hermiona, obserwując jak jej chłopak mija obraz z ogromnym nundu i
idzie dalej, w stronę schodów.
Skonsternowana stanęła w miejscu,
nie wiedząc czy iść za nim, czy wejść do dormitorium z nadzieją, że się
opamięta i zrobi to samo. Żałowała, że pozwolili przyjaciołom się wyprzedzić.
Została bez żadnego wsparcia w tej sytuacji. Świetnie.
Założyła ręce na piersi i
zmrużyła oczy, najwyraźniej nie mając najmniejszego zamiaru iść za nim.
- Zobaczysz – odpowiedział
wreszcie zauważając, że jego dziewczyna została w tyle.
Przyjął dokładnie taką samą
pozycję i posłał jej zalotne spojrzenie spod przymrużonych oczu.
- Nie. - pokręciła gwałtownie
głową, jakby chciała przekonać nie tylko jego, ale także samą siebie. - Jest
późno, jutro zakończenie. Jestem zmęczona, poza tym jeszcze nas...
- Co? Złapią? - prychnął w
swój stary, ironiczny sposób. Po chwili jednak się zreflektował i wrócił parę
kroków w jej stronę. - Daj spokój. Jutro jest zakończenie roku. Nasze ostatnie
chwile w Hogwarcie... naprawdę chcesz spędzić je na spaniu? - zamilkł na
moment, dając jej możliwość wypowiedzi, jednak nie skorzystała, więc dodał,
jakby nigdy nie przerywał: - W dodatku w dormitorium, w którym siedzieliśmy
cały rok?
Spojrzała na niego ze
zdziwieniem, jednak dojrzał w jej twarzy także, pewną dozę wahania. Dobrze.
- No... taki właśnie miałam
plan.
- W takim razie uległ
zmianie. - wzruszył ramionami, ucinając jednocześnie dyskusję. Spojrzał na
nią wymownie, a gdy nadal się nie ruszała, podszedł tak, by stanąć z nią
twarzą w twarz.
Ich spojrzenia spotkały
się, a dłoń lekko pogładziła policzek. Jego głos zamienił się w cichy szept.
- Jutro wyjeżdżamy. A
jesteś pewna, że wiesz o tym miejscu wszystko? Odkryłaś każdy możliwy zakątek?
- jego słodki oddech muskał jej wargi sprawiając, że coraz trudniej było jej
skupić się na tym co mówił.
Nawet nie zauważyła kiedy
zamilkł. Jej spojrzenie dłuższy czas skupione było na jego ustach, jednak
zmusiła się by spojrzeć mu w oczy.
- To jak? - zapytał,
wyciągając rękę, by złapała za jego dłoń.
- Prowadź.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- No gdzie oni są?!
Ginny od dziesięciu minut
chodziła po dormitorium prefektów, piekląc się na ich nieobecność. Dziś miała
odbyć się pożegnalna impreza dla siódmoklasistów. Zostało im dokładnie pół
godziny, a Hermiony dalej nie było widać! Nie mogła uwierzyć, że tak długo wracali
ze szkolnych Błoni. Przecież nie zdąży się przygotować... Taka impreza!
- Na korytarzu ich nie ma –
powiedział Blaise, uchylając przejście za obrazem z nundu. - Myślę, że
zapomnieli.
Ginny wydała z siebie
bliżej nieokreślony dźwięk, mający wyrażać frustrację, po czym opadła bez sił
na kanapę. Ukryła twarz w dłoniach.
Blaise westchnął przeciągle
i usiadł obok niej. Kochał ją całym sercem, ale czasem nie rozumiał tej jej
obsesji na punkcie imprez, ubioru, a przede wszystkim obecności Hermiony w tym
wszystkim. Przecież już zmieniła ją nie do poznania. Granger otworzyła się,
zaczęła inaczej patrzeć na świat i otaczających ją ludzi.
Otoczył ją ramieniem,
całując lekko we włosy.
- Daj spokój Wiewiórko.
Chodźmy na tą imprezę sami. Chyba możemy, co nie?
- A co z Mioną i Malfoyem?
- zapytała, wciąż nie odsłaniając twarzy.
Ledwie powstrzymał kolejne
westchnięcie- właśnie o to mu chodziło. Złapał za jej dłonie, zmuszając tym
samym by uwolniła twarz i spojrzała mu w oczy.
- Poradzą sobie. - widząc
brak zrozumienia na jej twarzy, pokręcił głową. - Ginny, przecież nie jesteśmy
do nich przywiązani. Rozumiem, że się przyjaźnimy, ale każde z nas ma własne
życie. I oni, i my.
Zamyśliła się nad jego
słowami, przygryzając lekko dolną wargę.
Musiała przyznać, że miał
rację. Po incydencie z Torkinsem wiedziała, że ma skłonności obsesyjne i
widocznie skłaniało się to do wielu aspektów, nie tylko związanych z
nienawiścią.
Spojrzała w ukochane oczy
Blaise'a, a w głowie zaświtało pytanie: „czego ja właściwie szukam?”.
No właśnie, czego? Przecież
ma ukochanego faceta, ma wszystko czego może zapragnąć! Nieobecność
przyjaciółki na imprezie nie sprawi, że straci ją na zawsze. Widzą się
codziennie, zamieszkają niemalże razem. Musi wreszcie wyluzować!
Uśmiechnęła się promiennie,
co Blaise przyjął z niemałą ulgą. Nachyliła się, by złożyć na jego ustach
miękki pocałunek.
- Daj mi dwadzieścia minut!
- zawołała, znikając za drzwiami łazienki.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Hogwart był zamkiem pełnym
tajemnic. Wiedział to każdy uczeń, nauczyciel, duch, a także skrzat domowy,
przygotowujący posiłki w kuchni. Zawierał w sobie wiele ciekawych i wbrew
przekonaniom niektórych, wciąż nieodkrytych miejsc. Nie chodzi tu bynajmniej o
stare, zakurzone klasy, pozostające w zamknięciu od niemała paru setek lat, ani
nawet o korytarze znajdujące się gdzieś głęboko w lochach Hogwartu. Takie
miejsca posiadał każdy zamek na świecie, jednak znikających pomieszczeń, klas
pojawiających się tylko w określonym cyklu księżyca, czy komnat otwieranych
jedynie w języku wężów wszędzie znaleźć nie można.
Po tylu latach nauki,
Hermiona była niemalże w stu procentach przekonana, że poznała przynajmniej
większość tajemnic Hogwartu. Nie przypuszczała, że coś jeszcze mogłoby ją
zaskoczyć i to niemal w ostatni dzień! A jednak...
Była naprawdę zdziwiona
widząc, że Draco kieruje się wprost na wieżę astronomiczną. Uczniowie mieli tam
wstęp wzbroniony niemalże cały czas, nie licząc zajęć pod okiem profesor
Sinistry. Nie wszyscy oczywiście stosowali się do tego przepisowo, nie eliminowało
to jednak pytania czego tam szukał Draco i dlaczego prowadził ją tam późno w
nocy, dzień przed zakończeniem roku?
Wiadomo, miejsce było
cudowne do spędzenia czasu sam na sam, przy blasku gwiazd... instynktownie
czuła jednak, że chodzi o coś więcej.
W zamyśleniu potknęła się o
stopień, w ostatniej chwili podpierając na jego ramieniu. Nie skomentował tego,
jednak posłał jej pobłażliwy uśmiech. No tak, przecież to nie pierwszy raz, gdy
musi ratować się jego oparciem.
Pozostałe schody starała
się pokonywać z większą uwagą, a kiedy dotarli na zalany blaskiem księżyca
ogromny taras, westchnęła z ulgą.
Uniosła głowę do góry,
przez chwilę podziwiając piękno gwieździstego nieba, po czym obróciła się w
stronę Draco, zakładając ręce na piersi.
Z konsternacją zauważyła,
że jej się przygląda. Ten wzrok mógłby przewiercać na wylot i wcale by się nie
zdziwiła, gdyby czytał z niej jak z otwartej księgi.
Zaczerwieniła się
mimowolnie, a jej dłoń odruchowo zgarnęła włosy za ucho.
- Dowiem się wreszcie co tu
robimy?
Draco uśmiechnął się nieco
przebiegle, po czym przeniósł spojrzenie na niebo jakby właśnie tam znajdowała
się odpowiedź na jej pytanie.
- Chcę ci coś pokazać. -
odezwał się w końcu tajemniczym głosem.
Minął ją, ocierając się
lekko o ramię, po czym stanął przy ścianie znajdującej się za jej plecami.
Odwrócił się w jej stronę i zachęcająco wyciągnął rękę.
- Zamknij oczy – zalecił,
ledwo tłumiąc wpełzający na twarz uśmiech.
Hermiona dojrzała w jego
spojrzeniu dozę podekscytowania, co tylko wzmogło jej ciekawość. Nie widząc
powodu by się spierać, zamknęła oczy i czekała.
Draco spojrzał na nią z
czułością, a jego serce rosło ze szczęścia i ekscytacji. To, co chciał jej
pokazać, nie było niczym błahym i z pewnością zapadnie jej w pamięć na bardzo
długo. Będzie tak ze względu na widok... a także z innego powodu.
Uśmiechnął się pod nosem,
widząc jak uchyla jedną powiekę.
- Nie podglądaj!
Momentalnie zamknęła oczy,
a jej ręce znów zawiesiły się na piersi.
Pokręcił głową i stanął
przodem do ściany.
Z tego co pamiętał,
należało skupić się na pragnieniu samotności oraz wolności. Przez jakiś czas
szło mu naprawdę ciężko, nie potrafił od tak wywołać tych odczuć, jednak przy
czwartym podejściu udało się.
Z gołej jeszcze przed
chwilą ściany wyłoniły się stare, drewniane drzwi ze srebrną, mosiężną klamką,
pokrytą bliżej nieokreślonym wzorem. Otworzył je jednym ruchem ręki, a
następnie złapał Hermionę za ramię by wprowadzić do środka... choć lepszym
określeniem byłoby „na zewnątrz”. Naprawdę.
Stali dosłownie w powietrzu,
na wysokości około stu stóp. Wokół nich roztaczał się przecudny widok
ciągnący się ponad koronami drzew Zakazanego Lasu, za to pod nimi była
wszechobecna pustka. Błoni o tej porze nie było już widać zbyt dobrze, ale w
tym momencie wychodziło to nawet na dobre.
Objął ją opiekuńczym gestem
i położył brodę na jej ramieniu. Mówił głosem cichym, a zarazem kojącym niczym
tchnienie wiatru.
- Teraz otwórz powoli oczy
i rozejrzyj się dookoła... tylko nie panikuj.
Zobaczył jak marszczy brwi
na jego ostatnie słowa, jednak dzielnie otworzyła oczy. Rozejrzała się dookoła,
a zachwyt powoli wypływał na jej twarz, oświetlając intrygującym blaskiem.
Wiedział, że będzie
zadowolona. Kto by nie był?
Przez parę chwil napawała
się widokiem wokół, aż wreszcie spojrzała w dół. Pisnęła głośno, przylegając do
niego całym ciałem. Objął ją ciaśniej w talii.
- Mówiłem, żebyś nie
panikowała.
- Ale... ale jak? -
zająknęła się, ze strachem obracając się w jego stronę.
We wspomnieniach przywołał
własną reakcję, gdy trafił tu po raz pierwszy. O mało nie posikał się ze
strachu, a to naprawdę było coś.
- Dasz radę stanąć sama? -
odpowiedział pytaniem na pytanie. Hermiona zmarszczyła brwi, kilkakrotnie
przeskakując wzrokiem z podłoża na jego twarz i z powrotem. Po chwili pokręciła
głową w zaprzeczającym geście.
Westchnął, przewracając
oczami, jednak nie była w stanie tego dostrzec.
- Nie wiem dokładnie gdzie
jesteśmy, ani dlaczego jest tak, jak jest – powiedział, nie puszczając jej ani
na chwilę. Bądź co bądź, nie chciał by wpadła w niepotrzebną panikę.- Można tu
przyjść jedynie przez te drzwi – wskazał dłonią za siebie- na miotle
przeleciałabyś przez to miejsce i nawet byś się nie zorientowała, że coś tu
jest. - Wzruszył ramionami w nonszalanckim geście. - Sprawdzałem.
Hermiona pokręciła głową
drażniąc włosami jego twarz.
- Nie spadniemy?
Powtórzył jej gest.
- Nie. Podłoże ciągnie się
dosyć daleko. Również sprawdzałem. - dodał po chwili, a jego twarz znów ozdobił
uśmiech. Zrobił na niej wrażenie, co było niemałym powodem do dumy.
Ostrożnie odciągnął jedną
dłoń od jej talii, sięgnął po różdżkę i wyczarował duży, gruby koc.
Wziął ją na ręce i zaniósł
na niego, a sam przysiadł tuż obok.
Z uśmiechem obserwował jak
stara się dostosować do sytuacji oraz opanować strach. Wiedział, że da radę.
Była jedną z tych odważnych.
Po kilku minutach leżeli
przytuleni do siebie wpatrując się w gwiazdy.
- Zupełnie jak Alladyn na
swoim zaczarowanym dywanie – zaśmiała się nagle Hermiona, przypominając sobie
bajkę z dzieciństwa. Oderwała się od wygodnej piersi Dracona, by wychylić się
poza granice koca. Widok był naprawdę porażający.
Draco oczywiście ani trochę
nie zrozumiał o co jej chodzi, jednak postanowił nie pytać. Dowie się kiedy
indziej.
Kiedy położyła się znów,
przygarnął ją z powrotem do swojej piersi. Jego serce zaczęło bić w
nienaturalnie szybkim tempie.
- Jak odkryłeś to miejsce?
- zapytała po chwili, przerywając ciszę.
Podłożył wolną rękę pod
głowę i spojrzał w gwieździste niebo.
Na samo wspomnienie, na
jego twarz wypłynął krzywy uśmiech.
- Odkryłem je w szóstej
klasie. Miałem wtedy... - przerwał na moment, szukając odpowiednich słów. -
Różne załamania nerwowe.
- Chodzi ci o zadanie,
które dostałeś od Voldemorta?
Skrzywił się na jej
bezpośredniość, ale skinął głową.
- Chodziłem wtedy w różne
miejsca, w poszukiwaniu samotności. Pragnąłem jej. Jej, a także wolności. -
Znów zamilknął, starając się uporać z napływem bolesnych wspomnień. - Po
którymś... nieudanym razie, przyszedłem tu, na wieżę astronomiczną. Byłem naprawdę
załamany. Chciałem się uwolnić... i wtedy pokazały się te drzwi. - Wzruszył
ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Czemu nie zabrałeś mnie
tu wcześniej? - zapytała sennym głosem, po czym potężnie ziewnęła.
Nie odpowiedział od razu,
wsłuchując się w jej oddech. Miał powód i to bardzo konkretny. Czy wiedział od
początku, że chce zostawić to na właśnie tą okazję? Odpowiedź brzmi: tak. Od
kiedy zrozumiał, że ją kocha i udało mu się zdobyć jej miłość wiedział, że
pragnie rozegrać to właśnie w ten sposób.
Był pewien, że tego chce, a
jednak bał się. Jego serce biło coraz szybciej, a oddech stał się płytszy. Taka
głupota! A tak potrafiła nadszarpnąć spokój człowieka.
Nie wiedział jak długo
walczył sam ze sobą, aż wreszcie poczuł się na siłach.
Poruszył się niespokojnie
po raz ostatni i odetchnął dla dodania sobie odwagi.
- Hermiono?
- Mmm?
Ścisnął za kieszeń spodni,
upewniając się, że pożądany przedmiot jest wciąż na swoim miejscu.
- Chciałbym z tobą po...
- Jutro, Draco, dobrze? -
przerwała mu w połowie zdania, moszcząc się wygodniej na jego piersi. Miała
zamknięte oczy i spokojny oddech. Najwyraźniej ledwo utrzymywała się na
krawędzi snu i jawy.
Spojrzał na nią, a cała
determinacja oraz wiara we własne siły wyparowały z niego, jak powietrze z
pękniętego balona.
Przygarnął ją mocniej,
całując w czoło.
- Jasne.
Spojrzał w niebo po raz
ostatni, po czym także zamknął oczy, oddając się w ręce Morfeusza.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Ostatni dzień Hogwartu był
niezwykle słoneczny, ale jednocześnie dziwnie ponury.
Siódmoklasiści siedzieli
przy swoich stołach, obserwując się nawzajem. Cisza panująca w Wielkiej Sali
była jedną z tych, które każdy nauczyciel pragnie uzyskać na własnych
zajęciach.
Jedynie młodsze roczniki
wlewały się do sali ożywione, ciesząc się perspektywą wakacji, a także
możliwością powrotu między mury zamku już za dwa miesiące. Ostatni rocznik
niestety nie miał takiej możliwości.
McGonagall wstała ze
swojego miejsca i zastukała łyżeczką o kielich. Zrobiła to z czystego
przyzwyczajenia, w tym momencie zupełnie nikt nie potrzebował uciszenia –
wystarczyło, że podniosła się z miejsca.
Omiotła swoim surowym
spojrzeniem twarze wszystkich uczniów, a po chwili na jej usta wypłynął
uśmiech, znajdując odbicie także w oczach.
- Kolejny rok dobiegł końca
– zaczęła, rozkładając ręce niczym dobry gospodarz. - Były zarówno złe,
jak i te dobre chwile. Nauczyliśmy się wielu nowych rzeczy, zdobyliśmy rozmaite
doświadczenia. Myślę, że każdy wyniesie stąd coś, co zostanie w jego sercu oraz
pamięci na zawsze...
Mówiła długo i pięknie.
Starsi uczniowie słuchali z uwagą, raz po raz zwracając uwagę młodszym, żeby
nie przeszkadzali.
Hermiona miała łzy w
oczach, ale nie była jedyna. Ginevra raz po raz wycierała policzki, a Harry
dziwnie pochylał głowę. Słuchał? A może nie chciał by ktoś dojrzał rozczulenie
malujące się w jego zielonych oczach? Myślę, że nigdy się tego nie dowiemy.
- … pamiętajmy, by patrzeć
sercem, ale także używać rozumu. Życzę wam wszystkiego najlepszego w przyszłym
życiu, a także wielu sukcesów. Dziękuję za kolejny, cudowny rok!
Dyrektorka zakończyła
przemowę, skłoniła się i usiadła przy akompaniamencie głośnych oklasków.
Starsi uczniowie powstali,
niektórzy wiwatowali, chcąc w ten sposób wyrazić swoją wdzięczność.
Puchar domów i tym razem
zdobył Gryffindor, jednak nie wszyscy przywiązywali do tego specjalną wagę.
Kiedyś Hermiona oddałaby wszystko za tę nagrodę, jednak teraz nie miała dla
niej żadnego znaczenia. W przeciągu tego roku zdobyła o wiele więcej.
Obróciła się w stronę stołu
Ślizgonów, gdzie zauważyła śmiejącego się Dracona. Tak, to z pewnością był
cudowny rok, a dzisiejsze, ostatnie śniadanie było jego uwieńczeniem.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- A więc, przyszła pani
Zabini – odezwał się Blaise, przybierając postawę przywodzącą na myśl
średniowiecznego lokaja. - Czy ma pani ochotę wybrać się nad jezioro?
Zmierzali w stronę
lokomotywy, która po raz ostatni miała zabrać ich w podróż do Londynu. Mogli
wybrać inny środek transportu, jednak stwierdzili, że jest to jedna z rzeczy,
której z pewnością będzie im brakować. Jak mogli zrezygnować z ostatniej
szansy, by z niej skorzystać?
Ginny pokłoniła się,
przybierając na twarz wyniosły wyraz.
- Oczywiście. Jezioro jak
najbardziej odpowiada moim aktualnym preferencjom.
Hermiona parsknęła śmiechem
patrząc na tę szopkę, a Draco jak zwykle kręcił głową, wywracając oczami.
Ginny spojrzała w ich
stronę, a mimo przetańczonej całej nocy, a także... wielu innych przyjemnych
rzeczach, nie było po niej widać zmęczenia nawet w najmniejszym stopniu.
- Idziecie z nami?
Hermiona spojrzała na
Dracona, następnie na przyjaciółkę i z zakłopotaniem założyła włosy za ucho.
- Właściwie to miałam
zamiar odwiedzić rodziców... z Draconem.
Spojrzała na niego
nieśmiało i tak jak się spodziewała, ujrzała na jego twarzy bezgraniczne
zdumienie, które jednak zniknęło tak szybko jak się pojawiło.
Odetchnęła z ulgą, kiedy
podszedł do niej i objął ją opiekuńczo.
Ginevra spojrzała na nich
badawczo, ale wzruszyła ramionami.
- Jak chcecie. To do
zobaczenia wieczorem?
- Tak – Hermiona posłała
jej przepraszający uśmiech.
Ruda skinęła głową i
ruszyła w stronę Blaise'a.
*
Podróż minęła zadziwiająco
szybko. Niestety zawsze tak jest, gdy wracamy do domu – nie ważne gdzie byśmy
nie byli.
Hermiona siedziała przy
oknie i patrzyła w powoli przybliżający się peron. Wiedziała, że rodzice po nią
nie wyszli, zresztą sama im napisała, że nie muszą. Uprzedziła także, że będzie
z nią Draco. Nie odpisali, więc nie była pewna ich reakcji, wiedziała jednak,
że z pewnością jej nie wyrzucą. Zostali jej przydzieleni jako prawni
opiekunowie, więc musieli ją akceptować.
Minęło tak dużo czasu...
cały rok, a mimo krótkotrwałych przebłysków, jej rodzice wciąż nie potrafili
sobie jej przypomnieć.
Poczuła jak spoza
szczęścia, które otulało całe jej serce, próbuje przedostać się smutek. Kuł ją
w piesi niczym zimny, ostry sopelek lodu.
- Chcesz tu zostać? - głos
Dracona wyrwał ją z zamyślenia. Ze zdumieniem zauważyła, że lokomotywa stoi w
miejscu, a uczniowie już zaczęli wylewać się na peron, witając z rodzicami.
Z westchnieniem podniosła
się z miejsca i ruszyła do wyjścia. Za kufrem nawet nie popatrzyła,
przyzwyczaiła się już, że Draco wyręczał ją w takich czynnościach.
Poczekała na niego przed
wejściem, obdarzając wdzięcznym uśmiechem. Bądź co bądź, wcale nie musiał
tachać jej wielkiego, ciężkiego bagażu.
- Jak się dostaniemy do
ciebie? - zapytał, stawiając bagaż na peronie. Wygiął się do tyłu, żeby
rozciągnąć plecy i otarł pot z czoła.
Hermiona odwróciła się w
stronę zakamuflowanego przejścia, wskazując je palcem.
- Przejdziemy na peron
mugoli i teleportujemy się z jakiejś uliczki.
Draco spojrzał na nią jak
na wariatkę, a jego ręce splotły się na piersi.
- I niby mam się tachać z
tym przez pół miasta?
Spojrzała na niego najpierw
z niezrozumieniem, dopiero po chwili klepiąc się lekko w czoło.
- Poczekaj. - Wyciągnęła
różdżkę, zmniejszając bagaż jednym, prostym zaklęciem. Schyliła się po swój
kufer, teraz wielkości piłki tenisowej i wsadziła go do torebki. - Tak lepiej.
- Nie mogłaś zrobić tego
wcześniej? - W głosie Dracona dało się wyczuć rozdrażnienie pomieszane z
rozbawieniem. Patrzył na nią, kręcąc jednocześnie głową.
Hermiona wzruszyła
ramionami, po czym ruszyła w stronę przejścia kręcąc zalotnie biodrami.
- Idziesz czy nie?
Draco uniósł oczy do nieba,
jakby prosił samego Merlina o cierpliwość, po czym złapał za pomniejszony kufer
i z zadziornym uśmiechem podążył za swoją dziewczyną.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Od ostatniej wizyty
Hermiony, dom Grangerów nie zmienił się ani trochę. Na ganku dalej stały te
same kwiaty, w przedpokoju wciąż wisiały te same obrazy, a w kuchni po raz
kolejny parzyła się ulubiona kawa pani domu – Nescafe creme.
Obydwoje, zarówno Jean jak
i Stuart Grangerowie, raz po raz zerkali przez okno, czekając na ich przybraną
córkę. Przez ten rok zdążyli poczuć do niej niejakie przywiązanie, a także nie
do końca zrozumiałą odpowiedzialność za jej wybory, czy przyszłość.
Kiedy dostali wiadomość, że
pojawi się z jakimś chłopcem, początkowo nie wiedzieli jak zareagować.
Wcześniej nic nie mówiła, że z kimś się spotyka, a z listu, który im wysłała
wynikało, że to coś poważnego.
Jean, zalała dwie kawy, po
czym podała jeden kubek mężowi. Czuła rozchodzący się po jej ciele,
niezrozumiały stres.
- Idą. - Odezwał się
Stuart, odstawiając nienaruszoną kawę i ruszając o drzwi, by powitać gości już
od progu.
Kiedy otworzył drzwi zanim
zdążyli do nich podejść, na twarzy Hermiony mignęło zdziwienie.
- Witaj w domu Hermiono –
odezwał się pan domu, uśmiechając się lekko, ale jego spojrzenie skierowane
było na Dracona.
- Cześć ta... wujku – dokończyła,
krzywiąc się lekko. Wciąż nie mogła do tego przywyknąć. - To jest Draco, mój...
chłopak.
Nie wiedziała jakiego słowa
użyć. Narzeczonym z pewnością jeszcze nie był, o czym świadczył brak
pierścionka na palcu. Z kolei słowo „chłopak”... wyrażało według niej zbyt
mało. Ale co innego miała powiedzieć? „Ukochany” brzmiało przecież tak...
staroświecko.
Pan Granger skinął mu
głową, a następnie wymienili męski uścisk dłoni. Hermiona nie potrafiła się
powstrzymać i podeszła do ojca, przytulając do niego przelotnie.
Zdziwił się na ten gest, a
jednak poczuł ciepło wokół sercu. Coś mu to przypominało...
- Witajcie kochani! -
zawołała pani Granger, pojawiając się w progu kuchni. Miała na sobie stary,
znoszony fartuszek, ale mimo wszystko prezentowała się naprawdę dobrze.
- Cześć ciociu – tym razem
pamiętała, by się nie pomylić. Podeszła do niej i przytuliła się mocno. Kiedy
odsunęła się na krok, zauważyła wyraz dezorientacji na jej twarzy, a duże
ciemne oczy wpatrywały się w nią z zaciekawieniem. Hermiona spuściła głowę,
dłonią wskazując Dracona. - To jest Draco.
Jean uśmiechnęła się do
niego promiennie, jednak nie przywitali się w żaden inny sposób.
Pani domu rozłożyła ręce i
klasnęła nimi lekko.
- Obiad będzie dosłownie za
piętnaście minut. Poczekacie w salonie, czy pokażesz gościowi swój pokój,
Hermionko?
Hermiona spojrzała pytająco
na Dracona, a ten wzruszył ramionami, dając jej tym samym wolną rękę.
Przewróciła oczami. Czemu
zawsze ona musi decydować?
Złapała go za rękę i
pociągnęła w stronę schodów.
Domyślała się, że jej
niewielka sypialnia nie wywrze na nim żadnego pozytywnego wrażenia, jednak nie
wyglądał na zawiedzionego. Najwyraźniej jego serce ujęło wielkie łóżko
postawione na środku pokoju.
Rozejrzał się dookoła,
podchodząc do łóżka, z rękami założonymi za plecami niczym nauczyciel.
Po chwili odwrócił się w
jej stronę, a na jego usta wypłynął drapieżny uśmieszek.
Podszedł do niej,
przyciągając do siebie.
- To jak wykorzystamy ten
czas?
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Niestety, wbrew
oczekiwaniom Dracona, spędzili te kilka krótkich minut po prostu na rozmowie, a
także przeglądaniu starych albumów Hermiony. Oczywiście nie obyło się bez
walki. Hermiona za nic w świecie nie chciała pokazać mu własnych zdjęć z
dzieciństwa, jednak chyba nie będzie dla nikogo zdziwieniem, że w efekcie nie
miała wyjścia.
Zeszli na dół od razu, gdy
rozbrzmiał głos pani Granger.
Hermiona poczuła jak jej
serce wybija nienaturalny rytm, a ręce zaczynają lekko pocić się ze stresu. Nie
wiedziała czego tak się boi. Tego, że nie polubią Dracona? A może po prostu
bolała ją ta cała dziwna sytuacja z ich brakiem świadomości, że jest ich córką?
Stół w salonie był suto
zastawiony różnymi półmiskami, talerzami, sztućcami i szklankami. Jej rodzice
wyciągnęli najlepszą zastawę, domyśliła się więc, że podchodzą do tego
spotkania bardzo poważnie.
- A więc jak się
poznaliście? - zapytała Jean, kiedy usiedli do stołu. Draco właśnie sięgał po
półmisek z ziemniakami, ale powstrzymał się w połowie drogi, zerkając na
Hermionę.
Zerknęła na niego
przelotnie, po czym uśmiechnęła się jakby z rozmarzeniem.
- Właściwie znamy się od
pierwszego roku nauki w Hogwarcie.
Stuart pokiwał głową ze
zrozumieniem. Uniósł dłoń z widelcem, czekając aż przełknie swoją porcję.
- I pewnie od początku
byliście przyjaciółmi, czy tak?
Znów spojrzeli na siebie,
jednak z większą dozą skrępowania. Co mieli powiedzieć? Że właściwie to
nienawidzili się przez większość znajomości i najchętniej by się pozabijali?
Nie, to z pewnością nie była informacja, którą wytacza się na pierwszym
spotkaniu z rodzicami.
- Właściwie to...
- Draco, podasz mi sałatkę?
- przerwała mu Hermiona, ratując tym samym z opresji.
Podziękował jej
spojrzeniem, a temat jakoś zanikł.
Po zjedzonym obiedzie
przenieśli się na kanapę, popijając stare, czerwone wino i rozmawiając na coraz
to luźniejsze tematy.
- Kiedyś, jak byliśmy w
Egipcie, kilku mieszkańców chciało kupić moją żonę za trzy wielbłądy! -
opowiadał z niedowierzaniem Stuart. Wszyscy śmiali się z
coraz to nowych opowieści. - Wyobrażacie sobie? Za trzy wielbłądy!
Hermiona na wspomnienie tego wyjazdu, wybuchła
głośnym śmiechem.
- Pamiętam te wakacje! To właśnie wtedy tata
nauczył mnie nurkować...- Obróciła się w stronę Dracona, żeby zrelacjonować co
się działo, jednak umilkła w jednej sekundzie. Kiedy dotarło do niej co właśnie
powiedziała, na jej obliczu ukazało się przerażenie.
Przecież oni nie pamiętali, że była z nimi mała,
zaledwie siedmioletnia dziewczynka! Byli przekonani, że spędzili te wakacje
całkowicie sami...
Spojrzała na nich z przerażeniem w oczach i ze
zdziwieniem stwierdziła, że wpatrują się w nią z bliżej nieokreślonym wyrazem
twarzy. Draco złapał ją za dłoń i dopiero wtedy zauważyła, że lekko drży.
To było trochę za dużo informacji... a jeśli
zarzucą jej, że kłamie? Jak stwierdzą, że nie chcą jej więcej widzieć, po czym
wyrzucą za drzwi jak największą oszustkę?
Może i wierzyli w czary, jednak coś takiego...
to już z pewnością nie podchodziło pod ich obszar rozumienia.
Trwali w takim stanie przez dobrych kilka minut,
a Hermiona straciła nadzieję na to, że reakcja będzie pozytywna. Poczuła jak
jej policzki barwią się na czerwono i już odwracała się do Dracona by
powiedzieć, że koniec odwiedzin, gdy odezwał się Stuart.
- Zapytałaś mnie wtedy czy to prawda, że na
dnie, w tych ślicznych kolorowych kwiatach żyją jakieś podwodne wróżki... -
jego głos był niepewny i pełen zamyślenia.
Hermiona momentalnie
poderwała głowę do góry, patrząc na ojca z niedowierzaniem, a także rodzącą się
nadzieją.
- A kiedy wróciliście
chciałaś dostać na własność złotą rybkę... - dopowiedziała Jean, po czym
wymienili się z mężem spojrzeniami pełnymi niezrozumienia.
Hermiona poczuła jak łzy
zbierają się w kącikach jej oczu, a mimo to roześmiała się radośnie.
- Nazwałam ją Arnold i
trzymałam dokładnie tydzień dopóki nie zdechła z głodu.
Czuła, że Draco wciąż
trzyma ją za dłoń, jednak w tym momencie nie zwracała uwagi na jego obecność.
Jej uwagę całkowicie pochłaniały twarze rodziców, którzy wpatrywali się w nią
ze zmarszczonymi czołami, a po chwili ich usta wygiął lekki uśmiech.
Spojrzeli jeszcze raz na
siebie, jakby upewniając się, że to wszystko dzieje się naprawdę, a Jean
skinęła ledwo dostrzegalnie głową.
Wstała z miejsca, podchodząc
do Hermiony. Złapała jej twarz w dłonie, ocierając łzy ich wierzchem.
- Hermionka...
Nie wytrzymała. Wyrwała
dłoń z uścisku Dracona i rzuciła się matce na szyję. Stały tak dłuższą chwilę,
na przemian płacząc i śmiejąc się wniebogłosy. Stuart podszedł do nich bez
żadnego wahania, obejmując silnymi ramionami.
Przypomnieli sobie!
Naprawdę sobie przypomnieli!
Hermiona nie potrafiła
uwierzyć we własne szczęście. Już straciła nadzieję, że kiedykolwiek uda jej
się odzyskać rodziców na stałe... a jednak!
Roześmiała się w głos,
nawet nie próbując tamować łez. Płakała, bo była szczęśliwa. Po raz pierwszy od
roku przytulała się do matki czując tę niebotyczną miłość, oddanie i troskę.
Wreszcie było to szczere, a nie wymuszone przez świadomość rzekomej adopcji...
Poza ramieniem spojrzała na
Dracona, który przyglądał się im z lekkim uśmiechem. Dojrzała w jego oczach
błysk smutku, ale mimo to z całej jej postaci emanowało szczęście.
Tak, była szczęśliwa. W tym
dniu miała dosłownie wszystko, czego kiedykolwiek mogła zapragnąć.
Posłała mu buziaka ustami,
po czym na nowo wtuliła się w ramiona odzyskanych rodziców.
Mimo że cały rozdział pozytywny i to jak najbardziej, wydaje mi się nieco smutny. Może to przez Draco, który chciał coś powiedzieć Hermionie, a ona już zasypiała.. I przez końcówkę. Miałam łzy w oczach kiedy czytałam jak rodzice Hermiony przypomnieli sobie wszystko. :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Draco chce się oświadczyć Hermionie... Jestem ciekawa czemu na końcu wydawał się taki smutny, a jednocześnie szczęśliwy. Biedak się boi oświadczyć? :D
Zakończenie roku jest opisane pięknie, ale... co dalej?
Jestem strasznie ciekawa co wymyśliłaś, a pamiętaj, że nie zaakceptuję smutnego końca! Musiałam to napisać C:
Jeju, jak to możliwe, że to już koniec? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.
Reasumując, rozdział jest cudowny, bardzo mi się spodobał.
Czekam z ogromną niecierpliwością na kolejny (:
Pozdrawiam, M.
Super rozdział. :)
OdpowiedzUsuńJestem nim oczarowana i naprawdę nie wiem, co mam jeszcze dodać. Po prostu jest świetny, i tyle.
Pozdrawiam!
Genialny rozdział :) nie wierzę, że rodzice ją sobie przypomnieli :) ogólnie tak słodko i sielankowo, czyli dla mnie najlepszy scenariusz :) nie umiem się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mimo wszystko czuje pustke po tym rozdziale...
OdpowiedzUsuńDraco chciał się jej oświadczyć, a ona kurczaki go zbyła! Gr..
Pociesza mnie jedynie wiadomość, że rodzice sb przypomnieli o Mionie :)
Treść jak zwykle wspaniała.
Pozdrawiam
Lacarnum Inflamare
cudowny <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest boski. Bardzo podobał mi się pomysł z tym miejscem na Wieży Astronomicznej, szkoda tylko, że Hermiona nie dała mu dojść do słowa, ale wierzę, że jeszcze się nasz Draco wykaże :) Końcówka również bezbłędna: Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńDraco chciał się jej oświadczyć, i oświadczy mam nadzieję niedługo Rozdział bardzo pozytywny, bo Herm odzyskała rodziców :D Fajny rozdział, życzę weny i czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńWspaniały! Cieszę się że Hermiona znów ma przy sobie rodziców :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Draco się oświadczy :)
Pozdrawiam i weny życzę :)
Piękny <3
OdpowiedzUsuńHa, a ja już w połowie rozdziału, gdy wracali do domu, wiedziałam!, po prostu wiedziałam, że oni odzyskają pamięć :D Ach, ten instynkt czytelniczki :)
Strasznie pozytywny rozdział, ale mam nadzieję, że Draco w końcu odważy się i zapyta sie jej o... to XD
Cudownie, sielankowo i uroczo! C:
Pozdrawiam,
Fioletoowa
Bardzo fajny rozdział ale przyznam że tymi testralami mnie lekko przestraszyłaś przez cały rozdział miałam obawy że coś złego się może zdarzyć ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca uf.. Czekam na następny. Karola
OdpowiedzUsuńUlalala cudownie i pięknie, jedyne co chce powiedzieć to WIĘCEJ!!!!
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńCiekawe co Draco chciał powiedzieć Hermionie.
Cudownie opisałaś zakończenie roku.
Zastanawia mnie dlaczego Draco był smutny.
Cieszę sie, że rodzice Miony odzyskali pamięć.
Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Cudo!!! A miałam nadzieję, że się jej zapyta. Dobrze, iż jej rodzice odzyskali pamięć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
+ Zapraszam na czy-to-jest-milosc.blogspot.com
Chyba, że wolisz Dramione z Hermioną Riddle to zapraszam tu
hermionariddle-dracomalfoy.blogspot.com
Rany to jest fantastyczne! Poprostu cały rozdział chwyta za serce i to bardzo mocno. Nawet nie wiem co powiedzieć. Poprostu niesamowity rozdział!
OdpowiedzUsuńBardzo piękny, wzruszający i przejmujący rozdział, pełen melancholii i świadomości, że wszystko przemija. Mimo mnóstwa FanFicków, które przeczytałam w kanonie HP, nigdy nie spotkałam się jeszcze, żeby ktoś tak wspaniale opisał opuszczenie Hogwartu, naprawdę chwytało za serce ;) Bardzo lubię też, kiedy autorzy wymyślają własne sekrety w Hogwarcie, Twój także bardzo mi się podoba, niesamowicie magiczny ;) Kiedy zobaczyłam Harry'ego z Luną w filmie Zakon Feniksa, od razu wiedziałam, że bardzo do siebie pasują, wbrew pozorom i cieszę się, że zestawiłaś ich w parringu ;)
OdpowiedzUsuńZawsze zastanawiałam się, czy Hermiona po wydarzeniach z 7 części przywróciła rodzicom pamięć i czy wgl to zrobiła, czy przeżyli, itp. Świetnie wykorzystałaś ten wątek, rozwinęłaś i opisałaś ;)
Stylistycznie też było świetnie ;)
pozdrawiam
Court.
www.hgwk.blogspot.com
Trafiłam na twój blog wczoraj :) przeczytałam go caaalego! Jest świetny. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńPiękne, piękne, piękne
OdpowiedzUsuńOch, jaka ja jestem elokwentna... No cóż, postaram się to przeżyć. Z niecierpliwością oczekuję na następny rozdział. Pa!
Przez jakiś czas nie mogłam trafić na dobry blog. Przeglądałam ich bardzo dużo. Twoje Opowiadanie jest Perełką. Znalazłam je wczoraj i wczoraj przeczytałam. Potrafisz pisać tak że czytelnicy przeżywają te same emocje co bohaterzy. Brawo, Czekam na więcej. Mam nadzieje że po skończeniu tego bloga zaczniesz coś nowego:)
OdpowiedzUsuńNadie
Jejku przepraszam że tak późno ale ten miesiąc i poprzedni były dla mnie prawdziwą lataniną, ale całe szczęście teraz mam chwilkę żeby nadrobić komentowanie gdyż czytać starałam się na bieżąco. Cóż gdy czytałam to ostatnio popłynęły mi łzy nad końcówką. To było po prostu takie magiczne, rodzice przypomnieli sobie o istnieniu córki. nie dało się przeczytać tego choćby bez uronienia jednej łzy. Całokształt rozdziału mnie powalił. czytało się lekko i zapamiętywało najważniejsze momenty które najbardziej ścisnęły serce. Strasznie mi się podoba ten rozdział jest po prostu genialny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Charlotte
Mam aż tyle zaległości?? Jeszcze raz najmocniej przepraszam, to przez te cholerne egzaminy... Wiem, że to może mnie nie usprawiedliwiać, ale... jeszcze raz przepraszam.
OdpowiedzUsuńNa sam koniec popłakałam się. Cieszę się, że rodzice sobie o niej przypomnieli :) Ogólnie czytało się lekko i przyjemnie, ale to jest u Ciebie normą.
Pozdrawiam magicznie
~hope~
To jest takie świetne. Uwielbiam . Ten moment z rodzicami wspaniały !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki