13 maja 2014

One Shot V cz. I

Witajcie :) 
Minął równy miesiąc od wstawienia przeze mnie epilogu... dlatego prezentuję Wam pierwszą część nowej miniaturki :)
Miała być jako jedna, długa całość, ale teraz nawet nie wiem czy zdołam zamknąć się w dwóch częściach. Mam nadzieję, że mimo wszystko podołam zadaniu. Nie będę chciała przedłużać :)

Treść może być troszkę dziwna, a niektóre charaktery mogą odbiegać od tych kanonicznych. Mam jednak nadzieję, że pomysł Wam się spodoba :)

Zapraszam do czytania i komentowania!

*~*~*

One Shot V cz. I

SOWIA POCZTA


Wbiegła po schodach, starając się robić jak najmniej hałasu. Dwa razy minęła sąsiadów, w przelocie kiwając im głową, a kiedy przechodziła obok drzwi pani Climton, jej kroki stały się niemal bezszelestne.
Doskonale pamiętała pretensję starszej pani, kiedy z hukiem upuściła zakupy akurat na jej wycieraczkę. Był to czysty przypadek! Jednak żadne tłumaczenia nie pomagały, a skrzeczący głos kobiety trzeszczał w uszach Hermiony po dziś dzień. Od tamtego momentu postanowiła nie wchodzić sąsiadce w drogę, na żadne możliwe sposoby. Nie sposób było utrzymywać dobre stosunki ze wszystkimi mieszkańcami, jednak nic nie wadziło próbować.
Mieszkanie w bloku ma niestety te dobre jak i złe strony. Dobre są takie, że zawsze jest od kogo pożyczyć sól w razie deficytu. Jeżeli zaś chodzi o te złe... cóż, tych z pewnością jest więcej.
Dwa piętra wyżej, pozwoliła sobie na rozluźnienie spiętych mięśni, a drzwi od mieszkania zamknęła już bez zbędnej ostrożności czy delikatności. Na klatce schodowej mieli prawo ustalać sobie zasady jakie tylko chcieli, jednak tutaj to ona była panią, tylko ona mogła sprawować rządy. Właśnie tutaj, w tym niewielkim, prowincjonalnym mieszkaniu, mogła robić wszystko na co tylko miała ochotę – jeżeli oczywiście nie zakładało to dudniącej muzyki i wrzasków.
Zrzuciła przyciasne w tym momencie pantofelki i na palcach ruszyła w stronę łazienki. To był jej codzienny rytuał, dzięki któremu pozbywała się choć części frustracji, która przez cały dzień zasiedlała się w jej skołatanym sercu – gorący prysznic, lampka wina i... listy.
Nie musiała patrzeć na niewielką komodę strojącą pod ścianą, żeby wiedzieć, że w skromnie zdobionej szkatułce, należącej niegdyś do jej matki, leżą ułożone chronologicznie pergaminy. Wszystkie z tym samym podpisem, każdy z osobna równie mocno podnoszący na duchu i dodający nadziei.
Od kiedy jej życie zmieniło się o pełne trzysta sześćdziesiąt stopni, a w sercu zabrakło chęci do walki o lepsze jutro, to właśnie one wyciągnęły ją na wierzch i pozwalały oddychać pełną piersią, przynajmniej w te ciemne, samotne wieczory.

*

Kończąc szkołę, nawet przez moment nie pomyślała, że jej życie może potoczyć się właśnie w ten sposób. Była szczęśliwa. Była zakochana w Ronaldzie, miała bezgraniczną przyjaźń Harry'ego, nauczyła się nie zwracać uwagi na zaczepki Malfoy'a, a jej wyniki z Owutemów były najlepsze na roku. Pamiętała to wszystko jednak, jakby przez gęstą mgłę, na którą nakładały się obrazy późniejszych wydarzeń.
Okazało się, że związek z Ronaldem wcale nie był tym czego w życiu pragnęła. Dopiero po burzliwej kłótni i jeszcze gorszym rozstaniu, postanowiła w pełni wziąć życie we własne ręce. Zrezygnowała z posady aurora, do której tak naprawdę nigdy nie czuła powołania i zajęła się pracą dla Banku Gringotta. Chciała znaleźć się jak najdalej od przeszłości... jak najdalej od Ronalda.
Nowa praca okazała się pełnym strzałem w dziesiątkę. Była odpowiedzialna za papierkową robotę, podliczała wszystkie wpłaty i wypłaty, nadzorowała je osobiście... miała wielkie szczęście, dostając tę posadę. Gobliny nie ufały ludziom w najmniejszym stopniu, a w jej przypadku pomógł prawdopodobnie fakt, że była jedną ze „Złotej Trójcy”, a także jedną z tych, którym udało się włamać do teoretycznie najbezpieczniejszego banku na świecie. Może to dziwne, jednak po minie głównego zarządcy wywnioskowała, że właśnie ten fakt przeważył na wszystkim – znając słabości Gringotta, mogła pomóc je wyeliminować.
Pokochała swoją pracę, oddała się jej całkowicie, a życie znów zaczęło nabierać kolorów. Zaczęła uczęszczać na jogę, która miała na celu ułatwić naukę magii manualnej, a w wolnych chwilach chodziła na wykłady prowadzone przez znanych czarodziejów.
Nigdy nie rezygnowała z możliwości chłonięcia wiedzy, co w tym przypadku nie okazało się zbyt fortunne.
Właśnie na jednym z takich wykładów poznała Thierry'ego Louigi – nienaturalnie przystojnego Włocha, z hipnotyzującym uśmiechem.
Pojawiał się coraz częściej, zerkając w jej stronę z urzekającą nieśmiałością. Po zaledwie dwóch tygodniach zaczęli się spotykać, a po kolejnych dwóch cały magiczny świat obiegła informacja o nowym związku Hermiony Granger, najlepszej przyjaciółki Harry'ego Pottera.
Thierry oczarował ją w każdym stopniu. Okazało się, że tak jak ona kocha książki, interesują go eliksiry i astronomia, z kolei niemalże chorobliwie nienawidzi Quidditcha. Opowiedział, że przyjechał do Londynu aby pracować w Banku Gringotta jako korespondent między Anglią, a Włochami, w sprawie transferu większej ilości pieniędzy. Wydawał się idealny, urzekał ją pięknymi słowami i podbijał serce cudownym uśmiechem.
Sądziła, że w jego ramionach odnalazła wreszcie ciepło, dom i szczęście, którego tak usilnie pragnęła. Niestety nikt, zupełnie nikt, nie spodziewał się tego, co wydarzyło się później.
Cudowna aparycja i świetlisty uśmiech potrafiły zmylić dosłownie każdego, do tego stopnia, że nikt nawet przez sekundę nie wątpił w szczerość i wiarygodność Thierry'ego Lougi.
Jakież było zdziwienie wszystkich, kiedy pewnego dnia po prostu zniknął z powierzchni ziemi, wraz z pieniędzmi z transferu. Hermiona miała to nieszczęście, że akurat w ten dzień postanowiła odwiedzić swojego ukochanego w pracy, a pech chciał, że dodatkowo trafiła w kluczowy moment całej akcji. W stałym miejscu pracy Thierry'ego nie zastała ani jego, ani pieniędzy... za to ją zgarnęło trzech aurorów, którzy zaalarmowani przez Gobliny wpadli do pomieszczenia chwilę po niej.
Została oskarżona o współudział w międzynarodowym przekręcie największej szajki przestępców magicznych na świecie. Thierry Lougi okazał się w rzeczywistości najlepszym przemytnikiem we Włoszech o nazwisku Eusebio Pici.
Padła ofiarą idealnie zaplanowanej intrygi- wiążąc się z nią, jedną z wybawicieli magicznego świata, załatwił sobie czystą kartę, nie wzbudzając w nikim podejrzeń. A ona głupia mu zaufała! Nienawidziła siebie za to i na nic zdały się tłumaczenia, że omamił wszystkich.
W uniknięciu Więzienia pomógł jej jedynie fakt, że nic nie wiedziała o całej intrydze. Sprawdzali ją przy użyciu Veritaserum, nie było więc mowy o pomyłce, a mimo to drzwi Gringotta były dla niej zamknięte, zabierając ze sobą także ciepłą posadę.
Została z niczym. Lougi – Pici, jakkolwiek go nie zwać, zrujnował jej opinię do tego stopnia, że wszystkie zakłady zamykały przed nią drzwi, nim zdążyła chociażby podejść...
Gdyby była kimś innym, może cała sprawa rozeszłaby się po kościach, jednak nie w tym przypadku. Nie, gdy nosiła nazwisko Granger, które znane było w całym magicznym świecie.
Po trzech miesiącach bezsensownego poszukiwania pracy i łapania się lewych fuch, straciła wszystkie oszczędności. Po kolejnym miesiącu, musiała opuścić swój ukochany domek...
Przez te wszystkie tygodnie nie prosiła nikogo o pomoc. Cały czas była przekonana, że jakoś to będzie. W końcu chyba nie wszyscy wierzyli w jej winę?
Dopiero, gdy z bagażami wychodziła za drzwi domu zrozumiała, że nic więcej nie zdziała.
Postanowiła zwrócić się o pomoc do Harry'ego, który bez szemrania spełnił każdą jej prośbę.
Po wielu rozmowach załatwił jej pracę w bufecie Ministerstwa Magii, oferując pokój w swoim domu, nim nie znajdzie czegoś dla siebie.
Cały ten układ trwał przez pełny, bity miesiąc dopóki nie przyszła wypłata, burząca wszelkie nadzieje na lepszą przyszłość. Okazało się, że z samej pracy w bufecie nie wyżyje, zatrudniła się więc do sprzątania gabinetów po godzinach. O dziwo, nie zważając na jej niewyjaśniony związek z kradzieżą góry galeonów, zgodzili się.
Potem wszystko poszło jak z płatka. Co prawda harowała całymi dniami, jednak miała możliwość wynajęcia niedrogiego mieszkania, w starym bloku, na mugolskiej dzielnicy.
Zaczęła odzyskiwać spokój, jednak nie szczęście. Potrzebowała kogoś z kim mogłaby porozmawiać o wszystkim, jednak wolałaby... aby ten ktoś nie wiedział kim ona jest.
Pewnego dnia, przeglądając „Proroka Codziennego” trafiła na rubrykę „Samotni Czarodzieje”, a w oczy rzuciła jej się krótka wiadomość, z podpisem „Łagodny Smok”. Pseudonim autora rozbawił ją do tego stopnia, że nie potrafiła odmówić sobie przeczytania jego słów:

Tak wiele ludzi, wiele twarzy i serc.
Jestem sam.
Sam w tłumie tych, którzy widzą we mnie przeszłość, fałsz.
Pośród oszczerców i mścicieli nie dających szansy na lepsze jutro.
A jeśli nie chcę tak żyć?

Nie odnalazła żadnych namiarów, mimo że przejrzała stronę dwa razy, od góry do dołu i odwrotnie. Już dawno nie czuła się tak zaintrygowana. W tych kilku słowach wyczuła cały ból, całą niepewność, które targały jej własną duszą. Czy to możliwe, żeby ktoś czuł się podobnie?
Schowała gazetę do torby, obiecując sobie, że zajrzy do niej jeszcze wieczorem. Tak też zrobiła.
Przeczytała wiadomość jeszcze ze trzy razy, zanim jej świadomość zyskała pewność. Co jej szkodziło? Gorzej już być nie mogło, a przecież potrzebowała rozmowy.
Idąc na ryzyko, bez znajomości prawdziwego imienia i nazwiska, postanowiła odpisać Łagodnemu Smokowi.
Słowa wypłynęły spod jej ręki, jakby miała je dokładnie zaplanowane:

Samotność to pojęcie względne.
Jest tym większa im więcej otacza nas ludzi.
Obmawiają, nie dają spokoju.
A co jeśli ja także nie chcę tak żyć?

Nie podpisała się, nie miała pomysłu jak. Zamiast tego zawołała swoją niewielką, roztrzepaną płomykówkę i wysłała wiadomość nim rozsądek kazał jej zmienić zdanie.
Czekała na odpowiedź całe pięć dni, codziennie sprawdzając czy jej sówka nie przyniosła przypadkiem jakiegoś liściku. Każdego dnia spotykał ją zawód.
Dopiero po upływie tygodnia, kiedy całkowicie zapomniała o niefortunnym liście, po powrocie do domu zauważyła niewielką, złożoną karteczkę na komodzie, a jej sówka obserwowała ją uważnie z otwartej klatki.
Niczym automat rzuciła się w stronę liściku, czując jak jej serce bije z zawrotną prędkością.

Samotność pali boleśnie, tak jak brak zrozumienia.
Jednak tylko w samotności istnieje możliwość odnalezienia bratniej duszy,
a wraz z nią pojawia się zrozumienie.
Jak cię zwą, Nieznajoma?

Uśmiechnęła się do siebie, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Co prawda miała nadzieję, że odpisze, wyczekiwała tego, jednak miała świadomość, że jest to złudne pragnienie. Takie rzeczy nie działy się przecież w prawdziwym życiu... tak samo jak podobno nie działy się przekręty na miarę Thierry'ego.
Nie czekając dłużej, złapała za pióro i zamoczyła je w kałamarzu. Musiała przyznać, że naprawdę bardzo podobał jej się poetycki styl ich wiadomości. Roztaczał aurę tajemniczości... a także wprowadzał ją w świat niczym z „Dumy i uprzedzenia” Jane Austin.

Jestem nikim w teraźniejszości i kimś w przeszłości.
Co przyniesie przyszłość, jest dla mnie jedynie zagadką,
jednak pozwól, że przedstawię się jako „Drapieżna Dziewica”
- powinno współgrać z Twym „Łagodnym Smokiem”.

Znów się uśmiechnęła, zadowolona z tej gry słów, a na jej policzki wystąpiły rumieńce dotyczące słowa „Dziewica”. Skąd mogła wiedzieć jak to odbierze?
Jej obawy okazały się jednak całkowicie niesłuszne. Łagodny Smok był naprawdę zachwycony jej pseudonimem, a korespondencja zaczęła rozwijać się w zadziwiającym tempie.
Momentami Hermiona odnosiła wrażenie, że mężczyzna po drugiej stronie (miała nadzieję, że rzeczywiście jest to mężczyzna, a nie jakaś dowcipna kobieta!) rozumie ją w każdym calu.
Ich zainteresowania nie pokrywały się z taką dokładnością jak w przypadku Thierry'ego, a niektóre poglądy były skrajnie różne, jednak czuła, że wreszcie znalazła bratnią duszę. Wreszcie znalazła kogoś, z kim mogła porozmawiać o wszystkim i o niczym, kogoś kto nie wiedział kim jest i kto nie oceniał jej po powszechnej opinii.

*

Tak więc teraz, po dwóch miesiącach od rozpoczęcia korespondencji z Łagodnym Smokiem, siedziała w fotelu i z niecierpliwością wyczekiwała kolejnej wiadomości od niego.
Uzależniła się od nich do tego stopnia, że nawet będąc w pracy nie potrafiła myśleć o niczym innym. Tego dnia nawet wylała gorącą kawę na szatę zastępcy Ministra, za co została nieźle zbesztana! Jednak nie obchodziło ją to ani trochę, ponieważ wiedziała, że kiedy wróci do domu, będzie mogła po raz kolejny zamknąć się we własnym świecie, będzie mogła podzielić się swoimi frustracjami z Łagodnym.
Jej rozmyślania przerwał cichy szum sowich skrzydeł, a już po chwili na jej kolanach spoczywał kolejny list. Z szybko bijącym sercem, które za każdym razem wybijało ten sam, przyspieszony rytm, rozłożyła pergamin.

Jak Ci minął dzień?
Czy był lepszy od poprzedniego? Czy zatęskniłaś za mną choć trochę?
Ciężko jest nie wiedzieć skąd pochodzisz, jak wyglądasz... kim jesteś.
Może mijamy się codziennie na korytarzach Ministerstwa?
Może znamy się na wylot?
Kim jesteś? Powiedz proszę. Nie wytrzymam dłużej tej presji.

Wstrzymała oddech przy ostatnim zdaniu, a jej serce na krótki moment zamarło. Przez całe dwa miesiące korespondencji, podzielili się skromnymi informacjami na swój temat. Zdradzili gdzie pracują, stąd wzmianka o Ministerstwie, jednak nie wymienili dokładnych stanowisk. Przez cały ten czas stosował się do jej niepisanej zasady, aby pozostać choć w najmniejszym stopniu anonimowym. A co jeśli się rozczaruje, gdy zobaczy kim jest jego „Nieznajoma”? Bo tym, że ona się rozczaruje, nie przejmowała się ani trochę. Nie było dla niej ważne jak wygląda, ani kim jest. Z takim charakterem nie mógł być zły, prawda?
Westchnęła głośno, odkładając pergamin do szkatułki.
Wtedy pierwszy raz nie odpowiedziała na wiadomość Łagodnego. Jego prośba wymagała dogłębnego przemyślenia. Wątpiła czy jest gotowa na tak wielki krok. Niby znała go dobrze... jednak czy wystarczająco?
Co znaczą krótkie, poetyckie listy pisane nieznaną ręką?

*~*~*

- Granger, łap za ścierę i szoruj tutaj! - Ochrypły głos szefa wyrwał ją z zamyślenia, boleśnie sprowadzając na ziemię. Spojrzała na niego, chcąc odwarknąć, jednak wyraz jego twarzy całkowicie wyplenił z niej buntowniczy nastrój. Na co dzień nie był aż tak niemiły, jednak dziś naprawdę coś musiało zajść mu za skórę. A gdy Arnold Pimky był zły, lepiej było trzymać buzię na kłódkę.
Westchnęła więc głośno i złapawszy za szmatkę, ruszyła w stronę stolika, na którym rozlała się herbata.
Arnold odprowadził ją spojrzeniem, a widząc, że nie stawia oporu kiwnął jedynie głową i zniknął na zapleczu. Wiedziała, że od tej chwili nastąpi względny spokój, bo z pewnością szybko z tej swojej jaskini nie wylęgnie.
Zaczęła wycierać blat, nie patrząc na mężczyzn siedzących po dwóch jego stronach. Doskonale wiedziała, z kim ma do czynienia i wcale nie sprawiało to, że czuła się pewnie. Nie miała ochoty na konfrontację z wysoko postawionymi klientami, zwłaszcza tymi.
Dracon Malfoy i Blaise Zabini. Jej dawni wrogowie, szychy Ministerstwa Magii. Jakoś ich przeszłością nikt się nie przejmował, gdy dostawali te posady...
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy – powiedział drwiącym głosem Blaise, w taki sposób, by nikt poza ich trójką tego nie usłyszał. - Mądralińska szlama, w dodatku złodziejka. W końcu znalazłaś się na swoim miejscu.
Ostatnie zdanie niemal wypluł, a Hermiona z trudem powstrzymała odruch rzucenia mu szmatą w twarz. Postanowiła jednak nie reagować na niego w żaden sposób. Nie chciała by wyrzucili ją w pracy, za bardzo jej potrzebowała. Odwróciła się więc do niego tyłem, trafiając tym samym na spojrzenie Malfoy'a.
Dopiero gdy ich oczy się zetknęły, zdała sobie sprawę, że nie odezwał się ani słowem. Nie obraził jej, nie skomentował... nie powiedział zupełnie nic, a mimo że w jego stalowoszarych tęczówkach nie dojrzała już tak wielkiej pogardy, to wciąż ziały okropnym chłodem. Poczuła, że ma gęsią skórkę. Czym prędzej zwinęła szmatkę i wróciła za ladę, gdzie mogła zająć się obsługą innych klientów.

*~*~*

Oporządzała gabinet, któregoś z wysokich urzędników, dziękując sobie w duchu, że pomyślała o wzięciu rękawiczek. Co prawda na co dzień wystarczała jej po prostu różdżka, której jednym ruchem usuwała cały brud. Tym razem jednak musiało rozlać się tam coś naprawdę paskudnego, niewątpliwie związanego z jakimiś zakazanymi eksperymentami. Ale co ona mogła? Chyba jedynie posprzątać te wszystkie okropieństwa na błysk.
Zajęło jej to ponad godzinę, czyli połowę czasu jaki miała na wysprzątanie wszystkich gabinetów. Miała już serdecznie dość. Włosy lepiły się do jej twarzy, a zmysł węchu chyba przestał funkcjonować jak należy.
Kiedy wreszcie skończyła, zmniejszyła magicznie ogromne wory ze śmieciami i ruszyła w stronę wyjścia. Akurat gdy dochodziła do drzwi, jeden z robotników, odpowiadających za pilnowanie tablicy ogłoszeń, manewrował różdżką robiąc miejsce na ogromnych rozmiarów plakat.
Zaciekawiona podeszła bliżej.

HALLOWEEN 2006!
Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
zaprasza wszystkich i każdego z osobna
na Bal Maskowy;
31.10.2006 godzina 20.30
Wstęp wolny dla wszystkich pracowników, bez żadnych ograniczeń.
Jedyny warunek- przebranie!

Głupoty. Nie pójdzie, bo i po co?

*~*~*

Wykąpana, świeża, z lampką wina w dłoni, opadła na kanapę. Dzisiejszy dzień był naprawdę męczący, a smród kleistej mazi, z którą musiała się uporać, wciąż nie odstępował jej na krok. Co to za życie? Co prawda miała za co opłacić mieszkanie, jednak musi wreszcie zacząć walczyć o lepszą przyszłość. Nie będzie całe życie podawała kaw i sprzątała gabinetów!
Zacisnęła palce na szyjce kieliszka, przykładając go do ust. Ledwie widoczny ruch za oknem sprawił, że na jej czoło wystąpiła podłużna zmarszczka.
Nie odpisała na ostatnią wiadomość Łagodnego, nie spodziewała się więc niczego... mimo to sówka usiadła za szybą, patrząc na nią wyczekująco. Czym prędzej wpuściła zwierzę do środka, częstując wodą i krakersami. Kiedy zobaczyła charakterystyczne pismo na wierzchu kartki, poczuła jak jej serce zaczyna swój codzienny maraton.
Nie czekając ani chwili dłużej, rozwinęła pergamin.

Cały dzień bez wiadomości od Ciebie, był niczym udręka.
Jak mam żyć wśród tych wszystkich ludzi?
Patrząc na nich, nie mogę zrozumieć jak mogłem traktować kogokolwiek z góry.
Ja, który teraz nie jestem w lepszej sytuacji.
Twoje listy są dla mnie ukojeniem, odpoczynkiem.
Dlaczego zamilkłaś?
Czyżbym Cię uraził?

Przyłożyła kartkę do piersi, a jej spojrzenie powędrowało ku ciemniejącemu niebu. Jeszcze nigdy nie spotkała się z takim człowiekiem. Jak to było możliwe, że zależało mu na niej, mimo że tak naprawdę nie wiedział kim jest? A było tak, ziało tą emocją z każdego napisanego słowa.
Czuła, że powinna mu odpisać, chciała tego.
Złapała za czysty pergamin, kałamarz i pióro, a słowa jak zwykle wypłynęły wprost z jej głębi.

Wybacz tę ciszę.
Nie uraziłeś mnie w żadnym razie, jakbyś mógł?
To ja. Nie mogę napisać Ci kim jestem.
Nie, odczuwając ten wewnętrzny lęk.
Boję się, Łagodny. Co jeśli Cię zawiodę?

Przeczytała te kilka słów jeszcze raz, upewniając się, czy są prawidłowe. Naprawdę się bała, jednak czy powinna o tym pisać?
Lęk to słabość, wiedzą o tym wszyscy, jednak czy nie pisali już na każdy możliwy temat? Stwierdzenie „nie mamy między sobą tajemnic” mogłoby być w pewnym stopniu adekwatne.
Zwinęła pergamin w rulonik i przywiązała do nóżki zmęczonej sówki. Zwierzę popatrzyło na nią z wyrzutem.
- No mała, jeszcze tylko ten jeden lot. Dasz radę.
Pogłaskała ptaka po łebku, przenosząc na parapet. Sówka zahukała dwa razy na znak zgody i wzbiła się w powietrze.
Hermiona obserwowała ją aż do momentu, gdy całkowicie zniknęła za linią horyzontu. W głowie miała mętlik, a prośba Łagodnego wciąż powracała wywołując wątpliwości. Może jednak powinna mu powiedzieć?
Płynęła w niej gryfońska krew, oznaczająca jednocześnie odwagę, jednak życie nauczyło ją, że nie wszystko jest tej odwagi warte. Miała prawo się bać, nawet jeśli było to słabością.
Nie wiedziała jak długo stała w jednym i tym samym miejscu, kiedy zauważyła zbliżającą się w jej stronę ciemną plamę... a raczej dwie.
Po chwili rozpoznała w nich sowy. Odsunęła się od okna, wpuszczając je do środka.
Ze zdumieniem zobaczyła swoją płomykówkę, obok wielkiego, czarnego puchacza. Jej sówka momentalnie schowała się w klatce, a nowy „gość” wyciągnął w jej stronę nóżkę z listem, w iście godny sposób.
Kolejny list w ten sam dzień? Zmarszczyła brwi.

Jak mogłabyś mnie zawieść?
Ty? Jedna z niewielu osób przed którymi naprawdę mogę się otworzyć?
O ile nie jedyna!
Nie ma większego znaczenia kim jesteś, to zwykły kaprys mojej ciekawości.
Jeżeli nie chcesz pisać, spotkaj się ze mną.
Bal Maskowy w Halloween.
O jedenastej na środku sali, pod wielkim kloszem.
Bądź proszę.
Twoja sówka jest zmęczona, wyślij więc odpowiedź moim puchaczem.
Nie odmawiaj...

Dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę jak bardzo drżą jej dłonie. A więc stało się, poprosił o spotkanie... i co miała teraz zrobić?
Po raz kolejny spojrzała przez okno, wpatrując się w swoje odbicie na tle ciemnego nieba. Wiedziała już co zrobi.

*~*~*

- Miona, Miona, Miona... widziałaś? - zaszczebiotała Christina, wskakując na blat tuż obok Hermiony. Kobieta zmierzyła ją spojrzeniem, nie przerywając wycierania szklanek.
- Christy, zejdź stąd. Wiesz, że Pimky nie lubi jak tak robisz – powiedziała, uśmiechając się lekko pod nosem. Lubiła tę dziewczynę. Była jedną z niewielu osób, które rozmawiały z nią bez większych oporów, jedną z tych które mogła nazwać... przyjaciółmi.
- Słyszałaś co mówiłam? - Zapytała Christina zeskakując z blatu, a jej długie blond włosy opadły na twarz. Podniosła głowę do góry, wpatrując się w Hermionę przenikliwymi niebieskimi oczami.
- Słyszałam. Co takiego miałam widzieć?
Odwróciła się w stronę szafki, a przyjaciółka ruszyła za nią. Złapała ją za ramię i pochyliła się tak by wyszeptać do ucha:
- Bal.
Hermiona przewróciła oczami, a na jej usta po raz kolejny wystąpił uśmiech. Że też nie domyśliła się o czym może mówić pani Ramon. Tak, pani, bo od pół roku była szczęśliwą mężatką.
- Widziałam, widziałam.
- I co? - dopytywała się Christy, a gdy nie uzyskała odpowiedzi, zaszła jej drogę. - Idziesz, prawda?
Hermiona spojrzała jej w oczy, a dziwne uczucie ogarnęło ją na widok troski w tych błękitnych oczach. Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, za ladę wszedł Pimky.
- Granger... co ty tu robisz Ramon? - zwrócił się w stronę Christy, która wyzywająco założyła ręce na piersi. Chyba jako jedyna nie bała się gburowatego szefa.
Patrzył na nią przez chwilę, ale gdy nie spuszczała wzroku, machnął na nią ręką. Zwrócił się z powrotem do Hermiony.
- Granger. - Zrobiła krok do przodu, wpatrując się w tego grubego, nieprzyjemnego człowieczka z pytaniem w oczach. Czego mógł od niej chcieć?- W przyszły piątek masz wolne, ale wieczorem pojawiasz się na balu. Będziesz obsługiwać gości.
Rozszerzyła oczy w zdumieniu, a jej serce przyspieszyło swój rytm. Przecież była umówiona! Nie mogła się nie stawić, nie teraz kiedy wreszcie się zdecydowała!
- Ale szefie... chciałam wziąć udział w balu.
Zmierzył ją spojrzeniem z góry na dół, a w jego oczach pojawiły się rozbawione ogniki.
- I weźmiesz, choć nie koniecznie po tej stronie po której byś chciała.

*~*~*

Czas mijał w zawrotnym tempie, nieubłaganie przybliżając dzień balu. Listy od Łagodnego nadal przychodziły codziennie, z niesłabnącą dokładnością, a ona wciąż nie potrafiła napisać mu, że nie będzie w stanie pojawić się w umówionym miejscu. Nie chciała by się zawiódł... tak bardzo zdawał się cieszyć z ich spotkania!
Tak więc odkładała tę smutną wiadomość „na jutro”, a jej serce ściskało się z żalu przy każdym liście od niego. Chodziła do pracy, obsługiwała ludzi, a w sercu wciąż nie gasła nadzieja, że może jednak się uda...
Coraz częściej łapała się na tym, że po prostu stała dłuższą chwilę obserwując ruchy i zachowania klientów. Nigdy jej to nie interesowało, jednak teraz wpadła w jakiegoś rodzaju roztargnienie. Przez ten czas zauważyła, że Rotfinger zawsze zamawia zupę serową, Parkinson ma w zwyczaju malować paznokcie co drugi dzień, zajmując zawsze wolny stolik pod oknem, a stary Praicell czytywał „Proroka Codziennego” z naprawdę wielkim zapamiętaniem.
Zauważyła także częstą obecność Malfoy'a z Zabinim, którym zwykły towarzyszyć siostry Greengrass. Zwykły, bo od czasu głośnego zerwania Malfoy'a i Astorii, sielanka się skończyła.
Nie wiedzieć czemu, ich rozstanie w pewien sposób ją ucieszyło, miało to jednak związek raczej z faktem iż go nie lubiła, aniżeli z tym, że był naprawdę przystojny i praktycznie każda kobieta pragnęła go mieć dla siebie. Ona nie była każdą.
Odchyliła się do tyłu, przeciągając niczym kotka. Musiała wracać do pracy, inaczej Pimky z pewnością wyciągnąłby jakieś konsekwencje. Rozejrzała się po klientach, uśmiechając na widok wykonywanych przez nich, tak dobrze już znanych czynności, a następnie wróciła spojrzeniem za ladę. Christy musiała się nieźle narobić, w czasie gdy ona rozmyślała nad swoimi problemami – wszystko było dokładnie umyte i ułożone niemalże w idealnym porządku.
Upewniwszy się, że nie nadchodzą jacyś nowi klienci, oparła się na nowo o blat i sięgnęła do kieszonki fartucha. Jej szczupłe palce zacisnęły się na skrawku pergaminu, a na usta mimowolnie wypłynął uśmiech. Nigdy nie brała ze sobą korespondencji Łagodnego- zbytnio obawiała się, że ktoś mógłby ją przypadkiem przeczytać- jednak tym razem nie miała wyjścia. Czarny puchacz przyleciał akurat w momencie gdy, już spóźniona, niemal wybiegała z mieszkania. Zabrała więc wiadomość i czym prędzej teleportowała się do pracy.
Przeczytała ten niedługi liścik już dwa razy, jednak nie mogła powstrzymać się od ponownego zerknięcia. Nigdy nie rezygnowała z przyjemności obcowania ze słowami Łagodnego, jeśli tylko miała ku temu okazję.

Półtora dnia.
Tylko niecałe 40 godzin dzieli mnie od poznania najcudowniejszej kobiety na ziemi.
Za co będziesz przebrana? Jak Cię rozpoznam?
Twoja obecność będzie lekarstwem na moją duszę.
Twój głos będzie balsamem dla mojego serca.
Gdybym tylko wiedział jak masz naprawdę na imię,
zasypiałbym i budził się z jego brzmieniem na ustach.
Nie mogę się doczekać, gdy wreszcie to nastąpi.

Trzeci raz, a jego słowa wciąż z tą samą siłą oddziaływały na jej biedne serce. Czy to możliwe by zakochała się niemal w fikcyjnej osobie? Czy można pokochać kogoś, kogo nigdy nie widziało się na oczy?
- Ziemia do Granger! - Znajomy głos wyrwał ją ze słodkiego otępienia, sprawiając że podskoczyła. Z niewiadomych powodów dostała dreszczy.
Niewiele myśląc, odłożyła list pod ladę, zamiast jak zwykle schować do kieszonki i ruszyła w stronę stojącego przy ladzie Malfoy'a.
Słyszała bardzo wiele na temat jego urody, a przez te kilka dni, w trakcie których uważnie obserwowała wszystkich klientów, nie mogła nie zgodzić się z tymi opiniami. Był naprawdę bardzo przystojnym i seksownym mężczyzną... tylko ten zły charakter i chłód w pięknych, stalowych oczach niszczyły całe wrażenie.
- Tak? - zapytała, otrzepując się z odrętwienia. Nie mogła myśleć o nim w ten sposób. Od zawsze się nienawidzili. Zawsze była dla niego nikim, a teraz, po tych wszystkich korowodach z pewnością nie poprawił sobie opinii na jej temat. Poza tym miała Łagodnego! To właśnie na nim powinna się skupić.
- Ile razy mam powtarzać, żebyś wreszcie zareagowała? - zapytał, przyglądając się jej uważnie. Zarumieniła się wiedząc, że znów odpłynęła, jednak uderzyło ją coś innego. W jego chłodnym głosie nie było słychać żadnej pogardy, tylko... wszechogarniający smutek. 
Dracon Malfoy był nieszczęśliwy?
- Wybacz, mógłbyś powtórzyć?
- Dwie kawy miodowe, z dodatkiem cynamonu.
Skinęła głową, starając się jak najszybciej usunąć się spod jego przenikliwego spojrzenia. Dreszcz, który przeszedł po jej karku był nad wyraz przyjemny, jednak z pewnością nie wróżył niczego dobrego.
Obsłużyła Malfoy'a, więcej nie patrząc w jego stronę i odwróciła się by wrócić do miejsca gdzie zostawiła list. Wystarczyło zaledwie jedno spojrzenie by po prostu zatrzymać ją w miejscu. Nie mogła uwierzyć w to co widzi... Christina czytała list od Łagodnego! Jej prywatną, osobistą wiadomość, o której nikt nigdy nie miał się dowiedzieć...
Nie zdążyła zrobić kolejnego kroku, kiedy Ramon podniosła głowę. W jej oczach tańczyły iskierki szczęścia, a na ustach błądził szeroki uśmiech. Wyglądała na tak podekscytowaną, że Hermiona spąsowiała.
- To dlatego chcesz iść na bal! - zawołała, machając pergaminem niczym chorągwią. Tego dla Hermiony było za wiele. Czym prędzej rzuciła się w jej stronę i wyrwała list, jednak Christy nic sobie z tego nie zrobiła. Obeszła ją dookoła, stałym zwyczajem wskakując na blat, po czym pochyliła się w jej stronę, tym razem używając szeptu:
- To za co będziesz przebrana, najcudowniejsza kobieto na ziemi?
- Ciii – mruknęła Granger, w panice zakrywając usta przyjaciółki i rozglądając się na boki. Po chwili opuściła dłonie, a jej ramiona nieco się przygarbiły. Złapała za szklankę i podeszła do zmywaka. - Nie idę.
- Co?! - oburzenie w głosie Christiny było niemalże namacalne. Podeszła do Hermiony, odciągając ją jak najdalej od ciekawskich uszu siedzącego przy barze mężczyzny. - Żartujesz sobie ze mnie? Już ci wybaczę, że nie powiedziałaś nic o swoim tajemniczym wielbicielu...
- To nie jest żaden wielbiciel!
- … ale jeśli nie pójdziesz to nie wybaczę ci nigdy.
Hermiona spojrzała jej w oczy, doszukując się choć najmniejszej luki w tym postanowieniu, odnalazła jednak zawziętość. Tej kobiecie musiało naprawdę zależeć na jej szczęściu.
Wzruszyła ramionami, czepiając się ostatniego argumentu:
- Nie mam stroju.
Oczy Christiny rozbłysły lekkim światłem.
- Na to da się zaradzić.

*~*~*


Jak to możliwe, że im bliżej spotkania, tym bardziej czas zwalnia swój bieg?
6 godzin... tylko i aż tyle.
Wciąż nie wiem jak będziesz wyglądać.
A jeśli Cię nie odnajdę?
Byłby to najgorszy wieczór mojego życia.

*

Czas jest kapryśnym sprzymierzeńcem- niestety.
Biała suknia, brązowe włosy- po tym rozpoznasz mnie z pewnością.
O 23, na środku sali, pod kloszem.
Nie spóźnij się.

*~*~*

c.d.n.

32 komentarze:

  1. To jest piękne! Czytałam z zapartym tchem i nie mogłam się od tego oderwać. Tylko dlaczego tak szybko to skończyłaś? Och, ile będę musiała czekać na kolejną część i ich wielkie sprzątanie, niczym kopciuszka z królewiczem. Chaby domyślam się, kto może być tym królewiczem, ale wolę się przekonać. Więc stąd moje pytanie, kiedy kolejna część? Jeszcze dzisiaj? Jutro? Mam nadzieję, że dłużej nie będziesz zwlekać i weźmiesz pod uwagę moje nerwy i niezaspokojoną ciekawość. A więc cierpliwie czekam i mam nadzieję, że nie będę musiała uschnąć z tej tęsknoty bo jesteś genialna tak jak twoja miniaturka. I tyle.
    Ja cięgle czekam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Romantyczne, delikatne po prostu przepiękne

    OdpowiedzUsuń
  3. Delikatnie,romantycznie i cudownie!
    Ta część przypomina film"Historia Kopciuszka "z Hilary Duff ;-*
    Uwielbiam ten film,tak samo jak tą miniaturkę <3
    Pozdrawiam
    Layls
    Zapraszam-dramione-teatr-uczuc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś w samo sedno :) Całość jest wzorowana na tym filmie - który także uwielbiam :)
      Dziękuję :*

      Usuń
  4. Cudowne, wspaniałe, słodkie i urocze :D
    Ich nazwy są naprawdę genialne :)
    Nie mogę się doczekać kolejnej części.
    Pozdrawiam i weny życzę.

    nie-oceniaj-po-pozorach-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej.:)
    To jest niesamowite. Tak spokojne, zachwycające.
    Jestem ciekawa dalszych losów.
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    Ps. Zapraszam na dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com gdzie również ukazała się miniaturka (Bajka smutku).

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Ja sie nie zgadzam! Super historia! Czekam na kolejną część!

      Usuń
    3. Do autorki komentarza - jeśli tego nie trawisz to po co czytasz? Każdy ma swoją wersję i pisze tak jak mu się podoba. I Manea nie ,,zaśmica'' blogosfery -.-
      Luar

      Usuń
    4. Długi i konstruktywny komentarz... <3 Chociaż chyba powinnam napisać raczej "destruktywny" :D
      Dziękuję jednak za wyrażenie swojego zdania. Przyznam szczerze, że zdziwiłam się nieco na taki głos, biorąc pod uwagę, że na początku uprzedziłam, iż treść może być trochę dziwna, a charaktery nieco odbiegają od tych kanonicznych.
      Mimo wszystko jestem bardzo zadowolona z tego tekstu :)
      Uważam, że powinnaś podejść troszeczkę na luzie do tego wszystkiego. Owszem, nie musi Ci się to podobać, masz do tego prawo i ja je jak najbardziej szanuję. Wbrew pozorom Twój komentarz wywołał nawet uśmiech na mojej twarzy- i z pewnością nie był on pogardliwy. Szanuję innych autorów, szanuję ludzi, którzy komentują moje wypociny, a także ich zdanie. Choć w tym ostatnim przypadku większą wagę przywiązuję do słów tych, którzy czytali wszystkie moje teksty, a nie wystawili mi nalepki po przeczytaniu zaledwie JEDNEJ miniaturki.
      Hermiona i Draco nie są tacy jacy być "powinni". Wsadziłam ich do zupełnie innego świata, zupełnie innej rzeczywistości. Nie rozegrałam tego po myśli pani Rowling - ale taki właśnie był mój cel. Chciałam napisać coś lekkiego, coś innego.
      Nie zgadzam się, że historia byłaby lepsza z innymi bohaterami. To właśnie Hermiona i Draco nadają opowiadaniom tego "czegoś", niezależnie jak bardzo wypaczy się ich charaktery. Ludzie lubią marzyć, zastanawiać się "co by było gdyby" i ja także.
      Co do nazw... cóż, nie były wyszukane, a tę grę słów nie każdy musiał rozumieć, jednak tak było zaplanowane.
      Po prostu wyluzuj troszeczkę, bo nie chodzi tu o objeżdżanie siebie nawzajem. Jeżeli chciałaś mnie skrytykować i zniechęcić - cóż, mimo iż szanuję Twoje zdanie i jestem wdzięczna za komentarz, nie wyszło Ci ani trochę. Jeśli jednak chciałaś dać mi "radę", to chyba wolałabym uzyskać ją w sprawach technicznych, a nie tego co zrodziło się w mojej głowie :) Te rady na pewno wniosłyby wiele dobrego.
      Może i nie powinnam, zważając na cały wydźwięk tego komentarza, lecz mimo wszystko dziękuję za niego. Nawet mimo tego, że nic tak naprawdę nie wniósł :D Szanuję każde wyrażone zdanie.
      Pozdrawiam,
      M.D.

      PS Dziękuję dziewczyny za obronę <3 Jesteście wielkie!

      Usuń
  7. Cudowna miniaturka, przeczytałam ją jednym tchem :)
    Mi również od razu skojarzyła się z "Historią Kopciuszka" :D Świetny film, mogę oglądać i nigdy mi się nie znudzi.
    Nie wiem co dalej w sumie napisać. Chyba tylko to, że czekam z niecierpliwością na drugą część :)

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetna miniaturka.
    Nie wierze, że tak potraktowali Hermionę.
    Za grosz współczucia nie mają Ci ludzie.
    Łagodny Smok i Drapieżna Dziewica...
    Draco i Hermiona...
    Jestem ciekawa co będzie na balu.
    na kolejną część.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepiękna miniaturka :) Czekam na następną część!
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że to nie jest Draco. Za łatwe do odgadnienia było. Fajna pierwsza część, czekam na następną i życzę dużo weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. by było, bo tak nieładnie brzmi :D Chociaż może i to Draco... Ciekawie się zapowiada.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja już chcę następną część! Piękne... ale też smutne :')
    Bardzo mi się podoba taki pomysł i jestem zachwycona :D Wyszło ci małe cudeńko. Ja wiem co mówię!
    Czekam i pozdrawiam
    Luar Princesa ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest słodko, jest pięknie i w ogóle :) naprawdę przyjemnie mi się czytało tę miniaturkę, a jeszcze bardziej nie mogę się doczekać kolejnej części :D
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Super naprawdę fajna historia Hermiona pracuje w bufecie a po godzinach sprząta tego się nie spodziewałam. Czekam na następną część. Karola

    OdpowiedzUsuń
  15. Jedna z najlepszych miniaturek jakie czytałam. Nie mam uwag, ani zastrzeżeń. Jestem naprawdę wniebowzięta. Nie jest to kolejne oklepane romansidło Dramione, ale coś oryginalnego. Nie wiesz, co będzie dalej, chodź mam nadzieję, że nasza tajemnicza para pójdzie w tango. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Czekam na więcej:)
    Z ogromna niecierpliowoacia ;)
    To jest piekne;)
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wspaniała miniaturka
    Doskonała - jednym słowem :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część
    Pozdrawiam
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  18. A mi się bardzo spodobała ta miniaturka, ponieważ to taka odskocznia od wszystkiego, co do tej pory czytaliśmy! W Twoim głównym opowiadaniu mieliśmy do czynienia z prawdziwymi charakterami Hermiony i Draco i choć często nas denerwowali (głównie Malfoy, no ale już nie obarczajmy go całą winą!)..
    Co do całej treści - podoba mi się bardzo ten pomysł ze zmianą charakteru Draco i nienawiścią całego świata do Hermiony, bo to właśnie to ich połączyło. I mimo że w normalnym świecie byłoby to niemożliwe, bo przecież Harry na pewno bardziej postarałby się o naprawienie jej opinii, ale jakoś specjalnie mi to nie wadzi. ;> No cóż, czekam na drugą część!

    Pozdrawiam,
    Cave Inimicum

    PS. Zapraszam na rozdział 5 http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, nie dokończyłam swojej myśli!
      *i choć często nas denerwowali, to i tak w pewien sposób ich kochaliśmy <3

      Usuń
  19. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Zajrzałam tutaj chwilę po wiadomości od Ciebie ale byłam w szkole i uznałam że na komputerze lepiej będzie mi się pisać. Miałam jednak tylke na głowie, że o tym zapominałam.
    Miniaturka przypadła mi bardzo do gustu. Jest przepięknie napisana, podoba mi się motyw z poetyckimi wiadomościami. Jest taki... magiczny :) mnie osobiście bardzo rozbawiły pseudominy głównych bohaterów. Hermiona nigdy nie spodziewałaby się, że za Łagodnym Smokiem stoi Malfoy, a Draco nie pomyślałby o Granger jako o Drapieżnej Dziewicy ;)
    Nie mogę doczekać się ich spotkania na balu <3
    Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  20. Myślałam, że padnę jak przeczytałam "Drapieżna Dziewica" :D
    To takie romantyczne.. Te listy.. Ja nie potrafiłabym napisać takiego czegoś.
    Chciałabym przeżyć coś takiego.
    Piękna miniaturka :)
    Dramione True Love <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Super! Bardzo fajna miniaturka. Nigdy podobnej nie czytałam, dlatego tym bardziej jestem ciekawa jak się dalej potoczy. Szkoda, że podzielona na części, bo wolałabym już ją przeczytać :P Ach, ta ciekawość, oj, oj :D Domyślam się, że to Dracze i Mionka. Ciekawe jak się zachowają, gdy prawda wyjdzie na jaw... Pewnie będzie burzliwie.
    Czekam na kolejną część i oby była równie dobra.
    Pozdrawiam,
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Jakie zajebiaszcze, uwielbiam, i nie mogę doczekać się kolejnej cześci !!!!
    Pozdrawiam,
    Tsuki<3

    OdpowiedzUsuń
  23. No zakochałam się doszczętnie!
    Nic więcej nie powiem, zagięło mnie....
    Lecę na następną.

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo się spóźniłam. Przepraszam, że tak długo zajęło mi czytanie. Bardzo, bardzo przepraszam. Wybaczysz mi?
    A tak co do miniatur, to zakochałm się. Zachwyciłaś i zauroczyłaś mnie nią zupełnie. Pozostaje mi tylko powiedzieć (napisać): lecę dalej.
    Swish

    OdpowiedzUsuń