Prezentuję pierwszy rozdział nowego opowiadania :) Wiem, że miał być dopiero jutro, jednak stwierdziłam, że niedziela jest lepszym dniem na publikowanie rozdziałów niż poniedziałek. Zwłaszcza, że zaczynam pracę.
Co mogę powiedzieć? Pierwszy rozdział, ale od razu zaczyna się dziać. Są wprowadzone ważniejsze wątki, a reszta zacznie się rozwijać w kolejnych częściach.
Zapraszam serdecznie do lektury oraz do wyrażenia swojej opinii :)
Wasza,
M.D.
*~*~*
I
Konfrontacja
„Z prawdą
jak z paczką cukierków:
raz
możesz trafić na słodką czekoladę,
raz
na gorzką lukrecję.
„
Wyszedł z wykładanego białym kamieniem kominka, otrzepując z
kurzu drogi, szyty na miarę garnitur. Nigdy nie sądził, że będzie
zmuszony do tego tupu działań. Miał nadzieję, że przez cały
okres kadencji nie będzie musiał kontaktować się z władzami
mugolskimi. Niestety los postanowił inaczej. Kto by przewidział, że
dwadzieścia lat po Wielkiej Bitwie o Hogwart, zło znowu powróci?
Nie chodzi tu bynajmniej o samego Lorda Voldemorta we własnej
osobie. Ten osobnik od dawna już nie żyje i wącha kwiatki od
spodu. Ziarno zostało jednak zasiane, a dopiero teraz, po latach
widać jego plon.
Kto by się spodziewał, że śmierciożercy narobią aż tak
wielkiej armii śmiercionośnych bachorków? Nie wiedział jak
inaczej można ich nazwać. Nie wiedział nawet o ich istnieniu!
Nie wszyscy byli z krwi i kości potomkami śmierciożerców.
Niektórzy dołączyli do nich już w trakcie, a cała organizacja
przyjęła się pod nazwą „Błękitna Zemsta”. Prosta nazwa,
wyjaśniająca dokładnie wszystko.
Czarodzieje czystej krwi, działający z zamiarem zemsty za śmierć
ich mentora, a także członków rodziny. Godne podziwu, czyż nie?
Niestety, wciąż jeszcze nowy Minister Magii nie był tego zdania.
Kiedy objął stołek, zaraz po Shacklebotcie, jego imię zdążyło
już się wybielić. Ludzie zapomnieli o jego powiązaniach ze
śmierciożercami, wysuwając na pierwszy plan fakt, iż pomógł w
ich wyłapaniu, a następnie skazaniu na dożywotnie więzienie.
Mógł wreszcie żyć jak chce i spełniać swoje marzenia. Tak więc
zrobił. Nie spodziewał się jednak, że wszystko potoczy się w jak
najgorszy sposób.
Ta pieprzona organizacja wyszła z ukrycia akurat w momencie, gdy
uzyskał zaufanie ostatnich wątpiących. W jakim stawia go to
świetle?
Ludzie zaczynają szeptać. Wiążą go z działaniami tych durnych
śmierciożerskich pomiotów. Sądzą, że zataił ten fakt przed
wszystkimi, że od początku tak to wszystko planował.
Na szczęście takich ludzi jest zaledwie garstka. Nie każdy wiąże
to z nim. Większość uważa, że jest niewinny- i mają rację. Ale
jak pokazać to reszcie?
Jego pozycja jako Minister Magii została poważnie zagrożona, a
długotrwałe rozmowy i tłumaczenia przed nowym Premierem Wielkiej
Brytanii bynajmniej niczego nie ułatwiały.
Poluzował nieco krawat, który nagle zaczął go dziwnie dusić, po
czym podszedł do barku by nalać sobie Ognistej. Nie powinien pić w
pracy... ale w tym momencie- pieprzyć to!
Opadł na fotel, za wielkim biurkiem zawalonym stertą papierzysk.
Od kiedy się odkryli, zupełnie nie miał życia. Cały czas gdzieś
biegał, coś załatwiał.
Nie minął więcej niż tydzień, a już pojawiły się ofiary
śmiertelne. Ludzie chcą, żeby działał. Wierzą w niego.
Oczywiście poczynił odpowiednie środki.
Całe Biuro Aurorów jest postawione na nogi, działając praktycznie
przez całą dobę.
Utworzył specjalne szpitale letniskowe, chronione bardzo silnymi
czarami, gdzie przebywali najbardziej potrzebujący. Kiedy usłyszał,
że w świętym Mungu zabrakło już miejsc, do jego umysłu wreszcie
w pełni dotarła waga sytuacji.
Odwrócił się fotelem w stronę okna i przymknął powieki.
Potrzebował choć chwili spokoju... wytchnienia. W głowie wciąż
rozbrzmiewały mu krzyki mugolskiego Premiera, wciąż widział jego
niedowierzanie oraz złość.
Groził, że wszystkim o tym opowie... jednak nie martwił się. Kto
by mu uwierzył? Z pewnością od razu zamknęliby go w tym
szpitalu... psatiarycznym? Ach, mniejsza o to.
Po drugiej szklaneczce, zaczął wreszcie odczuwać kojące działanie
bursztynowego płynu. Mięśnie powoli się rozluźniały, a w głowie
zapanowała błoga pustka...
Kiedy już miał nadzieję, że dane mu będzie choć jedno
popołudnie spędzone w spokoju, w całym pomieszczeniu rozległo się
donośne pukanie do drzwi.
- Wejść! - zawołał, wzdychając pod nosem i wysyłając swój
spokój w daleką podróż za ocean.
Wyprostował się w fotelu starając przywołać na twarz jak
najpoważniejszy wyraz i z wyczekiwaniem wpatrzył się w drzwi.
- Dzień dobry, panie Ministrze – powiedział ciemnowłosy, na oko
czterdziestoletni mężczyzna.
- Witaj, Nott – przywitał się kiwając zdawkowo głową. - Masz
coś dla mnie?
- Tak – skinął głową, wyciągając przed siebie plik papierów.
Minister przejął je od niego, przeglądając pobieżnie. Ruchem
dłoni dał znać, by kontynuował.
- Potter z Weasley'em wciąż są w terenie. Tutaj masz wszystkie
wytyczne co do teoretycznych siedzib „Błękitnej Zemsty”, a
także listę głównych podejrzanych.
Pokiwał głową, przyglądając się liście.
Zauważył na niej także nazwisko swoje i Notta. Co za absurd!
- Co to ma być? - pokazał Nottowi listę, mierząc go wzrokiem.
- Też mi się to nie podoba – powiedział mężczyzna, a w jego
brązowo-zielonych oczach błysnęła złość. - Ale uwierz mi,
Malfoy, takie są procedury.
Patrzył na niego przez moment, ale w końcu stwierdził, że to i
tak nie jego wina, więc odpuścił. Oparł się o fotel przymykając
powieki. Na twarz wypłynął cały stres oraz zmęczenie ostatnich
dwóch tygodni. Te krótkie przejścia postarzały go co najmniej o
kolejne dwadzieścia lat.
- Nie dadzą nam spokoju – powiedział szeptem tak cichym, że nie
był pewny czy siedzący przed nim mężczyzna dosłyszał. Otworzył
oczy i dodał już głośniej. - Jeżeli to wszystko, to możesz już
iść.
Nott skinął głową, po czym bez słowa wymknął się z
pomieszczenia, w momencie gdy Malfoy wrócił do spoglądania przez
okno.
Czarno widział najbliższą przyszłość, oj czarno...
- Proszę! - powiedział, słysząc nowe, cichutkie pukanie do drzwi.
Wiedział kto do niego idzie. Tylko jedna osoba pukała w ten
sposób.
Po nie więcej niż dziesięciu sekundach, w przejściu stanęła
młoda, trzydziestoletnia kobieta, z długimi blond włosami,
niebieskimi oczami i figurą modelki.
- Cześć, Tania. Coś się stało? - zagadnął, pochylając się
lekko w jej stronę.
Bardzo lubił tę dziewczynę. Nadawała się na sekretarkę w
każdym calu. Była obrotna, lojalna i... rozrywkowa.
- Miałam przypomnieć panu o dzisiejszym obchodzie po namiotach
szpitalnych – powiedziała kobieta miękkim tonem, spuszczając
skromnie wzrok.
Cudne dziewczę.
- Na którą godzinę to było?
- Ma pan jeszcze dokładnie trzydzieści minut.
Kiwnął głową, na znak, że przyjmuje do wiadomości.
- Coś jeszcze? - zapytał łagodnie, dając tym samym do zrozumienia,
że chciałby zostać sam.
Tania, pokręciła głową, po czym skinęła na pożegnanie i
wyszła.
Po raz kolejny opadł na fotel wzdychając niemalże ostentacyjnie.
Musiał się zbierać. Ludzie na niego liczyli, a on nie mógł ich
zawieść. Od tego zależała jego kariera, ale także zdrowie
psychiczne.
Przygładził nerwowo długie blond włosy, spięte w niski kucyk na
karku. Podciągnął poluzowany krawat i dopił whiskey, tak dla
odwagi.
*~*~*
- Miona! Przynieś tamte bandaże! - usłyszała głośny krzyk tuż
za plecami.
Brenda biegała od pacjenta do pacjenta, starając się choć w
najmniejszym stopniu ogarnąć ten chaos.
Kolejny atak, kolejne ofiary. Kolejne rany, łzy, godziny pracy.
Kolejne zniszczone psychiki.
- Czy kiedykolwiek to się skończy?
Myślała, że po wojnie z Voldemortem ponad dwadzieścia lat temu,
nic gorszego ich nie spotka. Miał panować spokój. Ludzie mieli
być szczęśliwi i bezpieczni. A tymczasem co mają? Istną
apokalipsę.
Machnęła różdżką na leżące obok niej bandaże, po czym
wysłała je w stronę Brendy.
Sama zajmowała się właśnie pacjentem, z do połowy rozerwaną
dłonią.
- Spokojnie, zaraz będzie po wszystkim – tłumaczyła jak małemu
dziecku, mimo że mężczyzna z pewnością miał już skończone co
najmniej dwadzieścia lat.
Kiwnął jedynie głowa, zaciskając jednocześnie powieki tak, że
niemal zniknęły z jego twarzy.
Widok był dość komiczny, jednak w czasie swojej piętnastoletniej
pracy, zdążyła przywyknąć do różnych rodzajów zachowań.
Od zawsze chciała pomagać ludziom, to było jej marzenie i zarazem
powołanie. Mimo nawału pracy oraz wielu nieprzespanych nocy, ani
razu nie żałowała swojego wyboru. Jakżeby mogła? Była jednym z
najlepszych magomedyków w kraju. Znała się na swoim fachu jak
nikt inny, a cały jej gabinet aż tonął w różnorodnych
nagrodach i odznaczeniach.
Z kolei pacjenci bardzo cenili w niej wrodzoną empatię oraz
cierpliwość. Owszem, była cierpliwa. Jednak owa cierpliwość
ograniczała się jedynie do kategorii bólu czy choroby, nie do
nierozumnych ludzkich zachowań.
Bolało ją serce kiedy musiała obserwować to, co się dzieje.
Ludzie gadali. Jedni mówili, że to wina Malfoy'a, drudzy, że jako
nowy Minister z pewnością wyciągnie ich z tego całego bagna.
Nikt nie mówił tego głośno, ale przecież znał takich ludzi od
podszewki. Nawet jeśli nie wiedział, to z pewnością domyślał
się co nimi kieruje, a także co chcą zrobić.
Dlaczego więc przez całe dwa tygodnie nic się nie zmieniło?
O nie, przepraszam, zmieniło się. Pytanie tylko dlaczego zamiast
na lepsze, to na gorsze?
- Będzie tu dziś! - usłyszała przy uchu szept Riley, najlepszej
koleżanki po fachu.
- Kto? - zapytała marszcząc brwi i obmywając pacjentowi rękę
wyciągiem ze szczuroszczeta. Obejrzała ją dokładnie, po czym
uśmiechnęła się. - Jest pan wolny.
- Jak to kto? - kontynuowała Riley, kiedy pacjent odszedł z cichym
bąknięciem „dziękuję”.- Sam Minister Magii we własnej
osobie.
Hermiona skamieniała. Czego on tu chce? Nie pomoże chorym łażąc
między nimi. Powinien być w terenie, rozpracowywać cały plan, a
nie bawić się w samarytanina.
- Jakby nie miał nic innego do roboty – mruknęła, oczyszczając
sobie dłonie różdżką.
- Oj, nie bądź wredna. Ci ludzie potrzebują nadziei – powiedziała
Riley, machając ręką w stronę chorych.
- A nie sądzisz, że większą nadzieję dałaby jakakolwiek poprawa?
Znów machnęła ręką, tym razem w niespokojnym geście.
- Coś ty się tak na niego uparła?
- A dlaczego ty go tak popierasz? - odparowała, pięknym za nadobne.
- To że jest przystojny, to od razu nie znaczy, że skuteczny.
Urodą problemu nie rozwiąże.
- Jesteś flądrą, wiesz? - zapytała Riley, patrząc na nią z
dezaprobatą.
Hermiona skwitowała to określenie wymownym wzruszeniem ramion, po
czym ruszyła na stały obchód.
Zaczynała właśnie drugie okrążenie, kiedy w niewielkim wejściu
do namiotu pojawiła się wysoka postać, ubrana w zapewne bardzo
drogi garnitur.
Zatrzymała się na moment, żeby zlustrować go spojrzeniem, a
przez jej głowę przemknęła myśl, że naprawdę bardzo się
zmienił.
Z lalusiowatego chłoptasia, który polegał głównie na wpływach
swojego ojca, przeszedł transformację w niedorobionego
śmierciożercę, a następnie męskiego, przystojnego mężczyznę,
na wysokim stanowisku, który wiedział czego chce. No, a
przynajmniej sprawiał takie wrażenie.
Mimo, że zostawili za sobą szczeniackie lata wyzwisk oraz
złośliwości, to nadal za nim nie przepadała. Właśnie dlatego,
kiedy ich spojrzenia się spotkały, odpowiedziała zdawkowo na
skinienie, po czym wróciła do pracy.
Nie miała zamiaru podniecać się nim, jak większość
zgromadzonych tu magomedyczek, ani nawet z nim rozmawiać.
Przez te dwa tygodnie, nagromadziło się w niej tyle złości, że
nie była pewna tego, co może mu powiedzieć. Wolała go więc
unikać za wszelką cenę.
Był po prostu kolejnym, bogatym dupkiem, który przyszedł
popatrzeć na cudze cierpienie.
Kiedy mijali się w wąskim przejściu między szpitalnymi łóżkami,
poczuła mocny zapach męskich perfum, zmieszanych z wonią
najlepszych cygar i Ognistej Whiskey.
Nie mogła powiedzieć, pachniał naprawdę nieziemsko.
- Pomocy! - usłyszała od strony wejścia, a na widok wtaczającej
się nowej tury rannych, poczuła jak jej umysł momentalnie
trzeźwieje.
- Wchodźcie, tędy! - zawołała, pokazując rząd wolnych łóżek,
następnie machnęła ręką na kilka wolnych magomedyczek.
Czekały je kolejne godziny ciężkiej pracy, przy akompaniamencie
łez, jęków, a także hektolitrów krwi.
Myślała, że jest przygotowana na wszystko, jednak na to co
ujrzała, z pewnością nie była.
Do przepełnionego już namiotu, specjalna brygada pomocnicza
zaczęła wnosić... dzieci.
Młode. Mające zaledwie od siedmiu do piętnastu lat.
Ich nie do końca jeszcze rozwinięte ciała, uwalane były krwią,
kurzem oraz błotem. Niektóre kończyny wygięte były pod różnymi
kątami, a z oczu lały się łzy.
Co za potwory zrobiły coś takiego? Jak można tak potraktować
niewinne istoty?
Po ubraniach stwierdziła, że były to mugolskie dzieci, zabrane z
pewnością z jakiegoś domu opieki.
- Co się, do cholery stało? - usłyszała krzyk Malfoy'a i gdzieś w
podświadomości stwierdziła, że ma bardzo ładną barwę głosu.
Szybko jednak zganiła się za tę myśl. To on był odpowiedzialny
za to wszystko!
Jej ciało zalała fala złości.
- Zrobili nalot na pobliski mugolski sierociniec – wytłumaczył
jeden z brygady, niski, wąsaty, o imieniu Rody. - Niektórych udało
nam się ewakuować. Niestety odkryliśmy ich zamiary zbyt późno...
Malfoy pokiwał głową, z poważnym wyrazem twarzy, jednak Hermiona
poczuła jak wściekłość mroczy jej wzrok.
Wystąpiła przed szereg magomedyczek, strząsając z ramienia
opiekuńczą dłoń Riley.
- Masz zamiar coś z tym zrobić? - zapytała wyzywającym tonem,
patrząc Malfoy'owi prosto w oczy.
- Miona! - usłyszała syk za plecami, ale całkowicie go zignorowała.
W całej sali zapanowała całkowita cisza, przerywana jedynie
kwileniem rannych dzieci. Kilka magomedyczek, pobiegło pomagać
najbardziej potrzebującym.
- Trochę szacunku, Granger – powiedział, starając się utrzymać
neutralny ton. - Pamiętaj do kogo się zwracasz.
Słysząc jego słowa, roześmiała się w głos.
- Szacunku? - zakpiła, znów ignorując kilka głosów, które
próbowały ją powstrzymać. Miała gdzieś konsekwencje. Nic jej
nie obchodziło, że obraża najważniejszą osobę w świecie
czarodziejów. - O szacunku może mówić osoba, która na niego
zasługuje, a TY z pewnością taką nie jesteś – zrobiła krótką
pauzę, z satysfakcją obserwując jak mruży oczy w niemej
wściekłości. - Co niby takiego zrobiłeś? Siedzisz w biurze,
występujesz publicznie, odwiedzasz chorych... a w jaki sposób
pomaga to w ogarnięciu sytuacji? Ty robisz za twarz, starasz się
dawać nadzieję, która później okazuje się złudną. Popatrz do
czego doprowadziłeś!
Wiedziała, ze przesadziła. Czuła to po spojrzeniach rzucanych z
każdej strony, a także po wyrazie twarzy samego Ministra.
Pojechała po bandzie. Ma przesrane.
- Takie masz o mnie zdanie? - zapytał Malfoy, w którego głosie
zagrała nutka gniewu.
Niby od niechcenia poprawił spinki od mankietów, po czym spojrzał
jej prosto w oczy.
Założyła ręce na piersi i odwzajemniła spojrzenie.
- Tak. Tak właśnie uważam.
Cisza.
Minuta, dwie, trzy...
- Dobrze – powiedział w końcu. - W takim razie poproszę, żebyś
udała się ze mną. To jest rozkaz.
Dodał widząc, że nie ma zamiaru się ruszyć.
Miała w nosie jego rozkazy!
- Nigdzie z tobą nie idę – przybrała stanowczy ton, jednocześnie
unosząc głowę do góry. - Jakbyś nie widział, mam pracę.
Dzięki tobie, nawiasem mówiąc, panie M i n i s t r z e.
Zauważyła iskierki gniewu grające w jego oczach i po raz pierwszy
od kiedy się odezwała obleciał ją strach.
- Poradzą sobie bez ciebie. Mam rację? - zapytał pierwszą z brzegu
magomedyczkę, nieznoszącym sprzeciwu tonem.
- To znaczy... ja... no wie pan...
- Widzisz? - przerwał jej, patrząc na Hermionę z satysfakcją.
- Łał. Nauczyłeś się bełkotliwego? Bo ja akurat nie zrozumiałam
ani słowa – jawnie z niego kpiła. Nie potrafiła się
powstrzymać, było to silniejsze od niej.
- Hamuj język, Granger – warknął. - Moja cierpliwość się
kończy.
- To idź ją odzyskiwać gdzie indziej. Tu się p r a c u j e.
Przegięła. Tylko właściwie kiedy? Teraz czy już wcześniej?
Zresztą, jakie to ma znaczenie? Nie da jej żyć. Zlinczuje ją
tak, że będzie musiała zwiewać do Honolulu.
Spodziewała się ataku, jakiejś riposty z jego strony.
Zamiast tego zauważyła, że poprawia swój garnitur, kiwa głową
na pożegnanie i wychodzi.
Już? Po wszystkim? Tak po prostu wybaczył jej tak jawną zniewagę?
Nie mogła w to uwierzyć, coś z pewnością było nie w porządku.
Od dzisiaj będzie musiała nosić ze sobą poza różdżką,
jeszcze jakiś magiczny gaz pieprzowy. Jej wrogiem numer jeden była
nie „Błękitna Zemsta”, a sam Minister Magii. No pięknie.
- Mogłabyś czasem trzymać język za zębami, wiesz? - usłyszała
głos Riley, w którym dezaprobata walczyła z niepokojem.
- Masz szczęście, że nie zrównał cię z ziemią, albo nie odebrał
ci licencji – powiedziała Karen, która stała nieopodal. - Z
tego co słyszałam, potrafi być naprawdę bezwzględny, kiedy ktoś
zajdzie mu za skórę. Uważaj lepiej.
- Właśnie poznaliśmy tę bezwzględność – zakpiła, ale w głębi
duszy, czuła jak dławi ją niepokój.
Bardzo dobrze wiedziała jaki potrafi być Malfoy. Co jej więc, do
diabła, odbiło?
*~*~*
Głos Granger bębnił mu w głowie, wracając raz po raz i
odtwarzając się w kółko jak na jakimś starym magelafonie. Czy
jak to się tam zwało.
Nie mógł uwierzyć, że tak go poniżyła. Miał ochotę wrócić
tam i wyciągnąć ją siłą.
Nie potrafił ocenić, czy miała rację czy też nie. Jednak czy to
ważne? Nie miała prawa odzywać się do niego w ten sposób.
Był Ministrem Magii, do jasnej cholery!
Uderzył pięścią w biurko rozsypując i tak już pomieszane
papiery.
Zerwał z włosów gumkę pozwalając, żeby spadły mu na twarz.
Wciąż miał przed oczami te biedne dzieci, poranione, całe w
krwi... może jednak miała trochę racji. Może rzeczywiście
zajmuje się nie tym co powinien.
Ale jeżeli jest taka, do cholery, mądra, to czemu sama się tym nie
zajmie?!
Zajmuje
się, kretynie. Właśnie, że zajmuje... Robi wszystko co do niej
należy...
Wredna, arogancka, impertynencka... kujonka!
Kujonka?
Serio...
Zganił się w myślach za szczeniackie podejście. Za dużo wrażeń
jak na jeden dzień.
Musi przejrzeć raporty z dzisiejszego dnia, obmyślić jako taką
strategię, a następnie zastanowić nad karą dla tej wkurzającej,
ale za to niezwykle seksownej i ponętnej byłej Gryfonki...
Na samo wyobrażenie jej szczupłej sylwetki w obcisłych ciuszkach,
poczuł przyjemny ucisk z kroczu. Nikt o tym nie wiedział, ale
jeszcze za czasów szkolnych, podglądnął ją kiedy kąpała się w
Łazience Prefektów. Oczywiście był to całkowity przypadek!
Przecież nigdy by się nie zniżył to poziomu zwykłego,
podwórkowego podglądacza. Niemniej, widok był naprawdę cudowny, a
on sam przez cały następny tydzień szukał choć odrobiny
spełnienia. Już wtedy miała cięty język, ale teraz przesadziła.
Musiał ją trochę utemperować. Trochę? Nie. Bardzo.
Nie można od tak obrażać i poniżać Dracona Malfoy'a, nie ważne
Ministra czy nie.
Musi za to zapłacić.
Na jego wąskie, aczkolwiek seksowne usta wypłynął całkowicie
wredny, ślizgoński uśmieszek. W głowie rodził się niecny plan.
Odchylił się na krześle, patrząc w sufit, a jego długie włosy
spłynęły po oparciu.
Nie może pokazać się we własnej osobie. Co jeśli wokół będą
jacyś gapie?
Nie. Musi poprosić o przysługę. I tak wisi mu jedną, jeszcze
sprzed pięciu lat, kiedy załatwił mu dostęp do tej ślicznej
brunetki z Departamentu Transportu Magicznego.
Nie ważne, że trzy miesiące później zostawiła go dla innego. On
wykonał swoje zadanie, czyż nie?
Wyciągnął różdżkę ze specjalnej, ukrytej w garniturze
kieszonki i wyczarował patronusa. Z dumą spojrzał na ogromnego
jaszczura zwanego Smokiem z Komodo. Zwinny, szybki, na swój sposób
piękny i groźny. Zupełnie jak on sam.
Bardzo długo zajęło mu nauczenie się tego typu magii. Pochłonęło
to dużo jego nerwów, a także hektolitry potu, ale osiągnął cel.
Przekazał jaśniejącemu białym światłem stworzeniu treść
informacji, po czym chwycił za szklaneczkę z resztką Whiskey.
Patrzył w przestrzeń z uśmiechem, który nigdy nie wróżył
niczego dobrego.
*~*~*
- Dobranoc wszystkim! - szepnęła machając na pożegnanie.
Rozejrzała się po raz ostatni, bardziej sprawdzając czy jej
podopieczni śpią, niż szukając czegoś czego mogłaby zapomnieć.
Od kiedy to wszystko się zaczęło, nie miała ani chwili na to by
pomyśleć o sobie.
Pracowała na trzy zmiany, czuwała nad pacjentami, pomagała
reszcie.
Była dosłownie wypluta z całej siły i determinacji. A dzisiejsza
scysja z Malfoy'em tylko pogłębiła jej zmęczenie.
Jeszcze chwila i z pewnością trafiłaby to wariatkowa.
Westchnęła cichutko, uśmiechając się uspokajająco na widok
niepokoju wymalowanego na twarzy Riley.
Wiedziała, że się martwi. Ona też się martwiła. Ale klamka
zapadła, już po wszystkim, finito. Nawet gdyby chciała, to
nie mogłaby cofnąć dzisiejszych słów. Pytanie tylko, czy by
chciała?
Zastanowiła się przez moment, a jej wzrok spoczął na pięknym,
gwiaździstym niebie.
Otóż, nie. Mimo czekających ją konsekwencji, nie żałowała
niczego co mu dziś powiedziała.
Należało mu się, na całej linii. Nie zasłużyli sobie, żeby
rządził nimi ktoś, dla kogo ważniejsza jest ładna, zadbana
buźka wystawiona na pokaz niż konkretne działania.
Prychnęła pod nosem ze złością. Gdyby mogła, z pewnością
powtórzyłaby to wszystko jeszcze raz. W tym momencie jednak,
najbardziej marzyła o tym, żeby wrócić do domu i zawinąć się
w ciepłą pościel.
Minęła kilka przecznic, żeby znaleźć się w jakimś ciemnym
zaułku, z daleka od ochronnych zaklęć nałożonych na szpitale
polowe. Rozejrzała się dziesięć razy, pamiętając o ostrożności
i już miała się deportować, kiedy usłyszała znajomy, męski
tembr.
- Witaj, Hermiono.
Zatrzymała się w półobrocie, starając dostrzec cokolwiek w
nieprzeniknionej ciemności zaułka. Po chwili zobaczyła
wyłaniającą się z mroku sylwetkę, a przez jej umysł przemknęła
cała masa obrazów z tandetnych, mugolskich horrorów.
- Witaj, Zabini – odpowiedziała, starając się utrzymać spokojny
ton. Owinęła się mocniej białym kitlem, zawzięcie szukając
jego wzroku. - Co cię tu sprowadza?
Była naprawdę zdziwiona jego obecnością tutaj. Zdziwiona i
jednocześnie... przerażona. Z doświadczenia wiedziała, że
pojawienie się ciemnoskórego, byłego ślizgona nie przynosiło
nic dobrego.
Kiedyś trzymali się bardzo blisko. Można było nazwać ich nawet
przyjaciółmi. Kiedyś...
Był wtedy z Ginny. Pamiętała jak młoda Weasley szczebiotała o
największej miłości w życiu. Byli dla siebie wszystkim...
Doskonale pamiętała ten dzień sprzed ośmiu lat, kiedy ujrzała
zalanego w trupa Blaise'a opierającego się o futrynę jej drzwi. Z
ledwością trzymał się na nogach, a jego oczy były zapuchnięte
i czerwone. Wyglądał jak typowy żul. Żałosny margines
społeczeństwa, który nie potrafi poradzić sobie z własnym
życiem.
Właśnie wtedy dowiedziała się, że Ginny... że ona... zginęła.
Odeszła. Zostawiła wszystkich na tym ziemskim padole. Ją, swoją
rodzinę, Blaise'a. Jak to się stało? Nigdy nie dostała
odpowiedzi na to pytanie.
Po przekazaniu informacji Zabini po prostu zniknął. Zapadł się
pod ziemię.
Pojawił się jednorazowo pięć lat temu i krążył po okolicy
przez około trzy miesiące, a później znów uciekł. Z prywatnych
źródeł wiedziała, że jeździł po świecie. Był w Peru, Chile,
Japonii, Chinach, Indiach...
Wszędzie, byle tylko zapomnieć. Byle nie czuć.
Właśnie dlatego, w tej chwili czuła jedynie niepokój. Wiedziała,
że nie pojawił się bez powodu. Nigdy się nie pojawiał.
- Tak się składa, że ktoś chce cię widzieć.
Poczuła jak jej ciało tężeje paraliżowane strachem. A jednak
się doczekała...
- Kto? - zapytała, doskonale znając odpowiedź.
- Ktoś bardzo wysoko postawiony.
- A jeżeli się nie zgodzę? - rozejrzała się dookoła w
poszukiwaniu ratunku. Zrobiła krok w tył, czując intuicyjnie, że
i tak nic nie zdziała.
- Przykro mi, ale nie masz wyjścia.
Usłyszała, a w następnej chwili otuliła ją nieprzenikniona
ciemność.
‧‧‧‧‧‧‧‧‧‧‧‧‧‧‧‧♥♥♥
OdpowiedzUsuńPierwsza, ha!
UsuńNa początku chcę bardzo Ci podziękować za to, że jesteś i że zgodziłaś się ponownie dla nas pisać. Bardzo mnie zaskoczył cały ten rozdział.
Może dlatego,że Draco jako Minister Magii pręży swoją pierś,
a może dlatego, że Hermiona pokazuje jak bardzo nie może go znieść?
Nie jestem pewna tych odpowiedzi, może przyczyną jest Twój charakterystyczny styl pisania, a może tylko dlatego, że mam dwumiesięczny sezon uśmiechania?
No cóż poetka ze mnie marna, no ale przecież liczą się chęci :)
Pozdrawiam i czekam na kolejny :)
Layls
dramione-teatr-uczuc.blogspot.com
Hej, Dawno mnie tu nie było, wielkie przepraszam za to. Jestem bardzo szczęśliwa, że zaczęłaś nowe opowiadanie, a tematyka jak najbardziej mój klimat :* !
OdpowiedzUsuńHmm co by powiedzieć o już wiem! - WOW. Zaskoczyłaś mnie, rozdział 1 mnie oczarował i wciągnął. Zachwycił.
Nie jestem pewna co powiedzieć, jestem ciekawa wszystkiego co potoczy się dalej, ale jednocześnie przestraszona tego jak rozwiniesz akcję. Fabuła z pierwszego rozdziału (!) sama w sobie jest tak hipnotyzująca i jednocześnie lekko mroczna. Końcówka najbardziej mną wstrząsnęła jestem mocno zachwycona. Czekam na więcej ! <3
Pozdrawiam i życzę weny
Charlotte Petrova
cudo
OdpowiedzUsuńGenialne ! Zapowiada się fantastycznie :)
OdpowiedzUsuńlubię <3
OdpowiedzUsuńMiałam rację, sądząc, że ta historia będzie niesamowita.:)
OdpowiedzUsuńOdwaliłaś kawał doskonałej roboty. Bardzo zaintrygowało mnie zachowanie Draco. Do czego się posunie, by odpłacić się Hermionie za jej gorzkie słowa.
Sama Hermiona. Cóż, zawsze była odważna i nie bała się wypowiadać, tego o czym myśli. Taka impulsywna.
Cóż mogę więcej powiedzieć. Nie mogę się doczekać kolejnej niedzieli, by poznać ciąg dalszy tej historii, bo widzę, że tworzysz coś niesamowitego.:)
Dziękuję za komentarz pozostawiony na moim blogu. To dużo dla mnie znaczy..:)
Pozdrawiam serdecznie,
la_tua_cantante_
dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
Strasznie zaintrygował mnie ten pierwszy rozdział :) na początku nie byłam pewna co do opowiadania, które ma miejsce dwadzieścia lat później, ale strasznie mi się to spodobało
OdpowiedzUsuńPiszesz naprawdę dobrze i Twoje teksty czyta się z lekkością i bardzo przyjemnie
Już się nie mogę doczekać kolejnego ;)
Pozdrawiam
A.Abrams
Genialny naprawdę świetny rozdział. Malfoy ministrem magii a Hermiona magomedykiem to do niej pasuję. Czekam na następny.Karola
OdpowiedzUsuńJejku jak super że dodałaś wcześniej.
OdpowiedzUsuńRozdział... hmmm.... intrygujący i ciekawy.
Hermiona jako magomedyk sądzę iż to do niej pasuje ale nie jestem przekonana co do Malfoya ministra jednak
lubię otwierać się na nowe doświadczenia.
Czekam na kolejny rozdział i powodzenia w pisaniu.
http://love-without-definition.blogspot.de/
Pytanie- ile oni mają aktualnie lat? Bo wiesz, jak wyobraziłam sobie draco z dłuższymi włosami wydał mi sie jakiś taki... starawy xD w każdym razie czekam na nexta i śle wene. Nie wiem czy przeczytałaś moją wiadomość na gg, ale to chyba nie tak ważne. Powiadamiaj mnie na gg, ok? Z góry dzięki
OdpowiedzUsuńBtw, chętnie zobaczyłabym opo w twoim wykonaniu gdzie łączysz Rose i Scorpiusa. Ale wiesz, tak jak w twoim poprzednim pomyśle na dramione :3
UsuńTen bloger mnie kiedys dobije! Czlowiek sie napisze, rozwinie swoja mysle, a blogger co? Nie doda komentarza! Ugh. Nie wiem czy drugi raz uda mi sie napisac to samo albo chociaz cos podobnego, ale co tam. Draco Ministrem? Kurcze, pewnie musial dlugo zdobywac zaufanie czarodziejow i zapewne niezle sie przy tym nameczyc. Przeciez jego ojciec stal w pierwszym szeregu wsrod Smierciozercow, a on w pewnym momencie wcale mu nie ustepowal. Ludzie tak latwo nie zapominaja, wiec nie mial lekko. Ciekawa jestem jak Harry, a juz szczegolnie Ron, racza sobie z ta sytuacja. W koncu sa pod rozkazami Dracona. Jakos sobie nie wyobrazam, zeby mogli to spokojnie przelknac, duma im na to pewnie nie pozwalala. Chociaz moze wydorosleli, bo nawet im sie to moze udac;P Ginn nie zyje? To nawet dobrze, srednio ja lubie. Blaise przyszedl po Mione? Oj... Wydaje mi sie, ze chce ja zaprowadzic do gorszego miejsca niz gabinet Ministra. Ciekawa jestem jak sie rozwinie akcja i z niecierpliwocia czekam na kolejny rozdzial;) Weny zycze;)
OdpowiedzUsuńPS: chyba podczas pisania komentarzy, zaczne je sobie kopiowac, bo nie pierwszy raz zostalam tak wykiwana.
Super! bardzo mi się podoba! nie mogę się doczekać ciągu dalszego! <3
OdpowiedzUsuńHuhuhu! Zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, akcja dzieje się 20 lat po Wielkiej Bitwie. Mało, bardzo mało opowiadań, dzieje się w takich czasach, kiedy bohaterowie są już starsi i swoje przeżyli.
Po drugie, Draco - minister! Kurcze, nieźle mnie zdziwiłaś! Na początku myślałam, że to może nie o niego chodzi, ale później jednak okazało się, że to on.
Hermiona, jak magomedyczka. Zawsze właśnie tak ją sobie wyobrażałam. :) Muszę Ci powiedzieć, że podczas kłótni Hermiony z Draco miałam dreszcze! Granger chyba posunęła się odrobinę za daleko, chociaż powiedziała, co tak naprawdę myśli.
Właśnie, jestem ciekawa czy Hermiona jest z kimś związana, bo o ile wszystko dobrze przeczytałam, nie wspomniałaś o tym.
Hm, sprawa z Ginny jest, przynajmniej dla mnie, nieco zawiła. Ginny zginęła? Czemu? Kto za tym stoi?
Poza tym końcówka jak najbardziej zachęca mnie do dalszego czytania! Ten rozdział wyszedł Ci świetnie, czekam z niecierpliwością na kolejny. :)
niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/
Pozdrawiam, M.
Cudo :)
OdpowiedzUsuńDrażnią mnie te długie włosy Draco. Błagam, niech je zetnie. Wiem, że to taki drobiazg, ale jak go sobie wyobrażę takim to nie wierzę, że jest przystojny, a jest..
Dramione True Love <3
Boskie!
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Genialne , świetnie napisane i czekam na rozwinięcie akcji.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam,
Tsuki <3
Bardzo ciekawie się wszystko rozpoczyna, wyobraziłąm sobie ich po tylu latach i aż dreszczyk mnie przeszedł, tylko te długie włosy Draco, no nie umiem sobie tego... no nie umiem :D Hermiona jako odpowiedzialna pani magomedyk pasuje do niej, jestem ciekawa co dalej będzie. Życzę weny i czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńhttp://the-streetangel.blogspot.com/
Naprawdę się cieszę, że zaczęłaś kolejne opowiadanie! Zapowiada się naprawdę genialnie i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńWeny!
Niedzielo przybądź pędem i wyratuj nas z głodu ciekawości!
OdpowiedzUsuńŁał.
Dopiero pierwszy rozdział, a ja już czuje uzależnienie. Zazwyczaj do tego potrzebuje kilku notek, więc mogę śmiało powiedzieć, że to kocham *.*
Zazwyczaj nie lubię dorosłego dramione, ale tutaj to pasuje idealnie. Herm jako poważna pani doktor i Draco jako minister = mrau ^^ Ty kobieto najlepiej wiesz jak nas zaciekawić :D
Niegrzeczny smok podglądający Mionę? Oj, będzie się działo!
Jestem ciekawa okoliczności śmierci Gin jak i wpływu tego na charakter Blaise'a.
Ostatnia scena była fenomenalna i naprawdę zachęca do dalszego czytania =>
Sumując moje poplątane wywody - jestem zachwycona tym co wyszło spod twojej ręki i czekam na więcej!
Pozdrawiam ~ Luar Princesa ♥
Zapowiada sie super-ciekawie. Bede czytac i komentowac.Juz czekam na kolejny. Ewa
OdpowiedzUsuńMalfoy ministrem? Nigdy nie spotkałam sie z takim zestawieniem, co jest oczywiście ogromnym plusem. Pomysł z powrotem zła - Błękitnej zemsty jest genialny! Jestem ciekawa, co ten Malfoy wymyślił. Bo przecież to napewno do niego zabiera Zabini Hermione. Na pewno nie zaprosil ja na herbatke i ciasteczko ^^
OdpowiedzUsuńPodsumowując - cudo!! Nie moge sie doczekac kolejnej notki! Jak zwykle styl lekki i przepiekny <3
Pozdrawiam magicznie
~hope~
Ojejku. Tego się nie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńMalfoy ministrem? A to ci dopiero. Nieźle się po wojnie ustatkował.
Miona magomedykiem? Tak, ta rola bardzo mi do niej pasuje.
Biedne dzieci, zła "Błękitna Zemsta", przystojny Draco, mądra Hermiona, niewyjaśniona sprawa Ginny - zdecydowanie będę czytać :)
Swoją drogą: bardzo cieszy mnie, że wróciłaś. Ten czas bez Twojej twórczości był zły. Musiałam szukać innych opowiadań. Z radością stwierdzam, że Twoje znajduje się na liście tych najlepsiejszych (nie ma takiego słowa - wiem, ale nie mogłam się powstrzymać :3 )
Kocham to wszystko i w ogóle cały świat i Ciebie też kocham.
Czekam na następny rozdział i pozdrawiam,
Swish
Ps. Wiem - ten komentarz jest całkowicie pozbawiony sensu, no ale zważając na to, która jest godzina... Liczę na wybaczenie.
Bardzo fajna koncepcja historii, liczę na wątki Zabiniego :) Podoba mi się twój styl pisania, mam nadzieję, że utrzymasz tą swobodę. No i cóż. Pozostaje mi tylko czekać z niecierpliwością do kolejnego rozdziału! C:
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńIdę czytać dalej.
Cóż, z początku czytało mi się rozdział dosyć trudno. Sama nie wiem, czy to przez to, że biały tekst na ciemnym tle trochę mi przeszkadza, czy przez tak dużą ilość akapitów, czy może po prostu sam styl taki jest. A może właśnie wszystko naraz?
OdpowiedzUsuńW każdym razie, im czytałam dalej, tym było o wiele lepiej. Zaczynało się coś właściwie dziać. Może będę wyjątkiem, ale początkowe opisy trochę mnie może nie tyle, co znudziły, ale też nie wyjątkowo zainteresowały. Chciałam się dowiedzieć więcej o tym, jak Draco dostał tę posadę, a dowiedziałam się tylko jakieś skrawki oraz ogólne rzeczy. Liczyłam na jakieś powiązania w Ministerstwie, spiski itd, ale może to kwestia tego, że to dopiero pierwszy rozdział. Dlatego właśnie będę czekała na moje ukochane koligacje, układy i związki :D
Jeśli chodzi o relacje Malfoy-Granger... jak zwykle powalają! Nie obyło się oczywiście bez tradycyjnej, legendarnej wymiany zdań, choć sama nie wiem, czy wymianą można to nazwać, heh. A czemu? A dlatego, że docinek Malfoya za bardzo tu nie było :c Tylko dlaczego? Czyżby to nie wypada Ministrowi? Być może :D Ale już nie mogę się doczekać, jak odpłaci się jej Malfoy. Skoro nie słownie, to czynami. Ojoj, Hermiona ma przeje... Ekhem, no właśnie.
"Nie. Musi poprosić o przysługę. I tak wisi mu jedną, jeszcze sprzed pięciu lat, kiedy załatwił mu dostęp do tej ślicznej brunetki z Departamentu Transportu Magicznego." Tutaj chyba nie do końca zrozumiałam, o kogo chodzi. Wiem tylko, że chodzi o jakiegoś mężczyznę. To celowe? :D
Jak dowiedziałam się w kolejnym fragmencie, było to zamierzone i tak, jak myślałam, chodziło o Zabiniego :D W większości opowiadań jest to nasz stary, dobry, zabawny Zabini, jak np. u Ciebie w poprzednim Dramione. Tutaj wydał mi się trochę mroczny i bardzo dobrze, bo zawsze to jakaś odmiana :D
Przykro mi trochę, że Ginny nie żyje, zawsze ją lubiłam. Mam nadzieję, że Hermiona nadal ma kontakt z Harrym i Ronem, a nie np. odcięli się od niej z powodu z tego ciosu, straty Ginny itp itd. Przyjaciele tak nie postępują, przykro mi. Inaczej przestanę ich lubić, o! :p
Zabini pomimo tego, że wydał mi się, jak powiedziałam, mroczny, sprawiał wrażenie także bardzo zranionego. A przynajmniej ja to odczułam. Chciałabym, żeby znalazł sobie jakąś fajną babkę. :D
Ale czy ja dobrze przeczytałam? Malfoy ma długie włosy? :o Szczerze to nie lubię, jak chłopak takie ma, bo albo kojarzy mi się z gitarzystami, albo z Lucjuszem, a Draco ani jednym, ani drugim nie jest. Ale nigdy w sumie nie widziałam żadnego zdjęcia, obrazku z Draconem w długich włosach, więc może tylko w mojej wyobraźni wygląda tak mało atrakcyjnie xD
Mam nadzieję, że nie jesteś zła za te pierwsze surowsze słowa.
Pozdrawiam serdecznie<3
Ana M.
No i w końcu jestem. Przez wyjazd mam zaległości, ale już zaczynam wszystko nadrabiać :) Powiem jedno, historia zapowiada się wspaniale. Draco Minister, powrót zła, zbuntowana Hermiona pomagając ludziom, czego chcieć więcej ?
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Przyznam szczerze, że długo zabierałam się do czytania Twojego nowego opowiadania. Pamiętam, jak wyczekiwałam kolejnych rozdziałów poprzedniego i bałam się, że to nie dość, że nie dorówna tamtemu, to będzie jeszcze gorsze.
OdpowiedzUsuńJakże się myliłam! Nie tylko spokojnie dorównało, ale jest jeszcze lepsze. I to już od pierwszego rozdziału! Jedyne czego nie mogę znieść to długie włosy Malfoya! Ale wyobrażam sobie, że ma takie jak kiedyś i jakoś daję radę. :D Pocieszę się, iż jest to jedyna wada, która w dodatku nie jest aż tak istotna.
Podoba mi się pomysł, czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Liczyłam na wątek Blaise+Ginny, gdy tylko ujrzałam jego nazwisko i w pewnym sensie się doczekałam... ale od razu zachciało mi się płakać! No wiesz co? Uśmiercić Ginny? :< Liczę tylko, iż jej niewyjaśniona śmierć okaże się fikcją i nagle wróci z impetem.
Co do naszej parki, to widzę, że nie próżnujesz i od razu pojawiają się w jednym rozdziale razem! Oczywiście standardowo były potyczki słowne (chociaż w sumie to był monolog ze strony Hermiony, ale kogo to obchodzi!), więc wszystko jest na swoim miejscu.
Lecę nadrabiać resztę, bo jest mi wstyd!
Pozdrawiam,
Cave Inimicum
http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/
Świetny rozdział :D No no Hermiona się doigra znając Malfoya. Kurcze nie spodziewałam się że Ginny zginie ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
fajny początek
OdpowiedzUsuń