20 grudnia 2013

ONE SHOT IV

Uf, dałam radę. 
Miniaturka jest pisana na zamówienie dla jedynego, znanego mi, męskiego czytelnika w tym gronie i jest dosyć nietypowa - może nie każdemu przypaść do gustu!
Miało to być dla mnie małe wyzwanie i przyznam, że naprawdę było!
Nie mam pojęcia jak mi wyszło, dlatego pozostawiam ocenę Wam, a przede wszystkim Tobie, P. :)
Zapraszam do czytania i komentowania!

Wasza
DiaMent.




One shot IV


ŚREDNIOWIECZNY BLUES


Możesz odejść. Możesz uda­wać, że mnie nie znasz, ale wiedz,
że zaw­sze możesz na mnie liczyć, zaw­sze Ci po­mogę,
bo zaw­sze będziesz dla mnie jedną z naj­ważniej­szych osób w życiu.

*                   

Życie jest pełne niespodzianek.
Nigdy nie wiesz co może spotkać właśnie ciebie.



- Smoku, może jednak pójziemy na eszcze jedneho? - zapytał Blaise, wieszając się na roześmianej i całkowicie zalanej Ginevrze.
Malfoy spojrzał na nich, zastanawiając się, który ze stojących przed nim Diabłów to ten właściwy. Po dłuższej chwili machnął ręką i obrócił się w stronę opartej o ścianę za nim, Granger. Była kompletnie pijana. Nigdy nie wiedział jej w takim stanie. Nawet po pamiętnej imprezie w wieży Ravenclaw'u trzymała się o wiele lepiej niż teraz.
- Nie, wystarczy – wymamrotał, starając się utrzymać stabilną pozycję. Sam nie pamiętał, kiedy ostatni raz miał taki odlot. Odwrócił się z powrotem do przyjaciół i momentalnie wzniósł oczy do nieba. Para przykleiła się do siebie oplatając rękami niczym długimi, lepkimi mackami. Między ich ciała nie zmieściła by się w tym momencie nawet szpilka. Ale w sumie czego innego się spodziewał? Zaczęli być ze sobą zaledwie 2 tygodnie temu i już od pierwszego dnia wyglądali jakby mieli zamiar nadrobić całe osiemnaście lat bez siebie. Obrzydliwe.
Westchnął pod nosem, po czym ruszył w stronę osuwającej się na ziemię, niekontaktującej Granger. Za jakie grzechy musiał bawić się w jej niańkę? Czy naprawdę aż ta bardzo podpadł Merlinowi? Za co? Na Salazara, jaka ona ciężka...
Zarzucił jedną jej rękę na swój kark, a sam objął ją w pasie. Odczekał chwilę, żeby złapać ostrość widzenia, a także odzyskać przyczepność.
Czuł się jak na pokładzie nieźle rozbujanego statku. Było mu niedobrze i miał wrażenie, że zaledwie ułamek sekundy dzieli go od bolesnego kontaktu z podłogą. Nie chciał się wywalić, zwłaszcza mając ją pod opieką. Co z tego, że była irytującą, wredną, przemądrzałą.... niezwykle śliczną, mądrą i słodką Gryfonką? Co z tego, że nazywała się Granger? Nie musiał jej lubić, ale z pewnością nie chciał zrobić jej krzywdy. Musiał i chciał jej pomóc.
Zostawił za sobą obłapiającą się parę, nawet nie myśląc o tym, by się pożegnać. Nie miał zamiaru wtrącać się w ten wybuch uczuć. Na pół ciągnąć, a na pół niosąc nieprzytomną dziewczynę, ruszył w kierunku ich wspólnego dormitorium. Przynajmniej tak mu się wydawało. Zwątpił dopiero, gdy już po raz trzeci minął pomnik czarodzieja z Birmingham. Stanął na środku korytarza, rozglądając się z uwagą dookoła. Jego zawsze gładkie czoło przecięła głęboka zmarszczka, a ręka obejmująca Granger zacisnęła się mocniej na jej talii. Czyżby był aż tak pijany, że aż mylił korytarze w zamku, który znał niemalże od podszewki?
Po krótkim namyśle postanowił spróbować jeszcze raz. Kiedy po raz czwarty wrócił w to samo miejsce, zaklął szpetnie, mając głęboko w poważaniu ciszę nocną.
Był pijany, zmęczony, a ciało bezwładnej dziewczyny zaczynało mu coraz bardziej ciążyć. W akcie głębokiej desperacji ruszył w stronę pierwszych z brzegu, ciemnych drzwi. Były ukryte w cieniu pomnika i nie wyglądały zachęcająco, jednak w tym momencie nie było to ważne. Liczyło się tylko to, by wreszcie się położyć i zapaść w cudowny, kojący sen. Wolną dłonią nacisnął klamkę, z ulgą czując, że zamek ustępuje. Z głośnym sapnięciem wciągnął Granger do środka, zupełnie nie zważając na panującą tam, niezgłębioną ciemność.

*~*~*

Obudził ją dojmujący chłód oraz nieprzyjemny zapach ludzkiej uryny. Jej gładką skórę, w tym momencie pokrywała niezwykle silna gęsia skórka, a ciałem wstrząsały dreszcze. Skrzywiła się szpetnie, czując fale bólu, raz po raz zalewające jej głowę. Powoli otworzyła oczy walcząc z nadchodzącymi nudnościami. Skutki przedawkowania alkoholu, a także smród ludzkiego moczu z pewnością nie wpływały dobrze na jej samopoczucie. Na szczęście, w pomieszczeniu panował przyjemny półmrok, a delikatne światło sączyło się jedynie z małego okna, umieszczonego w górnej części ściany. Podniosła się do pozycji siedzącej, wkładając głowę między nogi. Nudności powróciły, sprowadzając także irytujące mroczki. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Minuta, dwie, trzy... nie wytrzymała. Z ledwością podniosła się z miejsca i w ostatniej chwili dotarła do najbliższego kąta. Nie wiedziała jak długo wymiotowała. Mogło to trwać sekundę, godzinę, a może cały dzień. Bolesne torsje targały jej ciałem, wyciskając z oczu łzy. Potrzebowała dłuższej chwili, aby móc się uspokoić na tyle by wstrzymać wymioty. Nigdy więcej alkoholu!
Opadła bezwładnie na ziemną posadzkę, starannie omijając byłą zawartość jej żołądka. Oparła się plecami o ścianę, odchylając głowę i przymykając powieki. Dopiero po kilku minutach poczuła, że zaczyna uspokajać się całkowicie. Jej żołądek przestał się buntować, a ból głowy nieco zelżał. Odetchnęła jeszcze dwa razy, po czym postanowiła się podnieść. Jedyne o czym w tym momencie marzyła, to cała fiolka eliksiru na kaca.
Położyła dłonie po dwóch stronach, żeby się podeprzeć... o nie. Trafiła na coś wysuszonego, ale poddającego się naporowi jej dłoni. Nie musiała długo zastanawiać się co to takiego, bo już po chwili po całym pomieszczeniu rozniósł się dodatkowy, duszący odór.
Z przerażeniem uniosła dłoń, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Miała całą rękę... w kupie!
Zerwała się na równe nogi, instynktownie uciekając jak najdalej od tego obrzydlistwa. Trzymała dłoń przed sobą, oddychając jednocześnie przez usta, żeby zatrzymać powtórny odruch wymiotny. Miała już dość na dziś. Marzyła jedynie o gorącej wodzie, a najlepiej kąpieli... Zaraz! A gdzie jej różdżka?
Rozejrzała się z nadzieja dookoła, idąc kolejne trzy kroki w przód. Jakie było jej zdziwienie, kiedy zamiast tak bardzo potrzebnej różdżki, natrafiła na... kraty. Była w więzieniu! Rozszerzyła szeroko oczy, w jednej chwili trzeźwiejąc całkowicie. Rozejrzała się po raz kolejny, tym razem naprawdę uważnie. Ciasne pomieszczenie, jedno jedyne małe okienko, zimne, wilgotne ściany, ludzkie odchody... Z pewnością była w celi. Tylko dlaczego ta cela wyglądała jak wyjęta wprost z jakiegoś tandetnego, średniowiecznego horroru?
Zmarszczyła brwi i spuściła wzrok. Gdzie jej leginsy i tunika? Miała na sobie jakąś starą, brudną, obdartą szmatę!
Co się do cholery stało? Zrobiła coś?
Ostatnie co pamiętała, to bardzo bliski taniec z Malfoy'em oraz niebotyczne ilości alkoholu. Właśnie! Z pewnością jest jeszcze pijana. To na pewno omamy.
Zacisnęła mocno powieki, a dłonie ścisnęła w pięści. Skupiła się na moment, po czym zaczęła powtarzać niczym mantrę:
- To tylko sen. Obudź się. To tylko sen...
Otworzyła jedno oko, sprawdzając czy nadal znajduje się w celi. Jakim cudem nadal tam była? Przecież to nie mogło dziać się naprawdę. W magicznym świecie wiele rzeczy jest możliwych, ale nie takie. Nie nagłe znajdowanie się w jakimś zapchlonym więzieniu z innej epoki, zaraz po mocno zakrapianej imprezie. Ale czy na pewno? Może coś przegapiła? Właściwie jak długo była nieprzytomna?
Zamknęła oczy jeszcze raz, wkładając w to całą siłę woli jaką jeszcze w sobie posiadała. Odczekała chwilę, po czym podniosła głos.
- To tylko sen. To tylko sen. TO TYLKO SEN...
- Powtarzanie tego w kółko nie sprawi, że zmienisz rzeczywistość.
Zamarła. Ochrypły głos zdawał się dochodzić z prawej strony i zdawał się być dziwnie znajomy. Nie jest tu sama? Nie jest sama!
Z prędkością błyskawicy rzuciła się w stronę krat, czepiając ich jak ostatniej deski ratunku.
Nie ważny był smród, brudna ręka ani to, że była półnaga. Liczyła się tylko bratnia dusza będąca gdzieś obok.
- Dobrze się czujesz? - Nieznajomy odezwał się po raz kolejny, a ona poczuła jak jej serce łomocze ze szczęścia. Nawet nie wiedziała, że czuła się tak osamotniona.
- Chyba taak – odpowiedziała, przyciskając twarz do krat. Miała nadzieję, że zobaczy swojego rozmówcę, jednak nic z tego. Nie była w stanie obrócić głowy tak, by spojrzeć w żadną stronę.
- Na pewno? - drążył nieznajomy, podchodząc jak najbliżej dzielącej ich ściany. - Dość długo byłaś nieprzytomna. Nie wiedziałem czy żyjesz. Nie obudziłaś się nawet jak jego wyprowadzali.
- A jak długo tu jestem? - Jego? Zaraz, jakiego „jego”? Nie była tu sama? - I kogo masz na myśli?
- Jak to kogo? - zdziwił się mężczyzna. - Tego wyszczekanego blondasa, który trafił tu razem z tobą. A wsadzili was wczoraj rano.
Blondasa? Poczuła jak cała krew odpływa z jej twarzy, powodując silne zawroty głowy. Bardzo dobrze wiedziała o kogo chodzi. Znała tylko jednego mężczyznę z tak jasnymi włosami, że każdemu na jego widok nasuwało się określenie „blondas”. Malfoy. Tylko dlaczego byli tu razem? O co chodzi? Czyżby zmajstrowali coś na tej głupiej imprezie?
- Halo, jesteś tam? - Usłyszała, otrzepując się z zamyślenia.
- Tak, tak. Może to dziwnie zabrzmi, ale... wiesz może dlaczego tu trafiliśmy? I gdzie zabrali tego mężczyznę, który był ze mną?
Zapadła dosyć długa cisza. Teraz to Hermiona zastanawiała się czy mężczyzna przypadkiem nie zrezygnował z rozmowy.
- Jesteś?
- Naprawdę nie wiesz?
Ich głosy zlały się ze sobą, ale dosłyszała pytanie.
- A powinnam?
- No skoro tu jesteś... to chyba wiesz, co zrobiłaś?
Hermiona zwiesiła głowę, przysiadając pod ścianą.
- Jak mówiłam, może to być dziwne, ale nie. Nie mam zielonego pojęcia co tu robię.
Usłyszała cichy szelest i domyśliła się, że mężczyzna także usiadł po drugiej stronie ściany.
- Jesteście tu za czary. Nie żebym wierzył w takie brednie... a twojego blondasa zabrali na przesłuchanie. Na razie nic mu nie grozi.
- Na razie? - poczuła jak jej serce przyspiesza z każdą kolejną sekundą.
- Zostanie spalony. Dzisiaj o zachodzie słońca.
Jej serce zamarło. Sekunda, dwie, trzy... miała wrażenie, że się udusi, jednak nic takiego się nie stało. Była w szoku. Zostali zamknięci i skazani na śmierć za c z a r y. Co to w ogóle za brednie? Już od dawna przecież skończyły się polowania na czarownice. Zwykli ludzie nie mają pojęcia o istnieniu magii, a nawet jeśli to z pewnością nie reagują na nią w ten sposób. Chyba, że...
- Możesz mi powiedzieć gdzie dokładnie jesteśmy? I który mamy rok?
Wiedziała, że dużo ryzykuje tymi pytaniami. Oczami wyobraźni widziała minę współwięźnia, który z pewnością właśnie rozważał jej zdrowie psychiczne.
- Birmingham – odpowiedział wreszcie, niepewnym głosem. - Rok 1458.
Po raz kolejny zrobiło jej się słabo. A więc jej domysły się sprawdziły. No to świetnie.
Po pierwsze jak niby miała sobie poradzić bez różdżki? Po drugie: Jak wrócić do własnych czasów? I po ostatnie: Gdzie do cholery trzymają Malfoy'a?
- Ile mamy czasu? - zapytała, opierając głowę o ścianę i przymykając powieki.
- Do procesu blondasa? - kiedy chrząknęła potwierdzająco, powiedział:- Jeżeli dobrze kalkuluję, to jest późne południe, więc... jakieś trzy, może cztery godziny.
Hermiona westchnęła, po czym podpierając się rękami poniosła z miejsca. Kał z dłoni już dawno został wtarty w wilgotne ściany.
Podeszła do krat.
- Wiesz gdzie go trzymają?
- Tak myślę. Trochę już tutaj siedzę i mam pewne znajomości. Strażnik, który normalnie powinien nas tu pilnować, a który właśnie ucina sobie drzemkę, opowiada mi czasem co nieco.
- Świetnie. - Powiedziała, a na jej twarzy zagościł uśmiech. - W takim razie zabieram cię ze sobą.
Nie odpowiedział. Pewnie już całkowicie stwierdził, że oszalała, jednak mało ją to obeszło.
Postawiła sobie za cel natychmiastowe uwolnienie z tej śmierdzącej celi.
Nigdy nie czarowała bez użycia różdżki, wiedziała jednak, że jest to możliwe. Było o tym często wspominane w wielu księgach dotyczących Historii Magii.
Uniosła dłoń, otwierając ją na pełną szerokość i nakierowała na ogromny, żelazny zamek, po prawej stronie krat.
Nie miała pewności, że jej się uda, ale co innego miała zrobić?
Zacisnęła mocno powieki i skupiła każdym elementem własnego umysłu. Żyła magią. BYŁA magią.
Przekręciła dłoń, z zadowoleniem rejestrując głośny dźwięk otwieranego zamka.
Rozglądnąwszy się, wyszła na wąski korytarz, po czym podeszła do celi obok.
Powtórzyła cały manewr i już po chwili patrzyła w przerażone oczy zarośniętego, na oko trzydziestoletniego mężczyzny. Jego brązowe oczy, a także twarz wyrażały bezgraniczne zdziwienie. Wyglądał jakby za chwilę miał zacząć histeryzować.
- Tylko nie krzycz! - ostrzegła Hermiona, odruchowo zakrywając jego usta dłonią i rozglądając się dookoła. - Nie masz się czego bać, nic ci nie grozi.
- A więc to prawda? - zapytał, nadal w wielkim szoku. - Jesteś czarownicą?
Hermiona kiwnęła głową, wyciągając go z celi.
- Tak. A ty jesteś tym, który pomoże mi wyciągnąć mojego znajomego z opresji.

*~*~*

Nie bardzo wiedział co się wokół niego dzieje. Nie chodziło już o samo upojenie alkoholowe, które nadzwyczaj wolno opuszczało jego organizm, ale o ogół.
Kiedy poczuł jak ktoś podnosi go z podłogi, wyrywając jednocześnie z głębokiego snu, ogarnęła go całkowita dezorientacja.
Było ciemno, zimno i nie widział dokładnie twarzy sprawców. Chciał ryknąć na Blaise'a, myśląc, że to on wywinął mu tak kiepski dowcip, jednak worek opadający na jego głowę całkowicie zniwelował te przypuszczenia.
To był instynkt. Zwierzęca potrzeba, ogarniająca każdego człowieka w takiej sytuacji. Orientując się, że jest w niebezpieczeństwie, całkowicie zapomniał o zmęczeniu oraz zbliżającym się nieuchronnie kacu. Szarpnął z całej siły ramionami, wyrywając się z silnego uścisku dwójki mężczyzn. Jednym szybkim ruchem ściągnął worek z głowy i zdzielając w twarz jednego z nich, rzucił się na ziemię w poszukiwaniu jedynej broni, jaką posiadał – różdżki.
Jego poszukiwania nie trwały jednak długo. Jedynym co zdążył znaleźć była jakaś stara brudna miska, a ostatnim widokiem, który z pewnością zapadnie mu głęboko w pamięć, była nieprzytomna, półnaga Hermiona, leżąca pod ścianą. Później była już tylko ciemność.

Obudził się jakiś czas później, z przeszywającym bólem w głowie. Odruch kazał mu podnieść dłoń by dotknąć obolałe miejsce, jednak nie był w stanie tego zrobić. Poruszył się jeszcze raz i wszystko stało się jasne. Miał związane ręce. Świetnie. Podniósł głowę do góry, po raz pierwszy mając okazję by choć trochę rozejrzeć się dookoła.
Zimne, kamienne ściany, smród moczu i stęchlizny, jakieś siano w rogu... co się, na strasznego Slytherina, dzieje?
Spróbował wstać, a w tym samym momencie usłyszał skrzypiący dźwięk z prawej strony. Odwrócił się w tamtą stronę, mrużąc oczy w półmroku. Ciało instynktownie pochyliło się do przodu w obronnym geście.
- Obudziłeś się, wreszcie – powiedział przybysz, odwracając się w stronę wejścia. Po chwili pojawiło się jeszcze dwóch kolejnych ludzi. - Nieźle narozrabiałeś.
- Czego chcecie?! - zapytał Malfoy, nawet nie siląc się na uprzejmość. Jego głos ociekał jadem i nienawiścią do tych obcych ludzi. Nie rozumiał czego od niego chcieli, ani czemu znalazł się tutaj – w małym pokoju bez żadnych okien.- I co, do cholery, zrobiliście z tamtą dziewczyną?
Zanim zdążył choćby mrugnąć, jeden z mężczyzn znalazł się tuż przy nim, wymierzając siarczysty policzek.
- Trochę szacunku, szarlatanie.
Draco już miał się odszczeknąć, jednak słowa, które usłyszał sprawiły, że głos uwiązł mu w gardle. Szarlatanie? Co to za antyczne określenie...
Spojrzał na swojego oprawcę z nienawiścią w oczach, ale nie odezwał się już. Jeden policzek, dla kogoś tak wysoko postawionego co on, był czymś niewybaczalnym. W duszy zaprzysiągł niskiemu, krępemu człowieczkowi, o wodnistych, niebieskich oczach, bolesną zemstę.
- Sądzę, że znasz odpowiedź na to pytanie – odpowiedział pierwszy z nich, wyłaniając się z cienia. Z pewnością był kimś z wyższego stanowiska. Świadczył o tym nie tylko lepszej jakości ubiór, ale także postawa i sposób mówienia. Draco po raz kolejny zastanowił się, co to za cyrk. Niemożliwe by wciąż był tak bardzo pijany... sen także wykluczał- pulsujący policzek zbyt boleśnie dawał o sobie znać.
- Wiesz prawda?
Postanowił nie odpowiadać na to pytanie. Bunt, to jeden z instynktownych odruchów rodzących się w ludziach. Zwłaszcza w ludziach takich jak Draco Malfoy. Mimo, że był przyzwyczajony do złego traktowania w domu, to jednak nigdy nikt nie potraktował go jak całkowicie nic nie wartą istotę.
Po chwili poczuł jak ręka krępego człowieczka z głuchym plaskiem odbija się od jego drugiego policzka.
- Odpowiadaj ścierwo, kiedy ekscelencja pyta.
Błysk, który pojawił się w stalowoszarych tęczówkach, nie zapowiadał niczego przyjemnego, jednak w tym momencie chłopak był bezsilny. Bez różdżki, ze związanymi rękami i znaczną przewagą liczebną przeciwników nie miał żadnych szans. Był odważny, ale nie był ani samobójcą, ani masochistą.
- Nie wiem... ekscelencjo – ostatnie słowo wypluł z tak wielkim jadem, że instynktownie przymknął powieki, spodziewając się kolejnych razów.
- Nie? - czarne brwi, jego ekscelencji podjechały pod samą linię długich do ramion, czarnych włosów. - Skoro tak... - odwrócił się w stronę trzeciego mężczyzny, wciąż stojącego w cieniu – Blacwinie, pokaż temu zwierzęciu nasze główne atrakcje.
Atrakcje? Naprawdę nic z tego nie rozumiał. Jedno było całkowicie pewne- z pewnością nie znajdował się już w Hogwarcie.
Już miał coś powiedzieć, kiedy ludzki goryl, wielkości i wyglądu małego niedźwiedzia, złapał go za ramię i jednym ruchem postawił do pionu. Sznur zaczął wrzynać mu się w nadgarstki, a wielkie łapska mężczyzny miażdżyły mu bark, jednak nie poskarżył się ani słowem.
Próbował zaprzeć się nogami, jednak dryblas zdawał się w ogóle tego nie zauważyć. Draco był dla niego tylko nic nie znaczącym, małym człowieczkiem.
Wyszli z ciemnego pomieszczenia, kierując się zimnymi korytarzami w niewiadomym kierunku. Draco zaczął rozglądać się w poszukiwaniu sposobu ucieczki, jednak wszystko zdawało się działać przeciwko niemu. Za kolejnym zakrętem pojawiło się kolejnych dwóch mężczyzn, a malutkie okienka zdobiące kamienne ściany, z pewnością nie sprzyjały ucieczce.
Chcąc nieco zatuszować rodzące się w nim frustrację, a także strach, zaczął odliczać kroki. Nie zrobił więcej niż dwadzieścia, kiedy jego myśli zajęła Hermiona. Zaczął zastanawiać się czy wciąż jest nieprzytomna i jak radzi sobie z tą sytuacją. Nie chciał przyznać się do tego nawet przed samym sobą, ale martwił się o tę istotkę. Gdzieś w głębi duszy zawsze ją podziwiał i chciał poznać. A teraz, gdy spędzili razem cała imprezę i mieli szansę by się zbliżyć, dzieją się jakieś cuda niewidy. Dlaczego?
Potrzepał głową, krzywiąc się na ten sentymentalizm. Co mu się dzieje? Nigdy się tak nie zachowywał.
Ale przecież niektóre wydarzenia wyciągają na wierzch prawdziwą naturę ludzi...
- Nie ociągaj się, diabli pomiocie – usłyszał zachrypnięty głos, a chwilę później został wepchnięty przez ogromne wrota. Jak to możliwe, że ich nie zauważył? Czyżby jego myśli aż tak zajęły się postacią Hermiony?
Pod wpływem pchnięcia opadł na ziemię, raniąc sobie boleśnie kolana. Zanim zdążył unieść głowę, do jego uszu dotarł przeciągły jęk, który niemal zmroził mu krew w żyłach.
Poczuł jak na jego skórze pojawia się silna gęsia skórka.
Nie musiał patrzeć, by wiedzieć, że oto znalazł się w piekle. Instynkt wiedział wszystko, a w tym momencie rozdzierał jego umysł potrzebą natychmiastowej ucieczki.
- Co by tu z tobą zrobić? - zapytał jeden z nowo przybyłych ludzi, w momencie gdy dryblas nadal trzymał go za ramię.
Mężczyzna, który zadał pytanie był wysoki i szczupły. Na pierwszy rzut oka wyglądał na całkowicie nieszkodliwego, jednak złowrogi błysk czający się w bezdennych, czarnych oczach ukrytych pod brązową grzywą włosów, sprowadzał ciarki na każdego z obecnych. Był okrutnym, bezwzględnym człowiekiem. Postrachem wszystkich, którzy kiedykolwiek zadarli z prawem. Skąd to wiedział? Po prostu.
- Może zaczniemy od krzesła przesłuchań? - zapytał, wskazując na postawione tuż za nim ogromnych rozmiarów siedzisko. Na widok długich, ostrych, metalowych prętów, które pokrywały całą powierzchnię „krzesła”, Draco poczuł jak jego serce zalewa fala przerażenia. Kat patrzył na niego z niemałą satysfakcją, najwyraźniej delektując się przerażeniem wymalowanym na twarzy chłopaka. - Akurat jest wolne. Nie? To idziemy dalej.
Draco po raz kolejny chciał zaprzeć się nogami, a najlepiej uciec jak najdalej od tego miejsca. Niemal czuł nadchodzący ból oraz smród przedwczesnej śmierci. Nie chciał tak skończyć...
- To może... - kontynuował mężczyzna, żwawym krokiem podchodząc do kolejnego przyrządu, na którego widok, Draco instynktownie złączył nogi. Czuł jak jego plecy uginają się nieco pod ciężarem strachu. - Kołyska judasza? Nie sądzę, by twoje klejnoty jeszcze się do czegoś przydały – uśmiech, który wypłynął na twarz mężczyzny był tak zimny, że Draco miał wrażenie, że za chwilę osunie się na ziemię.
On nie żartował. Naprawdę miał zamiar zrobić mu jakąś krzywdę.
- Też nie? No dobrze.
Ruszyli dalej, przechodząc obok coraz to gorszych narzędzi tortur. Draco nie miał pojęcia jakim cudem wciąż stoi na nogach. Nie był tchórzem. Mógł stawiać czoła zaklęciom takim jak cruciatus, czy sectumsempra, ale to? To go przerastało w każdym calu.
Nie przeszli więcej niż kilka kroków, kiedy Draco dosłownie wrósł w ziemię. Prowadzący go Blacwin musiał unieść go do góry, żeby ruszyć dalej. Upadł na twarz, kiedy rzucono nim o ziemię, jednak bolące od upadku kończyny nie miały teraz żadnego znaczenia.
Myślał, że już nigdy nie zobaczy takiego ogromu zła jak podczas wojny. Myślał, że jest wolny od takich przeżyć... jak bardzo się mylił!
Z przerażeniem patrzył na ciało mężczyzny rozłożone na ogromnym stole. Jego ręce i nogi były włożone w jakieś żelastwo, które rozciągało je w różne strony. Był rozrywany żywcem!
Kiedy torturowany spojrzał mu w oczy poczuł, że zaczyna mdleć. To naprawdę było dla niego za dużo. Nie chciał oglądać tak strasznej śmierci. A nie mógł mu w żaden sposób pomóc! Odwrócił wzrok, trafiając na pełne zadowolenia spojrzenie kata.
- Tu jest zajęte, jak widać – powiedział wesoło, klaszcząc w dłonie. Draco zaczął zastanawiać się, skąd się biorą ludzie z tak wielką rządzą krzywdzenia innych?
- Wiem! - niemal wzdrygnął się na ten radosny okrzyk. Poczuł, że robi mu się niedobrze. - Słyszałem, że masz niewyparzoną gębę, pomiocie. Chyba wiem, jak można to załatwić. - Sięgnął w stronę podłużnego stołu, na którym znajdowały się pomniejsze narzędzia tortur. Złapał jedno z nich i z lubością podniósł do góry. Było średniej wielkości i przypominało ten taki mugolski przyrząd do otwierania wina... - Gruszka!
Draco zupełnie nie wiedział co to znaczy, czuł jednak, że z pewnością nie będzie to przyjemne. Wręcz przeciwnie. Z pewnością będzie bardzo bolesne i wymyślne.
Opadł na kolana czując, że zaraz odpłynie. Coś jednak musiało czuwać nad jego losem. Zanim urządzenie choć zbliżyło się do twarzy Malfoy'a, ogromne drzwi otworzyły się na oścież, wpuszczając do środka dwójkę mężczyzn wlekących ze sobą kolejną ofiarę.
- Godwinie!- Zawołał jeden z nich, a kat momentalnie spojrzał w ich stronę. - Mamy następnego!
- Wspaniale! - zawołał, przywdziewając na usta radosny uśmiech. To było chore, nienormalne. Jak można aż tak cieszyć się z cudzego cierpienia? Kat- Godwin, obrócił się w stronę Malfoy'a tak, że poczuł jego śmierdzący oddech na swoim policzku. - Zaraz zobaczysz do czego zdolne jest nasze cudne krzesło. Spodoba ci się, szarlatanie.


*~*~*

Hermiona przemierzała korytarze, raz po raz uskakując w bok i ciągnąc za sobą towarzysza. Nie chciała by ich złapali. To zniszczyłoby cały jej misterny plan, a dodatkowo mogło sprowadzić śmierć nie tylko dla niej, ale także dla mężczyzny, który jej pomagał. Czuła się za niego odpowiedzialna. W końcu sama uwolniła go z więzienia.
Z początku poruszali się w całkowitej ciszy, nasłuchując z pełną uwagą. Jednak gdy pierwszy stres minął, na twarzy mężczyzny pojawił się jakby cień uśmiechu.
Hermiona spojrzała na niego kątem oka i nie potrafiła także się nie uśmiechnąć.
- Jak się nazywasz? - zapytała wreszcie, starając się by jej głos nie był głośniejszy od szeptu. Instynktownie naciągnęła nieco bardziej brudną koszulę, jednak jak zwykle nic to nie dało. Wciąż była w połowie naga. Mężczyzny zdawało się to jednak w ogóle nie obchodzić.
Spojrzał na nią i przezwyciężając pierwotny strach uśmiechnął delikatnie.
- Jestem Elias z domu Grangerów.
Słysząc to, Hermiona dosłownie skamieniała. Jej oczy rozszerzyły się do wielkości spodków od talerzy, a usta rozchyliły w geście zdziwienia. Był to zwykły przypadek? A może przeznaczenie?
Odwróciła się w jego stronę, lustrując dokładnie całą twarz. Te oczy... jak mogła tego nie zauważyć? Jej tata miał identyczne, dziadek tak samo. ONA miała takie oczy! A głos... już wcześniej zwróciła uwagę, że jest dziwnie znajomy. Nie jest możliwe by słyszała go już wcześniej, a jednak. Kiedy mówił, dało się wyłapać tak charakterystyczną nutę dla każdego głosu Grangerów, których miała okazję poznać.
Nie wiedziała jak ma się zachować. Powinna go wyściskać? A może udawać, że nic się nie stało?
Nie miała okazji podjąć decyzji, ponieważ w tym samym momencie usłyszała kroki. Nie zastanawiając się ani chwili, rzuciła się w stronę pobliskiego zacienienia i pociągnęła za sobą Eliasa. Będzie myślała o tym później.
- … mówię ci. Godwin się ucieszy. - usłyszała męski, podekscytowany głos.
- No nie wiem – odpowiedział drugi, z lekkim ociąganiem. - Podobno ma już jakiś kąsek. Podobno złapali męską czarownicę!
- A gadasz głupoty...
Mężczyźni zniknęli za rogiem, a Hermiona niemalże słyszała bicie swojego rozszalałego serca. Była niedaleko.
- Mówili o nim, prawda? - zapytał Elias, mimo że sam ją poinformował o powodzie ich przetrzymywania tutaj.
Hermiona skinęła głową.
- Tak. Wiesz może co tam jest? - wychyliła głowę i nie widząc żadnego niebezpieczeństwa, wskazała mu stronę, w którą poszli mężczyźni.
Elias podążył za jej dłonią i aż się wzdrygnął. Kiedy spojrzał w jej twarz, ujrzała w jego brązowych oczach wyraz zwierzęcego przerażenia.
- Sala tortur...
Jeżeli to możliwe, jej serce przyspieszyło jeszcze bardziej, przechodząc do galopu. Bała się. O niego, o siebie, o Eliasa. Nie mogła pozwolić by komukolwiek z nich coś się stała. Chciała uwolnić Malfoy'a i znaleźć sposób na to by wrócić do domu.
- Idziemy.
Nie zważając na jęk protestu, złapała Eliasa za dłoń i pociągnęła w stronę sali. Po chwili ich oczom ukazały się ogromne drzwi, a Hermionę przeszedł dreszcz. Nie wiedziała czy chce wiedzieć co się za nimi ukrywa, ale czy miała inne wyjście?
Podeszli bliżej, starając się robić jak najmniej hałasu. Na szczęście okazało się, że drzwi zostały nieco uchylone, dzięki czemu mogli bez przeszkód zaglądać do środka.
To, co zobaczyli sprawiło, że Hermiona omal nie straciła przytomności.
Jakiś młody, na oko dwudziestoletni mężczyzna, siedział zupełnie nagi na ogromnym krześle tortur. Widziała takie krzesła w wielu muzeach w swoim czasie i bardzo dobrze znała ich właściwości. Jednak co innego słyszeć, a co innego widzieć.
Nawet z tak dużej odległości mogła zobaczyć jak co większe pręty przebijały ciało chłopaka, wywołując coraz głośniejszy krzyk. Krzesło było podgrzewane niemal do czerwoności. Wszystko po to by sprawić jak najwięcej bólu. Po sali roznosił się swąd przypalanego ciała, sprawiając, że omal nie zaczęła się dusić. Siłą woli powstrzymała się by nie kaszleć, jednak nie potrafiła powstrzymać łez. Nieustający krzyk chłopaka wciąż dźwięczał w jej uszach. Z wdzięcznością przyjęła jego śmierć. Nie dlatego, że nie mogła tego znieść. Dlatego, że dało mu to ukojenie.
- No, to teraz pora na ciebie, pomiocie – usłyszała męski głos, gdzieś w głębi sali, więc momentalnie spojrzała w tamtą stronę.
Nogi się pod nią ugięły, kiedy zobaczyły bladego Malfoy'a, wciąż nie odrywającego spojrzenia od krzesła. W jego oczach widać było nie tylko przerażenie, ale także rezygnację. Wiedział, że zrobią mu krzywdę, a mimo że był naprawdę uzdolnioną magicznie osobą, nie mógł zrobić nic aby temu zapobiec.
Widziała jak obraca się w stronę swojego oprawcy, który dzierżył w dłoniach jakiś przedmiot. Zanim jednak zdążyła zobaczyć co to jest, usłyszała jak Elias głośno wciąga powietrze. Po chwili usłyszała jego głos w swoim uchu.
- Gruszka. Chcą rozerwać jego usta...
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, a następnie na scenę przed nimi, która zaczęło nabierać zatrważającego tempa.
Zobaczyły jak ogromny mężczyzna łapie i tak już związanego Malfoy'a i przytrzymuje go w żelaznym uścisku. Oprawca chłopaka, podchodził do niego z ohydnie lubieżnym uśmieszkiem.
To już. Już czas. Nie może dłużej czekać.
Spojrzała na Eliasa, dając mu znak by się schował. Wypełnił swoje zadanie, nie mogła narażać go na niepotrzebne niebezpieczeństwo.
Nie czekając na jego reakcję, naparła na drzwi, wpadając z impetem do środka. Nie zwracała uwagi na zdziwione spojrzenia zwrócone na nią z każdej strony. Nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Musiała działać. Teraz.
Zamknęła oczy, skupiając się na mężczyźnie trzymającym gruszkę. Jednym ruchem dłoni wydarła mu przedmiot z ręki tak, że uderzył o ścianę po przeciwnej stronie, a mężczyzna odleciał na parę stóp w tył. Już miała zająć się resztą, kiedy poczuła ostry ból z tyłu głowy. Ostatnim co zapamiętała to przerażenie w cudownych, stalowoszarych oczach blondasa i przeraźliwy krzyk:
- Granger, NIE!

*~*~*

Ocknęła się, czując zdrętwienie całego ciała. Spróbowała się poruszyć, jednak nie dała rady. Dodatkowo czuła, że jej kark nieźle daje o sobie znać. Dopiero gdy uniosła głowę, zdała sobie sprawę, że ta wisiała bezwładnie w dół, a ona sama była ciasno przywiązana do pala.
Zaczęła się szarpać, szukając jakiegokolwiek niedociągnięcia, czegoś co pozwoliłoby jej się uwolnić.
Przymknęła powieki i skupiła się całą mocą na zaklęciu rozwiązującym więzy. Zaciskała powieki jeszcze bardziej lecz nadal nie przynosiło to efektów.
W końcu zrezygnowana, pozwoliła swojemu ciału bezwładnie zawisnąć.
- Też próbowałem – usłyszała tak dobrze znany głos, że omal nie pisnęła z radości. Czym prędzej obróciła się w stronę źródła dźwięku, gdzie ujrzała Malfoy'a przywiązanego do pala tuż obok niej.
- Draco, żyjesz! - w mroku zobaczyła, jak jego twarz na moment rozjaśnia się w słabym uśmiechu, który za chwilę znikł.
- Jeszcze tak – z jego ust wydarło się westchnienie rezygnacji. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie.
Zawsze pewny siebie, zawsze we wszystkim najlepszy. Nie byłoby sprawy, której by nie wygrał ani rzeczy której by nie zdobył. A teraz? Teraz obok niej znajdował się istny wrak człowieka. Miała ochotę się rozpłakać.
- Kiedy to ma się stać?
Nie musiała tłumaczyć o co jej chodzi, wiedział.
- Równo o północy – zerknął na księżyc – czyli za jakieś dziesięć minut.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale nie skomentowała. Nie ważne było skąd wiedział takie rzeczy, nie teraz. Nie było dla nich nadziei, a jednak wciąż się zastanawiała.
Oparła głowę o pal, spoglądając w bezchmurne, letnie niebo. Tak wiele rzeczy jeszcze nie zrobiła, z tyloma ludźmi się nie pożegnała... nie może tak umrzeć! Musi znaleźć wyjście z tej patowej sytuacji...
- Hermiono? - wzdrygnęła się na dźwięk swojego imienia w jego ustach. Nigdy nie zwracał się do niej w ten sposób. Spojrzała w jego stronę, przekrzywiając lekko głowę. - Przepraszam.
Poczuła jak jej szczęka zjeżdża w dół.
- Za co?
- Za wszystko – wzruszył ramionami. - Za te wyzwiska dawniej i arogancję teraz. Za to, że znalazłaś się w niebezpieczeństwie...
- Przecież to nie twoja wina! - zawołała zbulwersowana. Jak w ogóle mógł tak sądzić? Też nie wiedziała jak się tu znaleźli, jednak z pewnością nie była to wina tego napuszonego, głupka. Mimo to, jego przeprosiny zrobiły na niej wrażenie. Poczuła ciepło, rozlewające się w jej sercu.
Malfoy znów wzruszył ramionami i obrócił się w stronę nieba.
- To teraz chyba nie. Mówię jednak o wojnie – nie dokończył. Nie musiał.
Zrozumiała wszystko bardzo dokładnie, bez żadnych słów. Skinęła głową z wdzięczności, ale nic nie odpowiedziała. Bała się, że się rozpłacze. Nie chciała płakać.
Przymknęła powieki, żegnając się w myślach ze wszystkimi bliskimi jej osobami. To koniec.
Zauważyła ludzi wychodzących z budynku. Widziała jak rozpalają pochodnie, zbliżając się coraz bliżej nich. I wtedy dostała olśnienia.
- Płomienie!
Malfoy spojrzał na nią jak na kogoś niespełna rozumu.
- No tak. Ogień to płomienie.
Zaczęła mocno kręcić głową.
- Nie rozumiesz. Zimne płomienie! Wendelina Dziwaczna!
Była tak zaaferowana, że nie potrafiła sklecić konkretnego zdania, a Malfoy najwyraźniej zupełnie nie potrafił jej zrozumieć. Spojrzał na nią z politowaniem, kręcąc jedynie głową.
- Ja też się boję, Granger. Żałuję, że nie mogłem cię pocałować, no ale...
- Rigentibus! Tak! - zawołała znów, jakby zupełnie nie słysząc jego słów.
- Że co?
Obróciła się w jego stronę, starając uspokoić podekscytowane serce. To może się udać!
- Zaklęcie, mrożące płomienie. Wendelina użyła go aż czterdzieści siedem razy, musi więc zadziałać!
Zobaczyła jak twarz Malfoy'a rozjaśnia błysk zrozumienia.
- Jak brzmiało to zaklęcie?
- Rigentibus. - uśmiechnęła się radośnie, teraz już pewniej patrząc na zbliżających się ludzi. Mieli broń. - Pamiętaj, skup się w myślach najmocniej jak potrafisz.
Chłopak skinął głową, ale nic już nie odpowiedział bo w tym samym momencie stanął przed nimi Godwin, z nierozłącznym uśmieszkiem na ustach.
- Nareszcie – powiedział, podchodząc bliżej nich. - Już dawno nie złapaliśmy żadnych prawdziwych czarownic.
Gdyby potrafiła pluć jak mężczyzna, z pewnością wykorzystałaby w tym momencie tę umiejętność. Nienawidziła tego mężczyzny całym sercem.
Godwin nie słysząc, ani nie widząc żadnej odpowiedzi z jej strony, skinął na stojących za nim ludzi. Podali mu płonącą pochodnie, z którą zbliżył się do siana pod stopami skazańców.
Hermiona i Draco posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, a dziewczyna wymusiła także uśmiech. Uda się, na pewno się uda.
W momencie, gdy ogień zajął siano, zacisnęła mocno powieki i zaczęła powtarzać w myślach zaklęcie.
Płomienie podchodziły coraz wyżej, a ona wciąż czuła buchający od nich żar. Nie chciała uwierzyć, że się nie udaje. Nie mogła w to uwierzyć. Spojrzała z rozpaczą na Dracona, w którego oczach także widniało bezgraniczne przerażenie. Chciała coś krzyknąć, ale w tym samym momencie ostry dym wdarł się w jej płuca. Zaczęła się dusić, czując jak temperatura jej ciała podnosi się z każdą chwilą. Nie chciała umierać! Z tą myślą, zastała ją ciemność.

*~*~*

W panice patrzył na zbliżające się coraz bardziej płomienie. Nie mógł uwierzyć, że zaklęcie Granger nie podziałało. Ona nigdy się nie myliła. Co więc poszło nie tak?
Czuł, że powoli zaczyna brakować mu powietrza, a płomienie zaraz dosięgną jego stóp. Miał wrażenie, że za chwilę straci przytomność kiedy usłyszał krzyk i zrobiło się jakieś poruszenie.
Nie mając siły walczyć, opuścił głowę, pozwalając by bezwładnie zwisała. Czekał i czekał... a śmierć nie nadchodziła. Mało tego! Nie czuł gorąca, ani płomieni, które właśnie powinny trawić jego ciało. Zamiast tego czuł przyjemne łaskotanie, na całym ciele.
Otworzył powoli oczy, ze zdziwieniem rejestrując, że nadal stoi w płomieniach, które w tym momencie pochłonęły już całe jego ciało.
Czyżby jednak się udało? Ale jak? Przecież przestał wypowiadać zaklęcie już dawno. Dlaczego teraz?
Podniósł głowę i natrafił na spojrzenie bystrych, niebieskich oczu. Stojący przed nim mężczyzna był średniego wzrostu i postury. Jego długie brązowe włosy zostały spięte w kucyk, a w dłoniach dzierżył niewielką, drewnianą laskę. Wydawał się być dziwnie znajomy...
Po chwili ogień zgasł, a więzy oplatające jego ciało puściły. Nie czekając na nic, rzucił się w stronę nieprzytomnej Granger, którą właśnie odwiązywał jakiś młody, ciemnowłosy mężczyzna.
- Kim jesteś? - zapytał, patrząc to na niego, to na dostojnego mężczyznę, nadal stojącego przed jego palem.
- Elias z domu Grangerów – odpowiedział mężczyzna kłaniając się lekko.
Draco spojrzał na niego oczami pełnymi niedowierzania i wtedy to zobaczył. Hermiona była naprawdę podobna do tego mężczyzny. Dziwne, że spotkali się akurat tutaj.
Zobaczył, że bezwładne ciało dziewczyny zaczyna opadać, więc rzucił się by je złapać.
Wziął ją na ręce i wrócił pod swój pal.
- Pan nam pomógł? - zapytał, patrząc na niego uważnie. Zauważył, że niebieskie oczy lustrują go bardzo intensywnie. Minęła dłuższa chwila, zanim mężczyzna skinął głową. - Kim pan jest?
- Jestem Archibald North – odpowiedział dostojnym głosem, a Draco poczuł, że włosy stają mu dęba. Było coś w tym mężczyźnie, co wzbudzało bezgraniczny szacunek. - Nie powinno was tu być.
- Nawet nie wiemy jak się tu znaleźliśmy! - zawołał, sfrustrowany.
- Draco? - Hermiona poruszyła się w jego rękach, otwierając powoli oczy. - Jesteśmy w niebie?
W innej sytuacji chłopak parsknąłby śmiechem, jednak nie teraz. Teraz sytuacja była zbyt poważna.
Widząc jego minę, Hermiona stanęła o własnych nogach, po czym skierowała spojrzenie na starszego czarodzieja.
- Wiem kim jesteś! - zawołała z przejęciem, na co Draco posłał jej zdziwione spojrzenie. Skąd ta mała znała jakiś gości z epoki dinozaura? - Jesteś czarodziejem z Birmingham! Ale...
Przerwała zawstydzona. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, pokazując jej dłonią aby kontynuowała.
- Ale?
- Ale nie powinien pan być martwy? - słysząc jej pytanie, uniósł lekko brwi do góry. Dziewczyna zmieszała się jeszcze bardziej, a Draco miał wrażenie, że znalazł się na innej planecie. - To znaczy... jest rok 1458. A pan został pojmany i zgładzony rok wcześniej, prawda?
Mężczyzna roześmiał się dobrodusznie, opierając na lasce.
- Widzę, że panienka odrobiła zadanie – pochwalił ją z błyskiem w oku. - Tak, według historii tak z pewnością było.
Hermiona zmarszczyła nos.
- Nie rozumiem?
- Naprawdę? - zapytał, unosząc jedną brew do góry. - Myślę, że znakomicie rozumiesz biorąc pod uwagę, że stoję tu przed wami i wszyscy jesteśmy ŻYWI.
Hermiona zamyśliła się na moment. Wedle zwyczaju zaczęła spacerować tam i z powrotem. Nagle zatrzymała się w miejscu, a na jej twarz wypłynęło olśnienie.
- Wynalazł pan to, prawda? Wynalazł pan serum niezniszczalności!
- „Serum niezniszczalności”? - zapytał Draco, patrząc to na jedno to na drugie. Zupełnie nie rozumiał co tu się dzieje.
- Tak – odpowiedziała Hermiona, odwracając się w jego stronę. -Nad tym pracował słynny czarodziej z Birmingham, zanim został pojmany i spalony. Był to środek, który sprawiał, że ciało stawało się niezniszczalne na siły z zewnątrz.
- Coś jak nieśmiertelność? - dociekał blondas, czując rosnące zaciekawienie.
- Nie, chłopcze – odpowiedział Archibald. - Nieśmiertelność pozwala żyć długie lata, jeżeli nie masz zagrożenia z zewnątrz. Serum niezniszczalności zapewnia śmierć naturalną, rozumiesz? Nikt nie jest w stanie cię skrzywdzić.
Hermiona pokręciła głową w geście niezrozumienia.
- Ale dlaczego nie ma o tym w książkach?
- A dlaczego nie ma o tym, że przeżyłem? - odpowiedział pytaniem na pytanie mężczyzna. - Nie chciałem, by ktokolwiek się o tym dowiedział.
Mówiąc to spojrzał im prosto w oczy, jakby usiłując wpoić im te słowa.
Przerwało im ciche chrząknięcie. Jak na komendę obrócili się w stronę Eliasa, który zaczerwienił się lekko.
- Nie chcę poganiać, ale niedługo na pewno zorientują się, że nie ma w okolicy żadnych czarownic...
- Uratowałeś nas? - zapytała Hermiona, uśmiechając się do niego ciepło. Myślała, że ucieknie. Poczuła dumę względem własnej krwi. Wszyscy byli odważni.
- Pomógł mi – powiedział Archibald, przywołując Eliasa do siebie. Kiedy podszedł, odwrócił się w stronę Hermiony i Dracona. - Nie wiem skąd się tu wzięliście, ale nie powinno was tu być. Prawdopodobnie weszliście w jedną ze sfer związanych z moją osobą i to was przeniosło – dokończył bardziej do siebie niż do nich, po czym po raz kolejny spojrzał im w oczy. - Będziecie pamiętać o wszystkim, jednak nie możecie nikomu przekazać niczego co się tutaj wydarzyło. Rozumiecie? Ni-cze-go.
- Tak jest – odpowiedzieli zgodnie, kłaniając się lekko.
Mężczyzna skinął głową, po czym spojrzał na Eliasa.
- Muszę usunąć ci pamięć.
- Dlaczego? - zawołała Hermiona. Nie chciała by o niej zapominał.
Archibald spojrzał na nią z pełnym zrozumieniem w oczach, jednak nie zmienił zdania.
- Moja droga. Jeśli tego nie zrobię, to nigdy nie pojawisz się na tym świecie. Nie wolno igrać z przeszłością.
Dziewczyna miała coś odpowiedzieć, ale jedynie skinęła głową. Doskonale pamiętała tę zasadę, która obowiązywała ją gdy była w posiadaniu zmieniacza czasu.
- Jesteście gotowi?
- Jeszcze chwila – powiedziała Hermiona, po czym podeszła do Eliasa by uściskać go na pożegnanie. Ucałowała go w policzek, po czym wróciła do Malfoy'a.
- Dziękujemy – powiedział blondas, splatając ich dłonie.
Archibald skinął głową z uśmiechem, po czym podszedł do nich i jednocześnie dotknął czoła obojga.
Nie minął moment, a rozmyli się w ciemności.
- Pamiętajcie co obiecaliście.

*~*~*

Obudziła się cała zziębnięta, niczym dziecko wtulając się w tors leżącego przy niej chłopaka. Przez chwilę zupełnie nie miała pojęcia gdzie jest ani co się z nią działo. Potrzebowała dłuższej chwili by dojść do siebie, a razem ze świadomością pojawił się także tępy ból głowy.
Podniosła się z Malfoy'a i zaczęła rozmasowywać obolały kark. Była w jakimś ciemnym pomieszczeniu, w którym nigdy wcześniej się nie znajdowała.
Wstała powoli chcąc ruszyć w stronę drzwi, kiedy usłyszała za sobą męski głos.
- Wybierasz się gdzieś?
Uśmiechnęła się pod nosem, ale nie obróciła w jego stronę.
- Do dormitorium. Mam ochotę wreszcie się wyspać, wiesz?
- Aż tak było ci nie wygodnie? - zapytał podchodząc do niej i łapiąc delikatnie za rękę.
Poczuła lekki dreszcz przechodzący po jej plecach. Przez tę jedną noc... a raczej jedną przygodę, zaczęła coś do niego czuć. To nie było normalne.
Spojrzała na ich splecione dłonie, a następnie na jego twarz.
- Wiesz, w związku z tym co się wydarzyło...
- Uznajemy, że nic się nie wydarzyło. Rozumiem – powiedział, momentalnie puszczając jej dłoń.
Skinęła głową.
- Tak właśnie – chciała powiedzieć to z mocą, lecz zamiast tego z jej ust wydobył się cichy szept.
Jednocześnie ruszyli w stronę wyjścia, wpadając na siebie. Draco jako mężczyzna, przepuścił ją w przejściu i każde ruszyło w swoją stronę.

*~*~*

Kilka dni później kroki zaprowadziły ją prosto pod pomnik czarodzieja z Birmingham. Nie ważne jak bardzo chciała, nie potrafiła wymazać z pamięci ani tych wydarzeń, ani więzi, która wytworzyła się między nią a Draconem.
Męczyło ją, że mijali się na korytarzu jak gdyby nigdy nic.
Gryzła się z tym parę dni, zanim zdecydowała się tutaj przyjść. Nie wiedziała, czego oczekuje ani co chce tu znaleźć, a mimo to przyszła.
Stanęła naprzeciw pomnika, wpatrując się w niego ze zrozumiałym zachwytem. W końcu ten oto mężczyzna kiedyś, w średniowieczu, uratował jej życie.
- Nie potrafisz zapomnieć, prawda? - usłyszała znajomy głos i wzdrygnęła się lekko ze strachu. Nie spodziewała się, że ktoś tu przyjdzie. A już na pewno nie on.
Odwróciła się w jego stronę i skinęła głową.
Odnalazła na oślep jego dłoń i splotła ich palce. Z ulgą poczuła, jak odwzajemnia uścisk. Przyciągnął ją do siebie, przytulając lekko.
- Ja nie chcę zapomnieć.
- Ja też.
Uśmiechnęli się do siebie, czując jak ogarnia ich szczęście.

Kto by się spodziewał takiego rozwiązania?

24 komentarze:

  1. To jest genialne. Takie... Mało spotykane i tajemnicze. Idealne! Naprawdę wszystko było doskonale dobrane. Ohh idę czytać jeszcze raz.

    P.S

    OdpowiedzUsuń
  2. Absolutnie genialny miniaturka :) Jestem pod ogromny wrażeniem, nawet nie wiem, jak to ubrać w słowa. Sam pomysł jest niesamowity, a wykonanie jeszcze lepsze :D Oby takich więcej :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała miniaturka :)
    Pozdrawiam i życzę wesołych świąt, Dramione True Love :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O mamuńciu.
    Opis przyrządów tortur był niesamowity.:d
    Ta miniaturka jest genialna.:D
    Czekam na kolejne.:D
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaka wspaniała miniaturka, cóż nie spodziewałam się takiej, nigdy nie spotkałam się z takim przedstawieniem dramione one shota
    Brawo za cóż pomysłowość, doskonałe opisy i całokształt :)
    Cudowna
    Charlotte
    P.S
    Zapraszam do siebie na miniaturkę http://charlotte-petrova-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne :D Czekam na rozdział !!
    Weny


    Al

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialna miniaturka.
    Ciekawy pomysł z przeniesieniem do średniowiecza.
    Wspaniały opis przyrządów do tortur;P
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajna miniaturka, taka nietypona <3
    Takiej jeszcze nie czytałam, życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny pomysł, świetna miniaturka.. Wszystko co tworzysz jest świetne. :)
    A opis przyrządów do tortur? Ciarki miałam!
    Zaciekawiła mnie postać Eliasa.
    I jest ukochany szczęśliwy koniec, więc mogę spokojnie umierać. ;)

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniała!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurcze!
    Cudowna miniaturka ;)
    Jeszcze takiej nie czytałam.
    Skąd Ci sie biora takie pomysły ?
    Aż mi sie zimno zrobiło jak czytałam o sali tortur.
    Brrr...
    pozdrawiam i zapraszam do mnie.
    Polecam blogi o DHL ;)
    http://polecalnia-dhl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Ta miniaturka jest genialna. Historia przodka Hermi i wgl..poruszyło mnie to.
    Fantastyczne na 100! Bardzo mi się podobała.
    U Blain nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowna miniaturka, naprawdę strasznie mi się podobała!
    Gdy były opisy tortur miałam ochotę zamknąć oczy i ich już nigdy nie otwierać - niestety lub stety, jestem bardzo wrażliwa i wyczulona na takie tematy. Ale przeczytałam i uważam, że nie ma takiego tematu, z którym byś sobie nie poradziła. Gratuluję :)
    Mam tylko jedną drobną uwagę. Pisze się żądza, nie rządza :) To tylko tak na marginesie.
    Ogólnie rzecz biorąc, nie potrafię napisać niczego złego, ta miniaturka jest zbyt piękna.
    Życzę mnóstwo weny i czekam na kolejne rozdziały albo kolejną miniaturkę :3
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  14. Wkońcu doczytałam, pewnie jako jedna z ostatnich :P
    I wiesz co? Jak dla mnie do momentu "wstawienia się" Miony za Draco było trochę monotonnie... A może tylko odniosłam takie wrażenie, bo ten fragment czytałam mega zmęczona :x
    Ala całość jest świetna!
    Szczególnie spodobała mi się postać Archibalda i ta subtelność, która zapanowała międzu Granger i Malfoyem :D
    Dodatkowo nie narzuciłam szczególnie konkretnego zakończenia, więc można sobie pogantazjować :)
    Pozdrawiam, Ludum :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Jestem strasznie do tyłu z Twoim blogiem ale to przeczytałem z wielka chęcią. Jestem może jedynym facetem bo temat jest mało męski i chyba sama piszesz typowo pod Kobiety? (to żaden przytyk żebym nie został zaraz zlinczowany :) ) Ja czytam raczej dla Twojego stylu pisania bo uważam, że rozwijasz się pisząc tego bloga i wierzę, że kolejne pomysły będą coraz lepsze :)

    Odnośnie miniaturki to osobiście jestem fanem polskiej fantastyki szczególnie ulokowanej w konwencji średniowiecza. Brakowało mi do obrazu średniowiecznej rzeczywistości koni i mieczy ale sam fakt, że połączyłaś swój styl z narzuconą Ci konwencją w tak dobry sposób świadczy tylko o tym, że potrafisz pisać :) Koniec był moim zdaniem delikatnie naciągany ale w końcu Magia ma swoje prawa :) Mi podobało się bardzo, tak jak prawie wszystko co piszesz :P (nie mogę przesadzać z pochwałami :P ). Pisz dalej i staraj się jak najwięcej łamać swoją konwencję bo to dodaje świeżości.

    Zawsze wierny ale jak zawsze nie na bieżąco P

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetna miniaturka :D
    Oryginalna i bardzo mi się spodobała :D
    Temat też ciekawy, a opisałaś to genialnie, choć trochę dziwnie mi się czytało początek :D ale ogólnie było świetnie <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeju, zapomniałam napisać komentarz, wybacz. :(
    Miniaturka jest naprawdę niesamowita, orginalna. Przypadła mi do gustu. Temat sam w sobie jest naprawdę ciekawy, a w twoim wykonaniu... wow.
    Podobało mi się opis przeżyć Dracona gdy oglądał salę tortur, po prostu uwielbiam!
    Wesołych Świąt!
    ~Salvio

    OdpowiedzUsuń
  18. Łał, bardzo, bardzo dobra miniaturka! Pomysł świetny. Po prostu uwielbiam. I jak zwykle perfekcyjnie
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  19. Aż nie wiem co powiedziec. Przeniesieni w czasie? Genialne! Cieszę się że ją napisałaś i dziękuję temu czytelnikowi, bo w końcu to miniaturka na zamówienie ;) Oby więcej takich zamówień! Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Wow. Nie wierzę, że przyszło komukolwiek coś takiego do głowy. Boskie. Na serio dobre. Nie spotkałam się z motywem przeniesienia się do średniowiecza.
    Na marginesie - bardzo lubię Twoje miniaturki, są świetne.
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Pożoga

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetna miniaturka, jak cała reszta oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ciężki rozdział, ale ogólnie był całkiem dobry. Ja nie jestem fanką takich opowieści więc raczej nie będę dobrą komentującą w tym momencie :D

    B.

    OdpowiedzUsuń
  23. B.fajne :D Nie pomyślałabym że takie coś się może wydarzyć. :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń