ROZDZIAŁ XXXVII
Mówi
się, że po deszczu zawsze wychodzi słońce,
lecz
dzieje się tak też w odwrotną stronę –
po
słońcu zawsze nadejdzie deszcz.
Wszechświat
lubi równowagę. Taka jest kolej rzeczy.
M.D.
*~*~*
Czy
to tak wiele chcieć patrzeć na ciebie codziennie,
aż
do końca moich dni?
Życie potrafi i lubi drwić
z każdego człowieka na miliard możliwych sposobów. Najbardziej znanym i chyba
największym żartem z jakim mamy do czynienia niemalże na co dzień, jest czas.
Jak to jest, że albo
zwalnia, albo przyspiesza swój bieg? W zależności od sytuacji- gdy czegoś mocno
się boimy – wskazówki zegara pędzą jak szalone, z kolei, gdy nie możemy się
czegoś doczekać... no cóż, nie trudno domyślić się odpowiedzi.
Ginevra Weasley odczuła na
własnej skórze to wypaczone poczucie humoru.
Najważniejszy dzień w jej
życiu nadszedł z prędkością błyskawicy, nie dając zbyt wiele czasu na
przygotowania ani nadmierne zastanawianie. Jakie miało to jednak znaczenie,
skoro od kiedy otworzyła oczy właśnie w ten dzień, wskazówki nagle
zamarły? Miała wrażenie, że od momentu pobudki minęły całe wieki, z kolei
tarcza zegara wskazywała upływ zaledwie godziny.
Nie odrywała wzroku od
nieruchomej wskazówki, z trudem hamując głośne westchnięcie. Zupełnie nie
wiedziała co ma ze sobą począć. Chciała pomagać w przygotowaniach, jednak
Hermiona zadeklarowała, że zajmie się wszystkim, a jej kazała odpoczywać. W
końcu czekał ją wielki dzień, prawda? Prawda, ale co z tego skoro bardziej
męczyła się siedząc? Merlinie, co za życie!
Jej dłoń wysunęła się spod
brody, a głowa poleciała bezwładnie w dół.
Jak tak dalej pójdzie to
zamiast być pełną energii panną młoda, będzie spała na stojąco. Świetnie.
Już miała wybiec i zacząć
krzyczeć z frustracji, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły i stanęła w nich
Hermiona z radosnym wyrazem twarzy. Na policzkach miała wypieki, a w dłoniach
trzymała koperty i jakiś list.
- Przyszły wyniki!
- Jakie wyniki? - Ginny
spojrzała na nią ze zdziwieniem. Czyżby o czymś nie wiedziała...?
- Z Owutemów głuptasie!
Rozszerzyła powieki, w
jednym momencie zrywając się z miejsca. Ułamek sekundy zajęło jej przemierzenie
pokoju i wyrwanie przyjaciółce poczty z rąk. Choć na chwilę zapomniała o
znudzeniu i stresie.
Odnalazła swoje nazwisko,
po czym obserwowana uważnie przez Hermionę, omiotła wzrokiem treść listu.
Widząc swoje wyniki, otworzyła oczy jeszcze szerzej i z taką miną odwróciła się
w jej stronę.
- Co? - zapytała Hermiona
ze strapioną miną. - Tylko nie mów, że nie...
- Zdałam! - krzyknęła
Ginny, a jej pierwszy szok przeszedł w bezgraniczną radość. Zaczęła wymachiwać
kartką przed nosem przyjaciółki, a jej usta ułożyły się w uśmiechu. - Tylko
jeden Nędzny! Reszta Powyżej oczekiwań i dwa Wybitne!
Nie mogła uwierzyć w swoje
szczęście. Przecież nie przeznaczyła na naukę jakoś specjalnie dużo czasu. A
takich wyników nie spodziewała się nigdy w życiu!
Nagle przeniosła wzrok na
Hermionę, która do tej pory nie odezwała się ani słowem odnośnie własnych ocen.
- A ty?
Hermiona wzruszyła
ramionami i poszła usiąść na kanapę. Ginny spojrzała na nią ze zdziwieniem, po
czym zajęła miejsce obok i przechyliła głowę.
- Powyżej oczekiwań z
Eliksirów...
- A reszta?
- Wybitne.
Ginevra prychnęła głośno,
po czym wzięła przyjaciółkę w ramiona. Ona jak zwykle musiała być najlepsza.
- Gratuluję! Z takimi
wynikami dostaniesz każdą pracę jaką będziesz chciała!
Widząc, że Hermiona kręci
głową, rzuciła jej zdziwione spojrzenie.
- Nie każdą.
- A jaką nie?
- Magomedyka.
Ginny miała ochotę przewrócić
oczami. Czy naprawdę ona, Hermiona Granger, najlepsza uczennica od czasów
Roweny Ravenclaw bała się, że nie dostanie posady w świętym Mungu? Przecież z
pewnością nie było nikogo z lepszymi wynikami!
Już miała powiedzieć to
głośno, kiedy drzwi do pokoju znów się otworzyły i stanął w nich Draco.
Spojrzał na obie dziewczyny
z uśmiechem, a do Hermiony puścił figlarne oczko.
- Gdzie są listy?
Hermiona uniosła dłoń z
kopertami, a on podszedł i bezpardonalnie zabrał swoją i Blaise'a. Nie
przejmując się ich minami, otworzył obydwie, a po krótkiej chwili na jego twarz
wypłynął zadziorny uśmiech.
- No, to mamy kolejny
pretekst do picia.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Dom przyszłych państwa
Zabinich zapełniał się w zawrotnym tempie. Goście przychodzili dużo wcześniej
niż powinni, by pomóc, a w większości przypadków – po prostu poplotkować.
Draco stał przy oknie w
sypialni, którą dzielił z Hermioną i obserwował ją przez szybę jak dyryguje
ludźmi niczym urodzony przywódca. Na jego usta wypłynął czuły uśmiech.
Na czas wesela, państwo
młodzi uzgodnili, że Ruda zostaje w ich sypialni, a Zabini przygotowuje się u
Draco i Hermiony. Może i głupota, ale przecież tradycja bardzo dokładnie
mówiła, że pan młody nie może oglądać swojej wybranki tuż przed ślubem.
Draco pokręcił głową, a
umysł zaprzątnęła mu myśl o tym, jak to wszystko będzie wyglądać u nich...
- Co się tak cieszysz,
Smoku? - usłyszał głos Zabiniego, zdając sobie sprawę, że jak idiota szczerzy
się do ściany.
- Nie interesuj się, Diable
– warknął, jak na niego, w miarę przyjaźnie. Sięgnął po szklankę z Ognistą i
upił łyk. - Przyniosłeś wszystkie rzeczy?
Zabini rozejrzał się
dookoła, sprawdzając dokładnie co zabrał. Po chwili skinął potwierdzająco
głową.
Podszedł do przyjaciela i
stanął obok niego przy oknie.
Gołe do tej pory podwórko,
było zastawione rzędami krzeseł, między którymi ciągnął się długi, czerwony
dywan. Jego zwieńczeniem był wielki łuk ślubny, ozdobiony przepięknymi
frezjami. Po lewej stronie, czyli przed domem Dracona i Hermiony znajdował się
parkiet, nad którym właśnie rozkładano ogromny namiot. Orkiestra miała pojawić
się za niecałe dwie godziny, a pracownik Ministerstwa, przydzielony do
udzielania ślubów, już za godzinę.
- Stresuję się.
Draco spojrzał na
przyjaciela z lekkim zdziwieniem. Zabini nigdy niczym się nie przejmował.
Nigdy. Zawsze i do wszystkiego podchodził z niewybrednym humorem. Śmiał się
niezależnie od sytuacji, a teraz... co ta miłość robi z ludźmi.
Wyciągnął rękę, by poklepać
go po ramieniu, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili. To do niego nie
pasowało.
- Ja też - odpowiedział
zamiast tego, ignorując zdziwienia malujące się na twarzy Blaise'a.
- Ty? Niby czym? - Uniósł
brwi. - Przecież masz jedynie podać mi obrączki i stać przy mnie przez całą
ceremonię. Potem, co prawda, musisz dbać o alkohol... nie sądzę jednak, żeby
właśnie to cię tak stresowało.
Draco uśmiechnął się pod
nosem, po czym odwrócił w jego stronę.
- Masz rację, to nie są
dobre powody.
- Jakie więc są dobre? -
Blaise wyglądał na naprawdę zaintrygowanego, zupełnie zapomniał o swoich
obawach sprzed kilku minut.
Draco sięgnął do kieszeni i
wyciągnął niewielkie czerwone pudełeczko, które ostatnimi czasy nosił ze sobą
dosłownie wszędzie. Od zakończenia Hogwartu minął prawie miesiąc, a on wciąż
nie zebrał się na ponowną rozmowę z Hermioną. Dlaczego? Właściwie nie wiedział.
Planował to setki razy, odtwarzając w myślach różne warianty przemów. Raz
zamówił nawet stolik w ekskluzywnej restauracji, jednak Hermiona była tak
zaabsorbowana pomaganiem Rudej, że ze skruszoną miną musiała odmówić.
Wbrew pozorom nie był zły.
W pewnym sensie to odwlekanie wszystkiego w czasie było mu nawet na rękę.
Prawda jest taka, że ogromnie się stresował, a im więcej o tym myślał, tym
gorzej było.
Zauważył, że Blaise
przygląda mu się z coraz większym zniecierpliwieniem, więc uniósł pudełeczko o
zasięgu jego wzroku.
Zabini z początku nie
zrozumiał, a gdy informacja wreszcie do niego dotarła, rozszerzył oczy jakby
zobaczył co najmniej ducha Umbridge.
- Czy to... czy ty...
- Zamierzam się oświadczyć –
dokończył za niego blondas, przyglądając się zamkniętemu pudełku. Jego gładka,
czerwona powierzchnia miała już nieco matowy odcień. -Dzisiaj.
Zabini kręcił głową z
niedowierzaniem, ale jego oczy wyrażały dumę, a usta wygięły się w uśmiechu.
- Stary, to cudownie!
Nareszcie. - Poklepał go po ramieniu, ignorując zabójczo-zdziwione
spojrzenie. - Myślałem, że już nigdy się nie zdecydujesz.
- O czym ty mówisz? -
zdenerwował się Smok, strzepując dłoń przyjaciela. - Przecież nie jesteśmy ze
sobą aż tak długo. Kiedy miałem się oświadczyć? Po miesiącu? Dwóch?
Nagle przerwał, zdając
sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć jak wytyk. W końcu mniej więcej na tym
etapie związku Blaise oświadczył się Wiewiórce...
Zanim jednak którykolwiek
zdążył coś dodać, drzwi do sypialni otworzyły się na oścież i stanęła w nich
Hermiona. Wyglądała prześlicznie w długiej do ziemi, dopasowanej sukni bez
ramiączek. Czerwony materiał idealnie podkreślał jej delikatną urodę, a usta
mające niemalże ten sam krwisty odcień, przyciągały spojrzenia. Długie włosy
miała spięte w na pozór niedbałego koka, z kilkoma kosmykami okalającymi jej
twarz.
Draco dosłownie nie
potrafił oderwać od niej wzroku. Czuł jak jego serce wykonuje potężne salto, a
ręce zaczynają lekko drżeć. Czy to kiedyś przeminie? Czuł się tak za każdym
razem gdy ją widział. A w takim wydaniu jak dziś... no cóż. Była dla niego
wszystkim. Była najpiękniejszą kobietą na ziemi. I należała do niego.
- Łał... - wydusił z siebie
Blaise. Draco zupełnie zapomniał o obecności przyjaciela i wyglądał jakby
zmieszał się trochę własną reakcją. - Ginny chyba ma konkurencję...
Draco zmroził go
spojrzeniem, a Hermiona parsknęła śmiechem.
- Chodzi mi o wygląd! -
zawołał Zabini, unosząc ręce w obronnym geście.
- Nie wystawiaj werdyktu
dopóki jej nie zobaczysz. Nie założyła jeszcze sukni, a już wygląda pięknie–
powiedziała Hermiona z miłym uśmiechem. Przemierzyła pokój, by złapać za
niewielką kopertówkę, leżącą na komodzie. - Ruszcie się lepiej, bo ludzie zaczynają
się już schodzić, a Rocknowell ma być za dziesięć minut.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Nie
wystarczy pokochać
trzeba
jeszcze umieć wziąć
tę
miłość w ręce i przenieść ją przez całe życie.
K.
J. Gałczyński
Nerwy coraz bardziej dawały
się jej we znaki, wywołując drżenie rąk i niepotrzebne pocenie. Bała się, że
jak tak dalej pójdzie to spłynie jej cały makijaż, nad którym Fleur biedziła
się prawie godzinę. Myślała, że nie wytrzyma i zacznie rwać włosy z głowy,
jednak musiała przyznać, że cierpliwość się opłaciła- wyglądała naprawdę
cudownie.
Jej długie, rude włosy
Fleur potraktowała jakimś czarem, który pięknie podkreślił i tak już intensywną
barwę, a następnie upięła je tak, że kaskadami opadały w dół, spływając po
plecach. Makijaż był delikatny, a jednak... sama nigdy nie potrafiła dokonać
takich cudów. Jej twarz wyglądała zupełnie inaczej niż na co dzień. Zniknęła
nawet większa część piegów!
- Gotowa? - usłyszała głos
Fleur, stojącej przy drzwiach. Miała wyjść na sekundę, aby przynieść jej suknię
ślubną. Ginny poczuła jak ze stresu skręca się jej żołądek.
Żona Billa weszła do pokoju
i zawiesiła suknię na drzwiach szafy. Jakby wyczuwając zdenerwowanie Ginny,
podeszła by zająć miejsce obok niej.
- Stres?
Ruda pokiwała głową. Nie
ufała swojemu głosowi ani trochę. Merlinie. Miała tylko nadzieję, że przejdzie
jej choć trochę. Nie chciała zawieść Blaise'a!
- Pamiętam. - Powiedziała
Fleur, na pozór zupełnie nie na temat. Jednak kiedy Ginny spojrzała w jej
stronę zauważyła, że ma zamyślony wyraz twarzy, zupełnie jakby zatopiła się we
wspomnieniach. - Zdenerwowani to całkowici normalna rzecz. Ja miała tak samo.
Nie znaczy to jednak, że nie kochala Bill. Stres
potrzebny, wtedy wiesz, że naprawdę ci zależy. Że naprawdę chcesz. Zdenerwowani
to taki oznaka pewności.
Uśmiechnęła się promiennie, po czym nie czekając
na odpowiedź, wstała po suknię.
- Wskakuj.
Ginny wstała, czując ze zdziwieniem, że słowa
Fleur trochę ją uspokoiły. Bez szemrania zdjęła szlafrok i pozwoliła wsunąć na
siebie miękki materiał.
Koronkowe rękawy zsunęły się z ramion,
zatrzymując tuż przed zgięciem łokcia. Suknia była gładka, bez ekstrawaganckich
ozdób, jednak idealnie podkreślała zgrabną sylwetkę Ginny, a niezbyt głębokie
wcięcie na plecach dodawało jej kobiecości i z pewnością pobudzało zmysły.
Kiedy kupowała tę suknię, sama sobie się
dziwiła. Jako dziecko zawsze marzyła o ogromnej, pięciowarstwowej, tiulowej
sukni na miarę księżniczki, którą zawsze chciała być. Przynajmniej jedno z tych
marzeń się spełniło – została księżniczką swojego księcia.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Stojąc po prawej stronie Blaise'a i czekając na
pojawienie się Ginny, Hermiona miała naprawdę dobry widok na wszystkich gości.
Kilka razy podnosiła dłoń, żeby pomachać do Harry'ego i Luny, Neville'a czy
Demelzy. Pojawiła się chyba cała rodzina Weasleyów, łącznie z ciotką Tessie. Ze
strony Zabiniego była jego matka razem z chłopakiem. O dziwo, wyglądała na
rozluźnioną, jakby nie miała nic przeciwko temu całemu zgiełkowi. To dobrze.
Hermiona wyłowiła z tłumu Deana Thomasa, który
stał razem z Pansy, obejmując ją ramieniem. Rozmawiali z Ronaldem i Rabielle,
co wywołało w Hermionie niemałe zdziwienie.
Po chwili poczuła znajomy dotyk w talii, a jej
usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- Obserwujesz rudzielca, czy mi się wydaje? -
wymruczał Draco, przygryzając lekko jej ucho. Hermiona zaśmiała się cicho i
pokręciła głową tak, by nie zepsuć fryzury.
- Jesteś niemożliwy, wiesz? - Na ułamek sekundy
wtuliła się plecami w jego tors, po czym zrobiła krok do przodu. - Zmykaj na
drugą stronę, zaraz się zacznie.
Spojrzał jej przeciągłe spojrzenie spod
przymrużonych powiek, od którego mimowolnie zadrżała. Za każdym razem obejmował
ją tak, jakby był wdzięczny za to, że z nim jest. Patrzył na nią tak, jakby
jutra miało nie być. To uczucie i zachowanie było wspaniałe.
Odepchnęła od siebie dziwną emocję, która nagle
zawładnęła jej sercem i posłała mu buziaka w powietrzu. Wyciągnął dłonie w górę
i klasnął nimi z satysfakcją, wywołując w niej rozbawienie.
Blaise przez cały ten czas stał obok nich,
jednak zdawał się być całkowicie nieobecny. Patrzył w ziemię i zupełnie nie
zwracał uwagi na to co się wokół niego dzieje. Hermiona obserwowała jak niczym
automat podaje rękę Rocknowellowi, zdawkowo kiwając głową.
Zaczęła się o niego martwić i już miała się
odezwać, kiedy w drzwiach pojawiła się Ginny, z ojcem pod rękę.
Przez tłum gości przeszła fala głośnego
westchnienia, a Hermiona z uśmiechem obserwowała jak jej przyjaciółka płynie po
rozłożonym dywanie. Kiedy pan Wealey przekazał dłoń córki Zabiniemu, z jego
twarzy zupełnie zniknęło zagubienie, czy dezorientacja. Teraz jego oczy
błyszczały szczęściem i zdecydowaniem, a na twarzy malowała się czułość.
Wyglądali jak wyjęci z obrazka. Nie często
spotyka się pary, które tak idealnie do siebie pasują, a oni byli jednym z tych
cudownych wyjątków.
- Czy ty, Ginevro Molly Weasley, bierzesz tego
oto mężczyznę za męża i ślubujesz mu miłość oraz wierność małżeńską?
- Tak - głos jej nie zadrżał, chociaż w oczach
zaczęły gromadzić się łzy wzruszenia, kiedy wsuwała ukochanemu pierścionek na
palec.
- Blaisie Zabini, czy bierzesz tę oto kobietę za
żonę i ślubujesz jej miłość oraz wierność małżeńską?
- Tak.
- Zostajecie połączeni Zaklęciem Małżeńskim –
mówiąc te słowa, skierował różdżkę na ich złączone dłonie. - Proszę powtarzać
za mną: Zgodnie z prawem magicznym i powszechnym w świecie Czarodziejów, wiążę
się z tobą na wieki i na mocy zaklęcia ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość
aż do końca moich dni.
Kiedy jasnoniebieskie nitki oplatające dłonie
pary młodej zniknęły, Hermiona zdała sobie sprawę, że wszyscy obserwują ich z
niesłabnącym wzruszeniem. Ze zdumieniem otarła pojedynczą łzę, która spłynęła
po jej policzku.
- Na mocy prawa i Zaklęcia, ogłaszam was mężem i
żoną. - Rocknowell obrócił się w stronę Blaise'a. Na jego starej twarzy wykwitł
łagodny uśmiech. - Możesz pocałować pannę młodą.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
So every time you hold
me
Hold me like this is the
last time
Every time you kiss me
Kiss me like you’ll
never see me again
Every time you touch me
Touch me like this is
the last time
Promise that you’ll love
me
Love me like you’ll
never see me again
Alicia Keys „Like you'll
never see me again”
Pełen gości namiot rozświetlały magiczne lampki
rozstawione strategicznie w różnych miejscach na ziemi, a także wystawne świece
zaczarowane tak, by unosiły się ponad głowami tańczących.
Zamówiona orkiestra grała naprzemiennie raz
szybkie, raz wolne kawałki, trafiając idealnie w gusta wszystkich obecnych.
Parkiet był zajęty niemalże cały czas, z niewielkimi przerwami by się napić,
wziąć udział w zabawie czy zjeść.
Ginny wirowała w tańcu, tonąc w objęciach
swojego męża. Długą suknię zamieniła na krótszą, ale równie piękną.
Hermiona siedziała przy stoliku, obserwując
bawiących się gości. Jej wciąż czerwone usta ułożyły się w lekki dzióbek, kiedy
wychyliła kieliszek, by napić się cudownego w smaku wina skrzatów. Nie
pamiętała kiedy ostatni raz piła coś tak pysznego.
Nie czuła się w żadnym stopniu pijana, mimo że
wesele trwało w najlepsze, a ona naprawdę nie szczędziła sobie procentów. Coś
jednak trzymało ją w ciągłym stanie trzeźwości. Może to i dobrze? A może to
dlatego, że dużo czasu spędzała na parkiecie? Możliwe.
Sięgnęła po butelkę stojącą na środku okrągłego
stołu i nalała resztę płynu do kieliszka.
Zastanowiła się gdzie jest Draco. Przecież miał
zniknąć jedynie „na sekundę”, a nie wracał i nie wracał... miała nadzieję, że
nigdzie nie zasnął.
Rozejrzała się w tłumie gości i jak na komendę
dojrzała go na samym skraju parkietu. Szedł od strony pola. Zmarszczyła brwi.
Co tam robił, u licha?
- Jest piękny. - Usłyszała damski głos,
dochodzący z niedalekiej odległości. Obróciła się w tamtą stronę, a w miejscu
gdzie jeszcze przed chwilą nie było nikogo, siedziała młoda, czarnowłosa
kobieta. Była piękna i miała w sobie pewnego rodzaju dostojność. Hermiona miała
wrażenie, że skądś ją zna, jednak wspomnienie to było tak zamazane...
- Astoria – powiedziała kobieta, wyciągając dłoń
w jej stronę. - Jestem ze Slytherinu.
Hermiona pokiwała głową, domyślając się, że
Astoria jest od niej młodsza co najmniej o rok. Nie kojarzyła jej z żadnych
tegorocznych zajęć.
- Nie dziwię się, że moja siostra tak bardzo
chciała ci go odebrać – ciągnęła dalej, nie słysząc żadnej odpowiedzi. Na jej
słowa Hermiona momentalnie się spięła. - Ale mimo to, Daphne jest naprawdę tępa
i irytująca.
To był cios poniżej pasa. Ta blond wywłoka jest
siostrą tej dystyngowanej i ułożonej dziewczyny? W dodatku s t a r s z ą?!
Z uniesionymi brwiami i lekko rozchylonymi
ustami obserwowała, jak Astoria bierze w dłoń kieliszek i niezwykle
arystokratycznym gestem upija z niego łyk.
Nie zachowywała się wrednie ani wyniośle, a mimo
to Hermiona czuła się od niej gorsza.
- Zatańczymy? - usłyszała głos Draco tuż przy
swoim uchu i wzdrygnęła się ledwo dostrzegalnie. Nawet nie zauważyła kiedy
podszedł.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, odezwała się
Astoria.
- Witaj Draco.
- Astoria, cześć. Co tutaj robisz? - wyglądał na
opanowanego, a mimo to jego brwi uniosły się o milimetr.
Kobieta wzruszyła ramionami, odkładając
kieliszek na stół.
- Wiesz przecież, że jestem daleką kuzynką
Zabiniego. Jego matka nas zaprosiła.
Widząc przerażoną minę Hermiony, zrozumiała w
lot jej strach i roześmiała się głośno.
- Nie martw się. Daphne tu nie ma.
Posłała im lekki uśmiech, po czym obróciła się
na pięcie i zniknęła w tłumie.
Draco przygarnął Hermionę ramieniem i
poprowadził w stronę parkietu. Po chwili zaczęli kołysać się w rytm wolnej
melodii.
Czuła jego ciało tuż przy swoim. Przylegali do
siebie tak bardzo, że nie dałoby się włożyć między nich nawet szpilki. Czuła
bicie jego serca i słyszała cichy, aczkolwiek przyspieszony oddech. Zawsze w takich
sytuacjach się uspokajała, a teraz jakoś nie potrafiła odpędzić od siebie
uczucia niepokoju. Takim zabawom jak wesela często towarzyszy niepokój. Zapewne
to jest podłożem.
Odetchnęła głęboko, próbując się uspokoić, po
czym uniosła głowę.
Omiotła spojrzeniem twarz Dracona, podświadomie
starając się zapamiętać jej kształt. Rozmieszczenie i kolor oczu, kształt nosa,
gładkie włosy ułożone specjalnie tak, by wyglądały jak w nieładzie... „Jest
piękny”. Astoria miała rację. Ale co się dziwić? Ona, Hermiona, też
przecież bardzo dobrze to wiedziała.
Wtuliła się w jego ciało, pragnąc wtopić się w
nie, złączyć w jedno. Jedno serce, jedną duszę, jedno ciało. Żeby mogli być
razem już zawsze.
- Wszystko w porządku? - zapytał Draco,
delikatnym gestem unosząc jej podbródek do góry. Spojrzeli sobie w oczy,
zatapiając się we własnych spojrzeniach. Brąz i stal. Ogień i lód. Szczęście i
cierpienie...
Dlaczego to pomyślała?
Za dużo wina, za dużo emocji.
Widząc, że wciąż czeka na odpowiedź skinęła
głową i stanęła na palcach, by pocałować go w usta. Mocno, namiętnie, z
uczuciem rozrywającym jej serce. Kochała go jak nic innego na świecie. Chciała
by o tym wiedział.
Kiedy oderwali się od siebie zamruczał niczym
kot.
- To lubię...
Zaśmiała się cicho, pozwalając prowadzić do szybszej
melodii.
Tańczyli, zatapiając się w doznaniach. Bawiąc
jakby jutra miało nie być. Tuląc jakby miało ich zabraknąć. Byli zakochani i
szczęśliwi, niemalże w tym samym stopniu co Młoda Para.
Kiedy orkiestra po raz kolejny postawiła na
wolną melodię, a Hermiona wylądowała w ramionach Dracona, jej policzki były
zaczerwienione, a oczy błyszczały.
Uniosła dłoń, by dotknąć jego twarzy i z
uśmiechem patrzyła jak przymyka powieki.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - zapytała
miękko, głosem nie głośniejszym niż tchnienie wiatru.
Draco otworzył oczy i spojrzał na nią swoimi
stalowoszarymi tęczówkami.
- Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na
świecie. Moim aniołem, szczęściem. Nawet gdybym chciał, nie potrafiłbym trzymać
się z dala od ciebie – złapał za dłoń, którą wciąż trzymała na jego policzku i
przytulił się do niej. Zniżył głos do szeptu. - Nie wyobrażam sobie, że nagle
miałoby cię zabraknąć w moim życiu...
Zadrżała. Wtuliła się w niego, chowając twarz
tuż pod ramieniem.
- Więc nigdy mnie nie zostawiaj.
- Nigdy.
Kołysali się jeszcze chwilę, chłonąc swoją
obecność, po czym Draco zrobił krok w tył. Wyglądał jakby nie chciał tego
robić, jednak robił, bo miał ku temu bardzo dobry powód.
Spojrzał gdzieś ponad jej ramieniem, po czym
lekko skinąwszy głową, złapał ją za dłoń.
W jego oczach błyszczała radość, a także coś na
kształt lekkiego niepokoju.
- Chodź ze mną.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Życie jest małą
ściemniarą,
wróblicą, wygą, cwaniarą,
plącze nam nogi i mówi:
idź.
Igor Herbut „Wkręceni”
Cause Lord only knows
another day is not really guaranteed
Alicia Keys „Like you'll
never see me again”
Zwlekał dość długi czas i gdyby nie spojrzenie
Blaise'a, które złapał ponad ramieniem Hermiony, pewnie zwlekałby i dłużej. Kto
by pomyślał, że jest aż taki tchórzem?
Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę domu. Co
prawda specjalne miejsce przygotował już wcześniej. W głębi pola znalazł
zdeformowane drzewo, które swym wyglądem przypominało ławeczkę. Między jego
liśćmi niemalże idealnie było widać gwieździste niebo. Miejsce było
perfekcyjnie... ale najpierw pierścionek.
Zawsze nosił go przy sobie a dziś, jak na
ironię, musiał upuścić go w sypialni, gdy pokazywał Blaise'owi.
Hermiona wyglądała na zdezorientowaną, jednak
nie zadawała pytań, za co był jej bardzo wdzięczny. Gdyby zaczęła dopytywać,
zupełnie nie wiedziałby jak się wykręcić – a to też nie zdarzało się zbyt
często.
Kiedy dotarli pod dom, posadził ją na bujanej
ławce. Złapał ją za dłonie, całując wierzch każdej z nich.
- Poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę, dobrze?
Miał wrażenie, że chciała coś powiedzieć, może
go zatrzymać... jednak nie dał jej takiej możliwości. Cmoknął ją jeszcze w
policzek, po czym pędem ruszył w stronę domu. Im bliżej było tego pamiętnego
wydarzenia tym większą czuł ekscytację. Nareszcie.
Była jego, to fakt. Mimo wszystko, pierścionek
na jej palcu będzie już niezaprzeczalną deklaracją...
Przemierzył schody z prędkością błyskawicy,
wpadając do sypialni jakby goniła go sama śmierć. Nie zapalając światła ruszył
w stronę łóżka, w blasku księżyca rozglądając się dookoła.
Pudełeczko wcale nie było takie znowu małe, nie
mogło więc od tak zapaść się pod ziemię, to nie szpilka.
Po minucie bezowocnego szukania, postanowił
jednak zapalić to światło. Jednym kliknięciem rozjaśnił cały pokój, a jego
spojrzenia padło na czerwony punkt, odrobinę wystający spod komody. Chwycił go
szybko i już miał wychodzić, kiedy dojrzał za oknem jakiś ruch. Obrócił się
zdezorientowany i ze zdziwieniem zobaczył nową sowę matki.
Uniósł brwi do góry i wpuścił zwierzę do środka.
Sądził, że będzie czekała na odpowiedź, jednak jedynie spuściła list na łóżko
po czym wyleciała bezszelestnie jak duch.
Miał ochotę wyjść, jakby nic się nie stało.
Chciał zostawić tę białą kopertę na później, coś jednak kazało mu zostać. Jak
maszyna podszedł do łóżka i jednym ruchem wyciągnął starannie złożony list.
Draco,
Nie będę się rozpisywać,
nie mam na to czasu.
Wypuścili ojca, jest w
domu. Dowiedział się o Tobie i Hermionie, wpadł w szał.
Powiedział, że załatwi
to wszystko dziś w nocy.
Zamknął się w pokoju,
więc może jeszcze masz szansę.
Przyjedź jak
najszybciej, może to coś pomoże...
Nie było podpisu, jednak nie potrzebował go.
Dobrze wiedział od kogo jest ten list, a czytając go po raz drugi, trzeci,
czwarty... czuł jak jego serce ściska się w piersi, a w gardle rośnie wielka
gula.
„ Wypuścili ojca”, „Dowiedział się o
tobie i Hermionie, wpadł w szał.”, „Przyjedź jak najszybciej...”. Spojrzał
na czerwone pudełeczko, które wciąż trzymał w dłoniach, następnie na list.
Bezwiednie otworzył pudełko, smukłymi palcami przejeżdżając po niewielkim,
szmaragdowym oczku rodowego pierścionka Blacków. Dostał go od matki jakiś czas
temu. „Daj go tej, którą pokochasz najbardziej na świecie”, powiedziała. Nie
chciał iść. Nie teraz, kiedy Hermiona czekała na dole. Kiedy było tak blisko...
Ale nie miał wyjścia. Jeżeli ojciec pojawi się tutaj to będzie źle. Zabije ją.
Zabije. Ta myśl wstrząsnęła nim do głębi. Nie może na to pozwolić. Postanowił
załatwić to od razu. Załatwi sprawę i wróci do niej, nim zdąży zauważyć jego
nieobecność.
Nie zastanawiając się wiele, zatrzasnął wieczko,
wstał i teleportował się z miejsca gdzie stał.
Zajęło mu to zaledwie ułamek sekundy. Nie musiał
otwierać oczu, żeby wiedzieć, że znalazł się na miejscu. Chłód i mrok jakby na
nowo zapanowały w murach Malfoy Manor, rozprzestrzeniając się także na piękne
ogrody Narcyzy.
Ruszył przed siebie, starając się pozbyć
negatywnych odczuć, a skupić na tych pozytywnych. Myślał o niej, o Hermionie. O
jej uśmiechu, dotyku, zapachu jej włosów...
Nawet nie zauważył kiedy znalazł się w ogromnym
holu. Jak zaprogramowany ruszył wprost do salonu gdzie, jak się spodziewał,
była jego matka. Nie mylił się.
Kiedy stanął w drzwiach, Narcyza wydała z siebie
krótki okrzyk, jednak powstrzymała odruch, by do niego podbiec. Chwilę później
wiedział już dlaczego.
- Jesteś, bękarcie. Zdrajco krwi... - usłyszał
nienawistny głos, a z jego twarzy odpłynęła cała krew.
Czego się spodziewał przychodząc tutaj? Na pewno
nie kolacji powitalnej. Ojciec był na niego wściekły już ostatnim razem, a
teraz... teraz miarka się przebrała. Lucjusz wyglądał jakby miał zamiar zabić
syna gołymi rękami. Jego oczy błyszczały złowrogo, a szczęka była zaciśnięta
kiedy ruszył w jego stronę.
- Ciebie też dobrze widzieć. Jak się podobało w
Azkabanie? Jak uciekłeś? Bo z pewnością nie wypuścili cię za dobre
sprawowanie... - Narcyza wydała z siebie krótki okrzyk i wyglądała jakby miała
zemdleć. Z przerażeniem patrzyła na męża, którego nozdrza drgały.
Jednym ruchem wyciągnął różdżkę i skierował ją w
stronę syna.
Draco wiedział, że nie powinien go drażnić. Z
tego nigdy nie wynikało nic dobrego, a w jego sytuacji... cóż i tak za kolorowo
już nie było.
Nie zrezygnował jednak ze swojej aroganckiej
postawy, tylko patrzył hardo w oczy, które łudząco przypominały jego własne.
Jedyną różnicą był wyraz szaleństwa, którego Draco nigdy nie poznał. On był
wściekły, ale nie szalony. Był wściekły bo musiał się tu pojawić, zamiast być z
Nią. Chciał jak najszybciej to załatwić...
- Słyszałem, że masz problem odnośnie mojego
życia prywatnego – powiedział Draco, siląc się na spokój. Jego ton nie był już
aż tak arogancki... ale z pewnością drażniący. Igrasz z ogniem idioto...
odezwał się głosik w jego umyśle, jednak z premedytacją go zignorował. -
Pojawiłem się tylko po to, żeby powiedzieć, że nie masz już nade mną żadnej
władzy...
Urwał, bo z gardła Lucjusza wydobył się głośny,
szaleńczy śmiech. Jego oczy błyszczały szaleństwem, a z ciała w żadnym stopniu
nie emanowała wesołość, jedynie lodowata wściekłość.
- Już ja cię nauczę posłuszeństwa...
Rzucił zaklęcie nim Draco choćby pomyślał o tym
by wyciągnąć różdżkę. Na szczęście zdołał uniknąć dziwnego promienia, który
mknął w jego stronę. Nigdy takiego nie wiedział... wyszarpnął różdżkę i już
miał stanąć do walki, kiedy została wyrwana z jego rąk. Nawet nie zauważył
kiedy Lucjusz znalazł się tuż obok. Jak mógł aż tak bardzo stracić
koncentrację?
- Koniec ze szlamami. Nie będziesz brudził MOJEJ
krwi, szczeniaku.
Nie zdążył zrobić nic. Odezwać się, ruszyć,
nawet jęknąć! Był jak sparaliżowany. Lucjusz uniósł różdżkę do góry i jedyne co
zapamiętał to rozpaczliwy krzyk matki, a później była już tylko ciemność.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Hermiona siedziała dokładnie w tym samym
miejscu, w którym zostawił ją Draco i skubała paznokcie. Od kiedy odszedł
minęło całe dziesięć minut, a ona nie ruszyła się nawet o milimetr. Zaczynała
się martwić tą przedłużającą nieobecnością. Mówił, że nie będzie go tylko
chwilę!
Czego się boisz głupia? Co mogłoby się stać w
waszym własnym domu?
Rozsądek naigrywał się z jej odczuć, ale serce
wiedziało swoje. Wbrew rozumowi nie potrafiła wyzbyć się tego uczucia
niepewności i strachu, które zagnieździły się w niej parę godzin wcześniej.
Kiedy minęło kolejne pięć minut, nie wytrzymała.
Zerwała się z miejsca i prawie biegnąc, ruszyła
w stronę domu.
Intuicyjnie czuła, że jego celem była sypialnia
i właśnie tam udała się w pierwszej kolejności. Zapaliwszy światło stanęła w
drzwiach i oceniającym wzrokiem obiegła pomieszczenie. Nie znalazła niczego co
mogłoby zwrócić jej uwagę. Sprawdziła w łazience, jednej, drugiej, w kuchni...
nie było go. Stanęła na środku przedpokoju, a jej serce zaczęło bić w szalonym
tempie. Co mogło się stać? Bo na pewno coś się stało. Nie odszedłby od tak...
prawda?
Aleś ty głupia i naiwna...
Ale przecież mówił! Deklarował się dziś!
Na pewno coś się stało. Tak.
Ale co miała zrobić w tej sytuacji? Powinna
powiedzieć Blaise'owi i Ginny. Jednak czy chciała psuć ich wesele tą niezbyt
szczęśliwą informacją? Nie, musi najpierw pomyśleć sama.
Opadła na kanapę w salonie,
rozważając różne za i przeciw. Nie potrafiła zrozumieć co się stało. Nie
wiedziała jak działać, co zrobić...
Nie miała pojęcia jak długo
siedziała w salonie, jednak w pewnym momencie poczuła, że podnosi się z
miejsca, a nogi same poniosły ją z powrotem na wesele.
Nie zauważyła kiedy weszła
w krąg świateł. Nie słyszała głośnych dźwięków muzyki. Jedynym co była w stanie
słyszeć był szum krwi w jej uszach. Zniknął. Tak po prostu...
Kiedy ktoś ją pchnął,
zorientowała się, że stoi na parkiecie pełnym ludzi. Wtedy zrozumiała dlaczego
nogi przyniosły ją właśnie tu. Może miała nadzieję, że jakoś wymknął się z domu
i wrócił tu z powrotem? A może się minęli w momencie, jak wchodziła do domu?
- Tu jesteś! - usłyszała
głos Ginny, a już po chwili była prowadzona pod rękę w stronę stolika. - Gdzie
się podziewałaś? Wszędzie cię szukałam.
- Byłam w domu, czekałam na
Draco...
- A właśnie, gdzie on jest
? - zapytała Ginny, marszcząc brwi, a Hermiona poczuła jak ulatuje z niej
resztka nadziei.
- A nie ma go tutaj?
Przyjaciółka pokręciła
głową w zamyśleniu.
- Gdyby był, to pewnie
stałby z Blaisem – wskazała palcem swojego męża. - Ale tam go nie ma.
Przecież widzę, miała ochotę powiedzieć Hermiona, ale ugryzła
się w język. Bycie wrednym w niczym jej nie pomoże. Poczuła, że jej ręce
zaczynają drżeć, a z oczu lecą niechciane łzy bezradności.
- Hej, hej, Mionka – Ginny
obróciła ją przodem do siebie i spojrzała jej prosto w oczy. - Już spokojnie. O
co chodzi?
- Draco, on...
- Draco? Co znowu narobił?
- wtrącił się Blaise, podchodząc znienacka.
Hermiona spojrzała na niego
wielkimi, załzawionymi oczami, w których widać było rodzącą się panikę.
- On... zniknął.
Miałam iść spać, ale zauważyłam, że dodałaś nowy rozdział. Po prostu musiałam go przeczytać. No i się nie zawiodłam. Świetnie napisane i bardzo fajnie opisałaś wszystko co związane ze ślubem. Tylko jak mogłaś skończyć w takim momencie.... Już nie umiem się doczekać rozwiązania sprawy z Lucjuszem.
OdpowiedzUsuńPozdrawia.
nie-oceniaj-po-pozorach-dramione.blogspot.com
Zawsze czytałam Twoje rozdziały po nocy, więc nie miałam siły komentować ;) ale proszę, słoneczny ranek, aż grzech nie skomentować.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia skąd bierzesz te cytaty, ale są po prostu przecudowne. Zawsze mnie chwytają za serce.
Zwykle nie czytam rozdziałów ze ślubami, bo są dość nudne i denne. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale stworzyłaś jedną z lepszych scen zaślubin, jaką czytałam.
Czekam na nowy z niecierpliwością.
Lumossy
im-possible-dramione.blogspot.com
Witam!
OdpowiedzUsuńDostałam szlaban na komputer, dlatego nie komentowałam, ale dzisiaj weszłam i nadrobiłam.
Rozdział wspaniały, dawno nie widziałam tak fajnego :D
Tylko mam nadzieję, że jednak napiszesz jeszcze dwa rozdziały... Nie mogę uwierzyć, że koniec tak blisko...
Tymczasem zapraszam do mnie na pierwszą część miniaturki: dramione-serce-nie-sluga.blogspot.com
Pozdrawiam, Dastra
Obrażam się! Takim momencie?! Rozdział świetny!!! Dodaj kolejne dzisiaj!! Słodkie oczka.
OdpowiedzUsuńŚlub Ginny i Blaisa iści wybuchowy za sprawą ojca Draco mam nadzieję że nic się nie stanie Draco. Czekam na następny rozdział Karola
OdpowiedzUsuńNie no, ale, że jak to tak? Jeden rozdział do końca, a Draco znika? Ja cię błagam tylko nie zrób nam jakiegoś strasznego w skutkach psikusa. Chyba bym się załamała, gdyby to wszystko nie zakończyło się happy end'em. Co do rozdział to sam w sobie jest naprawdę świetny. W sumie nawet nie wiem, co podobało mi się najbardziej, ale wszystko zgrało się idealnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńO kuźwa mać... Właśnie się załamałam psychicznie.
OdpowiedzUsuńOni muszą uratować Draco! Niech zabiją Lucjusza i będzie z głowy. Azkaban jest dla niego zbyt dobrym miejscem. Powinien zginąć, ale przed tym dużo cierpieć ;_;
Biedna Hermiona...
Jeju, nie wiem co napisać.
Rozdział jest cudowny, piękny, genialny... Dużo by wymieniać :)
Wybacz, że tak krótko, ale jestem na lekcjach :P
Pozdrawiam, M.
A już myślałam, że będzie słodko i romantycznie do końca.:D
OdpowiedzUsuńLucjusz... Jak zwykle dba o "szczęście" swojej rodzinki.
Genialnie, Dia Ment.:)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Cudowny !!!! popłakałam się, tak ładnie opisujesz każdy szczegół :) mam tylko nadzieję że CAŁE opowiadanie skończy się dobrze :)
OdpowiedzUsuńOstatnio nie mogłam komentować, ponieważ miałam zepsuty komputer.
OdpowiedzUsuńAle jestem.
Rozdział wspaniały! Tak trzymaj.
cudowny <3
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę weny
Avalon
Kurde pieczone, mam nadzieję, że no wiesz Draco wróci i wszystko jej wyjasni. Faceci to jednak są dziwni. Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni. Życzę wen i czekam na nexta. O nie, niedługo ostatni :(
OdpowiedzUsuńAle się dzieje, jeju. Bylo zbyt spokojnie przez ostatnie rozdzialy, czułam że coś zrobisz ;/
OdpowiedzUsuńGENIALNY ROZDZIAL.
pięknie safgsadgafsdg! <3333333
OdpowiedzUsuńKarton.
C.U.D.O!!!!!!!!! Nic dodać nic ująć.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
+Zapraszam do mnie. :)
Mam nadzieję , że wszystko skończy się dobrze :)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny :)
Pozdrawiam i weny życzę :)
Wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńJak mogłaś skończyć w takim momencie?!
Cieszę się,że Blaise i Ginny wzięli ślub.
Fajnie, że między Draco, a Hermioną wszystko się układało...
Co ten Lucjusz zrobił Draconowi?
Mam nadzieję, że jakoś się wszystko ułoży.
Przecież Draco miał się oświadczyć Hermionie.
Liczę na happy end;)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Życzę weny.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Cudny rozdzial! Ludzie staja sie coraz bardziej leniwi, wiec to naprawde denerwuje, gdy komentarzy ciagle mniej, mimo ze powinno byc wiecej.
OdpowiedzUsuńJak Draco szedl do sypialni po pierscionek to wiedzialam, ze cos sie zlego wydarzy, no wiedzialam! Bardziej jednak obstawialam na Daphne, ktora na niego czeka, ale to co wymyslilas jest jeszcze lepsze, mimo ze bardzo duzo razy sie powielalo w innych opowiadaniach. Blinny, moja ulubiona para, wziela slub, nareszcie. :)
Wiesz ty co? Czekam na zle zakonczenie, wiem, ze bedzie happy end, ale ja czekam na cos mrocznego. Pozdrawiam!
Zaczęłam to czytać od niedawna i powiem ci że jestem pod wielkim wrażeniem naprawdę podoba mi się to opowiadania z niecierpliwością czekaj na następny :)
OdpowiedzUsuńHeh...cudowne jak zawsze! A juz myslalam że on sie jej w koncu oswiadczy a tu znowu nic :) jestem ciekawa co sie dalej stanie w domy Malfoyow i w jakiej scenerii Draco da pierscionek Mionie :)
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zawsze wspanialy
pozdrawiam
Czarna Róża
.
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
.
.
??????
Jak tak można? Wszystko pięknie, aż chce się płakać ze szczęścia i wgl. Słodkość kwitnie! A ty wywinęłaś taki numer....
W sumie...podoba mi się. Trochę smaczku żeby podkręcić akcję. Ładnie zagrałaś na emocjach. Wielki PLUS! Rozdział jak zwykle genialny i idealnie przemyślany.
Brawo!
Dlaczego akurat w takim momencie ?
OdpowiedzUsuńPiękne :)
OdpowiedzUsuńBoskie <3
Czekam na więcej :*
Nie przejmuj się komentarzami ;)
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
panstwoweasley.blogspot.com
Oh, nie! :o Draco mógł wrócić do niej i powiedzieć że dostał list! Smuteg! Fajny rozdział, stwierdzam fakt iż Lucjusz jest debilem. Pozdrawiam Lilz.
OdpowiedzUsuńhttp://lilz-przyjacielzawszejestblisko.blogspot.com/
uwielbiam szczęśliwe zakończenia mam nadzieje że i to takie będzie :) świetna notka
OdpowiedzUsuńWow ale mnie zaintrygowalas :) świetny rozdział :) pozdrawiam i czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńRewelacja :) uwielbiam ten rozdział :) ! Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się :) komentarze raz sa raz ich nie ma :) wazne ze nie wymuszasz ich tak jak jedna z autorek innych dramione :) szacunek dla Ciebie za to :) co do rozdziału ... SUPER :) i czekam na cd :)
OdpowiedzUsuńLaaaaaaa !!!! Wstretny lucek ^^ bylo za słodko i wiedziałam że coś się stanie !! Czułam to po prostu , mam nadzieję że znajdziesz czas i chęci na więcej niż jeden rozdział ^^
OdpowiedzUsuńMiło zacząć popołudnie od przeczytania takiego genialnego rozdziału :-)
OdpowiedzUsuńJaaaaak możesz kończyć w takim momencie :p wrrr :) rozdział rewelacyjny :) oby tak dalej :) buźka :*
OdpowiedzUsuńCudowne <3 <3 <3 Ślub i cały ten opis... kobieto, jak ty piszesz! Aż się rozpływam ^^ Blaise i Ginny Zabini. Blaise i Ginny Zabini. Blaise i Ginny Zabini - jak to pięknie brzmi :)
OdpowiedzUsuńDraco miał się oświadczyć (znowu) ale Lucek wyszedł na wolność... Bu Lucjuszu, bu :'(
Mam nadzieję, że się nie obrazisz za ten beznadziejny komentarz, ale jestem padnięta :(
Całuje ~ Luar Princesa ♥
Mam nadzieje że będzie szczęśliwe zakończenie! Bo jak nie to się załamie:( Tak, to jest szantaż!
OdpowiedzUsuńCałkowicie mnie zaskoczyłaś. Spodziewałam się wszystkiego, dosłownie wszystkiego, ale to... Końcówkę rozdziału przeczytałam na wdechu i nie mam pojęcia jak wytrwałam do końca. Nie będę się rozwodzić nad Twoim stylem i językiem, bo moje zdanie doskonale znasz, ale jeszcze wielkie brawa za wprowadzenie takiego dreszczyku emocji. Lucjusz zawsze wszystko psuje, trzeba było go uśmiercić :)
OdpowiedzUsuńWiesz, taka mała cząstka mnie pragnie, żeby to się nie skończyło szczęśliwie, ale mam nadzieję, że się jej nie posłuchasz, bo jak nie będzie happy endu to pewnie się rozpłaczę, a chcę zostawić kilka łez, które zamierzam wykorzystać na opłakiwanie mojego marnego świadectwa. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział no i weny, kochana! :)
Pozdrawiam,
Fioletoowa
I mimo całej nadziei na happy end, czuje się jakoś dziwnie niespokojnie... Ciemność? Co takiego mógł zrobić Luciusz Draconowi (przychodzi mi do głowy jeden szczególny pomysł, ale nie chce go akceptować)? I to jeszcze w takiem momencie! Kiedy wszystko było już gotowe, zaplanowane, a sam Draco nareszcie odwarzył się na ten krok?! Z drugiej jednak strany, Lucjusz użył prawdopodobnie zaklęcia czarnomagicznsgo, a każdy czar jego różdżki, jak byłego więźnia azkabanu, musi być monitorowany przez ministerstwo, prawda?
OdpowiedzUsuńCzekam na koleiny rozdział!!!
Ludum :*
Super rozdział ! :)
OdpowiedzUsuńChwile mnie nie było ale od wczoraj zdążyłam nadrobić zaległości :)
Już myślałam że wzystko powoli się kończy a tu jeszcze jednak nie i bardzo dobrze !!
Nie musi być zawsze kolorowo, mam tylko nadzieję że Smokowi się nic nie stanie :P
tylko dlaczego nie powiedział nic Hermionie ? Cokolwiek ?
I dlaczego Narcyza nic nie zrobi?
Czekam na kolejny rozdział , weny :]
*btw planujesz nowe opowiadanie po zakończeniu tego ? Bo chętnie przeczytałabym jakieś jeszcze Twoje Dramione :)
Cytaty ścisnęły moje serce doszczętnie. doskonale komponowały się z fabuła tego rozdziału. tworząc z nim jedną wielką całość. Sama treść rozdziału powaliła mnie na kolana. Była czarująca ale najbardziej zdruzgotała mnie końcówka. Teraz znając treść reszty rozdziałów chce mi się płakać bo jak czytałam ten rozdział ostatnim razem miałam jeszcze płomyk szczerej nadziei że to się tak nie skończy, że jednak jeszcze będą razem ale mimo to bardzo kocham tę historię i ciężko mi się z nią rozstać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Charlotte
Głupi Lucjusz! Nie mogli go demetorzy pocałować, albo coś? "Kochany tatuś" wrócił do domu, cholibka... Rozdział jak zwykle przepięknie napisany, zero błędów, lekki styl... Nie mogę uwierzyć, że zaraz koniec, a ja tak zawalam z tym komentowaniem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam magicznie
~hope~
Co ?!?!??!?!??! O nie, nie nie nie nie . Nie rób mi tego błagam !!!!!
OdpowiedzUsuńTsuki