25 lipca 2014

Czas Zemsty: Rozdział czwarty

IV

Niepewne wzloty i ciężkie upadki



Życie składa się z wzlotów i upadków,
lo­gika mówi że mu­si ich być jed­na­kowa ilość,
ale kto po­wie­dział że życie prze­biega zgod­nie z logiką? „

Krzątała się po pokoju, jednocześnie zakładając buty i zaplatając włosy.
Z jej ust nie schodził szeroki uśmiech, a umysłu nie opuszczała jedna, zbawienna myśl – jeszcze tylko jeden dzień!
Wciąż nie miała pomysłu jak wywinąć się od tych feralnych przeprosin, jednak z dwojga złego, wybrała to mniejsze.
Wolała wyprowadzić się od niego jak najszybciej, kosztem czekających ją przeprosin, niż siedzieć tu chociażby dzień dłużej.
Bynajmniej, nie chodziło już o jego charakter, sposób bycia, czy sam fakt, że ją irytował. Bardziej przejmowała się własnymi reakcjami oraz fantazjami.
Do teraz czuła przyjemne drżenie nóg, na samo wspomnienie ich pocałunku. Nie mogła mieć pewności, że w końcu do niego nie pójdzie. Nie mogła!
Co prawda, jak na kobietę tak bardzo wyposzczoną, trzymała się nadzwyczaj dobrze.
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była z mężczyzną bliżej niż siedząc noga, w nogę.
Jej ciało było tak bardzo wygłodniałe...
Właśnie dlatego tak bardzo się cieszyła, że to już koniec. Nie miała zamiaru być jedną z panienek Malfoy'a. Nie ważne jak bardzo tego pragnęła!
Przejrzała się w lustrze, które kazała tu wstawić i z pełną satysfakcją stwierdziła, że wygląda dobrze. Miała na sobie przylegający, czerwony golf bez rękawów, który ładnie podkreślał jej piersi oraz obcisłe czarne spodnie. Dzisiejszego dnia, nie miała żadnych wątpliwości co do własnej atrakcyjności.
Zadowolona zbiegła na dół, by zjeść śniadanie.
- Dzień dobry – powiedziała z uśmiechem do siedzącego w salonie Dracona.
Nie zauważyła wzroku mężczyzny, który obserwował ją zza specjalnie zrobionego zagięcia gazety. Nie mogła dostrzec tej iskierki zdziwienia, a także rosnącego podniecenia w jego oczach.
Nie zdawała sobie sprawy, jak na niego działa.
Złapała za gotowe kanapki, stojące na wielkim, dębowym stole i nalała sobie świeżo zaparzonej kawy.
Kiedy przełknęła ostatni kęs, oparła się plecami o blat, trzymając w ręce kubek.
Przyjrzała się dokładnie jego długim nogom ukrytym pod, jak zwykle drogimi, szytymi na miarę spodniami od garnituru oraz smukłym palcom trzymającym gazetę.
Och, jak bardzo by chciała, aby ją dotykał...
- Aż tak ci się podobam? - usłyszała po chwili, na co omal nie zakrztusiła się kawą. Znów. Jakim cudem wiedział, że go obserwowała?!
Cóż, najwidoczniej i on miał swoje sposoby...
- Chyba żartujesz – zaśmiała się, machając dłonią.
Mężczyzna odłożył gazetę, patrząc jej prosto w oczy. Zauważyła, że po raz pierwszy ma rozpuszczone włosy. Nawet z daleka wyglądały na miękkie, zdrowe, pachnące...
Chyba zaczęła odpływać.
- To dlaczego mi się przyglądasz? - zapytał, zakładając ręce na piersi i unosząc jedną brew w tak seksowny sposób, że ledwo powstrzymała się by nie zacisnąć zębów, i nie uciec z krzykiem frustracji.
Dla niepoznaki przymknęła powieki, upijając kolejny łyk kawy.
- Po prostu zastanawiam się, czy jesteś gotowy na dzisiejsze wystąpienie – wzruszyła ramionami, odwracając się by odłożyć kubek.
Nawet nie zauważyła kiedy wstał, a już czuła chłód jego palców na nagim przedramieniu.
Pod wpływem dotyku jej skóra pokryła się gęsią skórką.
- Czyżby martwiło cię, że mogę się skompromitować? - zapytał, nie spuszczając oczu ze ścieżki, którą kreśliły jego palce.
Hermiona prychnęła, starając się nie zwracać uwagi na przechodzące ją dreszcze.
- Skompromitować? Sam nigdy byś sobie tego nie zrobił – odsunęła się stanowczo, czując, że jeszcze chwila, a z pewnością wylądują w innej pozycji. - Do tego jestem zdolna tylko ja, nieprawdaż?
Nie zdążyła ugryźć się w język. Cholera.
Spojrzała na niego przelotnie i już wiedziała, że się wkopała. W jego oczach jasno było widać, że zupełnie zapomniał o tych przeprosinach. A ona sama, w tym właśnie momencie, zakręciła na siebie bicz.
- Prawdaż – powiedział, patrząc jej w oczy z dziwną satysfakcją. - Właśnie dlatego, tylko ty możesz ją teraz odbudować.
Hermiona spojrzała na niego, mrużąc powieki. Była wściekła na samą siebie. Nie mogła uwierzyć we własną głupotę. Jak mogła własnowolnie tak się wpakować?
No cóż. Trzeba myśleć zanim się coś powie...
Pokręciła głową z niedowierzaniem, a widząc w jego oczach iskierki wesołości, po prostu obróciła się na pięcie i wyszła.
Całe podniecenie wyparowało z niej jak za dotknięciem magicznej różdżki.

*~*~*

Patrzył na odchodzącą Granger, starając się za wszelką cenę opanować targające nim podniecenie.
Nie pamiętał, by reagował w ten sposób kiedykolwiek, na jakąkolwiek kobietę.
W jej obecności mózg jakby wyłączał się z pracy i przekazywał prym temu mniejszemu, gnanemu prymitywnymi potrzebami.
Jeszcze chwila, a z pewnością by nie wytrzymał. Nie był pewien czy to dobrze, czy źle.
Co złego w tym, że chciał jej posmakować?
A może to, że byli wrogami praktycznie przez całe życie?
Jak to mówią, nienawiść często wzmaga zainteresowanie seksualnością przeciwnika...
Ileż to małżeństw łagodzi kłótnie w łóżku?
Okej, z tym że oni obrączek na palcach nie mają. On miał swoje powody, ale ona?
Zmarszczył czoło, ciesząc się z niewiadomej, która odciągała jego myśli od krągłego tyłka Granger.
Potrzepał głową, dodatkowo klepiąc się lekko w policzki.
Ogarnij się, ogarnij.
Spojrzał na drogi zegarek, zdobiący jego nadgarstek i z pewnym przerażeniem stwierdził, że za pół godziny musi znaleźć się w Atrium Ministerstwa Magii.
Tania ogłosiła jego wystąpienie w sprawie sprzecznych głosów względem wysłania pociech do Hogwartu.
Musiał ich przekonać, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa, a on dołoży wszelkich starań by tego dopilnować.
Poczuł, że musi się czegoś napić. Jego wzrok powędrował w stronę Ognistej, stojącej na szafce, a następnie do lekko ostygniętej kawy. Po krótkim wahaniu wybrał to drugie.
W końcu nie mógł występować pod wpływem. Jakby to wpłynęło na jego opinię?
Wypił na szybko cały kubek, a jego wzrok powędrował do leżącej na stoliku gazety.
Na szczęście nie wydarzyło się nic nowego, a bynajmniej nic, co byłoby godne jego uwagi.
Potter z Weasley'em wciąż byli w terenie, wyszukując członków „Błękitnej Zemsty”, Aurelia Ranstroth czuwała nad prasą oraz korespondencją w Ministerstwie, szpitale polowe prosperowały... mimo to, wciąż tkwili w martwym punkcie. Nie udało im się złapać ani jednego z tych śmerciożerskich nasień.
A teraz jeszcze biorą się za niego.
Treść anonimowej wiadomości raz po raz pojawiała się w jego głowie. Nie potrafił dojść ani do tego kto ją wysłał, ani jaki mają na niego sposób.
Nikomu nie powiedział o tym liście. Nikomu nie ufał na tyle, by obnażyć się ze słabości. Wiedział, że są ludzie, którzy z miłą chęcią by go obalili.
Musiał poradzić sobie sam.
Westchnął z frustracją, odstawiając kubek na stolik, w momencie gdy rozległ się dzwon oznajmiający czyjeś przybycie.
Złapał za przygotowaną wcześniej marynarkę od garnituru oraz płaszcz, spiął włosy na karku i ruszył w stronę drzwi. Czekało na niego dwóch mężczyzn w wyjściowych szatach. Przydzieleni mu na stałe aurorzy. Też musi dbać o własne bezpieczeństwo, czyż nie?
Skinął im zdawkowo głową, nie ściągając z twarzy oficjalnej maski. Chwilę później został po nich jedynie zwichrzony na schodach pył.

*~*~*

Długo się wahała, zanim wreszcie wstała z fotela i złapała za płaszcz.
Obiecała sobie, że nie będzie brała udziału w tych jego bezsensownych występach. Nie będzie słuchała jego pustych słów, którymi karmi ludzi. Nie potrafiła jednak wytrwać w tym postanowieniu.
Tęskniła za pracą. Najchętniej ubrałaby swój biały kitel, spięła włosy w wysokiego koka i zajęła się pacjentami. To było jej przeznaczenie, jej życie.
Zamiast tego z cichym westchnięciem teleportowała się pod wejście dla odwiedzających, a chwilę później z plakietką przypiętą do płaszcza, zjeżdżała w dół.
Już zapomniała jak bardzo ciasna była ta stara, zniszczona budka telefoniczna.
Zmarszczyła nos, kiedy dotarł do niej ostry odór moczu. Miała szczęście, że lata pracy przyzwyczaiły ją do różnego rodzaju widoków czy zapachów. W innym wypadku chybaby zwymiotowała.
Wyskoczyła z windy, zanim drzwi zdążyły rozsunąć się całkowicie, desperacko łaknąc powietrza.
Ze zdumieniem zauważyła tłumy ludzi, którzy zebrali się by słuchać słów Ministra. Ministra, który niegdyś był śmierciożercą (nie ważne, że oczyszczonym z zarzutów), egoistycznym narcyzem, łamaczem serc, jej prześladowcą...
Nie ma to jak oceniać ludzi przez pryzmat przeszłości.
Pokręciła głową, starając się odgonić myśli i zaczęła przeciskać się naprzód.
Ogromny hol wyglądał dokładnie tak samo, jak go zapamiętała. Różnił się tylko jednym szczegółem – ogromną fontannę, na czas przemówienia zastąpiło podium. Minister musiał być widziany i słyszany przez wszystkich.
Stanęła na palcach, szukając blond czupryny. Wiedziała, że pewnie go tu nie znajdzie. Z pewnością przebywał gdzieś w zamknięciu, szykując się mentalnie na wystąpienie przed takimi tłumami.
Prychnęła cicho pod nosem. Przecież ze swoim narcyzmem i chęcią bycia ciągle w centrum uwagi musiał to uwielbiać!
Mimo pewności, że i tak go nie zobaczy przed wyjściem na scenę, rozglądała się nadal. I właśnie wtedy zauważyła JEGO.
Charakterystyczna postawa, odcień skóry, zmizerowany wygląd. Zabini.
Spojrzał w jej stronę dokładnie w tym samym momencie, przykładając palec do ust, w niemym poleceniu by milczała.
Dlaczego wciąż się pojawiał? Co go zmusiło, by wreszcie przestać uciekać i stanąć w miejscu?
Nie wiedzieć czemu, zaczęły rodzić się w niej podejrzenia.
Zmarszczyła brwi, starając się poukładać w głowie niektóre fakty.
Gdy znów spojrzała w jego stronę, nie znalazła go. Zniknął.
Zamiast tego zauważyła charakterystyczne platynowoblond włosy, znikające za zakrętem.
Wzrost ten sam, chód ten sam... tylko strój nie pasował. Nie potrafiła wyobrazić sobie Malfoy'a ubranego w czarną, szeroką bluzę z kapturem. Kiedyś może tak, ale nie teraz. Nie tego wysoko postawionego urzędnika.
Na scenę weszła Hanna Abbot, zastępca samego Ministra, zapowiadając jego pojawienie.
W tym samym momencie skupiła uwagę na scenie, zrzucając wcześniejszą scenę na karb przemęczenia.

*

- Muszę przyznać, że nieźle ci poszło – powiedziała, wchodząc do jego gabinetu.
Całe przemówienie trwało nie więcej niż dwadzieścia minut. Ludzie mieli jednak jeszcze całą masę pytań, więc teoretycznie krótki występ wydłużył się to półtoragodzinnego konwersatorium.
Po minach obywateli świata czarodziejskiego widziała, że byli przynajmniej częściowo usatysfakcjonowani. To dobrze.
Przywołała na twarz ciepły uśmiech i usiadła po przeciwnej stronie biurka.
Malfoy podniósł głowę znad jakiś papierów, mierząc ją badawczym spojrzeniem.
Po krótkiej chwili wzruszył ramionami, po czym wrócił do poprzedniego zajęcia.
Widząc jego nietypowe zachowanie, pokręciła się niespokojnie na krześle.
- Właśnie cię pochwaliłam, wiesz? - zapytała z zadziornym uśmiechem.
Nic, zero reakcji.
Minuta, trzy, pięć...
- Malfoy?
- Słuchaj, Granger, jestem trochę zajęty – powiedział ostrym tonem, zupełnie różnym od tego, który zwykł używać w jej towarzystwie. Musiała wyglądać jak zganione zwierzątko, bo chwilę później wyraz jego twarzy wyraźnie złagodniał.
Westchnął kilka razy, a ona postanowiła się nie odzywać.
Nie chodziło o obrazę. Po prostu nie miała ochoty go irytować.
Kiedy zaproponował jej Ognistą, gestem podziękowała, po czym poszła w stronę kanapy by usiąść w swoim stałym miejscu.

*~*~*

Wystąpienie wyszło nadzwyczaj dobrze. Sam nie spodziewał się, że osiągnie aż taki sukces.
Po raz kolejny udowodnił, że Malfoy'owie posiadają w sobie niezwykłą siłę perswazji.
Wszystko było w najlepszym porządku. Mimo długich, męczących rozmów i pytań, był naprawdę z siebie zadowolony.
Humor dodatkowo poprawił mu widok Granger wśród tłumu. Wpatrywała się w niego, posyłając pokrzepiający uśmiech. Było to dziwne, biorąc pod uwagę jej zachowanie sprzed wystąpienia, jednak w tamtym momencie miał ochotę do niej podejść i po prostu pocałować. Z pasją. Tak jak ostatnim razem u niego w gabinecie.
Tam też ruszył od razu po zakończeniu, czując intuicyjnie, że się zjawi.
Nie zdążył jednak dotrzeć nawet do windy, kiedy dopadł go Nott.
Z przejęciem w głosie przekazał mu wstrząsające wieści- dostali się do wewnątrz.
Znaleźli biura Potter'a i Wesley'a. Podpalili wszystko, niszcząc czujniki anty pożarowe. Ocalała jedynie niewielka karteczka z napisem: „To jeszcze nie koniec. A dla wyjaśnienia- zaledwie początek”.
Kiedy spojrzał na trzymany przez Teodora świstek, poczuł jak ulatuje z niego całe powietrze. Nie rozpoznał pisma, nigdy go nie widział. Dobił go znaczący fakt, że wróg nie żartuje. Skończyły się przelewki.

Wychylił szklankę, spoglądając w stronę Granger. Spała. Leżała zwinięta w pozycji embrionalnej, a jej starannie spleciony francuz rozleciał się, rozsypując kaskadą włosów po kanapie. Wyglądała tak słodko i spokojnie, że nie potrafił oderwać od niej wzroku.
Poczuł wyrzuty sumienia, że potraktował ją tak pretensjonalnie. Był zły, a ona po prostu pojawiła się w niewłaściwym momencie.
Zastanawiało go dlaczego została.
Jeszcze kilka dni temu dałaby dosłownie wszystko, żeby tylko nie musieć tu siedzieć, a teraz zostawała sama. Po raz drugi – dlaczego?
Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Osobiście czuł w głębi, że zdążył się przyzwyczaić do jej obecności niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. Było to nie lada wyczynem!
Każda panienka, którą zapraszał do domu, nie mogła przebywać u niego dłużej niż dwa dni. Po prostu zaczynały go drażnić.
Ale z nią było inaczej.
Być może była to kwestia tego, że nigdy dotąd jej nie posmakował.
A może po prostu byli tak od siebie różni, że potrafili współegzystować niczym jin i jang.
Sentymenty, sentymenty...
Jakby nie było, poczuł dziwny impuls, który mózg zinterpretował jako sprzeciw na jej teoretyczne zniknięcie.
Nie miał kobiety, bo nie chciał mieć. Nie chciał by cokolwiek mu narzucano, a obsesja na punkcie czystości krwi z pewnością na to nie pozwalała. Nienawidził tego.
Ale teraz był już dużym chłopcem, więc mógł decydować za siebie, prawda?
Wiedział jedno. Nadal pragnie upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Jednak teraz był już pewien, że nie tylko dwie, ale także i trzecią.
Spojrzał na zegarek, a następnie na śpiącą kobietę.
Było już długo po południu, jednak nie miał pewności czy reporterzy wciąż się gdzieś nie kręcą.
Nie chciał wywoływać sensacji z Granger w roli głównej, która już i tak wisiała na włosku od kilku dni.
Jak na razie wypłynęło jedynie, że obraziła go publicznie, a on zabrał ją do siebie, by ukarać na własny sposób. Ten „własny sposób” wywoływał wiele spekulacji oraz domysłów. Jednak żadne nie były trafione.
Czytając gazety, ludzie podejrzewali romans między nimi, co tylko ich dezorientowało. No bo przecież co to za kara? Ona go obraziła, a on bierze ją do łóżka?
Nie mają potwierdzenia, nie mają pewności. A bez wątpienia dostarczyłby im materiału, gdyby nagle pojawił się w Atrium z Granger na rękach.
Oficjalna wersja jest taka, że odpracowuje dla niego, za publiczne oczernianie. Nikt jednak nie wiedział jak, ani gdzie (poza nielicznymi, którzy dostrzegli ją w cieniu kąta gabinetu) i tak powinno pozostać.

*~*~*

Siedziała na tej pieprzonej, czarnej kanapie tak długi czas, że nawet nie zauważyła kiedy zmorzył ją sen. Sama sobie się dziwiła, że mimo nudy, nie opuściła gabinetu.
Co chciała przez to osiągnąć?
Nie miała pojęcia. Prawdopodobnie był to zwykły kaprys.
Już od kilku minut czuła, że wyłania się z krainy snu, jednak gdy poczuła znajomą woń drogiego cygara, zmieszaną z Ognistą Whiskey i męskimi perfumami, chciała pozostać w tym stanie na zawsze.
Na jej twarz bezwiednie wypłynął uśmiech.
- Granger, wstawaj. Musimy już iść – usłyszała znajomy głos, a na ramieniu poczuła lekki ucisk.
Zmarszczyła brwi, kiedy ucisk zmienił się w silne szarpnięcie. Wyrwała się spod nieprzyjemnego dotyku, który z drugiej strony sprowadzał na jej ciało silny dreszcz podniecenia.
W tym momencie chciała spać.
Nagle poczuła jak coś powoli, z niezwykłą delikatnością, wsuwa się pod jej bluzkę. Zachichotała jak nastolatka, kiedy przez przypadek sprowadziło na nią łaskotki i zamruczała kiedy przesunęło się dalej...
Chwila moment!
Świadomość spadła na nią, niczym kubeł zimnej wody. Nie zwlekając ani chwili, zerwała się do pozycji siedzącej i jednym celnym kopniakiem posłała potencjalnego gwałciciela na podłogę.
Na widok oburzonych, stalowoszarych tęczówek Malfoy'a, poczuła jak ogarnia ją złość.
- Ty świnio! Nie umiesz trzymać rąk przy sobie? - zawołała, starając się przybrać ostry ton, w momencie, gdy skóra wciąż paliła od jego dotyku.
Mężczyzna podniósł się z ziemi, wzruszając ramionami.
- Przynajmniej się obudziłaś.
- Nie można było inaczej?! - pisnęła, jednocześnie się czerwieniąc. Odkaszlnęła, próbując pozbyć się nieprzyjemnej suchości w gardle.- Odegram się, zobaczysz.
W jednej chwili znalazł się tuż przed nią, nachylając tak, by mogli spojrzeć sobie w oczy.
- O nie, nie, moja droga – wyszeptał, drażniąc jej zmysły. - Ja podotykałem, ty mnie skopałaś. Przynajmniej w tej rozgrywce jesteśmy kwita.
Wytrzymała jego prowokacyjne spojrzenie, jednak nie odezwała się już ani słowem.
W sumie miał rację.
A po ręce, którą trzymał na brzuchu, wywnioskowała, że miała niezły wykop.
Uśmiechnęła się pod nosem, żeby za chwilę wybuchnąć doniosłym, szczerym śmiechem.
Zachowanie godne wariatki...
To samo pomyślał chyba pan Minister, bo spojrzał na Granger z udawanym przerażeniem w oczach. Widząc, że prędko się nie uspokoi, pokręcił głową i zaczął porządkować stanowisko pracy.
Hermiona zanosiła się śmiechem, w głębi serca czując, że zachowuje się jak głupiutka małolata, która przeżywa swoje pierwsze zauroczenie. Krótko mówiąc było to po prostu żałosne, jednak nie potrafiła powstrzymać tego irytującego rechotu.
Miała ochotę uderzyć się w twarz. Może to by ją choć trochę otrzeźwiło.
- Już? - usłyszała po chwili. Na jej twarz wypłynął krwisty rumieniec, jednak wytrzymała rozbawione spojrzenie Malfoy'a. Kiwnęła głową, unosząc ją dumnie.
Była kobietą, a kobiety nigdy nie przyznają się do porażki.
Wyszli z gmachu Ministerstwa, kierując się w stronę zaułka. Wieczór był chłodny, więc owinęli się ciaśniej płaszczami. Obydwoje marzyli o azylu, którym w tej chwili były ich łóżka. Już dochodzili do celu, kiedy zatrzymało ich donośnie wołanie.
Odwrócili się jednocześnie, a ich oczom ukazał się Teodor Nott, z całkowicie załamanym wyrazem twarzy.
- Panie Ministrze... Draco... - wydyszał, pochylając się na sekundę, żeby złapać oddech. Kiedy się wyprostował, jego oczy przywodziły na myśl żywy obraz beznadziei.
- Co się stało? - zapytał Malfoy. Zmarszczyła brwi na to dziwne napięcie w jego głosie. Zazwyczaj był zimny i bezuczuciowy. Oficjalny dla wszystkich.
Z jeszcze większym zdumieniem zobaczyła jak wzrok konsultanta Biura Bezpieczeństwa, skierował się na nią. Współczucie, które w nich zobaczyła, wstrząsnęło nią do głębi.
Poczuła jak serce to przyspiesza, to zwalnia, jakby rozgrzewając się przed ciężką próbą.
- Ja... przed chwilą się dowiedziałem – powiedział, wracając spojrzeniem do Malfoy'a. - Ronald Weasley nie żyje. Znaleźli dziś jego ciało, w dzielnicy Camden Town...
Nie usłyszała więcej. Nie chciała i nie mogła. Jej uszy nagle napełnił dziwny, brzęczący dźwięk, a przed oczami pojawiły się mroczki. Pragnęła odpłynąć. Nie widzieć, nie czuć...
Ale nie potrafiła. Już dawno przestała reagować w ten sposób. Życie nauczyło ją dystansu oraz siły. Jednak w niektórych momentach na nic się to nie zdaje...
Po chwili zaczął wracać dźwięk, a wraz z nim czysty obraz. Nie mogła do tego dopuścić.
Po raz ostatni spojrzała na Malfoy'a, po czym deportowała się z miejsca, w którym stała.
Bez zbędnych czynności, rzuciła się na łóżko, gdzie pozwoliła swobodnie płynąć łzom.

18 komentarzy:

  1. Na początku...wywody.
    Tak bardzo przepraszam Cię, że nie komentowałam. Wiem, jestem okropna. Czytałam, nie komentowałam, bo jak wracałam do domu, to było już grubo po dobranocce :)
    Rozdziały genialne !
    Wszystkie, jednak najbardziej podobał mi się III :)
    Pozdrawiam
    Layls

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Na końcu się prawie popłakałam !!!
    Czekam na kolejny rozdział !!
    Pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :) Czekam na kolejny! Weny :D

    razaniolrazdiablicajednoserce2oblicza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny ! masz bardzo fajny styl pisania, czekam na wiecej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O mój Merlinie... Kurde, mimo wszystko, Rona lubiłam :C A że w opo nie było go za dużo, polubiłam go jeszcze bardziej xD Granger wariatka ( nie dziwiłabym się po tych 7 latach nauki, gdzie ona zakuwała jak... ciężko ). Nie wiem co mam jeszcze napisać no... zastanawiam się, czy się Harry pojawi ( na Ginny nie mam co liczyć, bo nie żyje D: ). I też ciekawi mnie ten osobnik z blond czupryną w bluzie, bo to chyba Draco nie był, co? Co jeszcze... a! Gdzie Herm się deportowała? Bo nie wiem, gdzie ona się aktualnie znajduje, ale pewnie wyjaśnisz to w 5... no i mogłabyś mnie na gg informować? Albo tutaj: http://tak-bardzo-hp.blogspot.com/ o nowych notkach? Dzięki wielkie :)
    To powodzenie i weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, byłam pewna, że już skomentowałam ten rozdział! Ach, pewnie znowu mi się coś przewidziało. ;_;
    Rozdział jest świetny, naprawdę. Jest mi bardzo szkoda Rona, jestem ciekawa, kto go zabił... Mam nadzieję, że ten ktoś poniesie za to odpowiednie konsekwencje.
    Ogólnie wydaje mi się, że Draco nie panuje zbytnio nad sytuacją związaną z "Błękitną Zemstą". Jestem strasznie ciekawa kto ich (tą Błękitną Zemstę) prowadzi...
    Poza tym Hermiona i Draco coraz bardziej zaczynają odczuwać do siebie pożądanie... Cudownie! Wszystko idzie tak, jak iść powinno.
    Czekam na kolejny rozdział!

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak dawno mnie tu nie bylo, ze az wstyd sie przyznawac... Rozdzial swietny! Szkoda mi Rona, mozna go bylo polubic u Ciebie. Draco i Hermiona- az miedzy nimi iskrzy;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow... wow. Wow! Jestem w szoku! Ron nie żyje... No zawsze to mógł być Harry, a tego już bym na pewno nie zniosła!
    Szkoda, że Hermiona od razu się teleportował, a nie została z Draco, no ale trudno.:<
    Poza tym jak mogłaś skończyć w takim momencie?! Wstydź się! :D
    No cóż, jestem w takim szoku, że nawet nie wiem, co mogę jeszcze napisać. ;o
    W każdym bądź razie czekam na dalszy ciąg, mam nadzieję, że szybko się pojawi.

    Pozdrawiam,
    Cave Inimicum
    Kiedyś czytałaś moje opowiadanie, a kilka dni temu pojawił się rozdział 6, dlatego zapraszam http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  9. O mój kochany Salazarze!
    Biedna Hermiona!
    Tak mi przykro, że Ron umarł. Nie ze względu na to czy go lubię,czy nie, a z racji uczuć Hermiony.
    Wciąż zastanawia mnie Blaise. I Ginny oczywiście.
    Rozdział jest bardzo, bardzo dobrze napisany i przemyślany. Podobają mi się wszystkie Twoje pomysły i jestem ciekawa czym jeszcze nasz zaskoczysz.
    Ugh. Jaki ten komentarz jest bez sensu.
    Kończę. Papa!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ajj, dziewczyno! Błagam zrób coś z nagłówkiem :c On strasznie odstrasza... Wszystko jest takie estetyczne i zgrabne, ale ten nagłówek...
    A teraz rozdział! Zaskoczyłaś mnie, pozytywnie, rzecz jasna. Spodziewałam się dużo gorszego opowiadania a tu miła niespodzianka :) Hermiona u Ciebie bardzo mi się podoba. Nie jest sztuczna, jest sobą i to mnie oczarowało. Jej przemyślenia, reakcje, wszystko! Piękny cytat na początku - mocno mnie rozbawił, bo w sumie to cała prawda :D
    Szkoda, że Ron umarł, mimo wszystko go lubię, ale chyba lepsza jego śmierć niż jakbyś miała z niego zrobić wielkiego gnoja nr 1, który zrani Mionę.
    Pozdrawiam ciepło i czekam na nn,
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko, Ron nie żyje, i teraz, co z Harry'm? Rewelacyjny rozdział. Tyle się dzieje i w ogóle mistrzostwo. Akcja wciąga coraz bardziej, co do tego nie ma wątpliwości :D
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Z typowym dla mnie opóźnieniem, przybywam i ja.:)
    Rozdział niesamowity.
    Podoba mi się dynamika relacji Draco - Hermiona.
    Akcja szaleje.
    Intryguje mnie postać Blaise'a.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny.:)
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow...
    Naprawdę fantastyczny rozdział, taki zadziwiający.
    Uwielbiam Cię za takie fantastyczne sceny Draco-Hermiona, są bardzo fajne :)
    Zaskoczyłaś mnie końcówką, Ron nie żyje, naprawdę bardzo mnie zaintrygowałaś :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam
    C.P.
    ----------------------------------
    http://dramione-wymiana.blogspot.com/
    http://charlotte-petrova-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Extra rozdział...
    Co będzie dalej tego nie wie nikt...
    Nie mogę sie doczekać.
    Ach to wszystko sie tak rozkreca :)
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział genialny *.* Naprawdę masz talent! Ron nie żyje :"( [*] Biedna Hermiona, nie chciałabym się znaleźć na jej miejscu :"( Mam nadzieję, że dorwą tego, kto go zabił i że zgnije on w Askabanie ;)
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!

    Weny!
    dramione-never-forget-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetny rozdział - jak zwykle :) Ronald nie żyje - wydaje mi się to całkiem dobrym posunięciem, w końcu nikt się tego nie spodziewał.
    O Boże, jak ja uwielbiam Malfoya ^^
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  17. B. fajny rozdział :) Ron nie żyję :( Dzieje się pomiędzy Draco a Hermioną :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń