7 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ XXXVIII

Oprócz tego, będzie jednak jeszcze jeden + epilog. Namówiłyście mnie ;>
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną przez te ostatnie rozdziały i tak jak ja, dacie z siebie wszystko :)
Uprzedzając słowa protestu, muszę powiedzieć,  że historia była zaplanowana w ten sposób od samego początku.

Miłej lektury!

***~~~***~~~***~~~***~~~***


 

ROZDZIAŁ XXXVIII

 

Nadzieja jest dobra, bo umiera ostatnia.

Ale czy może być zła? Może.

Jest drogą do szczęścia lub całkowitej zagłady.

Kiedy się spełnia, jest piękna,

kiedy nie... jest ostateczna.

Tracąc nadzieję, tracimy wszystko.

M.D.

 

*~*~*

 

Tell them all I know now

Shout it from the rooftops

Write it on the sky line

All we had is gone now

Tell them I was happy

And my heart is broken

All my scars are open

Tell them what I hoped would be impossible

James Arthur "Impossible"

 

I love this place, but it's haunted without you

Amanda Seyfried

 

Rok później.

 

Gorąca kawa powoli stygła na parapecie, a lekka para osiadała na oknie, tworząc zamgloną plamę. Jeszcze tydzień temu panował tu ogromny gwar, a teraz chłodne pomieszczenia spowijała całkowita cisza.

Zasłony w oknach, dywan w salonie, kapa na łóżku... wszystko było dokładnie takie samo jak rok temu. Przez okrągłe trzysta sześćdziesiąt pięć dni nie zmieniła tu dosłownie nic. Czy dlatego, że wciąż jeszcze miała nadzieję, że się pojawi? Możliwe, ale nawet jeśli, to bardzo nikłą.

Impreza z okazji rocznicy ślubu Zabinich była dla niej dużym oderwaniem od rzeczywistości. Będąc ubraną w dresowe spodnie i bluzę, smażąc kiełbaski na dworze z Kremowym Piwem w jednej ręce... ani trochę nie przypominało to sytuacji z wesela, a jednak budziło niechciane wspomnienia. 

Mimo to naprawdę się oderwała. Choć przez moment przestała myśleć o wszystkim co złe. Wreszcie była w towarzystwie innych ludzi niż Ginny, Blaise, Harry z Luną, a także od czasu do czasu Ron, czy Pierre.

Pierre... Był dla niej plastrem na jątrzące rany.

Jakby wyczuwając sytuację, pojawił się u niej dokładnie tydzień po pamiętnych wydarzeniach z zeszłego roku. A może ktoś dał mu znać? Nie dowiedziała się do dzisiaj, jednak to nie było ważne.

Najważniejszy był fakt, że miała obok siebie kogoś, kto potrafił jej wysłuchać, otrzeć łzy, przytulić, ale też kopnąć w tyłek i powiedzieć „weź się w garść kobieto!”. Prawdę mówiąc tylko dzięki niemu pracowała tam, gdzie pracowała. Gdyby nie ostra interwencja jej przyjaciela, pewnie nie zdążyłaby złożyć podania na czas. Była mu wdzięczna za wiele rzeczy i wiedziała, że nigdy się nie zrekompensuje.

Mimo wsparcia Ginny i Blaise'a oraz bezgranicznej miłości do nich, to Pierre był osobą, która jako tako postawiła ją na nogi.

To dzięki niemu przestała czuć się aż tak samotnie we własnym domu. To on pomógł jej przestać go nienawidzić. Gdyby nie interesowali go faceci, z pewnością zaczęłaby myśleć o nim cieplej... jednak to był Pierre, poza tym było za wcześnie. Rana, choć już odrobinę zagojona, momentami wciąż się jątrzyła, dając o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach.

Zeszła po schodach na dół, zapinając swój lekarski kitel i sięgając po zimną już kawę. Oparła się o parapet, przechylając głowę w leniwym geście. Była już spóźniona, jednak nie potrafiła odgonić niechcianych myśli. To wszystko wydarzyło się dokładnie rok temu...

Doskonale pamiętała pierwszy miesiąc po zniknięciu Dracona. Nie mogła spać, nie mogła jeść... nawet jej ulubiona kawa smakowała jak papier ścierny. Zaangażowała się całą sobą w poszukiwanie ukochanego. Mimo przeczucia, że to nie ma sensu, nie dawała za wygraną. Od zawsze wiedziała, że jest uparta i tylko utwierdziła się w tym przekonaniu. Sądziła także, że jest silna... jednak podbramkowa sytuacja uświadomiła jej jak słabym i bezbronnym człowiekiem jest bez jego obecności.

Postawiła na nogi wszystkich znajomych. Przez pierwszy tydzień Blaise codziennie pojawiał się pod Malfoy Manor, jednak za każdym razem witały go zamknięte drzwi i pustka wokół. Szukali dosłownie wszędzie, starając się jedynie nie myśleć o najgorszym... nie, z pewnością musiał żyć. Pierwsze trzy tygodnie, mimo obecności Pierre'a minęły na łzach i niepewności. Nie wiedziała co się z nią działo. Nie pamiętała co robiła, mówiła, gdzie była... doskonale pamiętała z kolei dzień, kiedy postanowiła osobiście pojawić się za bramą Malfoy Manor. Można powiedzieć, że miała szczęście widząc Narcyzę... jednak nie była tego taka pewna.

Oparła się o parapet, a jej umysł zalały niechciane wspomnienia.

 

*~*~*

 

Promienie wschodzącego słońca muskały jej odsłoniętą skórę. Mimo wczesnej pory, wakacyjna pogoda sprawowała się na medal.

Nie wiedziała czy dobrze robi teleportując się na ciemną uliczkę niedaleko Perling's Road, nie wiedziała czy w ogóle ma ochotę tam iść, nie wiedziała nic. Nie potrafiła spać, a jej umysł wciąż i wciąż zalewały myśli- niechciane i złe. Decyzję podjęła w ułamku sekundy. Wstała z łóżka, uśmiechając się lekko do śpiącego Pierre'a, który od jakiegoś czasu nie odstępował jej na krok i wyszła z domu.

Wtedy była pewna słuszności tej decyzji, jednak teraz... cóż, skoro mówi się A, trzeba powiedzieć i B.

Wzięła dwa głębokie wdechy i ruszyła przed siebie.

Wysokie budynki rzucały podłużne cienie na ulicę, kiedy szybkim krokiem zmierzała w stronę wielkiego dworku położonego na samym końcu Perling's Road. Oczywiście był całkowicie ukryty przed spojrzeniami mugoli, lecz ona widziała go w pełnej okazałości.

Im bliżej była celu, tym więcej wątpliwości pojawiało się w jej skatowanym umyśle. Nie radziła sobie zupełnie. Ból, który dopadał ją niemal z regularną dokładnością, był nie do zniesienia. Momentami miała wrażenie, że za chwilę oszaleje. Najgorsza była niewiedza. Właśnie dlatego pojawiła się tutaj w ten sierpniowy ranek. Musiała się dowiedzieć.

Jak na autopilocie dotarła do wielkiej bramy. Nie wydała żadnego dźwięku zdziwienia na fakt, że wrota otworzyły się przed nią bez żadnego problemu, ale może wcale nie było to dziwne?

Przeszła przez wielkie podwórko, wpatrując się w drzwi, jakby za nimi czekały na nią wszystkie odpowiedzi. Jakby właśnie tam był ukryty jej spokój, jej szczęście. Zanim jednak zdążyła do nich dotrzeć, otworzyły się, ukazując Narcyzę.

Kobieta ubrana była w ciemną szatę wyjściową, a w dłoni trzymała niewielką kopertówkę. Jej włosy były upięte w nieładzie, a pod oczami malowały się fioletowe cienie. Hermionie przeszło przez myśl, że nie tylko ona przeżywa ostatnio ciężkie chwile.

Pohamowała przemożną ochotę by rzucić się w jej stronę i szarpiąc za ramiona, wydusić prawdę. Zamiast tego zatrzymała się w miejscu, obserwując jak na jej widok twarz kobiety zmienia wyraz ze zdziwionego na przerażony. Z paniką zerknęła na drzwi znajdujące się tuż za jej plecami, po czym szybkim krokiem podeszła do Hermiony.

- Nie powinno cię tu być – powiedziała, mijając ją w pośpiechu.

Spodziewała się wszystkiego. Radości, krzyku, wybuchu złości... jednak nie tak wielkiej obojętności. Niczym robot obróciła się na pięcie i ruszyła za matką Dracona.

- Gdzie jest Draco? - zapytała, zupełnie ignorując wcześniejszą uwagę.

Słysząc imię syna, Narcyza spięła się na ułamek sekundy, jednak nie odpowiedziała.

Po kilku krokach Hermiona zwątpiła, że dostanie jakiekolwiek odpowiedzi po dobroci, więc złapała kobietę za ramię i nieco zbyt ostrym gestem obróciła ją w swoją stronę.

- Gdzie. Jest. Draco.

Narcyza zerknęła na dłoń Hermiony zaciśniętą na jej ramieniu, a następnie spojrzała jej w oczy. Mieszanina przerażenia, bezradności oraz troski utkwiły w pamięci Hermiony tak głęboko, jakby połączyła się umysłem z matką Dracona.

Narcyza Malfoy. Zawsze wyprostowana, pewna siebie, zadbana, teraz wyglądała jak siedem nieszczęść. Ani na jotę nie przypominała tej dystyngowanej kobiety, którą Hermiona poznała kilka miesięcy temu.

Uspokoiła oddech, zmieniając ton na błagalny. W jej oczach pojawiły się łzy.

- Proszę mi powiedzieć. Ja muszę wiedzieć, proszę...

Narcyza zaczęła kręcić głową, a jej dłoń powędrowała do policzka Hermiony. Dziewczyna ujrzała łzy w niebieskich oczach.

- Odejdź Hermiono.

Osłupiała.

- Nie, dopóki się nie dowiem gdzie jest Draco.

Narcyza opuściła dłoń ze zrezygnowaniem, a jej spojrzenie na ułamek sekundy powędrowało znów ku drzwiom. Westchnęła ciężko, wyrażając tym cały swój ból i frustrację. Nie trzeba było mieć żadnych zdolności empatycznych, żeby wyczuć jak bardzo cierpi.

Mimo wysokiego wzrostu wydawała się tak mała i bezbronna... jednak kiedy odezwała się znów, głos miała mocny.

- Nie znajdziesz go. Nie możecie być razem, przykro mi.

Hermiona opuściła ręce, a jej serce przeszyły miliony sztylecików. Poczuła, że zaczyna się trząść.

- Słucham? Ale przecież pani...

- Pamiętam co mówiłam. Pamiętam czego pragnęłam – odpowiedziała Narcyza kręcąc głową. Jej spojrzenie jak i głos złagodniały, a ona znów położyła swoją dłoń na policzku Hermiony. - Nie mówię czego chcę, mówię jak jest. Nigdy nie będziecie mogli być razem, dopóki... po prostu nie możecie. Musisz odejść, Hermiono. Tak będzie lepiej zarówno dla ciebie jak i dla niego. - Odwróciła się by odejść, jednak dodała na koniec: - Nie szukaj go więcej. Naprawdę cię kocha i nie chciałby, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda.

- I zniknęła.

Naprawdę cię kocha...

Kolejne sekundy, minuty, godziny... dosłownie wszystko, pamiętała jak przez mgłę.

Ostatnim co utkwiło w jej umyśle to troskliwy wzrok Pierre'a i jego ciepłe ramiona, które dały choć minimalne poczucie bezpieczeństwa.

 

*~*~*

 

- Ty jeszcze nie w pracy? - usłyszała głos Pierre, więc pospiesznie otarła łzy z policzków. Nawet nie zauważyła kiedy zaczęły płynąć.

Ostatnimi czasy udawała, że jest z nią lepiej. A może i rzeczywiście było? Nie potrafiła tego stwierdzić, kiedy wspomnienia, mimo że rzadsze, wciąż wracały. Nie widziała Dracona od momentu wesela, ani nie usłyszała na jego temat żadnego słowa. Zupełnie tak, jakby zapadł się pod ziemię, zabierając ze sobą jej serce oraz szczęście. Minęło już tyle czasu... musiała się trzymać, wiedziała o tym. Właśnie dlatego, mimo poharatanej duszy, starała się tworzyć pozory normalności.

Wciąż jednak zapominała, że pod czujnym okiem przyjaciela nic się nie ukryje i tym razem też nie było inaczej. Widząc stan przyjaciółki, delikatnym gestem wyciągnął z jej dłoni kubek z zimną już kawą i zamknął ją w niedźwiedzim uścisku.

Wciąż była mu wdzięczna, że przy niej był zwłaszcza, że wcale nie musiał. Poświęcił dla niej wszystko, nawet własny związek- Rene zerwał z nim dwa miesiące temu, zarzucając brak zainteresowania ze strony Campbella. Od tego czasu Pierre niemal zamieszkał u Hermiony, gdzie mógł spokojnie pracować na odległość jako dziennikarz sportowy francuskiego miesięcznika „Fascinateur”. Próbowała go odesłać wiedząc, że nadchodzące wyrzuty sumienia zniszczą ją zupełnie... lecz o dziwo, czuła tylko ulgę, że zostanie przy niej. Nienawidziła się za to.

Oddała uścisk, po czym odsunęła się od niego, przybierając na twarz coś w rodzaju uśmiechu. Miała nadzieję, że wyglądał bardziej przekonująco niż w jej wyobrażeniu.

- Właśnie miałam wychodzić – powiedziała, łapiąc za różdżkę. Obróciła się, żeby złapać torebkę i spojrzała na niego. - Po pracy będę szła na Pokątną. Potrzebujesz czegoś?

- Nie – pokręcił głową, po czym znieruchomiał. - Albo wiesz co? Możesz rozejrzeć się za kałamarzem i piórem. Moje już szwankują...

- Jasne – z ledwością pohamowała skrzywienie na dźwięk udawanej swobody. Czujny wzrok Pierre'a strasznie ją dziś peszył. - Będę po dziewiętnastej.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

Czasami, gdy zamykam oczy
Udaję, że wszystko ze mną w porządku, ale to nigdy nie wystarcza,
Bo moje echo, echo jest jedynym głosem, który powraca
Mój cień, cień jest jedynym przyjacielem, jakiego mam

Jason Walker „Echo”

 

Jeśli mogłabym pomalować niebo

Wszystkie gwiazdy świeciłyby krwistą czerwienią

Phantogram „Blackout days”

 

Kochała swoją pracę. Kochała pomagać ludziom, a brak bezczynności pozwalał jej zająć myśli czymś innym niż jej osobiste problemy. Oglądając choroby swoich pacjentów, deformacje, urazy pozaklęciowe... stykając się z ludzką rozpaczą, odczuwała rozbawienie własnym smutkiem. Przy tym, co widziała w szpitalu Świętego Munga, jej osobista tragedia była tylko kroplą w oceanie ludzkiej rozpaczy. Pomagało jej to funkcjonować, mimo że czuła się przy tym jak największa egoistka. Jak czyjś ból mógł poprawiać jej samopoczucie?

Tak niestety zazwyczaj było, jednak nie dziś.

Mimo niezmiennej ilości obowiązków, nie potrafiła oderwać się od ponurych myśli. Po raz pierwszy w jej karierze męczyły ją te białe, sterylnie czyste ściany, a także pojękiwania pacjentów. Po raz pierwszy od kiedy włożyła swój biały kitel magomedyczki, miała ochotę go ściągnąć. Dlatego też z ogromną ulgą przywitała wiadomość Dunwaya, że może iść do domu. 

Z zawrotną prędkością zebrała wszystkie swoje rzeczy i ruszyła w stronę najbliższego zaułka. Nie kłamała, mówiąc o zakupach na Pokątnej. Rzeczywiście miała zamiar się tam wybrać. Co prawda Ginny wybaczyła Hermionie brak prezentu na pierwszą rocznicę jej i Blaise'a, ale w końcu wypadałoby go kupić.

Obróciła się wokół własnej osi, w ułamku sekundy znajdując się na jednej z mniej zatłoczonych uliczek magicznego Londynu.

Dawno nie była w tym miejscu, jednak po gwarze oraz większości znajomych nazw na szyldach poznała, że nic się tu nie zmieniło. Nie zastanawiając się ani chwili, ruszyła do sklepu z magicznymi zwierzętami. Doskonale pamiętała jak Ginevra marudziła kilka tygodni temu o tym, jak bardzo chciałaby mieć kota. Zabini poparł ją w stu procentach, co zresztą nie było żadną nowością od kiedy okazało się, że Ginny nosi pod sercem jego przyszłego potomka. Hermiona cieszyła się ich szczęściem, a teraz miała zamiar spełnić małe marzenie przyjaciółki i kupić jej kociaka.

Kiedy przeszła przez drzwi, uderzył ją ostry zapach mysich odchodów, a także kociej karmy. Miejsce nie należało do najprzyjemniejszych, mimo że warunki, w których żyły zwierzęta zdawały się być zgodne ze wszelkimi zasadami.

Podeszła do lady, starając się oddychać przez nos, a jej spojrzenie padło na najwyższą półkę. To właśnie stamtąd, dawno temu, spadł na nią Krzywołap. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie ukochanego zwierzęcia, a w sercu zrodził się nowy rodzaj tęsknoty.

- W czym mogę pomóc? - usłyszała dźwięczny głos. Obróciła się w jego stronę i zauważyła młodą, na oko trzydziestoletnią kobietę, z niewielkim szczurem przycupniętym na jej szczupłym ramieniu. Bordowe włosy miała upięte w niedbałego kucyka, a oczy zdobił mocny, czarny makijaż.

Przekrzywiła głowę w oczekiwaniu na odpowiedź.

- Eee... Dzień dobry – powiedziała Hermiona, ganiąc się w myślach za brak elokwencji. - Interesują mnie koty, najlepiej młode, z jakimiś niewyszukanymi zdolnościami.

- W sensie normalne? - zapytała sprzedawczyni, a w jej zielonych oczach odbiło się światło lampy.

Hermiona zastanowiła się chwilę nad tym pytaniem.

- Właściwie to dobrze gdyby były nadzwyczaj przyjazne i spokojne. Wybranek będzie miał styczność z małym dzieckiem – dodała, jakby to miało przeważyć sprawę. Cóż, przeważyło.

Kobieta kiwnęła głową, po czym obróciła się na pięcie i ruszyła w głąb sklepu.

- Ma pani szczęście, bo akurat dzisiaj mieliśmy dostawę małych kociaków. Mają dopiero dwa miesiące – mówiła sprzedawczyni, idąc coraz bardziej w głąb.

Po kilku sekundach skręciła w lewo i otworzyła drzwi, zapraszając Hermionę do środka. Wyciągnęła dłoń i wskazała palcem na kosze stojące pod ścianą, w których kłębiły się maleńkie, puchate kuleczki.

- W koszu po lewej znajdują się małe od Kocicy, której umiejętnością było współdzielenie emocji z właścicielami – oznajmiła, nie patrząc na Hermionę. - Proszę się z nimi zapoznać. Może znajdzie tam pani takiego, który się nada...

Hermiona podeszła do koszyka, czując coraz większą konsternację na widok ilości kotów. Jakim cudem jedna kocica mogła urodzić ich aż tyle? Cóż, pewnie miało znaczenie to, że miała w sobie odrobinę magii...

Już miała usiąść, żeby zapoznać się z każdym zwierzakiem po kolei, kiedy jeden z nich wyszedł z koszyka i usiadł naprzeciw niej obserwując z zaciekawieniem. Był prześliczny, czarnej maści, z białym krawatem i łapkami, a kiedy z jego gardełka rozległo się przeciągłe „miauuu”, Hermiona straciła dla niego serce.

 

*

 

Po dziesięciu minutach wyszła ze sklepu z maluchem w niewielkiej klatce oraz całym, przydzielonym do niego ekwipunkiem. Pamiętając o prośbie Pierre'a, ruszyła prosto do jednego z nowych sklepów, którego wystawa zastawiona była różnego rodzaju przyborami papierniczymi: samopiszącymi piórami, chłonącymi pamiętnikami i innymi dziwactwami, mającymi wspomóc życie czarodziei.

Pchnęła szklane drzwi, a nad jej głową rozległ się dźwięk dzwonka. Poczuła się jak dwa lata temu, kiedy chodziła po sklepach uzupełniając zapas przyborów do Hogwartu. W tym momencie te wspomnienia były jednocześnie cudowne jak i bolesne... zresztą, jak większość.

Postawiła kociaka pod dużą wystawą, żeby nie tachać go między wąskimi przejściami regałów i ruszyła w stronę stoiska z kałamarzami.

Po latach, wspominając całą tę sytuację, nie potrafiła określić co kazało jej obrócić się w stronę stoiska z gazetami, przecież zazwyczaj tego nie robiła. Nie pamiętała także, żeby otwierała którąkolwiek z nich, a jednak dostrzegła konkretną stronę.

Przez cały bity rok nie dostała od niego żadnej wiadomości, nie widziała jego twarzy, nie usłyszała żadnej wzmianki. Było to dla niej niemałym ciosem, zwłaszcza po rozmowie z Narcyzą. A wtedy... wtedy patrzyła na stronę z anonsami ślubnymi, a w oczy niczym neon, ukłuł ją napis: Draco Malfoy. Jak w amoku rzuciła się w stronę gazety, przyciągając ją pod same oczy, jakby miała zamiar w nią wejść.

W pierwszym momencie nie skojarzyła co nazwisko jej zaginionego chłopaka robiło w tej właśnie rubryce. Marszczyła brwi, ignorując prawdę starającą się przedrzeć do jej umysłu, a była ona gorsza niż porażenie cruciatusem. Żenił się. Nie z nią. Z inną. Poczuła jak zimny pot zlewa jej plecy, a przed oczami pojawiają się mroczki. Ale z kim?

Szybko przeszukała tekst, ignorując długą opowieść o znamienitym rodzie Malfoyów, aż trafiła na kolejne nazwisko: Greengrass. Cała krew odpłynęła z jej twarzy, a ona musiała podeprzeć się o pobliski regał, żeby nie upaść.

Nie, to nie może być prawda...

Ścisnęła gazetę mocniej w dłoniach, szukając jakiegokolwiek potwierdzenia, że to tylko głupi żart. Kiedy przeczytała imię Astoria, poczuła coś na kształt ulgi, która po chwili zmieniła się we wściekłość. Doskonale pamiętała tę dostojną, czarnowłosą kobietę ze ślubu Blaise'a i Ginny. Już wtedy czuła się od niej gorsza pod niemalże każdym względem. Dlaczego zabrała jej także i jego...?

Poczuła, że za chwilę nie wytrzyma i zemdleje. Potrzebowała łyku świeżego powietrza, natychmiast.

Jak automat wypadła na zatłoczoną ulicę, pędząc w stronę ciemnej uliczki. Zapomnianym prezentem, miauczącym cichutko w kącie, miała martwić się później.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

Wzgórze, niewielkie jeziorko, rozłożysty dąb, stara ławeczka. Wszystko było dokładnie takie samo jak ostatnim razem.

Przez cały rok odwiedziła to miejsce tylko jeden, jedyny raz.

Było to miesiąc po zniknięciu Malfoya. Pewnego słonecznego ranka, w jej głowie zrodziła się myśl, że może próbował jej szukać właśnie tam, w ich zakątku. Druga strona kłóciła się, że przecież głupotą byłoby gdyby jej szukał, skoro doskonale wiedział gdzie jest – zignorowała ją.

Nie zważając na pytające spojrzenie Pierre'a i krzyki wołającej ją Ginny, pobiegła przed bramę i teleportowała się wprost z chodnika. Ich ulicy i tak nie zamieszkiwało zbyt wiele ludzi, nie obawiała się więc zupełnie, że ktoś ją zauważy. Zresztą, w tamtym momencie myślała tylko o jednym: że może wreszcie go zobaczy. Cóż, myliła się.

Jej intuicja zawodziła ją coraz bardziej, a umysł płatał nieprzyjemne figle.

Kiedy siedziała na ławeczce, a słońce ogrzewało jej twarz zupełnie tak jak teraz, wydawało jej się, że mignęła jej jasnoblond czupryna Dracona. Nie myśląc wiele, rzuciła się biegiem w stronę przeciwległej linii drzew, czując jak jej serce boleśnie obija się o żebra. Przeszukała każdy krzak, zajrzała za każde drzewo, w uszach słysząc jedynie szum własnej krwi. Nie było go tam, myliła się.

Okazało się, że blask, który widziała, był jedynie odbiciem słońca od złotego galeona leżącego pod najbliższym drzewem. Normalnie zdziwiłaby się na jego widok wiedząc, że większości czarodziei nie stać na to by „gubić” galeony, jednak wtedy czuła tylko oszołomienie i zawód.

Dziś nie było inaczej. Szła jak na skazanie, pragnąc żeby to palące, bolesne uczucie wypłynęło z niej razem ze łzami. Oczy jednak miała całkowicie suche, nie potrafiła już płakać. Nie miała na to siły. 

Opadła bezsilnie na ławeczkę, a z jej ust wydobył się głośny szloch. Miała wrażenie, że za chwilę straci oddech.

Nie wiedziała jak długo siedziała w całkowitym bezruchu, wpatrując się w wodę. Czuła się całkowicie otępiała, zupełnie jakby ktoś wyłączył jej zmyły. Podniosła dłoń, żeby poprawić zbłąkany kosmyk, a kątem oka zobaczyła jakąś postać. Czucie jakby wróciło do jej ciała, przesyłane wraz z krwią pompowaną przez bijące szaleńczo serce. Zerwała się na równe nogi... ale kiedy rozejrzała się dookoła, nikogo nie zobaczyła.

Przetarła twarz dłońmi, starając się opanować nerwy. Umysł płatał jej figle, wiedziała o tym, jednak była zbyt słaba, żeby z tym walczyć.

Po raz ostatni rozejrzała się dookoła, chłonąc tonące już w półmroku drzewa i jezioro. Obiecała sobie, że będzie odwiedzać to miejsce, mimo całkowitego końca. Nie było już odwrotu.

Okręciła się w miejscu, zostawiając po sobie nadzieję, która na stałe opuściła jej serce.

 

***~~~***~~~***~~~***~~~***

 

- Mionka, to ty? - usłyszała stroskany głos Pierre'a, zaraz po tym jak otworzyła drzwi. Miała ochotę przewrócić oczami i zapytać „a któż by inny?”, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Nie miała nastroju do żartów, jednak nie było to żadną nowością.

Westchnęła lekko, marząc tylko o tym, żeby rzucić się na kanapę w salonie, kiedy usłyszała głosy. Zmarszczyła brwi, po czym zamarła w wejściu do salonu. Siedział tam Pierre... razem z Rene. Obydwoje wpatrywali się w nią niepewnie, a w oczach Campbella błyskały iskierki radości.

- Cześć Rene – powiedziała Hermiona, nerwowo poprawiając kosmyk włosów. Francuz wciąż nie nauczył się angielskiego, jednak zrozumiał jej przywitanie i skinął głową. Trwali chwilę w ciszy, po czym Hermiona odwróciła się na pięcie ze skonsternowaną miną. - To ja was zostawię, czujcie się jak u siebie.

Ruszyła w stronę schodów, kiedy poczuła lekki uścisk na nadgarstku. Pierre.

- Mam nadzieję, że obecność Rene ci nie przeszkadza. Przyjechał dziś rano, chciał się pogodzić. Powiedział, że nie chce beze mnie żyć... Dobrze się czujesz? - zapytał z troską w dużych, ciemnych oczach. - Nie wyglądasz zbyt dobrze...

- Rene może tu być ile tylko będzie chciał... a ze mną wszystko w porządku – powiedziała szybko, przerywając mu w połowie zdania. - Dowiedziałam się tylko, że Malfoy się żeni. Taka tam, mało znacząca informacja...

Zobaczyła po wyrazie jego twarzy, że zrobiła na nim spore wrażenie. Znał sytuację, wiedział że nie miała żadnych wieści o Draconie przez cały rok. A teraz nagle to... Patrzył na nią z przerażeniem w oczach, lecz zanim zdążył się odezwać, rozległo się ciche pukanie do drzwi.

Spojrzeli na siebie ze zdziwieniem, po czym Pierre wstał, by otworzyć.

- Miona... do ciebie.

Popatrzyła na niego ze zdziwieniem, starając się odczytać cokolwiek z jego twarzy, jednak była nieprzenikniona. Ścisnął ją lekko za ramię i ruszył w stronę salonu, zostawiając otwarte drzwi.

Westchnęła dwa razy, po czym spodziewając się najgorszego, wyszła na ganek.

Chłodny, wieczorny wiaterek musnął jej odkryte ramiona, unosząc włosy, a na twarz wypłynął szok. Spodziewałaby się dosłownie każdego, nawet Lucjusza Malfoya we własnej osobie, jednak z pewnością nie jego.

- Terry? - Jej głos był niepewny, a ramiona lekko drżały. Nie widziała go tak długi czas, że zdążyła zupełnie zapomnieć o jego istnieniu! A on nagle pojawia się pod jej własnym domem.

- Cześć, Hermiono. Pięknie wyglądasz. - Wiedziała, że kłamie. Miała potargane włosy, worki pod oczami, a jej blada skóra wyglądała jakby dawno nie widziała słońca, co było dziwne biorąc pod uwagę, że były wakacje. Wiedziała o tym, a jednak była mu wdzięczna za te słowa. Miło połechtały jej dumę.

Ze zdziwieniem odkryła, że jej obumarłe serce, zatrzepotało lekko z wdzięczności.

Chłopak wyszedł z cienia, w który usunął się by ją przepuścić i uśmiechnął łagodnie. W rękach trzymał jakiś koszyk i reklamówkę.

- Przynoszę twoją zgubę.

Zmarszczyła brwi, zastanawiając się o co może mu chodzić, a w tym samym momencie z wnętrza koszyka rozległo się rozkoszne „miau”. Poczuła silne wyrzuty sumienia.

- Kociak! - rzuciła się w stronę koszyka, by odebrać zwierzę z rąk Terry'ego. Kiedy ich dłonie na moment się zetknęły, poczuła przyjemne ciepło, ogrzewające jej lodowate wnętrze. - Skąd wiedziałeś, że jest mój? - Zapytała. Wcale nie musiał przecież wiedzieć, że kotek był prezentem dla Zabinich. - I skąd wiesz gdzie mieszkam?

Były Krukon wzruszył ramionami, postawił rzeczy na ziemię i włożył dłonie do kieszeni spodni. Był ubrany w zwykłe dżinsy i t-shirt, bez żadnej szaty, która wiązałaby go ze światem czarodziejó, do którego przecież należał.

- Widziałem cię jak wchodziłaś do sklepu z nim, a wybiegasz bez niego. Domyśliłem się, że o nim zapomniałaś...

- A skąd wiesz, że nie miał tam zostać? - zapytała buntowniczo, już po sekundzie czując się jak mała, rozwydrzona dziewczynka.

Jego ciemne brwi podjechały niemal pod samą linię włosów.

- W sklepie papierniczym?

Zmieszała się na moment, nie wiedząc co powiedzieć, po czym machnęła ręką.

- Masz rację, głupie pytanie. Dziękuję, że go przyniosłeś, mimo że wcale nie musiałeś – zarumieniła się, pod jego czujnym spojrzeniem. - Ale skąd wiedziałeś gdzie...?

- Widniejesz w rejestrze jako właściciel tego domu. Nie trudno było cię odnaleźć w Spisie Obywateli Społeczności Czarodziejów.

Wytrzeszczyła na niego oczy, ale tylko skinęła głową. Czegoś takiego z pewnością się nie spodziewała. Przecież dom był na Dracona, to on był jego prawowitym właścicielem. Czyżby zmienił zapis i oddał go jej...? Nie miała ochoty zastanawiać się nad tym, nie teraz.

Otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając na zewnątrz nieco światła.

- Wejdziesz na herbatę? Jestem ci coś winna, za tę przysługę.

Terry machnął ręką.

- Jaką przysługę? Zawsze dobrze cię zobaczyć i wiedzieć, że jakoś się trzymasz.

Siła jego spojrzenia była tak intensywna, że w jednym momencie poczuła się jakby była naga. 

Uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę, że ten gest był najbardziej szczerym od bardzo długiego czasu, i odsunęła się by wpuścić go do środka. 

Sopelki lodu obrastające jej serce, zaczęły powoli się rozpuszczać.

 

38 komentarzy:

  1. Nie no :/ Coś mi się wydaje że żadnego happy endu nie będzie :(
    Rozdział cudny, ale szkoda że Draco nie jest z Hermioną.
    Mam maleńką nadzieję, że jeszcze wszytko się zmieni.
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam złamane serce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie!! Ja też!!! Dalej mam nadzieje że jednak draco bedzie z hermioną :ccc

      Usuń
  3. No i przez Ciebie płaczę.... Nie no ja nie wierzę w to, co czytam. Owszem rozdział napisany wspaniale, ale to co się tu dzieję wykracza poza mój umysł. Jeszcze tylko dwie notki, a tu się dzieją takie rzeczy, Jak przeczytałam ostatnie zdanie to myślałam, że padnę. Zawsze byłam przekonana, że zastanę tu happy end (na co prawdę powiedziawszy nadal liczę), a tu coś takiego. Nie mniej jednak to twoje opowiadanie i choćby nie wiem jakie było zakończenie na pewno zostanę tu do końca :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział, bardzo mi się podoba ;)
    Zapraszam do mnie na miniaturkę i życzę Weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. łzy miałam w oczach przez cały rozdział, po prostu nie cierpię takich smutnych momentów, chyba nie mam co liczyć na happy end, jednak nie umiem się doczekać co będzie dalej
    życzę weny :)
    nie-oceniaj-po-pozorach-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie będę tego komentować, bo moje serce, oczy płaczą.
    Wierzę, że Draco nie podda się bez walki.
    Do momentu w którym opublikujesz epilog - ja będę wierzyć w happy end. Może jestem naiwna, ale nie mogę uwierzyć, że po tym wszystkim co przeszli nie będą razem. Liczę na przynajmniej wspólną scenę.
    Rozdział dobry, chociaż przez treść ( o to rozstanie chodzi) mnie nie zachwycił.

    OdpowiedzUsuń
  7. Woooow tego się nie spodziewałam :) genialny rozdział :) uwielbiam :) czekam na cd :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny tak samo jak poprzedni, jednak muszę przyznać że zaskoczyłaś mnie tym ostatnim zdaniem, mam jednak nadzieje że znowu mnie zaskoczysz i skończy się to wszystko szczęśliwie ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ej, nie... Ja nie chcę takiego końca tej prześlicznej historii!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Rewelacja ^^ super ze dałaś się namówić na więcej rozdziałów ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak Ty to robisz ze tak świetnie piszesz !!?? Uwielbiam Cię i Twoje opowiadanie :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny rozdział . Mam nadzieje że do happy endu jednak dojdzie . Ale liczyłam na to że może pokażesz jak to wygląda ze strony Draco . Życzę dobrej weny .

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeden z najlepszych rozdziałów jakie czytałam. Gratuluję i życzę weny aby wszystkie pozostałe rozdziały były równie dobre.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ogólnie zaskoczyłaś mnie, wciąż wierzę w Draco i Hermionę <3 Mam nadzieję, że do siebie wrócą, Życzę weny i czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  15. Jedyne co usprawiedliwia Smoka to pewnie to że chciał chronić Herm i pewnie też cierpi, no ale jak to żeby nie było happy endu ? :(

    OdpowiedzUsuń
  16. Super po prostu świetny rozdział. Mam nadzieję że jednak Herm będzie z Draco a Lucjusz odejdzie raz na zawsze w diabły. Karola

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudownie! Ten rozdział jest świetny i te wszystkie marudy komentujące przede mną nie wiedzą, co piszą :) Mam nadzieję, że zakończenie będzie... zaskakujące, chociaż chyba wiem, jak to wszystko się potoczy C:
    Nie słuchaj reszty i nie przepraszaj, tak miało być i tak będzie, to Ty jesteś autorką, nie my. Dużo weny i czasu życzę :)
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  18. Czemu?! Jutro mam konkurs, a ty mi sztylet w serce wbijasz?
    Rozdział świetny :) Jakie to szczęście, że Herm ma Pierrego. Przynajmniej jemu udało się ogarnąć Mionę. Mimo wszystko strasznie mi szkoda Draco i Cyzi. Pewnie trudno sobie wyobrazić co oni musieli przechodzić z Lucjuszem...
    Mówi się, że nadzieja matką głupich, ale ja wolę nie być inteligentna, lecz doczekać się happy endu :) Liczę na Cb kochana i napewno zostanę =]
    Z bolącym sercem ~ Luar Princesa ♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Wspaniały rozdział.
    Jak mogłaś mi to zrobić?! Moje serce pozostaje złamane!
    Cieszę sie, że zdecydowałaś się napisać więcej rozdziałów.
    Jak ja nienawidzę Lucjusza!!! Mam nadzieję, że coś mu się stanie.
    Mimo tego co napisałaś nadal liczę na happy end.
    Ta historia jest tak cudowna, że aż sie prosi o szczęśliwe zakończenie.
    Jestem ciekawa co dalej. Czy Draco porozmawia z Mioną
    Szkoda mi Hermiony, mam nadzieję, że jakoś uda jej się pozbierać?
    Ciekawe jaką rolę odegra Terry w opowiadaniu?
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  20. Jestem zaskoczona ale nie wiem czy mile :( nie zanosi sie na happy end a ja smutnych zakonczen nienawidze...oby mimo wszystko Miona zeszla sie z Draco! Nie lubie Terrego i mam nadzieje ze nic wielkiego między nimi nie bedzie. Blagam zakoncz to opowiadanie happy endem dla Draco i Miony!!!!
    Pozdrawiam
    Czarna Róża

    OdpowiedzUsuń
  21. A mi rozdział mimo wszystko naprawdę bardzo się podobał. Ba, uważam, że jest jednym z najlepszych. Idealnie przekazałaś nam emocje Hermiony, do tego stopnia iż zaczęłam płakać.
    Co prawda wczoraj byłam wkurzona, ale po ochłonięciu i dokładniejszych analizach stwierdziłam, że... wcale nie jestem taka zła. Przecież takie jest prawdziwe życie. Raz jest pod górkę, a raz z górki. Nigdy nie jest kolorowo, zawodzimy się na ludziach, a przez jedną sprzeczkę czasem można wszystko zaprzepaścić.
    Poza tym to jest Twoje opowiadanie, nie nasze; Twoja wizja końca tego opowiadania - nie nasza.

    Rozdział jest cudowny, po prostu genialny. Tak jak już wspomniałam gdzieś wyżej idealnie oddałaś wszystkie uczucia Hermiony - jej ból. Uh, jestem wściekła na Lucjusza! Przez to, że jakimś cudem uciekł z Azkabanu zepsuł życie Hermionie i Draco! Zepsuł wszystkie marzenia i plany, ot tak.
    Ostatnim zdaniem byłam zaskoczona, ale.. jeśli tak planowałaś, nam pozostaje to w pełni zaakceptować ;) Może Hermiona przy Terrym odnajdzie choć trochę swojego szczęścia, które wcześniej mogła znaleźć przy boku Draco?
    Jakąś małą nadzieję mam, że jeszcze Draco i Hermiona się spotkają i porozmawiają. Wymienią zdanie, dwa, a nawet przelotne spojrzenie na ulicy.
    Wiesz, już pogodziłam się z myślą, że nie będą razem. Ich miłość przede wszystkim była prawdziwa i, chociaż przez krótki czas, byli szczęśliwi razem. I chociaż ta miłość zostawiła po sobie wiele bólu i pustki, to także wiele nauczyła.
    Eh... Jeszcze rozdział i epilog? Jakoś nie mogę w to uwierzyć.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :**

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  22. zaskakujący rozdział! tylko troszkę szkoda.. ale cóż Twoje opowiadanie :) jak czekam na następny :) ciężko mi uwierzyć że to już koniec

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja... No còż... Po prostu jest mi przykro. Bo Terry nie jest tak... cudowny jak Draco. I... może jestem trochę zawiedziona, ale raczej naiwna, bo dalej wierzę w ten szczęśliwy dla nich koniec. Ale mówi się trudno i idzie się dalej, prawda?

    No nic. Rozdział jest wspaniały. Wspaniale napisany, cudnie wymyślony i jeszcze tchnięty taką... po prostu magią, że aż się robi słabo z wrażenia i pragnie się więcej.

    I tak, żeby nie było wątpliwości - nie obrażam się i czekam. Czekam na nowy rozdział i ten happy end, którego moja naiwność nie raczy sobie odpuścić, jako obiekt westchnień...

    Wiem. Plotę głupoty, ale to nic. Zdarza się każdemu. :)
    Kocham i pozdrawiam
    Swish

    OdpowiedzUsuń
  24. Moje serce krwawi i mówi żeby Ciebie ochrzanić, ale nie mogę. Rozdział mimo, że mnie zasmucił i zdołował to jest naprawdę dobrze napisany. Uczucia Hermiony są naprawdę wyraziste i łatwe do wyłapania. W końcu cały rozdział opierał się właśnie na jej emocjach.
    Mimo wszystko mam nadzieję, że wszystko się w epilogu wyjaśni, a Dramione... po prostu będzie naszym połączonym Dramione. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  25. Super rozdział :) fajnie by było gdybyś przedstawiła tez co czuł przez ten czas Draco i co robił :) pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Moje serce właśnie pęka... Rozdział jest fantastyczny jak wszystkie pozostałe :) ja jednak pozwolę sobie błagać o to aby skończyło się szczęśliwie :))

    Genialne opowiadanie, czekam na dalszy ciąg i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie. Nie Nie! Nie mozesz nam tego zrobić. Mam nadzieję że skończy się happy endem! Rozdział smutny, ale wspaniały :)
    Życzę weny.

    Lilz
    http://lilz-przyjacielzawszejestblisko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  28. Oooooww :) biedna Hermiona oby wszystko skończyło się ok :)

    OdpowiedzUsuń
  29. NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!
    Ja się nie zgadzam! Czemu z tą krową? No proszę Cię... No proszę...
    Tak btw to ja płakałam! :'(
    No ale zrób coś żeby oni byli razem, proszę Cię... Albo żeby jej chociaż wszystko wyjaśnił! :'(
    Czekam na kolejne rozdziały!
    KK

    Ps. Przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale dopiero teraz znalazłam chwilę ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale nie tego. Draco i Astoria?? Mam nadzieję, że to Lucjusz mu kazał a nie on sam, w co wątpię. Mam nadzieję, że Hermiona coś wymyśli, Draco też i będą "żyli długo i szczęśliwie" <3

    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  31. No ty sobie jaja kobieto robisz! Jak tak można? TERRY?! TERRY!!! NIE ZGADZAM SIĘ! Niby wiem, że mister Malfoy, żeni się z panią paskudą bo mu tatusiek kazał ale...tylko NIE TERRY! Wszystko, tylko nie on.
    Kociakiem podbiłaś moje serce, no I Pierrem I Rene ;*
    Trójka słodziaków :D
    Weny, pisz szybko I wszystko ma się szczęśliwie skończyć!

    OdpowiedzUsuń
  32. Gdy to czytałam byłam wstrząśnięta i wciąż jeszcze jestem. Nie mogę uwierzyć że to jednak tak się skończy, wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Ale cóż to przy kolejnym komentarzu :)) Przejdźmy do rozdziału obecnego. Mały słodki kociak mnie zahipnotyzowała. Gdy wyobraziłam sobie Hermionę tulącą się do tego słodziaka i wypłakującą się smutnie mi samej zachciało się płakać. To byłby taki słodki obrazem wyjęty z podtekstu :) Zaskoczyłaś mnie tym że Hermiona będzie z Terrym cóż nie sądziłam że tak to się potoczy. Ciesze się że Pierre wspomagał Hermionę nawet ceną własnego związku. To było takie kochane i opiekuńcze z jego strony. Naprawdę podobał mi się ten rozdział i mogłabym czytać go w nieskończoność. :*
    Pozdrawiam
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  33. Terry? Głupi Terry! I uwielbiam Pierre, cieszy mnie, że nadal pojawia się w Twojej historii :) Moim zdaniem to jeden z najlepszych rozdziałów jakie napisałaś (a wszystkie są naprawdę świetne, jednak ten jest jeszcze lepszy - jeżeli to w ogóle możliwe). Po prostu zapiera dech w piersiach, kochana!!
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  34. Świetnie piszesz! Po prostu cudo! Nie wiem, jak ty to robisz! Wiem, że Ci nie dorównuję nawet do pięt, ale może wbijesz do mnie? http://granger-emo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  35. Zrobisz mi to.....
    Aż sie boje czytać dalej, ale w końcu do odważnych świat należy ;)
    Weny.

    OdpowiedzUsuń
  36. Moje serce krwawi. Jak mogłaś, to takie smutne że aż płakać się chce.
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń