Uf, dałam radę.
Miniaturka jest pisana na zamówienie dla jedynego, znanego mi, męskiego czytelnika w tym gronie i jest dosyć nietypowa - może nie każdemu przypaść do gustu!
Miało to być dla mnie małe wyzwanie i przyznam, że naprawdę było!
Nie mam pojęcia jak mi wyszło, dlatego pozostawiam ocenę Wam, a przede wszystkim Tobie, P. :)
Zapraszam do czytania i komentowania!
Wasza
DiaMent.
One shot IV
ŚREDNIOWIECZNY
BLUES
Możesz odejść. Możesz
udawać, że mnie nie znasz, ale wiedz,
że zawsze możesz
na mnie liczyć, zawsze Ci pomogę,
bo zawsze będziesz
dla mnie jedną z najważniejszych osób w życiu.
*
Życie jest pełne
niespodzianek.
Nigdy nie wiesz co może
spotkać właśnie ciebie.
- Smoku, może jednak pójziemy na
eszcze jedneho? - zapytał Blaise, wieszając się na roześmianej i
całkowicie zalanej Ginevrze.
Malfoy spojrzał na nich, zastanawiając
się, który ze stojących przed nim Diabłów to ten właściwy. Po
dłuższej chwili machnął ręką i obrócił się w stronę opartej
o ścianę za nim, Granger. Była kompletnie pijana. Nigdy nie
wiedział jej w takim stanie. Nawet po pamiętnej imprezie w wieży
Ravenclaw'u trzymała się o wiele lepiej niż teraz.
- Nie, wystarczy – wymamrotał,
starając się utrzymać stabilną pozycję. Sam nie pamiętał,
kiedy ostatni raz miał taki odlot. Odwrócił się z powrotem do
przyjaciół i momentalnie wzniósł oczy do nieba. Para przykleiła
się do siebie oplatając rękami niczym długimi, lepkimi mackami.
Między ich ciała nie zmieściła by się w tym momencie nawet
szpilka. Ale w sumie czego innego się spodziewał? Zaczęli być ze
sobą zaledwie 2 tygodnie temu i już od pierwszego dnia wyglądali
jakby mieli zamiar nadrobić całe osiemnaście lat bez siebie.
Obrzydliwe.
Westchnął pod nosem, po czym ruszył
w stronę osuwającej się na ziemię, niekontaktującej Granger. Za
jakie grzechy musiał bawić się w jej niańkę? Czy naprawdę aż
ta bardzo podpadł Merlinowi? Za co? Na Salazara, jaka ona
ciężka...
Zarzucił jedną jej rękę na swój
kark, a sam objął ją w pasie. Odczekał chwilę, żeby złapać
ostrość widzenia, a także odzyskać przyczepność.
Czuł się jak na pokładzie nieźle
rozbujanego statku. Było mu niedobrze i miał wrażenie, że
zaledwie ułamek sekundy dzieli go od bolesnego kontaktu z podłogą.
Nie chciał się wywalić, zwłaszcza mając ją pod opieką. Co z
tego, że była irytującą, wredną, przemądrzałą.... niezwykle
śliczną, mądrą i słodką Gryfonką? Co z tego, że nazywała się
Granger? Nie musiał jej lubić, ale z pewnością nie chciał zrobić
jej krzywdy. Musiał i chciał jej pomóc.
Zostawił za sobą obłapiającą się
parę, nawet nie myśląc o tym, by się pożegnać. Nie miał
zamiaru wtrącać się w ten wybuch uczuć. Na pół ciągnąć, a
na pół niosąc nieprzytomną dziewczynę, ruszył w kierunku ich
wspólnego dormitorium. Przynajmniej tak mu się wydawało. Zwątpił
dopiero, gdy już po raz trzeci minął pomnik czarodzieja z
Birmingham. Stanął na środku korytarza, rozglądając się z uwagą
dookoła. Jego zawsze gładkie czoło przecięła głęboka
zmarszczka, a ręka obejmująca Granger zacisnęła się mocniej na
jej talii. Czyżby był aż tak pijany, że aż mylił korytarze w
zamku, który znał niemalże od podszewki?
Po krótkim namyśle postanowił
spróbować jeszcze raz. Kiedy po raz czwarty wrócił w to samo
miejsce, zaklął szpetnie, mając głęboko w poważaniu ciszę
nocną.
Był pijany, zmęczony, a ciało
bezwładnej dziewczyny zaczynało mu coraz bardziej ciążyć. W
akcie głębokiej desperacji ruszył w stronę pierwszych z brzegu,
ciemnych drzwi. Były ukryte w cieniu pomnika i nie wyglądały
zachęcająco, jednak w tym momencie nie było to ważne. Liczyło
się tylko to, by wreszcie się położyć i zapaść w cudowny,
kojący sen. Wolną dłonią nacisnął klamkę, z ulgą czując, że
zamek ustępuje. Z głośnym sapnięciem wciągnął Granger do
środka, zupełnie nie zważając na panującą tam, niezgłębioną
ciemność.
*~*~*
Obudził ją dojmujący chłód oraz
nieprzyjemny zapach ludzkiej uryny. Jej gładką skórę, w tym
momencie pokrywała niezwykle silna gęsia skórka, a ciałem
wstrząsały dreszcze. Skrzywiła się szpetnie, czując fale bólu,
raz po raz zalewające jej głowę. Powoli otworzyła oczy walcząc z
nadchodzącymi nudnościami. Skutki przedawkowania alkoholu, a także
smród ludzkiego moczu z pewnością nie wpływały dobrze na jej
samopoczucie. Na szczęście, w pomieszczeniu panował przyjemny
półmrok, a delikatne światło sączyło się jedynie z małego
okna, umieszczonego w górnej części ściany. Podniosła się do
pozycji siedzącej, wkładając głowę między nogi. Nudności
powróciły, sprowadzając także irytujące mroczki. Wdech, wydech.
Wdech, wydech. Minuta, dwie, trzy... nie wytrzymała. Z ledwością
podniosła się z miejsca i w ostatniej chwili dotarła do
najbliższego kąta. Nie wiedziała jak długo wymiotowała. Mogło
to trwać sekundę, godzinę, a może cały dzień. Bolesne torsje
targały jej ciałem, wyciskając z oczu łzy. Potrzebowała dłuższej
chwili, aby móc się uspokoić na tyle by wstrzymać wymioty. Nigdy
więcej alkoholu!
Opadła bezwładnie na ziemną
posadzkę, starannie omijając byłą zawartość jej żołądka.
Oparła się plecami o ścianę, odchylając głowę i przymykając
powieki. Dopiero po kilku minutach poczuła, że zaczyna uspokajać
się całkowicie. Jej żołądek przestał się buntować, a ból
głowy nieco zelżał. Odetchnęła jeszcze dwa razy, po czym
postanowiła się podnieść. Jedyne o czym w tym momencie marzyła,
to cała fiolka eliksiru na kaca.
Położyła dłonie po dwóch stronach,
żeby się podeprzeć... o nie. Trafiła na coś wysuszonego, ale
poddającego się naporowi jej dłoni. Nie musiała długo
zastanawiać się co to takiego, bo już po chwili po całym
pomieszczeniu rozniósł się dodatkowy, duszący odór.
Z przerażeniem uniosła dłoń, nie
mogąc uwierzyć w to, co widzi. Miała całą rękę... w kupie!
Zerwała się na równe nogi,
instynktownie uciekając jak najdalej od tego obrzydlistwa. Trzymała
dłoń przed sobą, oddychając jednocześnie przez usta, żeby
zatrzymać powtórny odruch wymiotny. Miała już dość na dziś.
Marzyła jedynie o gorącej wodzie, a najlepiej kąpieli... Zaraz! A
gdzie jej różdżka?
Rozejrzała się z nadzieja dookoła,
idąc kolejne trzy kroki w przód. Jakie było jej zdziwienie, kiedy
zamiast tak bardzo potrzebnej różdżki, natrafiła na... kraty.
Była w więzieniu! Rozszerzyła szeroko oczy, w jednej chwili
trzeźwiejąc całkowicie. Rozejrzała się po raz kolejny, tym razem
naprawdę uważnie. Ciasne pomieszczenie, jedno jedyne małe okienko,
zimne, wilgotne ściany, ludzkie odchody... Z pewnością była w
celi. Tylko dlaczego ta cela wyglądała jak wyjęta wprost z
jakiegoś tandetnego, średniowiecznego horroru?
Zmarszczyła brwi i spuściła wzrok.
Gdzie jej leginsy i tunika? Miała na sobie jakąś starą, brudną,
obdartą szmatę!
Co się do cholery stało? Zrobiła
coś?
Ostatnie co pamiętała, to bardzo
bliski taniec z Malfoy'em oraz niebotyczne ilości alkoholu. Właśnie!
Z pewnością jest jeszcze pijana. To na pewno omamy.
Zacisnęła mocno powieki, a dłonie
ścisnęła w pięści. Skupiła się na moment, po czym zaczęła
powtarzać niczym mantrę:
- To tylko sen. Obudź się. To
tylko sen...
Otworzyła jedno oko, sprawdzając czy
nadal znajduje się w celi. Jakim cudem nadal tam była? Przecież to
nie mogło dziać się naprawdę. W magicznym świecie wiele rzeczy
jest możliwych, ale nie takie. Nie nagłe znajdowanie się w jakimś
zapchlonym więzieniu z innej epoki, zaraz po mocno zakrapianej
imprezie. Ale czy na pewno? Może coś przegapiła? Właściwie jak
długo była nieprzytomna?
Zamknęła oczy jeszcze raz, wkładając
w to całą siłę woli jaką jeszcze w sobie posiadała. Odczekała
chwilę, po czym podniosła głos.
- To tylko sen. To tylko sen. TO
TYLKO SEN...
- Powtarzanie tego w kółko nie
sprawi, że zmienisz rzeczywistość.
Zamarła. Ochrypły głos zdawał się
dochodzić z prawej strony i zdawał się być dziwnie znajomy. Nie
jest tu sama? Nie jest sama!
Z prędkością błyskawicy rzuciła
się w stronę krat, czepiając ich jak ostatniej deski ratunku.
Nie ważny był smród, brudna ręka
ani to, że była półnaga. Liczyła się tylko bratnia dusza będąca
gdzieś obok.
- Dobrze się czujesz? - Nieznajomy
odezwał się po raz kolejny, a ona poczuła jak jej serce łomocze
ze szczęścia. Nawet nie wiedziała, że czuła się tak
osamotniona.
- Chyba taak – odpowiedziała,
przyciskając twarz do krat. Miała nadzieję, że zobaczy swojego
rozmówcę, jednak nic z tego. Nie była w stanie obrócić głowy
tak, by spojrzeć w żadną stronę.
- Na pewno? - drążył nieznajomy,
podchodząc jak najbliżej dzielącej ich ściany. - Dość długo
byłaś nieprzytomna. Nie wiedziałem czy żyjesz. Nie obudziłaś
się nawet jak jego wyprowadzali.
- A jak długo tu jestem? - Jego?
Zaraz, jakiego „jego”? Nie była tu sama? - I kogo masz na
myśli?
- Jak to kogo? - zdziwił się
mężczyzna. - Tego wyszczekanego blondasa, który trafił tu razem
z tobą. A wsadzili was wczoraj rano.
Blondasa? Poczuła jak cała krew
odpływa z jej twarzy, powodując silne zawroty głowy. Bardzo dobrze
wiedziała o kogo chodzi. Znała tylko jednego mężczyznę z tak
jasnymi włosami, że każdemu na jego widok nasuwało się
określenie „blondas”. Malfoy. Tylko dlaczego byli tu razem? O co
chodzi? Czyżby zmajstrowali coś na tej głupiej imprezie?
- Halo, jesteś tam? - Usłyszała,
otrzepując się z zamyślenia.
- Tak, tak. Może to dziwnie
zabrzmi, ale... wiesz może dlaczego tu trafiliśmy? I gdzie zabrali
tego mężczyznę, który był ze mną?
Zapadła dosyć długa cisza. Teraz to
Hermiona zastanawiała się czy mężczyzna przypadkiem nie
zrezygnował z rozmowy.
- Jesteś?
- Naprawdę nie wiesz?
Ich głosy zlały się ze sobą, ale
dosłyszała pytanie.
- A powinnam?
- No skoro tu jesteś... to chyba
wiesz, co zrobiłaś?
Hermiona zwiesiła głowę,
przysiadając pod ścianą.
- Jak mówiłam, może to być
dziwne, ale nie. Nie mam zielonego pojęcia co tu robię.
Usłyszała cichy szelest i domyśliła
się, że mężczyzna także usiadł po drugiej stronie ściany.
- Jesteście tu za czary. Nie żebym
wierzył w takie brednie... a twojego blondasa zabrali na
przesłuchanie. Na razie nic mu nie grozi.
- Na razie? - poczuła jak jej serce
przyspiesza z każdą kolejną sekundą.
- Zostanie spalony. Dzisiaj o
zachodzie słońca.
Jej serce zamarło. Sekunda, dwie,
trzy... miała wrażenie, że się udusi, jednak nic takiego się nie
stało. Była w szoku. Zostali zamknięci i skazani na śmierć za c
z a r y. Co to w ogóle za brednie? Już od dawna przecież
skończyły się polowania na czarownice. Zwykli ludzie nie mają
pojęcia o istnieniu magii, a nawet jeśli to z pewnością nie
reagują na nią w ten sposób. Chyba, że...
- Możesz mi powiedzieć gdzie
dokładnie jesteśmy? I który mamy rok?
Wiedziała, że dużo ryzykuje tymi
pytaniami. Oczami wyobraźni widziała minę współwięźnia, który
z pewnością właśnie rozważał jej zdrowie psychiczne.
- Birmingham – odpowiedział
wreszcie, niepewnym głosem. - Rok 1458.
Po raz kolejny zrobiło jej się słabo.
A więc jej domysły się sprawdziły. No to świetnie.
Po pierwsze jak niby miała sobie
poradzić bez różdżki? Po drugie: Jak wrócić do własnych
czasów? I po ostatnie: Gdzie do cholery trzymają Malfoy'a?
- Ile mamy czasu? - zapytała,
opierając głowę o ścianę i przymykając powieki.
- Do procesu blondasa? - kiedy
chrząknęła potwierdzająco, powiedział:- Jeżeli dobrze
kalkuluję, to jest późne południe, więc... jakieś trzy, może
cztery godziny.
Hermiona westchnęła, po czym
podpierając się rękami poniosła z miejsca. Kał z dłoni już
dawno został wtarty w wilgotne ściany.
Podeszła do krat.
- Wiesz gdzie go trzymają?
- Tak myślę. Trochę już tutaj
siedzę i mam pewne znajomości. Strażnik, który normalnie
powinien nas tu pilnować, a który właśnie ucina sobie drzemkę,
opowiada mi czasem co nieco.
- Świetnie. - Powiedziała, a na
jej twarzy zagościł uśmiech. - W takim razie zabieram cię ze
sobą.
Nie odpowiedział. Pewnie już
całkowicie stwierdził, że oszalała, jednak mało ją to obeszło.
Postawiła sobie za cel natychmiastowe
uwolnienie z tej śmierdzącej celi.
Nigdy nie czarowała bez użycia
różdżki, wiedziała jednak, że jest to możliwe. Było o tym
często wspominane w wielu księgach dotyczących Historii Magii.
Uniosła dłoń, otwierając ją na
pełną szerokość i nakierowała na ogromny, żelazny zamek, po
prawej stronie krat.
Nie miała pewności, że jej się uda,
ale co innego miała zrobić?
Zacisnęła mocno powieki i skupiła
każdym elementem własnego umysłu. Żyła magią. BYŁA magią.
Przekręciła dłoń, z zadowoleniem
rejestrując głośny dźwięk otwieranego zamka.
Rozglądnąwszy się, wyszła na wąski
korytarz, po czym podeszła do celi obok.
Powtórzyła cały manewr i już po
chwili patrzyła w przerażone oczy zarośniętego, na oko
trzydziestoletniego mężczyzny. Jego brązowe oczy, a także twarz
wyrażały bezgraniczne zdziwienie. Wyglądał jakby za chwilę miał
zacząć histeryzować.
- Tylko nie krzycz! - ostrzegła
Hermiona, odruchowo zakrywając jego usta dłonią i rozglądając
się dookoła. - Nie masz się czego bać, nic ci nie grozi.
- A więc to prawda? - zapytał,
nadal w wielkim szoku. - Jesteś czarownicą?
Hermiona kiwnęła głową, wyciągając
go z celi.
- Tak. A ty jesteś tym, który
pomoże mi wyciągnąć mojego znajomego z opresji.
*~*~*
Nie bardzo wiedział co się wokół
niego dzieje. Nie chodziło już o samo upojenie alkoholowe, które
nadzwyczaj wolno opuszczało jego organizm, ale o ogół.
Kiedy poczuł jak ktoś podnosi go z
podłogi, wyrywając jednocześnie z głębokiego snu, ogarnęła go
całkowita dezorientacja.
Było ciemno, zimno i nie widział
dokładnie twarzy sprawców. Chciał ryknąć na Blaise'a, myśląc,
że to on wywinął mu tak kiepski dowcip, jednak worek opadający na
jego głowę całkowicie zniwelował te przypuszczenia.
To był instynkt. Zwierzęca potrzeba,
ogarniająca każdego człowieka w takiej sytuacji. Orientując się,
że jest w niebezpieczeństwie, całkowicie zapomniał o zmęczeniu
oraz zbliżającym się nieuchronnie kacu. Szarpnął z całej siły
ramionami, wyrywając się z silnego uścisku dwójki mężczyzn.
Jednym szybkim ruchem ściągnął worek z głowy i zdzielając w
twarz jednego z nich, rzucił się na ziemię w poszukiwaniu jedynej
broni, jaką posiadał – różdżki.
Jego poszukiwania nie trwały jednak
długo. Jedynym co zdążył znaleźć była jakaś stara brudna
miska, a ostatnim widokiem, który z pewnością zapadnie mu głęboko
w pamięć, była nieprzytomna, półnaga Hermiona, leżąca pod
ścianą. Później była już tylko ciemność.
Obudził się jakiś czas później, z
przeszywającym bólem w głowie. Odruch kazał mu podnieść dłoń
by dotknąć obolałe miejsce, jednak nie był w stanie tego zrobić.
Poruszył się jeszcze raz i wszystko stało się jasne. Miał
związane ręce. Świetnie. Podniósł głowę do góry, po raz
pierwszy mając okazję by choć trochę rozejrzeć się dookoła.
Zimne, kamienne ściany, smród moczu i
stęchlizny, jakieś siano w rogu... co się, na strasznego
Slytherina, dzieje?
Spróbował wstać, a w tym samym
momencie usłyszał skrzypiący dźwięk z prawej strony. Odwrócił
się w tamtą stronę, mrużąc oczy w półmroku. Ciało
instynktownie pochyliło się do przodu w obronnym geście.
- Obudziłeś się, wreszcie –
powiedział przybysz, odwracając się w stronę wejścia. Po chwili
pojawiło się jeszcze dwóch kolejnych ludzi. - Nieźle
narozrabiałeś.
- Czego chcecie?! - zapytał Malfoy,
nawet nie siląc się na uprzejmość. Jego głos ociekał jadem i
nienawiścią do tych obcych ludzi. Nie rozumiał czego od niego
chcieli, ani czemu znalazł się tutaj – w małym pokoju bez
żadnych okien.- I co, do cholery, zrobiliście z tamtą dziewczyną?
Zanim zdążył choćby mrugnąć,
jeden z mężczyzn znalazł się tuż przy nim, wymierzając
siarczysty policzek.
- Trochę szacunku, szarlatanie.
Draco już miał się odszczeknąć,
jednak słowa, które usłyszał sprawiły, że głos uwiązł mu w
gardle. Szarlatanie? Co to za antyczne określenie...
Spojrzał na swojego oprawcę z
nienawiścią w oczach, ale nie odezwał się już. Jeden policzek,
dla kogoś tak wysoko postawionego co on, był czymś niewybaczalnym.
W duszy zaprzysiągł niskiemu, krępemu człowieczkowi, o
wodnistych, niebieskich oczach, bolesną zemstę.
- Sądzę, że znasz odpowiedź na
to pytanie – odpowiedział pierwszy z nich, wyłaniając się z
cienia. Z pewnością był kimś z wyższego stanowiska. Świadczył
o tym nie tylko lepszej jakości ubiór, ale także postawa i sposób
mówienia. Draco po raz kolejny zastanowił się, co to za cyrk.
Niemożliwe by wciąż był tak bardzo pijany... sen także
wykluczał- pulsujący policzek zbyt boleśnie dawał o sobie znać.
- Wiesz prawda?
Postanowił nie odpowiadać na to
pytanie. Bunt, to jeden z instynktownych odruchów rodzących się w
ludziach. Zwłaszcza w ludziach takich jak Draco Malfoy. Mimo, że
był przyzwyczajony do złego traktowania w domu, to jednak nigdy
nikt nie potraktował go jak całkowicie nic nie wartą istotę.
Po chwili poczuł jak ręka krępego
człowieczka z głuchym plaskiem odbija się od jego drugiego
policzka.
- Odpowiadaj ścierwo, kiedy
ekscelencja pyta.
Błysk, który pojawił się w
stalowoszarych tęczówkach, nie zapowiadał niczego przyjemnego,
jednak w tym momencie chłopak był bezsilny. Bez różdżki, ze
związanymi rękami i znaczną przewagą liczebną przeciwników nie
miał żadnych szans. Był odważny, ale nie był ani samobójcą,
ani masochistą.
- Nie wiem... ekscelencjo –
ostatnie słowo wypluł z tak wielkim jadem, że instynktownie
przymknął powieki, spodziewając się kolejnych razów.
- Nie? - czarne brwi, jego
ekscelencji podjechały pod samą linię długich do ramion,
czarnych włosów. - Skoro tak... - odwrócił się w stronę
trzeciego mężczyzny, wciąż stojącego w cieniu – Blacwinie,
pokaż temu zwierzęciu nasze główne atrakcje.
Atrakcje? Naprawdę nic z tego nie
rozumiał. Jedno było całkowicie pewne- z pewnością nie znajdował
się już w Hogwarcie.
Już miał coś powiedzieć, kiedy
ludzki goryl, wielkości i wyglądu małego niedźwiedzia, złapał
go za ramię i jednym ruchem postawił do pionu. Sznur zaczął
wrzynać mu się w nadgarstki, a wielkie łapska mężczyzny
miażdżyły mu bark, jednak nie poskarżył się ani słowem.
Próbował zaprzeć się nogami, jednak
dryblas zdawał się w ogóle tego nie zauważyć. Draco był dla
niego tylko nic nie znaczącym, małym człowieczkiem.
Wyszli z ciemnego pomieszczenia,
kierując się zimnymi korytarzami w niewiadomym kierunku. Draco
zaczął rozglądać się w poszukiwaniu sposobu ucieczki, jednak
wszystko zdawało się działać przeciwko niemu. Za kolejnym
zakrętem pojawiło się kolejnych dwóch mężczyzn, a malutkie
okienka zdobiące kamienne ściany, z pewnością nie sprzyjały
ucieczce.
Chcąc nieco zatuszować rodzące się
w nim frustrację, a także strach, zaczął odliczać kroki. Nie
zrobił więcej niż dwadzieścia, kiedy jego myśli zajęła
Hermiona. Zaczął zastanawiać się czy wciąż jest nieprzytomna i
jak radzi sobie z tą sytuacją. Nie chciał przyznać się do tego
nawet przed samym sobą, ale martwił się o tę istotkę. Gdzieś w
głębi duszy zawsze ją podziwiał i chciał poznać. A teraz, gdy
spędzili razem cała imprezę i mieli szansę by się zbliżyć,
dzieją się jakieś cuda niewidy. Dlaczego?
Potrzepał głową, krzywiąc się na
ten sentymentalizm. Co mu się dzieje? Nigdy się tak nie zachowywał.
Ale przecież niektóre wydarzenia
wyciągają na wierzch prawdziwą naturę ludzi...
- Nie ociągaj się, diabli pomiocie
– usłyszał zachrypnięty głos, a chwilę później został
wepchnięty przez ogromne wrota. Jak to możliwe, że ich nie
zauważył? Czyżby jego myśli aż tak zajęły się postacią
Hermiony?
Pod wpływem pchnięcia opadł na
ziemię, raniąc sobie boleśnie kolana. Zanim zdążył unieść
głowę, do jego uszu dotarł przeciągły jęk, który niemal
zmroził mu krew w żyłach.
Poczuł jak na jego skórze pojawia się
silna gęsia skórka.
Nie musiał patrzeć, by wiedzieć, że
oto znalazł się w piekle. Instynkt wiedział wszystko, a w tym
momencie rozdzierał jego umysł potrzebą natychmiastowej ucieczki.
- Co by tu z tobą zrobić? -
zapytał jeden z nowo przybyłych ludzi, w momencie gdy dryblas
nadal trzymał go za ramię.
Mężczyzna, który zadał pytanie był
wysoki i szczupły. Na pierwszy rzut oka wyglądał na całkowicie
nieszkodliwego, jednak złowrogi błysk czający się w bezdennych,
czarnych oczach ukrytych pod brązową grzywą włosów, sprowadzał
ciarki na każdego z obecnych. Był okrutnym, bezwzględnym
człowiekiem. Postrachem wszystkich, którzy kiedykolwiek zadarli z
prawem. Skąd to wiedział? Po prostu.
- Może zaczniemy od krzesła
przesłuchań? - zapytał, wskazując na postawione tuż za nim
ogromnych rozmiarów siedzisko. Na widok długich, ostrych,
metalowych prętów, które pokrywały całą powierzchnię
„krzesła”, Draco poczuł jak jego serce zalewa fala
przerażenia. Kat patrzył na niego z niemałą satysfakcją,
najwyraźniej delektując się przerażeniem wymalowanym na twarzy
chłopaka. - Akurat jest wolne. Nie? To idziemy dalej.
Draco po raz kolejny chciał zaprzeć
się nogami, a najlepiej uciec jak najdalej od tego miejsca. Niemal
czuł nadchodzący ból oraz smród przedwczesnej śmierci. Nie
chciał tak skończyć...
- To może... - kontynuował
mężczyzna, żwawym krokiem podchodząc do kolejnego przyrządu, na
którego widok, Draco instynktownie złączył nogi. Czuł jak jego
plecy uginają się nieco pod ciężarem strachu. - Kołyska
judasza? Nie sądzę, by twoje klejnoty jeszcze się do czegoś
przydały – uśmiech, który wypłynął na twarz mężczyzny był
tak zimny, że Draco miał wrażenie, że za chwilę osunie się na
ziemię.
On nie żartował. Naprawdę miał
zamiar zrobić mu jakąś krzywdę.
- Też nie? No dobrze.
Ruszyli dalej, przechodząc obok coraz
to gorszych narzędzi tortur. Draco nie miał pojęcia jakim cudem
wciąż stoi na nogach. Nie był tchórzem. Mógł stawiać czoła
zaklęciom takim jak cruciatus, czy sectumsempra, ale to? To go
przerastało w każdym calu.
Nie przeszli więcej niż kilka kroków,
kiedy Draco dosłownie wrósł w ziemię. Prowadzący go Blacwin
musiał unieść go do góry, żeby ruszyć dalej. Upadł na twarz,
kiedy rzucono nim o ziemię, jednak bolące od upadku kończyny nie
miały teraz żadnego znaczenia.
Myślał, że już nigdy nie zobaczy
takiego ogromu zła jak podczas wojny. Myślał, że jest wolny od
takich przeżyć... jak bardzo się mylił!
Z przerażeniem patrzył na ciało
mężczyzny rozłożone na ogromnym stole. Jego ręce i nogi były
włożone w jakieś żelastwo, które rozciągało je w różne
strony. Był rozrywany żywcem!
Kiedy torturowany spojrzał mu w oczy
poczuł, że zaczyna mdleć. To naprawdę było dla niego za dużo.
Nie chciał oglądać tak strasznej śmierci. A nie mógł mu w żaden
sposób pomóc! Odwrócił wzrok, trafiając na pełne zadowolenia
spojrzenie kata.
- Tu jest zajęte, jak widać –
powiedział wesoło, klaszcząc w dłonie. Draco zaczął
zastanawiać się, skąd się biorą ludzie z tak wielką rządzą
krzywdzenia innych?
- Wiem! - niemal wzdrygnął się na
ten radosny okrzyk. Poczuł, że robi mu się niedobrze. -
Słyszałem, że masz niewyparzoną gębę, pomiocie. Chyba wiem,
jak można to załatwić. - Sięgnął w stronę podłużnego stołu,
na którym znajdowały się pomniejsze narzędzia tortur. Złapał
jedno z nich i z lubością podniósł do góry. Było średniej
wielkości i przypominało ten taki mugolski przyrząd do otwierania
wina... - Gruszka!
Draco zupełnie nie wiedział co to
znaczy, czuł jednak, że z pewnością nie będzie to przyjemne.
Wręcz przeciwnie. Z pewnością będzie bardzo bolesne i wymyślne.
Opadł na kolana czując, że zaraz
odpłynie. Coś jednak musiało czuwać nad jego losem. Zanim
urządzenie choć zbliżyło się do twarzy Malfoy'a, ogromne drzwi
otworzyły się na oścież, wpuszczając do środka dwójkę
mężczyzn wlekących ze sobą kolejną ofiarę.
- Godwinie!- Zawołał jeden z nich,
a kat momentalnie spojrzał w ich stronę. - Mamy następnego!
- Wspaniale! - zawołał,
przywdziewając na usta radosny uśmiech. To było chore,
nienormalne. Jak można aż tak cieszyć się z cudzego cierpienia?
Kat- Godwin, obrócił się w stronę Malfoy'a tak, że poczuł jego
śmierdzący oddech na swoim policzku. - Zaraz zobaczysz do czego
zdolne jest nasze cudne krzesło. Spodoba ci się, szarlatanie.
*~*~*
Hermiona przemierzała korytarze, raz
po raz uskakując w bok i ciągnąc za sobą towarzysza. Nie chciała
by ich złapali. To zniszczyłoby cały jej misterny plan, a
dodatkowo mogło sprowadzić śmierć nie tylko dla niej, ale także
dla mężczyzny, który jej pomagał. Czuła się za niego
odpowiedzialna. W końcu sama uwolniła go z więzienia.
Z początku poruszali się w całkowitej
ciszy, nasłuchując z pełną uwagą. Jednak gdy pierwszy stres
minął, na twarzy mężczyzny pojawił się jakby cień uśmiechu.
Hermiona spojrzała na niego kątem oka
i nie potrafiła także się nie uśmiechnąć.
- Jak się nazywasz? - zapytała
wreszcie, starając się by jej głos nie był głośniejszy od
szeptu. Instynktownie naciągnęła nieco bardziej brudną koszulę,
jednak jak zwykle nic to nie dało. Wciąż była w połowie naga.
Mężczyzny zdawało się to jednak w ogóle nie obchodzić.
Spojrzał na nią i przezwyciężając
pierwotny strach uśmiechnął delikatnie.
- Jestem Elias z domu Grangerów.
Słysząc to, Hermiona dosłownie
skamieniała. Jej oczy rozszerzyły się do wielkości spodków od
talerzy, a usta rozchyliły w geście zdziwienia. Był to zwykły
przypadek? A może przeznaczenie?
Odwróciła się w jego stronę,
lustrując dokładnie całą twarz. Te oczy... jak mogła tego nie
zauważyć? Jej tata miał identyczne, dziadek tak samo. ONA miała
takie oczy! A głos... już wcześniej zwróciła uwagę, że jest
dziwnie znajomy. Nie jest możliwe by słyszała go już wcześniej,
a jednak. Kiedy mówił, dało się wyłapać tak charakterystyczną
nutę dla każdego głosu Grangerów, których miała okazję poznać.
Nie wiedziała jak ma się zachować.
Powinna go wyściskać? A może udawać, że nic się nie stało?
Nie miała okazji podjąć decyzji,
ponieważ w tym samym momencie usłyszała kroki. Nie zastanawiając
się ani chwili, rzuciła się w stronę pobliskiego zacienienia i
pociągnęła za sobą Eliasa. Będzie myślała o tym później.
- … mówię ci. Godwin się
ucieszy. - usłyszała męski, podekscytowany głos.
- No nie wiem – odpowiedział
drugi, z lekkim ociąganiem. - Podobno ma już jakiś kąsek.
Podobno złapali męską czarownicę!
- A gadasz głupoty...
Mężczyźni zniknęli za rogiem, a
Hermiona niemalże słyszała bicie swojego rozszalałego serca. Była
niedaleko.
- Mówili o nim, prawda? - zapytał
Elias, mimo że sam ją poinformował o powodzie ich przetrzymywania
tutaj.
Hermiona skinęła głową.
- Tak. Wiesz może co tam jest? -
wychyliła głowę i nie widząc żadnego niebezpieczeństwa,
wskazała mu stronę, w którą poszli mężczyźni.
Elias podążył za jej dłonią i aż
się wzdrygnął. Kiedy spojrzał w jej twarz, ujrzała w jego
brązowych oczach wyraz zwierzęcego przerażenia.
- Sala tortur...
Jeżeli to możliwe, jej serce
przyspieszyło jeszcze bardziej, przechodząc do galopu. Bała się.
O niego, o siebie, o Eliasa. Nie mogła pozwolić by komukolwiek z
nich coś się stała. Chciała uwolnić Malfoy'a i znaleźć sposób
na to by wrócić do domu.
- Idziemy.
Nie zważając na jęk protestu,
złapała Eliasa za dłoń i pociągnęła w stronę sali. Po chwili
ich oczom ukazały się ogromne drzwi, a Hermionę przeszedł
dreszcz. Nie wiedziała czy chce wiedzieć co się za nimi ukrywa,
ale czy miała inne wyjście?
Podeszli bliżej, starając się robić
jak najmniej hałasu. Na szczęście okazało się, że drzwi zostały
nieco uchylone, dzięki czemu mogli bez przeszkód zaglądać do
środka.
To, co zobaczyli sprawiło, że
Hermiona omal nie straciła przytomności.
Jakiś młody, na oko dwudziestoletni
mężczyzna, siedział zupełnie nagi na ogromnym krześle tortur.
Widziała takie krzesła w wielu muzeach w swoim czasie i bardzo
dobrze znała ich właściwości. Jednak co innego słyszeć, a co
innego widzieć.
Nawet z tak dużej odległości mogła
zobaczyć jak co większe pręty przebijały ciało chłopaka,
wywołując coraz głośniejszy krzyk. Krzesło było podgrzewane
niemal do czerwoności. Wszystko po to by sprawić jak najwięcej
bólu. Po sali roznosił się swąd przypalanego ciała, sprawiając,
że omal nie zaczęła się dusić. Siłą woli powstrzymała się by
nie kaszleć, jednak nie potrafiła powstrzymać łez. Nieustający
krzyk chłopaka wciąż dźwięczał w jej uszach. Z wdzięcznością
przyjęła jego śmierć. Nie dlatego, że nie mogła tego znieść.
Dlatego, że dało mu to ukojenie.
- No, to teraz pora na ciebie,
pomiocie – usłyszała męski głos, gdzieś w głębi sali, więc
momentalnie spojrzała w tamtą stronę.
Nogi się pod nią ugięły, kiedy
zobaczyły bladego Malfoy'a, wciąż nie odrywającego spojrzenia od
krzesła. W jego oczach widać było nie tylko przerażenie, ale
także rezygnację. Wiedział, że zrobią mu krzywdę, a mimo że
był naprawdę uzdolnioną magicznie osobą, nie mógł zrobić nic
aby temu zapobiec.
Widziała jak obraca się w stronę
swojego oprawcy, który dzierżył w dłoniach jakiś przedmiot.
Zanim jednak zdążyła zobaczyć co to jest, usłyszała jak Elias
głośno wciąga powietrze. Po chwili usłyszała jego głos w swoim
uchu.
- Gruszka. Chcą rozerwać jego
usta...
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, a
następnie na scenę przed nimi, która zaczęło nabierać
zatrważającego tempa.
Zobaczyły jak ogromny mężczyzna
łapie i tak już związanego Malfoy'a i przytrzymuje go w żelaznym
uścisku. Oprawca chłopaka, podchodził do niego z ohydnie lubieżnym
uśmieszkiem.
To już. Już czas. Nie może dłużej
czekać.
Spojrzała na Eliasa, dając mu znak by
się schował. Wypełnił swoje zadanie, nie mogła narażać go na
niepotrzebne niebezpieczeństwo.
Nie czekając na jego reakcję, naparła
na drzwi, wpadając z impetem do środka. Nie zwracała uwagi na
zdziwione spojrzenia zwrócone na nią z każdej strony. Nie miała
czasu się nad tym zastanawiać. Musiała działać. Teraz.
Zamknęła oczy, skupiając się na
mężczyźnie trzymającym gruszkę. Jednym ruchem dłoni wydarła mu
przedmiot z ręki tak, że uderzył o ścianę po przeciwnej stronie,
a mężczyzna odleciał na parę stóp w tył. Już miała zająć
się resztą, kiedy poczuła ostry ból z tyłu głowy. Ostatnim co
zapamiętała to przerażenie w cudownych, stalowoszarych oczach
blondasa i przeraźliwy krzyk:
- Granger, NIE!
*~*~*
Ocknęła się, czując zdrętwienie
całego ciała. Spróbowała się poruszyć, jednak nie dała rady.
Dodatkowo czuła, że jej kark nieźle daje o sobie znać. Dopiero
gdy uniosła głowę, zdała sobie sprawę, że ta wisiała
bezwładnie w dół, a ona sama była ciasno przywiązana do pala.
Zaczęła się szarpać, szukając
jakiegokolwiek niedociągnięcia, czegoś co pozwoliłoby jej się
uwolnić.
Przymknęła powieki i skupiła się
całą mocą na zaklęciu rozwiązującym więzy. Zaciskała powieki
jeszcze bardziej lecz nadal nie przynosiło to efektów.
W końcu zrezygnowana, pozwoliła
swojemu ciału bezwładnie zawisnąć.
- Też próbowałem – usłyszała
tak dobrze znany głos, że omal nie pisnęła z radości. Czym
prędzej obróciła się w stronę źródła dźwięku, gdzie
ujrzała Malfoy'a przywiązanego do pala tuż obok niej.
- Draco, żyjesz! - w mroku
zobaczyła, jak jego twarz na moment rozjaśnia się w słabym
uśmiechu, który za chwilę znikł.
- Jeszcze tak – z jego ust wydarło
się westchnienie rezygnacji. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim
stanie.
Zawsze pewny siebie, zawsze we
wszystkim najlepszy. Nie byłoby sprawy, której by nie wygrał ani
rzeczy której by nie zdobył. A teraz? Teraz obok niej znajdował
się istny wrak człowieka. Miała ochotę się rozpłakać.
- Kiedy to ma się stać?
Nie musiała tłumaczyć o co jej
chodzi, wiedział.
- Równo o północy – zerknął
na księżyc – czyli za jakieś dziesięć minut.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale
nie skomentowała. Nie ważne było skąd wiedział takie rzeczy, nie
teraz. Nie było dla nich nadziei, a jednak wciąż się
zastanawiała.
Oparła głowę o pal, spoglądając w
bezchmurne, letnie niebo. Tak wiele rzeczy jeszcze nie zrobiła, z
tyloma ludźmi się nie pożegnała... nie może tak umrzeć! Musi
znaleźć wyjście z tej patowej sytuacji...
- Hermiono? - wzdrygnęła się na
dźwięk swojego imienia w jego ustach. Nigdy nie zwracał się do
niej w ten sposób. Spojrzała w jego stronę, przekrzywiając lekko
głowę. - Przepraszam.
Poczuła jak jej szczęka zjeżdża w
dół.
- Za co?
- Za wszystko – wzruszył
ramionami. - Za te wyzwiska dawniej i arogancję teraz. Za to, że
znalazłaś się w niebezpieczeństwie...
- Przecież to nie twoja wina! -
zawołała zbulwersowana. Jak w ogóle mógł tak sądzić? Też nie
wiedziała jak się tu znaleźli, jednak z pewnością nie była to
wina tego napuszonego, głupka. Mimo to, jego przeprosiny zrobiły
na niej wrażenie. Poczuła ciepło, rozlewające się w jej sercu.
Malfoy znów wzruszył ramionami i
obrócił się w stronę nieba.
- To teraz chyba nie. Mówię jednak
o wojnie – nie dokończył. Nie musiał.
Zrozumiała wszystko bardzo dokładnie,
bez żadnych słów. Skinęła głową z wdzięczności, ale nic nie
odpowiedziała. Bała się, że się rozpłacze. Nie chciała płakać.
Przymknęła powieki, żegnając się w
myślach ze wszystkimi bliskimi jej osobami. To koniec.
Zauważyła ludzi wychodzących z
budynku. Widziała jak rozpalają pochodnie, zbliżając się coraz
bliżej nich. I wtedy dostała olśnienia.
- Płomienie!
Malfoy spojrzał na nią jak na kogoś
niespełna rozumu.
- No tak. Ogień to płomienie.
Zaczęła mocno kręcić głową.
- Nie rozumiesz. Zimne płomienie!
Wendelina Dziwaczna!
Była tak zaaferowana, że nie
potrafiła sklecić konkretnego zdania, a Malfoy najwyraźniej
zupełnie nie potrafił jej zrozumieć. Spojrzał na nią z
politowaniem, kręcąc jedynie głową.
- Ja też się boję, Granger.
Żałuję, że nie mogłem cię pocałować, no ale...
- Rigentibus! Tak! - zawołała
znów, jakby zupełnie nie słysząc jego słów.
- Że co?
Obróciła się w jego stronę,
starając uspokoić podekscytowane serce. To może się udać!
- Zaklęcie, mrożące płomienie.
Wendelina użyła go aż czterdzieści siedem razy, musi więc
zadziałać!
Zobaczyła jak twarz Malfoy'a rozjaśnia
błysk zrozumienia.
- Jak brzmiało to zaklęcie?
- Rigentibus. - uśmiechnęła się
radośnie, teraz już pewniej patrząc na zbliżających się ludzi.
Mieli broń. - Pamiętaj, skup się w myślach najmocniej jak
potrafisz.
Chłopak skinął głową, ale nic już
nie odpowiedział bo w tym samym momencie stanął przed nimi Godwin,
z nierozłącznym uśmieszkiem na ustach.
- Nareszcie – powiedział,
podchodząc bliżej nich. - Już dawno nie złapaliśmy żadnych
prawdziwych czarownic.
Gdyby potrafiła pluć jak mężczyzna,
z pewnością wykorzystałaby w tym momencie tę umiejętność.
Nienawidziła tego mężczyzny całym sercem.
Godwin nie słysząc, ani nie widząc
żadnej odpowiedzi z jej strony, skinął na stojących za nim ludzi.
Podali mu płonącą pochodnie, z którą zbliżył się do siana pod
stopami skazańców.
Hermiona i Draco posłali sobie
porozumiewawcze spojrzenia, a dziewczyna wymusiła także uśmiech.
Uda się, na pewno się uda.
W momencie, gdy ogień zajął siano,
zacisnęła mocno powieki i zaczęła powtarzać w myślach zaklęcie.
Płomienie podchodziły coraz wyżej, a
ona wciąż czuła buchający od nich żar. Nie chciała uwierzyć,
że się nie udaje. Nie mogła w to uwierzyć. Spojrzała z rozpaczą
na Dracona, w którego oczach także widniało bezgraniczne
przerażenie. Chciała coś krzyknąć, ale w tym samym momencie
ostry dym wdarł się w jej płuca. Zaczęła się dusić, czując
jak temperatura jej ciała podnosi się z każdą chwilą. Nie
chciała umierać! Z tą myślą, zastała ją ciemność.
*~*~*
W panice patrzył na zbliżające się
coraz bardziej płomienie. Nie mógł uwierzyć, że zaklęcie
Granger nie podziałało. Ona nigdy się nie myliła. Co więc poszło
nie tak?
Czuł, że powoli zaczyna brakować mu
powietrza, a płomienie zaraz dosięgną jego stóp. Miał wrażenie,
że za chwilę straci przytomność kiedy usłyszał krzyk i zrobiło
się jakieś poruszenie.
Nie mając siły walczyć, opuścił
głowę, pozwalając by bezwładnie zwisała. Czekał i czekał... a
śmierć nie nadchodziła. Mało tego! Nie czuł gorąca, ani
płomieni, które właśnie powinny trawić jego ciało. Zamiast tego
czuł przyjemne łaskotanie, na całym ciele.
Otworzył powoli oczy, ze zdziwieniem
rejestrując, że nadal stoi w płomieniach, które w tym momencie
pochłonęły już całe jego ciało.
Czyżby jednak się udało? Ale jak?
Przecież przestał wypowiadać zaklęcie już dawno. Dlaczego teraz?
Podniósł głowę i natrafił na
spojrzenie bystrych, niebieskich oczu. Stojący przed nim mężczyzna
był średniego wzrostu i postury. Jego długie brązowe włosy
zostały spięte w kucyk, a w dłoniach dzierżył niewielką,
drewnianą laskę. Wydawał się być dziwnie znajomy...
Po chwili ogień zgasł, a więzy
oplatające jego ciało puściły. Nie czekając na nic, rzucił się
w stronę nieprzytomnej Granger, którą właśnie odwiązywał jakiś
młody, ciemnowłosy mężczyzna.
- Kim jesteś? - zapytał, patrząc
to na niego, to na dostojnego mężczyznę, nadal stojącego przed
jego palem.
- Elias z domu Grangerów –
odpowiedział mężczyzna kłaniając się lekko.
Draco spojrzał na niego oczami pełnymi
niedowierzania i wtedy to zobaczył. Hermiona była naprawdę podobna
do tego mężczyzny. Dziwne, że spotkali się akurat tutaj.
Zobaczył, że bezwładne ciało
dziewczyny zaczyna opadać, więc rzucił się by je złapać.
Wziął ją na ręce i wrócił pod
swój pal.
- Pan nam pomógł? - zapytał,
patrząc na niego uważnie. Zauważył, że niebieskie oczy lustrują
go bardzo intensywnie. Minęła dłuższa chwila, zanim mężczyzna
skinął głową. - Kim pan jest?
- Jestem Archibald North –
odpowiedział dostojnym głosem, a Draco poczuł, że włosy stają
mu dęba. Było coś w tym mężczyźnie, co wzbudzało bezgraniczny
szacunek. - Nie powinno was tu być.
- Nawet nie wiemy jak się tu
znaleźliśmy! - zawołał, sfrustrowany.
- Draco? - Hermiona poruszyła się
w jego rękach, otwierając powoli oczy. - Jesteśmy w niebie?
W innej sytuacji chłopak parsknąłby
śmiechem, jednak nie teraz. Teraz sytuacja była zbyt poważna.
Widząc jego minę, Hermiona stanęła
o własnych nogach, po czym skierowała spojrzenie na starszego
czarodzieja.
- Wiem kim jesteś! - zawołała z
przejęciem, na co Draco posłał jej zdziwione spojrzenie. Skąd ta
mała znała jakiś gości z epoki dinozaura? - Jesteś czarodziejem
z Birmingham! Ale...
Przerwała zawstydzona. Mężczyzna
uśmiechnął się delikatnie, pokazując jej dłonią aby
kontynuowała.
- Ale?
- Ale nie powinien pan być martwy?
- słysząc jej pytanie, uniósł lekko brwi do góry. Dziewczyna
zmieszała się jeszcze bardziej, a Draco miał wrażenie, że
znalazł się na innej planecie. - To znaczy... jest rok 1458. A pan
został pojmany i zgładzony rok wcześniej, prawda?
Mężczyzna roześmiał się
dobrodusznie, opierając na lasce.
- Widzę, że panienka odrobiła
zadanie – pochwalił ją z błyskiem w oku. - Tak, według
historii tak z pewnością było.
Hermiona zmarszczyła nos.
- Nie rozumiem?
- Naprawdę? - zapytał, unosząc
jedną brew do góry. - Myślę, że znakomicie rozumiesz biorąc
pod uwagę, że stoję tu przed wami i wszyscy jesteśmy ŻYWI.
Hermiona zamyśliła się na moment.
Wedle zwyczaju zaczęła spacerować tam i z powrotem. Nagle
zatrzymała się w miejscu, a na jej twarz wypłynęło olśnienie.
- Wynalazł pan to, prawda? Wynalazł
pan serum niezniszczalności!
- „Serum niezniszczalności”? -
zapytał Draco, patrząc to na jedno to na drugie. Zupełnie nie
rozumiał co tu się dzieje.
- Tak – odpowiedziała Hermiona,
odwracając się w jego stronę. -Nad tym pracował słynny
czarodziej z Birmingham, zanim został pojmany i spalony. Był to
środek, który sprawiał, że ciało stawało się niezniszczalne
na siły z zewnątrz.
- Coś jak nieśmiertelność? -
dociekał blondas, czując rosnące zaciekawienie.
- Nie, chłopcze – odpowiedział
Archibald. - Nieśmiertelność pozwala żyć długie lata, jeżeli
nie masz zagrożenia z zewnątrz. Serum niezniszczalności zapewnia
śmierć naturalną, rozumiesz? Nikt nie jest w stanie cię
skrzywdzić.
Hermiona pokręciła głową w geście
niezrozumienia.
- Ale dlaczego nie ma o tym w
książkach?
- A dlaczego nie ma o tym, że
przeżyłem? - odpowiedział pytaniem na pytanie mężczyzna. - Nie
chciałem, by ktokolwiek się o tym dowiedział.
Mówiąc to spojrzał im prosto w oczy,
jakby usiłując wpoić im te słowa.
Przerwało im ciche chrząknięcie. Jak
na komendę obrócili się w stronę Eliasa, który zaczerwienił się
lekko.
- Nie chcę poganiać, ale niedługo
na pewno zorientują się, że nie ma w okolicy żadnych
czarownic...
- Uratowałeś nas? - zapytała
Hermiona, uśmiechając się do niego ciepło. Myślała, że
ucieknie. Poczuła dumę względem własnej krwi. Wszyscy byli
odważni.
- Pomógł mi – powiedział
Archibald, przywołując Eliasa do siebie. Kiedy podszedł, odwrócił
się w stronę Hermiony i Dracona. - Nie wiem skąd się tu
wzięliście, ale nie powinno was tu być. Prawdopodobnie weszliście
w jedną ze sfer związanych z moją osobą i to was przeniosło –
dokończył bardziej do siebie niż do nich, po czym po raz kolejny
spojrzał im w oczy. - Będziecie pamiętać o wszystkim, jednak nie
możecie nikomu przekazać niczego co się tutaj wydarzyło.
Rozumiecie? Ni-cze-go.
- Tak jest – odpowiedzieli
zgodnie, kłaniając się lekko.
Mężczyzna skinął głową, po czym
spojrzał na Eliasa.
- Muszę usunąć ci pamięć.
- Dlaczego? - zawołała Hermiona.
Nie chciała by o niej zapominał.
Archibald spojrzał na nią z pełnym
zrozumieniem w oczach, jednak nie zmienił zdania.
- Moja droga. Jeśli tego nie
zrobię, to nigdy nie pojawisz się na tym świecie. Nie wolno igrać
z przeszłością.
Dziewczyna miała coś odpowiedzieć,
ale jedynie skinęła głową. Doskonale pamiętała tę zasadę,
która obowiązywała ją gdy była w posiadaniu zmieniacza czasu.
- Jesteście gotowi?
- Jeszcze chwila – powiedziała
Hermiona, po czym podeszła do Eliasa by uściskać go na
pożegnanie. Ucałowała go w policzek, po czym wróciła do
Malfoy'a.
- Dziękujemy – powiedział
blondas, splatając ich dłonie.
Archibald skinął głową z uśmiechem,
po czym podszedł do nich i jednocześnie dotknął czoła obojga.
Nie minął moment, a rozmyli się w
ciemności.
- Pamiętajcie co obiecaliście.
*~*~*
Obudziła się cała zziębnięta,
niczym dziecko wtulając się w tors leżącego przy niej chłopaka.
Przez chwilę zupełnie nie miała pojęcia gdzie jest ani co się z
nią działo. Potrzebowała dłuższej chwili by dojść do siebie, a
razem ze świadomością pojawił się także tępy ból głowy.
Podniosła się z Malfoy'a i zaczęła
rozmasowywać obolały kark. Była w jakimś ciemnym pomieszczeniu, w
którym nigdy wcześniej się nie znajdowała.
Wstała powoli chcąc ruszyć w stronę
drzwi, kiedy usłyszała za sobą męski głos.
- Wybierasz się gdzieś?
Uśmiechnęła się pod nosem, ale nie
obróciła w jego stronę.
- Do dormitorium. Mam ochotę
wreszcie się wyspać, wiesz?
- Aż tak było ci nie wygodnie? -
zapytał podchodząc do niej i łapiąc delikatnie za rękę.
Poczuła lekki dreszcz przechodzący po
jej plecach. Przez tę jedną noc... a raczej jedną przygodę,
zaczęła coś do niego czuć. To nie było normalne.
Spojrzała na ich splecione dłonie, a
następnie na jego twarz.
- Wiesz, w związku z tym co się
wydarzyło...
- Uznajemy, że nic się nie
wydarzyło. Rozumiem – powiedział, momentalnie puszczając jej
dłoń.
Skinęła głową.
- Tak właśnie – chciała
powiedzieć to z mocą, lecz zamiast tego z jej ust wydobył się
cichy szept.
Jednocześnie ruszyli w stronę
wyjścia, wpadając na siebie. Draco jako mężczyzna, przepuścił
ją w przejściu i każde ruszyło w swoją stronę.
*~*~*
Kilka dni później kroki zaprowadziły
ją prosto pod pomnik czarodzieja z Birmingham. Nie ważne jak bardzo
chciała, nie potrafiła wymazać z pamięci ani tych wydarzeń, ani
więzi, która wytworzyła się między nią a Draconem.
Męczyło ją, że mijali się na
korytarzu jak gdyby nigdy nic.
Gryzła się z tym parę dni, zanim
zdecydowała się tutaj przyjść. Nie wiedziała, czego oczekuje ani
co chce tu znaleźć, a mimo to przyszła.
Stanęła naprzeciw pomnika, wpatrując
się w niego ze zrozumiałym zachwytem. W końcu ten oto mężczyzna
kiedyś, w średniowieczu, uratował jej życie.
- Nie potrafisz zapomnieć, prawda?
- usłyszała znajomy głos i wzdrygnęła się lekko ze strachu.
Nie spodziewała się, że ktoś tu przyjdzie. A już na pewno nie
on.
Odwróciła się w jego stronę i
skinęła głową.
Odnalazła na oślep jego dłoń i
splotła ich palce. Z ulgą poczuła, jak odwzajemnia uścisk.
Przyciągnął ją do siebie, przytulając lekko.
- Ja nie chcę zapomnieć.
- Ja też.
Uśmiechnęli się do siebie, czując
jak ogarnia ich szczęście.
Kto by się spodziewał takiego
rozwiązania?
To jest genialne. Takie... Mało spotykane i tajemnicze. Idealne! Naprawdę wszystko było doskonale dobrane. Ohh idę czytać jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńP.S
Absolutnie genialny miniaturka :) Jestem pod ogromny wrażeniem, nawet nie wiem, jak to ubrać w słowa. Sam pomysł jest niesamowity, a wykonanie jeszcze lepsze :D Oby takich więcej :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Wspaniała miniaturka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wesołych świąt, Dramione True Love :)
Super :)
OdpowiedzUsuńO mamuńciu.
OdpowiedzUsuńOpis przyrządów tortur był niesamowity.:d
Ta miniaturka jest genialna.:D
Czekam na kolejne.:D
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Jaka wspaniała miniaturka, cóż nie spodziewałam się takiej, nigdy nie spotkałam się z takim przedstawieniem dramione one shota
OdpowiedzUsuńBrawo za cóż pomysłowość, doskonałe opisy i całokształt :)
Cudowna
Charlotte
P.S
Zapraszam do siebie na miniaturkę http://charlotte-petrova-dramione.blogspot.com/
Świetne :D Czekam na rozdział !!
OdpowiedzUsuńWeny
Al
Genialna miniaturka.
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z przeniesieniem do średniowiecza.
Wspaniały opis przyrządów do tortur;P
Pozdrawiam
Hermione Granger
Fajna miniaturka, taka nietypona <3
OdpowiedzUsuńTakiej jeszcze nie czytałam, życzę weny.
Świetny pomysł, świetna miniaturka.. Wszystko co tworzysz jest świetne. :)
OdpowiedzUsuńA opis przyrządów do tortur? Ciarki miałam!
Zaciekawiła mnie postać Eliasa.
I jest ukochany szczęśliwy koniec, więc mogę spokojnie umierać. ;)
Pozdrawiam M.
Wspaniała!!! :D
OdpowiedzUsuńKurcze!
OdpowiedzUsuńCudowna miniaturka ;)
Jeszcze takiej nie czytałam.
Skąd Ci sie biora takie pomysły ?
Aż mi sie zimno zrobiło jak czytałam o sali tortur.
Brrr...
pozdrawiam i zapraszam do mnie.
Polecam blogi o DHL ;)
http://polecalnia-dhl.blogspot.com
Ta miniaturka jest genialna. Historia przodka Hermi i wgl..poruszyło mnie to.
OdpowiedzUsuńFantastyczne na 100! Bardzo mi się podobała.
U Blain nowy rozdział.
Cudowna miniaturka, naprawdę strasznie mi się podobała!
OdpowiedzUsuńGdy były opisy tortur miałam ochotę zamknąć oczy i ich już nigdy nie otwierać - niestety lub stety, jestem bardzo wrażliwa i wyczulona na takie tematy. Ale przeczytałam i uważam, że nie ma takiego tematu, z którym byś sobie nie poradziła. Gratuluję :)
Mam tylko jedną drobną uwagę. Pisze się żądza, nie rządza :) To tylko tak na marginesie.
Ogólnie rzecz biorąc, nie potrafię napisać niczego złego, ta miniaturka jest zbyt piękna.
Życzę mnóstwo weny i czekam na kolejne rozdziały albo kolejną miniaturkę :3
Pozdrawiam,
Fioletoowa
Wkońcu doczytałam, pewnie jako jedna z ostatnich :P
OdpowiedzUsuńI wiesz co? Jak dla mnie do momentu "wstawienia się" Miony za Draco było trochę monotonnie... A może tylko odniosłam takie wrażenie, bo ten fragment czytałam mega zmęczona :x
Ala całość jest świetna!
Szczególnie spodobała mi się postać Archibalda i ta subtelność, która zapanowała międzu Granger i Malfoyem :D
Dodatkowo nie narzuciłam szczególnie konkretnego zakończenia, więc można sobie pogantazjować :)
Pozdrawiam, Ludum :*
Jestem strasznie do tyłu z Twoim blogiem ale to przeczytałem z wielka chęcią. Jestem może jedynym facetem bo temat jest mało męski i chyba sama piszesz typowo pod Kobiety? (to żaden przytyk żebym nie został zaraz zlinczowany :) ) Ja czytam raczej dla Twojego stylu pisania bo uważam, że rozwijasz się pisząc tego bloga i wierzę, że kolejne pomysły będą coraz lepsze :)
OdpowiedzUsuńOdnośnie miniaturki to osobiście jestem fanem polskiej fantastyki szczególnie ulokowanej w konwencji średniowiecza. Brakowało mi do obrazu średniowiecznej rzeczywistości koni i mieczy ale sam fakt, że połączyłaś swój styl z narzuconą Ci konwencją w tak dobry sposób świadczy tylko o tym, że potrafisz pisać :) Koniec był moim zdaniem delikatnie naciągany ale w końcu Magia ma swoje prawa :) Mi podobało się bardzo, tak jak prawie wszystko co piszesz :P (nie mogę przesadzać z pochwałami :P ). Pisz dalej i staraj się jak najwięcej łamać swoją konwencję bo to dodaje świeżości.
Zawsze wierny ale jak zawsze nie na bieżąco P
Świetna miniaturka :D
OdpowiedzUsuńOryginalna i bardzo mi się spodobała :D
Temat też ciekawy, a opisałaś to genialnie, choć trochę dziwnie mi się czytało początek :D ale ogólnie było świetnie <3
Jeju, zapomniałam napisać komentarz, wybacz. :(
OdpowiedzUsuńMiniaturka jest naprawdę niesamowita, orginalna. Przypadła mi do gustu. Temat sam w sobie jest naprawdę ciekawy, a w twoim wykonaniu... wow.
Podobało mi się opis przeżyć Dracona gdy oglądał salę tortur, po prostu uwielbiam!
Wesołych Świąt!
~Salvio
Łał, bardzo, bardzo dobra miniaturka! Pomysł świetny. Po prostu uwielbiam. I jak zwykle perfekcyjnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam magicznie
~hope~
Aż nie wiem co powiedziec. Przeniesieni w czasie? Genialne! Cieszę się że ją napisałaś i dziękuję temu czytelnikowi, bo w końcu to miniaturka na zamówienie ;) Oby więcej takich zamówień! Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuńWow. Nie wierzę, że przyszło komukolwiek coś takiego do głowy. Boskie. Na serio dobre. Nie spotkałam się z motywem przeniesienia się do średniowiecza.
OdpowiedzUsuńNa marginesie - bardzo lubię Twoje miniaturki, są świetne.
Pozdrawiam i życzę weny,
Pożoga
Świetna miniaturka, jak cała reszta oczywiście :)
OdpowiedzUsuńCiężki rozdział, ale ogólnie był całkiem dobry. Ja nie jestem fanką takich opowieści więc raczej nie będę dobrą komentującą w tym momencie :D
OdpowiedzUsuńB.
B.fajne :D Nie pomyślałabym że takie coś się może wydarzyć. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*