Z powodu nawału ... wszystkiego właściwie (;x) rozdziały będą pojawiać się co 2 tygodnie.
II
Prowokacja
„Prawdziwą
siłą, jest siła spokoju.
Pozwala nie ulegać
emocjom i pomaga w trudnych chwilach.
Dzięki niej
nie ulegamy prowokacjom i nie robimy
nic w afekcie. „
Ivelios
Przebudziła się, leżąc na czymś miękkim, przykryta milutkim
kocem. Bez otwierania oczu, przejechała dłońmi po podłożu. Ze
zdumieniem wyczuła delikatną, satynową tkaninę, pokrywającą
naprawdę duży obszar wokół niej.
Gdzie się znajdowała?
Zmarszczyła brwi, starając przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia.
Pamiętała pożegnanie z Riley, jej zatroskany wzrok. Drogę do
zaułka, skąd zwykła teleportować się do domu... Zabini!
Podniosła się gwałtownie, rozglądając z przerażeniem dookoła.
Spodziewała się wszystkiego- lochów, krat, niewygodnych pryczy, a
nawet trumien! Zamiast tego siedziała na ogromnych rozmiarów
małżeńskim łożu z baldachimem, zajmującym niemalże cały
obszar niewielkiego pokoju. Po bokach znajdowały się dwie szafki
nocne, a na nich lampki z kryształowymi kloszami. Naprzeciw stała
wielka szafa zrobiona w staromodnym stylu.
Jej oczy przypominały dwa duże spodki, kiedy przejeżdżała dłonią
po pościeli. Satynowa, tak jak myślała. Spała na niej, pod
przykryciem grubego, puchatego koca.
Czy na pewno znajdowała się tam, gdzie myślała?
Malfoy'a z pewnością było stać na tego typu wyposażenie, a że
był próżny wątpiła by odmówił sobie przyjemności, jaką było
posiadanie rzeczy najlepszej jakości.
Wstała z miejsca, ciągnąc za sobą koc i z ulgą zauważyła, że
nadal ma na sobie swój biały kitel. Sięgnęła dłonią do spinki,
ledwo podtrzymującej włosy, po czym jednym sprawnym ruchem
ściągnęła ją, uwalniając swoje długie do połowy pleców,
kręcone pukle.
Rozczesała je ręką, roztrzepując, żeby wyzbyć się
nieprzyjemnego odrętwienia i ruszyła w stronę jedynego w tym
pomieszczeniu, ogromnego okna znajdującego się tuż obok szafy.
Z fascynacją przejechała dłonią po sieci brązowych poprzeczek,
rozdzielających niewielkie szklane kwadraty. Wszystko w tym
pomieszczeniu zrobione było w starym stylu. Mówiąc w tajemnicy –
jej ulubionym.
Wyjrzała na zewnątrz, a jej oczom ukazały się ogromne połacie
ogrodu. Był środek lata, więc soczyście zieloną trawę, okalały
zadbane, kolorowe kwietniki. Po środku, stała średnich rozmiarów,
biała altana, z oknami umieszczonymi na każdej ścianie. Niestety
nie potrafiła dostrzec jej wnętrza., było zbyt ciemno.
Po raz kolejny przez jej głowę przemknęło pytanie czy znajduje
się z rezydencji Malfoy'a. Jeśli nie, to gdzie zabrał ją Zabini?
I po co?
Była sfrustrowana, zła i … zmęczona. Wywnioskowała z tego, że
wcale nie spała długo. A raczej, gwoli wyjaśnienia, nie była
długo nieprzytomna.
Nie miała pojęcia co zrobił jej Blaise, ale z pewnością nie było
to przyjemne. Czuła się jak w ciemnej, cholernej otchłani, bez
żadnej możliwości powrotu.
Głupi Zabini. Zawsze znajdzie jakiś sposób, żeby zaskoczyć
człowieka.
Miała nadzieję, że z jej podopiecznymi wszystko w porządku i że
nic szczególnego się nie wydarzyło pod jej nieobecność. Właśnie,
szpital!
Rozszerzyła na nowo oczy, uświadamiając sobie wagę sytuacji.
Owszem, umówiła się z przełożonym Davisem, że weźmie sobie
dzień wolnego. Jednak jaką miała pewność, że ten dzień już
nie minął?
Już wcześniej ustaliła, że czuła się jakby przespała zaledwie
krótką chwilę, ale co to za dowód? Równie dobrze mogłaby
przespać całą dobę.
Przecież im dłużej człowiek śpi, tym gorzej się czuje. Cholera!
Ruszyła w stronę drzwi, a jej rozpięty kitel unosił się za nią,
niczym wielkie skrzydła.
Przez głowę przemknęło jej, że drzwi mogą być zamknięte,
jednak ustąpiły pod najlżejszym dotykiem.
Wyszła na oświetlony mdłym blaskiem korytarz i nie rozglądając
się dookoła, szła wprost do znajdujących się naprzeciwko
schodów. Miała tylko jeden cel – wydostać się stąd!
Kiedy przechodziła obok trzecich z kolei drzwi, do jej wrażliwego
słuchu dotarły przytłumione męskie głosy. Podeszła bliżej, a
na widok niewielkiej szpary idealnej do podsłuchiwania, poczuła jak
jej serce wykonuje salto.
Zatrzymała się na moment patrząc to na schody, to na niedomknięte
drzwi. Walczyła w niej chęć wydostania się stąd za wszelką
cenę, przegrywając z wrodzoną ciekawością.
W pewnym momencie machnęła ręką, po czym podeszła bliżej
futryny. A co tam, może usłyszy coś ciekawego.
-… dobrze? Słyszałem, że Potter z Weasley'em wciąż są w
terenie, badając okoliczności i obserwując ludzi. - Zabini!
- Tak, to prawda – zamarła na dźwięk głosu mężczyzny, którego
jawnie obraziła. A więc jednak trafiła do Malfoy'a. No to już po
niej. - Skąd o tym wiesz?
- Ma się swoje źródła... - chwila ciszy. Denerwowało ją, że nie
mogła zobaczyć co dokładnie robią. Takie szpiegowanie na pół
gwizdka.
- Nie chcesz, nie mów. Dzięki za sprowadzenie, Granger.
Zamarła słysząc swoje nazwisko i instynktownie przysunęła się
bliżej do źródła dźwięku.
Oczami wyobraźni widziała jak Blaise kiwa głową.
- A miałem jakieś inne wyjście? Nie wiem co planujesz z nią
zrobić, ani dlaczego i nie chcę wiedzieć. Nie mam zamiaru mieć z
tym nic wspólnego.
- Cisza. Znów.
Nie wiedziała, czy ma czuć wdzięczność do Zabiniego, że nie
chce brać udziału w jej katordze, czy też złość, że wiedząc
gdzie się znajduje zostawi ją bez pomocy.
- Proszę bardzo, nikt ci nie każe. To sprawa między mną, a panną
mądralińską– powiedział Malfoy obojętnym tonem, a jej serce
stanęło na krótki moment. - Zostajesz w kraju czy znowu znikasz?
- Nie mam pojęcia. Do nieszybkiego zobaczenia, mam nadzieję.
Zanim zdążyła zrobić krok, poruszyć się, chociażby mrugnąć,
przed jej oczami wyrosła wysoka postać Zabiniego.
Dopiero teraz, w słabym blasku rzucanym przez otwarte drzwi, była
w stanie dostrzec ogromne worki pod brązowymi oczami, wychudłe
ciało, trzydniowy zarost i długie do uszu włosy.
Wyglądał strasznie. Zaniedbany, wygłodzony... wrak człowieka. Od
czasu, gdy widziała go ostatni raz, jego stan nie poprawił się
ani trochę, było tylko gorzej.
- Blaise... - wyszeptała, nim zdołała się powstrzymać.
Mimo tego, że ją uprowadził czuła wszechogarniające współczucie
oraz żal. Ona także straciła przyjaciółkę, siostrę,
najbliższą jej osobę! Także cierpiała. Ale, do cholery jasnej,
minęło już osiem lat!
Chciała dodać coś jeszcze, ale nie potrafiła. Patrzyła mu
prosto w oczy, próbując przedrzeć się przez ten ogrom smutku
oraz bezradności, ale natrafiła jedynie na twardy mur, zupełnie
nie do przebycia.
Nie wiedziała, czy wywołał to jej pełen współczucia wyraz
twarzy, czy coś innego, ale mężczyzna w pewnym momencie skrzywił
się żałośnie, po czym otworzył szerzej drzwi.
- Ktoś do ciebie – rzucił, patrząc jej prostu w oczy, a następnie
zniknął na schodach.
Odprowadziła go wzrokiem, przeklinając w myślach własną
głupotę.
Czyż nie mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do
piekła?
Ona właśnie minęła samego Diabła.
Obróciła się z powrotem w stronę drzwi, w nadziei, że siedzący
tam mężczyzna jednak nie usłyszał komunikatu i aż podskoczyła
na widok szerokiej klatki piersiowej tuż przed jej oczami. Uniosła
spojrzenie do góry, zastanawiając się kiedy ten patykowaty
chłoptaś tak urósł i natrafiła na jego stalowoszare tęczówki.
Musiała przyznać, że robiły wrażenie. Zwłaszcza w momencie,
kiedy poczuła się jakby przewiercał jej ciało na wylot.
- Nareszcie wstałaś – na dźwięk jego głębokiego głosu
przeszedł ją dreszcz. Przerażenia oczywiście, czego by innego?
Założyła ręce na piersi, patrząc jak spina w kitkę swoje
długie za ramiona, proste blond włosy.
Nie miała zamiaru bawić się w głupie, nic nie wnoszące
konwersacje, więc po prostu od razu zaczęła z grubej rury:
- Czego ode mnie chcesz?
*~*~*
Musiał przyznać szczerze, że takiego obrotu sprawy się nie
spodziewał. Sądził raczej, że będzie starała się odwlec moment
swojego skazania, ale jak zwykle się mylił.
Ta drobna, irytująca kobieta, po raz kolejny w jakiś sposób mu
zaimponowała.
Nieświadomie przejechał spojrzeniem po jej obcisłej koszulce
ukrytej pod białym kitlem i poczuł rosnące podniecenie, na widok
dwóch cudów, które zakrywała, jednocześnie uwydatniając.
Zganił się w myślach, przypominając po co ją tu zaciągnął.
No właśnie, po co?
Wymyślił sobie, że ją tu zawlecze, bo wiedział, że się
wścieknie. Nie pomyślał jednak co dalej. No nic, będzie musiał
grać na zwłokę, dopóki coś nie wpadnie mu do głowy.
Zmrużył powieki, starając się dodać sobie groźnego wyglądu.
Czy mu się to udało? Z pewnością tak, bo panna Granger cofnęła
się o krok do tyłu.
- Nie mówiłem ci przypadkiem czegoś na temat szacunku, Granger?
- Coś kojarzę... - odpowiedziała, teatralnie łapiąc się za
podbródek. - Pamiętam także, że i ja coś na ten temat mówiłam.
Skończywszy zmrużyła powieki, chowając te swoje piękne,
czekoladowe oczy.
Parsknął ze złością i złapał ją za ramię, wciągając do
środka.
- Lepiej ze mną nie zadzieraj, Granger. Dobrze ci radzę.
Wskazał jej gestem niewielką kanapę, a sam usiadł za biurkiem
łapiąc szklankę z Ognistą.
- Jak tam pacjenci? - zapytał po krótkiej chwili, chcąc dać sobie
jak najwięcej czasu do namysłu.
Nie chciał na nią patrzeć, bo irytowały go reakcje jego własnego
ciała. Co się do cholery dzieje?
Nie ważne, zastanowi się nad tym później.
- Przestań pieprzyć, Malfoy – prychnęła kobieta, zakładając
nogę na nogę co tylko bardziej zaokrągliło jej kształtny
tyłeczek. - Mów lepiej po co mnie tu przywlokłeś. I nie myśl
sobie, że będę zwracała się do ciebie per Panie Ministrze.
Zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy sami.
Dodała widząc, że znów ma zamiar zaprotestować.
Zatrzymał się w pół słowa, zastanawiając nad tym co
powiedziała.
Właściwie nie musiała tak do niego mówić. Bynajmniej nie tutaj.
I właśnie wtedy, dochodząc do tego wniosku, doznał olśnienia.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytał, przywdziewając jeden z
najbardziej złośliwych uśmieszków. Nie wiedzieć czemu, dużo
panienek niemalże mdlało na sam ten widok.
Hermiona podniosła na niego beznamiętne spojrzenie i siląc się
na spokój kiwnęła głową.
Widząc ten gest, wstał z miejsca i podszedł do niej, siadając w
odległości zaledwie paru centymetrów.
Nachylił się w jej stronę tak, że niemal się pod nim położyła.
Zobaczył każdy najmniejszy pieg zdobiący jej twarz, a do jego
nozdrzy dotarł bardzo przyjemny zapach lawendy, mięty oraz
pergaminu.
Wiedział, że ma zaledwie kilka chwil dopóki kobieta nie wyjdzie z
szoku, jednak nie potrafił powstrzymać się przed przymknięciem
powiek.
Właśnie zaczął się zastanawiać jak pachnie jej ciało późną
nocą... kiedy poczuł na klatce drobną dłoń, odpychającą go do
pozycji siedzącej.
W jej oczach nadal tliło się zdziwienie, ale także inne, bliżej
nieokreślone uczucie. Widział je już z pewnością, ale nie
potrafił dojść do tego co oznaczało.
- Słucham, Malfoy – ponagliła go dziwnie ochrypłym głosem.
Odchrząknęła cicho, po czym odsunęła się na sam koniec kanapy.
Przyglądał się jej przez moment próbując zrozumieć tak jej,
jak i swoje postępowanie.
Zachował się jak jakiś napaleniec, gotowy do gwałtu na niewinnej
kobiecie.
Tylko czy na pewno była taka niewinna?
Zmierzył ją po raz drugi, poddając w wątpliwość to
twierdzenie, na widok zadziorności w jej pięknych oczach.
Wstał w miejsca, znów nie mogąc na nią patrzeć bez prymitywnych
odruchów.
- Chcę przeprosin. Publicznych.
Nie musiał patrzeć w jej stronę, żeby móc wyobrazić sobie szok
wymalowany na jej twarzy.
Po krótkiej chwili prychnęła.
- Ty chyba żartujesz, Malfoy.
- Nie żartuję, bynajmniej – odpowiedział, znów sadowiąc się za
biurkiem i przybierając na twarz oficjalny wyraz. - Obraziłaś
mnie, więc musisz ponieść konsekwencje. Pamiętaj, że zawsze
mogło być gorzej.
Znów prychnęła.
- Jasne. Zawsze mogłeś zamknąć mnie w Azkabanie, prawda? -
popatrzyła na niego z pogardą. - Pokazałeś tylko, że miałam
rację mówiąc, że zajmujesz się tylko i wyłącznie swoją
piękną buźką.
- Uważasz, że mam piękną buźkę? - zapytał, uśmiechając się
perfidnie.
- Nie rozmawiamy teraz o tym, Malfoy! - zdenerwowała się, podnosząc
jednocześnie z miejsca. Podeszła do jego biurka, opierając o nie
ręce tak, że zawisła tuż nad jego twarzą.- Nie będę
przepraszała nikogo za coś, czego nie żałuję. A już tym
bardziej jeśli okazało się to prawdą.
Mierzyli się spojrzeniami przez bardzo długi moment. Miało się
wrażenie, że po pomieszczeniu latają iskry, które lada moment
wskrzeszą ogień.
- Świetnie. Ale i tak nie masz wyjścia – powiedział beznamiętnie,
starając się by jego wzrok nie zjechał w dół, na dwie ponętne
półkule. Musiał myśleć trzeźwo.
- Oczywiście, że mam! Co ty znowu gadasz... - zaperzyła się
kobieta, zakładając ręce na piersi.
Odchylił się na krześle, a w jego oczach błysnęła satysfakcja.
Wreszcie ją ma.
- Jesteś tego pewna? - zakpił, delektując się zamieszaniem, które
tworzył w jej głowie. - Jestem innego zdania. Jeżeli nie
przeprosisz, ogłoszę w Mungu, że ty i przełożony Davies...
- Zamknij się! - krzyknęła, niemal kładąc się na stole, żeby
zakryć mu dłońmi usta.
Miała bardzo przyjemną skórę w dotyku. Mimowolnie pomyślał
jakby to było, gdyby dotykała go gdzie indziej...
Stop!
Masz ją ukarać i odesłać. Masz tyle panien na wydaniu, a ty się
będziesz przejmował akurat nią?!
Przywołał na twarz ironiczny uśmieszek, otwierając lekko usta.
Kiedy poczuła jego ciepły oddech i wilgotne wargi na swojej dłoni,
zadrżała, momentalnie się odsuwając.
Zdusił śmiech.
- Jesteś świnią, wiesz? - zapytała drżącym z emocji głosem.
Zauważył, że bezwiednie pociera dłoń, którą jeszcze przed
chwilą zakrywała jego usta.
- Wiem, ale tylko jeśli chcę. - Wzruszył ramionami, po czym wstał
z miejsca, po pełną butelkę Whiskey. Zaproponował jej gestem,
lecz odmówiła, więc nalał sobie i usiadł z powrotem.- Żeby ci
ułatwić zadanie – bo przecież nie będziesz przepraszać, skoro
miałaś rację-, spędzisz tutaj kilka dni.
- Co?! - Patrzyła na niego z niedowierzaniem w oczach, a żyła na
jej skroni niebezpiecznie zapulsowała. - Nigdzie nie będę
siedzieć, zapomnij. Mam pracę, jakbyś nie wiedział i ludzie mnie
potrzebują...
- To już załatwione.
- Co? - powtórzyła pytanie, marszcząc czoło.
- To, co słyszałaś – wyjaśnił, zaczynając wątpić w tę jej
znaną lotność umysłu. - Rozmawiałem z Daviesem i zgodził się
dać ci tydzień wolnego.
Milczała przez chwilę trawiąc tę informację, a jej twarz robiła
się coraz bardziej czerwona.
- Zwariowałeś?! - wykrzyknęła, niemalże plując z wściekłości.
- Ludzie potrzebują pomocy, a ty ode mnie wymagasz, żebym
siedziała sobie u ciebie jak na wakacjach?! O nie, zapomnij. Może
ty myślisz tylko o swoich czterech literach, ale mnie w to nie
wciągaj. Mam obowiązki.
Zakończyła efektownym opadnięciem na kanapę, a następnie
odwróciła głowę w geście obrazy.
Westchnął dwa razy, prosząc Slytherina o cierpliwość, po czym
pochylił się nad biurkiem, podpierając brodę.
- Przykro mi. A raczej nie, odwołuję. Wcale nie jest mi przykro –
uśmiechnął się znów ironicznie. - Niemniej, to już
postanowione.
Widział jak patrzy na niego kątem oka, zastanawiając się nad
możliwościami. Po kilku minutach westchnęła ostentacyjnie, po
czym odezwała się obrażonym tonem.
- I co niby mam tu robić?
- Obserwować. Skoro twierdzisz, że bardziej interesuje mnie moja –
jak to nazwałaś - „buźka”, to przypatrz się mojemu planowi
dnia. Wtedy możemy rozmawiać.
- Jasne – prychnęła, złoszcząc się coraz bardziej. - Żebyś
mógł przez te parę dni poudawać przykładnego Ministra? Proszę
cię. Nie jestem głupia. Sprawiać pozory, wcale nie jest tak
trudno.
- Coś o tym wiesz, prawda? - przerwał jej kpiącym tonem, na co
spłoniła się ogniście.
- Jasne. Spoko – warknęła, podnosząc się z miejsca. - Posiedzę
tu te pieprzone kilka dni. Ale wcale nie muszę z tobą rozmawiać.
Wyszła z pokoju trzaskając drzwiami i nawet nie poczekała na
odpowiedź. Mógłby czuć się urażony, ale w tym momencie jego
uczucia skierowane były w zupełnie inną stronę.
Był podniecony i zadowolony.
Jak dobrze pójdzie to upiecze dwie, a nawet trzy pieczenie na
jednym ogniu.
Poniży Granger poprzez przeprosiny, które jednocześnie znów
wybielą jego imię. Być może nawet zdobędzie coś jeszcze.
Idąc za tą myślą, wyszeptał w stronę drzwi:
- Rozmawiać może i nie...
Lubieżny uśmieszek wypłynął na jego usta, kiedy podnosił się
z miejsca.
Właściwie czemu o tym myśli?
Owszem, kiedyś nawet mu się podobała. Ale przecież to było
kiedyś! Już dawno wyleczył się z tej chorej sympatii.
Z pewnością motywuje go czysta ciekawość. No bo jakie inne
wytłumaczenie może być bardziej logiczne?
Miał naprawdę dużo kobiet i może mieć nadal, wystarczy, że
skinie palcem. Tylko jej nigdy nie posiadł, a także nie ma nad nią
żadnej władzy. Oprócz państwowej, oczywiście.
W dodatku strasznie pociągała go ta jej zadziorna postawa. Lubił
takie kobiety. Były świetne w łóżku.
Uśmiechnął się do własnych myśli, ale kiedy jego spojrzenie
padło na stos papierzysk ułożonych na biurku, poczuł jak dobry
humor wyparowuje z niego z zawrotną prędkością.
Najpierw praca, później przyjemności.
Miał szczęście, że w gruncie rzeczy ludzie go lubili i pobłażali
mu niektóre wyskoki miłosne. Wielu z nich wolałoby, żeby się
ustatkował, czym dałby o wiele lepszy przykład, lecz nie
próbowali tego kwestionować.
Szanowali go i akceptowali. W sumie, czy mieli inne wyjście?
*~*~*
Wróciła do sypialni, w której się obudziła, trzaskając drzwiami
najmocniej jak tylko było ją na to stać. Zrzuciła swój biały
kitel, po czym zaczęła krążyć po pokoju.
W jej skołatanym umyśle, widniało tylko jedno słowo, powtarzane
niczym mantra: „Kurwa, kurwa, kurwa...”
Prawda, że niezbyt ambitne, ale co mogła poradzić? Na pierwszy
rzut oka można było stwierdzić, że słowo „wściekła” to i
tak wciąż nieadekwatne określenie jej stanu.
Jakby mogła to by kogoś udusiła, a i nawet jej ręce ułożyły
się jak do tej czynności.
Dopiero po dwudziestu minutach, bezsilnie opadła na łóżko tłumiąc
szloch.
Naprawdę myślała, że jest przygotowana na każdą ewentualność.
Skąd jednak mogła wiedzieć, że zna jej najgłębszy sekret? Jak
mogła się spodziewać, że użyje go jako argumentu?
Po raz kolejny przyszedł jej do głowy idealny opis jej położenia-
była w dupie. Na dodatek ciemnej.
Zakryła twarz dłońmi, nie mogąc pogodzić się z tak wielką
niesprawiedliwością losu. Nie mogła uwierzyć, że błąd, który
popełniła paręnaście lat temu, miałby wyjść na światło
dzienne. Znając ludzką zajadłość oraz złośliwość z pewnością
nie mieliby życia, ani ona ani Frank. Nagle zalała ją fala
wspomnień.
To było dokładnie piętnaście lat temu, tuż po tym jak otrzymała
posadę magomedyka rodzinnego. Przed nią były jeszcze dwa lata
nauki w specjalnej Akademii Medycyny Magicznej aby zdobyć wyższy
poziom, jednak nie bała się. Zawsze była pojętną uczennicą.
Lecz mimo sukcesu, który jej się nadarzył, była załamana.
Zaraz po otrzymaniu wiadomości ze Świętego Munga, przygotowała
wykwintną kolację, aby powiedzieć wszystko Ronaldowi w jak
najlepszych warunkach. Chciała świętować!
Mieszkali z Ronem od zakończenia szkoły (obydwoje wrócili, żeby
nadrobić ostatni rok nauki) i byli szczęśliwi – przynajmniej tak
jej się wydawało.
Pamiętała, jakby to było wczoraj. Jej ówczesny ukochany, wszedł
do mieszkania z dziwnie grobową miną. Nie czekał aż usiądą do
stołu. Ba! Nawet nie zdjął butów! Po prostu podszedł do niej i
oznajmił beznamiętnie, że odchodzi.
Próbowała z nim porozmawiać, wytłumaczyć... jedyne co usłyszała,
to gorzkie słowa: „Wybacz, ale najwidoczniej nie jesteśmy
stworzeni by być razem. Ty kochasz książki, ja kobiece ciała.
Szkoda, że nie potrafiłaś być taką, jakiej pragnąłem.” I
wyszedł. Po prostu zniknął za tymi pieprzonymi drzwiami,
zostawiając ją w zupełnym osłupieniu.
Słowa rudzielca paliły wtedy tak mocno, tak dotkliwie, że nie
potrafiła sobie z tym poradzić.
Nie chciała zawracać głowy Ginny, bo wiedziała jak bardzo zajęta
była przygotowaniami do ślubu. Nie miała co ze sobą zrobić.
Był to jeden z najczarniejszych wieczorów jej życia. Straciła
miłość, więc była przekonana, że straciła wszystko...
Wyrzuciła całe jedzenie, nad którym starała się bardzo długo,
wrzuciła brudne naczynia do zlewu i poszła się przebrać.
Potrzebowała odreagować. Nocny klub, dużo whiskey oraz tańca
podchodziły pod definicję „odreagowania” wręcz idealnie.
Właśnie tam go spotkała... Frank Davies. Nie znali się, nie
wiedzieli nic o swoim prywatnym życiu, zainteresowaniach. Jedyne co
ich łączyło, to złamane serce. Obydwoje potrzebowali pocieszenia
w ramionach drugiej osoby... i tak jakoś wyszło.
Spędziła z nim długą, upojną noc. Robili to niejeden raz, a
każdy kolejny był równie emocjonujący. Nie sądziła, że seks z
obcą osobą może dać tak wielką satysfakcję.
Była zalana, to fakt. Na drugi dzień, po przebudzeniu, nie była
pewna czy bardziej żałuje, czy też jest szczęśliwa.
Jakimś sposobem ten mężczyzna pozwolił jej odzyskać poczucie
własnej wartości, zaledwie w jedną noc!
Miała nadzieję, że więcej go nie spotka. Zgrali się w łóżku,
jednak była pewna, że nie chciałaby z nim być.
Pocałowała go w policzek na pożegnanie, tak w ramach
podziękowania, po czym zniknęła za drzwiami jego ogromnego
mieszkania.
Po tym incydencie była pewna, że to, co trzymało ją przy Ronie,
to z pewnością nie była prawdziwa miłość. Inaczej jak mogłaby
pozbierać się z taką prędkością?
Żyła w dnia na dzień, czekając z niecierpliwością na pierwszy
dzień pracy, który miał się odbyć dokładnie cztery dni od
incydentu z zerwaniem.
Nie spodziewała się jednak, że pierwszą osobą, którą spotka,
będzie właśnie... Frank.
Obydwoje zdziwili się na swój widok, stając na środku korytarza i
korkując przejście. Wiedziała wtedy, że i on uznał to za świetną
przygodę, ale nic poza tym.
Ustalili, że nikt przenigdy się o tym nie dowie, zwłaszcza, że
panna Granger otrzymała awans w jego oddziale. Mogłyby zacząć się
plotki, że osiągnęła to dzięki ich „bliższym” stosunkom.
Obydwoje wiedzieli, że to nieprawda, ale jak wytłumaczyć to obcym,
wrednym ludziom?
Westchnęła przeciągle czując, że jest w całkowitej kropce.
Nie mogła pozwolić, żeby ta mała tajemnica wyszła na światło
dzienne. Gdyby chodziło tylko o nią- miała by to gdzieś. Jednak
nie chciała zrobić takiego świństwa Frankowi.
Mafoy nie zawahałby się przed niczym.
Pozostaje jej więc tylko posłuchać jego poleceń i zostać tutaj.
To zaledwie parę dni, powinna dać radę, prawda? Gorzej będzie z
wygłoszeniem przeprosin, ale może jakoś uda jej się jeszcze z
tego wywinąć...
Z taką budzącą w sercu nadzieję myślą, przyłożyła głowę do
poduszki. Usnęła niemalże od razu, w ubraniach z tego samego dnia
i bez przykrycia. Była zbyt zestresowana, żeby przejmować się
takimi detalami.
Pierwsza !!!! :** <3 A teraz lecę czytać :))
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział, wciągnął mnie doszczętnie i czuję ogromny niedosyt. Co mogę jeszcze o nim powiedzieć? Jest naprawdę niesamowity, Doskonałe opisy i dialogi. Naprawdę intryguje mnie co będzie dalej. Podoba mi się jak wykreowałaś postacie Malfoy'a I Granger. Przez cały rozdział uśmiechałam się do ekranu dopiero przy końcówce mina mi trochę zrzedła.
UsuńUweilbiam Cię za scenę w której Malfoy i Granger "uprzejmie" sobie rozmawiają. :)) Jest niesamowita, a Malfoy to zboczeniec !!! heh :)
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału,
Pozdrawiam
Charlotte Petrova
______________
Zapraszam na mój nowy blog: http://dramione-wymiana.blogspot.com/
Kolejny cudowny rozdział! Wszystko wyszło Ci wręcz perfekcyjnie - opisy, dialogi... A Malfoy - lubię go w Twoim wydaniu. Nawet bardzo. Ale jest zboczony. Z drugiej strony jest mężczyzną. :D
OdpowiedzUsuńZaskoczył mnie wyskok Granger. I to akurat z nowym przełożonym. Malfoy musiał się pofatygować, żeby zdobyć tą informacje :)
Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału, szkoda, ze dopiero będzie za dwa tygodnie
~hope~
Super :D
OdpowiedzUsuńHej.:)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny. Blaise.. Stoczył się po stracie Ginny. Wiem, że to opowiadanie nie jest głównie o nim, ale brakowało mi jego przemyśleń, emocji.
Draco jak zwykle wykombinuje tak, by wyszło na jego. Wie, gdzie uderzyć w człowieka. Jestem ciekawa jak szybko Hermiona będzie chciała popełnić morderstwo ministra.
Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał.:) Czekam na kolejny, nie ważne ile.:)
Dzięki za komentarz na moim blogu.:D Co do narracji, sama nie wiem, kiedy ją zmieniam.:D Beta znów mnie ochrzani.xD
Pozdrawiam serdecznie,
la_tua_cantante_
Cudo <3
OdpowiedzUsuńBoskie!
OdpowiedzUsuńAkcja sie rozkręca i co raz więcej dowiadujemy sie o Hermionie.
Czekam na więcej.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Zapraszam na panstwoweasley.blogspot.com i prosze o opinie.
Boskieee . Czekam na kolejny rozdzial
OdpowiedzUsuńWiem że to nie jest koncert życzeń, ale chcę kolejny rozdział :D to jest cudowne !
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział !!! Czekam na kolejny,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Iiiiip! Świetny rozdział! Taki, taki... Zaskakujący? Chyba tak. Tylko zastanawia mnie ta sprawa z Ginny. Ona jest co najmniej... Dziwna. I to mi się podoba! Z tej radości plotę od rzeczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Swish
Świetny rozdział, nie wiem co więcej napisać ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę wciągnęło mnie to opowiadanie, jest takie inne
Pozdrawiam i życzę weny
A.Abrams
Dobry rozdział, wszystko jest tak nowe i zaskakujące.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, jak to wszystko się zacznie i skończy. Widzę, że postawiłaś na bardziej poważne opowiadanie, mniej dziecinne. Ale to dobrze, bo takich jest niewiele. Mam nadzieję jednak, że uda Ci się to zrobić dobrze, bo to niemałe wyzwanie. :)
Pozdrawiam.
Łaaaa, cudowny rozdział! Wszystkie opisy, no i dialogi, genialnie napisane.
OdpowiedzUsuńMartwi mnie Blaise. Wyraźnie widać, że po stracie Ginny, załamał się... Strasznie mi go szkoda.
Poza tym, Malfoy... Hyhyhy. Ja również lubię go w takim wydaniu. Jest wyraźnie przekonany, że ma władzę nad Granger, poza tym zna pewien fakt z jej życia - chwila zapomnienia z Frankiem.
Jestem bardzo ciekawa jak spędzą ten tydzień razem. Czy Hermiona przekona się do Malfoy'a w ciągu tego czasu? No i jak to wszystko się skończy?
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/
Pozdrawiam, M.
Jak ja się ciesze, ze znow piszesz! oby to opowiadanie bylo tak samo ekscytujace, jak poprzednie. ba! ono na pewno takie bedzie!
OdpowiedzUsuńhaha, fajnie, ze pokazujesz mysli Malfoy'a... typowy facet xd jednak nie potrafie sobie go wyobrazic w dlugich wlosach, bo caly czas widze Lucjusza. prosze! niech on je zetnie ;>
oj...biedna Hermiona ;c jak ona wytrzyma z nim ten czas?
a co do Blaise'a, to chyba juz troszeczke przesadza...no tak,wiem, stracil ukochana, ale 8 lat!? wiem, ze to sie zawsze pamieta, ale musi isc dalej i ulozyc sobie zycie.
czekam na nastepny rozdzial. buziaki, sectumsempra
Głupi, durny męski honor. Zabini, debilu, wiem, że jesteś zraniony, ale bez przesady, odsuwanie się od bliskich w niczym ci nie pomoże.
OdpowiedzUsuńMalfoy, oj Malfoy, jak zwykle sprytny plan xD Szkoda tylko, że na tym ucierpią wszyscy ranni ludzie, w takich chwilach jedna osoba robi wielką różnicę ;/
Jednak nie mógł sobie podarować spojrzenia na ciało Hermiony, haha, typowy facet. :D Chyba się troszkę napalił...
Za to Ron to straszna świnia. Serio? "Nie potrafiłaś być taka, jaką pragnąłeś.." To niech sobie znajdzie inną i gitara, kurwa! Padalec.
A apropo przekleństw. Hermiona i takie epickie wyrażenia? Nonono, chyba nie tylko Malfoy zdziwił się na niektóre zmiany, ja też! Taka grzeczna, taka przykładna... :D
A ta cała sprawa z Frankiem Daviesem... Ech, trudna sprawa ;/ Oczywiście, gdyby wyszło na jaw, byłoby baardzo ciekawie. Jednak to faktycznie przysporzy kłopotów każdemu z nich... Kurde, Malfoy! Zabrałbyś się za poprawianie sytuacji społecznej, za rozpracowywanie Błękitnej Zemsty, a nie szantażowanie Miony.
Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie jakiś ciekawy zwrot akcji :D
Pozdrawiam,
Ana M.
Absolutnie boski rozdział. Dużo się dzieję już od samego początku, a to lubię najbardziej w opowiadaniach :) Temperament Hermiony oraz wyniosłość Dracona tworzą wspaniałą mieszankę. Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Oj, nieładnie! Jestem zaskoczona tym wyskokiem Hermiony, ale bardziej ciekawi mnie, jak Malfoy się o tym dowiedział.
OdpowiedzUsuńFajnie, że już teraz odczuwa pewnego rodzaju pociąg do Hermiony, bo jest to emocjonujące dla mnie, jako czytelniczki. :D
Ron zachował się jak świnia. Jeśli chodzi o filmowego Ronalda, to bardzo go lubię i szanuję, zwłaszcza od piątej części (no może z wyjątkiem w siódmej części, gdy zostawił swoich przyjaciół, ale mniejsza), jednak tutaj go nie znoszę. :( Dziwne, że jak dotąd nie pojawiło się jeszcze wspomnienie przed Hermionę o Harrym. Czyżby między nimi też coś się zepsuło? A może to ma jakiś związek z Ginny? ;o Wybacz, za dużo kryminałów, haha. :D
Lecę dalej!
Pozdrawiam,
Cave Inimicum
http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/
B. fajny rozdział :D Nie pomyślałabym że Ron taki jest. ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*