30 września 2013

ONE SHOT III

Wróciłam chora, ale szczęśliwa :)
Zgodnie z obietnicą, prezentuję nową miniaturkę.
Nowy rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu, ze względu na to, że nie miałam jeszcze kiedy się za niego zabrać.

A więc zapraszam do czytania, a sama lecę nadrabiać zaległości u Was! :)

*~*~*

One Shot III

Naj(nie)szczęśliwszy dzień w życiu



Przez poszu­kiwa­nie szczęścia dla niego sa­mego osiąga się tyl­ko nudę
i aby zna­leźć szczęście, trze­ba szu­kać cze­goś in­ne­go niż szczęście.
Marcel Proust

*

Tydzień wcześniej

Ej Smoku! - jak przez mgłę usłyszał zadowolony bełkot Zabiniego. Ostatkiem sił uniósł powieki ukazując swoje przekrwione oczy.
Nie był to pierwszy raz, kiedy przesadził z alkoholem. Ale przecież od tego były imprezy, żeby się bawić i pić bez żadnych ograniczeń.
Spróbował podnieść rękę, żeby przetrzeć twarz, jednak nie potrafił nią ruszyć. Marszcząc czoło rozejrzał się na boki i ze zdziwieniem zauważył siostry Greengrass śpiące po obu jego stronach. Ich głowy spoczywały na jego piersi, a ciała przyciskały do kanapy obejmujące je ręce. Mimo, że palce u rąk ruszały się zgodnie z jego wolą, to potrzebował dokładnie minuty, żeby odgadnąć, że dłonie które wystają za plecami dziewczyn należą właśnie do niego.
Merlinie, bomba świata...
- SMOKU! - podskoczył, słysząc głos Blaise'a tuż przy uchu, a siostry Greengrass wydały z siebie jednomyślny jęk protestu.
- Czego? - wybełkotał, starając się zogniskować spojrzenie na śniadej twarzy przyjaciela. Dopiero teraz do jego uszu zaczęła docierać grająca w tle muzyka, a kątem oka zobaczył, jak Astoria pędem biegnie do łazienki, zakrywając dłonią usta.
- Patrz co znalazłem! - Zawołał Zabini, podskakując jak małe dziecko, które właśnie dowiedziało się, że spędzi resztę życia w Disneylandzie.
Draco spojrzał na przedmiot trzymany w jego dłoniach. Był złoty, z wydłużonym dzióbkiem, a wielkością nie przewyższał dłoni.
Przymknął powieki, bo obraz znów zaczął mu się rozmazywać.
- Diable, po co ci... - pochylił się, żeby lepiej widzieć tę dziwną rzecz, po czym skupił spojrzenie na twarzy Blaise'a. - dzbanek?
Zabini wyglądał jakby dostał obuchem w łeb. Uśmiech na jego twarzy zastąpiła determinacja, a ręce podsunęły przedmiot pod sam nos Malfoy'a.
- Dzbanek? Przecież to lampa Alladyna! - zawołał z oburzeniem.
Na widok powagi malującej się na twarzy przyjaciela, Draco wybuchł pijackim śmiechem, po chwili przerwanym głośną czkawką.
- Taa, a ja jestem Ignotus Peverell - wybełkotał, opierając się o kanapę i na nowo zamykając powieki. Był pijany i zmęczony. Tak ciężko to zrozumieć?
Po chwili poczuł jak pufa tuż obok niego ugina się pod ciężarem ludzkiego ciała.
- No dalej, co ci szkodzi? Musisz tylko potrzeć trzy razy i pomyśleć życzenie...
- Sam sobie trzyj i myśl życzenie – przerwał mu Draco, o dziwo stanowczym tonem. Lubił Blaise'a, był jego najlepszym przyjacielem, jednak w tym momencie naprawdę zaczynał działać mu na nerwy.
- Ale ja już to zrobiłem! - zawołał Diabeł z błyskiem w oku.
- Taa? I co? - zapytał beznamiętnym tonem. Czuł jak alkohol powoli opuszcza jego organizm.
- I spełniło się! - na widok niedowierzania wymalowanego na twarzy blondasa przewrócił oczami i przybliżył się. - No naprawdę! Poprosiłem, żeby ta śliczna Alicia Travis mnie pocałowała... i pocałowała!
Draco wzniósł oczy do nieba, kręcąc głową w niemym błaganiu o cierpliwość. Ten Diabeł był aż tak głupi czy aż tak pijany? Przecież każdy widział, że podoba się tej Travis. Co więc dziwnego w tym, że go pocałowała?
- No dalej! - namawiał Blaise, kładąc mu złoty dzbanek na kolanach. - Teraz twoja kolej. Życz sobie co tylko chcesz!
Malfoy przyjrzał mu się spod przymrużonych powiek, rozważając w swoim wciąż zamroczonym umyśle różne opcje. Nie potrzebował wiele czasu, by dojść do wniosku, że tym razem z nim nie wygra.
Jak Zabini na coś się uprze, to musi to mieć.
Brzmi znajomo, prawda?
Westchnął, wyrażając tym samym własną frustrację, po czym złapał za naczynie i zaczął je pocierać.
No dalej, ty głupi dzbanku. I tak się ode mnie nie odczepi, więc co mi szkodzi spróbować?
No dobra... w takim razie, proszę o dzień, w którym wreszcie znajdę szczęście. To PRAWDZIWE szczęście. A i, żeby ten dzień już nigdy się nie skończył.
Przymknął powieki, żeby zrobić Zabiniemu jeszcze większą przyjemność, po czym uchylił je, oddając naczynie.
- Już?
- Już. I co teraz?
- Nic. Po prostu czekaj, aż się spełni.
Draco westchnął, patrząc na plecy odchodzącego chwiejnym krokiem Blaise'a. Tyle lat, a on wciąż nie potrafił do końca ogarnąć pełni oryginalności jego osoby.

*~*~*

Czas teraźniejszy;

- Wstawaj, wstawaj! Już siódma! Wstawaj!- irytujący dźwięk budzika rozszedł się po całym dormitorium, drażniąc jego zmysły.
Nienawidził tego starego zegara, który otrzymał od Pansy na siedemnaste urodziny, ale z jakichś dziwnych powodów nie potrafił się z nim rozstać.
Założył poduszkę na głowę, próbując kupić sobie tym samym jeszcze chwilę snu, jednak nic z tego.
Skrzeczący głos wrzeszczał coraz bardziej i nic nie wskazywało na to by miał się uspokoić.
Z westchnięciem frustracji podniósł się z miejsca, otwartą dłonią waląc w budzik. Podziałało. Wreszcie.
Przetarł dłońmi twarz, następnie wichrząc sobie włosy. Przeciągłe ziewnięcie wydobyło się z jego piersi, kiedy łapał za czysty ręcznik i zniknął za drzwiami łazienki.
Szybki poranny prysznic zawsze działał orzeźwiająco na jego zaspane ciało.
Cieszył się, że wreszcie piątek. W końcu będzie mógł odpocząć.
Mimo chłodnego strumienia, który jeszcze chwilę wcześniej muskał jego skórę, nie potrafił dojść do siebie. Z na pół zamkniętymi oczami ubierał koszulkę, dżinsowe spodnie oraz zapinał szatę.
Wyszedł z dormitorium dokładnie pół godziny od pobudki, zmierzając do Wielkiej Sali na śniadanie.
- Siema, Smoku. Co tam? - usłyszał Blaise'a, który dołączył do niego chwilę później. - Widzę, że jesteś jakiś niewyraźny.
Nie odpowiedział, machając tylko dłonią.
Siadając przy stole Ślizgonów, nalał sobie kawy i złapał za kanapkę z dżemem.
- Cześć Dracusiu! - usłyszał przesłodzony głos Astorii, która chwilę później pochyliła się do niego nad stołem, wywracając kubek i sprawiając, że cała kawa spłynęła na świeżo wypraną szatę Malfoy'a. - Przepraszam, przepraszam!- piszczała, zakrywając usta rękami, ale nie zwracał na nią uwagi.
Był zbyt wściekły. Bał się, że zacznie się wydzierać.
- Poczekaj, zaraz to załatwię.
Pansy pojawiła się znikąd i jednym ruchem różdżki usunęła wielką, mokrą plamę.
- Dzięki.
W odpowiedzi uśmiechnęła się jedynie, odganiając Astorię ręką, a następnie dolewając mu kawy.

- Panie Malfoy, czy pan w ogóle słucha? - usłyszał zdenerwowany głos profesora Flitwicka.
Momentalnie odwrócił twarz w stronę nauczyciela, a w jego oczach można było dostrzec zdezorientowanie.
Nawet nie zauważył, że cokolwiek do niego mówi, zbyt zaaferowany dziwnym wyglądem Lavender Brown, której włosy były natapirowane tak, że każdy sterczał w inną stronę, a jej dekolt, zakryty grubym golfem, zdobił wielki pentagram.
Z pewnością nie wiedziała, co ubrała. Z doświadczenia wiedział, że była na to za głupia.
- Ta-ak – wymruczał w stronę Flitwicka.
- To dlaczego nie zapisuje pan razem ze wszystkimi? - dla podkreślenia słów, przebiegł ręką dookoła, wskazując na całą klasę.
Malfoy sięgnął po pióro, które powinno znajdować się na stoliku, ale nigdzie go nie znalazł. Zmarszczył brwi, przetrząsając torbę, ale tam także go nie było.
- Nie mam czym...
Nie zwrócił uwagi na pełen politowania wzrok nauczyciela, ani na jego głośne westchnieniem, które zgrało się z westchnieniem siedzącej przed nim Granger.
Dziewczyna odwróciła się do niego i z niesmakiem wymalowanym na twarzy, podała mu własne.
Spojrzał jej na chwilę w oczy, przelewając całe swoje zdziwienie oraz zdezorintowanie.
Nie zdążył nawet kiwnąć głową w podzięce, bo odwróciła się tak szybko, jakby tej sytuacji nigdy nie było.

- Która godzina? - zapytała Pansy. Siedzieli w Wielkiej Sali, korzystając z przerwy obiadowej.
Do końca zostały im tylko jedne zajęcia- eliksiry, na które bardzo nie chcieli się spóźnić.
Snape ostatnio chodził w naprawdę złym nastroju.
Draco podwinął rękaw, z przyzwyczajenia szukając drogiego zegarka, z którym nigdy się nie rozstawał. No właśnie. Nigdy. Więc gdzie się podział teraz?
Zmarszczył brwi, wzruszając jednocześnie ramionami.
- Nie mam pojęcia. Ale chyba jeszcze mamy czas – powiedział, rozglądając się po sali wciąż pełnej uczniów.
Pansy skinęła głową.
Dotarli do klasy około dwadzieścia minut później, zziajani, spoceni. Spóźnili się, w efekcie czego Nietoperz odebrał im punkty i pogroził szlabanem. Pięknie.

Szedł korytarzami, plując sobie w brodę.
Ten dzień był okropny! Najpierw nie umiał wstać, później rozlana kawa. Ochrzan od Flitwicka, spóźnienie na eliksiry. Nawet koszulkę miał ubraną na lewą stronę i według Daphne zupełnie nie pasującą do tych spodni!
Miał już serdecznie dosyć.
Marzył tylko o gorącym prysznicu i butelce Ognistej.
Był już coraz bliżej spełnienia własnych pragnień, kiedy usłyszał stłumiony szloch, dochodzący z pobliskiego korytarza.
Zatrzymał się w miejscu, ważąc w głowie możliwości. Chęć odpoczynku walczyła w nim z bezgraniczną ciekawością.
Chyba nie trzeba mówić co wygrało?
Podszedł do obrazu ukrywającego wejście do łazienki i wyszeptawszy hasło, wszedł do środka.
Z początku nikogo nie zauważył, ale niecichnący szloch kazał mu rozejrzeć się uważniej.
Dopiero po chwili ją dostrzegł.
Siedziała skulona w kącie. Jej drobne ciało, owinięte białym ręcznikiem drgało, targane spazmami.
Nienawidził płaczu. Zupełnie nie wiedział jak się w takiej sytuacji zachować, co zrobić.
- Hej... w porządku? - Co za głupie pytanie! Gdyby było w porządku to przecież by nie płakała! Najchętniej uderzyłby się w twarz. Zamiast tego stanął w dziwnej, niepewnej pozie, oczekując na jakąkolwiek reakcję.
Dziewczyna skamieniała na kilka sekund, jakby sam dźwięk jego głosu wywoływał paraliż całego ciała.
Powoli uniosła głowę, spoglądając na niego zaczerwienionymi oczami.
Znał to spojrzenie.
- Granger?! - Ręce, które irracjonalnie założył na piersi, opadły bezwładnie. Była ostatnią osobą, której się tutaj spodziewał.
- Granger, Granger – zmałpowała jego głos, dodając nieco zbyt dużo sarkazmu. Przetarła nos i wstała z miejsca. - Przyszedłeś tu, żeby się ze mnie nabijać? Jeśli tak to spadaj! To nie jest cyrk!
Spojrzał na nią ze złością w oczach, po raz kolejny tego dnia, plując sobie w brodę. No i po co się wtrącał?
- Świetnie. Siedź tu sobie i rycz – powiedział, wracając do poprzedniej pozy. - Nic mnie to nie obchodzi.
- To spadaj! - wrzasnęła, patrząc na niego z furią w oczach.
Wzruszył ramionami i poszedł do dormitorium. Tak fatalny dzień NALEŻY zalać Ognistą.

*~*~*


Drugi dzień zaczął się tak jak każdy inny. Irytujący dźwięk budzika, poranny prysznic, śniadanie.
To, że był zmęczony i znów ubierał się po omacku wcale go nie dziwiło. W końcu nieźle popił poprzedniego dnia.
Ale później...
Wylana kawa, plama na szacie, ubiór Lavender, ochrzan od Flitwicka...
Miał wrażenie, że przeżywa jakieś pieprzone deja vu.
Starał wmawiać sobie, że to zwykły zbieg okoliczności. Że po prostu poprzedni dzień mu się przyśnił, a teraz przeżywa go w rzeczywistości.
Takie rzeczy chyba się zdarzają?
Tak więc robił wszystko jak we śnie. Przyjął pióro od Granger, pokłócił się z nią w łazience... ba! Nawet pozwolił na odjęcie punktów Ślizgonom! Nie miał zegarka – dokładnie tak jak we śnie.
Był przekonany o swojej racji, więc wieczorem położył się do łóżka, jak zwykle opróżniając pół butelki Whiskey i wmawiając sobie, że jutro będzie lepiej.
Jednak trzeciego dnia...
Był zdezorientowany.
Znów zmęczenie, znów na opak ubrana i niedopasowana koszulka.
Instynktownie odsunął się od Astorii, kiedy tylko pojawiła się przed nim w Wielkiej Sali, obserwując jak kawa zamiast na jego szacie, ląduje na ławce.
Nie gapił się już na Lavender, przeczuwając instynktownie, że będzie wyglądała dokładnie jak dzień wcześniej. Tym samym nie zarobił ochrzanu od Flitwicka, ale pióro i tak musiał pożyczyć.
Znów zapomniał zegarka i znów spóźnili się na eliksiry. Tym razem dlatego, że Daphne się skaleczyła i trzeba było jej pomóc.
A łazienkę, w której płakała Granger, po prostu ominął wielkim łukiem.
Czuł, że zaczyna wariować.

*~*~*

Dzień V

Diable mówię ci! Coś jest nie tak! - skarżył się, kiedy zwyczajowo dołączył do niego Zabini z tekstem „Widzę, ze wyglądasz niewyraźnie”. Schemat ten sam, nic się nie zmieniło.
- A więc mówisz, że od kilku dni przeżywasz ciągle jeden i TEN SAM dzień? - zapytał Blaise, rzucając mu spojrzenie pełne sceptycyzmu. - Wybacz stary, ale to nie realne.
Rozłożył ręce, jakby chciał powiedzieć „sorry, ale chyba zaczynasz wariować”, a w Malfoy'u aż się zagotowało.
- Ale taka jest prawda! - krzyknął. Nie wiedział zupełnie jak dotrzeć do przyjaciela. Miał świadomość, że brzmi jak ostatni świr, ale zupełnie nie miał pojęcia jak sobie z tym poradzić.
Rano wstał tak samo jak od kilku dni, jednak zanim się ubrał, poklepał swoje policzki, doprowadzając się do porządku.
Tym razem pamiętał, żeby poprawnie założyć koszulkę. Pamiętał, żeby zabrać pióro, kałamarz oraz zegarek.
Wiedział, że musi usunąć się Astorii, a także słuchać Flitwicka i zapisywać wszystko słowo w słowo.
Miał zamiar zapobiec skaleczeniu się przez Dapne, a co za tym idzie- spóźnieniu na eliksiry.
- Hmm, jeżeli naprawdę jest tak jak mówisz, to myślę, że nie dzieje się to bez przyczyny – odpowiedział Zabini, idąc wciąż przed siebie. Po chwili przystanął w miejscu, a w jego oczach błysnęło zrozumienie. - Smoku... o co poprosiłeś? No wiesz, wtedy, kiedy podałem ci lampę?
Draco spojrzał na niego jak na wariata.
On naprawdę łączył jego tragedię z tym głupim dzbankiem?
- O dzień, w którym znajdę prawdziwe szczęście – odpowiedział, wzruszając ramionami. Nagle przypomniał sobie drugą część, która sprawiła, że oczy niemal wyszły mu z orbit. - I, żeby ten dzień nigdy się nie skończył...
- No to mamy odpowiedź! - zaśmiał się Blaise, klaszcząc w ręce.
Po chwili Malfoy odrzucił tę myśl, kręcąc zawzięcie głową.
- Nie ma szans. To nie to – powiedział stanowczo, dla podkreślenia machając ręką.
- A skąd możesz mieć taką pewność?
- Diable jak ty mnie słuchałeś? Przecież ci opowiadałem, że każdy dzień jest katastrofą. Gdzie tu widzisz szczęście?
Zabini wzruszył ramionami, pocierając dłonią podbródek.
- Może właśnie musisz sprawić, żeby nie był?

Kiedy późnym wieczorem wracał do dormitorium, słowa Blaise'a wciąż dźwięczały mu w głowie.
Może właśnie musisz sprawić, żeby nie był?
Ale przecież robił co mógł! Naprawiał każdy błąd, wszystko przewidywał, robił tak, żeby było jak najlepiej. A mimo to, ten cholerny dzień wciąż się powtarzał!
Przechodząc obok łazienki prefektów, znów usłyszał szloch.
Myśl, która przebiegła przez jego umysł, niemal wbiła go w ziemię.
A może jednak nie robisz wszystkiego?
Wpatrywał się w drzwi, wspominając te dwa razy, kiedy wszedł do łazienki. Każdy skończył się kłótnią oraz kolejnymi łzami. Postanowił więcej tam nie wchodzić i tego właśnie się trzymał.
A co jeśli to jest to? Co, jeśli musi pomóc JEJ?
Nie, to głupie.
Ale właściwie dlaczego nie spróbować?
Nie ma nic to stracenia. I tak tkwi w bagnie, więc może przynajmniej jakoś je sobie urozmaicić.
Odetchnął dwa razy, aby dodać sobie odwagi, po czym wszedł do środka, z głębokim postanowieniem, że tym razem będzie inaczej.
Nie zastanawiając się ani chwili, od razu ruszył w stronę kąta, w którym siedziała.
Zawahał się przez moment, co powinien zrobić.
Za każdym razem pytał czy coś się stało, ale nie był to dobry sposób.
Postanowił inaczej.
Podszedł do niej, starając się nie robić nawet najmniejszego hałasu. Kucnął obok, po czym z delikatnością jakiej sam się po sobie nie spodziewał, złapał ją za ramię.
- Nie płacz, nie warto – wyszeptał łagodnie.
Dziewczyna podniosła głowę, wpatrując się w niego na poły ze zdziwieniem na poły ze strachem. Nie zobaczył w jej spojrzeniu tej wściekłości co wcześniej. Ciekawe czemu?
Pokręciła głową, po czym wyrwała ramię spod jego uścisku.
- Zostaw mnie, Malfoy – wyszeptała, opuszczając wzrok. Ręcznikiem otarła policzki.
Rozważył w głowie opcje, jednak żadna nie zakładała posłuchania jej słów.
W końcu pokręcił głową, siadając po turecku naprzeciwko.
Nie chciał tego robić, ale najwidoczniej właśnie TEGO oczekiwała od niego ta dziwna siła, która nie pozwalała mu ruszyć dalej.
- Nigdzie nie idę, Granger.
Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie, jednak nic nie powiedziała. Przestała płakać, szloch nie wstrząsał już jej ciałem. Po prostu siedziała, obejmując ramionami kolana i wpatrując się w przestrzeń.
- Dlaczego to robisz? - zapytała po dłuższej chwili. Nie wiedział skąd brał w sobie tę cierpliwość. W innym wypadku na pewno już by stąd wyszedł. Przecież nawet jej nie lubił!
W odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Bo najwidoczniej potrzebujesz czyjegoś towarzystwa.
- I sądzisz, że ty jesteś tym towarzystwem , którego właśnie potrzebuję?
- Nic nie sądzę. Po prostu się napatoczyłem i ci je oferuję.
Gryfonka spojrzała na niego jak na dziwoląga, a przez jej twarz przemknął uśmiech.
- Przecież ty mnie nawet nie lubisz- oskarżyła go, z rozbawioną iskierką w oku.
Znów wzruszenie ramion.
- A ma to jakieś znaczenie? - uniósł jedną brew do góry, patrząc jak dziewczyna z rozbawieniem kręci głową.
Pociągnęła nosem i spojrzała mu w oczy.
- Jesteś inny.
- Inny? - Tym razem uniósł obydwie brwi. To była obraza czy komplement?
Pokiwała głową z poważną miną.
- Nie rozumiem.
Westchnęła, po czym opuściwszy nogi, zaczęła skubać brzeg ręcznika.
- Chodzi mi o to, że nie jesteś taki jakiego zgrywasz na co dzień.
- To znaczy?
Pokręciła głową, wznosząc oczy do nieba.
- Naprawdę chcesz, żebym wymieniała?
Zaśmiał się, przyznając jej rację. Nie chciał. Jedynie zepsułoby to chwilę, a może nawet doprowadziło do kłótni. A po co?
Zapadła między nimi cisza, która o dziwo, nie była niezręczna. Naprawdę się dziwił. Zawsze sądził, że w towarzystwie Granger można się jedynie krępować, denerwować i źle czuć. A tu proszę, jaka niespodzianka.
Mógł wreszcie urozmaicić sobie rutynę przeżywania wciąż i wciąż tego samego dnia. Więc czemu nie spróbować?
Podniósł się z miejsca, podając jej dłoń. Spojrzała na nią nieufnie i ze zdziwieniem.
- Idziemy popływać?

*~*~*

Dzień XV

Wciąż ta sama rutyna. Te same wydarzenia, wypadki, starania.
Robił wszystko jak co dzień, jednak od paru dni odczuwał większy zapał.
Niemalże czekał na każdy kolejny dzień. Czekał, żeby znaleźć w łazience Granger, pocieszyć ją i rozpocząć kolejny cudowny wieczór w jej towarzystwie.
To wszystko stało się tak szybko! Już od kilku dni czuł się inaczej przed spotkaniami z nią, jednak dopiero dziś rano domyślił się przyczyny. Zakochał się.
Z początku nie mógł w to uwierzyć. Jak on, wieczny casanova, podrywacz i łamacz kobiecych serc, mógł zakochać się w tak niepozornej istocie, którą była Hermiona?
A jednak stało się. Żałował tylko, że ona nie jest w stanie odwzajemnić tego uczucia. Nie mogła się nawet o nim dowiedzieć! Znaczy się mogła, ale na drugi dzień i tak by nie pamiętała.
Codziennie zaczynają od nienawiści, stopniowo przyzwyczajając się do własnego towarzystwa, rozmawiając, a wreszcie cudownie spędzając razem czas. Od kilku dni, przyzwyczajanie zostało już tylko w jej kwestii. Był cierpliwy, uprzejmy, troskliwy. Nie chciał by się wystraszyła, a mimo to, każde kolejne spotkanie kończyło się inaczej. Raz pływali, raz przechadzali się po błoniach w blasku księżyca. Innym razem ścigali po korytarzach kotkę Filcha, panią Norris, zaśmiewając się do łez, a w jeszcze inny znikali w Pokoju Życzeń, bądź po prostu zostawali w łazience, gdzie całymi godzinami rozmawiali o wszystkim i o niczym.
Wbrew pozorom wcale nie było łatwo nastawić ją do siebie przyjaźnie.
Mimo, że rozmawiała, była nieufna i dopiero po jakimś czasie rozluźniała się niemalże całkowicie.
Dziś postanowił, że ją pocałuje.
Podświadomie pragnął tego już od kilku dni, a od kiedy domyślił się swoich uczuć, nie potrafił myśleć o niczym innym. To ona była jego szczęściem.
Dochodząc jak co dzień, do drzwi, zza których dochodził szloch, od razu wszedł do środka.
Od razu do niej podszedł, rozgrywając ten sam początek już od dziesięciu dni.
Kiedy jednak podał jej dłoń i zadał pytanie:
- Może pójdziemy do mnie? Mam coś do jedzenia...
Od razu tego pożałował.
W jej cudownych, czekoladowych oczach pojawił się strach, a także nieufność, raniące jego serce.
- Zapomnij – powiedział szybko, kręcąc głową. - Możemy robić coś innego. Na przykład... co powiesz na Pokój Życzeń?
Przyglądała mu się uważnie, a na jej twarz wypłynął wyraz głębokiego zamyślenia. Zmrużyła powieki, starając się przejrzeć jego intencje oraz wyczuć fałsz.
Widział tę minę codziennie. Za każdym razem reagowała tak samo, a on za każdym razem stał niewzruszony z wyciągniętą dłonią i delikatnym uśmiechem na ustach.
Po nie więcej niż minucie skinęła głową, lecz nie złapała jego ręki – jak zwykle.
- Daj mi pięć minut, tylko się ubiorę.

- Nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę – powiedziała, kręcąc głową.
Od dobrych kilku godzin leżeli na plaży w Pokoju Życzeń i wpatrywali się w gwiaździste niebo. Księżyc w pełni oświetlał ich tak jasnym blaskiem, że każde inne światło byłoby zbędne.
Spojrzał na nią, unosząc się na łokciu.
- Czyli co?
- Jak to co? - przewróciła oczami, przyjmując tę samą pozycję. To już był ten czas, kiedy pozbyła się większości wątpliwości, pozwalając swojemu ciału choć trochę się rozluźnić.- To, że jestem tutaj właśnie z tobą – zaśmiała się perliście, sprawiając, że jego serce wykonało potężne salto. - Gdyby ktoś powiedział mi coś takiego choćby dzień wcześniej, to chyba bym go wyśmiała. A tu proszę.
Pstryknęła go w nos, uśmiechając się przyjaźnie.
Ale on nie chciał przyjaźni. Pragnął o wiele, wiele więcej.
Widząc jej twarz, tak blisko swojej, nie potrafił się powstrzymać.
Pochylił się w jej stronę, muskając najsłodsze usta na świecie.
Trwało to zaledwie ułamek sekundy, bo w momencie, gdy tylko dotknął jej warg, zerwała się z miejsca, uciekając na sam brzeg plaży.
Jej twarz była zarumieniona, a czekoladowe oczy ciskały błyskawice.
- W co ty pogrywasz, Malfoy?! - krzyknęła roztrzęsionym głosem, zaciskając dłonie w pięści.
- Hermiono, to nie tak! - powiedział z żalem, jednocześnie podnosząc się z miejsca.
Rozłożył ręce, jakby chcąc pokazać, że nic w nich nie trzyma, a w spojrzenie włożył tyle żalu na ile było go stać.
Nigdy nie będzie jego.
Nigdy nie poczuje tego samego.
Nigdy nie będą mogli być razem. Czuć własnej bliskości, rozkoszować się nią.
Był skazany na powtarzający się dzień w dzień schemat. W beznadziei.
Ale przynajmniej miał ją. Choć jutro wszystko będzie musiało rozegrać się od nowa- ona była.
Spojrzał jej w oczy, widząc jak zaciska szczękę. Nie ruszyła się, nic nie powiedziała. Wyraźnie czekała na ciąg dalszy.
- To... trochę skomplikowane.
- Bardziej skomplikowane niż ty sam być nie może. W jeden dzień mnie wyzywasz i nienawidzisz, a na następny pomagasz i całujesz? - prychnęła, wygarniając mu swoje wątpliwości. - Co ty kombinujesz, Malfoy? Jeżeli chcesz, żebym była jedną z twoich panienek na jedną noc, to się przeliczyłeś.
W jej oczach błysnęła złość, a ręce skrzyżowały się na piersi.
Odetchnął głęboko, starając się uspokoić zszargane nerwy. Spodziewał się tego, więc dlaczego reaguje tak emocjonalnie?
- Nie, to naprawdę nie tak – kiwał głową, próbując nadać słowom prawdziwości. - Kocham cię.
Prychnęła, robiąc stopą dziurę w piasku. Ani trochę mu nie wierzyła. Widział to.
Ale czy się dziwił?
Ani trochę. To była jego karma. Kara za to, jak ją traktował.
Znów pokręcił głową.- Posłuchaj mnie najpierw.
Poczekał na jakąkolwiek reakcję, a gdy ledwo dostrzegalnie skinęła głową, zaczął mówić.
Opowiedział wszystko, od samego początku.
O imprezie, lampie Alladyna, życzeniu.
Przedstawił jej każdy dzień, nie szczędząc szczegółów z własnego wrednego i egoistycznego zachowania.
Opisał dokładnie uczucia, które zaczynały się w nim rodzić, po którymś z kolei spędzonym z nią wieczorze.
Nie spodziewał się po sobie, że może być zdolny do takiej wylewności.
Napędzała go myśl, która zakorzeniła się w głębi jego duszy. Jutro nie będzie pamiętać. Właśnie dlatego otworzył przed nią swoje serce. Dlatego obnażył się tak, jak nigdy nie zrobiłby tego w rzeczywistości, gdyby wszystko było normalne. Nie potrafiłby. Ale teraz? Było mu już wszystko jedno.
- … i właśnie to zrozumiałem dziś rano. Zrozumiałem także, że to t y jesteś tym p r a w d z i w y m szczęściem, które miałem znaleźć. Długo zajęło mi dotarcie do tego, ale oto jestem. Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? - pokręcił głową czując, że głos powoli zaczyna odmawiać mu posłuszeństwa. - Najgorsze jest to, że jutro i tak nie będziesz nic pamiętać. Wrócimy do punktu wyjścia. Znów będziemy musieli zaczynać wszystko od początku. To jest jakieś pieprzone koło...
Spuścił głowę, nie chcąc patrzeć na jej reakcję.
Co sobie myślała?
Czy wzięła go za wariata?
Nie do tego ją przecież przyzwyczaił. Na co dzień wystawiał na tacy zimnego, ironicznego chłoptasia z bogatej rodziny. Tępiącego szlamy i zdrajców krwi. Takim go znała. Jak więc zareagowała na to co jej właśnie zademonstrował?
Czy choć trochę uwierzyła?
Kiedy przez dłuższy moment nic się nie działo, pomyślał, że wyszła.
Już miał opaść z powrotem na koc, żeby zanurzyć się we własnej beznadziejności, kiedy poczuł jej drobną dłoń na ramieniu.
Momentalnie się odwrócił, zatapiając w jej czekoladowych tęczówkach.
Spodziewał się wszystkiego. Wyrzutu, żalu, drwiny... ale nie tego co zobaczył. Z jej oczu emanowało rozczulenie, a także cicha nadzieja.
Czy to nie sen?
- Skoro jutro i tak nie będę nic pamiętać, to chyba nic się nie stanie, jak położymy się tu razem – powiedziała tak cicho, że połowy słów musiał się domyślić. Jej policzki oblał rumieniec.
Skinął głową i usiadłszy na kocu, pociągnął ją za sobą.
Niepewnie położyła się na jego piersi, sprawiając, że serce wzmogło swój rytm.
- Nie musisz tego robić – pokiwał głową, patrząc na nią z miłością i troską.
- Nie psuj tego, Malfoy – odpowiedziała pół żartem. - Jutro nie będę pamiętać, a dziś... dziś twoje słowa wciąż we mnie żyją. Chcę, żebyś miał jakąś przyjemność z tego niekończącego się koła wydarzeń.
- Dziękuję – wyszeptał, lecz już nie usłyszała.
Zdobył szczęście. Tylko dziś, ale nie ważne.
Musi cieszyć się tym co ma.

*~*~*

Obudził się, czując słodki ciężar na piersi.
Jego serce rozrywało szczęście, a umysł po raz pierwszy od wielu dni był spokojny...
Ale zaraz, gdzie jest ten irytujący dźwięk budzika? I dlaczego... pomacał wolną ręką przestrzeń wokół. Dlaczego nie jest we własnym łóżku?
Otworzył oczy, instynktownie starając się nie robić gwałtownych ruchów.
Rozejrzał się dookoła i ze zdumieniem stwierdził, że nadal leży na plaży z Granger przytuloną do jego torsu.
Jej drobne ciało oświetlało wschodzące właśnie słońce.
O co tu chodziło?
- Dzień dobry – usłyszał, a po chwili dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej, przeciągając jak kot.
Przyglądał się jej z fascynacją i osłupieniem.
Czy to jakaś nowa, głupia gra?
- Gran... Hermiono, jaki dziś dzień? - zapytał niepewnie. Nie mógł przewidzieć czy zaraz się nie rozbudzi i nie ucieknie z krzykiem.
- Mmm, chyba sobota... tak, na pewno – pokiwała głową, patrząc jak w oczach Malfoy'a rodzi się radość. Po chwili złapała się pod boki i spojrzała na niego oskarżycielsko. - Mówiłeś, że nie będę dziś nic pamiętać...
Nie pozwolił jej skończyć.
Udało się! Już po wszystkim! W końcu wyrwał się w tej niekończącej się katorgi!
Złapał ją w objęcia i w chwili emocji okręcił dookoła, na koniec obdarzając całusem.
- Udało się!
Dziewczyna roześmiała się perliście, obserwując zachowanie blondyna.
Położyła mu dłoń na torsie, odsuwając od siebie delikatnie.
- Jak widać – powiedziała, a w jej oczach błysnęła bliżej nieokreślone iskierka. - Pamiętaj jednak, że mimo tego co zapamiętałam ze wczoraj, dla mnie to wciąż nowość. - Spojrzała mu prosto w oczy, jakby pragnąc by zrozumiał co do niego mówi. - Mimo, że wybaczyłam ci, to... nie kocham cię. Nie mogłam cię pokochać przez jedną noc, to nierealne...
Znów nie pozwolił jej skończyć.
Położył palec na jej wargach, uśmiechając się delikatnie.
- Na to mamy czas – powiedział, puszczając jej oczko. - Jesteś moim szczęściem, a o szczęście się walczy, prawda?
Dziewczyna zarumieniła się na dźwięk jego słów, tym samym pozwalając by zrodziła się w nim nadzieja.
Wiedział, że przed nim długa, ciężka droga. Nie bał się jednak. Przeżył już swoją karmę, więc poradzi sobie i z tym.
Zdobędzie ją i sprawi, że pokocha go z równie wielką mocą.
To tylko kwestia czasu.


32 komentarze:

  1. Ohh... Świetna miniaturka <33 Genialny pomysł *.* Skojarzył mi się trochę z filmem "50 pierwszych randek". Kilka podobieństw jest ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo jak słodko :D Piękna miniaturka :D
    Weny:D
    Pozdrawiam,Lili:D
    Zapraszam na ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com na nowy rozdział :D
    Weny:D
    Pozdrawiam,Lili:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza:) Bardzo mi się podobało- pomysł był genialny. Moment na plaży w Pokoju Życzeń.. przeuroczy <3 Mam tylko pytanie o co chodziło Malfoyowi, gdy powiedział
    ,, Merlinie, bomba świata''?
    Wydaje mi się to trochę nie jasne, ale może tylko dla mnie.
    Ten One Shot tak mi się spodobał, że w sumie chciałabym więcej :)) Pisz dalej, czekam na 23 rozdział ficka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahha jednak się nie udało , długo pisałam ten komentarz xD

      Usuń
    2. "Bomba świata" to taki kolokwializm używany w moich rejonach, oznacza bardzo duży stan nietrzeźwości :P

      Usuń
  4. Niesamowity pomysł na miniaturkę.
    Taki równocześnie dowcipny i romantyczny.
    Genialnie.
    Nie mogę się doczekać więcej :3
    Pozdrawiam, em.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne. Świetna miniaturka. Czekam na następny rozdział opowiadania. Mam nadzieję, że napiszesz niedługo jakąś miniaturkę :) Życzę weny i pozdrawiam.
    Coffie

    OdpowiedzUsuń
  6. Fantastyczny pomysł! Nie spotkałam się jeszcze z takim. :3 Musisz chyba pisać więcej miniaturek, bo są świetne. :P
    Pozdrawiam,
    Ana M.

    OdpowiedzUsuń
  7. OJEJKU
    Genialny pomysł na miniaturkę :D
    Jejku, z taką to się jeszcze nie spotkałam xD
    To było zabawne i... słodkie
    Przynajmniej w moim odczuciu
    Szczególnie scena końcowa *.*
    Ahh to bylo świetne!
    Pisz więcej takich!

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę jak dzień świstaka, nie pamiętam jak nazywał się ten film ale chyba tak. ;) Podoba mi się, ma swój urok, fajnie się czytało ;) Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Absolutnie GE- NIAL- NE! Świetny pomysł, cudownie przedstawiony no i podobał mi się brak cukierkowego zakończenia, w stylu "Och, Draco, ja ciebie też kocham, od zawsze kochałam!" :P Super!
    Pozdrawiam cieplutko
    Ina

    OdpowiedzUsuń
  10. Niesamowicie genialna miniaturka i właśnie zajęła pierwsze miejsce w liście moich ulubionych miniaturek :D
    Pomysł absolutnie rewelacyjny :> Normalnie aż nie wiem co napisać, bo zwykle mam najwięcej do powiedzenia xd
    Takie słodkie to było :3
    Tylko ciekawi mnie czemu Hermiona płakała... Hm.. :D
    No i cóż, czekam na kolejny rozdział i więcej takich miniaturek :3
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hmmmm oryginalnie <3
    Ale wydawało mi się, że trochę jakby... Przewidywalnie? Mniej więcej od 1/3 wiedziałamoco chodzi, a prnajmniej mi się tak wydawało :P
    Uczucia jak zwykle bezbłędnie pokazana <3333

    P.S. Zdrowiej :*

    Ludum

    OdpowiedzUsuń
  12. Łał...
    Nie wiem, co powiedzieć, to jest po prostu wspaniałe! Cały pomysł jest genialny i w ogóle cudownie mi się czytało ta miniaturkę :) Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. Oczywiście uwielbiam każdą formę twojej twórczości, ale ta miniaturka szczególnie przypadła mi do gustu :D Oby tak dalej ♥
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękna miniaturka!!!! Taka romantyczna! Draco znalazł swoje szczęście <3
    Uwielbiam Twoją twórczość i nie mogę się doczekać nowego rozdziału głównej historii
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  14. o jejku, jaka śliczna ^.^ romantyczna, i i boska i nie wiem co powiedzieć
    Tatia

    OdpowiedzUsuń
  15. Jest! Jest! Nareszcie!
    Świetna.

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział Bardzo fajny <3 Dlatego lecę u ciebie nadrabiać zaległości od 1 rozdziału, ponieważ niedawni tu wpadłam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Super miniaturka :D Czekamy na więcej takich :)
    Zdrowiej szybko i pisz rozdział :D
    Pozdrwienia, Vera :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Takie rzeczy to tylko i wyłącznie z Diabłem :D Świetna jest ta miniaturka! Chyba moja ulubiona. Pomysł choć już chyba gdzieś się z nim spotkałam (film, książka, blog, nie wiem)to i tak jest super :)

    Pozdrawiam i życzę dużo weny,
    Pożoga

    OdpowiedzUsuń
  19. Kropka w kropkę Dzień świstaka z Billem Murreyem, ale i tak cudowne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie oglądałam "Dnia Świstaka". Inspirowałam się bardziej na teledysku Craiga Davida "7 days" :)

      Usuń
  20. Zupełnie ja k w dniu świstaka :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo mi się podobała ta miniaturka, coś innego, całkiem ciekawego, lekko napisana i tak też się czytało :))

    B.

    OdpowiedzUsuń
  22. Od razu skojarzyła mi się z filmem "Dzień Świstaka" :) Bardzo fajna, lekka i przyjemna :) Żałuję, że tak późno przeczytałem :)

    P

    OdpowiedzUsuń
  23. To takie piękne... <3 Miniaturka jest taka... cudowna, pełna pozytywnej energii, jakiegoś wewnętrznego optymizmu - nie da się jej opisać jednym słowem :)
    Tak, wróciłam i zaczynam nadrabiać zaległości w Waszych blogach, a trochę się tego nazbierało :o Musisz pisać więcej takich niesamowitych przerywników, one potrafią trafić do serca *jeśli wiesz, co mam na myśli C:*
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  24. Świetna miniaturka. Życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  25. To było przepiękne ;) Nie myślałam że można tak świetną historię w jednej miniaturce opisać :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  26. Piękna miniaturka,taka nastrojowa,trochę bajkowa.Twoje opowiadania mają taką specyficzną atmosferę.
    Zakochałam się w twoich miniaturkach. :)

    OdpowiedzUsuń