EDIT: Poprawka kilku błędów i literówek wyłapanych przez jedną z czytelniczek :)
Wszystkie egzaminy mam już za sobą i wakacje wreszcie czas zacząć :D
Wszystkie egzaminy mam już za sobą i wakacje wreszcie czas zacząć :D
Będę miała więcej czasu na pisanie :)
Prezentuję Wam pierwszą część, pięcioczęściowej miniaturki.
Prawdopodobnie wyjeżdżam w przyszłym tygodniu i nie będę miała dostępu do internetu przez niemal półtora miesiąca, więc tylko od Was zależy czy miniaturka pojawi się cała przed moją nieobecnością czy też nie :P
PS czytelnicy bloga "bezdefinicji" mogą w wyłapać pewne podobieństwo, jednak z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Edge została poinformowana o tej małej zbieżności :)
Zapraszam do czytania,
DiaMent.
*~*~*
One shot II cz.I
Brak
śniegu zimą jest równie dziwny jak człowiek bez uczuć.
Ale
i takie zimy się zdarzają.
Skrzat
ALTRUIZM
Blondwłosy chłopak teleportował się z cichym trzaskiem w
obskurnej uliczce przy Dziurawym Kotle. Wiecznie arogancki wyraz
twarzy, teraz odznaczał się niepewnością i przerażeniem. Niegdyś
zaróżowione usta teraz były całkowicie blade, a cera przybrała
jeszcze jaśniejszego odcienia, stając się niemal przeźroczystą.
Wspomnienia dzisiejszego wieczoru nieprzerwanie przewijały się
przez jego myśli niczym nie gasnący film, wprawiając serce w
szybszy rytm.
Nigdy by się do tego nie przyznał, ale miał już dosyć tej całej
zabawy w śmierciożercę. Był po prostu zmęczony ciągłym
wysłuchiwaniem absurdalnych rozkazów płynących z ust
najstraszniejszego Czarnoksiężnika wszech czasów.
Przed oczami stanęły mu przerażające, czerwone źrenice, a w
uszach rozchodził się wysoki, syczący głos. Wiedział, że musi
wypełnić powierzoną mu misję, w innym wypadku odbije się to na
jego matce, a ta opcja całkowicie szła w odstawkę. Mimo usilnie
trzymanej bariery do jego umysły wpłynęły wspomnienia
dzisiejszych tortur. Każdy skurcz serca, każdy prąd bólu
przechodzący jego ciało, każdy krzyk oraz szyderczy śmiech.
Wiedział, że to wszystko będzie prześladować go przez długi
czas. Nie miał zamiaru skazywać na takie cierpienie jedynej osoby,
której kiedykolwiek na nim zależało. Jedynej, która o niego dbała
okazując coś na kształt miłości.
Wyszedł z ciemnego zaułka zmierzając w szybkim tempie w stronę
wejścia do pubu. Nie miał zamiaru wracać po tym wszystkim do domu.
Chciał odpocząć. Odpocząć od władczego zachowania ojca, a także
od widoku zapłakanych i zmartwionych oczu matki.
Otulił się szczelniej czarną szatą podróżną, czując jak mimo
sierpniowego wieczoru, zimno przenika go do szpiku kości. Pogoda
całkowicie współgrała z jego samopoczuciem i nastrojem. Ciemne
chmury pokrywały nocne niebo w identyczny sposób w jaki kłębiły
się czarne myśli w głowie młodego arystokraty, a zimny deszcz
uderzał o betonową jezdnię w zgodnym rytmie z jego zszarganymi
nerwami. Zobaczywszy znajomy szyld Dziurawego Kotła zatrzymał się
na chwilę, po czym uniósł głowę, pozwalając by krople spływały
po jego bladej twarzy, usuwając resztki przerażenia, niepewności
oraz szaleństwa.
Kiedy dzisiejszego południa poczuł ból na lewym przedramieniu,
nieprzyjemne elektryzujące dreszcze przebiegły po jego ciele by
ostatecznie skupić się na pulsującej skroni. Już wcześniej
dowiedział się od matki o planowanym przez Czarnego Pana spotkaniu,
mimo to nie potrafił odgonić od siebie dręczącego niepokoju. Czuł
instynktownie, że dzisiejsze wydarzenia nie przyniosą nic poza
bólem i dojmującą złością, a to poczucie całkowicie zawładnęło
jego osobą. Nie mylił się. Słowa, które usłyszał wstrząsnęły
nim bardziej niż największe tortury. Miał zabić.
Gdy powtórzył w myślach treść rozkazu, poczuł że świat
zaczyna wirować pod jego stopami, a chwilę później upadł na
zimny chodnik osuwając się w bezkresną ciemność...
*~*~*
Obiecała rodzicom, że wróci na kolację, a tymczasem siedzi w
najlepsze w Dziurawym Kotle, popijając Kremowe Piwo i chichocząc
raz po raz z żartów Harry'ego. Jak mogła do tego stopnia stracić
poczucie czasu?!
- Spokojnie Hermiono, przecież nic się nie stało. Dopiero wybiła
siódma – powiedział rudy chłopak, uśmiechając się
jednocześnie pocieszająco. Przy ostatnim słowie jego wzrok
powędrował na mokrą szatę, na co skrzywił się delikatnie. -
Nawet nie zdążyliśmy wyschnąć, a ty już nas wyciągasz znów w
tą ulewę...
Hermiona przewróciła teatralnie oczami z trudem tłumiąc chichot.
- Ronaldzie, posiadasz przecież różdżkę, czyż nie? - zapytała,
z rozbawienie rejestrując jak w oczach obojga przyjaciół rodzi
się nieme zdziwienie.
Po chwili Wybraniec klepnął się w czoło w geście zażenowania.
- Że też na to nie wpadłem!
Dziewczyna pokiwała głową na to rozkojarzenie towarzyszy, nie
powstrzymując już salwy śmiechu. Perlisty dźwięk rozniósł się
po całym pomieszczeniu.
Gryfoni z początku patrzyli na przyjaciółkę z delikatnym
wyrzutem, jednak jej dobry humor rozprzestrzeniał się jak jakiś
pozytywny rodzaj wirusa, więc już po chwili dołączyli do niej
wtórując śmiechem.
- Siadaj jeszcze na moment. Przynajmniej dopijemy nasze piwa –
powiedział Wybraniec, podnosząc jednocześnie kufel jakby w geście
toastu, po czym poruszył nim lekko, wzburzając zawartość.
Kiwnąwszy głową na znak zgody opadła z powrotem na stare,
drewniane krzesło i objęła dłońmi stojące przed nią naczynie.
Umówili się dziś na Pokątnej w celu zakupienia książek oraz
przydatnych rzeczy na nowy rok szkolny. Pogoda szalejąca za oknem
nie nadawała się w żadnym calu na jakiekolwiek wyprawy na miasto,
jednak nie mieli wyjścia; już tylko niecałe trzy tygodnie zostały
do ich corocznego powrotu do Hogwartu.
Nie tylko ponure dni wprawiały ludzi w zły nastrój. W każdej
prenumeracie Proroka Codziennego, a także w mugolskich
wiadomościach aż roiło się od informacji na temat nowych
katastrof, morderstw i całej masy innych dziwnych rzeczy. Zbliżały
się mroczne czasy, wojna wisiała w powietrzu, a atmosfera śmierci
oraz nienawiści momentami aż dusiła. Nic więc dziwnego, że gdy
przemierzali Ulicę Pokątną napotykali niewielu czarodziei, z
których większość z przerażeniem rozglądała się na boki.
Każdy się bał; nawet jej rodzice czuli, że ma to jakiś związek
z nieznanym im magicznym światem. Martwili się o nią bardzo,
dlatego właśnie czuła tak duże wyrzuty sumienia z powodu swojego
zasiedzenia.
Dopiła resztkę napoju, po czym podniosła się powoli z miejsca.
- Dobra chłopaki, ja naprawdę muszę już lecieć – powiedziała,
osuszając się jednocześnie szybkim ruchem ręki.
- Jesteś pewna, że chcesz iść sama? - zapytał Harry, spoglądając
z powątpiewaniem na swój do połowy zapełniony kufel. Wątpił by
mógł wypić to na raz.
Hermiona widząc jego minę zaśmiała się delikatnie, po czym
przeszła na drugą stronę w celu przytulenia przyjaciół.
- Na pewno Harry. Nie musisz się o mnie martwić.
Będąc w drzwiach odwróciła się ostatni raz by pomachać na
pożegnanie, a także posłać uspokajający uśmiech, następnie
zniknęła w ciemności.
Przez te kilka godzin, które spędzili w pubie, pogoda ani trochę
się nie zmieniła; z nieba nadal spływały krople, przywodzące na
myśl ogromnej wielkości łzy, a powietrze zrobiło się zaskakująco
mroźne. Owinęła się szczelniej szalikiem, po czym kuląc się z
rękami założonymi na piersi, ruszyła w stronę ciemnej uliczki
niedaleko Dziurawego Kotła.
Właściwie nic nie przeszkadzało jej w teleportacji spod samego
wejścia, uniknęłaby tylko zimna i niebezpieczeństwa wynikającego
z samotnego chodzenia po opustoszałym Londynie. Coś jednak usilnie
pchało ją w stronę znajomego zaułka.
Idąc szybkim krokiem, zauważyła, że coś leży na jej drodze, a
po chwili z dreszczem przerażenia przepływającym po plecach,
rozpoznała ludzką sylwetkę. Znieruchomiała na moment dogłębnie
analizując sytuację. A jeśli to podstęp? Jeśli to śmierciożercy?
Jest przecież szlamą!
Wrodzona ciekawość i empatia nie pozwoliły jej jednak uciec bez
sprawdzenia czy nic się nie stało. Rozejrzała się czujnie
dookoła, wyciągając jednocześnie różdżkę, którą wysunęła
przed siebie trzymając w pogotowiu. Jej kroki były uważne i
czujne, jak tresera zbliżającego się do niebezpiecznego psa.
Zupełnie nie wiedziała czego powinna się spodziewać, jednak gdy
zobaczyła pod sobą platynowoblond włosy pokrywające tak dobrze
znaną, a zarazem znienawidzoną twarz ślizgona, aż oniemiała.
Po raz kolejny przebiegła wzrokiem okolicę w poszukiwaniu
jakichkolwiek oznak podstępu, a kiedy nic nie znalazła, do jej
głowy zaczęły napływać sprzeczne myśli. Wpatrzyła się w
blondyna ze współczuciem pomieszanym z pogardą. Powinna mu pomóc
czy też może go zostawić? Był zły, arogancki, nieczuły,
zadufany w sobie, wredny i rasistowski. Gdyby to on znalazł ją w
takiej sytuacji, z pewnością zostawiłby znienawidzoną gryfonkę
na pastwę losu. Ona jednak nie potrafiłaby tak postąpić.
Przygryzła wargę z dezaprobatą na tę nadmierną wrażliwość. Tylko co powinna z nim
zrobić? Pochyliła się powoli nad nieruchomym ciałem Malfoy'a i aż
skamieniała na widok jego trupio bladej twarzy, sinych ust, oraz
ogromnych worków pod oczami. Czym prędzej sprawdziła puls i
odetchnęła z niewysłowioną ulgą wyczuwając jego delikatne
bicie. Może i nie była wykwalifikowanym magomedykiem, potrafiła
jednak stwierdzić, że stan ślizgona jest co najmniej krytyczny.
Szturchnęła go delikatnie w złudnej nadziei, że może jednak się
ocknie, a następnie odejdzie wybawiając ją z tego impasu, jednak
nic takiego się nie stało. Westchnęła przeciągle, a jej wzrok
powędrował na lewe przedramię okryte ciemną szatą, spod której
wynurzał się czarny jak sadza mroczny znak. Znak śmierciozerców.
Cofnęła się dwa kroki w niemym szoku, siłą woli powstrzymując
by nie rzucić się do ucieczki. Coś jej jednak mówiło, że nie
może go tak tu zostawić. To nieetyczne i nie po gryfońsku. Musi
coś zrobić. Oczywiście, biorąc pod uwagę obecność mrocznego
znaku, szpital św. Munga odpada bezsprzecznie. Zwrócić się o
pomoc do Harry'ego i Rona siedzących nadal w pubie także nie mogła.
Z pewnością zrównaliby ją z ziemią za okazanie miękkiego serca
w stosunku do ich największego wroga, a Malfoy'a bez żadnego
wahania wsadziliby do Azkabanu. Nie może też poczekać aż wyjdą i
zająć pokoju w Dziurawym Kotle bez zwrócenia na siebie zbytniej
uwagi. Malfoy Manor? Odpada, Lucjusz na pewno zabiłby ją przy
pierwszej lepszej okazji. Jej dom? Nie, nie może narażać rodziców
na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Niby znała tego chłopaka od
sześciu lat, jednak tylko z jak najgorszej strony. Skąd mogła
wiedzieć czy nie jest przypadkiem jakimś psychopatą?
Pokręciła głową w bezsilności, jednak już podjęła decyzję.
Nie zostawi go tutaj za żadne skarby. Użyła zaklęcia swobodnego
zwisu, by przenieść jego nieprzytomne ciało do ciemnej uliczki ku
której wcześniej zmierzała. Wyczarowała niewielkie nosze, na
których położyła go z niezwykłą delikatnością, a sama oparła
się plecami o zimną, mokrą ścianę, zamykając przy tym swoje
czekoladowe oczy.
Olśnienie spadło na nią tak nagle, jak grom z jasnego nieba. Że
też wcześniej na to nie wpadła! Uniosła powieki, w jednej chwili
znajdując się przy nieprzytomnym Draconie. Złapała go za dłoń i
teleportowała się z cichym trzaskiem.
*~*~*
Obudziło go jasne słońce wlewające się do pomieszczenia, a także
donośny dźwięk tłukącego się szkła. Nie otwierając oczu
zarejestrował, że leży na czymś miękkim przykryty ciepłą
narzutą... Zaraz, co? Wspomnienia napływały do jego głowy
wywołując nagły atak migreny. Spotkanie, śmierciożercy,
powierzone zadanie, teleportacja przed Dziurawym Kotłem, ciemność...
Skrzywił się odczuwając dotkliwy ból w każdej komórce ciała.
Tysiące pytań kłębiło się w jego głowie; co się stało? Gdzie
się znajdował? Na drugie pytanie mógł bardzo łatwo uzyskać
odpowiedź. Uniósł powoli ciężkie powieki i niemal od razu
zamknął je z powrotem na widok oślepiającego strumienia światła
wlewającego się do pokoju. Jedyne co zdążył zarejestrować to
blado-fioletowe zasłony falujące delikatnie poruszane letnim
wiaterkiem. Obrócił nieznaczne głowę, tak aby uwolnić się od
nieznośnego blasku, po czym ponowił próbę. Dłuższą chwilę
zajęło mu zogniskowanie wzroku, ale już po kilku minutach widział
wyraźnie beżowe, czyste ściany, stary kominek obramowany
czerwonymi cegłami oraz niewielki dębowy stół w kształcie
prostokąta. Podłogę wyłożoną ciemnymi panelami pokrywał
puszysty dywan pasujący odcieniem do zasłon, a z sufitu zwisał
skromny przeźroczysty żyrandol.
- Obudziłeś się wreszcie? - na dźwięk tak dobrze znanego głosu,
oczy wyszły mu z orbit i o mało nie udławił się własną śliną.
Nie zważając na męczące go zawroty głowy poderwał się z
miejsca zwracając w stronę jasnobrązowych drzwi.- Granger?!
Wprost nie mógł uwierzyć własnym oczom. Gdzie był? Dlaczego się
tu znalazł? I najważniejsze pytanie; co ONA tutaj robi?!
Podniósł się z miejsca, z próbą stłumienia rosnących mdłości,
ale gdy stanął na puszystym dywanie, nogi momentalnie odmówiły
mu posłuszeństwa, uginając się pod jego ciężarem. Opadł z
powrotem na rozkładaną kanapę o ciemnobrązowym obiciu. Przymknął
oczy w zażenowaniu i spiął wszystkie mięśnie oczekując salwy
śmiechu lub przynajmniej słów drwiny. Nic takiego jednak nie
nastąpiło, za to poczuł delikatną kobiecą dłoń, która
spoczęła na jego spoconym czole.
Odskoczył jak oparzony, w jednej sekundzie znajdując się po
drugiej stronie ogromnej kanapy. Wpatrzył się w czekoladowe oczy
siedzącej naprzeciw niego dziewczyny dziwiąc się na widok troski
pomieszanej ze strachem i dobrze ukrywaną złością.
- Co ty robisz? - zapytał. Sam się zdziwił jakim cudem słowa
zdołały przejść przez jego ściśnięte gardło. Dziewczyna
westchnęła lekko zaciskając dłonie na misce, którą trzymała
na kolanach. Wyglądała jakoś inaczej niż zwykle; jej włosy nie
przypominały już stogu siana, ale spływały miękkimi falami na
plecy, a twarz na której właśnie widniał lekki rumieniec
wydłużyła się delikatnie nadając gryfonce bardziej dojrzałego
wyglądu. Najbardziej jednak zdziwiła go zmiana w emocjach jakie z
niej emanowały. W otaczającej ich atmosferze nie dało się wyczuć
tego nienawistnego napięcia, które towarzyszyło im od pierwszego
momentu gdy się poznali.
- Spokojnie, nie zjem cię przecież – odpowiedziała cicho, jednak
w jej głosie dosłyszał nutkę ironii. Na znajomy dźwięk
rozluźnił się trochę. Złapał się na tym, że jego wzrok dalej
spoczywa na siedzącej przed nim dziewczynie, która zupełnie nie
wie gdzie ma podziać oczy.
- Nie o to mi chodzi – odpowiedział najbardziej dumnym głosem na
jaki było go w tym momencie stać.
- No to o co?
- Gdzie ja jestem? I przede wszystkim co TY tu robisz ze mną?
Hermiona westchnęła ledwo dosłyszalnie, odłożyła miskę i
podeszłą do okna odsuwając jedną z zasłon. Draco zachłysnął
się na widok całej masy skąpanej słońcu zieleni, która
rozciągała się za oknem,.
- Jesteśmy
w Castle Combe w hrabstwie Wiltshire – odpowiedziała
spokojnie nie patrząc w jego stronę.
W jego głowie zapaliła
się lampka wskazująca, że już kiedyś tą nazwę słyszał.
Kiedy skojarzył odległość jaka dzieliła ich od Londynu, po raz
drugi zachłysnął się powietrzem. Wziął dwa głębsze oddechy z
głębokim postanowieniem by nie wydzierać się na gryfonkę.
- A dlaczego tutaj
jesteśmy?
Kasztanowłosa wreszcie
odwróciła wzrok w jego stronę. Wyraz jej twarzy nie
odzwierciedlał żadnych emocji.
- A gdzie indziej
miałabym cię umieścić? W Mungu? Chyba żartujesz – wyprzedziła
jego odpowiedź bezpardonalnie podchodząc by wskazać na odsłonięte
lewe przedramię. - Do ciebie? Twój kochany ojczulek zabiłby mnie
przy pierwszej lepszej okazji – na wspomnienie o ojcu, poczuł jak
mięśnie napinają mu się z bezsilnej złości- Do mnie tym
bardziej bym cię nie zabrała... - podniósł na nią zaciekawiony
wzrok. Nie mógł uwierzyć, że w ogóle zastanawiała się nad
tego rodzaju opcją. On w domu zwyczajnych mugoli? To śmieszne. -
Myślałam o wynajęciu pokoju w Dziurawym Kotle, jednak biorąc pod
uwagę stan w jakim byłeś, dobrze zrobiłam, że zrezygnowałam z
tego pomysłu. Przez tyle dni na pewno zaczęlibyśmy zwracać
czyjąś uwagę. Poza tym brud, no i nie miałam tyle pieniędzy...
Silny rumieniec wypłynął
na jej pełne policzki dodając niezwykłego uroku. Draco patrzył
na nią przez chwilę zastanawiając się dlaczego się
zaczerwieniła, ale już po chwili jego głowę zaprzątnęła
zupełnie inna kwestia.
- Tyle dni?! Co
masz na myśli?
- Byłeś nieprzytomny
przez prawie pięć dni.
Słowa gryfonki całkowicie
ścięły go z nóg. Pięć dni? Na Salazara! Musiał być w
naprawdę ciężkim stanie skoro tak długo nie potrafił dojść do
siebie. Szczerze mówiąc nadal nie czuł się dobrze, ale to nie
było w tym momencie ważne. Spoglądał na dziewczynę
zaciekawionym wzrokiem zastanawiając się dlaczego to zrobiła;
dlaczego siedzi z nim tutaj opiekując się nim i okazując tę
durną litość? Nagle po jego ciele razem z silnym zażenowaniem,
zaczęła krążyć bezsilna złość. Nikt jej o to nie prosił!
- Trzeba było zostawić
mnie tam gdzie leżałem. Nie potrzebuję ani twojej litości, ani
pomocy – powiedział beznamiętnym głosem.
W czekoladowych oczach
gryfonki pojawiło się najpierw niedowierzanie, a zaraz po nim
bezgraniczna złość.
- Myślisz, że podoba mi
się to, że muszę siedzieć na jakimś wygwizdowie z największym
wrogiem jakiego kiedykolwiek miałam, okłamując jednocześnie
rodzinę i przyjaciół?! - krzyk, który wydarł się z jej wątłego
ciała wstrząsnął dumnym arystokratą, do tego stopnia, że nie
śmiał przerywać tego słowotoku. Siedział nieruchomo, wpatrując
się w nią rozszerzonymi oczami. - Sądzisz, że sprawiało mi
jakąkolwiek przyjemność opatrywanie twoich ran, zbijanie
trawiącej cię gorączki czy czuwanie przy tobie dwadzieścia
cztery godziny na dobę? Naprawdę uważasz, że nie mam nic
lepszego do roboty poza załatwianiem różnego rodzaju eliksirów,
które mogą pomóc ci dojść do siebie? - w miarę wypowiadanych
słów, z jej oczu zaczęły spływać łzy. - Nie odeszłam od
ciebie ani na minutę, opiekując się przez całe pięć dni.
Słyszysz Malfoy?! Pięć pieprzonych dni! - ruszyła z furią w
stronę drzwi, łapiąc przy okazji odstawioną wcześniej miskę.
Impet z jakim ją podniosła sprawił, że znaczna część
znajdującej się w niej wody wylądowała na oniemiałym ślizgonie.
- Jesteś dupkiem, wiesz?
Największym arystokratycznym, zadufanym w sobie, zimnym dupkiem
jakiego kiedykolwiek spotkałam – powiedziała stojąc w drzwiach.
Jej spokojny głos był dziesięć tysięcy razy gorszy od
jakiegokolwiek krzyku. - Nienawidzę cię Malfoy. Nienawidzę z
całego serca.
Zniknęła, zamykając
drzwi z trzaskiem, zanim siedzący w salonie blondyn zdążył
wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo. Jakieś dziwne uczucie
rozlało się po jego ciele, ściskając serce i pulsując w umyśle.
Dumny arystokrata, Dracon Malfoy we własnej osobie, pierwszy raz w
życiu czuł wyrzuty sumienia z powodu jakiejś dziewczyny. W
dodatku tą dziewczyną był nie kto inny jak jego największy wróg
Hermiona Granger! Świat przewraca się do góry nogami.
Złapał się za głowę
opierając łokcie o kolana. Musiał pozbyć się tego przemożnego
uczucia i to jak najszybciej. Nie będzie się kajał przed
jakąkolwiek szlamą, bez względu na to czy zajmowała się nim
przez całych pięć dni zamiast oddać go w ręce aurorów...
Po pierwszej fali złości,
którą poczuł na myśl, że leżał bezsilny skazany jedynie na
łaskę Granger, nadeszła paląca wdzięczność... i szacunek.
Nie mógł uwierzyć, że
zdobyła się na coś takiego, po tylu latach upokorzeń i wyzwisk,
które jej zgotował. Był pewny, że gdyby znaleźli się w
odwrotnej sytuacji, on nigdy nie zachował by się w ten sam sposób
co ta dziewczyna. A ona mu pomogła. Wyzbyła się wszelkich
uprzedzeń oraz strachu i przeniosła go w ustronne miejsce, gdzie
miał możliwość dojścia do siebie bez ciekawskich spojrzeń czy
plotek. Okazała mu serce, którego w sobie nigdy nie potrafił
znaleźć. Jak na zawołanie, poczuł delikatny ucisk w klatce
piersiowej, a gdy przyłożył dłoń poczuł jak organ zwany sercem
uderza ze zwielokrotnioną siłą pompując w niego życiodajną
krew. Może jednak nie jest tak całkowicie pozbawiony uczuć?
Spojrzał zamyślonym
wzrokiem na zamknięte drzwi, za którymi kilkanaście minut temu
zniknęła wzburzona gryfonka. Wiedział już co powinien zrobić.
*~*~*
Hermiona stała w jasnej,
przestronnej kuchni opierając się o blat i próbując opanować
drżenie rąk. Nie mogła uwierzyć, że wpakowała się w takie
bagno! Zmarnowała tyle cennego czasu na doglądanie tego dupka!
Ukryła zapłakaną twarz w
dłonie, siadając w narożniku otaczającym duży drewniany stół.
Uznała, że domek na wsi,
który posiadali jej rodzice w razie chęci ucieczki z miejskiego
zgiełku, będzie najlepszym miejscem dla Dracona. Nie wiedziała
dlaczego wzięła go pod swoją opiekę, ale gdy to zrobiła,
postanowiła wywiązać się z zadania najlepiej jak potrafiła. Po
teleportacji, ściągnęła z niego ciężki płaszcz, wysuszyła
mokre ubrania, po czym położyła na kanapie przykrywając ciepłym
kocem. Siedziała przy nim dniami i nocami, opuszczając jedynie w
celu zaspokojenia potrzeb fizjologicznych bądź przyniesienia
potrzebnych eliksirów.
Jego ciało było w
zatrważającym stanie. Całe dwa dni zajęło jej opatrywanie ran
powierzchownych, a tylko jeden Merlin wie, ile miał ich w środku.
Zrobiła wszystko co mogła aby choć trochę poprawić stan jego
zdrowia. Znacznie uszczupliła swoje zapasy eliksiru wzmacniającego,
a także odżywczego i już dwukrotnie była zmuszona do odwiedzin
Pokątnej w celu ich uzupełnienia.
Jej rodzice, a także Harry
z Ronem, nie wiedzieli gdzie się znajdowała. Rodzice myśleli, że
jest w Norze, z kolei przyjaciele, że siedzi bezpieczna w domu.
Napisała do nich listy, zaraz po pierwszym doprowadzenia Malfoy'a do
porządku, a kufry sprowadziła dzień później. Takie rozwiązanie
wydawało się najlepsze. Nie chciała wiedzieć, co pomyśleliby jej
bliscy na wiadomość, że siedzi na jakimś wygwizdowie zamknięta z
największym wrogiem, którym opiekuje się jak najlepszym
przyjacielem.
Tak wiele poświęciła i co
ma w zamian?! Słowa pogardy i zero wdzięczności. Ale czego
właściwie się spodziewała? Że ten arogancki ślizgon padnie
przed nią na kolana dziękując za opiekę oraz obiecując dozgonne
oddanie? Przecież to Malfoy, a oni nigdy się nie zmieniają.
- Pieprzony
arystokratyczny dupek! - krzyknęła chcąc dać upust bezsilnej
złości, po czym zerwała się z miejsca z przemożną ochotą by
miotnąć w coś naprawdę ciężkim zaklęciem.- Już to słyszałem, Granger – aż podskoczyła, gdy usłyszała znienawidzony głos z niewielkiej odległości.
Odwróciła się w jego
stronę, a w jej oczach błysnęła bezgraniczna nienawiść,
całkowicie zacierając wcześniejszą iskrę troski.
- I usłyszysz jeszcze
nie raz – warknęła mrużąc powieki. Mimo złości, nie
potrafiła nie spojrzeć na niego oceniającym wzrokiem. Nadal był
osłabiony, ale wyglądał zdecydowanie o wiele lepiej; jego blade
policzki odzyskały zwykłe rumieńce, a usta nie były już tak
bladosine. Za fasadą bezgranicznej złości poczuła coś na
kształt dumy, że własnymi siłami doprowadziła do tej poprawy.
Chłopak opierał się
nonszalancko o futrynę drzwi z rękami założonymi na piersi. Po
chwili jednak musiał zacząć tracić równowagę, bo z
westchnieniem opadł na narożnik, dokładnie w to samo miejsce, w
którym wcześniej siedziała kasztanowłosa.
Wzruszył lekko ramionami i
zobaczyła, że rozgląda się po pomieszczeniu z aprobatą.
Podążyła za jego wzrokiem oglądając jasnobrązowe meble z
białym blatem, nowoczesną kuchenkę gazową, ustawionych w
otoczeniu ścianami w jasnym morskim odcieniu. Zaraz naprzeciw
drzwi widniało ogromne okno wychodzące na główną drogę
biegnącą przez niewielką wieś.
Kiedy wróciła spojrzeniem
do narożnika, zobaczyła, że siedzący na nim blondyn przygląda
się jej z dziwnym błyskiem w stalowoszarych oczach. Zarumieniła
się delikatnie, odwracając w stronę lodówki z zamiarem
przygotowania śniadania. I znów skacze wokół przystojnego
blondyna. Po co to robi? Nie wiedziała. Chyba ze względu na ciągłe
dążenie do perfekcji; jak już coś zaczęła to po prostu musiała
doprowadzić to do końca.
Wyciągnęła jajka,
margarynę, szynkę, sól oraz pieprz. Wyciągnęła patelnię nie
patrząc więcej w stronę irytującego ślizgona. Zrobiła
jajecznicę i zaparzyła mugolskiej herbaty, do której dodała
trochę eliksiru wzmacniającego. Całość postawiła pod nosem
podopiecznego, następnie skierowała się w stronę drzwi z
zamiarem wyjścia. Nie zrobiła dwóch kroków, kiedy poczuła
silny uścisk na lewym nadgarstku. Odwróciła się zdziwiona na ten
bezpośredni kontakt cielesny, ale nic nie powiedziała.
- Ty nie jesz? - zapytał
wprowadzając ją w jeszcze większe osłupienie. Czy ten Malfoy nie
ma przypadkiem rozdwojenia jaźni?
- A co, boisz się, że
cię otruję? - odpowiedziała pytaniem na pytanie głosem pełnym
jadu, jednocześnie uwalniając rękę z uścisku jego dłoni.
Pokręcił platynowoblond
czupryną zupełnie nie przejmując się zimnym tonem dziewczyny,
ani jej próbą ucieczki. Gdy zrobiła kolejny krok wprzód, jego
dłoń znów powędrowała do jej nadgarstka.
- Po prostu uważam, że
powinnaś coś zjeść.
- Jadłam –
odpowiedziała hardo, ale w tym samym momencie z jej brzucha wydarł
się głośny dźwięk demaskujący jej kłamstwo.
Ślizgon tylko uśmiechnął
się ironicznie, po czym pociągnął ją w stronę pustego krzesła
rozdzielając swoją porcję na dwie równe połowy.
Hermiona wybałuszyła na
niego oczy nie mogąc się wyzbyć towarzyszącego jej już od
dłuższej chwili zdziwienia.
- Mamy jeść z jednego
talerza?
Znów wzruszył ramionami pakując
jednocześnie do ust wielką porcję jajecznicy. Dziewczyna
spojrzała na niego z powątpiewaniem w oczach, po czym wstała by
wziąć przynajmniej własny widelec.
Z niepewną miną nabrała
na widelec jajka, uszczuplając nieco swoją połowę i włożyła
do ust. Spodziewała się jakiegokolwiek grymasu ze strony blondyna,
jednak ten zupełnie nie zwracał na nią uwagi przeżuwając swoją
porcję z zamkniętymi oczami.
Widząc tą obojętność,
odłożyła sztućce przyglądając mu się z podejrzliwością.
- Malfoy, czy ty masz
jakieś rozdwojenie jaźni albo coś w tym stylu? Jeszcze
dwadzieścia minut temu...
- Za dużo gadasz,
Granger – przerwał jej nabierając jednocześnie kawałek szynki.
- Lepiej zajmij się jedzeniem, bo wystygnie.
Wytrzeszczyła na niego
oczy, ale posłusznie wróciła do jedzenia zastanawiając się w
duchu czy jednak nie ma do czynienia z jakimś szurniętym
psychopatą.
Achh.. Miniaturka to jest to, co tygryski lubią najbardziej. *w*
OdpowiedzUsuńWspaniale napisana, jestem jak zwykle, pełna (a właściwie już przepełniona) podziwem dla Twojej twórczości. No, cudo normalnie. :D
Uratowała go zacna Gryfonka, chociaż z niego taki wredny Ślizgon :3
Czemu podzieliłaś na części? Teraz będziesz mnie trzymać w niepewności, aż do weekendu, chyba, że te lenie (nie obrażając oczywiście czytelników komentujących) nie będą komentować notki -,-
Nwm, co mam jeszcze dodać, piszesz świetnie i wprost nie mogę się doczekać na kolejną część miniaturki i na nowy rozdział opowiadania. ;)
Pozdrawiam,
Fioletoowa
Genialne, super, boskie, cudne i wiele więcej. :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobało, tylko szkoda że muszę teraz czekać aż do weekendu. :/
Wracając do miniaturki to bardzo rozśmieszyły mnie niektóre myśli Hermiony, chociażby to ostatnie zdanie :D
Uroczę było to jak Draco podzielił się z nią jajecznicą. A tak to Hermiona bardzo zaopiekowała się nim, co też było urocze. Nie wiem, czy gdybym ja była na jej miejscu, zdobyłbym się na coś takiego.
Według mnie Hermiona jest tu bardzo Hermioną. chodzi mi o to, że działa sprytnie i wszystko rozpatruje tak, by było jak najlepiej. Gratuluję tego ;D
Pozdrawiam serdecznie i już nie mogę się doczekać kontynuacji,
Bloom
Boska miniaturka. Czekam na kolejna cześć
OdpowiedzUsuńŚwietne, wciągające, Draco nawet nie jest takim draniem <3
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i komentujmy bo nie będzie następnej następnej notki :o
Podoba mi się to, że jest to miniaturka. ;) Po części rozumiem zachowanie Draco.. w końcu to Malfoy prawda? i nie zmieni się pod wpływem jednej chwili. Mimo wszystko współczuję Hermionie i jak na jej miejscu bez skrępowania porządnie bym mu przywaliła. :D
OdpowiedzUsuńSwietne :) dajesz nastepna
OdpowiedzUsuńOgólnie nie lubię miniaturek bo mi zakłocają rytm notek ale musze przyznac ,że to bylo genialne.
OdpowiedzUsuńPowtarzam się i pewnie jeszcze niejednokrotnie się powtórzę, ale to jest ŚWIETNE!!!
OdpowiedzUsuńZ jednej strony może wydawać się dziwne, że Granger tak łatwo przyjęła Malfoya w jak nie patrzeć "swoje progi"...
Rozumiem, że jest ta cała gryfońska odwaga, honor, uczynność, zaufanie i wrażliwość, ale jednak...? Odwiecznego wroga? Znienawidzonego Malfoya?
Rozumiem, że trzeba podejść do tej miniaturki z swojego rodzaju dystansem i postaram się to zrobić :)
Nie mnie, miniaturka cudna i oby tak dalej :*
Pozdrawiam, Skrzat!
20 komentarzy, to dużo, ale podoba mi się, więc pisz!
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam, czekam !
OdpowiedzUsuńNie cierpię miniaturek, po prostu nienawidzę, a jednak... Ty pokazałaś, że one shot nie musi być bardzo przyspieszonym rozwojem wydarzeń, w który nie jest wkładana nawet odrobina serca. Czytając to nie mogłam się oderwać od lektury, więc mam do Ciebie tylko jedną prośbę: JESZCZE ;) Czekam z
OdpowiedzUsuńzapartym tchem na kolejna część i mam nadzieję, że będzie tak genialna, jak ta. ;)
Pozdrawiam i życzę dużo weny oraz dwudziestu (conajmniej) komentarzy,
Pozdrawiam,
Tuśka
SUPER! One Shoty są twoją mocną stronę co nie znaczy, że głowne opowiadanie jest słabe. Jest równie świetne :D Czekam na następną część!
OdpowiedzUsuńOj, ciekawe, ciekawe. Nie moge sie doczekac kolejnej czesci! :) pozdrawiam, Kasia
OdpowiedzUsuńHmm, z zasady miniaturek innych niż Sevmione nie czytuję, ale pomyślałam sobie " a co mi szkodzi? ".
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że " całkiem całkiem " ;) Wiesz, jestem sercem z Sevmione, to jest jasne, ale przez Twojego bloga, powoli przekonuję się to tego paringu.
Czekam na więcej ;)
Pozdrawiam.
Juz nie moge sie doczekac nastepnej czesci :) masz wyobraznie :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opowiadanie! Jest to jedyne Dramione, jakie czytałam, w którym zachowano jakkolwiek charaktery, stosunek między nimi, czy jej przyjaciółmi. Bardzo się cieszę, że wpadłam na ten blog, bo bardzo mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i zapraszam do siebie.
Carmen
http://ofiara-wrozek.blogspot.com/
miniaturka*
UsuńWow... Nie, to chyba za mało. Ta miniaturka jest genialna! ^-^
OdpowiedzUsuńMiniaturka wyszła ci bardzo dobrze, chociaż rzeczywiście wiele jest podobieństw do mojej historii :) Sądzę jednak, że świetnie ci poszło z tym opisywaniem uczuć itd. Miona zachowała się jak prawdziwa gryfonka, a Draco jak prawdziwy ślizgon. Żadnego słodzenia :) Brawo.
OdpowiedzUsuńRacja , ta miniaturka jest super .
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award . Więcej info : http://wish-you-were-here-dramione.blogspot.com/
super :)
OdpowiedzUsuńHej, może cię jeszcze nie informowałam, ale dodałam cię do polecanych na moim blogu - http://jestes-miloscia-moja.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńjednakże jak już cię informowałam o tym, to przepraszam <3
Całusy i weny : )
Świetna miniaturka! :D Masz ogroooomny talent.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz znalazłam czas na całkowite jej przeczytanie ;x przepraszam :c
Tyyyyle emocji tu było ;)
Hermiona uratowała Malfoy'a ? Proszę, prosze :)
Jestem dumna z naszej Gryfoneczki ♥
No i to dzielenie się jajecznicą było.. urocze xd
Czekam z niecierpliwością na next xd
droga-do-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam M.
Miniaturka hujowa. Niwe wiem, po co tracisz na nią czas. Ja czekam na główna opowiadanie
OdpowiedzUsuńMiniaturka mnie urzekła! ^.^
OdpowiedzUsuńI wiesz co? Przez cb przekonałam się do paringu DraMione. Ale szczerze? Zawsze moim ulubionym paringiem będzie SevMione ;3
Miniaturka cudowna i wręcz nie mogę doczekać dalszego ciągu! :D
Weny życzę! ;*
Wspaniala miniaturka! Nie wiem co jeszcze powiedziec wiec ide dalej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam magicznie
~hope~