EDIT: Poprawa błędów wyłapanych przez Skrzat.
*~*~*
One Shot II cz. III
Słowa
wypowiedziane bez wyczucia - ranią, ale są
wybaczalne.
Natomiast
złośliwość jest zawsze celowa.
ZWYCZAJOWE
ZŁOŚLIWOŚCI
Aportowali się z cichym trzaskiem w ślepej uliczce niedaleko Dworca
King's Cross. Trzymali się za ręce, a w drugiej każde z nich
trzymało wielką walizkę z rzeczami potrzebnymi na cały rok
szkolny. Do odjazdu pociągu pozostawało im wciąż jeszcze
dwadzieścia minut, lecz chcieli pojawić się tam jak najszybciej z
nadzieją, że unikną ciekawskich spojrzeń.
Przez kilka chwil stali w zupełnej ciszy, patrząc na siebie z
bliżej nieokreślonymi wyrazami twarzy. Kasztanowłosa dziewczyna
otworzyła powoli usta, jednak po namyśle zrezygnowała i jedynie
pokręciła głową. Spuściła oczy na ich splecione dłonie
uśmiechając się nieznacznie.
- Czyli gdy wyjdziemy do ludzi, wszystko wróci do normy...
Blondwłosy chłopak spojrzał na nią czujnym wzrokiem. Nie
potrafił określić czy słowa, które wypłynęły z jej ust były
pytaniem, czy zwykłym stwierdzeniem.
- Taka była umowa – odpowiedział neutralnie, ściskając lekko jej
drobną dłoń.- To, co działo się w tym białym domku to zupełnie
inna bajka. W tym momencie wracamy do rzeczywistości...
- W której ty jesteś aroganckim arystokratą na usługach
Voldemorta, a ja zwykłą szlamą – weszła mu w słowo,
jednocześnie podnosząc wzrok by z niebywałą determinacją
spojrzeć mu w oczy.
Skrzywił się na to określenie, jednak w żaden sposób go nie
skomentował. Gryfonka miała rację, jak zwykle zresztą.
- Dokładnie tak – odpowiedział. Ostatni raz ścisnął na
milisekundę jej dłoń, po czym szybko ją wypuścił.
Mimo, że wytłumaczyli sobie już wszystko, coś nadal trzymało
ich w miejscach nie pozwalając się ruszyć. Przez jeden krótki
moment zatopili się w swoich spojrzeniach mieszając stal z brązem.
Ogień zetknął się z lodem znacznie przyspieszając pracę obydwu
serc. Po upłynięciu nie więcej niż kilku sekund, które w tym
przypadku wydawały się wiecznością, Hermiona odwróciła głowę
wzdychając cicho.
Długie kręcone włosy zakryły jej twarz, gdy spojrzała na główną
ulicę, od której dzieliło ich zaledwie kilkaset metrów.
- A więc chodźmy – starała się by jej głos zabrzmiał pewnie,
więc z konsternacją zarejestrowała słyszalną w nim nutę
zawodu.
Spojrzała raz jeszcze na towarzysza, a widząc skinienie głową
ruszyła w stronę ruchliwej jezdni.
Bez słowa pokonali odległość dzielącą ich od dworca, po czym
nie patrząc na siebie ruszyli w stronę barierki pomiędzy numerami
9 i 10.
Przystanęli w miejscu nie bardzo wiedząc co zrobić. Czuli, że
wypadałoby coś jeszcze powiedzieć, jednak żadne właściwe słowa
nie przychodziły im do głowy.
Po krótkiej chwili ruszyli jednocześnie, co poskutkowało bolesnym
zderzeniem się w połowie drogi.
- Ty pierwsza – powiedział kulturalnie Draco, puszczając
dziewczynę przodem. Hermiona choć zdziwiona jego manierami, nie
mogła nie ucieszyć się z choć dłuższej chwili rozejmu.- Dzięki.
Skinęła głową, po czym przyspieszając przeniknęła przez
solidnie wyglądający metal.
Czarodziejski peron wyglądał tak, jak zawsze; pociąg z czerwoną
lokomotywą na czele stał w pełnej gotowości na torach, czekając
aż tłumy uczniów zajmą miejsca.
Hermiona wyciągnęła szyję najwyżej jak potrafiła w
poszukiwaniu Harry'ego i Rona.
Już dawno przemyślała co im powie w razie, gdyby zadawali
pytania. Co prawda spodziewała się ich tylko w ostateczności.
Była całkowicie pewna, że uwierzyli w jej wymówkę.
Nigdzie nie znalazła ani rudej ani czarnej grzywy, jednak
postanowiła sprawdzić jeszcze raz. W momencie gdy dojrzała
postaci Crabbe'a i Goyle'a stojących w towarzystwie Zabiniego,
poczuła jak coś z impetem na nią wpada. Malfoy.
- Granger, sor... - zauważył stojących niedaleko ślizgonów, więc
otrzepał ubrania, a na twarz przybrał pogardliwy wyraz. - Uważaj
gdzie stoisz, Granger. To nowa szata, nie chciałbym, żeby już
pierwszego dnia pobrudziła się szlamem.
- Powiedział to najgłośniej jak się da, wśród salwy śmiechu
dobiegającej ze strony jego ludzi.
Gryfonka nawet nie mrugnęła słysząc obraźliwe słowa blondyna.
Założyła jedynie ręce na piersi i spojrzała na niego
wyzywająco.
- Odwołaj to Malfoy – uprzedził ją znajomy głos, w momencie gdy
otwierała usta. Harry.
- Co tam Głupotter? - zironizował ślizgon, zupełnie ignorując
słowa wybrańca. - Wakacje znowu spędzone u biedoty? Jak się
nazywała ta imitacja domu? Dziupla?
W tym momencie poczuła jak złość uderza jej do głowy. Jednak
czego innego się spodziewała? Ostrzegał, że tak będzie.
Zresztą, względem Harry'ego i Rona nigdy nie zachowywał się
inaczej.
Spojrzała przelotem na stojącego za nią rudzielca. Jego policzki
przybrały barwę wiśni, a wyraz twarzy jasno wskazywał na
zbliżający się wybuch.
- Och zamknij się Malfoy. Ty durna tleniona fretko – rzuciła ze
złością, odwracając się jednocześnie w stronę zdenerwowanego
przyjaciela. - Chodź Ron. Nie warto tracić czasu na takiego
kretyna – szepnęła łagodnie, łapiąc go za rękę w celu
odciągnięcia do wagonu.
- Uważaj na słowa szlamo – usłyszała za plecami. Co jak co, ale
tego było za wiele.
Poczuła jak jej ciało spina się w przypływie złości. Miała
ochotę przyłożyć mu w twarz, jednak znów została uprzedzona.
Ron wyminął ją z wściekłym wyrazem twarzy, po czym wycelował
różdżką prosto w pierś młodego dziedzica.
- Nie waż się. Tak. Do niej. Mówić! - krzyknął. Jego głos
przepełniony był furią, która z pewnością przeraziłaby
niejedną osobę, lecz nie Malfoy'a.
Roześmiał się szyderczo, wywołując na twarzy Weasley'a
mocniejsze wypieki, po czym odwrócił się do Crabbe'a i Goyle'a,
którzy pojawili się po jego bokach.
- Smoku, czy wszystko w porządku? - rozległ się rozbawiony głos
ciemnowłosego ślizgona stojącego z Parkinson. Z jego postawy
jasno można było odczytać, że z miłą chęcią przyłączyłby
się do sprzeczki.
- W porządku – odkrzyknął blondyn, po czym spojrzał Hermionie
prosto w oczy. - Już do was idę. Nie mam zamiaru dłużej babrać
się w szlamie.
Zabolało. Spodziewała się tego, była przygotowana, ale mimo to
poczuła ostry ból w sercu przywodzący na myśl powolne wbijanie
tępego noża.
Głupi, tleniony dupek!
Obróciła głowę chcąc ukryć przed nim zbierające się w oczach
łzy, następnie złapała kufer i z wysoko podniesioną głową
ruszyła w stronę pociągu.
- Chodźcie, szkoda czasu na takie intelektualne zera.
Nie sprawdzała czy chłopacy za nią idą, w tym momencie nie
bardzo ją to obchodziło.
Chciała stracić z oczu Malfoy'a. Natychmiast!
Znalazła pierwszy lepszy, pusty przedział do którego weszła,
zamykając drzwi z impetem.
Parę sekund później w pomieszczeniu znaleźli się jej
przyjaciele.
- Hermiono, nie przejmuj się tym dupkiem. Nie jest tego wart –
powiedział Harry patrząc na nią ze współczuciem.
Nigdy nie naciskał, zazwyczaj mówił to, co akurat chciała
usłyszeć. Za to go kochała. Był dla niej jak brat, którego
nigdy nie miała.
Posłała mu słaby uśmiech, wycierając jedną zdradliwą łzę,
która spłynęła po jej policzku.
- Ja to bym go najchętniej... - zaczął Ron, ale Wybraniec przerwał
mu jednym ruchem ręki.
- Muszę wam coś powiedzieć – powiedział, ale przerwał by
upewnić się czy drzwi przedziału są dobrze zamknięte. - Miałem
coś do załatwienia z Dumbledore'm na Pokątnej i widziałem go jak
znika na Nokturnie...
- Kogo? - zapytał tępo rudzielec, na co pozostała dwójka
przewróciła oczami.
- Malfoy'a Ronaldzie, nie przerywaj – zganiła go Hermiona z lekkim
uśmiechem na ustach. W jej głowie od razu pojawiło się masę
pytań; co Dracon robił na Nokturnie? I jak mógł się tam
znaleźć, skoro przez cały ten czas przebywał z nią?
Nagle przyszło olśnienie. Nie przez cały. Pamiętała jak raz
usnęła na kanapie w środku dnia, a gdy się obudziła jego
nigdzie nie było. Co prawda wrócił po jakiś dwudziestu minutach
tłumacząc się, że był na dworze, ale czy na pewno?
Zaczęła podejrzewać, że mógł nafaszerować ją eliksirem
nasennym. Skrzywiła się nieznacznie na tę myśl.
Przez moment panowała cisza, w czasie której Harry układał sobie
w głowie co powinien powiedzieć. Po paru sekundach znów się
odezwał.
- Sądzę, że jest śmierciożercą.
- Że co? - gryfonka poczuła jak serce zaczyna jej bić w zawrotnym
tempie. Czyżby zobaczył jego mroczny znak? Przyznać mu rację czy
zaprzeczyć? - Proszę cię Harry, nie przesadzaj.
Słowa wypłynęły wbrew niej. Dlaczego go broniła? Nie miała
pojęcia, jednak czuła, że dobrze robi. Szlama broni swego
prześladowce – świat schodzi na psy.
- Dlaczego tak od razu przekreślasz tę teorię? - zapytał
wojowniczo próbując bronić swoich racji.
A dlaczego ty tak przy niej obstajesz? - zapytała, jednak widząc,
że szykuje kolejny argument, zaatakowała z drugiej strony. -
Widziałeś mroczny znak na jego ramieniu?
Widziała jak pewność znika z jego oczy, zastępowana
zniechęceniem. Wiedziała, że igra z ogniem. Jeżeli jej
przyjaciele dowiedzą się prawdy o tym co robiła przez niemal
ostatni miesiąc, a także o tym, że z taką łatwością kłamie
im prosto w oczy, na pewno będzie w nieciekawej sytuacji.
Znienawidzą ją, a nawet jeśli nie, to z pewnością stracą
zaufanie.
Pytanie tylko na czym jej bardziej zależało?
- Ja tam sądzę, że Harry może mieć rację – wtrącił się Ron,
do którego wreszcie dotarło o czym jest mowa.
Hermiona tylko zmierzyła go spojrzeniem, przybierając na twarz
pobłażliwy wyraz. Nie sądziła, że jest tak dobrą aktorką. „Z
kim przystajesz, takim się stajesz...” przemknęło jej przez
myśl. Machnęła ręką jakby odganiając natrętną muchę.
- Dajcie spokój. To jest więcej niż nierealne.
- Ale...
- Żadnego „ale”. Nie jest i basta. Koniec, kropka.
Może i była zbyt stanowcza jak na kogoś kto tak naprawdę nie
miał możliwości poznania prawdy, jednak ani trochę się tym nie
przejmowała.
Wyciągnęła pierwszą lepszą książkę ze swojej podręcznej
biblioteczki, po czym zagłębiła się w lekturze, dając tym samym
do zrozumienia, że rozmowa się skończyła.
- Idę się przejść – usłyszała Wybrańca parę minut później.
Kiwnęła tylko głową na znak, że słyszy i odpłynęła w świat
fantazji.
*~*~*
- Taa. Niby czemu miałoby nie grać?
Na widok wymienionych spojrzeń między dziewczyną a Zabinim poczuł
jak irytacja przepływa przez jego ciała. Czy oni zawsze muszą się
tak zachowywać?
- Normalnie nie gapisz się przez okno nie reagując na to co się do
Ciebie mówi – odpowiedział Blaise patrząc na niego z
rozbawieniem w oczach.
Spojrzał na czarnoskórego chłopaka beznamiętnym wzrokiem, po
czym rozłożył się nonszalancko na siedzeniu.
Zauważył, że Pansy ułożyła się w taki sposób, aby z
łatwością mógł ułożyć się w pozycji leżącej, z głową na
jej kolanach. Może kiedyś by z tego skorzystał, ale nie teraz. Na
samą myśl, że miałby położyć się na jej nogach robiło mu
się słabo.
- Myślałem, że chyba bym oszalał, gdybym musiał siedzieć w tej
marnej imitacji szkoły jeszcze przez dwa lata – odpowiedział
najbardziej aroganckim tonem na jaki było go stać.
Granger
przez niego płakała. Widział łzy w jej oczach. Zawsze tak było,
więc dlaczego teraz tak bardzo się tym przejął? Nic nowego
przecież nie powiedział, a i ostrzegał ją, że tak właśnie to
wszystko się skończy...
Od momentu, gdy puścił jej dłoń, kierując się w stronę
dworca, poczuł jakby jakaś niewidzialna siła rozrywała na pół
jego ledwie odtajałe serce. Czuł, jakby z każdym krokiem tracił
coś bardzo cennego i nie mógł nic zrobić by to powstrzymać.
Uczucie beznadziei nie opuściło go do tej pory.
- Co? Co masz na myśli?
Spojrzał w ciemne oczy Parkinson ale w myślach wciąż widział
czekoladowe tęczówki, pokryte łzami.
Musi przestać do cholery. Co się z nim dzieje? Miał misję do
wypełnienia, od której zależy naprawdę bardzo dużo. Nie mógł
zajmować się takimi błahostkami jak dziewczyny, zwłaszcza
gryfonki nieczystej krwi.
-Tylko tyle, że w tym roku będę miał na głowie o wiele więcej
niż zwykłe, durne lekcje.
Siedzący wokół ślizgoni spojrzeli na niego z niedowierzaniem.
Kretyni.W czasie, gdy oni będą siedzieć w tych ciasnych klasach,
wysłuchując różnych pierdół, on będzie wprowadzał swój plan
w życie.
Od kiedy odzyskał siły w niewielkim domku Granger, czas którego
nie spędzał z nią, przeznaczał na planowanie strategii. Jego
pomysł był całkiem dobry, a jeżeli uda mu się wykonać
instrukcje, które otrzymał od Borgina ostatniego tygodnia, będzie
niemalże perfekcyjny.
Oczywiście gryfonka nic nie wiedziała o jego wypadzie. Nie mógł
i nie chciał jej nic mówić. Zresztą to nie są sprawy dla
dziewczyn, zwłaszcza jej pokroju. Faktem jest także, że musi to
zadanie wykonać sam, bez niczyjej pomocy. Tylko czy da radę?...
- Przestań pieprzyć Smoku – sarknąć Zabini machając ręką.
Nie miał ochoty z nimi dyskutować, więc skwitował słowa bruneta
jedynie morderczym spojrzeniem.
- Idę się przejść – rzucił, wstając z miejsca.
Nie miał zamiaru czekać na odpowiedź, więc od razu ruszył w
stronę wyjścia na korytarz. Otwierając drzwi, odniósł wrażenie,
jakby coś wyminęło go w bardzo szybkim tempie. Odwrócił się
zdezorientowany, próbując złapać niewidzialnego intruza. Kiedy
jego dłoń natrafiła na pustkę tylko wzruszył ramionami i ruszył
dalej odprowadzany zdziwionymi spojrzeniami ślizgonów.
Nie miał pojęcia gdzie zmierzał, lecz gdy przechodził przez
wagon Gryffindoru, coś kazało mu się zatrzymać. Kierowany
instynktem odwrócił głowę w lewą stronę, gdzie ujrzał znajome
kasztanowe włosy.
Siedziała pod oknem czytając jakąś grubą książkę, a
rudzielec wpatrywał się w nią jak cielę w malowane wrota.
W głowie Dracona pojawiły się wspomnienia wielu wieczorów
spędzonych przy tej dziewczynie, wywołując na twarz zarys
uśmiechu.
Poczuł czyjeś intensywne spojrzenie i uświadomił sobie, że
Granger wpatruje się w niego z bliżej nieokreślonym wyrazem
twarzy. Kiedy ich oczy się spotkały, jego serce gwałtownie
przyspieszyło swój rytm, boleśnie obijając się o żebra.
Skinął jej głową ledwo dostrzegalnie, po czym uciekł jak
najdalej.
*~*~*
Siedziała przy stole gryfonów, czekając aż talerze wreszcie
napełnią się tymi wszystkimi pysznościami. Była strasznie
głodna, zresztą co się dziwić? Ostatnie co jadła to kanapki z
żółtym serem, świeżą sałatą i pomidorem, przygotowane przez Malfoy'a.
Z trudem powstrzymała grymas cisnący się na jej twarz. Nie chciała
zwracać na siebie uwagi siedzącego obok niej Wybrańca. Nie miała
siły by tłumaczyć powodu złego nastroju, a prawdy wyjawić i tak
nie mogła.
Obróciła głowę w stronę stojącej na środku sali McGonagall
udając, że przygląda się Ceremonii Przydziału i dyskretnie
spojrzała w stronę stołu ślizgonów.
Siedzieli w zbitej kupce wokół swojego lidera słuchając jak
opowiada jakąś historię. W pewnym momencie wybuchnęli donośnym
śmiechem i jak na komendę spojrzeli w stronę jej, Harry'ego i
Rona.
Widziała na ich twarzach szydercze uśmiechy kiedy pokazywali w ich
stronę palcami, jednak to wszystko utonęło gdzieś w zakamarkach
jej umysłu. Skupiła spojrzenie na bladej, pociągłej twarzy swego
niedawnego podopiecznego, na której malowała się pewność siebie.
Nie widziała jego oczu, jednak domyślała się co wyrażają;
ironię, arogancję i dumę.
Niepewny mur, który wybudowali przez te kilka tygodni zaczął walić
się kamień po kamieniu. Poczuła, że to jaki dla niej był, było
niczym innym jak tylko zwykłą grą. Nie chciała się do tego
przyznać, ale bolało ją serce. Za bardzo uwierzyła, że pod tą
zimną skorupą znajduje się prawdziwy człowiek.
- Hej, wszystko w porządku? Gdzie tak patrzysz? - usłyszała głos
Harry'ego i momentalnie odwróciła głowę czując jak na policzki
wypływa jej palący rumieniec.
Widząc jej zakłopotanie podążył wzrokiem w kierunku, w którym
patrzyła, a na jego twarzy błysnęło zrozumienie. Hermiona
poczuła jak cała krew, która wcześniej wywołała rumieniec,
teraz z zawrotną szybkością spływa z jej twarzy.
- Szo sze, sztaooo – zapytał Ron plując się przy okazji jedzonym
kurczakiem. Wyglądał odrażająco.
- Tleniona fretka znowu wygłasza swoje mądrości na nasz temat –
odpowiedział Wybraniec.
Gryfonka odetchnęła z ulgą słysząc słowa przyjaciela. Musiał
źle zinterpretować jej minę.
- Nie szejmuj see nym. 'o wykły dupek – mimo buzi wypchanej kolejną
porcją jedzenia słowo „dupek” wypowiedział o dziwo bardzo
wyraźnie.
Hermiona spojrzała na niego uśmiechając się pod nosem na widok
morderczego spojrzenia rzucanego w stronę ślizgona.
- Naucz się w końcu jeść Ronaldzie – skarciła go z pewną dawką
rozbawienia,gdy kawałek babeczki wylądował obok jej ręki.
Obiecała sobie solennie nie przejmować się aroganckim
arystokratą.
*~*~*
Szedł szybkim krokiem zmierzając w stronę siódmego piętra.
Spławił swoją świtę niemal od razu po wyjściu z Wielkiej Sali.
Nie chciał odkładać rekonesansu. Im szybciej zabierze się za
naprawę szafki zniknięć tym większe szanse, że wyrobi się na
czas.
Poczekał tylko aż prefekci odprowadzą najmłodszych uczniów do
dormitoriów, a następnie ruszył wprost do Pokoju Życzeń. W tym
roku nie miał zamiaru przejmować się takimi błahostkami jak
pomaganie uczniom czy pilnowanie początku. Pansy sama będzie
musiała dać sobie radę.
Rozejrzał się dookoła czując nagły przypływ niepokoju, ale
napotkał tylko ciemność i pustkę. Wyciągnął różdżkę, na
wszelki wypadek, po czym ruszył dalej.
Bez przeszkód dotarł na siódme piętro, wróżąc tym sobie rychły
sukces. Zaledwie jednak wyszedł zza zakrętu, gdy wpadł na jakąś
drobną osóbkę zmierzającą w przeciwnym kierunku.
- Uważaj jak... - otworzył szerzej oczy na widok znajomych
czekoladowych tęczówek, a jego serce wzmogło swój rytm. -
Granger?!- Cześć – odpowiedziała oschle, przyglądając mu się z dziwnym wyrazem twarzy. W jej spojrzeniu malowało się coś na kształt... nadziei?
- Co tu robisz? - zapytał ignorując jej powitanie. Rozejrzał się dookoła w przestrachu aby nikt nie nadszedł.
Dziewczyna założyła ręce na piersi, mrużąc przy tym powieki.
Zauważył w jej postawie pewną zmianę. Nie emanowała już tą
radością, którą widział jeszcze dwa dni przed ich powrotem do
Hogwartu.
- To chyba ja powinnam zadać to pytanie – jej stanowczy ton, a
także treść wypowiedzi zwróciły jego uwagę. Co miała na
myśli?
Chyba zauważyła jego dezorientację, bo po chwili dodała:
- To jest Wieża Zachodnia, Malfoy. Mieszkam tutaj.
- W wieży? - zapytał niezbyt inteligentnie na co gryfonka
przewróciła oczami.
Zlustrował dokładnie jej postawę. Zirytował go gest dziewczyny,
a także mowa jej ciała.
Nie miał czasu, żeby się z nią użerać. Nie teraz. Musiał
zrobić co do niego należy...
- W Gryffindorze.
Ton jej głosu doprowadził go do szewskiej pasji. Może i mieli
chwile słabości, może i polubił tę arogancką gryfonkę, ale to
nie znaczy , że może go tak traktować.
Chyba
ktoś tu jest niezłym hipokrytą....
Nie będzie teraz o tym myślał.
- Bardzo mnie to cieszy, a teraz zejdź mi z oczu. Nie mam czasu na
marnowanie go z jakimiś upierdliwymi gryfonkami.
Zanim jeszcze skończył zdanie wiedział, że przesadził.
W pięknych czekoladowych oczach dziewczyny pojawiło się
niedowierzanie i ból, zastąpione po chwili bezgraniczną złością.
Mówił już gorsze rzeczy, domyślał się jednak że w tym
momencie nie chodzi jej o treść słów. Zranił ją fakt, że mimo
iż byli całkowicie sami, bez otaczających ją wokoło ciekawskich
spojrzeń, on nadal ją obrażał.
Swoim zachowaniem pokazał, że te paręnaście dni sojuszu zupełnie
nic dla niego nie znaczyło. Utwierdził ją w przekonaniu, że
nadal jest dla niego nic nie znaczącą szlamą. Że on sam jest
zwykłym draniem nie liczącym się z uczuciami innych...
Zobaczył jak jej oczy niebezpiecznie zwężają się w szparki.
Czuł, że musi coś zrobić, musi się odezwać, jednak zanim
choćby jeden dźwięk wypłynął z jego ust, wściekły głos
Granger rozszedł się po pustym korytarzu.
- Świetnie. Uciekaj ty tleniona fretko. Zgnij w tych zapchlonych
lochach razem ze swoją arogancją, egoizmem i niebotycznym ego.
Nienawidzę cię.
Odeszła. Odwróciła się na pięcie by szybkim krokiem oddalić
się w głąb korytarza, zostawiając osłupiałego blondyna w
samotności.
Przesadził, czuł to. Chciał za nią pójść, ale nie ruszył się
z miejsca. Nie wiedział po co, nie potrafił ujrzeć w tym sensu.
Ona szlama, on arystokrata czystej krwi. W tych czasach i przy
takiej przepaści nawet zwykła znajomość nie ma szans
przetrwania.
Początek był słodki :D Tak trzymali się za ręce i było fajnie ;)
OdpowiedzUsuńa później.. musieli znowu zacząć się nie nawidzieć :C
Szkoda mi strasznie Hermiony.. Gdy się nim opiekowała, zbliżyli się do siebie a teraz musi sie od jego obecności odzwyczaic :x
Świetna część, czekam z niecierpliwością na kolejną :p
droga-do-milosci.blogspot.com/ - pojawił się 7 rozdział :D
Pozdrawiam M.
Wow...
OdpowiedzUsuńPochłonęłam cały tekst w ciągu kilku minut, których upływu nawet nie zauważyłam :)
Początek cudowny *.* ale później ten wredny Malfoy, musiał ja skrzywdzić! Zakochany w sobie, arystokratyczny "dupek"!!! Pogódź ich w następnej części :*
Zauważyłam tylko dwa błędy:
"Ostatnie co jadła to kanapki z żółtym serem, świeżą sałatą i pomidorem, jedzone wspólnie z Malfoy'em." Nie jestem pewna, ale jak dla mnie to "jadła" i "jedzone" jest czyś na wzór powtórzenia...
I jeszcze:
"- Co tu robisz? - zapytał ignorując jej pytanie." Hermiona nie zadawała żadnego pytania, albo jestem ślepa xd obie opcje są prawdopodobne...
Pozdrawiam, Skrzat :*
Jejcio..brak mi słów.Ja tam się cieszę ,że Draco znów stał się Draco.Lubię jak jest wredny ale mimo wszystko chcę żeby się pogodzili!Kocham to!
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, tak fajnie, przyjemnie sie czytało. ;)Szkoda, że między nimi wszystko wróciło do normy... Chociaż może tak nie do końca wszystko? ;D
OdpowiedzUsuńKolejna super część, bardzo się cieszę, że wrzucisz następną przed moim wyjazdem, bo nie chciałabym tego czytać dopiero w sierpniu. ;c
Weny, kochana i więcej takich wspaniałych miniaturek dla nas. ;**
Pozdrawiam,
Fioletoowa
To jest cudowne ♥
OdpowiedzUsuńAz mi szkoda było Hermiony, zresztą tak jak Dracona ;/ Mam nadzieję, że i tak wszystko skończy się dobrze :D
http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Kilka razy popłynęły mi łzy chyba nie dotrwam do środy +_+
OdpowiedzUsuńTrochę za ostro *.* Biedna Herm.
OdpowiedzUsuńMalfoy ma wyrzuty sumienia, ale on musi taki być ;D
Mam nadzieję, że jednak zmądrzeje,
PS Rozdział świetny, czekam na następny.
Początek był uroczy <3 To jak nie mogli się pożegnać... ;) A później Malfoy stał się sobą, jednak mimo to nadal go uwielbiam, bo przecież jednak coś czuje do Hermiony. :) Czekam do środy na kolejną tak wspaniałą część tej miniaturki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tuśka
dramione-odbudujmy-nasz-maly-swiat.blogspot.com
ogien-z-woda.blogspot.com
Wiesz co? Ahhh. Jak możesz tak ranić ;) początek taki słodki i wgl. A koniec oschly. I za to lubię ten blog jest nie przewidywalny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Poprzednich czesci nie komentowalam ale ta skomentuje! :)
OdpowiedzUsuńRon jest obrzydliwy! Bleeee.. Jak tak mozna jesc?!
A Harry jest w sumie kochany. Lubie Harrego!
Szkida tylko ze Hermiona i Draco musza byc do siebue tak nastawieni... :(
Czekam do srody! :)
Jak zawsze super! Szkoda tylko, że zdecydowałaś się zakończyć tak tą część. Myślałam, że Dracon będzie baardziej uczuciowy wobec Hermiony. Nie mogę się doczekać już następnej części ;)
OdpowiedzUsuńCudo!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi tylko Hermiony ;<
Jak ona musi się nacierpieć...
Tak czy inaczej rozdział FANTASTYCZNY!!! *.*
Początek słodki, ale szkoda że później wrócili do starego traktowania się :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że to naprawisz ;)
Ron był tu taki obrzydliwy, ale szczerze mówiąc nie zrozumiałam jego pytania. Mogłabyś przetłumaczyć?
Pozdrawiam serdecznie
Bloom
Co się stało * :)
UsuńOo nie mogę się już doczekać genialne. Tak mi się to spodobało, że po prostu brak słów czekam Q_Q
OdpowiedzUsuńPowalające :P
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część :)
Uff, wreszcie się zebrałam i przeczytałam :D Słodki Draco jest świetny, ale dobrze, że nie stracił do końca swojego charakterku ;) Ron... bleee.
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba :) Bardzo mnie ciekawi dalszy ciąg :D
Pozdrawiam i życzę dużooo słońca! :)
Ja bym nie powiedziała, że Draco jest słodki jest okropny dobrze, że się pżełamuje ;)
OdpowiedzUsuńJestem, jestem.
OdpowiedzUsuńNooo, kurczę, kochana...Czapki z głów. Co część, to co raz bardziej wciąga i zaskakuje.
W sumie, to początek był jak dla mnie smutny ;<
I szkoda mi Hermiony... Echh. Czekam na następną część.
Początek był słodki i smutny... Draco to dupek! Przecież na samym końcu byli sami! Żadnych ciekawskich spojrzeń, tylko oni! Dlaczego on się tak zachował! Tleniona fretka!
OdpowiedzUsuńJa chcę, by oni się pogodzili!
Pozdrawiam magicznie
~hope~