Witajcie :)
Minął równy miesiąc od wstawienia przeze mnie epilogu... dlatego prezentuję Wam pierwszą część nowej miniaturki :)
Miała być jako jedna, długa całość, ale teraz nawet nie wiem czy zdołam zamknąć się w dwóch częściach. Mam nadzieję, że mimo wszystko podołam zadaniu. Nie będę chciała przedłużać :)
Treść może być troszkę dziwna, a niektóre charaktery mogą odbiegać od tych kanonicznych. Mam jednak nadzieję, że pomysł Wam się spodoba :)
Zapraszam do czytania i komentowania!
*~*~*
One Shot V cz. I
SOWIA POCZTA
Wbiegła po schodach, starając się robić jak najmniej hałasu.
Dwa razy minęła sąsiadów, w przelocie kiwając im głową, a
kiedy przechodziła obok drzwi pani Climton, jej kroki stały się
niemal bezszelestne.
Doskonale pamiętała pretensję starszej pani, kiedy z hukiem
upuściła zakupy akurat na jej wycieraczkę. Był to czysty
przypadek! Jednak żadne tłumaczenia nie pomagały, a skrzeczący
głos kobiety trzeszczał w uszach Hermiony po dziś dzień. Od
tamtego momentu postanowiła nie wchodzić sąsiadce w drogę, na
żadne możliwe sposoby. Nie sposób było utrzymywać dobre stosunki
ze wszystkimi mieszkańcami, jednak nic nie wadziło próbować.
Mieszkanie w bloku ma niestety te dobre jak i złe strony. Dobre są
takie, że zawsze jest od kogo pożyczyć sól w razie deficytu.
Jeżeli zaś chodzi o te złe... cóż, tych z pewnością jest
więcej.
Dwa piętra wyżej, pozwoliła sobie na rozluźnienie spiętych
mięśni, a drzwi od mieszkania zamknęła już bez zbędnej
ostrożności czy delikatności. Na klatce schodowej mieli prawo
ustalać sobie zasady jakie tylko chcieli, jednak tutaj to ona była
panią, tylko ona mogła sprawować rządy. Właśnie tutaj, w tym
niewielkim, prowincjonalnym mieszkaniu, mogła robić wszystko na co
tylko miała ochotę – jeżeli oczywiście nie zakładało to
dudniącej muzyki i wrzasków.
Zrzuciła przyciasne w tym momencie pantofelki i na palcach ruszyła
w stronę łazienki. To był jej codzienny rytuał, dzięki któremu
pozbywała się choć części frustracji, która przez cały dzień
zasiedlała się w jej skołatanym sercu – gorący prysznic, lampka
wina i... listy.
Nie musiała patrzeć na niewielką komodę strojącą pod ścianą,
żeby wiedzieć, że w skromnie zdobionej szkatułce, należącej
niegdyś do jej matki, leżą ułożone chronologicznie pergaminy.
Wszystkie z tym samym podpisem, każdy z osobna równie mocno
podnoszący na duchu i dodający nadziei.
Od kiedy jej życie zmieniło się o pełne trzysta sześćdziesiąt
stopni, a w sercu zabrakło chęci do walki o lepsze jutro, to
właśnie one wyciągnęły ją na wierzch i pozwalały oddychać
pełną piersią, przynajmniej w te ciemne, samotne wieczory.
*
Kończąc szkołę, nawet przez moment nie pomyślała, że jej
życie może potoczyć się właśnie w ten sposób. Była
szczęśliwa. Była zakochana w Ronaldzie, miała bezgraniczną
przyjaźń Harry'ego, nauczyła się nie zwracać uwagi na zaczepki
Malfoy'a, a jej wyniki z Owutemów były najlepsze na roku. Pamiętała
to wszystko jednak, jakby przez gęstą mgłę, na którą nakładały
się obrazy późniejszych wydarzeń.
Okazało się, że związek z Ronaldem wcale nie był tym czego w
życiu pragnęła. Dopiero po burzliwej kłótni i jeszcze gorszym
rozstaniu, postanowiła w pełni wziąć życie we własne ręce.
Zrezygnowała z posady aurora, do której tak naprawdę nigdy nie
czuła powołania i zajęła się pracą dla Banku Gringotta. Chciała
znaleźć się jak najdalej od przeszłości... jak najdalej od
Ronalda.
Nowa praca okazała się pełnym strzałem w dziesiątkę. Była
odpowiedzialna za papierkową robotę, podliczała wszystkie wpłaty
i wypłaty, nadzorowała je osobiście... miała wielkie szczęście,
dostając tę posadę. Gobliny nie ufały ludziom w najmniejszym
stopniu, a w jej przypadku pomógł prawdopodobnie fakt, że była
jedną ze „Złotej Trójcy”, a także jedną z tych, którym
udało się włamać do teoretycznie najbezpieczniejszego banku na
świecie. Może to dziwne, jednak po minie głównego zarządcy
wywnioskowała, że właśnie ten fakt przeważył na wszystkim –
znając słabości Gringotta, mogła pomóc je wyeliminować.
Pokochała swoją pracę, oddała się jej całkowicie, a życie
znów zaczęło nabierać kolorów. Zaczęła uczęszczać na jogę,
która miała na celu ułatwić naukę magii manualnej, a w wolnych
chwilach chodziła na wykłady prowadzone przez znanych czarodziejów.
Nigdy nie rezygnowała z możliwości chłonięcia wiedzy, co w tym
przypadku nie okazało się zbyt fortunne.
Właśnie na jednym z takich wykładów poznała Thierry'ego Louigi
– nienaturalnie przystojnego Włocha, z hipnotyzującym uśmiechem.
Pojawiał się coraz częściej, zerkając w jej stronę z urzekającą
nieśmiałością. Po zaledwie dwóch tygodniach zaczęli się
spotykać, a po kolejnych dwóch cały magiczny świat obiegła
informacja o nowym związku Hermiony Granger, najlepszej przyjaciółki
Harry'ego Pottera.
Thierry oczarował ją w każdym stopniu. Okazało się, że tak jak
ona kocha książki, interesują go eliksiry i astronomia, z kolei
niemalże chorobliwie nienawidzi Quidditcha. Opowiedział, że
przyjechał do Londynu aby pracować w Banku Gringotta jako
korespondent między Anglią, a Włochami, w sprawie transferu
większej ilości pieniędzy. Wydawał się idealny, urzekał ją
pięknymi słowami i podbijał serce cudownym uśmiechem.
Sądziła, że w jego ramionach odnalazła wreszcie ciepło, dom i
szczęście, którego tak usilnie pragnęła. Niestety nikt, zupełnie
nikt, nie spodziewał się tego, co wydarzyło się później.
Cudowna aparycja i świetlisty uśmiech potrafiły zmylić dosłownie
każdego, do tego stopnia, że nikt nawet przez sekundę nie wątpił
w szczerość i wiarygodność Thierry'ego Lougi.
Jakież było zdziwienie wszystkich, kiedy pewnego dnia po prostu
zniknął z powierzchni ziemi, wraz z pieniędzmi z transferu.
Hermiona miała to nieszczęście, że akurat w ten dzień
postanowiła odwiedzić swojego ukochanego w pracy, a pech chciał,
że dodatkowo trafiła w kluczowy moment całej akcji. W stałym
miejscu pracy Thierry'ego nie zastała ani jego, ani pieniędzy... za
to ją zgarnęło trzech aurorów, którzy zaalarmowani przez Gobliny
wpadli do pomieszczenia chwilę po niej.
Została oskarżona o współudział w międzynarodowym przekręcie
największej szajki przestępców magicznych na świecie. Thierry
Lougi okazał się w rzeczywistości najlepszym przemytnikiem we
Włoszech o nazwisku Eusebio Pici.
Padła ofiarą idealnie zaplanowanej intrygi- wiążąc się z nią,
jedną z wybawicieli magicznego świata, załatwił sobie czystą
kartę, nie wzbudzając w nikim podejrzeń. A ona głupia mu zaufała!
Nienawidziła siebie za to i na nic zdały się tłumaczenia, że
omamił wszystkich.
W uniknięciu Więzienia pomógł jej jedynie fakt, że nic nie
wiedziała o całej intrydze. Sprawdzali ją przy użyciu
Veritaserum, nie było więc mowy o pomyłce, a mimo to drzwi
Gringotta były dla niej zamknięte, zabierając ze sobą także
ciepłą posadę.
Została z niczym. Lougi – Pici, jakkolwiek go nie zwać,
zrujnował jej opinię do tego stopnia, że wszystkie zakłady
zamykały przed nią drzwi, nim zdążyła chociażby podejść...
Gdyby była kimś innym, może cała sprawa rozeszłaby się po
kościach, jednak nie w tym przypadku. Nie, gdy nosiła nazwisko
Granger, które znane było w całym magicznym świecie.
Po trzech miesiącach bezsensownego poszukiwania pracy i łapania
się lewych fuch, straciła wszystkie oszczędności. Po kolejnym
miesiącu, musiała opuścić swój ukochany domek...
Przez te wszystkie tygodnie nie prosiła nikogo o pomoc. Cały czas
była przekonana, że jakoś to będzie. W końcu chyba nie wszyscy
wierzyli w jej winę?
Dopiero, gdy z bagażami wychodziła za drzwi domu zrozumiała, że
nic więcej nie zdziała.
Postanowiła zwrócić się o pomoc do Harry'ego, który bez
szemrania spełnił każdą jej prośbę.
Po wielu rozmowach załatwił jej pracę w bufecie Ministerstwa
Magii, oferując pokój w swoim domu, nim nie znajdzie czegoś dla
siebie.
Cały ten układ trwał przez pełny, bity miesiąc dopóki nie
przyszła wypłata, burząca wszelkie nadzieje na lepszą przyszłość.
Okazało się, że z samej pracy w bufecie nie wyżyje, zatrudniła
się więc do sprzątania gabinetów po godzinach. O dziwo, nie
zważając na jej niewyjaśniony związek z kradzieżą góry
galeonów, zgodzili się.
Potem wszystko poszło jak z płatka. Co prawda harowała całymi
dniami, jednak miała możliwość wynajęcia niedrogiego mieszkania,
w starym bloku, na mugolskiej dzielnicy.
Zaczęła odzyskiwać spokój, jednak nie szczęście. Potrzebowała
kogoś z kim mogłaby porozmawiać o wszystkim, jednak wolałaby...
aby ten ktoś nie wiedział kim ona jest.
Pewnego dnia, przeglądając „Proroka Codziennego” trafiła na
rubrykę „Samotni Czarodzieje”, a w oczy rzuciła jej się krótka
wiadomość, z podpisem „Łagodny Smok”. Pseudonim autora
rozbawił ją do tego stopnia, że nie potrafiła odmówić sobie
przeczytania jego słów:
Tak
wiele ludzi, wiele twarzy i serc.
Jestem
sam.
Sam
w tłumie tych, którzy widzą we mnie przeszłość, fałsz.
Pośród
oszczerców i mścicieli nie dających szansy na lepsze jutro.
A
jeśli nie chcę tak żyć?
Nie odnalazła żadnych namiarów, mimo że przejrzała stronę dwa
razy, od góry do dołu i odwrotnie. Już dawno nie czuła się tak
zaintrygowana. W tych kilku słowach wyczuła cały ból, całą
niepewność, które targały jej własną duszą. Czy to możliwe,
żeby ktoś czuł się podobnie?
Schowała gazetę do torby, obiecując sobie, że zajrzy do niej
jeszcze wieczorem. Tak też zrobiła.
Przeczytała wiadomość jeszcze ze trzy razy, zanim jej świadomość
zyskała pewność. Co jej szkodziło? Gorzej już być nie mogło, a
przecież potrzebowała rozmowy.
Idąc na ryzyko, bez znajomości prawdziwego imienia i nazwiska,
postanowiła odpisać Łagodnemu Smokowi.
Słowa wypłynęły spod jej ręki, jakby miała je dokładnie
zaplanowane:
Samotność
to pojęcie względne.
Jest
tym większa im więcej otacza nas ludzi.
Obmawiają,
nie dają spokoju.
A
co jeśli ja także nie chcę tak żyć?
Nie podpisała się, nie miała pomysłu jak. Zamiast tego zawołała
swoją niewielką, roztrzepaną płomykówkę i wysłała wiadomość
nim rozsądek kazał jej zmienić zdanie.
Czekała na odpowiedź całe pięć dni, codziennie sprawdzając czy
jej sówka nie przyniosła przypadkiem jakiegoś liściku. Każdego
dnia spotykał ją zawód.
Dopiero po upływie tygodnia, kiedy całkowicie zapomniała o
niefortunnym liście, po powrocie do domu zauważyła niewielką,
złożoną karteczkę na komodzie, a jej sówka obserwowała ją
uważnie z otwartej klatki.
Niczym automat rzuciła się w stronę liściku, czując jak jej
serce bije z zawrotną prędkością.
Samotność
pali boleśnie, tak jak brak zrozumienia.
Jednak
tylko w samotności istnieje możliwość odnalezienia bratniej
duszy,
a
wraz z nią pojawia się zrozumienie.
Jak
cię zwą, Nieznajoma?
Uśmiechnęła się do siebie, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko
dzieje się naprawdę. Co prawda miała nadzieję, że odpisze,
wyczekiwała tego, jednak miała świadomość, że jest to złudne
pragnienie. Takie rzeczy nie działy się przecież w prawdziwym
życiu... tak samo jak podobno nie działy się przekręty na miarę
Thierry'ego.
Nie czekając dłużej, złapała za pióro i zamoczyła je w
kałamarzu. Musiała przyznać, że naprawdę bardzo podobał jej się
poetycki styl ich wiadomości. Roztaczał aurę tajemniczości... a
także wprowadzał ją w świat niczym z „Dumy i uprzedzenia”
Jane Austin.
Jestem
nikim w teraźniejszości i kimś w przeszłości.
Co
przyniesie przyszłość, jest dla mnie jedynie zagadką,
jednak
pozwól, że przedstawię się jako „Drapieżna Dziewica”
- powinno
współgrać z Twym „Łagodnym Smokiem”.
Znów się uśmiechnęła, zadowolona z tej gry słów, a na jej
policzki wystąpiły rumieńce dotyczące słowa „Dziewica”. Skąd
mogła wiedzieć jak to odbierze?
Jej obawy okazały się jednak całkowicie niesłuszne. Łagodny Smok
był naprawdę zachwycony jej pseudonimem, a korespondencja zaczęła
rozwijać się w zadziwiającym tempie.
Momentami Hermiona odnosiła wrażenie, że mężczyzna po drugiej
stronie (miała nadzieję, że rzeczywiście jest to mężczyzna, a
nie jakaś dowcipna kobieta!) rozumie ją w każdym calu.
Ich zainteresowania nie pokrywały się z taką dokładnością jak w
przypadku Thierry'ego, a niektóre poglądy były skrajnie różne,
jednak czuła, że wreszcie znalazła bratnią duszę. Wreszcie
znalazła kogoś, z kim mogła porozmawiać o wszystkim i o niczym,
kogoś kto nie wiedział kim jest i kto nie oceniał jej po
powszechnej opinii.
*
Tak więc teraz, po dwóch miesiącach od rozpoczęcia
korespondencji z Łagodnym Smokiem, siedziała w fotelu i z
niecierpliwością wyczekiwała kolejnej wiadomości od niego.
Uzależniła się od nich do tego stopnia, że nawet będąc w pracy
nie potrafiła myśleć o niczym innym. Tego dnia nawet wylała
gorącą kawę na szatę zastępcy Ministra, za co została nieźle
zbesztana! Jednak nie obchodziło ją to ani trochę, ponieważ
wiedziała, że kiedy wróci do domu, będzie mogła po raz kolejny
zamknąć się we własnym świecie, będzie mogła podzielić się
swoimi frustracjami z Łagodnym.
Jej rozmyślania przerwał cichy szum sowich skrzydeł, a już po
chwili na jej kolanach spoczywał kolejny list. Z szybko bijącym
sercem, które za każdym razem wybijało ten sam, przyspieszony
rytm, rozłożyła pergamin.
Jak Ci minął dzień?
Czy był lepszy od poprzedniego? Czy zatęskniłaś za mną choć
trochę?
Ciężko jest nie wiedzieć skąd pochodzisz, jak wyglądasz...
kim jesteś.
Może mijamy się codziennie na korytarzach Ministerstwa?
Może znamy się na wylot?
Kim jesteś? Powiedz proszę. Nie wytrzymam dłużej tej presji.
Wstrzymała oddech przy ostatnim zdaniu, a jej serce na krótki
moment zamarło. Przez całe dwa miesiące korespondencji, podzielili
się skromnymi informacjami na swój temat. Zdradzili gdzie pracują,
stąd wzmianka o Ministerstwie, jednak nie wymienili dokładnych
stanowisk. Przez cały ten czas stosował się do jej niepisanej
zasady, aby pozostać choć w najmniejszym stopniu anonimowym. A co
jeśli się rozczaruje, gdy zobaczy kim jest jego „Nieznajoma”?
Bo tym, że ona się rozczaruje, nie przejmowała się ani trochę.
Nie było dla niej ważne jak wygląda, ani kim jest. Z takim
charakterem nie mógł być zły, prawda?
Westchnęła głośno, odkładając pergamin do szkatułki.
Wtedy pierwszy raz nie odpowiedziała na wiadomość Łagodnego. Jego
prośba wymagała dogłębnego przemyślenia. Wątpiła czy jest
gotowa na tak wielki krok. Niby znała go dobrze... jednak czy
wystarczająco?
Co znaczą krótkie, poetyckie listy pisane nieznaną ręką?
*~*~*
- Granger, łap za ścierę i szoruj tutaj! - Ochrypły głos szefa
wyrwał ją z zamyślenia, boleśnie sprowadzając na ziemię.
Spojrzała na niego, chcąc odwarknąć, jednak wyraz jego twarzy
całkowicie wyplenił z niej buntowniczy nastrój. Na co dzień nie
był aż tak niemiły, jednak dziś naprawdę coś musiało zajść
mu za skórę. A gdy Arnold Pimky był zły, lepiej było trzymać
buzię na kłódkę.
Westchnęła więc głośno i złapawszy za szmatkę, ruszyła w
stronę stolika, na którym rozlała się herbata.
Arnold odprowadził ją spojrzeniem, a widząc, że nie stawia oporu
kiwnął jedynie głową i zniknął na zapleczu. Wiedziała, że od
tej chwili nastąpi względny spokój, bo z pewnością szybko z tej
swojej jaskini nie wylęgnie.
Zaczęła wycierać blat, nie patrząc na mężczyzn siedzących po
dwóch jego stronach. Doskonale wiedziała, z kim ma do czynienia i
wcale nie sprawiało to, że czuła się pewnie. Nie miała ochoty
na konfrontację z wysoko postawionymi klientami, zwłaszcza tymi.
Dracon Malfoy i Blaise Zabini. Jej dawni wrogowie, szychy
Ministerstwa Magii. Jakoś ich przeszłością nikt się nie
przejmował, gdy dostawali te posady...
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy – powiedział drwiącym głosem
Blaise, w taki sposób, by nikt poza ich trójką tego nie usłyszał.
- Mądralińska szlama, w dodatku złodziejka. W końcu znalazłaś
się na swoim miejscu.
Ostatnie zdanie niemal wypluł, a Hermiona z trudem powstrzymała
odruch rzucenia mu szmatą w twarz. Postanowiła jednak nie reagować
na niego w żaden sposób. Nie chciała by wyrzucili ją w pracy, za
bardzo jej potrzebowała. Odwróciła się więc do niego tyłem,
trafiając tym samym na spojrzenie Malfoy'a.
Dopiero gdy ich oczy się zetknęły, zdała sobie sprawę, że nie
odezwał się ani słowem. Nie obraził jej, nie skomentował... nie
powiedział zupełnie nic, a mimo że w jego stalowoszarych
tęczówkach nie dojrzała już tak wielkiej pogardy, to wciąż
ziały okropnym chłodem. Poczuła, że ma gęsią skórkę. Czym
prędzej zwinęła szmatkę i wróciła za ladę, gdzie mogła zająć
się obsługą innych klientów.
*~*~*
Oporządzała gabinet, któregoś z wysokich urzędników, dziękując
sobie w duchu, że pomyślała o wzięciu rękawiczek. Co prawda na
co dzień wystarczała jej po prostu różdżka, której jednym
ruchem usuwała cały brud. Tym razem jednak musiało rozlać się
tam coś naprawdę paskudnego, niewątpliwie związanego z jakimiś
zakazanymi eksperymentami. Ale co ona mogła? Chyba jedynie
posprzątać te wszystkie okropieństwa na błysk.
Zajęło jej to ponad godzinę, czyli połowę czasu jaki miała na
wysprzątanie wszystkich gabinetów. Miała już serdecznie dość.
Włosy lepiły się do jej twarzy, a zmysł węchu chyba przestał
funkcjonować jak należy.
Kiedy wreszcie skończyła, zmniejszyła magicznie ogromne wory ze
śmieciami i ruszyła w stronę wyjścia. Akurat gdy dochodziła do
drzwi, jeden z robotników, odpowiadających za pilnowanie tablicy
ogłoszeń, manewrował różdżką robiąc miejsce na ogromnych
rozmiarów plakat.
Zaciekawiona podeszła bliżej.
HALLOWEEN
2006!
Departament
Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
zaprasza
wszystkich i każdego z osobna
na
Bal Maskowy;
31.10.2006
godzina 20.30
Wstęp
wolny dla wszystkich pracowników, bez żadnych ograniczeń.
Jedyny
warunek- przebranie!
Głupoty.
Nie pójdzie, bo i po co?
*~*~*
Wykąpana,
świeża, z lampką wina w dłoni, opadła na kanapę. Dzisiejszy
dzień był naprawdę męczący, a smród kleistej mazi, z którą
musiała się uporać, wciąż nie odstępował jej na krok. Co to za
życie? Co prawda miała za co opłacić mieszkanie, jednak musi
wreszcie zacząć walczyć o lepszą przyszłość. Nie będzie całe
życie podawała kaw i sprzątała gabinetów!
Zacisnęła
palce na szyjce kieliszka, przykładając go do ust. Ledwie widoczny
ruch za oknem sprawił, że na jej czoło wystąpiła podłużna
zmarszczka.
Nie
odpisała na ostatnią wiadomość Łagodnego, nie spodziewała się
więc niczego... mimo to sówka usiadła za szybą, patrząc na nią
wyczekująco. Czym prędzej wpuściła zwierzę do środka, częstując
wodą i krakersami. Kiedy zobaczyła charakterystyczne pismo na
wierzchu kartki, poczuła jak jej serce zaczyna swój codzienny
maraton.
Nie
czekając ani chwili dłużej, rozwinęła pergamin.
Cały
dzień bez wiadomości od Ciebie, był niczym udręka.
Jak
mam żyć wśród tych wszystkich ludzi?
Patrząc
na nich, nie mogę zrozumieć jak mogłem traktować kogokolwiek z
góry.
Ja,
który teraz nie jestem w lepszej sytuacji.
Twoje
listy są dla mnie ukojeniem, odpoczynkiem.
Dlaczego
zamilkłaś?
Czyżbym
Cię uraził?
Przyłożyła
kartkę do piersi, a jej spojrzenie powędrowało ku ciemniejącemu
niebu. Jeszcze nigdy nie spotkała się z takim człowiekiem. Jak to
było możliwe, że zależało mu na niej, mimo że tak naprawdę nie
wiedział kim jest? A było tak, ziało tą emocją z każdego
napisanego słowa.
Czuła,
że powinna mu odpisać, chciała tego.
Złapała
za czysty pergamin, kałamarz i pióro, a słowa jak zwykle wypłynęły
wprost z jej głębi.
Wybacz
tę ciszę.
Nie
uraziłeś mnie w żadnym razie, jakbyś mógł?
To
ja. Nie mogę napisać Ci kim jestem.
Nie,
odczuwając ten wewnętrzny lęk.
Boję
się, Łagodny. Co jeśli Cię zawiodę?
Przeczytała
te kilka słów jeszcze raz, upewniając się, czy są prawidłowe.
Naprawdę się bała, jednak czy powinna o tym pisać?
Lęk
to słabość, wiedzą o tym wszyscy, jednak czy nie pisali już na
każdy możliwy temat? Stwierdzenie „nie mamy między sobą
tajemnic” mogłoby być w pewnym stopniu adekwatne.
Zwinęła
pergamin w rulonik i przywiązała do nóżki zmęczonej sówki.
Zwierzę popatrzyło na nią z wyrzutem.
- No
mała, jeszcze tylko ten jeden lot. Dasz radę.
Pogłaskała
ptaka po łebku, przenosząc na parapet. Sówka zahukała dwa razy
na znak zgody i wzbiła się w powietrze.
Hermiona
obserwowała ją aż do momentu, gdy całkowicie zniknęła za linią
horyzontu. W głowie miała mętlik, a prośba Łagodnego wciąż
powracała wywołując wątpliwości. Może jednak powinna mu
powiedzieć?
Płynęła
w niej gryfońska krew, oznaczająca jednocześnie odwagę, jednak
życie nauczyło ją, że nie wszystko jest tej odwagi warte. Miała
prawo się bać, nawet jeśli było to słabością.
Nie
wiedziała jak długo stała w jednym i tym samym miejscu, kiedy
zauważyła zbliżającą się w jej stronę ciemną plamę... a
raczej dwie.
Po
chwili rozpoznała w nich sowy. Odsunęła się od okna, wpuszczając
je do środka.
Ze
zdumieniem zobaczyła swoją płomykówkę, obok wielkiego, czarnego
puchacza. Jej sówka momentalnie schowała się w klatce, a nowy
„gość” wyciągnął w jej stronę nóżkę z listem, w iście
godny sposób.
Kolejny
list w ten sam dzień? Zmarszczyła brwi.
Jak
mogłabyś mnie zawieść?
Ty?
Jedna z niewielu osób przed którymi naprawdę mogę się otworzyć?
O
ile nie jedyna!
Nie
ma większego znaczenia kim jesteś, to zwykły kaprys mojej
ciekawości.
Jeżeli
nie chcesz pisać, spotkaj się ze mną.
Bal
Maskowy w Halloween.
O
jedenastej na środku sali, pod wielkim kloszem.
Bądź
proszę.
Twoja
sówka jest zmęczona, wyślij więc odpowiedź moim puchaczem.
Nie
odmawiaj...
Dopiero
po kilku sekundach zdała sobie sprawę jak bardzo drżą jej dłonie.
A więc stało się, poprosił o spotkanie... i co miała teraz
zrobić?
Po
raz kolejny spojrzała przez okno, wpatrując się w swoje odbicie na
tle ciemnego nieba. Wiedziała już co zrobi.
*~*~*
- Miona, Miona, Miona... widziałaś? - zaszczebiotała Christina,
wskakując na blat tuż obok Hermiony. Kobieta zmierzyła ją
spojrzeniem, nie przerywając wycierania szklanek.
- Christy, zejdź stąd. Wiesz, że Pimky nie lubi jak tak robisz –
powiedziała, uśmiechając się lekko pod nosem. Lubiła tę
dziewczynę. Była jedną z niewielu osób, które rozmawiały z nią
bez większych oporów, jedną z tych które mogła nazwać...
przyjaciółmi.
- Słyszałaś co mówiłam? - Zapytała Christina zeskakując z
blatu, a jej długie blond włosy opadły na twarz. Podniosła głowę
do góry, wpatrując się w Hermionę przenikliwymi niebieskimi
oczami.
- Słyszałam. Co takiego miałam widzieć?
Odwróciła się w stronę szafki, a przyjaciółka ruszyła za nią.
Złapała ją za ramię i pochyliła się tak by wyszeptać do ucha:
- Bal.
Hermiona przewróciła oczami, a na jej usta po raz kolejny wystąpił
uśmiech. Że też nie domyśliła się o czym może mówić pani
Ramon. Tak, pani, bo od pół roku była szczęśliwą
mężatką.
- Widziałam, widziałam.
- I co? - dopytywała się Christy, a gdy nie uzyskała odpowiedzi,
zaszła jej drogę. - Idziesz, prawda?
Hermiona spojrzała jej w oczy, a dziwne uczucie ogarnęło ją na
widok troski w tych błękitnych oczach. Zanim jednak zdążyła
odpowiedzieć, za ladę wszedł Pimky.
- Granger... co ty tu robisz Ramon? - zwrócił się w stronę
Christy, która wyzywająco założyła ręce na piersi. Chyba jako
jedyna nie bała się gburowatego szefa.
Patrzył na nią przez chwilę, ale gdy nie spuszczała wzroku,
machnął na nią ręką. Zwrócił się z powrotem do Hermiony.
- Granger. - Zrobiła krok do przodu, wpatrując się w tego grubego,
nieprzyjemnego człowieczka z pytaniem w oczach. Czego mógł od
niej chcieć?- W przyszły piątek masz wolne, ale wieczorem
pojawiasz się na balu. Będziesz obsługiwać gości.
Rozszerzyła oczy w zdumieniu, a jej serce przyspieszyło swój
rytm. Przecież była umówiona! Nie mogła się nie stawić, nie
teraz kiedy wreszcie się zdecydowała!
- Ale szefie... chciałam wziąć udział w balu.
Zmierzył ją spojrzeniem z góry na dół, a w jego oczach pojawiły
się rozbawione ogniki.
- I weźmiesz, choć nie koniecznie po tej stronie po której byś
chciała.
*~*~*
Czas mijał w zawrotnym tempie, nieubłaganie przybliżając dzień
balu. Listy od Łagodnego nadal przychodziły codziennie, z
niesłabnącą dokładnością, a ona wciąż nie potrafiła napisać
mu, że nie będzie w stanie pojawić się w umówionym miejscu. Nie
chciała by się zawiódł... tak bardzo zdawał się cieszyć z ich
spotkania!
Tak więc odkładała tę smutną wiadomość „na jutro”, a jej
serce ściskało się z żalu przy każdym liście od niego. Chodziła
do pracy, obsługiwała ludzi, a w sercu wciąż nie gasła nadzieja,
że może jednak się uda...
Coraz częściej łapała się na tym, że po prostu stała dłuższą
chwilę obserwując ruchy i zachowania klientów. Nigdy jej to nie
interesowało, jednak teraz wpadła w jakiegoś rodzaju
roztargnienie. Przez ten czas zauważyła, że Rotfinger zawsze
zamawia zupę serową, Parkinson ma w zwyczaju malować paznokcie co
drugi dzień, zajmując zawsze wolny stolik pod oknem, a stary
Praicell czytywał „Proroka Codziennego” z naprawdę wielkim
zapamiętaniem.
Zauważyła także częstą obecność Malfoy'a z Zabinim, którym
zwykły towarzyszyć siostry Greengrass. Zwykły, bo od czasu
głośnego zerwania Malfoy'a i Astorii, sielanka się skończyła.
Nie wiedzieć czemu, ich rozstanie w pewien sposób ją ucieszyło,
miało to jednak związek raczej z faktem iż go nie lubiła, aniżeli
z tym, że był naprawdę przystojny i praktycznie każda kobieta
pragnęła go mieć dla siebie. Ona nie była każdą.
Odchyliła się do tyłu, przeciągając niczym kotka. Musiała
wracać do pracy, inaczej Pimky z pewnością wyciągnąłby jakieś
konsekwencje. Rozejrzała się po klientach, uśmiechając na widok
wykonywanych przez nich, tak dobrze już znanych czynności, a
następnie wróciła spojrzeniem za ladę. Christy musiała się
nieźle narobić, w czasie gdy ona rozmyślała nad swoimi problemami
– wszystko było dokładnie umyte i ułożone niemalże w idealnym
porządku.
Upewniwszy się, że nie nadchodzą jacyś nowi klienci, oparła się
na nowo o blat i sięgnęła do kieszonki fartucha. Jej szczupłe
palce zacisnęły się na skrawku pergaminu, a na usta mimowolnie
wypłynął uśmiech. Nigdy nie brała ze sobą korespondencji
Łagodnego- zbytnio obawiała się, że ktoś mógłby ją
przypadkiem przeczytać- jednak tym razem nie miała wyjścia. Czarny
puchacz przyleciał akurat w momencie gdy, już spóźniona, niemal
wybiegała z mieszkania. Zabrała więc wiadomość i czym prędzej
teleportowała się do pracy.
Przeczytała ten niedługi liścik już dwa razy, jednak nie mogła
powstrzymać się od ponownego zerknięcia. Nigdy nie rezygnowała z
przyjemności obcowania ze słowami Łagodnego, jeśli tylko miała
ku temu okazję.
Półtora dnia.
Tylko niecałe 40 godzin dzieli mnie od poznania najcudowniejszej
kobiety na ziemi.
Za co będziesz przebrana? Jak Cię rozpoznam?
Twoja obecność będzie lekarstwem na moją duszę.
Twój głos będzie balsamem dla mojego serca.
Gdybym tylko wiedział jak masz naprawdę na imię,
zasypiałbym i budził się z jego brzmieniem na ustach.
Nie mogę się doczekać, gdy wreszcie to nastąpi.
Trzeci raz, a jego słowa wciąż z tą samą siłą oddziaływały
na jej biedne serce. Czy to możliwe by zakochała się niemal w
fikcyjnej osobie? Czy można pokochać kogoś, kogo nigdy nie
widziało się na oczy?
- Ziemia do Granger! - Znajomy głos wyrwał ją ze słodkiego
otępienia, sprawiając że podskoczyła. Z niewiadomych powodów
dostała dreszczy.
Niewiele myśląc, odłożyła list pod ladę, zamiast jak zwykle
schować do kieszonki i ruszyła w stronę stojącego przy ladzie
Malfoy'a.
Słyszała bardzo wiele na temat jego urody, a przez te kilka dni, w
trakcie których uważnie obserwowała wszystkich klientów, nie
mogła nie zgodzić się z tymi opiniami. Był naprawdę bardzo
przystojnym i seksownym mężczyzną... tylko ten zły charakter i
chłód w pięknych, stalowych oczach niszczyły całe wrażenie.
- Tak? - zapytała, otrzepując się z odrętwienia. Nie mogła myśleć
o nim w ten sposób. Od zawsze się nienawidzili. Zawsze była dla
niego nikim, a teraz, po tych wszystkich korowodach z pewnością
nie poprawił sobie opinii na jej temat. Poza tym miała Łagodnego!
To właśnie na nim powinna się skupić.
- Ile razy mam powtarzać, żebyś wreszcie zareagowała? - zapytał,
przyglądając się jej uważnie. Zarumieniła się wiedząc, że
znów odpłynęła, jednak uderzyło ją coś innego. W jego
chłodnym głosie nie było słychać żadnej pogardy, tylko...
wszechogarniający smutek.
Dracon Malfoy był nieszczęśliwy?
- Wybacz, mógłbyś powtórzyć?
- Dwie kawy miodowe, z dodatkiem cynamonu.
Skinęła głową, starając się jak najszybciej usunąć się spod
jego przenikliwego spojrzenia. Dreszcz, który przeszedł po jej
karku był nad wyraz przyjemny, jednak z pewnością nie wróżył
niczego dobrego.
Obsłużyła Malfoy'a, więcej nie patrząc w jego stronę i
odwróciła się by wrócić do miejsca gdzie zostawiła list.
Wystarczyło zaledwie jedno spojrzenie by po prostu zatrzymać ją w
miejscu. Nie mogła uwierzyć w to co widzi... Christina czytała
list od Łagodnego! Jej prywatną, osobistą wiadomość, o której
nikt nigdy nie miał się dowiedzieć...
Nie zdążyła zrobić kolejnego kroku, kiedy Ramon podniosła
głowę. W jej oczach tańczyły iskierki szczęścia, a na ustach
błądził szeroki uśmiech. Wyglądała na tak podekscytowaną, że
Hermiona spąsowiała.
- To dlatego chcesz iść na bal! - zawołała, machając pergaminem
niczym chorągwią. Tego dla Hermiony było za wiele. Czym prędzej
rzuciła się w jej stronę i wyrwała list, jednak Christy nic
sobie z tego nie zrobiła. Obeszła ją dookoła, stałym zwyczajem
wskakując na blat, po czym pochyliła się w jej stronę, tym razem
używając szeptu:
- To za co będziesz przebrana, najcudowniejsza kobieto na ziemi?
- Ciii – mruknęła Granger, w panice zakrywając usta przyjaciółki
i rozglądając się na boki. Po chwili opuściła dłonie, a jej
ramiona nieco się przygarbiły. Złapała za szklankę i podeszła
do zmywaka. - Nie idę.
- Co?! - oburzenie w głosie Christiny było niemalże namacalne.
Podeszła do Hermiony, odciągając ją jak najdalej od ciekawskich
uszu siedzącego przy barze mężczyzny. - Żartujesz sobie ze mnie?
Już ci wybaczę, że nie powiedziałaś nic o swoim tajemniczym
wielbicielu...
- To nie jest żaden wielbiciel!
- … ale jeśli nie pójdziesz to nie wybaczę ci nigdy.
Hermiona spojrzała jej w oczy, doszukując się choć najmniejszej
luki w tym postanowieniu, odnalazła jednak zawziętość. Tej
kobiecie musiało naprawdę zależeć na jej szczęściu.
Wzruszyła ramionami, czepiając się ostatniego argumentu:
- Nie mam stroju.
Oczy Christiny rozbłysły lekkim światłem.
- Na to da się zaradzić.
*~*~*
Jak to możliwe, że im bliżej spotkania, tym bardziej czas
zwalnia swój bieg?
6 godzin... tylko i aż tyle.
Wciąż nie wiem jak będziesz wyglądać.
A jeśli Cię nie odnajdę?
Byłby to najgorszy wieczór mojego życia.
*
Czas
jest kapryśnym sprzymierzeńcem- niestety.
Biała
suknia, brązowe włosy- po tym rozpoznasz mnie z pewnością.
O
23, na środku sali, pod kloszem.
Nie
spóźnij się.
*~*~*
c.d.n.
To jest piękne! Czytałam z zapartym tchem i nie mogłam się od tego oderwać. Tylko dlaczego tak szybko to skończyłaś? Och, ile będę musiała czekać na kolejną część i ich wielkie sprzątanie, niczym kopciuszka z królewiczem. Chaby domyślam się, kto może być tym królewiczem, ale wolę się przekonać. Więc stąd moje pytanie, kiedy kolejna część? Jeszcze dzisiaj? Jutro? Mam nadzieję, że dłużej nie będziesz zwlekać i weźmiesz pod uwagę moje nerwy i niezaspokojoną ciekawość. A więc cierpliwie czekam i mam nadzieję, że nie będę musiała uschnąć z tej tęsknoty bo jesteś genialna tak jak twoja miniaturka. I tyle.
OdpowiedzUsuńJa cięgle czekam.
Romantyczne, delikatne po prostu przepiękne
OdpowiedzUsuńDelikatnie,romantycznie i cudownie!
OdpowiedzUsuńTa część przypomina film"Historia Kopciuszka "z Hilary Duff ;-*
Uwielbiam ten film,tak samo jak tą miniaturkę <3
Pozdrawiam
Layls
Zapraszam-dramione-teatr-uczuc.blogspot.com
Trafiłaś w samo sedno :) Całość jest wzorowana na tym filmie - który także uwielbiam :)
UsuńDziękuję :*
Cudowne, wspaniałe, słodkie i urocze :D
OdpowiedzUsuńIch nazwy są naprawdę genialne :)
Nie mogę się doczekać kolejnej części.
Pozdrawiam i weny życzę.
nie-oceniaj-po-pozorach-dramione.blogspot.com
Hej.:)
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite. Tak spokojne, zachwycające.
Jestem ciekawa dalszych losów.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część.
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Ps. Zapraszam na dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com gdzie również ukazała się miniaturka (Bajka smutku).
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJa sie nie zgadzam! Super historia! Czekam na kolejną część!
UsuńDo autorki komentarza - jeśli tego nie trawisz to po co czytasz? Każdy ma swoją wersję i pisze tak jak mu się podoba. I Manea nie ,,zaśmica'' blogosfery -.-
UsuńLuar
Długi i konstruktywny komentarz... <3 Chociaż chyba powinnam napisać raczej "destruktywny" :D
UsuńDziękuję jednak za wyrażenie swojego zdania. Przyznam szczerze, że zdziwiłam się nieco na taki głos, biorąc pod uwagę, że na początku uprzedziłam, iż treść może być trochę dziwna, a charaktery nieco odbiegają od tych kanonicznych.
Mimo wszystko jestem bardzo zadowolona z tego tekstu :)
Uważam, że powinnaś podejść troszeczkę na luzie do tego wszystkiego. Owszem, nie musi Ci się to podobać, masz do tego prawo i ja je jak najbardziej szanuję. Wbrew pozorom Twój komentarz wywołał nawet uśmiech na mojej twarzy- i z pewnością nie był on pogardliwy. Szanuję innych autorów, szanuję ludzi, którzy komentują moje wypociny, a także ich zdanie. Choć w tym ostatnim przypadku większą wagę przywiązuję do słów tych, którzy czytali wszystkie moje teksty, a nie wystawili mi nalepki po przeczytaniu zaledwie JEDNEJ miniaturki.
Hermiona i Draco nie są tacy jacy być "powinni". Wsadziłam ich do zupełnie innego świata, zupełnie innej rzeczywistości. Nie rozegrałam tego po myśli pani Rowling - ale taki właśnie był mój cel. Chciałam napisać coś lekkiego, coś innego.
Nie zgadzam się, że historia byłaby lepsza z innymi bohaterami. To właśnie Hermiona i Draco nadają opowiadaniom tego "czegoś", niezależnie jak bardzo wypaczy się ich charaktery. Ludzie lubią marzyć, zastanawiać się "co by było gdyby" i ja także.
Co do nazw... cóż, nie były wyszukane, a tę grę słów nie każdy musiał rozumieć, jednak tak było zaplanowane.
Po prostu wyluzuj troszeczkę, bo nie chodzi tu o objeżdżanie siebie nawzajem. Jeżeli chciałaś mnie skrytykować i zniechęcić - cóż, mimo iż szanuję Twoje zdanie i jestem wdzięczna za komentarz, nie wyszło Ci ani trochę. Jeśli jednak chciałaś dać mi "radę", to chyba wolałabym uzyskać ją w sprawach technicznych, a nie tego co zrodziło się w mojej głowie :) Te rady na pewno wniosłyby wiele dobrego.
Może i nie powinnam, zważając na cały wydźwięk tego komentarza, lecz mimo wszystko dziękuję za niego. Nawet mimo tego, że nic tak naprawdę nie wniósł :D Szanuję każde wyrażone zdanie.
Pozdrawiam,
M.D.
PS Dziękuję dziewczyny za obronę <3 Jesteście wielkie!
Cudowna miniaturka, przeczytałam ją jednym tchem :)
OdpowiedzUsuńMi również od razu skojarzyła się z "Historią Kopciuszka" :D Świetny film, mogę oglądać i nigdy mi się nie znudzi.
Nie wiem co dalej w sumie napisać. Chyba tylko to, że czekam z niecierpliwością na drugą część :)
Pozdrawiam, M.
Świetna miniaturka.
OdpowiedzUsuńNie wierze, że tak potraktowali Hermionę.
Za grosz współczucia nie mają Ci ludzie.
Łagodny Smok i Drapieżna Dziewica...
Draco i Hermiona...
Jestem ciekawa co będzie na balu.
na kolejną część.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Przepiękna miniaturka :) Czekam na następną część!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :D
Myślę, że to nie jest Draco. Za łatwe do odgadnienia było. Fajna pierwsza część, czekam na następną i życzę dużo weny ♥
OdpowiedzUsuńby było, bo tak nieładnie brzmi :D Chociaż może i to Draco... Ciekawie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńJa już chcę następną część! Piękne... ale też smutne :')
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba taki pomysł i jestem zachwycona :D Wyszło ci małe cudeńko. Ja wiem co mówię!
Czekam i pozdrawiam
Luar Princesa ♥
Jest słodko, jest pięknie i w ogóle :) naprawdę przyjemnie mi się czytało tę miniaturkę, a jeszcze bardziej nie mogę się doczekać kolejnej części :D
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com
Super naprawdę fajna historia Hermiona pracuje w bufecie a po godzinach sprząta tego się nie spodziewałam. Czekam na następną część. Karola
OdpowiedzUsuńJedna z najlepszych miniaturek jakie czytałam. Nie mam uwag, ani zastrzeżeń. Jestem naprawdę wniebowzięta. Nie jest to kolejne oklepane romansidło Dramione, ale coś oryginalnego. Nie wiesz, co będzie dalej, chodź mam nadzieję, że nasza tajemnicza para pójdzie w tango. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
<3
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej:)
OdpowiedzUsuńZ ogromna niecierpliowoacia ;)
To jest piekne;)
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
chcę część 2 plisss
OdpowiedzUsuńWspaniała miniaturka
OdpowiedzUsuńDoskonała - jednym słowem :)
Z niecierpliwością czekam na kolejną część
Pozdrawiam
Charlotte
A mi się bardzo spodobała ta miniaturka, ponieważ to taka odskocznia od wszystkiego, co do tej pory czytaliśmy! W Twoim głównym opowiadaniu mieliśmy do czynienia z prawdziwymi charakterami Hermiony i Draco i choć często nas denerwowali (głównie Malfoy, no ale już nie obarczajmy go całą winą!)..
OdpowiedzUsuńCo do całej treści - podoba mi się bardzo ten pomysł ze zmianą charakteru Draco i nienawiścią całego świata do Hermiony, bo to właśnie to ich połączyło. I mimo że w normalnym świecie byłoby to niemożliwe, bo przecież Harry na pewno bardziej postarałby się o naprawienie jej opinii, ale jakoś specjalnie mi to nie wadzi. ;> No cóż, czekam na drugą część!
Pozdrawiam,
Cave Inimicum
PS. Zapraszam na rozdział 5 http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/
Matko, nie dokończyłam swojej myśli!
Usuń*i choć często nas denerwowali, to i tak w pewien sposób ich kochaliśmy <3
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Zajrzałam tutaj chwilę po wiadomości od Ciebie ale byłam w szkole i uznałam że na komputerze lepiej będzie mi się pisać. Miałam jednak tylke na głowie, że o tym zapominałam.
OdpowiedzUsuńMiniaturka przypadła mi bardzo do gustu. Jest przepięknie napisana, podoba mi się motyw z poetyckimi wiadomościami. Jest taki... magiczny :) mnie osobiście bardzo rozbawiły pseudominy głównych bohaterów. Hermiona nigdy nie spodziewałaby się, że za Łagodnym Smokiem stoi Malfoy, a Draco nie pomyślałby o Granger jako o Drapieżnej Dziewicy ;)
Nie mogę doczekać się ich spotkania na balu <3
Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam magicznie
~hope~
Myślałam, że padnę jak przeczytałam "Drapieżna Dziewica" :D
OdpowiedzUsuńTo takie romantyczne.. Te listy.. Ja nie potrafiłabym napisać takiego czegoś.
Chciałabym przeżyć coś takiego.
Piękna miniaturka :)
Dramione True Love <3
Super! Bardzo fajna miniaturka. Nigdy podobnej nie czytałam, dlatego tym bardziej jestem ciekawa jak się dalej potoczy. Szkoda, że podzielona na części, bo wolałabym już ją przeczytać :P Ach, ta ciekawość, oj, oj :D Domyślam się, że to Dracze i Mionka. Ciekawe jak się zachowają, gdy prawda wyjdzie na jaw... Pewnie będzie burzliwie.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część i oby była równie dobra.
Pozdrawiam,
http://precious-fondness.blogspot.com/
Jakie zajebiaszcze, uwielbiam, i nie mogę doczekać się kolejnej cześci !!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki<3
No zakochałam się doszczętnie!
OdpowiedzUsuńNic więcej nie powiem, zagięło mnie....
Lecę na następną.
Bardzo się spóźniłam. Przepraszam, że tak długo zajęło mi czytanie. Bardzo, bardzo przepraszam. Wybaczysz mi?
OdpowiedzUsuńA tak co do miniatur, to zakochałm się. Zachwyciłaś i zauroczyłaś mnie nią zupełnie. Pozostaje mi tylko powiedzieć (napisać): lecę dalej.
Swish