IV
Niepewne wzloty i
ciężkie upadki
„Życie
składa się z wzlotów i upadków,
logika
mówi że musi ich być jednakowa ilość,
ale
kto powiedział że życie przebiega zgodnie
z logiką? „
Krzątała się po pokoju, jednocześnie zakładając buty i
zaplatając włosy.
Z jej ust nie schodził szeroki uśmiech, a umysłu nie opuszczała
jedna, zbawienna myśl – jeszcze tylko jeden dzień!
Wciąż nie miała pomysłu jak wywinąć się od tych feralnych
przeprosin, jednak z dwojga złego, wybrała to mniejsze.
Wolała wyprowadzić się od niego jak najszybciej, kosztem
czekających ją przeprosin, niż siedzieć tu chociażby dzień
dłużej.
Bynajmniej, nie chodziło już o jego charakter, sposób bycia, czy
sam fakt, że ją irytował. Bardziej przejmowała się własnymi
reakcjami oraz fantazjami.
Do teraz czuła przyjemne drżenie nóg, na samo wspomnienie ich
pocałunku. Nie mogła mieć pewności, że w końcu do niego nie
pójdzie. Nie mogła!
Co prawda, jak na kobietę tak bardzo wyposzczoną, trzymała się
nadzwyczaj dobrze.
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była z mężczyzną bliżej niż
siedząc noga, w nogę.
Jej ciało było tak bardzo wygłodniałe...
Właśnie dlatego tak bardzo się cieszyła, że to już koniec. Nie
miała zamiaru być jedną z panienek Malfoy'a. Nie ważne jak bardzo
tego pragnęła!
Przejrzała się w lustrze, które kazała tu wstawić i z pełną
satysfakcją stwierdziła, że wygląda dobrze. Miała na sobie
przylegający, czerwony golf bez rękawów, który ładnie podkreślał
jej piersi oraz obcisłe czarne spodnie. Dzisiejszego dnia, nie miała
żadnych wątpliwości co do własnej atrakcyjności.
Zadowolona zbiegła na dół, by zjeść śniadanie.
- Dzień dobry – powiedziała z uśmiechem do siedzącego w salonie
Dracona.
Nie zauważyła wzroku mężczyzny, który obserwował ją zza
specjalnie zrobionego zagięcia gazety. Nie mogła dostrzec tej
iskierki zdziwienia, a także rosnącego podniecenia w jego oczach.
Nie zdawała sobie sprawy, jak na niego działa.
Złapała za gotowe kanapki, stojące na wielkim, dębowym stole i
nalała sobie świeżo zaparzonej kawy.
Kiedy przełknęła ostatni kęs, oparła się plecami o blat,
trzymając w ręce kubek.
Przyjrzała się dokładnie jego długim nogom ukrytym pod, jak
zwykle drogimi, szytymi na miarę spodniami od garnituru oraz
smukłym palcom trzymającym gazetę.
Och, jak bardzo by chciała, aby ją dotykał...
- Aż tak ci się podobam? - usłyszała po chwili, na co omal nie
zakrztusiła się kawą. Znów. Jakim cudem wiedział, że go
obserwowała?!
Cóż, najwidoczniej i on miał swoje sposoby...
- Chyba żartujesz – zaśmiała się, machając dłonią.
Mężczyzna odłożył gazetę, patrząc jej prosto w oczy.
Zauważyła, że po raz pierwszy ma rozpuszczone włosy. Nawet z
daleka wyglądały na miękkie, zdrowe, pachnące...
Chyba zaczęła odpływać.
- To dlaczego mi się przyglądasz? - zapytał, zakładając ręce na
piersi i unosząc jedną brew w tak seksowny sposób, że ledwo
powstrzymała się by nie zacisnąć zębów, i nie uciec z krzykiem
frustracji.
Dla niepoznaki przymknęła powieki, upijając kolejny łyk kawy.
- Po prostu zastanawiam się, czy jesteś gotowy na dzisiejsze
wystąpienie – wzruszyła ramionami, odwracając się by odłożyć
kubek.
Nawet nie zauważyła kiedy wstał, a już czuła chłód jego
palców na nagim przedramieniu.
Pod wpływem dotyku jej skóra pokryła się gęsią skórką.
- Czyżby martwiło cię, że mogę się skompromitować? - zapytał,
nie spuszczając oczu ze ścieżki, którą kreśliły jego palce.
Hermiona prychnęła, starając się nie zwracać uwagi na
przechodzące ją dreszcze.
- Skompromitować? Sam nigdy byś sobie tego nie zrobił – odsunęła
się stanowczo, czując, że jeszcze chwila, a z pewnością
wylądują w innej pozycji. - Do tego jestem zdolna tylko ja,
nieprawdaż?
Nie zdążyła ugryźć się w język. Cholera.
Spojrzała na niego przelotnie i już wiedziała, że się wkopała.
W jego oczach jasno było widać, że zupełnie zapomniał o tych
przeprosinach. A ona sama, w tym właśnie momencie, zakręciła na
siebie bicz.
- Prawdaż – powiedział, patrząc jej w oczy z dziwną satysfakcją.
- Właśnie dlatego, tylko ty możesz ją teraz odbudować.
Hermiona spojrzała na niego, mrużąc powieki. Była wściekła na
samą siebie. Nie mogła uwierzyć we własną głupotę. Jak mogła
własnowolnie tak się wpakować?
No cóż. Trzeba myśleć zanim się coś powie...
Pokręciła głową z niedowierzaniem, a widząc w jego oczach
iskierki wesołości, po prostu obróciła się na pięcie i wyszła.
Całe podniecenie wyparowało z niej jak za dotknięciem magicznej
różdżki.
*~*~*
Patrzył na odchodzącą Granger, starając się za wszelką cenę
opanować targające nim podniecenie.
Nie pamiętał, by reagował w ten sposób kiedykolwiek, na
jakąkolwiek kobietę.
W jej obecności mózg jakby wyłączał się z pracy i przekazywał
prym temu mniejszemu, gnanemu prymitywnymi potrzebami.
Jeszcze chwila, a z pewnością by nie wytrzymał. Nie był pewien
czy to dobrze, czy źle.
Co złego w tym, że chciał jej posmakować?
A może to, że byli wrogami praktycznie przez całe życie?
Jak to mówią, nienawiść często wzmaga zainteresowanie
seksualnością przeciwnika...
Ileż to małżeństw łagodzi kłótnie w łóżku?
Okej, z tym że oni obrączek na palcach nie mają. On miał swoje
powody, ale ona?
Zmarszczył czoło, ciesząc się z niewiadomej, która odciągała
jego myśli od krągłego tyłka Granger.
Potrzepał głową, dodatkowo klepiąc się lekko w policzki.
Ogarnij
się, ogarnij.
Spojrzał na drogi zegarek, zdobiący jego nadgarstek i z pewnym
przerażeniem stwierdził, że za pół godziny musi znaleźć się w
Atrium Ministerstwa Magii.
Tania ogłosiła jego wystąpienie w sprawie sprzecznych głosów
względem wysłania pociech do Hogwartu.
Musiał ich przekonać, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa, a on
dołoży wszelkich starań by tego dopilnować.
Poczuł, że musi się czegoś napić. Jego wzrok powędrował w
stronę Ognistej, stojącej na szafce, a następnie do lekko
ostygniętej kawy. Po krótkim wahaniu wybrał to drugie.
W końcu nie mógł występować pod wpływem. Jakby to wpłynęło
na jego opinię?
Wypił na szybko cały kubek, a jego wzrok powędrował do leżącej
na stoliku gazety.
Na szczęście nie wydarzyło się nic nowego, a bynajmniej nic, co
byłoby godne jego uwagi.
Potter z Weasley'em wciąż byli w terenie, wyszukując członków
„Błękitnej Zemsty”, Aurelia Ranstroth czuwała nad prasą oraz
korespondencją w Ministerstwie, szpitale polowe prosperowały...
mimo to, wciąż tkwili w martwym punkcie. Nie udało im się złapać
ani jednego z tych śmerciożerskich nasień.
A teraz jeszcze biorą się za niego.
Treść anonimowej wiadomości raz po raz pojawiała się w jego
głowie. Nie potrafił dojść ani do tego kto ją wysłał, ani jaki
mają na niego sposób.
Nikomu nie powiedział o tym liście. Nikomu nie ufał na tyle, by
obnażyć się ze słabości. Wiedział, że są ludzie, którzy z
miłą chęcią by go obalili.
Musiał poradzić sobie sam.
Westchnął z frustracją, odstawiając kubek na stolik, w momencie
gdy rozległ się dzwon oznajmiający czyjeś przybycie.
Złapał za przygotowaną wcześniej marynarkę od garnituru oraz
płaszcz, spiął włosy na karku i ruszył w stronę drzwi. Czekało
na niego dwóch mężczyzn w wyjściowych szatach. Przydzieleni mu na
stałe aurorzy. Też musi dbać o własne bezpieczeństwo, czyż nie?
Skinął im zdawkowo głową, nie ściągając z twarzy oficjalnej
maski. Chwilę później został po nich jedynie zwichrzony na
schodach pył.
*~*~*
Długo się wahała, zanim wreszcie wstała z fotela i złapała za
płaszcz.
Obiecała sobie, że nie będzie brała udziału w tych jego
bezsensownych występach. Nie będzie słuchała jego pustych słów,
którymi karmi ludzi. Nie potrafiła jednak wytrwać w tym
postanowieniu.
Tęskniła za pracą. Najchętniej ubrałaby swój biały kitel,
spięła włosy w wysokiego koka i zajęła się pacjentami. To było
jej przeznaczenie, jej życie.
Zamiast tego z cichym westchnięciem teleportowała się pod wejście
dla odwiedzających, a chwilę później z plakietką przypiętą do
płaszcza, zjeżdżała w dół.
Już zapomniała jak bardzo ciasna była ta stara, zniszczona budka
telefoniczna.
Zmarszczyła nos, kiedy dotarł do niej ostry odór moczu. Miała
szczęście, że lata pracy przyzwyczaiły ją do różnego rodzaju
widoków czy zapachów. W innym wypadku chybaby zwymiotowała.
Wyskoczyła z windy, zanim drzwi zdążyły rozsunąć się
całkowicie, desperacko łaknąc powietrza.
Ze zdumieniem zauważyła tłumy ludzi, którzy zebrali się by
słuchać słów Ministra. Ministra, który niegdyś był
śmierciożercą (nie ważne, że oczyszczonym z zarzutów),
egoistycznym narcyzem, łamaczem serc, jej prześladowcą...
Nie ma to jak oceniać ludzi przez pryzmat przeszłości.
Pokręciła głową, starając się odgonić myśli i zaczęła
przeciskać się naprzód.
Ogromny hol wyglądał dokładnie tak samo, jak go zapamiętała.
Różnił się tylko jednym szczegółem – ogromną fontannę, na
czas przemówienia zastąpiło podium. Minister musiał być widziany
i słyszany przez wszystkich.
Stanęła na palcach, szukając blond czupryny. Wiedziała, że
pewnie go tu nie znajdzie. Z pewnością przebywał gdzieś w
zamknięciu, szykując się mentalnie na wystąpienie przed takimi
tłumami.
Prychnęła cicho pod nosem. Przecież ze swoim narcyzmem i chęcią
bycia ciągle w centrum uwagi musiał to uwielbiać!
Mimo pewności, że i tak go nie zobaczy przed wyjściem na scenę,
rozglądała się nadal. I właśnie wtedy zauważyła JEGO.
Charakterystyczna postawa, odcień skóry, zmizerowany wygląd.
Zabini.
Spojrzał w jej stronę dokładnie w tym samym momencie, przykładając
palec do ust, w niemym poleceniu by milczała.
Dlaczego wciąż się pojawiał? Co go zmusiło, by wreszcie przestać
uciekać i stanąć w miejscu?
Nie wiedzieć czemu, zaczęły rodzić się w niej podejrzenia.
Zmarszczyła brwi, starając się poukładać w głowie niektóre
fakty.
Gdy znów spojrzała w jego stronę, nie znalazła go. Zniknął.
Zamiast tego zauważyła charakterystyczne platynowoblond włosy,
znikające za zakrętem.
Wzrost ten sam, chód ten sam... tylko strój nie pasował. Nie
potrafiła wyobrazić sobie Malfoy'a ubranego w czarną, szeroką
bluzę z kapturem. Kiedyś może tak, ale nie teraz. Nie tego wysoko
postawionego urzędnika.
Na scenę weszła Hanna Abbot, zastępca samego Ministra,
zapowiadając jego pojawienie.
W tym samym momencie skupiła uwagę na scenie, zrzucając
wcześniejszą scenę na karb przemęczenia.
*
- Muszę przyznać, że nieźle ci poszło – powiedziała, wchodząc
do jego gabinetu.
Całe przemówienie trwało nie więcej niż dwadzieścia minut.
Ludzie mieli jednak jeszcze całą masę pytań, więc teoretycznie
krótki występ wydłużył się to półtoragodzinnego
konwersatorium.
Po minach obywateli świata czarodziejskiego widziała, że byli
przynajmniej częściowo usatysfakcjonowani. To dobrze.
Przywołała na twarz ciepły uśmiech i usiadła po przeciwnej
stronie biurka.
Malfoy podniósł głowę znad jakiś papierów, mierząc ją
badawczym spojrzeniem.
Po krótkiej chwili wzruszył ramionami, po czym wrócił do
poprzedniego zajęcia.
Widząc jego nietypowe zachowanie, pokręciła się niespokojnie na
krześle.
- Właśnie cię pochwaliłam, wiesz? - zapytała z zadziornym
uśmiechem.
Nic, zero reakcji.
Minuta, trzy, pięć...
- Malfoy?
- Słuchaj, Granger, jestem trochę zajęty – powiedział ostrym
tonem, zupełnie różnym od tego, który zwykł używać w jej
towarzystwie. Musiała wyglądać jak zganione zwierzątko, bo
chwilę później wyraz jego twarzy wyraźnie złagodniał.
Westchnął kilka razy, a ona postanowiła się nie odzywać.
Nie chodziło o obrazę. Po prostu nie miała ochoty go irytować.
Kiedy zaproponował jej Ognistą, gestem podziękowała, po czym
poszła w stronę kanapy by usiąść w swoim stałym miejscu.
*~*~*
Wystąpienie wyszło nadzwyczaj dobrze. Sam nie spodziewał się, że
osiągnie aż taki sukces.
Po raz kolejny udowodnił, że Malfoy'owie posiadają w sobie
niezwykłą siłę perswazji.
Wszystko było w najlepszym porządku. Mimo długich, męczących
rozmów i pytań, był naprawdę z siebie zadowolony.
Humor dodatkowo poprawił mu widok Granger wśród tłumu. Wpatrywała
się w niego, posyłając pokrzepiający uśmiech. Było to dziwne,
biorąc pod uwagę jej zachowanie sprzed wystąpienia, jednak w
tamtym momencie miał ochotę do niej podejść i po prostu
pocałować. Z pasją. Tak jak ostatnim razem u niego w gabinecie.
Tam też ruszył od razu po zakończeniu, czując intuicyjnie, że
się zjawi.
Nie zdążył jednak dotrzeć nawet do windy, kiedy dopadł go Nott.
Z przejęciem w głosie przekazał mu wstrząsające wieści- dostali
się do wewnątrz.
Znaleźli biura Potter'a i Wesley'a. Podpalili wszystko, niszcząc
czujniki anty pożarowe. Ocalała jedynie niewielka karteczka z
napisem: „To jeszcze nie koniec. A dla wyjaśnienia- zaledwie
początek”.
Kiedy spojrzał na trzymany przez Teodora świstek, poczuł jak
ulatuje z niego całe powietrze. Nie rozpoznał pisma, nigdy go nie
widział. Dobił go znaczący fakt, że wróg nie żartuje. Skończyły
się przelewki.
Wychylił szklankę, spoglądając w stronę Granger. Spała. Leżała
zwinięta w pozycji embrionalnej, a jej starannie spleciony francuz
rozleciał się, rozsypując kaskadą włosów po kanapie. Wyglądała
tak słodko i spokojnie, że nie potrafił oderwać od niej wzroku.
Poczuł wyrzuty sumienia, że potraktował ją tak pretensjonalnie.
Był zły, a ona po prostu pojawiła się w niewłaściwym momencie.
Zastanawiało go dlaczego została.
Jeszcze kilka dni temu dałaby dosłownie wszystko, żeby tylko nie
musieć tu siedzieć, a teraz zostawała sama. Po raz drugi –
dlaczego?
Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Osobiście czuł w głębi, że zdążył się przyzwyczaić do jej
obecności niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. Było to nie
lada wyczynem!
Każda panienka, którą zapraszał do domu, nie mogła przebywać u
niego dłużej niż dwa dni. Po prostu zaczynały go drażnić.
Ale z nią było inaczej.
Być może była to kwestia tego, że nigdy dotąd jej nie
posmakował.
A może po prostu byli tak od siebie różni, że potrafili
współegzystować niczym jin i jang.
Sentymenty, sentymenty...
Jakby nie było, poczuł dziwny impuls, który mózg zinterpretował
jako sprzeciw na jej teoretyczne zniknięcie.
Nie miał kobiety, bo nie chciał mieć. Nie chciał by cokolwiek mu
narzucano, a obsesja na punkcie czystości krwi z pewnością na to
nie pozwalała. Nienawidził tego.
Ale teraz był już dużym chłopcem, więc mógł decydować za
siebie, prawda?
Wiedział jedno. Nadal pragnie upiec kilka pieczeni na jednym ogniu.
Jednak teraz był już pewien, że nie tylko dwie, ale także i
trzecią.
Spojrzał na zegarek, a następnie na śpiącą kobietę.
Było już długo po południu, jednak nie miał pewności czy
reporterzy wciąż się gdzieś nie kręcą.
Nie chciał wywoływać sensacji z Granger w roli głównej, która
już i tak wisiała na włosku od kilku dni.
Jak na razie wypłynęło jedynie, że obraziła go publicznie, a on
zabrał ją do siebie, by ukarać na własny sposób. Ten „własny
sposób” wywoływał wiele spekulacji oraz domysłów. Jednak żadne
nie były trafione.
Czytając gazety, ludzie podejrzewali romans między nimi, co tylko
ich dezorientowało. No bo przecież co to za kara? Ona go obraziła,
a on bierze ją do łóżka?
Nie mają potwierdzenia, nie mają pewności. A bez wątpienia
dostarczyłby im materiału, gdyby nagle pojawił się w Atrium z
Granger na rękach.
Oficjalna wersja jest taka, że odpracowuje dla niego, za publiczne
oczernianie. Nikt jednak nie wiedział jak, ani gdzie (poza
nielicznymi, którzy dostrzegli ją w cieniu kąta gabinetu) i tak
powinno pozostać.
*~*~*
Siedziała na tej pieprzonej, czarnej kanapie tak długi czas, że
nawet nie zauważyła kiedy zmorzył ją sen. Sama sobie się
dziwiła, że mimo nudy, nie opuściła gabinetu.
Co chciała przez to osiągnąć?
Nie miała pojęcia. Prawdopodobnie był to zwykły kaprys.
Już od kilku minut czuła, że wyłania się z krainy snu, jednak
gdy poczuła znajomą woń drogiego cygara, zmieszaną z Ognistą
Whiskey i męskimi perfumami, chciała pozostać w tym stanie na
zawsze.
Na jej twarz bezwiednie wypłynął uśmiech.
- Granger, wstawaj. Musimy już iść – usłyszała znajomy głos, a
na ramieniu poczuła lekki ucisk.
Zmarszczyła brwi, kiedy ucisk zmienił się w silne szarpnięcie.
Wyrwała się spod nieprzyjemnego dotyku, który z drugiej strony
sprowadzał na jej ciało silny dreszcz podniecenia.
W tym momencie chciała spać.
Nagle poczuła jak coś powoli, z niezwykłą delikatnością, wsuwa
się pod jej bluzkę. Zachichotała jak nastolatka, kiedy przez
przypadek sprowadziło na nią łaskotki i zamruczała kiedy
przesunęło się dalej...
Chwila moment!
Świadomość spadła na nią, niczym kubeł zimnej wody. Nie
zwlekając ani chwili, zerwała się do pozycji siedzącej i jednym
celnym kopniakiem posłała potencjalnego gwałciciela na podłogę.
Na widok oburzonych, stalowoszarych tęczówek Malfoy'a, poczuła
jak ogarnia ją złość.
- Ty świnio! Nie umiesz trzymać rąk przy sobie? - zawołała,
starając się przybrać ostry ton, w momencie, gdy skóra wciąż
paliła od jego dotyku.
Mężczyzna podniósł się z ziemi, wzruszając ramionami.
- Przynajmniej się obudziłaś.
- Nie można było inaczej?! - pisnęła, jednocześnie się
czerwieniąc. Odkaszlnęła, próbując pozbyć się nieprzyjemnej
suchości w gardle.- Odegram się, zobaczysz.
W jednej chwili znalazł się tuż przed nią, nachylając tak, by
mogli spojrzeć sobie w oczy.
- O nie, nie, moja droga – wyszeptał, drażniąc jej zmysły. - Ja
podotykałem, ty mnie skopałaś. Przynajmniej w tej rozgrywce
jesteśmy kwita.
Wytrzymała jego prowokacyjne spojrzenie, jednak nie odezwała się
już ani słowem.
W sumie miał rację.
A po ręce, którą trzymał na brzuchu, wywnioskowała, że miała
niezły wykop.
Uśmiechnęła się pod nosem, żeby za chwilę wybuchnąć
doniosłym, szczerym śmiechem.
Zachowanie godne wariatki...
To samo pomyślał chyba pan Minister, bo spojrzał na Granger z
udawanym przerażeniem w oczach. Widząc, że prędko się nie
uspokoi, pokręcił głową i zaczął porządkować stanowisko
pracy.
Hermiona zanosiła się śmiechem, w głębi serca czując, że
zachowuje się jak głupiutka małolata, która przeżywa swoje
pierwsze zauroczenie. Krótko mówiąc było to po prostu żałosne,
jednak nie potrafiła powstrzymać tego irytującego rechotu.
Miała ochotę uderzyć się w twarz. Może to by ją choć trochę
otrzeźwiło.
- Już? - usłyszała po chwili. Na jej twarz wypłynął krwisty
rumieniec, jednak wytrzymała rozbawione spojrzenie Malfoy'a.
Kiwnęła głową, unosząc ją dumnie.
Była kobietą, a kobiety nigdy nie przyznają się do porażki.
Wyszli z gmachu Ministerstwa, kierując się w stronę zaułka.
Wieczór był chłodny, więc owinęli się ciaśniej płaszczami.
Obydwoje marzyli o azylu, którym w tej chwili były ich łóżka.
Już dochodzili do celu, kiedy zatrzymało ich donośnie wołanie.
Odwrócili się jednocześnie, a ich oczom ukazał się Teodor Nott,
z całkowicie załamanym wyrazem twarzy.
- Panie Ministrze... Draco... - wydyszał, pochylając się na
sekundę, żeby złapać oddech. Kiedy się wyprostował, jego oczy
przywodziły na myśl żywy obraz beznadziei.
- Co się stało? - zapytał Malfoy. Zmarszczyła brwi na to dziwne
napięcie w jego głosie. Zazwyczaj był zimny i bezuczuciowy.
Oficjalny dla wszystkich.
Z jeszcze większym zdumieniem zobaczyła jak wzrok konsultanta
Biura Bezpieczeństwa, skierował się na nią. Współczucie, które
w nich zobaczyła, wstrząsnęło nią do głębi.
Poczuła jak serce to przyspiesza, to zwalnia, jakby rozgrzewając
się przed ciężką próbą.
- Ja... przed chwilą się dowiedziałem – powiedział, wracając
spojrzeniem do Malfoy'a. - Ronald Weasley nie żyje. Znaleźli dziś
jego ciało, w dzielnicy Camden Town...
Nie usłyszała więcej. Nie chciała i nie mogła. Jej uszy nagle
napełnił dziwny, brzęczący dźwięk, a przed oczami pojawiły
się mroczki. Pragnęła odpłynąć. Nie widzieć, nie czuć...
Ale nie potrafiła. Już dawno przestała reagować w ten sposób.
Życie nauczyło ją dystansu oraz siły. Jednak w niektórych
momentach na nic się to nie zdaje...
Po chwili zaczął wracać dźwięk, a wraz z nim czysty obraz. Nie
mogła do tego dopuścić.
Po raz ostatni spojrzała na Malfoy'a, po czym deportowała się z
miejsca, w którym stała.
Bez zbędnych czynności, rzuciła się na łóżko, gdzie pozwoliła
swobodnie płynąć łzom.
Na początku...wywody.
OdpowiedzUsuńTak bardzo przepraszam Cię, że nie komentowałam. Wiem, jestem okropna. Czytałam, nie komentowałam, bo jak wracałam do domu, to było już grubo po dobranocce :)
Rozdziały genialne !
Wszystkie, jednak najbardziej podobał mi się III :)
Pozdrawiam
Layls
- Ha!
UsuńPierwsza !
Świetny rozdział. Na końcu się prawie popłakałam !!!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział !!
Pozdrawiam,
Tsuki <3
Świetny rozdział :) Czekam na kolejny! Weny :D
OdpowiedzUsuńrazaniolrazdiablicajednoserce2oblicza.blogspot.com
Genialny ! masz bardzo fajny styl pisania, czekam na wiecej :)
OdpowiedzUsuńO mój Merlinie... Kurde, mimo wszystko, Rona lubiłam :C A że w opo nie było go za dużo, polubiłam go jeszcze bardziej xD Granger wariatka ( nie dziwiłabym się po tych 7 latach nauki, gdzie ona zakuwała jak... ciężko ). Nie wiem co mam jeszcze napisać no... zastanawiam się, czy się Harry pojawi ( na Ginny nie mam co liczyć, bo nie żyje D: ). I też ciekawi mnie ten osobnik z blond czupryną w bluzie, bo to chyba Draco nie był, co? Co jeszcze... a! Gdzie Herm się deportowała? Bo nie wiem, gdzie ona się aktualnie znajduje, ale pewnie wyjaśnisz to w 5... no i mogłabyś mnie na gg informować? Albo tutaj: http://tak-bardzo-hp.blogspot.com/ o nowych notkach? Dzięki wielkie :)
OdpowiedzUsuńTo powodzenie i weny!
Kurcze, byłam pewna, że już skomentowałam ten rozdział! Ach, pewnie znowu mi się coś przewidziało. ;_;
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, naprawdę. Jest mi bardzo szkoda Rona, jestem ciekawa, kto go zabił... Mam nadzieję, że ten ktoś poniesie za to odpowiednie konsekwencje.
Ogólnie wydaje mi się, że Draco nie panuje zbytnio nad sytuacją związaną z "Błękitną Zemstą". Jestem strasznie ciekawa kto ich (tą Błękitną Zemstę) prowadzi...
Poza tym Hermiona i Draco coraz bardziej zaczynają odczuwać do siebie pożądanie... Cudownie! Wszystko idzie tak, jak iść powinno.
Czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam, M.
Tak dawno mnie tu nie bylo, ze az wstyd sie przyznawac... Rozdzial swietny! Szkoda mi Rona, mozna go bylo polubic u Ciebie. Draco i Hermiona- az miedzy nimi iskrzy;)
OdpowiedzUsuńWow... wow. Wow! Jestem w szoku! Ron nie żyje... No zawsze to mógł być Harry, a tego już bym na pewno nie zniosła!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Hermiona od razu się teleportował, a nie została z Draco, no ale trudno.:<
Poza tym jak mogłaś skończyć w takim momencie?! Wstydź się! :D
No cóż, jestem w takim szoku, że nawet nie wiem, co mogę jeszcze napisać. ;o
W każdym bądź razie czekam na dalszy ciąg, mam nadzieję, że szybko się pojawi.
Pozdrawiam,
Cave Inimicum
Kiedyś czytałaś moje opowiadanie, a kilka dni temu pojawił się rozdział 6, dlatego zapraszam http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/ :)
O mój kochany Salazarze!
OdpowiedzUsuńBiedna Hermiona!
Tak mi przykro, że Ron umarł. Nie ze względu na to czy go lubię,czy nie, a z racji uczuć Hermiony.
Wciąż zastanawia mnie Blaise. I Ginny oczywiście.
Rozdział jest bardzo, bardzo dobrze napisany i przemyślany. Podobają mi się wszystkie Twoje pomysły i jestem ciekawa czym jeszcze nasz zaskoczysz.
Ugh. Jaki ten komentarz jest bez sensu.
Kończę. Papa!
Ajj, dziewczyno! Błagam zrób coś z nagłówkiem :c On strasznie odstrasza... Wszystko jest takie estetyczne i zgrabne, ale ten nagłówek...
OdpowiedzUsuńA teraz rozdział! Zaskoczyłaś mnie, pozytywnie, rzecz jasna. Spodziewałam się dużo gorszego opowiadania a tu miła niespodzianka :) Hermiona u Ciebie bardzo mi się podoba. Nie jest sztuczna, jest sobą i to mnie oczarowało. Jej przemyślenia, reakcje, wszystko! Piękny cytat na początku - mocno mnie rozbawił, bo w sumie to cała prawda :D
Szkoda, że Ron umarł, mimo wszystko go lubię, ale chyba lepsza jego śmierć niż jakbyś miała z niego zrobić wielkiego gnoja nr 1, który zrani Mionę.
Pozdrawiam ciepło i czekam na nn,
http://precious-fondness.blogspot.com/
O matko, Ron nie żyje, i teraz, co z Harry'm? Rewelacyjny rozdział. Tyle się dzieje i w ogóle mistrzostwo. Akcja wciąga coraz bardziej, co do tego nie ma wątpliwości :D
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Z typowym dla mnie opóźnieniem, przybywam i ja.:)
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity.
Podoba mi się dynamika relacji Draco - Hermiona.
Akcja szaleje.
Intryguje mnie postać Blaise'a.
Z niecierpliwością czekam na kolejny.:)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Wow...
OdpowiedzUsuńNaprawdę fantastyczny rozdział, taki zadziwiający.
Uwielbiam Cię za takie fantastyczne sceny Draco-Hermiona, są bardzo fajne :)
Zaskoczyłaś mnie końcówką, Ron nie żyje, naprawdę bardzo mnie zaintrygowałaś :)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam
C.P.
----------------------------------
http://dramione-wymiana.blogspot.com/
http://charlotte-petrova-dramione.blogspot.com/
Extra rozdział...
OdpowiedzUsuńCo będzie dalej tego nie wie nikt...
Nie mogę sie doczekać.
Ach to wszystko sie tak rozkreca :)
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Rozdział genialny *.* Naprawdę masz talent! Ron nie żyje :"( [*] Biedna Hermiona, nie chciałabym się znaleźć na jej miejscu :"( Mam nadzieję, że dorwą tego, kto go zabił i że zgnije on w Askabanie ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Weny!
dramione-never-forget-you.blogspot.com
Świetny rozdział - jak zwykle :) Ronald nie żyje - wydaje mi się to całkiem dobrym posunięciem, w końcu nikt się tego nie spodziewał.
OdpowiedzUsuńO Boże, jak ja uwielbiam Malfoya ^^
Pozdrawiam magicznie
~hope~
B. fajny rozdział :) Ron nie żyję :( Dzieje się pomiędzy Draco a Hermioną :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)