25 marca 2014

ROZDZIAŁ XXXVI

 

ROZDZIAŁ XXXVI

 

Nie myśl o szczęściu.

Nie przyj­dzie - nie zro­bi za­wodu;

Przyj­dzie - zro­bi niespodziankę. 

Bolesław Prus

 

Świeżo upieczeni państwo Potter zostali przywitani w murach Hogwartu niemałymi brawami. Niemal wszyscy zapomnieli o swoich uprzedzeniach i postanowili cieszyć się razem z nimi. Wiwatowali, bili brawo, a fakt, że McGonagall zorganizowała specjalną ucztę na cześć Potterów dzień przed całkowitym zakończeniem roku, tylko wzmocnił ich zachwyt. Jedynie większość Ślizgonów patrzyła na to wszystko z pogardą w oczach. Na palcach jednej ręki można było zliczyć mieszkańców domu węża, którzy potrafili szczerze powiedzieć, że cieszą się szczęściem Pottera i Lovegood, i że przy najbliższej okazji nie mają zamiaru wbić któremuś z nich różdżki w plecy.

Hermiona patrzyła na to wszystko z euforią. Cieszyła się zupełnie jakby chodziło o nią samą. Po tym wszystkim co przeszli wspólnie z Harrym, traktowała go jak brata. Był jej drugą połówką, jednak nie w romantycznym tego słowa znaczeniu. Kochała go miłością szczerą, ale całkowicie braterską. Zrobiłaby dla niego wszystko i była pewna, że on odwdzięczyłby się tym samym.

Po uczcie- niespodziance na cześć Potterów, państwo młodzi poszli do dormitorium, a pozostała czwórka postanowiła wybrać się na spacer bo błoniach. W ich sercach powoli zaczęła rodzić się tęsknota za tym miejscem, mimo że umysł wciąż jeszcze nie dopuszczał do siebie myśli, że to już koniec. Koniec cudownej przygody... koniec dzieciństwa.

- Nie mogę uwierzyć, że to już koniec – westchnęła Ginny, wypowiadając na głos myśli wszystkich zgromadzonych.

Zawędrowali pod drzewo położone jak najbliżej jeziora i usiedli na gorącej ziemi. Co prawda słońce powoli zaczynało chować się nad szczytami drzew, jednak cały dzień spiekoty zostawił po sobie ślad.

- Ja też nie.

Hermiona usiadła tuż obok niej, obserwując jak Draco z Blaisem idą w stronę brzegu, by podrażnić rozłożoną leniwie Wielką Kałamarnicę.

Przez dłuższy moment zapanowała między nimi całkowita cisza. Każda siedziała zatopiona we własnych, tylko sobie znanych myślach, a ciepły wietrzyk lekko muskał ich odsłonięte ramiona i unosił włosy. Z tym miejscem wiązało się tak wiele wspomnień. Wiele wydarzeń, emocji, pragnień... a teraz koniec. Tak po prostu.

- Wyobrażasz sobie, że już więcej tu nie wrócimy? - wyszeptała Ginny, przerywając ciążącą powoli ciszę. Wpatrywała się w górujący nad nimi zamek z czymś na wzór nostalgii i wszechogarniającego uczucia.

Hermiona spojrzała na nią ze zrozumieniem, ale jedynie wygięła usta w uśmiechu. Wolała się nie odzywać. W tym momencie ani trochę nie ufała swojemu głosowi.

- Co to za grobowa atmosfera? Ktoś umarł czy co? - zapytał Blaise, podbiegając do Ginny i unosząc ją w górę, jakby ważyła nie więcej niż garść piór.

Hermiona pokręciła głową, a kiedy poczuła ramiona oplatające ją w talii, uśmiechnęła się z lubością.

- Oni chyba nigdy nie dorosną – skomentował Draco, patrząc z rozbawieniem na chichoczących przyjaciół.

- Myślę, że to dobrze. Każdy związek potrzebuje choć odrobiny zabawy – odpowiedziała, wzruszając  lekko ramionami. Złapała jego ręce i przytuliła mocniej do siebie.

Odgarnął jej włosy z karku, przejeżdżając ustami po nagiej skórze. Poczuła jak przechodzi ją dreszcz rozkoszy.

- Uważasz, że brakuje nam szaleństwa? - wyszeptał jej do ucha, jeszcze bardziej drażniąc wrażliwe zmysły.

Zachichotała jak nastolatka, odwracając się do niego zaskoczona. Zamarł, gdy nagle jej usta znalazły się na jego, ale trwało to zaledwie sekundę.

Spojrzała mu w oczy, przekrzywiając głowę na bok.

- Uważam, że jesteśmy idealni. - Szept za szept. Gdyby nie fakt, że ich przyjaciele sprzeczali się i gonili tuż obok, pewnie całkowicie pochłonęłaby ich romantyczna atmosfera.

Te krótkie, piękne momenty sam na sam- chyba nigdy im się nie znudzą.

- Patrzcie! - usłyszeli nagle krzyk Ginny i jak na komendę obrócili się w jej stronę. Stali z Blaisem nieopodal, a dłoń Rudej wyciągnięta była w stronę nieba.

Podnieśli się do pozycji stojącej, zastanawiając jak mogli przegapić moment, w którym całkowicie się ściemniło. Hermiona podążyła wzrokiem za dłonią przyjaciółki, początkowo widząc jedynie ciemny granat nieba. Dopiero po dłuższej chwili zauważyła, że ponad koronami drzew raz po raz pojawiała się jakaś postać. Testrale. Z tego co zdążyła zauważyć, musiały być bardzo młode, dopiero uczyły się latać.

Widok tego zwierzęcia nie oznaczał w świecie magicznym niczego dobrego. Był zwiastunem nieszczęścia, a w wielu czarodziejach wywoływał po prostu przerażenie. Ale czemu się dziwić? Te wychudzone szkielety, pokryte naciągniętą skórą i z wyłupiastymi oczami, można było zobaczyć jedynie, gdy widziało się czyjąś śmierć. A śmierć nigdy nie była niczym dobrym.

Mimo tego, Hermiona wpatrywała się w młode Testrale z niemym zachwytem. Osobiście zdążyła poznać nieco naturę tych dziwnych stworzeń i bardzo dobrze wiedziała, że wcale nie są niebezpieczne. Miały za to świetny zmysł nawigacji – o czym zresztą mogli przekonać się w drodze do Francji.

- Wracajmy – powiedział Draco, przerywając tę dziwną, po raz kolejny nostalgiczną chwilę.

Oderwali spojrzenia, przerzucając je na zamek. Chłód wieczoru powoli zaczynał dawać się we znaki, więc bez większych protestów ruszyli w stronę wrót. Z bólem serca uświadomili sobie w pełni, że przed nimi ostatnia noc spędzona w Hogwarcie.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

- Draco, co ty robisz? - zapytała Hermiona, obserwując jak jej chłopak mija obraz z ogromnym nundu i idzie dalej, w stronę schodów.

Skonsternowana stanęła w miejscu, nie wiedząc czy iść za nim, czy wejść do dormitorium z nadzieją, że się opamięta i zrobi to samo. Żałowała, że pozwolili przyjaciołom się wyprzedzić. Została bez żadnego wsparcia w tej sytuacji. Świetnie.

Założyła ręce na piersi i zmrużyła oczy, najwyraźniej nie mając najmniejszego zamiaru iść za nim.

- Zobaczysz – odpowiedział wreszcie zauważając, że jego dziewczyna została w tyle.

Przyjął dokładnie taką samą pozycję i posłał jej zalotne spojrzenie spod przymrużonych oczu.

- Nie. - pokręciła gwałtownie głową, jakby chciała przekonać nie tylko jego, ale także samą siebie. - Jest późno, jutro zakończenie. Jestem zmęczona, poza tym jeszcze nas...

- Co? Złapią? - prychnął w swój stary, ironiczny sposób. Po chwili jednak się zreflektował i wrócił parę kroków w jej stronę. - Daj spokój. Jutro jest zakończenie roku. Nasze ostatnie chwile w Hogwarcie... naprawdę chcesz spędzić je na spaniu? - zamilkł na moment, dając jej możliwość wypowiedzi, jednak nie skorzystała, więc dodał, jakby nigdy nie przerywał: - W dodatku w dormitorium, w którym siedzieliśmy cały rok?

Spojrzała na niego ze zdziwieniem, jednak dojrzał w jej twarzy także, pewną dozę wahania. Dobrze.

- No... taki właśnie miałam plan.

- W takim razie uległ zmianie. - wzruszył ramionami, ucinając jednocześnie dyskusję. Spojrzał na nią  wymownie, a gdy nadal się nie ruszała, podszedł tak, by stanąć z nią twarzą w twarz.

Ich spojrzenia spotkały się, a dłoń lekko pogładziła policzek. Jego głos zamienił się w cichy szept.

- Jutro wyjeżdżamy. A jesteś pewna, że wiesz o tym miejscu wszystko? Odkryłaś każdy możliwy zakątek? - jego słodki oddech muskał jej wargi sprawiając, że coraz trudniej było jej skupić się na tym co mówił.

Nawet nie zauważyła kiedy zamilkł. Jej spojrzenie dłuższy czas skupione było na jego ustach, jednak zmusiła się by spojrzeć mu w oczy.

- To jak? - zapytał, wyciągając rękę, by złapała za jego dłoń.

- Prowadź.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

- No gdzie oni są?!

Ginny od dziesięciu minut chodziła po dormitorium prefektów, piekląc się na ich nieobecność. Dziś miała odbyć się pożegnalna impreza dla siódmoklasistów. Zostało im dokładnie pół godziny, a Hermiony dalej nie było widać! Nie mogła uwierzyć, że tak długo wracali ze szkolnych Błoni. Przecież nie zdąży się przygotować... Taka impreza!

- Na korytarzu ich nie ma – powiedział Blaise, uchylając przejście za obrazem z nundu. - Myślę, że zapomnieli.

Ginny wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, mający wyrażać frustrację, po czym opadła bez sił na kanapę. Ukryła twarz w dłoniach.

Blaise westchnął przeciągle i usiadł obok niej. Kochał ją całym sercem, ale czasem nie rozumiał tej jej obsesji na punkcie imprez, ubioru, a przede wszystkim obecności Hermiony w tym wszystkim. Przecież już zmieniła ją nie do poznania. Granger otworzyła się, zaczęła inaczej patrzeć na świat i otaczających ją ludzi.

Otoczył ją ramieniem, całując lekko we włosy.

- Daj spokój Wiewiórko. Chodźmy na tą imprezę sami. Chyba możemy, co nie?

- A co z Mioną i Malfoyem? - zapytała, wciąż nie odsłaniając twarzy.

Ledwie powstrzymał kolejne westchnięcie- właśnie o to mu chodziło. Złapał za jej dłonie, zmuszając tym samym by uwolniła twarz i spojrzała mu w oczy.

- Poradzą sobie. - widząc brak zrozumienia na jej twarzy, pokręcił głową. - Ginny, przecież nie jesteśmy do nich przywiązani. Rozumiem, że się przyjaźnimy, ale każde z nas ma własne życie. I oni, i my.

Zamyśliła się nad jego słowami, przygryzając lekko dolną wargę.

Musiała przyznać, że miał rację. Po incydencie z Torkinsem wiedziała, że ma skłonności obsesyjne i widocznie skłaniało się to do wielu aspektów, nie tylko związanych z nienawiścią.

Spojrzała w ukochane oczy Blaise'a, a w głowie zaświtało pytanie: „czego ja właściwie szukam?”.

No właśnie, czego? Przecież ma ukochanego faceta, ma wszystko czego może zapragnąć! Nieobecność przyjaciółki na imprezie nie sprawi, że straci ją na zawsze. Widzą się codziennie, zamieszkają niemalże razem. Musi wreszcie wyluzować!

Uśmiechnęła się promiennie, co Blaise przyjął z niemałą ulgą. Nachyliła się, by złożyć na jego ustach miękki pocałunek.

- Daj mi dwadzieścia minut! - zawołała, znikając za drzwiami łazienki.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

Hogwart był zamkiem pełnym tajemnic. Wiedział to każdy uczeń, nauczyciel, duch, a także skrzat domowy, przygotowujący posiłki w kuchni. Zawierał w sobie wiele ciekawych i wbrew przekonaniom niektórych, wciąż nieodkrytych miejsc. Nie chodzi tu bynajmniej o stare, zakurzone klasy, pozostające w zamknięciu od niemała paru setek lat, ani nawet o korytarze znajdujące się gdzieś głęboko w lochach Hogwartu. Takie miejsca posiadał każdy zamek na świecie, jednak znikających pomieszczeń, klas pojawiających się tylko w określonym cyklu księżyca, czy komnat otwieranych jedynie w języku wężów wszędzie znaleźć nie można.

Po tylu latach nauki, Hermiona była niemalże w stu procentach przekonana, że poznała przynajmniej większość tajemnic Hogwartu. Nie przypuszczała, że coś jeszcze mogłoby ją zaskoczyć i to niemal w ostatni dzień! A jednak...

Była naprawdę zdziwiona widząc, że Draco kieruje się wprost na wieżę astronomiczną. Uczniowie mieli tam wstęp wzbroniony niemalże cały czas, nie licząc zajęć pod okiem profesor Sinistry. Nie wszyscy oczywiście stosowali się do tego przepisowo, nie eliminowało to jednak pytania czego tam szukał Draco i dlaczego prowadził ją tam późno w nocy, dzień przed zakończeniem roku?

Wiadomo, miejsce było cudowne do spędzenia czasu sam na sam, przy blasku gwiazd... instynktownie czuła jednak, że chodzi o coś więcej.

W zamyśleniu potknęła się o stopień, w ostatniej chwili podpierając na jego ramieniu. Nie skomentował tego, jednak posłał jej pobłażliwy uśmiech. No tak, przecież to nie pierwszy raz, gdy musi ratować się jego oparciem.

Pozostałe schody starała się pokonywać z większą uwagą, a kiedy dotarli na zalany blaskiem księżyca ogromny taras, westchnęła z ulgą.

Uniosła głowę do góry, przez chwilę podziwiając piękno gwieździstego nieba, po czym obróciła się w stronę Draco, zakładając ręce na piersi.

Z konsternacją zauważyła, że jej się przygląda. Ten wzrok mógłby przewiercać na wylot i wcale by się nie zdziwiła, gdyby czytał z niej jak z otwartej księgi.

Zaczerwieniła się mimowolnie, a jej dłoń odruchowo zgarnęła włosy za ucho.

- Dowiem się wreszcie co tu robimy?

Draco uśmiechnął się nieco przebiegle, po czym przeniósł spojrzenie na niebo jakby właśnie tam znajdowała się odpowiedź na jej pytanie.

- Chcę ci coś pokazać. - odezwał się w końcu tajemniczym głosem.

Minął ją, ocierając się lekko o ramię, po czym stanął przy ścianie znajdującej się za jej plecami. Odwrócił się w jej stronę i zachęcająco wyciągnął rękę.

- Zamknij oczy – zalecił, ledwo tłumiąc wpełzający na twarz uśmiech.

Hermiona dojrzała w jego spojrzeniu dozę podekscytowania, co tylko wzmogło jej ciekawość. Nie widząc powodu by się spierać, zamknęła oczy i czekała.

 

Draco spojrzał na nią z czułością, a jego serce rosło ze szczęścia i ekscytacji. To, co chciał jej pokazać, nie było niczym błahym i z pewnością zapadnie jej w pamięć na bardzo długo. Będzie tak ze względu na widok... a także z innego powodu.

Uśmiechnął się pod nosem, widząc jak uchyla jedną powiekę.

- Nie podglądaj!

Momentalnie zamknęła oczy, a jej ręce znów zawiesiły się na piersi.

Pokręcił głową i stanął przodem do ściany.

Z tego co pamiętał, należało skupić się na pragnieniu samotności oraz wolności. Przez jakiś czas szło mu naprawdę ciężko, nie potrafił od tak wywołać tych odczuć, jednak przy czwartym podejściu udało się.

Z gołej jeszcze przed chwilą ściany wyłoniły się stare, drewniane drzwi ze srebrną, mosiężną klamką, pokrytą bliżej nieokreślonym wzorem. Otworzył je jednym ruchem ręki, a następnie złapał Hermionę za ramię by wprowadzić do środka... choć lepszym określeniem byłoby „na zewnątrz”. Naprawdę.

Stali dosłownie w powietrzu, na wysokości około stu stóp. Wokół nich roztaczał się przecudny widok  ciągnący się ponad koronami drzew Zakazanego Lasu, za to pod nimi była wszechobecna pustka. Błoni o tej porze nie było już widać zbyt dobrze, ale w tym momencie wychodziło to nawet na dobre.

Objął ją opiekuńczym gestem i położył brodę na jej ramieniu. Mówił głosem cichym, a zarazem kojącym niczym tchnienie wiatru.

- Teraz otwórz powoli oczy i rozejrzyj się dookoła... tylko nie panikuj.

Zobaczył jak marszczy brwi na jego ostatnie słowa, jednak dzielnie otworzyła oczy. Rozejrzała się dookoła, a zachwyt powoli wypływał na jej twarz, oświetlając intrygującym blaskiem.

Wiedział, że będzie zadowolona. Kto by nie był?

Przez parę chwil napawała się widokiem wokół, aż wreszcie spojrzała w dół. Pisnęła głośno, przylegając do niego całym ciałem. Objął ją ciaśniej w talii.

- Mówiłem, żebyś nie panikowała.

- Ale... ale jak? - zająknęła się, ze strachem obracając się w jego stronę.

We wspomnieniach przywołał własną reakcję, gdy trafił tu po raz pierwszy. O mało nie posikał się ze strachu, a to naprawdę było coś.

- Dasz radę stanąć sama? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Hermiona zmarszczyła brwi, kilkakrotnie przeskakując wzrokiem z podłoża na jego twarz i z powrotem. Po chwili pokręciła głową w zaprzeczającym geście.

Westchnął, przewracając oczami, jednak nie była w stanie tego dostrzec.

- Nie wiem dokładnie gdzie jesteśmy, ani dlaczego jest tak, jak jest – powiedział, nie puszczając jej ani na chwilę. Bądź co bądź, nie chciał by wpadła w niepotrzebną panikę.- Można tu przyjść jedynie przez te drzwi – wskazał dłonią za siebie- na miotle przeleciałabyś przez to miejsce i nawet byś się nie zorientowała, że coś tu jest. - Wzruszył ramionami w nonszalanckim geście. - Sprawdzałem.

Hermiona pokręciła głową drażniąc włosami jego twarz.

- Nie spadniemy?

Powtórzył jej gest.

- Nie. Podłoże ciągnie się dosyć daleko. Również sprawdzałem. - dodał po chwili, a jego twarz znów ozdobił uśmiech. Zrobił na niej wrażenie, co było niemałym powodem do dumy.

Ostrożnie odciągnął jedną dłoń od jej talii, sięgnął po różdżkę i wyczarował duży, gruby koc.

Wziął ją na ręce i zaniósł na niego, a sam przysiadł tuż obok.

Z uśmiechem obserwował jak stara się dostosować do sytuacji oraz opanować strach. Wiedział, że da radę. Była jedną z tych odważnych.

Po kilku minutach leżeli przytuleni do siebie wpatrując się w gwiazdy.

- Zupełnie jak Alladyn na swoim zaczarowanym dywanie – zaśmiała się nagle Hermiona, przypominając sobie bajkę z dzieciństwa. Oderwała się od wygodnej piersi Dracona, by wychylić się poza granice koca. Widok był naprawdę porażający.

Draco oczywiście ani trochę nie zrozumiał o co jej chodzi, jednak postanowił nie pytać. Dowie się kiedy indziej.

Kiedy położyła się znów, przygarnął ją z powrotem do swojej piersi. Jego serce zaczęło bić w nienaturalnie szybkim tempie.

- Jak odkryłeś to miejsce? - zapytała po chwili, przerywając ciszę.

Podłożył wolną rękę pod głowę i spojrzał w gwieździste niebo.

Na samo wspomnienie, na jego twarz wypłynął krzywy uśmiech.

- Odkryłem je w szóstej klasie. Miałem wtedy... - przerwał na moment, szukając odpowiednich słów. - Różne załamania nerwowe.

- Chodzi ci o zadanie, które dostałeś od Voldemorta?

Skrzywił się na jej bezpośredniość, ale skinął głową.

- Chodziłem wtedy w różne miejsca, w poszukiwaniu samotności. Pragnąłem jej. Jej, a także wolności. - Znów zamilknął, starając się uporać z napływem bolesnych wspomnień. - Po którymś... nieudanym razie, przyszedłem tu, na wieżę astronomiczną. Byłem naprawdę załamany. Chciałem się uwolnić... i wtedy pokazały się te drzwi. - Wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

- Czemu nie zabrałeś mnie tu wcześniej? - zapytała sennym głosem, po czym potężnie ziewnęła.

Nie odpowiedział od razu, wsłuchując się w jej oddech. Miał powód i to bardzo konkretny. Czy wiedział od początku, że chce zostawić to na właśnie tą okazję? Odpowiedź brzmi: tak. Od kiedy zrozumiał, że ją kocha i udało mu się zdobyć jej miłość wiedział, że pragnie rozegrać to właśnie w ten sposób.

Był pewien, że tego chce, a jednak bał się. Jego serce biło coraz szybciej, a oddech stał się płytszy. Taka głupota! A tak potrafiła nadszarpnąć spokój człowieka.

Nie wiedział jak długo walczył sam ze sobą, aż wreszcie poczuł się na siłach.

Poruszył się niespokojnie po raz ostatni i odetchnął dla dodania sobie odwagi.

- Hermiono?

- Mmm?

Ścisnął za kieszeń spodni, upewniając się, że pożądany przedmiot jest wciąż na swoim miejscu.

- Chciałbym z tobą po...

- Jutro, Draco, dobrze? - przerwała mu w połowie zdania, moszcząc się wygodniej na jego piersi. Miała zamknięte oczy i spokojny oddech. Najwyraźniej ledwo utrzymywała się na krawędzi snu i jawy.

Spojrzał na nią, a cała determinacja oraz wiara we własne siły wyparowały z niego, jak powietrze z pękniętego balona.

Przygarnął ją mocniej, całując w czoło.

- Jasne.

Spojrzał w niebo po raz ostatni, po czym także zamknął oczy, oddając się w ręce Morfeusza.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

Ostatni dzień Hogwartu był niezwykle słoneczny, ale jednocześnie dziwnie ponury.

Siódmoklasiści siedzieli przy swoich stołach, obserwując się nawzajem. Cisza panująca w Wielkiej Sali była jedną z tych, które każdy nauczyciel pragnie uzyskać na własnych zajęciach.

Jedynie młodsze roczniki wlewały się do sali ożywione, ciesząc się perspektywą wakacji, a także możliwością powrotu między mury zamku już za dwa miesiące. Ostatni rocznik niestety nie miał takiej możliwości.

McGonagall wstała ze swojego miejsca i zastukała łyżeczką o kielich. Zrobiła to z czystego przyzwyczajenia, w tym momencie zupełnie nikt nie potrzebował uciszenia – wystarczyło, że podniosła się z miejsca.

Omiotła swoim surowym spojrzeniem twarze wszystkich uczniów, a po chwili na jej usta wypłynął uśmiech, znajdując odbicie także w oczach.

- Kolejny rok dobiegł końca – zaczęła, rozkładając ręce niczym dobry gospodarz. - Były zarówno złe,  jak i te dobre chwile. Nauczyliśmy się wielu nowych rzeczy, zdobyliśmy rozmaite doświadczenia. Myślę, że każdy wyniesie stąd coś, co zostanie w jego sercu oraz pamięci na zawsze...

Mówiła długo i pięknie. Starsi uczniowie słuchali z uwagą, raz po raz zwracając uwagę młodszym, żeby nie przeszkadzali.

Hermiona miała łzy w oczach, ale nie była jedyna. Ginevra raz po raz wycierała policzki, a Harry dziwnie pochylał głowę. Słuchał? A może nie chciał by ktoś dojrzał rozczulenie malujące się w jego zielonych oczach? Myślę, że nigdy się tego nie dowiemy.

- … pamiętajmy, by patrzeć sercem, ale także używać rozumu. Życzę wam wszystkiego najlepszego w przyszłym życiu, a także wielu sukcesów. Dziękuję za kolejny, cudowny rok!

Dyrektorka zakończyła przemowę, skłoniła się i usiadła przy akompaniamencie głośnych oklasków.

Starsi uczniowie powstali, niektórzy wiwatowali, chcąc w ten sposób wyrazić swoją wdzięczność.

Puchar domów i tym razem zdobył Gryffindor, jednak nie wszyscy przywiązywali do tego specjalną wagę. Kiedyś Hermiona oddałaby wszystko za tę nagrodę, jednak teraz nie miała dla niej żadnego znaczenia. W przeciągu tego roku zdobyła o wiele więcej.

Obróciła się w stronę stołu Ślizgonów, gdzie zauważyła śmiejącego się Dracona. Tak, to z pewnością był cudowny rok, a dzisiejsze, ostatnie śniadanie było jego uwieńczeniem.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

- A więc, przyszła pani Zabini – odezwał się Blaise, przybierając postawę przywodzącą na myśl średniowiecznego lokaja. - Czy ma pani ochotę wybrać się nad jezioro?

Zmierzali w stronę lokomotywy, która po raz ostatni miała zabrać ich w podróż do Londynu. Mogli wybrać inny środek transportu, jednak stwierdzili, że jest to jedna z rzeczy, której z pewnością będzie im brakować. Jak mogli zrezygnować z ostatniej szansy, by z niej skorzystać?

Ginny pokłoniła się, przybierając na twarz wyniosły wyraz.

- Oczywiście. Jezioro jak najbardziej odpowiada moim aktualnym preferencjom.

Hermiona parsknęła śmiechem patrząc na tę szopkę, a Draco jak zwykle kręcił głową, wywracając oczami.

Ginny spojrzała w ich stronę, a mimo przetańczonej całej nocy, a także... wielu innych przyjemnych rzeczach, nie było po niej widać zmęczenia nawet w najmniejszym stopniu.

- Idziecie z nami?

Hermiona spojrzała na Dracona, następnie na przyjaciółkę i z zakłopotaniem założyła włosy za ucho.

- Właściwie to miałam zamiar odwiedzić rodziców... z Draconem.

Spojrzała na niego nieśmiało i tak jak się spodziewała, ujrzała na jego twarzy bezgraniczne zdumienie, które jednak zniknęło tak szybko jak się pojawiło.

Odetchnęła z ulgą, kiedy podszedł do niej i objął ją opiekuńczo.

Ginevra spojrzała na nich badawczo, ale wzruszyła ramionami.

- Jak chcecie. To do zobaczenia wieczorem?

- Tak – Hermiona posłała jej przepraszający uśmiech.

Ruda skinęła głową i ruszyła w stronę Blaise'a.

 

*

 

Podróż minęła zadziwiająco szybko. Niestety zawsze tak jest, gdy wracamy do domu – nie ważne gdzie byśmy nie byli.

Hermiona siedziała przy oknie i patrzyła w powoli przybliżający się peron. Wiedziała, że rodzice po nią nie wyszli, zresztą sama im napisała, że nie muszą. Uprzedziła także, że będzie z nią Draco. Nie odpisali, więc nie była pewna ich reakcji, wiedziała jednak, że z pewnością jej nie wyrzucą. Zostali jej przydzieleni jako prawni opiekunowie, więc musieli ją akceptować.

Minęło tak dużo czasu... cały rok, a mimo krótkotrwałych przebłysków, jej rodzice wciąż nie potrafili sobie jej przypomnieć.

Poczuła jak spoza szczęścia, które otulało całe jej serce, próbuje przedostać się smutek. Kuł ją w piesi niczym zimny, ostry sopelek lodu.

- Chcesz tu zostać? - głos Dracona wyrwał ją z zamyślenia. Ze zdumieniem zauważyła, że lokomotywa stoi w miejscu, a uczniowie już zaczęli wylewać się na peron, witając z rodzicami.

Z westchnieniem podniosła się z miejsca i ruszyła do wyjścia. Za kufrem nawet nie popatrzyła, przyzwyczaiła się już, że Draco wyręczał ją w takich czynnościach.

Poczekała na niego przed wejściem, obdarzając wdzięcznym uśmiechem. Bądź co bądź, wcale nie musiał tachać jej wielkiego, ciężkiego bagażu.

- Jak się dostaniemy do ciebie? - zapytał, stawiając bagaż na peronie. Wygiął się do tyłu, żeby rozciągnąć plecy i otarł pot z czoła.

Hermiona odwróciła się w stronę zakamuflowanego przejścia, wskazując je palcem.

- Przejdziemy na peron mugoli i teleportujemy się z jakiejś uliczki.

Draco spojrzał na nią jak na wariatkę, a jego ręce splotły się na piersi.

- I niby mam się tachać z tym przez pół miasta?

Spojrzała na niego najpierw z niezrozumieniem, dopiero po chwili klepiąc się lekko w czoło.

- Poczekaj. - Wyciągnęła różdżkę, zmniejszając bagaż jednym, prostym zaklęciem. Schyliła się po swój kufer, teraz wielkości piłki tenisowej i wsadziła go do torebki. - Tak lepiej.

- Nie mogłaś zrobić tego wcześniej? - W głosie Dracona dało się wyczuć rozdrażnienie pomieszane z  rozbawieniem. Patrzył na nią, kręcąc jednocześnie głową.

Hermiona wzruszyła ramionami, po czym ruszyła w stronę przejścia kręcąc zalotnie biodrami.

- Idziesz czy nie?

Draco uniósł oczy do nieba, jakby prosił samego Merlina o cierpliwość, po czym złapał za pomniejszony kufer i z zadziornym uśmiechem podążył za swoją dziewczyną.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

Od ostatniej wizyty Hermiony, dom Grangerów nie zmienił się ani trochę. Na ganku dalej stały te same kwiaty, w przedpokoju wciąż wisiały te same obrazy, a w kuchni po raz kolejny parzyła się ulubiona kawa pani domu – Nescafe creme.

Obydwoje, zarówno Jean jak i Stuart Grangerowie, raz po raz zerkali przez okno, czekając na ich przybraną córkę. Przez ten rok zdążyli poczuć do niej niejakie przywiązanie, a także nie do końca zrozumiałą odpowiedzialność za jej wybory, czy przyszłość.

Kiedy dostali wiadomość, że pojawi się z jakimś chłopcem, początkowo nie wiedzieli jak zareagować. Wcześniej nic nie mówiła, że z kimś się spotyka, a z listu, który im wysłała wynikało, że to coś poważnego.

Jean, zalała dwie kawy, po czym podała jeden kubek mężowi. Czuła rozchodzący się po jej ciele, niezrozumiały stres.

- Idą. - Odezwał się Stuart, odstawiając nienaruszoną kawę i ruszając o drzwi, by powitać gości już od progu.

Kiedy otworzył drzwi zanim zdążyli do nich podejść, na twarzy Hermiony mignęło zdziwienie.

- Witaj w domu Hermiono – odezwał się pan domu, uśmiechając się lekko, ale jego spojrzenie skierowane było na Dracona.

- Cześć ta... wujku – dokończyła, krzywiąc się lekko. Wciąż nie mogła do tego przywyknąć. - To jest Draco, mój... chłopak.

Nie wiedziała jakiego słowa użyć. Narzeczonym z pewnością jeszcze nie był, o czym świadczył brak pierścionka na palcu. Z kolei słowo „chłopak”... wyrażało według niej zbyt mało. Ale co innego miała powiedzieć? „Ukochany” brzmiało przecież tak... staroświecko.

Pan Granger skinął mu głową, a następnie wymienili męski uścisk dłoni. Hermiona nie potrafiła się powstrzymać i podeszła do ojca, przytulając do niego przelotnie.

Zdziwił się na ten gest, a jednak poczuł ciepło wokół sercu. Coś mu to przypominało...

- Witajcie kochani! - zawołała pani Granger, pojawiając się w progu kuchni. Miała na sobie stary, znoszony fartuszek, ale mimo wszystko prezentowała się naprawdę dobrze.

- Cześć ciociu – tym razem pamiętała, by się nie pomylić. Podeszła do niej i przytuliła się mocno. Kiedy odsunęła się na krok, zauważyła wyraz dezorientacji na jej twarzy, a duże ciemne oczy wpatrywały się w nią z zaciekawieniem. Hermiona spuściła głowę, dłonią wskazując Dracona. - To jest Draco.

Jean uśmiechnęła się do niego promiennie, jednak nie przywitali się w żaden inny sposób.

Pani domu rozłożyła ręce i klasnęła nimi lekko.

- Obiad będzie dosłownie za piętnaście minut. Poczekacie w salonie, czy pokażesz gościowi swój pokój, Hermionko?

Hermiona spojrzała pytająco na Dracona, a ten wzruszył ramionami, dając jej tym samym wolną rękę.

Przewróciła oczami. Czemu zawsze ona musi decydować?

Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę schodów.

Domyślała się, że jej niewielka sypialnia nie wywrze na nim żadnego pozytywnego wrażenia, jednak nie wyglądał na zawiedzionego. Najwyraźniej jego serce ujęło wielkie łóżko postawione na środku pokoju.

Rozejrzał się dookoła, podchodząc do łóżka, z rękami założonymi za plecami niczym nauczyciel.

Po chwili odwrócił się w jej stronę, a na jego usta wypłynął drapieżny uśmieszek.

Podszedł do niej, przyciągając do siebie.

- To jak wykorzystamy ten czas?

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

Niestety, wbrew oczekiwaniom Dracona, spędzili te kilka krótkich minut po prostu na rozmowie, a także przeglądaniu starych albumów Hermiony. Oczywiście nie obyło się bez walki. Hermiona za nic w świecie nie chciała pokazać mu własnych zdjęć z dzieciństwa, jednak chyba nie będzie dla nikogo zdziwieniem, że w efekcie nie miała wyjścia.

Zeszli na dół od razu, gdy rozbrzmiał głos pani Granger.

Hermiona poczuła jak jej serce wybija nienaturalny rytm, a ręce zaczynają lekko pocić się ze stresu. Nie wiedziała czego tak się boi. Tego, że nie polubią Dracona? A może po prostu bolała ją ta cała dziwna sytuacja z ich brakiem świadomości, że jest ich córką?

Stół w salonie był suto zastawiony różnymi półmiskami, talerzami, sztućcami i szklankami. Jej rodzice wyciągnęli najlepszą zastawę, domyśliła się więc, że podchodzą do tego spotkania bardzo poważnie.

- A więc jak się poznaliście? - zapytała Jean, kiedy usiedli do stołu. Draco właśnie sięgał po półmisek z ziemniakami, ale powstrzymał się w połowie drogi, zerkając na Hermionę.

Zerknęła na niego przelotnie, po czym uśmiechnęła się jakby z rozmarzeniem.

- Właściwie znamy się od pierwszego roku nauki w Hogwarcie.

Stuart pokiwał głową ze zrozumieniem. Uniósł dłoń z widelcem, czekając aż przełknie swoją porcję.

- I pewnie od początku byliście przyjaciółmi, czy tak?

Znów spojrzeli na siebie, jednak z większą dozą skrępowania. Co mieli powiedzieć? Że właściwie to nienawidzili się przez większość znajomości i najchętniej by się pozabijali? Nie, to z pewnością nie była informacja, którą wytacza się na pierwszym spotkaniu z rodzicami.

- Właściwie to...

- Draco, podasz mi sałatkę? - przerwała mu Hermiona, ratując tym samym z opresji.

Podziękował jej spojrzeniem, a temat jakoś zanikł.

Po zjedzonym obiedzie przenieśli się na kanapę, popijając stare, czerwone wino i rozmawiając na coraz to luźniejsze tematy.

- Kiedyś, jak byliśmy w Egipcie, kilku mieszkańców chciało kupić moją żonę za trzy wielbłądy! - opowiadał z niedowierzaniem Stuart. Wszyscy śmiali się z coraz to nowych opowieści. - Wyobrażacie sobie? Za trzy wielbłądy!

Hermiona na wspomnienie tego wyjazdu, wybuchła głośnym śmiechem.

- Pamiętam te wakacje! To właśnie wtedy tata nauczył mnie nurkować...- Obróciła się w stronę Dracona, żeby zrelacjonować co się działo, jednak umilkła w jednej sekundzie. Kiedy dotarło do niej co właśnie powiedziała, na jej obliczu ukazało się przerażenie.

Przecież oni nie pamiętali, że była z nimi mała, zaledwie siedmioletnia dziewczynka! Byli przekonani, że spędzili te wakacje całkowicie sami...

Spojrzała na nich z przerażeniem w oczach i ze zdziwieniem stwierdziła, że wpatrują się w nią z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy. Draco złapał ją za dłoń i dopiero wtedy zauważyła, że lekko drży.

To było trochę za dużo informacji... a jeśli zarzucą jej, że kłamie? Jak stwierdzą, że nie chcą jej więcej widzieć, po czym wyrzucą za drzwi jak największą oszustkę?

Może i wierzyli w czary, jednak coś takiego... to już z pewnością nie podchodziło pod ich obszar rozumienia.

Trwali w takim stanie przez dobrych kilka minut, a Hermiona straciła nadzieję na to, że reakcja będzie pozytywna. Poczuła jak jej policzki barwią się na czerwono i już odwracała się do Dracona by powiedzieć, że koniec odwiedzin, gdy odezwał się Stuart.

- Zapytałaś mnie wtedy czy to prawda, że na dnie, w tych ślicznych kolorowych kwiatach żyją jakieś podwodne wróżki... - jego głos był niepewny i pełen zamyślenia.

Hermiona momentalnie poderwała głowę do góry, patrząc na ojca z niedowierzaniem, a także rodzącą się nadzieją.

- A kiedy wróciliście chciałaś dostać na własność złotą rybkę... - dopowiedziała Jean, po czym wymienili się z mężem spojrzeniami pełnymi niezrozumienia.

Hermiona poczuła jak łzy zbierają się w kącikach jej oczu, a mimo to roześmiała się radośnie.

- Nazwałam ją Arnold i trzymałam dokładnie tydzień dopóki nie zdechła z głodu.

Czuła, że Draco wciąż trzyma ją za dłoń, jednak w tym momencie nie zwracała uwagi na jego obecność. Jej uwagę całkowicie pochłaniały twarze rodziców, którzy wpatrywali się w nią ze zmarszczonymi czołami, a po chwili ich usta wygiął lekki uśmiech.

Spojrzeli jeszcze raz na siebie, jakby upewniając się, że to wszystko dzieje się naprawdę, a Jean skinęła ledwo dostrzegalnie głową.

Wstała z miejsca, podchodząc do Hermiony. Złapała jej twarz w dłonie, ocierając łzy ich wierzchem.

- Hermionka...

Nie wytrzymała. Wyrwała dłoń z uścisku Dracona i rzuciła się matce na szyję. Stały tak dłuższą chwilę, na przemian płacząc i śmiejąc się wniebogłosy. Stuart podszedł do nich bez żadnego wahania, obejmując silnymi ramionami.

Przypomnieli sobie! Naprawdę sobie przypomnieli!

Hermiona nie potrafiła uwierzyć we własne szczęście. Już straciła nadzieję, że kiedykolwiek uda jej się odzyskać rodziców na stałe... a jednak!

Roześmiała się w głos, nawet nie próbując tamować łez. Płakała, bo była szczęśliwa. Po raz pierwszy od roku przytulała się do matki czując tę niebotyczną miłość, oddanie i troskę. Wreszcie było to szczere, a nie wymuszone przez świadomość rzekomej adopcji...

Poza ramieniem spojrzała na Dracona, który przyglądał się im z lekkim uśmiechem. Dojrzała w jego oczach błysk smutku, ale mimo to z całej jej postaci emanowało szczęście.

Tak, była szczęśliwa. W tym dniu miała dosłownie wszystko, czego kiedykolwiek mogła zapragnąć.

Posłała mu buziaka ustami, po czym na nowo wtuliła się w ramiona odzyskanych rodziców.

 

21 komentarzy:

  1. Mimo że cały rozdział pozytywny i to jak najbardziej, wydaje mi się nieco smutny. Może to przez Draco, który chciał coś powiedzieć Hermionie, a ona już zasypiała.. I przez końcówkę. Miałam łzy w oczach kiedy czytałam jak rodzice Hermiony przypomnieli sobie wszystko. :)
    Wydaje mi się, że Draco chce się oświadczyć Hermionie... Jestem ciekawa czemu na końcu wydawał się taki smutny, a jednocześnie szczęśliwy. Biedak się boi oświadczyć? :D
    Zakończenie roku jest opisane pięknie, ale... co dalej?
    Jestem strasznie ciekawa co wymyśliłaś, a pamiętaj, że nie zaakceptuję smutnego końca! Musiałam to napisać C:
    Jeju, jak to możliwe, że to już koniec? Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.
    Reasumując, rozdział jest cudowny, bardzo mi się spodobał.
    Czekam z ogromną niecierpliwością na kolejny (:

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. :)
    Jestem nim oczarowana i naprawdę nie wiem, co mam jeszcze dodać. Po prostu jest świetny, i tyle.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział :) nie wierzę, że rodzice ją sobie przypomnieli :) ogólnie tak słodko i sielankowo, czyli dla mnie najlepszy scenariusz :) nie umiem się doczekać kolejnego rozdziału :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo wszystko czuje pustke po tym rozdziale...
    Draco chciał się jej oświadczyć, a ona kurczaki go zbyła! Gr..
    Pociesza mnie jedynie wiadomość, że rodzice sb przypomnieli o Mionie :)

    Treść jak zwykle wspaniała.

    Pozdrawiam
    Lacarnum Inflamare

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest boski. Bardzo podobał mi się pomysł z tym miejscem na Wieży Astronomicznej, szkoda tylko, że Hermiona nie dała mu dojść do słowa, ale wierzę, że jeszcze się nasz Draco wykaże :) Końcówka również bezbłędna: Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Draco chciał się jej oświadczyć, i oświadczy mam nadzieję niedługo Rozdział bardzo pozytywny, bo Herm odzyskała rodziców :D Fajny rozdział, życzę weny i czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały! Cieszę się że Hermiona znów ma przy sobie rodziców :)
    Mam nadzieję, że Draco się oświadczy :)
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękny <3
    Ha, a ja już w połowie rozdziału, gdy wracali do domu, wiedziałam!, po prostu wiedziałam, że oni odzyskają pamięć :D Ach, ten instynkt czytelniczki :)
    Strasznie pozytywny rozdział, ale mam nadzieję, że Draco w końcu odważy się i zapyta sie jej o... to XD
    Cudownie, sielankowo i uroczo! C:
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny rozdział ale przyznam że tymi testralami mnie lekko przestraszyłaś przez cały rozdział miałam obawy że coś złego się może zdarzyć ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca uf.. Czekam na następny. Karola

    OdpowiedzUsuń
  10. Ulalala cudownie i pięknie, jedyne co chce powiedzieć to WIĘCEJ!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Wspaniały rozdział.
    Ciekawe co Draco chciał powiedzieć Hermionie.
    Cudownie opisałaś zakończenie roku.
    Zastanawia mnie dlaczego Draco był smutny.
    Cieszę sie, że rodzice Miony odzyskali pamięć.
    Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudo!!! A miałam nadzieję, że się jej zapyta. Dobrze, iż jej rodzice odzyskali pamięć :)
    Pozdrawiam
    + Zapraszam na czy-to-jest-milosc.blogspot.com
    Chyba, że wolisz Dramione z Hermioną Riddle to zapraszam tu
    hermionariddle-dracomalfoy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Rany to jest fantastyczne! Poprostu cały rozdział chwyta za serce i to bardzo mocno. Nawet nie wiem co powiedzieć. Poprostu niesamowity rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo piękny, wzruszający i przejmujący rozdział, pełen melancholii i świadomości, że wszystko przemija. Mimo mnóstwa FanFicków, które przeczytałam w kanonie HP, nigdy nie spotkałam się jeszcze, żeby ktoś tak wspaniale opisał opuszczenie Hogwartu, naprawdę chwytało za serce ;) Bardzo lubię też, kiedy autorzy wymyślają własne sekrety w Hogwarcie, Twój także bardzo mi się podoba, niesamowicie magiczny ;) Kiedy zobaczyłam Harry'ego z Luną w filmie Zakon Feniksa, od razu wiedziałam, że bardzo do siebie pasują, wbrew pozorom i cieszę się, że zestawiłaś ich w parringu ;)
    Zawsze zastanawiałam się, czy Hermiona po wydarzeniach z 7 części przywróciła rodzicom pamięć i czy wgl to zrobiła, czy przeżyli, itp. Świetnie wykorzystałaś ten wątek, rozwinęłaś i opisałaś ;)
    Stylistycznie też było świetnie ;)
    pozdrawiam
    Court.
    www.hgwk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Trafiłam na twój blog wczoraj :) przeczytałam go caaalego! Jest świetny. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Piękne, piękne, piękne
    Och, jaka ja jestem elokwentna... No cóż, postaram się to przeżyć. Z niecierpliwością oczekuję na następny rozdział. Pa!

    OdpowiedzUsuń
  17. Przez jakiś czas nie mogłam trafić na dobry blog. Przeglądałam ich bardzo dużo. Twoje Opowiadanie jest Perełką. Znalazłam je wczoraj i wczoraj przeczytałam. Potrafisz pisać tak że czytelnicy przeżywają te same emocje co bohaterzy. Brawo, Czekam na więcej. Mam nadzieje że po skończeniu tego bloga zaczniesz coś nowego:)
    Nadie

    OdpowiedzUsuń
  18. Jejku przepraszam że tak późno ale ten miesiąc i poprzedni były dla mnie prawdziwą lataniną, ale całe szczęście teraz mam chwilkę żeby nadrobić komentowanie gdyż czytać starałam się na bieżąco. Cóż gdy czytałam to ostatnio popłynęły mi łzy nad końcówką. To było po prostu takie magiczne, rodzice przypomnieli sobie o istnieniu córki. nie dało się przeczytać tego choćby bez uronienia jednej łzy. Całokształt rozdziału mnie powalił. czytało się lekko i zapamiętywało najważniejsze momenty które najbardziej ścisnęły serce. Strasznie mi się podoba ten rozdział jest po prostu genialny :)
    Pozdrawiam
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  19. Mam aż tyle zaległości?? Jeszcze raz najmocniej przepraszam, to przez te cholerne egzaminy... Wiem, że to może mnie nie usprawiedliwiać, ale... jeszcze raz przepraszam.
    Na sam koniec popłakałam się. Cieszę się, że rodzice sobie o niej przypomnieli :) Ogólnie czytało się lekko i przyjemnie, ale to jest u Ciebie normą.
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  20. To jest takie świetne. Uwielbiam . Ten moment z rodzicami wspaniały !!!
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń