1 lipca 2013

ONE SHOT II cz. III

EDIT: Poprawa błędów wyłapanych przez Skrzat.

*~*~*

One Shot II cz. III



Słowa wy­powie­dziane bez wyczu­cia - ra­nią, ale są wybaczalne.

Na­tomiast złośli­wość jest zaw­sze celowa.





ZWYCZAJOWE ZŁOŚLIWOŚCI





Aportowali się z cichym trzaskiem w ślepej uliczce niedaleko Dworca King's Cross. Trzymali się za ręce, a w drugiej każde z nich trzymało wielką walizkę z rzeczami potrzebnymi na cały rok szkolny. Do odjazdu pociągu pozostawało im wciąż jeszcze dwadzieścia minut, lecz chcieli pojawić się tam jak najszybciej z nadzieją, że unikną ciekawskich spojrzeń.

Przez kilka chwil stali w zupełnej ciszy, patrząc na siebie z bliżej nieokreślonymi wyrazami twarzy. Kasztanowłosa dziewczyna otworzyła powoli usta, jednak po namyśle zrezygnowała i jedynie pokręciła głową. Spuściła oczy na ich splecione dłonie uśmiechając się nieznacznie.
- Czyli gdy wyjdziemy do ludzi, wszystko wróci do normy...
Blondwłosy chłopak spojrzał na nią czujnym wzrokiem. Nie potrafił określić czy słowa, które wypłynęły z jej ust były pytaniem, czy zwykłym stwierdzeniem.
- Taka była umowa – odpowiedział neutralnie, ściskając lekko jej drobną dłoń.- To, co działo się w tym białym domku to zupełnie inna bajka. W tym momencie wracamy do rzeczywistości...
- W której ty jesteś aroganckim arystokratą na usługach Voldemorta, a ja zwykłą szlamą – weszła mu w słowo, jednocześnie podnosząc wzrok by z niebywałą determinacją spojrzeć mu w oczy.
Skrzywił się na to określenie, jednak w żaden sposób go nie skomentował. Gryfonka miała rację, jak zwykle zresztą.
- Dokładnie tak – odpowiedział. Ostatni raz ścisnął na milisekundę jej dłoń, po czym szybko ją wypuścił.
Mimo, że wytłumaczyli sobie już wszystko, coś nadal trzymało ich w miejscach nie pozwalając się ruszyć. Przez jeden krótki moment zatopili się w swoich spojrzeniach mieszając stal z brązem. Ogień zetknął się z lodem znacznie przyspieszając pracę obydwu serc. Po upłynięciu nie więcej niż kilku sekund, które w tym przypadku wydawały się wiecznością, Hermiona odwróciła głowę wzdychając cicho.
Długie kręcone włosy zakryły jej twarz, gdy spojrzała na główną ulicę, od której dzieliło ich zaledwie kilkaset metrów.
- A więc chodźmy – starała się by jej głos zabrzmiał pewnie, więc z konsternacją zarejestrowała słyszalną w nim nutę zawodu.
Spojrzała raz jeszcze na towarzysza, a widząc skinienie głową ruszyła w stronę ruchliwej jezdni.



Bez słowa pokonali odległość dzielącą ich od dworca, po czym nie patrząc na siebie ruszyli w stronę barierki pomiędzy numerami 9 i 10.

Przystanęli w miejscu nie bardzo wiedząc co zrobić. Czuli, że wypadałoby coś jeszcze powiedzieć, jednak żadne właściwe słowa nie przychodziły im do głowy.

Po krótkiej chwili ruszyli jednocześnie, co poskutkowało bolesnym zderzeniem się w połowie drogi.
- Ty pierwsza – powiedział kulturalnie Draco, puszczając dziewczynę przodem. Hermiona choć zdziwiona jego manierami, nie mogła nie ucieszyć się z choć dłuższej chwili rozejmu.
- Dzięki.
Skinęła głową, po czym przyspieszając przeniknęła przez solidnie wyglądający metal.
Czarodziejski peron wyglądał tak, jak zawsze; pociąg z czerwoną lokomotywą na czele stał w pełnej gotowości na torach, czekając aż tłumy uczniów zajmą miejsca.
Hermiona wyciągnęła szyję najwyżej jak potrafiła w poszukiwaniu Harry'ego i Rona.
Już dawno przemyślała co im powie w razie, gdyby zadawali pytania. Co prawda spodziewała się ich tylko w ostateczności. Była całkowicie pewna, że uwierzyli w jej wymówkę.
Nigdzie nie znalazła ani rudej ani czarnej grzywy, jednak postanowiła sprawdzić jeszcze raz. W momencie gdy dojrzała postaci Crabbe'a i Goyle'a stojących w towarzystwie Zabiniego, poczuła jak coś z impetem na nią wpada. Malfoy.
- Granger, sor... - zauważył stojących niedaleko ślizgonów, więc otrzepał ubrania, a na twarz przybrał pogardliwy wyraz. - Uważaj gdzie stoisz, Granger. To nowa szata, nie chciałbym, żeby już pierwszego dnia pobrudziła się szlamem.
- Powiedział to najgłośniej jak się da, wśród salwy śmiechu dobiegającej ze strony jego ludzi.
Gryfonka nawet nie mrugnęła słysząc obraźliwe słowa blondyna. Założyła jedynie ręce na piersi i spojrzała na niego wyzywająco.
- Odwołaj to Malfoy – uprzedził ją znajomy głos, w momencie gdy otwierała usta. Harry.
- Co tam Głupotter? - zironizował ślizgon, zupełnie ignorując słowa wybrańca. - Wakacje znowu spędzone u biedoty? Jak się nazywała ta imitacja domu? Dziupla?
W tym momencie poczuła jak złość uderza jej do głowy. Jednak czego innego się spodziewała? Ostrzegał, że tak będzie. Zresztą, względem Harry'ego i Rona nigdy nie zachowywał się inaczej.
Spojrzała przelotem na stojącego za nią rudzielca. Jego policzki przybrały barwę wiśni, a wyraz twarzy jasno wskazywał na zbliżający się wybuch.
- Och zamknij się Malfoy. Ty durna tleniona fretko – rzuciła ze złością, odwracając się jednocześnie w stronę zdenerwowanego przyjaciela. - Chodź Ron. Nie warto tracić czasu na takiego kretyna – szepnęła łagodnie, łapiąc go za rękę w celu odciągnięcia do wagonu.
- Uważaj na słowa szlamo – usłyszała za plecami. Co jak co, ale tego było za wiele.
Poczuła jak jej ciało spina się w przypływie złości. Miała ochotę przyłożyć mu w twarz, jednak znów została uprzedzona.
Ron wyminął ją z wściekłym wyrazem twarzy, po czym wycelował różdżką prosto w pierś młodego dziedzica.
- Nie waż się. Tak. Do niej. Mówić! - krzyknął. Jego głos przepełniony był furią, która z pewnością przeraziłaby niejedną osobę, lecz nie Malfoy'a.
Roześmiał się szyderczo, wywołując na twarzy Weasley'a mocniejsze wypieki, po czym odwrócił się do Crabbe'a i Goyle'a, którzy pojawili się po jego bokach.
- Smoku, czy wszystko w porządku? - rozległ się rozbawiony głos ciemnowłosego ślizgona stojącego z Parkinson. Z jego postawy jasno można było odczytać, że z miłą chęcią przyłączyłby się do sprzeczki.
- W porządku – odkrzyknął blondyn, po czym spojrzał Hermionie prosto w oczy. - Już do was idę. Nie mam zamiaru dłużej babrać się w szlamie.
Zabolało. Spodziewała się tego, była przygotowana, ale mimo to poczuła ostry ból w sercu przywodzący na myśl powolne wbijanie tępego noża.
Głupi, tleniony dupek!
Obróciła głowę chcąc ukryć przed nim zbierające się w oczach łzy, następnie złapała kufer i z wysoko podniesioną głową ruszyła w stronę pociągu.
- Chodźcie, szkoda czasu na takie intelektualne zera.
Nie sprawdzała czy chłopacy za nią idą, w tym momencie nie bardzo ją to obchodziło.
Chciała stracić z oczu Malfoy'a. Natychmiast!
Znalazła pierwszy lepszy, pusty przedział do którego weszła, zamykając drzwi z impetem.
Parę sekund później w pomieszczeniu znaleźli się jej przyjaciele.
- Hermiono, nie przejmuj się tym dupkiem. Nie jest tego wart – powiedział Harry patrząc na nią ze współczuciem.
Nigdy nie naciskał, zazwyczaj mówił to, co akurat chciała usłyszeć. Za to go kochała. Był dla niej jak brat, którego nigdy nie miała.
Posłała mu słaby uśmiech, wycierając jedną zdradliwą łzę, która spłynęła po jej policzku.
- Ja to bym go najchętniej... - zaczął Ron, ale Wybraniec przerwał mu jednym ruchem ręki.
- Muszę wam coś powiedzieć – powiedział, ale przerwał by upewnić się czy drzwi przedziału są dobrze zamknięte. - Miałem coś do załatwienia z Dumbledore'm na Pokątnej i widziałem go jak znika na Nokturnie...
- Kogo? - zapytał tępo rudzielec, na co pozostała dwójka przewróciła oczami.
- Malfoy'a Ronaldzie, nie przerywaj – zganiła go Hermiona z lekkim uśmiechem na ustach. W jej głowie od razu pojawiło się masę pytań; co Dracon robił na Nokturnie? I jak mógł się tam znaleźć, skoro przez cały ten czas przebywał z nią?
Nagle przyszło olśnienie. Nie przez cały. Pamiętała jak raz usnęła na kanapie w środku dnia, a gdy się obudziła jego nigdzie nie było. Co prawda wrócił po jakiś dwudziestu minutach tłumacząc się, że był na dworze, ale czy na pewno?
Zaczęła podejrzewać, że mógł nafaszerować ją eliksirem nasennym. Skrzywiła się nieznacznie na tę myśl.
Przez moment panowała cisza, w czasie której Harry układał sobie w głowie co powinien powiedzieć. Po paru sekundach znów się odezwał.
- Sądzę, że jest śmierciożercą.
- Że co? - gryfonka poczuła jak serce zaczyna jej bić w zawrotnym tempie. Czyżby zobaczył jego mroczny znak? Przyznać mu rację czy zaprzeczyć? - Proszę cię Harry, nie przesadzaj.
Słowa wypłynęły wbrew niej. Dlaczego go broniła? Nie miała pojęcia, jednak czuła, że dobrze robi. Szlama broni swego prześladowce – świat schodzi na psy.
- Dlaczego tak od razu przekreślasz tę teorię? - zapytał wojowniczo próbując bronić swoich racji.
A dlaczego ty tak przy niej obstajesz? - zapytała, jednak widząc, że szykuje kolejny argument, zaatakowała z drugiej strony. - Widziałeś mroczny znak na jego ramieniu?
Widziała jak pewność znika z jego oczy, zastępowana zniechęceniem. Wiedziała, że igra z ogniem. Jeżeli jej przyjaciele dowiedzą się prawdy o tym co robiła przez niemal ostatni miesiąc, a także o tym, że z taką łatwością kłamie im prosto w oczy, na pewno będzie w nieciekawej sytuacji. Znienawidzą ją, a nawet jeśli nie, to z pewnością stracą zaufanie.
Pytanie tylko na czym jej bardziej zależało?
- Ja tam sądzę, że Harry może mieć rację – wtrącił się Ron, do którego wreszcie dotarło o czym jest mowa.
Hermiona tylko zmierzyła go spojrzeniem, przybierając na twarz pobłażliwy wyraz. Nie sądziła, że jest tak dobrą aktorką. „Z kim przystajesz, takim się stajesz...” przemknęło jej przez myśl. Machnęła ręką jakby odganiając natrętną muchę.
- Dajcie spokój. To jest więcej niż nierealne.
- Ale...
- Żadnego „ale”. Nie jest i basta. Koniec, kropka.
Może i była zbyt stanowcza jak na kogoś kto tak naprawdę nie miał możliwości poznania prawdy, jednak ani trochę się tym nie przejmowała.
Wyciągnęła pierwszą lepszą książkę ze swojej podręcznej biblioteczki, po czym zagłębiła się w lekturze, dając tym samym do zrozumienia, że rozmowa się skończyła.
- Idę się przejść – usłyszała Wybrańca parę minut później. Kiwnęła tylko głową na znak, że słyszy i odpłynęła w świat fantazji.



*~*~*



- Draco, wszystko gra? - usłyszał głos siedzącej obok Pansy. Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem i zauważył, że wszyscy się w niego wpatrują.
- Taa. Niby czemu miałoby nie grać?
Na widok wymienionych spojrzeń między dziewczyną a Zabinim poczuł jak irytacja przepływa przez jego ciała. Czy oni zawsze muszą się tak zachowywać?
- Normalnie nie gapisz się przez okno nie reagując na to co się do Ciebie mówi – odpowiedział Blaise patrząc na niego z rozbawieniem w oczach.
Spojrzał na czarnoskórego chłopaka beznamiętnym wzrokiem, po czym rozłożył się nonszalancko na siedzeniu.
Zauważył, że Pansy ułożyła się w taki sposób, aby z łatwością mógł ułożyć się w pozycji leżącej, z głową na jej kolanach. Może kiedyś by z tego skorzystał, ale nie teraz. Na samą myśl, że miałby położyć się na jej nogach robiło mu się słabo.
- Myślałem, że chyba bym oszalał, gdybym musiał siedzieć w tej marnej imitacji szkoły jeszcze przez dwa lata – odpowiedział najbardziej aroganckim tonem na jaki było go stać. 

Granger przez niego płakała. Widział łzy w jej oczach. Zawsze tak było, więc dlaczego teraz tak bardzo się tym przejął? Nic nowego przecież nie powiedział, a i ostrzegał ją, że tak właśnie to wszystko się skończy... 
Od momentu, gdy puścił jej dłoń, kierując się w stronę dworca, poczuł jakby jakaś niewidzialna siła rozrywała na pół jego ledwie odtajałe serce. Czuł, jakby z każdym krokiem tracił coś bardzo cennego i nie mógł nic zrobić by to powstrzymać.
Uczucie beznadziei nie opuściło go do tej pory.

- Co? Co masz na myśli?
Spojrzał w ciemne oczy Parkinson ale w myślach wciąż widział czekoladowe tęczówki, pokryte łzami.

Musi przestać do cholery. Co się z nim dzieje? Miał misję do wypełnienia, od której zależy naprawdę bardzo dużo. Nie mógł zajmować się takimi błahostkami jak dziewczyny, zwłaszcza gryfonki nieczystej krwi.

-Tylko tyle, że w tym roku będę miał na głowie o wiele więcej niż zwykłe, durne lekcje.
Siedzący wokół ślizgoni spojrzeli na niego z niedowierzaniem. Kretyni.W czasie, gdy oni będą siedzieć w tych ciasnych klasach, wysłuchując różnych pierdół, on będzie wprowadzał swój plan w życie.

Od kiedy odzyskał siły w niewielkim domku Granger, czas którego nie spędzał z nią, przeznaczał na planowanie strategii. Jego pomysł był całkiem dobry, a jeżeli uda mu się wykonać instrukcje, które otrzymał od Borgina ostatniego tygodnia, będzie niemalże perfekcyjny.
Oczywiście gryfonka nic nie wiedziała o jego wypadzie. Nie mógł i nie chciał jej nic mówić. Zresztą to nie są sprawy dla dziewczyn, zwłaszcza jej pokroju. Faktem jest także, że musi to zadanie wykonać sam, bez niczyjej pomocy. Tylko czy da radę?...

- Przestań pieprzyć Smoku – sarknąć Zabini machając ręką.
Nie miał ochoty z nimi dyskutować, więc skwitował słowa bruneta jedynie morderczym spojrzeniem.
- Idę się przejść – rzucił, wstając z miejsca.
Nie miał zamiaru czekać na odpowiedź, więc od razu ruszył w stronę wyjścia na korytarz. Otwierając drzwi, odniósł wrażenie, jakby coś wyminęło go w bardzo szybkim tempie. Odwrócił się zdezorientowany, próbując złapać niewidzialnego intruza. Kiedy jego dłoń natrafiła na pustkę tylko wzruszył ramionami i ruszył dalej odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami ślizgonów.
Nie miał pojęcia gdzie zmierzał, lecz gdy przechodził przez wagon Gryffindoru, coś kazało mu się zatrzymać. Kierowany instynktem odwrócił głowę w lewą stronę, gdzie ujrzał znajome kasztanowe włosy.
Siedziała pod oknem czytając jakąś grubą książkę, a rudzielec wpatrywał się w nią jak cielę w malowane wrota.
W głowie Dracona pojawiły się wspomnienia wielu wieczorów spędzonych przy tej dziewczynie, wywołując na twarz zarys uśmiechu.
Poczuł czyjeś intensywne spojrzenie i uświadomił sobie, że Granger wpatruje się w niego z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy. Kiedy ich oczy się spotkały, jego serce gwałtownie przyspieszyło swój rytm, boleśnie obijając się o żebra.
Skinął jej głową ledwo dostrzegalnie, po czym uciekł jak najdalej.



*~*~*



Siedziała przy stole gryfonów, czekając aż talerze wreszcie napełnią się tymi wszystkimi pysznościami. Była strasznie głodna, zresztą co się dziwić? Ostatnie co jadła to kanapki z żółtym serem, świeżą sałatą i pomidorem, przygotowane przez Malfoy'a.

Z trudem powstrzymała grymas cisnący się na jej twarz. Nie chciała zwracać na siebie uwagi siedzącego obok niej Wybrańca. Nie miała siły by tłumaczyć powodu złego nastroju, a prawdy wyjawić i tak nie mogła.

Obróciła głowę w stronę stojącej na środku sali McGonagall udając, że przygląda się Ceremonii Przydziału i dyskretnie spojrzała w stronę stołu ślizgonów.

Siedzieli w zbitej kupce wokół swojego lidera słuchając jak opowiada jakąś historię. W pewnym momencie wybuchnęli donośnym śmiechem i jak na komendę spojrzeli w stronę jej, Harry'ego i Rona.

Widziała na ich twarzach szydercze uśmiechy kiedy pokazywali w ich stronę palcami, jednak to wszystko utonęło gdzieś w zakamarkach jej umysłu. Skupiła spojrzenie na bladej, pociągłej twarzy swego niedawnego podopiecznego, na której malowała się pewność siebie. Nie widziała jego oczu, jednak domyślała się co wyrażają; ironię, arogancję i dumę.

Niepewny mur, który wybudowali przez te kilka tygodni zaczął walić się kamień po kamieniu. Poczuła, że to jaki dla niej był, było niczym innym jak tylko zwykłą grą. Nie chciała się do tego przyznać, ale bolało ją serce. Za bardzo uwierzyła, że pod tą zimną skorupą znajduje się prawdziwy człowiek.
- Hej, wszystko w porządku? Gdzie tak patrzysz? - usłyszała głos Harry'ego i momentalnie odwróciła głowę czując jak na policzki wypływa jej palący rumieniec.
Widząc jej zakłopotanie podążył wzrokiem w kierunku, w którym patrzyła, a na jego twarzy błysnęło zrozumienie. Hermiona poczuła jak cała krew, która wcześniej wywołała rumieniec, teraz z zawrotną szybkością spływa z jej twarzy.
- Szo sze, sztaooo – zapytał Ron plując się przy okazji jedzonym kurczakiem. Wyglądał odrażająco.
- Tleniona fretka znowu wygłasza swoje mądrości na nasz temat – odpowiedział Wybraniec.
Gryfonka odetchnęła z ulgą słysząc słowa przyjaciela. Musiał źle zinterpretować jej minę.
- Nie szejmuj see nym. 'o wykły dupek – mimo buzi wypchanej kolejną porcją jedzenia słowo „dupek” wypowiedział o dziwo bardzo wyraźnie.
Hermiona spojrzała na niego uśmiechając się pod nosem na widok morderczego spojrzenia rzucanego w stronę ślizgona.
- Naucz się w końcu jeść Ronaldzie – skarciła go z pewną dawką rozbawienia,gdy kawałek babeczki wylądował obok jej ręki.
Obiecała sobie solennie nie przejmować się aroganckim arystokratą.



*~*~*



Szedł szybkim krokiem zmierzając w stronę siódmego piętra. Spławił swoją świtę niemal od razu po wyjściu z Wielkiej Sali. Nie chciał odkładać rekonesansu. Im szybciej zabierze się za naprawę szafki zniknięć tym większe szanse, że wyrobi się na czas.

Poczekał tylko aż prefekci odprowadzą najmłodszych uczniów do dormitoriów, a następnie ruszył wprost do Pokoju Życzeń. W tym roku nie miał zamiaru przejmować się takimi błahostkami jak pomaganie uczniom czy pilnowanie początku. Pansy sama będzie musiała dać sobie radę.

Rozejrzał się dookoła czując nagły przypływ niepokoju, ale napotkał tylko ciemność i pustkę. Wyciągnął różdżkę, na wszelki wypadek, po czym ruszył dalej.

Bez przeszkód dotarł na siódme piętro, wróżąc tym sobie rychły sukces. Zaledwie jednak wyszedł zza zakrętu, gdy wpadł na jakąś drobną osóbkę zmierzającą w przeciwnym kierunku.
- Uważaj jak... - otworzył szerzej oczy na widok znajomych czekoladowych tęczówek, a jego serce wzmogło swój rytm. - Granger?!
- Cześć – odpowiedziała oschle, przyglądając mu się z dziwnym wyrazem twarzy. W jej spojrzeniu malowało się coś na kształt... nadziei?
- Co tu robisz? - zapytał ignorując jej powitanie. Rozejrzał się dookoła w przestrachu aby nikt nie nadszedł.
Dziewczyna założyła ręce na piersi, mrużąc przy tym powieki. Zauważył w jej postawie pewną zmianę. Nie emanowała już tą radością, którą widział jeszcze dwa dni przed ich powrotem do Hogwartu.
- To chyba ja powinnam zadać to pytanie – jej stanowczy ton, a także treść wypowiedzi zwróciły jego uwagę. Co miała na myśli?
Chyba zauważyła jego dezorientację, bo po chwili dodała:
- To jest Wieża Zachodnia, Malfoy. Mieszkam tutaj.
- W wieży? - zapytał niezbyt inteligentnie na co gryfonka przewróciła oczami.
Zlustrował dokładnie jej postawę. Zirytował go gest dziewczyny, a także mowa jej ciała.
Nie miał czasu, żeby się z nią użerać. Nie teraz. Musiał zrobić co do niego należy...
- W Gryffindorze.
Ton jej głosu doprowadził go do szewskiej pasji. Może i mieli chwile słabości, może i polubił tę arogancką gryfonkę, ale to nie znaczy , że może go tak traktować. 
Chyba ktoś tu jest niezłym hipokrytą.... 
Nie będzie teraz o tym myślał.
- Bardzo mnie to cieszy, a teraz zejdź mi z oczu. Nie mam czasu na marnowanie go z jakimiś upierdliwymi gryfonkami.
Zanim jeszcze skończył zdanie wiedział, że przesadził.
W pięknych czekoladowych oczach dziewczyny pojawiło się niedowierzanie i ból, zastąpione po chwili bezgraniczną złością.
Mówił już gorsze rzeczy, domyślał się jednak że w tym momencie nie chodzi jej o treść słów. Zranił ją fakt, że mimo iż byli całkowicie sami, bez otaczających ją wokoło ciekawskich spojrzeń, on nadal ją obrażał.
Swoim zachowaniem pokazał, że te paręnaście dni sojuszu zupełnie nic dla niego nie znaczyło. Utwierdził ją w przekonaniu, że nadal jest dla niego nic nie znaczącą szlamą. Że on sam jest zwykłym draniem nie liczącym się z uczuciami innych...
Zobaczył jak jej oczy niebezpiecznie zwężają się w szparki. Czuł, że musi coś zrobić, musi się odezwać, jednak zanim choćby jeden dźwięk wypłynął z jego ust, wściekły głos Granger rozszedł się po pustym korytarzu.
- Świetnie. Uciekaj ty tleniona fretko. Zgnij w tych zapchlonych lochach razem ze swoją arogancją, egoizmem i niebotycznym ego. Nienawidzę cię.
Odeszła. Odwróciła się na pięcie by szybkim krokiem oddalić się w głąb korytarza, zostawiając osłupiałego blondyna w samotności.
Przesadził, czuł to. Chciał za nią pójść, ale nie ruszył się z miejsca. Nie wiedział po co, nie potrafił ujrzeć w tym sensu. Ona szlama, on arystokrata czystej krwi. W tych czasach i przy takiej przepaści nawet zwykła znajomość nie ma szans przetrwania.

20 komentarzy:

  1. Początek był słodki :D Tak trzymali się za ręce i było fajnie ;)
    a później.. musieli znowu zacząć się nie nawidzieć :C
    Szkoda mi strasznie Hermiony.. Gdy się nim opiekowała, zbliżyli się do siebie a teraz musi sie od jego obecności odzwyczaic :x
    Świetna część, czekam z niecierpliwością na kolejną :p
    droga-do-milosci.blogspot.com/ - pojawił się 7 rozdział :D

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow...
    Pochłonęłam cały tekst w ciągu kilku minut, których upływu nawet nie zauważyłam :)
    Początek cudowny *.* ale później ten wredny Malfoy, musiał ja skrzywdzić! Zakochany w sobie, arystokratyczny "dupek"!!! Pogódź ich w następnej części :*
    Zauważyłam tylko dwa błędy:
    "Ostatnie co jadła to kanapki z żółtym serem, świeżą sałatą i pomidorem, jedzone wspólnie z Malfoy'em." Nie jestem pewna, ale jak dla mnie to "jadła" i "jedzone" jest czyś na wzór powtórzenia...
    I jeszcze:
    "- Co tu robisz? - zapytał ignorując jej pytanie." Hermiona nie zadawała żadnego pytania, albo jestem ślepa xd obie opcje są prawdopodobne...
    Pozdrawiam, Skrzat :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejcio..brak mi słów.Ja tam się cieszę ,że Draco znów stał się Draco.Lubię jak jest wredny ale mimo wszystko chcę żeby się pogodzili!Kocham to!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny tekst, tak fajnie, przyjemnie sie czytało. ;)Szkoda, że między nimi wszystko wróciło do normy... Chociaż może tak nie do końca wszystko? ;D
    Kolejna super część, bardzo się cieszę, że wrzucisz następną przed moim wyjazdem, bo nie chciałabym tego czytać dopiero w sierpniu. ;c
    Weny, kochana i więcej takich wspaniałych miniaturek dla nas. ;**
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest cudowne ♥
    Az mi szkoda było Hermiony, zresztą tak jak Dracona ;/ Mam nadzieję, że i tak wszystko skończy się dobrze :D
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Kilka razy popłynęły mi łzy chyba nie dotrwam do środy +_+

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę za ostro *.* Biedna Herm.
    Malfoy ma wyrzuty sumienia, ale on musi taki być ;D
    Mam nadzieję, że jednak zmądrzeje,
    PS Rozdział świetny, czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Początek był uroczy <3 To jak nie mogli się pożegnać... ;) A później Malfoy stał się sobą, jednak mimo to nadal go uwielbiam, bo przecież jednak coś czuje do Hermiony. :) Czekam do środy na kolejną tak wspaniałą część tej miniaturki.
    Pozdrawiam,
    Tuśka
    dramione-odbudujmy-nasz-maly-swiat.blogspot.com
    ogien-z-woda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz co? Ahhh. Jak możesz tak ranić ;) początek taki słodki i wgl. A koniec oschly. I za to lubię ten blog jest nie przewidywalny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Poprzednich czesci nie komentowalam ale ta skomentuje! :)
    Ron jest obrzydliwy! Bleeee.. Jak tak mozna jesc?!
    A Harry jest w sumie kochany. Lubie Harrego!
    Szkida tylko ze Hermiona i Draco musza byc do siebue tak nastawieni... :(
    Czekam do srody! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak zawsze super! Szkoda tylko, że zdecydowałaś się zakończyć tak tą część. Myślałam, że Dracon będzie baardziej uczuciowy wobec Hermiony. Nie mogę się doczekać już następnej części ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudo!
    Szkoda mi tylko Hermiony ;<
    Jak ona musi się nacierpieć...
    Tak czy inaczej rozdział FANTASTYCZNY!!! *.*

    OdpowiedzUsuń
  13. Początek słodki, ale szkoda że później wrócili do starego traktowania się :(
    Mam nadzieje że to naprawisz ;)
    Ron był tu taki obrzydliwy, ale szczerze mówiąc nie zrozumiałam jego pytania. Mogłabyś przetłumaczyć?
    Pozdrawiam serdecznie
    Bloom

    OdpowiedzUsuń
  14. Oo nie mogę się już doczekać genialne. Tak mi się to spodobało, że po prostu brak słów czekam Q_Q

    OdpowiedzUsuń
  15. Powalające :P
    Czekam na dalszą część :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Uff, wreszcie się zebrałam i przeczytałam :D Słodki Draco jest świetny, ale dobrze, że nie stracił do końca swojego charakterku ;) Ron... bleee.
    Strasznie mi się podoba :) Bardzo mnie ciekawi dalszy ciąg :D
    Pozdrawiam i życzę dużooo słońca! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja bym nie powiedziała, że Draco jest słodki jest okropny dobrze, że się pżełamuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem, jestem.
    Nooo, kurczę, kochana...Czapki z głów. Co część, to co raz bardziej wciąga i zaskakuje.
    W sumie, to początek był jak dla mnie smutny ;<
    I szkoda mi Hermiony... Echh. Czekam na następną część.

    OdpowiedzUsuń
  19. Początek był słodki i smutny... Draco to dupek! Przecież na samym końcu byli sami! Żadnych ciekawskich spojrzeń, tylko oni! Dlaczego on się tak zachował! Tleniona fretka!
    Ja chcę, by oni się pogodzili!
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń