Jest ostatnia część. Wybaczcie kochane, że tak długo, jednak pochłonęła mnie nauka. Już mam wszystko za sobą więc wracam :)
Myślę, że w tym tygodniu (jeszcze nie wiem kiedy dokładnie) może być problem z wejściem na bloga, bo mam zamiar pobawić się trochę z nowym szablonem... a potem zaczynamy nowe opowiadanie pt. "Czas zemsty" :)
Przypominam, żeby brać tę miniaturkę na luzie. Wiele rzeczy się nie zgadza i jest nieco "nierealnych", ale "bajki" rządzą się swoimi prawami, prawda? :)
Zapraszam do czytania! :)
Komentarze oczywiście mile widziane :)
Dla mojej Mrs M, która wstała o 8 rano, żeby trzymać za mnie kciuki na egzaminie <3
One
Shot V cz. III
PRÓBA
CHARAKTERU
So
please don't judge me
And I won't judge you
Cause it could get ugly
Before it gets beautiful
And I won't judge you
Cause it could get ugly
Before it gets beautiful
Chris
Brown „Don't judge me”
Kolejne dni mijały na pozór spokojnie. Na pozór, ponieważ za
każdym razem kiedy widziała Malfoy'a, silny żal zalewał jej
serce, a rumieniec barwił policzki.
Robiła wszystko co do niej należało. Sprzątała, obsługiwała
gości w bufecie, pięknie się uśmiechała, jednak była bardzo
nieobecna. Z jednej strony była szczęśliwa, że koniec końców
wciąż jej nie rozpoznał, z drugiej jednak wianuszek kobiet, które
widziała codziennie przed jego gabinetem sprawiał, że miała
ochotę przepchać się przez nie wszystkie i powiedzieć mu prawdę.
Za każdym razem jednak odwracała się na pięcie, kończyła swoją
pracę i wracała do domu, gdzie relaksowała się przy lampce
ulubionego wina skrzatów. Jedynym osiągnięciem dotychczas było
złożenie podania podsuniętego jej przez Christinę. Gdzieś w
głębi duszy żywiła nadzieję, że może jednak ją przyjmą. W
końcu została uniewinniona, miała nienaganną przeszłość –
ba, wręcz heroiczną! - a od czasu procesu zachowywała się jak
należy. Już minęło wystarczająco dużo czasu. Trzeba wziąć w
garść siebie i swoje życie!
Osunęła się w fotelu, przymykając oczy w uczuciu tak
spragnionego relaksu. Cisza i spokój. Właśnie tego potrzebowała
od dłuższego czasu. Miała już dość chodzącej za nią Christiny
i jej wiecznych ponagleń, by „wreszcie wzięła przeznaczenie w
swoje ręce”. Dosyć tych wszystkich kobiet pchających się do
Malfoy'a i próbujących udowodnić mu, że to one są „tą
jedyną”... i ostatecznie dosyć samego Malfoy'a, na którego widok
jej głupie serce wykonywało potężnego fikołka. Wciąż nie
rozumiała jakim cudem tak szybko się w nim zakochała. Jak wiele
mógł zdziałać kawałek papieru z cudownie kreślonymi literami...
a co dopiero całe ich mnóstwo!
Momentami miała ochotę rzucić tym wszystkim i zwolnić się z
Ministerstwa, jednak szybko zrezygnowała z tego bezmyślnego
pomysłu. Jak niby miałaby utrzymać się bez stałej pensji?
Czynszu nie opłaca się na „ładne oczy”, poza tym miała szansę
na naprawdę dobre stanowisko. Postanowiła zostać i czekać. Nie
zraził jej nawet arogancki uśmieszek Astorii Greengrass, która
przyjmowała jej podanie na stanowisko pracownika Departamentu
Przestrzegania Praw Czarodziejów. Co ją obchodziła jej pogarda?
Widziała jej już tyle w swoim życiu, że musiała wreszcie nauczyć
się ją ignorować... Ale przecież zawsze łatwo się mówi.
Otworzyła oczy, odkładając na stolik pusty kieliszek po winie.
Była tak zmęczona, że jedyne o czym była w stanie myśleć to
szybki prysznic i ciepła, mięciutka pościel. Nim jednak dotarła
do wyjścia z salonu, usłyszała głuchy dźwięk, jakby stukanie o
ramę okna... dziób, no tak. Od kilku miesięcy słyszała ten
dźwięk tak często, że nie była w stanie pomylić go z żadnym
innym. Pierwszy raz jednak,- a prawdę mówiąc to już czwarty- od
początku tej korespondencji, nie była zadowolona z widoku czarnego
puchacza.
Ze zrezygnowaniem podeszła do okna i wpuściła zwierzę to środka.
Wiedziała czyj list przyniósł. Wiedziała także, że ciężko
będzie się go pozbyć, bez napisania odpowiedzi.
Z cichym westchnięciem odwiązała kawałek pergaminu i rozwinęła
go w powietrzu.
Nie
mogę przestać o Tobie myśleć.
O
Twoim uśmiechu, oczach, barwie głosu...
Dlaczego
nie odpisujesz? Dlaczego mnie odtrącasz?
Czyżby
mój puchacz nie dostarczył wcześniejszych listów?
Wciąż
na Ciebie czekam.
Przyjdź,
ujawnij się, pozwól się poznać, proszę.
To już czwarta wiadomość od czasu balu. Wciąż pisał, mimo że
nie dostawał odpowiedzi. Każdy list miał podobne zabarwienie
emocjonalne i każdy jeden niezmiennie lądował w jej szkatułce.
Nie wiedziała po co je trzymała. Być może była to jakaś
irracjonalna chęć posiadania jakiejś jego cząstki? To samo
zrobiła i z tym listem, uważnie obserwowana przez nowego lokatora.
Sięgnęła do klatki swojej nieobecnej płomykówki, wyciągnęła z
niej miseczkę na wodę i podała ją puchaczowi.
- Pewnie kazał ci czekać na odpowiedź, co? - zapytała, głaszcząc
go lekko po piórach. Ptak jakby doskonale rozumiejąc co do niego
mówi, przekręcił łebek i zahukał dwa razy.
Nie spuszczał z niej wzroku, a ona wreszcie zrozumiała, że
naprawdę nie odleci dopóki nie dostanie tego durnego listu. Co
miała zrobić? Usiadła przy biurku i wyciągnęła kawałek
pergaminu, pióro oraz kałamarz. Mimo usilnych starań, jej głowa
była tak pusta jak kartka leżąca tuż przed nią. Nie wiedziała
co napisać, nie potrafiła odnaleźć właściwych słów. Mogła
tylko tępo wpatrywać się w blat biurka i tym też się zajęła.
Po kilku minutach schowała wszystko do szuflady i wstała.
Postanowiła nie pisać nic, a okno zostawiła otwarte z nadzieją,
że ptak jednak zatęskni za swoim panem i postanowi do niego
wrócić.
*~*~*
- Miona, szybko! Pimky dziś jest naprawdę wściekły – zawołała
Christy, gdy zobaczyła ją przy wejściu na zaplecze.
Hermiona zmarszczyła czoło, jednak podwoiła ruchy i już po
pięciu minutach stała obok przyjaciółki. Obciągnęła roboczy
fartuch i poprawiła kucyk, prześlizgując zdumionym spojrzeniem po
zwiększonej ilości stolików, a kończąc na niewielkim podeście
pod oknami.
- Co się dzieje?
Christy rozejrzała się po kilku obecnych pracownikach Ministerstwa
marszcząc swoje nieskazitelnie gładkie czoło.
- Nie mam pojęcia, ale skoro Pimky chodzi wkurzony, to nie wróży
nic dobrego.
Ledwo skończyła mówić, a za ladę wtoczył się szef z miną
wściekłej szyszymory – dosłownie.
- Granger! Gdzie się podziewałaś, do cholery? Miałaś być dwie
godziny temu!
Powitanie jak zwykle przyjemne, jednak nie dała zbić się z tropu.
Doskonale pamiętała swój grafik, który jasno wskazywał, że w
ten dzień miała przyjść dopiero na godzinę dziesiątą. Nie
spóźniła się więc, ani nie zrobiła nic, co zasługiwałoby na
reprymendę.
Nie miała pojęcia skąd wziął się u niej ten nagły przypływ
odwagi, jednak wyprostowała się dumnie i spojrzała nieprzyjemnemu
mężczyźnie wprost w jego małe oczka.
- Miałam być na dziesiątą, więc jestem. Pan chyba osobiście
ustalał grafik, prawda?
Christy rozszerzyła oczy ze zdumienia, Pimky wyglądał, jakby jego
ciasny krawat zaczął go dusić, a Hermiona pierwszy raz od dawna
poczuła w sobie echo dawnego „ja”.
- Ty...
Nie dosłyszały jednak obelgi, która jawnie cisnęła mu się na
usta, ponieważ do bufetu podszedł jeden z pracowników z wyraźnym
zamiarem złożenia zamówienia. Zrezygnował więc z reprymendy, a
zamiast tego pogroził jej palcem z miną mówiącą, że nic
dobrego z jej zachowania nie wyniknie. Cóż, już dawno powinna
była się postawić.
Odprowadziła Pimky'ego wzrokiem, wymieniła wesoły uśmiech z
Christy i poszła na zaplecze, sprawdzić rachunki za zeszły
tydzień i przejrzeć przesyłki wewnętrzne. Jakie było jej
zdziwienie, kiedy na wierzchu jednej z nich zobaczyła swoje imię i
nazwisko, napisane zupełnie nieznajomym pismem. Obróciła
niewielką kopertę i zobaczyła pieczęć Departamentu
Przestrzegania Praw Czarodziejów, a jej serce gwałtownie
przyspieszyło swój rytm.
Nie czekając ani chwili, przerwała wosk i zagłębiła się w
treść. Pierwszy raz przeczytała z wielkim oszołomieniem, jednak
każdy kolejny kończył się coraz bardziej załamanym spojrzeniem,
a wreszcie ledwie powstrzymywanymi łzami.
Opadła na jedyne tutaj, rozklekotane krzesło, a nieprzychylny list
odrzuciła na stolik. Poczuła jak wyparowuje z niej cała pewność
siebie i nadzieja. Czy jej życie już zawsze będzie tak wyglądać?
- Miona, potrzebuję cię przy bufecie... Miona? - Christy podeszła
do niej i złapała za ramię, ściskając lekko. - Co się stało?
Zdawkowy ruch ręki i wyciągnięty palec, wskazujący na przeklęty
list – to wszystko na co było ją w tej chwili stać.
Christina czym prędzej złapała za pergamin i z zachłannością
osoby ciekawskiej zaczęła śledzić tekst. W miarę czytania jej
oczy stawały się coraz większe, a w ich głębi rodziły się
niedowierzanie i złość.
- „... Pani podanie zostało odrzucone...” . Że jak?! -
Wykrzyknęła Christy z frustracją. - Nie, to musi być jakaś
pomyłka. Przecież wszystko miało być załatwione...
Hermiona uniosła głowę, patrząc na wściekłą przyjaciółkę
ze zdziwieniem.
- Co miało być załatwione?
- Ja...
- Granger! Ramon! Nie płacę wam za siedzenie, do cholery! Do bufetu,
ale już! - Pimky pojawił się dosłownie znikąd, a aura
wściekłości, którą ze sobą przyniósł była wręcz dusząca.
- Już idziemy! - warknęła Christina, patrząc szefowi prosto w
oczy. Przez krótki moment wyglądał jakby chciał coś odpyskować,
jednak machnął ręką.
- Za pół minuty widzę was przy ladzie. Obie.
Kiedy się odwrócił, Christy wystawiła język w dosyć dziecinnym
geście. W innej sytuacji Hermiona pewnie wybuchnęłaby śmiechem.
Spojrzały na siebie, przekazując sobie tyle siły ile tylko mogły.
- A jak sprawy z Malfoy'em? - zapytała, kiedy podeszły do lady.
Hermiona z przerażeniem rozejrzała się po ludziach.
- Może by tak ciszej? - syknęła, idąc za własną radą i
ściszając głos niemalże do minimum.
Brwi Christiny podsunęły się prawie pod samą linię włosów.
- Aha. Czyli rozumiem, że nie ruszyło ani o cal.
- A co niby mam zrobić? - żachnęła się Granger, odrzucając
ścierkę i opierając się o blat. - Podejść do niego i
powiedzieć: „cześć, to ja, twoja nieznajoma z balu”?
- Noo, tak – Christy wzruszyła ramionami i złapała za szklankę,
wycierając z niej krople wody. - To właśnie doradzam ci przez
cały czas.
Hermiona pokręciła głową, nie mając zielonego pojęcia jak się
wywinąć.
- Jesteś po prostu...
- Przepraszam? - Przerwał im kobiecy głos, dochodzący od strony
sali. Hermiona obejrzała się w tamtą stronę, a na widok Astorii
Greengrass poczuła jak jej serce podchodzi do gardła. Jak dużo
słyszała ta kobieta?... Z jej miny ciężko było wywnioskować
cokolwiek. Była całkowicie niewzruszona, z aroganckim uśmiechem
błąkającym się na wąskich ustach.
- Słucham? - odezwała się Christy, ratując z opresji Hermionę,
która właśnie zaczęła robić się czerwona na twarzy.
Astoria przerzuciła swoje spojrzenie na Ramon, mierząc ją
dokładnie z góry na dół.
- Za godzinę, na przerwie, zaczną się schodzić ludzie. Wyłączycie
wtedy tę śmieszną muzykę – uniosła palce, chcąc chyba tym
samym wskazać dźwięk- i przyniesiecie tort.
- Jaki tort? - wyrwało się Hermionie, zanim zdążyła się
powstrzymać. Greengrass zmierzyła ją wrednym spojrzeniem, a
uśmieszek na jej twarzy poszerzył się dwukrotnie.
- Takie ciasto, Granger, które kupuje się na różne uroczystości...
jak na przykład urodziny.
Hermiona poczuła jak na jej twarz wypływa rumieniec złości. Jak
ona nienawidziła tych wszystkich aroganckich arystokratów!
- Dziękujemy bardzo za tą pouczającą definicję, jednak tak się
składa, że bardzo dobrze wiemy co to jest tort. - Odpowiedziała
Christina, kopiując arogancką minę Astorii, co najwyraźniej
zbiło ją z tropu. Tylko Christy mogła pozwolić sobie na coś
takiego. Ją, Hermionę, Pimky od razu pociachałby na drobne
kawałeczki, gdyby dowiedział się o takim zachowaniu. Christina
oparła się na rękach, pochylając nieco nad blatem. - Myślę, że
Miona chciała zapytać dla kogo jest ten tort.
Widać było, że kobieta ma na końcu języka jakąś niewybredną
replikę, coś jednak kazało jej się powstrzymać. Zamiast tego,
założyła długie włosy za ucho, a na jej usta znów powrócił
uśmieszek.
- To nie jest coś co powinno was interesować, ale... Minister. To
wszystko z okazji jego urodzin.
Kiedy obracała się by odejść, Hermiona mogłaby przysiąc, że
widziała jakiś zły błysk w jej oczach. Po plecach przeszedł jej
zimny dreszcz.
- Jak ja nie lubię takich kasiastych panienek... - mamrotała
Christina, wyżywając się na bogu ducha winnej szklance i
pocierając ją zawzięcie ścierką. Hermiona podeszła do niej i
wyciągnęła szkło z rąk.
- Daj spokój. To chyba ja powinnam być tutaj wściekła.
- Wiem, wiem. Ja po prostu... nie mogę uwierzyć, że nie dostałaś
tej pracy.
- Hermiona spojrzała na nią, po czym spuściła wzrok na swoje
buty.
- Ja też nie.
*~*~*
- Dziękuję za przyjście – Astoria, przebrana w elegancką
sukienkę, stała na niewielkim podium i przemawiała do dość
sporego tłumu gnieżdżącego się na krzesłach i pod ścianami.
Większość z obecnych miała zdziwione miny, jakby zastanawiali
się dlaczego muszą marnować swoją przerwę na przebywanie w tym
miejscu i tylko nieliczni rozglądali się dookoła z jawnym
podekscytowaniem.
Hermiona podzielała to zdziwienie, zabarwiając je własną
frustracją, kiedy starała się przeciskać między ciałami z tacą
uniesioną wysoko nad głową. Nie rozumiała po co ta cała szopka,
w dodatku w środku pracy. Nie można zorganizować balu wieczorem?
- Jak większość z was wie, dziś jest bardzo ważny dzień. Nasz
Minister ma urodziny! - Zaklaskała w dłonie, a kilka osób poszło
jej śladem. - Pomyślałam, że dobrze byłoby uczcić tę okazję,
dlatego właśnie tu jesteście. Minister powinien być za jakieś
pięć minut, a zanim to nastąpi, mam do ogłoszenia kilka
ciekawych nowin.
Hermiona nie obserwowała sceny. Nawet gdyby chciała to skutecznie
uniemożliwiał jej to rząd, kategorycznie wyższych od niej
mężczyzn. Zresztą, po co miałaby patrzeć? Ona przyszła tu
pracować, a nie cieszyć się urodzinami kolejnego bogacza, którego
znała tylko z imienia i nazwiska. Zaczęła tęsknić za
Kingsley'em Shackleboltem.
Zbierała ze stolików brudne talerzyki i zastępowała je nowymi,
poświęconymi na tort. Starała się całą swoją uwagę skupiać
na pracy i nie odwracać w stronę drzwi, przy których wcześniej
zauważyła Malfoy'a. Nie chciała by nieposłuszne emocje
zaprowadziły ją w pobliże niego.
Astoria coś szczebiotała, a Hermiona starała się jej nie
słuchać, co wcale nie było takie proste, a gdy usłyszała
nazwisko „Malfoy”, stało się niemal niemożliwe.
- … jak wiecie po ostatnim balu szukał pewnej pięknej
dziewczyny. Zapewne wszyscy zastanawiacie się kim ona jest... –
Zwinnie przepchnęła się w wolną przestrzeń obok podestu, a na
te słowa stanęła jak wryta. Chciała odejść, jednak coś nie
pozwoliło jej ruszyć się z miejsca. Nie miała pojęcia skąd,
ale doskonale wiedziała co zaraz nastąpi. - Tak się składa, że
ja wiem. - Astoria spojrzała prosto w jej oczy, a Hermiona po raz
kolejny ujrzała w nich ten złowieszczy błysk. Na sali zapanowała
głęboka cisza i tylko gdzieś za ladą rozległ się dźwięk
tłuczonego szkła. Hermiona nie była w stanie się ruszyć. -
Piękną nieznajomą przebraną za kopciuszka, jest mała
kłamczucha, która starała się udawać kogoś innego niż jest. A
kim jest? - Ręka Astorii wystrzeliła w jej stronę, a na wąskie
usta byłej ślizgonki wystąpił bezlitosny uśmiech. - Zwykłą,
nic nie wartą kelnereczką, Hermioną Granger. Oto twoja śliczna
nieznajoma, Draco.
Hermiona czuła jak jej serce przygniata jakiś ogromny ciężar,
ściskając płuca i odbierając oddech. Pod powiekami zaczęły
zbierać się łzy rozpaczy, a ręce ledwo utrzymywały pełną
tacę. Nie wiedziała gdzie ma iść, nie było gdzie się schować.
Wokół niej pełno ludzi, a oczy wszystkich wlepione były właśnie
w nią.
Odnalazła te jedne, na których zależało jej najbardziej a to, co
ujrzała omal nie zwaliło jej z nóg. Zdezorientowanie,
niedowierzanie, zawód.
Łzy spłynęły po policzkach, kiedy odwróciła się na pięcie i
szybkim krokiem ruszyła w stronę zaplecza.
*~*~*
Ile razy życie może kopać w tyłek? Jak wiele może znieść
zwyczajny człowiek? Pewnie niewiele. A mimo że Hermiona Granger
zwyczajnym człowiekiem nie była, to i ona znalazła się już na
skraju wytrzymałości.
Nie sądziła, że po raz kolejny spotka ją to okropne uczucie...
jakby cały jej świat, zbudowany na chwiejnych posadach, walił się
niczym domek z kart.
Miała tak wielkie nadzieje co do Łagodnego. Nie jedną noc marzyła
o cudownym mężczyźnie kryjącym się za pięknymi listami. Był
jej podporą. Pomógł na nowo uwierzyć w siebie, był w momencie
gdy najbardziej go potrzebowała! A potem dowiedziała się, że to
Malfoy... cóż, dobrze przeczuwała, że nic dobrego z tego nie
wyniknie.
Nie
ma większego znaczenia kim jesteś, to zwykły kaprys mojej
ciekawości.
Phi!
Większej hipokryzji w życiu nie usłyszała... ale bolało. Tak
cholernie paliło duszę i serce, że czasem miała wrażenie, że
naprawdę płonie. Wciąż miała przed oczami to niedowierzanie i
zawód.
Nie
ma większego znaczenia kim jesteś... jasne.
Tak jak się spodziewała, nie był zadowolony z tego, że to ona
jest najcudowniejszą kobietą na ziemi.
Nie
można mieć wszystkiego... ale można za to nie mieć nic.
Kiedy
dostała odmowę pracy, był to dla niej niemal siarczysty policzek.
Była załamana, a perspektywy na lepsze jutro legły w gruzach.
Teraz jednak, biorąc pod uwagę zachowanie i reakcję Malfoy'a,
cieszyła się, że tak wyszło. Nie byłaby w stanie przebywać z
nim w jednym miejscu – skończyłoby się to kompletnym fiaskiem.
Jednak na tym się nie skończyło.
Pierwszy
dzień po tym wydarzeniu, poszła do pracy, obiecując sobie, że
wytrzyma. Da radę i pokaże im wszystkim, że nie da się złamać.
Cóż... jej postanowienie legło w gruzach już po pierwszych pięciu
minutach pracy, kiedy Pimky z ogromnym zdziwieniem i oburzeniem
jednocześnie, zapytał czy nie dosłyszała jak wczoraj mówił, że
jest zwolniona. Oczywiście słyszał go cały bufet, a Hermiona
czerwona jak burak była zmuszona opuścić miejsce pracy i zarazem
jej główne źródło dochodów... Kolejny kopniak, w już i tak
zbolały tyłek.
Dni
mijały, frustracja rosła, paląc w gardle z siłą rozżarzonych
węgli i nawet ulubione wino skrzatów przestało pomagać.
Siłą
woli zmuszała się do sprzątania gabinetów, starając się unikać
ciekawskich i pogardliwych spojrzeń tych resztek pracowników,
którzy załatwiali swoje ostatnie sprawy. Malfoy'a nie widziała od
czasu kiedy dowiedział się kim jest. Od tamtego momentu ustała
także wszelka korespondencja – nie dostała ani słowa. Wszystko
skończyło się zgodnie z tym co planowała od samego początku.
Pytanie tylko, czy rzeczywiście tego właśnie pragnęła...
*~*~*
Siedziała
przy bufecie, sącząc parującą wciąż kawę. Do pracy zostało
jej jeszcze całe pół godziny, odwiedziny Christy wydały się więc
bardzo dobrą perspektywą. Siedząc po drugiej stronie blatu,
wreszcie mogła mówić na temat Pimkiego to, co jej się żywnie
podobało. Na jego widok nie omieszkała nawet się skrzywić i
ostentacyjnie obrócić w drugą stronę. Zbyt długo wchodziła w
tyłek temu grubemu pacanowi.
- Ale
ma minę nasz grubcio – szepnęła Christy udając, że pochłania
ją wycieranie po raz drugi tej samej szklanki. Hermiona dojrzała
uśmieszek na jej twarzy i ledwo powstrzymała się od wybuchnięcia
śmiechem. Po chwili jednak zmarkotniała, a jej spojrzenie
powędrowało na jej stary fartuch wiszący przy drzwiach.
Christina
zauważyła jej spojrzenie. Szybkim ruchem zamknęła wejście na
zaplecze i pochyliła się w jej stronę nad blatem.
- Co
masz zamiar zrobić z tą całą sytuacją?
Hermiona
zmarszczyła brwi.
- Jaką
sytuacją?
- No...
z Malfoy'em.
Wywróciła
oczami. Świetna zmiana tematu, nie ma co. Jeżeli Christy chciała
odwrócić jej uwagę od zmartwień nad pracą i poprawić humor...
cóż, nie udało się jej.
Hermiona
westchnęła i podparła brodę na dłoniach.
- Nic.
- Jak
to nic?
- Tak
to- nic. - Dawno nie używała sarkazmu. Jak dziwnie brzmiał w jej
ustach! - Nie widziałaś wyrazu jego twarzy kiedy dowiedział się,
że ja to ja. Nie była to zadowolona mina – uwierz mi.
Ramon
pokręciła głową, prawdopodobnie prosząc Merlina o cierpliwość.
Hermiona nie miała ochoty rozmawiać na ten temat. Postanowiła nic
nie robić w tej sprawie i tego miała zamiar się trzymać.
- Co
za dupek. Już ja bym mu powiedziała co o nim myślę.
Mamrotała
Christina, wycierając szklanki z coraz większą zawziętością.
Draco
Malfoy stworzył wokół siebie iluzję cudownego, uczuciowego
mężczyzny, który spalił się na własnych błędach. Ostatnie
dni pokazały jednak, że to wszystko było fałszywe i wybudowane
na kłamstwie.
Tylko
co miał na celu bawiąc się w te swoje gierki? Czyżby jakiś
zakład?
- … Miona?
Wyrwana
z zamyślenia, o mało nie wylała na siebie resztki kawy.
Zobaczyła, że Christy przygląda się jej z troską na twarzy i
poczuła, że dłużej tego nie wytrzyma.
- Wybacz,
zamyśliłam się. Dziękuję za kawę. Widzimy się w piątek?
Podniosła
się z krzesła i wyciągnęła pieniądze, jednak Christina
odsunęła je ruchem ręki.
- Na
mój koszt.
Uśmiechnęła
się z wdzięcznością, ruszając w stronę wyjścia, a przed
oczami wciąż miała ten zatroskany wzrok.
Sprzątanie
szło jej bardziej opornie niż zwykle. Nie potrafiła skupić się
na najprostszym zaklęciu, przez co większość czynności musiała
powtarzać dwa razy.
Już
ja bym mu powiedziała co o nim myślę. Czyli
co dokładnie? Jakim to nie jest dupkiem czy jak bardzo jej nie
zawiódł? Zresztą, jakie to ma znaczenie. Nie ma zamiaru się nim
przejmować, od początku przecież wiedziała, że wszystko prowadzi
do takiego końca.
Nawet
nie zauważyła kiedy te rozmyślania zaprowadziły ją na piętro
Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Mimo wewnętrznego głosu,
który kazał jej być silną, czuła wielki niepokój kiedy stanęła
przed gabinetem numer 568. Nie chciała się nim przejmować... ale
nie chciała także go widzieć.
Wzięła
dwa głębsze wdechy i już miała wejść, kiedy usłyszała głos
po drugiej stronie korytarza. Ogarnięta jakąś niezwykłą paniką,
schowała się w cieniu drzwi. Nie słyszała co mówił, jednak
tonacja jasno dała do zrozumienia, że właśnie się przechwala
bądź wywyższa. Brzmiało to niepokojąco znajomo.
Po
chwili zza zakrętu wyłonił się Malfoy, w towarzystwie Notta i
Bentley'a z Departamentu Tajemnic. Nie zatrzymując się ani na
moment, ruszyli w stronę windy. Usunęła się nieco po ścianie,
jeszcze bardziej chowając przed jego spojrzeniem. Przez jedną
krótką chwilę, w której widziała jego twarz, dojrzała w niej
dawną pogardę, złośliwość... ale także smutek, zupełnie nie
widoczny na pierwszy rzut oka. Ta twarz tak bardzo różniła się od
tej, którą widziała na balu...
W
tym krótkim momencie po raz zastanowiła się, która odsłona
Malfoy'a jest tą prawdziwą. Ta z balu czy ta, którą widziała
dosłownie przed sekundą? Jej umysł zalał obraz jego uśmiechniętej
twarzy i radosnych oczu, odbierając dopływ tlenu.
*~*~*
Przeciskała
się między ludźmi, starając dotrzeć do pomieszczenia, w którym
przebywali wszyscy ważniejsi przedstawiciele Ministerstwa – w tym
i Malfoy. Wiedziała, że w ten dzień miała odbyć się jakaś
ważna konferencja dotycząca reformacji i dofinansowania dla
reprezentacji Anglii w Quidditchu. Jej występ będzie więc z
pewnością bardzo niefortunny... jednak nie mogła się teraz
wycofać.
Obraz
uśmiechniętego Malfoy'a męczył ją przez całą noc, zmuszając
do całej gamy myśli i nie pozwalając zmrużyć oka. Cokolwiek
zasiedliło się w jej umyśle, gdy zobaczyła go poprzedniego dnia,
trzymało do teraz. Udało jej się zasnąć dopiero nad ranem, a w
ciągu tych kilku bezsennych godzin podjęła decyzję, która była
jedną z najbardziej przełomowych w jej teraźniejszym życiu. Miała
już serdecznie dość tej pogardy i śmiechów wszystkich dookoła,
że „kopciuszek” próbował wziąć się za „księcia”...
dobre sobie. Ona za nic nie chciała się brać. W nic nie grała i
nic nie udawała. To nie ona zasłużyła na takie traktowanie.
Przepchnęła
się obok kobiety, której niechcący nadepnęła na stopę i pognała
dalej, za nic mając jej skargi. Doskonale wiedziała, gdzie leży
sala, w której przebywali przed wystąpieniem. Sama kiedyś także w
niej była, jeszcze za czasów świetności. Bezpardonalnie otworzyła
drzwi i wpadła do środka niczym wichura. Wszyscy zgromadzeni
obdarzyli ją zdziwionymi spojrzeniami, jednak coś w wyrazie jej
twarzy kazało im siedzieć cicho.
Weszła
w głąb szukając nietypowej, platynowej czupryny i znalazła go
obok lustra, gdzie rozmawiał z Blaisem i Nottem. Stanęła za jego
plecami, zakładając ręce na piersi. Pierwszy zauważył ją Nott,
rozszerzając oczy do niewiarygodnych rozmiarów.
- Ee,
stary...
Malfoy
chyba zrozumiał ten bełkot, bo odwrócił się za siebie, omal nie
tracąc równowagi na jej widok. Zmierzył ją uważnym spojrzeniem,
w którym dostrzegła coś na kształt żalu i... pragnienia. Siłą
woli zmusiła się, żeby nie wybiec z krzykiem.
- Granger?
Zero
pogardy. Proste pytanie, niemalże błagalne. Zrobił krok w jej
stronę, ale się cofnęła. W co on pogrywa? Zacisnęła dłonie w
pięści.
- Daruj
sobie – rzuciła, nie spuszczając z niego wzroku. Kątem oka
widziała tylko zdziwioną minę Zabiniego i skonsternowaną Notta.
- Przyszłam ci tylko powiedzieć, że jesteś tchórzem. Ja nigdy
nie udawałam kogoś innego. Zawsze byłam sobą i każdy bardzo
dobrze o tym wiedział. Zrobiłam kilka błędów, ale nigdy nie
chowałam się za maską arogancji, nigdy nie próbowałam wkupić
się w czyjeś łaski zachowując inaczej niż mówiło mi moje
własne sumienie. To ty udawałeś kogoś kim nie jesteś. To ty
wchodziłeś wszystkim w tyłek, żeby tylko nie poznali cię
takiego jakim jesteś- wrażliwym mężczyzną, którego boli
niepochlebna opinia innych. A mimo to, dostało się właśnie
mnie...
Kiedyś
napisałeś mi, że prawdopodobnie jestem jedyną osobą, która zna
cię tak naprawdę. Cóż, miałeś rację. Znam cię na wylot. Tego
prawdziwego ciebie, który prawdopodobnie nie ujrzy światła
dziennego w inny sposób niż przez puste, pisane słowo. W tym
momencie znam cię jako tchórza, którym jesteś. Nie wiesz czego
chcesz i błądzisz jak dziecko we mgle. Myślałam, że jesteś
kimś kto będzie moją podporą, na kim będę mogła polegać i
kto będzie mógł polegać na mnie, ale wiesz co? Myliłam się.
Czekanie na ciebie, to jak czekanie na to, aż ludzie wreszcie
zrozumieją, że ich oskarżenia są głupie i bezpodstawne.
Bezcelowe i bezsensu. - Przerwała na moment, dopiero teraz
uświadamiając sobie jak wiele słów wyrzuciła z siebie na
zaledwie dwóch wydechach. Dopięła swego, mogła wreszcie odejść.
Po raz ostatni popatrzyła mu w oczy, czując jak jej serce
przyspiesza na widok tego głębokiego smutku. Musiała być silna.
- Powodzenia na konferencji.
Wyprostowała
się, obróciła na pięcie i wyszła, za nic mając ciekawskie
spojrzenia gapiów, którzy zdążyli zebrać się wokół nich.
Czuła
jak pod powiekami zaczynają zbierać się gorące łzy. Nie
wiedziała gdzie idzie, chciała po prostu wydostać się z tego
zgiełku. Wrócić do domu i zwinąć się w kłębek.
- Miona!
Miona czekaj!
Nie
zareagowała. Nie miała ochoty na rozmowę. Do drzwi zostało jej
zaledwie kilka kroków, kiedy drogę przecięła jej Christina.
- Wołałam
cię, nie słyszałaś? - Hermiona przetarła szybko policzki i
spojrzała w błękitne oczy przyjaciółki. Czy naprawdę powinna
się tak zachowywać? Zrobiła wreszcie to, co należało. Powinna
się cieszyć, a nie rozpaczać. - Co się stało?
- Rozmawiałam
z Malfoy'em.
- Naprawdę?
- Entuzjazm Christy był wręcz niezdrowy. Hermiona skrzywiła się
lekko, ale złapała za wyciągniętą dłoń przyjaciółki.
Pozwoliła pociągnąć się w stronę sceny.
- Właściwie
był to bardziej monolog niż rozmowa – wytłumaczyła, już z
lekkim uśmiechem. - Ja mówiłam, a on słuchał.
- A
potem?
- A
potem, no... wyszłam.
Ramon
pokręciła głową, jednak z jej twarzy nie schodził szeroki
uśmiech.
- Jestem
z ciebie dumna, wiesz? Może nie wyszło dokładnie tak jak
sądziłam, jednak zdobyłaś się na odwagę – zrobiłaś to!
Hermiona
odwzajemniła uśmiech i rozejrzała się po otaczających ją
ludziach. Nie bardzo rozumiała dlaczego właściwie tu stoją.
- Co
tu robimy?
- Jak
to co? Przecież będą mówić o reformach i dofinansowaniu do
Quidditcha! - Żachnęła się Christy, jakby usłyszała naprawdę
głupie pytanie. - Wiesz, że zawsze mnie to interesowało.
Została
więc. Słuchała trzy po trzy wypowiedzi Ministra, potem kilku
kolejnych osób... jakoś się trzymała. Kiedy jednak na scenę
wszedł Malfoy, jej samokontrola została wystawiona na ciężką
próbę. Samo patrzenie na niego sprawiało jej ból, a dźwięk
jego głosu drażnił jej zszargane nerwy... Po kilku minutach
katorgi pochyliła się w stronę Christy.
- Nie
wiem czy to wytrzymam... – jej błagalny ton momentalnie zwrócił
uwagę przyjaciółki. Ramon spojrzała na nią, na Malfoy'a, a w
jej oczach pojawiła się bezgraniczna troska. Ścisnęła jej dłoń
i skinęła głową.
Zaczęła
przeciskać się przez tłum, czując jak żal coraz bardziej ściska
jej serce. Wszystko zostało jakby wygłuszone, nie słyszała
żadnych dźwięków, zamroczona jednym jedynym pragnieniem –
wydostać się stąd.
Przecisnęła
się przez ostatni rząd ludzi... i stanęła jak wryta. Tuż przed
nią, zaledwie parę kroków stał Malfoy. Zdezorientowana obróciła
się w stronę sceny, na której przecież widziała go zaledwie
kilka minut temu.
- Malfoy?
Co robisz?
Cisza,
która zaległa wokół nich była wręcz namacalna. Teraz już
wiedziała skąd wrażenie, że wszystkie dźwięki zostały
wyłączone – w pewnym sensie tak się właśnie stało.
Przez
kilka długich sekund stali naprzeciw siebie, a Draco obserwował ją
z tak wielką pasją, że aż zapierało dech. Całkowicie zatraciła
się w tym spojrzeniu i nawet nie zauważyła momentu kiedy pokonał
dzielącą ich przestrzeń i... ją pocałował. Tak po prostu, bez
żadnego ostrzeżenia czy znaku, przygarnął ją do siebie,
przekazując w pocałunku całą pasję, całą tęsknotę, które
nagromadziły się w jego sercu. Odczuwała to całą sobą. Każdy
jej nerw brał udział w tum cudownym doznaniu, a w głowie czuła
lekkie zawroty.
Nie
wiedziała ile trwał pocałunek. Sekundę, minutę, a może nawet
wieczność, jednak kiedy się odsunął poczuła ukłucie żalu.
Trzymał
ją za dłonie, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.
- Co...
- Pozwól
mi – powiedział, kładąc jej palec na ustach. - Miałaś rację,
we wszystkim. Tak, jestem tchórzem i tak, udawałem kogoś kim nie
jestem. Tak bardzo bałem się niepochlebnych opinii i pogardy,
które towarzyszyły mi od jakiegoś czasu, że omal nie straciłem
osoby, która jako jedyna akceptowała mnie takim jakim jestem.
Poznałaś mnie na wylot, kiedy jeszcze nie wiedziałaś kim
dokładnie jestem. Stałaś się dla mnie wszystkim, zanim w ogóle
zobaczyłem jak wyglądasz. A kiedy w końcu dowiedziałem się kim
jesteś... stchórzyłem, po raz kolejny. Ale na tym koniec. Nigdy
więcej udawania, nigdy więcej przejmowania się opinią innych. -
Pochylił się w jej stronę, przypierając głowę do jej czoła.
Zupełnie nie przejmował się ogromną ilością gapiów, którzy
nawet nie starali się odwracać wzroku. Tych dwoje było główną
atrakcją wieczoru i raczej nic nie mogło tego zmienić. -
Wybaczysz mi?
Hermiona
pokręciła głową, jednak z jej ust nie schodził radosny uśmiech.
Już dawno nie czuła tak ogromnego szczęścia i lekkości. Czy to
możliwe, żeby wszystko zaczęło się układać? Christina
najwyraźniej od samego początku miała rację mówiąc, że musi
wziąć wszystko we własne ręce.
Stanęła
na palcach i objęła go za szyję. Odczekała krótki moment, po
czym pocałowała go po raz drugi tego dnia.
- Mam
uznać to za tak? - zapytał, przekrzywiając głowę w bok.
Hermiona
roześmiała się radośnie i skinęła głową.
- Idź
skończyć przemówienie, ludzie czekają.
Malfoy
odwrócił się w stronę sceny, na której stał Zabini z bardzo
zdezorientowaną miną. Wyglądał jakby zupełnie nie wiedział co
ze sobą począć. Kto by się spodziewał takiego rozwoju wypadków?
Po chwili skinął jednak głową i złapał za mikrofon, a Draco
uśmiechnął się pod nosem.
- To
może stąd wyjdziemy? - Wyciągnął rękę w jej stronę jak
wtedy, na balu.
- Jestem
za. - Złapała za wyciągniętą dłoń, a ciepły prąd przeszedł
po jej plecach. Czuła, że ten dzień jest początkiem jej nowego
szczęśliwego życia. Ruszyli w stronę drzwi, kiedy zatrzymało
ich czyjeś wołanie.
- Granger!
Panno Granger! - Obróciła się za siebie, zupełnie nie
rozpoznając głosu wołającego. W jej stronę zmierzał wysoki,
przystojny mężczyzna w wieku około trzydziestu pięciu lat, może
mniej. Wyciągnął dłoń w jej kierunku, uśmiechając się
radośnie. Skądś znała tę twarz...
- Nazywam
się Alex Ramon, jestem sekretarzem szefa Departamentu
Przestrzegania Prawa Czarodziejów... - Ramon... Ramon?! Spojrzała
na niego szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to co
słyszy. Czy to możliwe, że rozmawiała z mężem Christiny? Może
to dziwne, ale przez cały okres ich znajomości ani razu nie
widziała męża przyjaciółki, nie wiedziała także gdzie
pracuje... nie wiedziała prawie nic. - Została pani przyjęta na
posadę. Wyniki pani testu były najlepsze ze wszystkich. Spotkanie
odbyło się godzinę temu, dlaczego się pani nie pojawiła?
Hermiona
poczuła jak jej szczęka powoli zjeżdża w dół, a palce Malfoy'a
delikatnie podnoszą ją do góry. Co się dzieje?
- Ale...
ale przecież dostałam wiadomość, że moje podanie zostało
odrzucone.
Alex
zmarszczył brwi, a jego dłoń powędrowała do podbródka.
- To
dziwne... porozmawiam z Astorią, może będzie wiedziała w czym
rzecz.
- Astoria
Greengrass? - Wtrącił się Malfoy, rozglądając się jednocześnie
za wspomnianą kobietą.
- Tak,
dokładnie – potwierdził Ramon, a po chwili na jego twarzy
pojawiło się zrozumienie. - Czyli prawdopodobnie mamy rozwiązanie
zagadki. - Uśmiechnął się i po raz kolejny wyciągnął dłoń w
jej stronę. - W każdy razie ma pani tę pracę. Proszę zjawić
się w biurze jutro o godzinie siódmej rano. Dostanie pani szatę i
wszystkie wytyczne.
Hermiona
ścisnęła dłoń Ramona, a w tym samym momencie z tłumu wyłoniła
się Christy. Na ich widok uśmiechnęła się radośnie i podeszła,
obejmując w pierwszej kolejności Alexa. A więc jednak miała
rację.
Hermiona
spojrzała na nią spod półprzymkniętych powiek.
- A
więc to wszystko twoja sprawka?
Mina
Christiny była wprost powalająca, kiedy starała się udawać
niewiniątko – oczywiście bez lepszych efektów.
- Ja?
Ja nic nie zrobiłam. - Wszyscy spojrzeli na nią podejrzliwym
wzrokiem, więc szybko się zreflektowała. - No dobra, może
namówiłam Alexa, żeby przyjął twoje podanie... ale test sama
zdałaś śpiewająco! A nawet się do niego nie przygotowywałaś...
- Przerobiłam
całe prawo na piątym roku w Hogwarcie. - Teraz to Hermiona została
obdarzona spojrzeniami, tym razem zdziwionymi.- No co? Taka lekka
lektura...
Christina
zaczęła się śmiać i pokręciła głową, a Alex wyglądał za
zadowolonego.
W
czwórkę ruszyli w stronę wyjścia, a Draco w dosyć stanowczy,
ale pytający sposób złapał za jej dłoń. Ścisnęła ją bez
żadnych wątpliwości.
Wiedziała,
że od tego dnia wszystko wreszcie zacznie się układać, a życie
przestanie kopać po nią dołki. Teraz był jej czas i od tego dnia
postanowiła już zawsze brać wszystkie sprawy w swoje ręce.
Koniec
Miniaturka napisana w oparciu o film "Cinderella Story".
Jeju, jaka cudowna część! Czytałam z zapartym tchem każde zdanie. A kiedy doszłam do końca, to zrobiło mi się smutno ;_;
OdpowiedzUsuńKiedy Astoria powiedziała przy ludziach, że to Hermiona jest poszukiwaną przez Draco kobietą, myślałam, że zamorduję tą kobietę! Wściekłam się.
Jeszcze, gdy została zwolniona z pracy... Uh!
Humor mi jednak wrócił, kiedy Hermiona wygłosiła swój monolog!
No, a kiedy Draco stanął przed Hermioną..! Jeju, ale się cieszę, że wszystko skończyło się dobrze :D
W jednej chwili Hermionie wszystko zaczęło się walić, a nagle wszystko się ułożyło. :)
Część jest cudowna, piękna i w ogóle bardzo mi się podoba.
Czekam na nowego bloga!
Haha, no i dziękuję za dedykację, nie wiem czy zasłużona :D
niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/
Pozdrawiam, M.
Poznałam film :D
OdpowiedzUsuńFajna inspiracja i ciekawie napisane. Perspektywa Hermiony obłędna! W głębi duszy wiedziałam, że całość skończy się dobrze, ale w trakcie czytania aż się chciało Astorię wytargać za kudły! Malfoy i jego płomienna przemowa <33
Christina była genialna, chciałabym mieć taką przyjaciółkę.
Miniaturka była wspaniała.
xoxo
Na wstępie muszę powiedzie, że ubóstwiam wręcz film na którym się wzorowałaś, tak jak i samą miniaturkę. Cudowanie przedstawiłaś historię Dracona i Hermiony, których mimo iż los nie rozpieszczał połączyło coś naprawdę wyjątkowego. Z całą pewnością opłacało się trochę poczekać na tą bez wątpienia niezwykłą część :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
To zdecydowanie moja ulubiona miniaturka :)
OdpowiedzUsuńCudownie to napisałaś.
Dramione True Love <3
Świetna miniaturka.
OdpowiedzUsuńOd początku wiedziałam, że będzie happy end.
Ach, ta Astoria. Coś się jej chyba nie do końca udało.
Monolog Hermiony był wspaniały.
Moment, w którym Draco stanął przed Mioną... cudowne.
Cieszę sie, że wszystko się ułożyło.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Bajeczna miniaturka. ♥
OdpowiedzUsuńPozytywna, bajkowa, cudowna, fantastyczna. I całe mnóstwo przymiotników nacechowanych pozytywnie pasuje do tej historii. Pięknie ukazałaś Cindrella Story w realiach potterowskich. Cała historia, choć może nierealna, jest ucieleśnieniem marzeń każdej dziewczynki... Bo która z nas nie marzyła o tym, by być na miejscu Kopciuszka?:P Dziękuję za tak fantastyczny tekst.:) Już nie mogę się doczekać kolejnego opowiadania.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
la_tua_cantante_
PS. Zapraszam do siebie, gdzie ukazał się rozdział ósmy.
dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
Najlepsiejsze (wiem - nie ma takiego wyrazu) zakończenie jakie mogłaś nam zaserwować, czyli w wolnym tłumaczeniu z polskiego na polski - bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną, tak bajeczną miniaturkę.
Pozdrawiam cieplutko,
Swish
W ogóle nie odczułam "nierealności", o której wspomniałaś na samym początku. Historie mające szczęśliwe zakończenie powinny być pisane właśnie w bajkowym stylu. A brak kanoniczności postaci w Twoim wykonaniu nie stanowi żadnego problemu.
OdpowiedzUsuńMiniaturka jest świetna i wspaniale mi się ją czytało. Nie żałuję ani jednego przepełnionego niecierpliwością dnia oczekiwania na ostatnią część. Zdecydowanie warto było czekać :)
Pozdrawiam
Aithne
Czy jeśli przy fragmencie z Astorią odezwały się we mnie głęboko skrywane sadystyczne zapędy, coś jest ze mną nie tak?
OdpowiedzUsuńMiniaturka wyszła ci pięknie, a jaki to film wiedziałam od razu ^.^
Fajnie, że Herm pomimo wszystko dała radę i nie załamała się. Jej postawa była godna podziwu, bo ja tego szefa powyklinałabym już wcześniej :D
Draco nieco inny, ale jednak prawdziwy. Ta jego przemowa... Mrau!
Chciałabym być taką przyjaciółką jak Christina. I mieć taką przyjaciółkę => Chociaż nie, ja taką mam! *,*
Mówiąc prościej - weny na dalsze pomysły! Baardzo mi się podobało jestem zachwycona twoją twórczością :)
Pozdrawiam ~ Luar Princesa ♥
Kocham ten film, a Ty swietnie go oddałaś w tej miniaturce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :)
Najlepsza część miniaturki <3 Nie mogę się już doczekać nowego opowiadania :) Na pewno będzie świetne tak jak poprzednie <3
OdpowiedzUsuńWeny!
Maggie
super! natknęłam się na Twoje opoiwadnie przypadkiem, dawno już nie zagladałm na strone z blogami, a tu proszę! takie cacko! przeczytłam jednym tchem! super:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)!
Kocham ten film i równie mocno pokochałam twoją miniaturkę! Ogólnie to uwielbiam filmy czy opowiadania o tematyce Kopciuszka, więc idealnie się wstrzeliłaś w moje gusta.Weny!
OdpowiedzUsuńKochaaam !!! Genialne napisane i wspaniale wszystkie uczucia oddałaś, gratuluję !!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki <3
Wspaniała :)
OdpowiedzUsuńDopiero przed chwilą zorientowałam się, że nie skomentowałam. Przed chwilą obejrzałam ten film i uznałam, że fajnie by było przeczytać wszystkie trzy części jeszcze raz. Przepraszam, że wcześniej tego nie zrobiłam,
OdpowiedzUsuńCudowna <3 Z całego serduszka ją uwielbiam. A Astoria to straszna idiotka (delikatnie mówiąc). Ach ta Christina! Moja ulubiona postać <3
Pozdrawiam magicznie i jeszcze raz przepraszam
~hope~
Takie słodkie że aż...och :P
OdpowiedzUsuńPiękne.
Bajkowe
i dobrze.
Weny.
Pozdrawiam,Lili
Ooo ta miniaturka była mega fajna. Jak czytałam to przypominał mi się ten film :) Ta Christina była naprawdę zabawną postacią :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Cudowna miniaturka. Moim zdaniem najlepsza! :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawiła i nie spodziewałam się, że ktoś może tak fajnie i lekko pisać :)
Pozdrawiam!
Amy ;)
Mimo, że już komentowałam.. napiszę Ci jeszcze jedno.
OdpowiedzUsuńOficjalnie i nieodwołalnie zakochałam się w Twoich słowach.
Cudowna miniaturka. Cały czas czytając, czekałam kiedy nastąpi "ten" happy end. Kiedy Kopciuszek będzie mógł żyć ze swoim księciem długo i szczęśliwie. Nie zawiodłam się. Bardzo szczególne i piękne były listy pomiędzy bohaterami. Były idealnym uzupełnieniem tej historii.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny i pozdrawiam!