Wybaczcie, kochane, tę oschłość i całkowity brak kontaktu z mojej strony. Prawda jest taka, że męczyłam się z tym rozdziałem naprawdę długi czas, kłócąc się sama ze sobą i zastanawiając czy po prostu tego wszystkiego nie zostawić... jednak nie potrafię. Straciłam już chyba serce do Dramione, ale nie potrafię zostawić historii od tak, bez jej skończenia. Zwłaszcza, że wiem iż są osoby, które nadal czekają - te ostatnie rozdziały, które dodam są dla Was - dziękuję.
Nie przedłużając, zapraszam do lektury - mam nadzieję, że nadal będzie się podobać.
VII
Intryga
Bo
świat jest intrygą, a spiskowcami ludzie,
którzy
kolejno knują i siebie zatracają.
Błogi stan snu powoli opuszczał jego ciało, a na jego miejsce
pojawił się pulsujący ból w tyle głowy. Poruszył się
niespokojnie słysząc w uchu nagły, dziwny szmer, a gdy wciąż nie
ustawał zamachnął się ręką. Kiedy i to nie przyniosło żadnych
efektów, z westchnięciem otworzył oczy. Na widok wielkiego
szczura stojącego tuż obok jego policzka, zerwał się na równe
nogi i odsunął pod samą ścianę. Nie, żeby bał się tych
małych, brudnych stworzeń z oślizgłymi ogonami... jednak sprawa
wygląda zupełnie inaczej kiedy dziki gryzoń bierze cię z pełnego
zaskoczenia!
Dobrze, że przynajmniej nie zaczął piszczeć jak panienka...
Odetchnął głęboko i przeczesał swoje niezbyt świeże włosy.
Gdzie, do jasnej cholery się znajdował?! Rozejrzał się dookoła,
bez większego problemu widząc poszczególne elementy pomieszczenia.
Pojedyncze łóżko polowe, jakaś miska i... kraty. Więzienie?
Jakim cudem trafił za kratki?
Jego wciąż jeszcze ospały umysł zaczął nagle pracować na
pełnych obrotach. Czy zrobił coś nie tak? Nie pamiętał by
popełnił jakąkolwiek zbrodnię, zresztą nie był nawet w
Azkabanie – nie wyczuwał żadnej obecności dementorów.
Skup
się, skup się, skup się...
Pamiętał konferencję w Liverpoolu, liścik, chwilę słabości na
korytarzu... Nie ufaj nikomu- nigdy nie wiesz kto jest Twoim
wrogiem... Tanya! Teraz pamiętał. Uprowadziła go. Drobna,
ugodowa, zawsze lojalna – a jednak zrobiła to. Bez mrugnięcia
okiem, bez żadnego zawahania, tak po prostu pozbawiła go
przytomności i umieściła w tym miejscu. Zacisnął dłonie w
pięści czując frustrację i gniew. Czuł jednak, że było coś
jeszcze. Coś, jakieś uczucie, które nie dawało mu spokoju, od
kiedy się obudził.
Odepchnął się od ściany, ruszając w obchód po ciemnej celi.
Takie zachowanie zawsze pozwalało mu się skupić, jednak w tym
momencie jakoś dziwnie go rozpraszało. Gdzieś w odmętach jego
umysłu dryfowała odpowiedź, jednak jak na razie nie potrafił do
niej dotrzeć.
Nagle zatrzymał się w miejscu, a na jego twarzy pojawiło się coś
na kształt nadziei. Czym prędzej przeszukał wszystkie możliwe
kieszenie, jakie miał w ubraniach, jednak nie znalazł tego czego
szukał. Zabrali ją, zabrali mu różdżkę. Nie miał szans na
wydostanie się stąd, nie o własnych siłach. Zaklął pod nosem,
po czym w akcie desperacji rzucił się do krat i szarpnął nimi z
całej siły. Oczywiście nie ruszyły się nawet o cal, jednak nie
spodziewał się niczego innego.
Świetnie, po prostu bosko. Będzie gnił w tym przeklętym miejscu,
w momencie gdy na zewnątrz dzieją się nie wiadomo jakie rzeczy.
Gdzie Granger...
Podniósł głowę w nagłym olśnieniu, a nad jego blond czupryną
niemalże pojawiła się zapalona lampka.
Miałeś
Granger i nie potrafiłeś jej dobrze wykorzystać.
Już wiedział co siedziało w odmętach jego umysłu. Martwił się.
Martwił o tę małą, wredną, ale jakże pociągającą i bardzo
atrakcyjną kobietę. Nie chciał by coś jej się stało, a na samą
myśl o jej... nie, nie będzie o tym myślał. Ona nie ma z tym nic
wspólnego, może dadzą jej spokój.
Jasne,
sam ją w to wciągnąłeś, zabierając do swojego domu, wiesz?
Miał ochotę zakląć na cały głos. Gdyby miał różdżkę, to
wysadziłby całe to miejsce i obrócił w pył. Co mu zostało w tej
sytuacji? Powinien zacząć krzyczeć, żeby ktoś do niego zszedł?
W jakiś sposób ta myśl wydała się najrozsądniejsza i już
otwierał usta, kiedy doszedł go głos w prawej strony:
- I tak nie przyjdą. Nie wysilaj się Malfoy.
Wzdrygnął się, w napięciu próbując namierzyć źródło
dźwięku. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jego dłonie
kurczowo ściskają więżące go kraty, usta wciąż ma lekko
rozchylone, a nogi ledwo dostrzegalnie dygoczą z... no właśnie,
z czego? Z zimna. Tak, na pewno z zimna, no przecież nie ze
strachu!
Nieco zbyt gwałtownie puścił kraty, prawą dłoń zwyczajowo
kierując w stronę włosów. Stały odruch przy zdenerwowaniu.
Nigdy w życiu by się do tego nie przyznał, ale stresował się
jak diabli. Uśpiony dotychczas tchórz w jego sercu zamruczał z
dziką satysfakcją. No nie! Nie mógł na to pozwolić. Jak to
wpłynie na jego opinię publiczną?! Nie ważne, że na ten moment
był po prostu zwykłym, szarym człowieczkiem, którego
potraktowano jak worek ziemniaków. Mimo wszystko wciąż pozostawał
Ministrem Magii i musiał zachować twarz! Zwłaszcza przed obcymi i
porywaczami. Właśnie tak.
Dla pewności jeszcze raz przeczesał swoje już lekko nieświeże
włosy i przywdział na twarz wyuczony, firmowy uśmieszek. Chcąc
stworzyć wokół siebie iluzję odwagi, nonszalancko oparł się o
kraty i luzacko zdmuchnął kilka kosmyków, które opadły mu na
oczy.
Z odległości kilku metrów dotarło go głośne prychnięcie. Już
miał otworzyć usta, żeby wyrazić swoje zdanie na temat jawnego
braku szacunku, kiedy głos znowu go uprzedził:
- Widzę, że wciąż niewiele się zmieniłeś. Buźka dalej
najważniejsza, co?
Poczuł jak jakiś nieprzyjemny prąd urządza sobie maraton wzdłuż
jego ciała, mieszając się ze złością. Jak on śmiał?! Po
chwili jego czoło przecięła podłużna zmarszczka.
Granger. Nie bez powodu pomyślał właśnie o niej, słysząc
to niedorzeczne oskarżenie. Tylko ona przez cały czas wyrzucała
mu, że jego „piękna buźka” to jedyna rzecz, o którą tak
naprawdę dba. Czyżby zbieg okoliczności?
Poruszył się niespokojnie w miejscu, po czym zrobił niewielki
krok w przód. Pochylił się nieco, zwężając swoje stalowoszare
oczy.
- Znamy się?
Tym razem odpowiedzią nie było zwykłe, zdawkowe parsknięcie.
Nieznajomy posunął się o całą milę w przód, wybuchając
głośnym śmiechem. Wbrew pozorom nie był to jednak radosny
dźwięk. Z łatwością dało się wyczuć w nim duszące uczucie
smutku i bezradności.
Draco po raz kolejny poczuł jak ogarnia go złość. Nie ważne kim
jest ten, ten... ktoś! Nie dość, że jest bezczelny to jeszcze
roześmiał się niemalże w twarz samemu Ministrowi! Oj, coś czuł,
że nie polubi tego osobnika. Zbyt mocno działał mu na nerwy.
Zebrał się w sobie, szykując do ciętego monologu. Zanim jednak
zdążył powiedzieć choćby słowo, z mroku zaczęła wyłaniać
się sylwetka.
Potrzebował dokładnie sekundy, żeby rozpoznać tę znaną na cały
magiczny świat twarz.
Zachłysnął się powietrzem, odkasłując głośno dwa razy.
- Potter?
*~*~*
Jak w każdym poprawnie funkcjonującym społeczeństwie – nie
ważne, magicznym czy mugolskim- w tzw. „godzinach szczytowych”
wszystkie większe instytucje działały więcej niż prężnie. Na
nieszczęście Hermiony, zasada ta obowiązywała także w londyńskim
Ministerstwie Magii, gdzie czarodzieje przelewali się falami,
przywodząc na myśl mrówki w ogromnym mrowisku...i jak, do
nieskończonej mocy Merlina, miała znaleźć w tym tłumie
kogokolwiek?!
Nie była pewna dlaczego właściwie przyszła akurat tutaj. Co
prawda kiedy Malfoy zniknął bez śladu w tym ciemnym zaułku, myśl
o Ministerstwie zdawała jej się logiczna, jednak teraz... cóż,
coś wyraźnie było nie w porządku, a jej intuicja szalała niczym
stary fałszoskop Harry'ego. Na myśl o przyjacielu poczuła ucisk w
sercu, jednak starała się go zignorować. To nie pora na użalanie
się nad długotrwałym brakiem kontaktu, nie teraz.
Idąc pod prąd, starała się przecisnąć w stronę starych wind.
Drogę do jego gabinetu znała już na pamięć i była święcie
przekonana, że trafiłaby tam nawet z zamkniętymi oczami, jednak
tłumy czarodziejów zdawały się być w zmowie, by jak najbardziej
utrudnić jej tę wędrówkę.
Zanim dotarła do celu, została kilka razy nadepnięta, a raz omal
nie upadła, utrzymując równowagę tylko dzięki uprzejmości
jakiegoś starszego mężczyzny z dziwnym czepkiem na głowie. Cóż,
jak to mówią, o gustach się nie dyskutuje, prawda?
Poprawiła rozwiane włosy i przyłożyła dłonie do rozpalonych
policzków. Czekając aż winda zawiezie ją na trzecie piętro,
uspokoiła się trochę, a do jej serca wdarły się niechciane
wyrzuty sumienia.
Co ona właściwie wyrabia? Przecież dziś miał się pojawić
transport rannych dzieci. Była potrzebna w szpitalu, a zamiast tego
biega za jakimś blondwłosym kretynem! Owszem, otworzyli się na
siebie, zaczęła czuć się przy nim... inaczej. Spędzili razem
wspaniałą noc... ale potem zniknął! Czy była aż taką
desperatką, żeby za nim biegać?!
Pokręciła głową, ganiąc się za głupotę, zdesperowanej
podlotki. Była dorosłą kobietą na stanowisku i tak powinna się
zachowywać, do cholery!
Wyprostowała się gwałtownie, a nowe postanowienie zabłysło w jej
oczach. Wraca tam, gdzie powinna być. Nachyliła się przed dwójką
czarodziei, żeby wcisnąć guzik, obok którego widniał napis
„ATRIUM”. W ty samym momencie drzwi do windy otworzyły się i
stanęła w nich elegancka, czarnowłosa kobieta. Pansy Parkinson.
Zauważając Hermionę znieruchomiała na ułamek sekundy, po czym
przepchnęła się przez niewielki tłumek, by stanąć tuż obok
niej. Osłupiała, zupełnie nie wiedziała co ma o tym sądzić.
Ostatni raz widziała Parkinson w gabinecie Malfoy'a, kiedy zmierzyła
ją pełnym niedowierzania spojrzeniem, a wcześniej... cóż, miała
nadzieję, że incydent z winem poszedł już w zapomnienie.
Przygryzła lekko wargę, patrząc na kobietę kątem oka. Jej mina
dała jednak jasno do zrozumienia, że nadal to pamięta.
- Ministra nie ma u siebie.
Odezwała się tak niespodziewanie, że gdyby Hermiona trzymała coś
w rękach z pewnością by to upuściła.
Obróciła się w zwolnionym tempie, patrząc na byłą koleżankę
ze szkoły ze szczerym zdumieniem.
- Słucham?
Mogłaby przysiąc, że Pansy nim odwróciła głowę, zdążyła
przewrócić oczami.
- Jeżeli wybierasz się do Malfoy'a to go nie ma...
- Ależ ja wcale...
- … od rana jest na spotkaniu w Liverpoolu.
Hermiona otwierała usta, żeby kontynuować swoją wymówkę,
jednak słysząc ostatnie słowa Parkinson, zrezygnowała. Patrzyła
się na nią z głupim wyrazem twarzy, jakby nie do końca
rozumiejąc treść informacji. Zapadła między nimi cisza,
przerywana jedynie cichymi rozmowami reszty czarodziejów i
bzyczeniem muchy latającej gdzieś nad ich głowami.
Od
rana jest na spotkaniu w Liverpoolu.
Aha. Czyżby więc była na tyle zdesperowana, żeby mieć omamy
wzrokowe z Malfoy'em w roli głównej?! Mogłaby przysiąc, że
widziała go w tym zaułku. A przecież nie ma możliwości by był
w dwóch miejscach naraz... prawda? Prawda?!
Przypomniała sobie własną sytuację w trzeciej klasie, kiedy
używała zmieniacza czasu. Czy to możliwe, żeby Draco używał
tego przedmiotu? Ale po co?
Z jednej strony miało by to sens, zwłaszcza biorąc pod uwagę
teraźniejsze wydarzenia... jednak nie. Z pewnością nie wpadłby
na takie rozwiązanie. Był mądry, ale bez przesady.
Jak przez mgłę zarejestrowała kobiecy głos oznajmujący, że są
na poziomie Atrium. Prawie nie poczuła, kiedy jakiś czarodziej
naparł na nią, próbując przedostać się do wyjścia. Po prostu
stała, pochłonięta burzą myśli i domysłów. Dopiero po
dłuższej chwili, zorientowała się, że w windzie została
jedynie Pansy, patrząc na nią z ponagleniem w oczach.
- Mówiłaś coś?
Parkinson po raz kolejny przewróciła oczami. Oj, chyba nadal
niezbyt za nią przepada...
- Pytałam czy nie wysiadasz.
- Nie... - Hermiona zawahała się na chwilę, myśląc nad dogodną
wymówką. Okazało się to jednak zupełnie niepotrzebne.
Pansy zmierzyła ją z góry na dół taksującym spojrzeniem, po
czym skinęła głową.
- Nie wiem co takiego w sobie masz, ale Draco dzięki tobie staje się
lepszym człowiekiem. - Przerwała na moment, przygryzając wargę.
Nowi czarodzieje zaczęli przeciskać się obok niej, sapiąc z
niecierpliwością. - Nie ufam ci, ale widzę, że on tak. Przez
wzgląd na niego, mam nadzieję, że nie kombinujesz niczego co
mogłoby go zniszczyć.
Skończywszy ten dziwny monolog, obróciła się na pięcie i
odeszła, zostawiając Hermionę z jeszcze większym mętlikiem w
głowie.
Draco
dzięki tobie staje się lepszym człowiekiem.
Korytarz przez który biegła nie był aż tak zatłoczony jak
Atrium, jednak to jedno zdanie powtarzane raz po raz niczym mantra,
ani trochę nie pomagało w skupieniu uwagi. Poruszała się niemalże
na oślep, gnana jakimś dziwnym przeczuciem- intuicją, która przez
długi czas nie dawała znaku życia.
Kiedy dowiedziała się, że Malfoy jest na spotkaniu w Liverpoolu,
coś dosłownie kazało jej pojechać na to trzecie piętro i zajrzeć
do jego pokoju.
Drzwi zostawił zamknięte, jednak nie stanowiło to dla niej
większego problemu. Przez cały tydzień obserwowała jak ściągał
własnoręcznie założone zabezpieczenia, a że była pojętna,
umiała całą inkantację już trzeciego dnia.
Wyciągnęła własną różdżkę i nie zastanawiając się wiele,
powtórzyła dosyć skomplikowany ciąg gestów. Przez krótki moment
do jej myśli wtargnęła niepewność, czy przypadkiem otworzyć
gabinetu nie musiał Minister we własnej osobie... jednak, ku jej
wielkiej uldze, już po chwili drzwi stanęły otworem.
Rozejrzała się dookoła niczym rasowy włamywacz, po czym cichaczem
wślizgnęła się do środka.
Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak w dniu kiedy była tu
ostatni raz. Zresztą, co wielkiego mogło zmienić się przez te
parę dni? Mógł jedynie usunąć tę brzydką, czarną kanapę,
jednak z tego co widziała, chyba postanowił zostawić ją tam,
gdzie stała.
Podeszła do wielkiego okna, przed którym stało biurko Malfoy'a.
Doskonale pamiętała jak wielki rozgardiasz zawsze na nim panował.
Draco tyle razy wyglądał jakby chciał podrzeć te wszystkie
papiery, że na samo wspomnienie, uśmiech sam wypłynął na jej
usta.
Przejechała dłonią, bo drewnie najlepszej jakości (jakżeby
inaczej), a jej wzrok padł na dwie karteczki, położone jedna pod
drugą.
Zmarszczyła brwi i przysunęła sobie krzesło.
Uważaj
na każdy krok, słowo, miejsce pobytu.
Bądź
medialny, pokazuj się ludziom i uważaj –
mają
na Ciebie sposób.
*
Przegrałeś.
To koniec.
Ostrzegałem,
że mają na Ciebie sposób i właśnie zaczynają wplatać go w
życie.
Pokażą
na co ich stać.
Najgorsze,
a dla nich najlepsze jest to, że nic nie możesz zrobić.
Tak
sądzą. Ale czy rzeczywiście tak jest?
Opadła na oparcie, marszcząc już nie tylko brwi, ale całe czoło.
Jej myśli szalały z tak wielką prędkością, że brak pary nad
głową zdawał się niemal niemożliwy.
O co w tym wszystkim chodzi? Potrzebowała dłuższej chwili, aby
przetrawić te wszystkie informacje, po czym pochyliła się by wziąć
liściki do rąk.
…
mają na Ciebie sposób. Przed
oczami jak żywa stanęła jej scena sprzed kilku dni, kiedy spotkała
Blaise'a w tym ciemnym zaułku:
- … a co z Malfoy'em?
- Nie martw się, mam plan. Josh
z pewnością spełni swoje zadanie idealnie...
Podniosła się z
krzesła i zaczęła krążyć po pomieszczeniu. Rozmowa o tym całym
Joshu, blondyn w szarej bluzie, znikający za zakrętem w
Ministerstwie podczas wystąpienia Malfoy'a... i dziś!
Miała ochotę
pacnąć się w czoło. Jak mogła nie zauważyć tego wszystkiego
wcześniej? No jak?!
Zerknęła na drugą
wiadomość, z ledwością tłumiąc prychnięcie.
Najgorsze,
a dla nich najlepsze jest to, że nic nie możesz zrobić.
Tak
sądzą. Ale czy rzeczywiście tak jest?
- Oczywiście, że nie! Mogło być zupełnie inaczej. Mógł pogadać
ze mną. Co za kretyn...!
Opadła z powrotem na krzesło, czując jak falę frustracji
zastępuje poczucie bezradności.
Musiała coś zrobić, jakoś mu pomóc. Po prostu zacząć działać!
Tylko od czego zacząć?
Przede wszystkim musiała mieć jakieś wsparcie. Miała trzy osoby,
na których zawsze mogła polegać, z czego jedna zniknęła bez
śladu, a druga zdaje się być wrakiem człowieka... została więc
Riley. Oczywiście plus osoba, która z pewnością pomoże samemu
Malfoy'owi.
Zerwała się z miejsca i nie dbając o szczegół jakim było
zabezpieczenie gabinetu, biegiem ruszyła w stronę windy.
*~*~*
- Potter?
Mężczyzna skinął głową, najwyraźniej delektując się szokiem
wymalowanym na twarzy Malfoy'a. Po chwili skłonił się lekko, a
mdłe światło sączące się z okna, padło na jego oblicze. Na
widok głębokiej szramy biegnącej przez pół twarzy Harry'ego,
Draco z trudem powstrzymał odruch by się nie cofnąć.
- Malfoy.
Pokręcił głową, starając się opanować. A jednak przeczucie,
że go nie polubi sprawdziło się. Przecież nie lubili się od
zawsze! Jakżeby teraz mogli zacząć?
Jeszcze raz przeczesał włosy i zrobił dwa kroki w przód.
- Jak długo tu jesteś? Czego od ciebie chcieli? Kto za tym wszystkim
stoi? I o co w tym wszystkim chodzi?!
Miał świadomość, że brzmiał nieco histerycznie, jednak o dziwo
jakoś przestało mu to przeszkadzać. Obecność Potter'a, a także
fakt, że wciąż żyje wpłynęły w niemały sposób na jego
emocje.
Harry podszedł do krat łączących się z cienkim murem, który
oddzielał obydwie cele. Spojrzał Draco prosto w oczy, po czym w
nieco zwolnionym tempie osunął się na ziemię. Malfoy odniósł
wrażenie, że brzydka szrama na twarzy nie była jedynym
uszczerbkiem na jego zdrowiu.
Nie marnując czasu, usiadł zaledwie kilka cali od niego. Jedyną
przeszkodą między nimi były zimne kraty.
Przez dłuższą chwilę panowała między nimi głęboka cisza,
jednak postanowił jej nie przerywać. Domyślał się, że rzeczy o
których wiedział Potter wcale nie były proste.
- Co z Ronem?- zapytał cichy głos.
Tego pytania się nie spodziewał. Spojrzał kątem oka na ciemną
postać tuż obok, starając się ukryć szok.
Odchrząknął dwa razy i ściszył głos do tej samej tonacji:
- Nie żyje.
Widział, wciąż kątem oka, jak podnosi głowę do góry i zamyka
oczy w bolesnym geście. Wiedział co czuł. Strata bliskiej osoby
boli. Boli tak bardzo, jakby ktoś złapał za rozżarzony pręt i
powoli zaczął przepychać go na wylot przez nasze serce. Dał mu
chwilę na przetrawienie informacji, po czym kontynuował dalej:
- Tego dnia kiedy zginął, byliście razem na misji. Wiem, że
Granger szukała cię po tym wydarzeniu, jednak zapadłeś się pod
ziemię. - Zamilkł na moment, zastanawiając się co powiedzieć
dalej. Dlaczego właściwie nie zaczęli go szukać? Dlaczego nie
zapytał nikogo co się z nim stało? Przecież był jednym z jego
najlepszych aurorów... - Myśleliśmy, że postanowiłeś po prostu
zniknąć na parę dni. Żeby... żeby pogodzić się z...
- Nie, nie zniknąłem. Przynajmniej nie z własnej woli. - Przerwał,
obracając się w jego stronę. Zielone oczy płonęły mieszaniną
żalu, złości i bólu. W niczym nie przypominał starego siebie.
Jednak czy istniał jeszcze ktoś, kto się nie zmienił? -
Oszołomili mnie zanim zdążyłem zareagować, a kolejnym co
pamiętam były te kraty – uniósł ręce by wskazać na swoje
tymczasowe lokum- i okropny ból twarzy. - Zwiesił głowę,
skupiając się na oddechu. - Mam szczęście, że żyję.
Draco zaczął przetwarzać to, co właśnie usłyszał. Z jakiegoś
powodu utrzymali Potter'a przy życiu, zabijając jedynie Weasley'a.
Pytanie brzmi, dlaczego? O co w tym wszystkim chodziło?
- A bo ja wiem? - Odezwał się Harry i Draco zdał sobie sprawę, że
musiał wyrazić swoje myśli na głos. - Zbyt wielu z nich nie
widziałem. Raz tylko słyszałem jak rozmawiali i...
- I co? - Dlaczego przerwał?
Harry wydał z siebie głośne, bolesne westchnienie. Obrócił się
twarzą do Dracona, patrząc mu prosto w oczy.
- I nie chodzi tu jedynie o zemstę za Voldemorta. Wymyślili jakąś
specjalną intrygę. Drugim celem...
- Drugim celem jesteś ty. - Odezwał się zupełnie nowy głos tuż
za jego plecami. Jak na komendę poderwał się na nogi, stając
twarzą w twarz z nowo przybyłym. - Witaj Draconie Lucjuszu
Malfoy. Wreszcie się spotykamy.
***~~~***~~~***
Pytanie do czytających: Jak myślicie, kim jest ten cały Josh? I dlaczego właściwie Malfoy jest drugim celem?
Genialnie! Czekam na kolejny i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńrazaniolrazdiablicajednoserce2oblicza.blogspot.com
Kutfa Manea skąd mogę wiedzieć?! Piszesz tak świetnie, że nie jestem w stanie racjonalnie myśleć...
OdpowiedzUsuńW każdym razie strasznie cię przepraszam, że nie komentowałam, ale zazwyczaj czytam w nocy, a moja pamięć jest ''lekko'' słaba :'(
To nic złego, że powoli się wypalasz względem dramione. W końcu ile można wymyślać autorskie opowiadania przy takiej liczbie powstających blogów. Ja cię rozumiem i jeśli zechcesz sobie zrobić przerwę od tego to to w pełni popieram =>
Jednak wracając do twoich końcowych pytań:
- Josh musi być osobą dość bliską lub dobrze ukrywającą się. Napewno wie dużo o tym co dzieje się w otoczeniu naszego Ministra.
- Może Malfoy jest drugim celem, bo takie mają widzimisię? :D ...tak potrzebuje snu... Jednak znając ciebie wymyślisz coś czego bym się niespodziewała, więc jeszcze nie zmuszam swoich szarych komórek do pracy ^.^
Czekam na rozwój wydarzeń i życzę weny.
Kocham - Zapominalska (T.T) Luar Princesa ♥
Nie mam zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Chyba mam wodę z mózgu zrobioną ! Zdziwiła mnie postać Harrego i rozmowa z Pansy. Wszystko był na odpowiednim miejscu . :)
OdpowiedzUsuńLayls
dramione-tear-uczuc.blogspot.com
Myślę, że ten cały Josh, to jest brat Malfoya juniora,bękart Malfoya seniora którego oddali gdzieś w młodości by się nie rozniosło, że jest nieprawowitym członkiem rodu Malfoyów i teraz on chce się zemścić za Voldemorta, przez którego go oddali, a Malfoya zniszczyć bo przez niego nie miał normalnej rodziny. Ale to tylko moja wybujała wyobraźnia, przecież moze być nie związany z rodziną Malfoyów.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział, nie porzucaj pisania i Dramione, bo dobrze ci idzie.
Pozdrawiam,
Tsuki <3
Ja też nie mam zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi, jestem mega zagubiona! Zwalę to na pogodę i ciśnienie.
OdpowiedzUsuńHm,hm, kim może być John... Może jest Ronem, który tak naprawdę nie umarł, tylko przeszedł na złą stronę i upozorował swoją śmierć? Nie, to zły pomysł. Może jest Zabinim? O: Ale nie, na pewno nie, bo na końcu powiedział "Wreszcie się spotykamy", a z Zabinim przecież się widywał. Może jakiś Ślizgon ze szkoły, hm? Zupełnie nie mam pojęcia...
A czemu Malfoy jest drugim celem? Hm, no jest Ministrem, może wpływać na decyzje ludzi, może jakieś prawa zatwierdzić czy coś takiego, nie wiem, nie interesuję się polityką. xD Ale wydaje mi się, że ze względu na jego stanowisko. Może też być coś związanego z rodem Malfoy'ów - czysta krew, dużo posiadłości i tak dalej.
Hermiona zacznie działać! Jestem ciekawa co planuje, bo zapowiada się bardzo dużo akcji w kolejnym rozdziale! Ten wyszedł Ci świetnie.
Pozdrawiam, M.
Witaj, nominowałam cię do Liebster Award! Szczegóły i pytania na : http://dramione-higway-to-heaven.blogspot.com/2014/08/liebster-award_76.html
OdpowiedzUsuńŻyczę miłego dnia i dużo weny.
Jenna Chase
Och uwielbiam takie zagadki!
OdpowiedzUsuńPoczytam kilka razy rozdziały i zobaczysz, ze coś wykombinuję!
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :)
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Witaj.
OdpowiedzUsuńCzytam twojego bloga od paru tygodni i stwierdzam, że zostanę u Ciebie na dłużej i będę czytać i komentować to co napiszesz. Podoba mi się bardzo twój styl pisania.
Co do twojego opowiadania wyślę tak jak Anonim, że Josh to przyrodni brat Dracona. Od razu mi zaświtało kim jest ten tajemniczy osobnik i się zdziwiłam, że ktoś już napisał to co ja chciałam napisać.
Pozdrawiam i życzę weny i pomysłów na to dramione. :)
Z poważaniem
Katharsis
Rozdział po prostu genialny *.* Dlaczego Draco, typowy mężczyzna, nie potrafi poprosić o pomoc Hermiony? Jestem strasznie ciekawa kto podszył się pod naszego pana Ministra, no bo bez niego Hermiona nie dowiedziałaby się o tych wiadomościach :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
Zapraszam na http://dramione-never-forget-you.blogspot.com/ :) Pamiętaj o nominacji ;)
Dopiero co tu trafiłam. Twoje opowiadanie bardzo mi przypadło do gustu, jest bardzo.. Jak to nazwać, dojrzałe? Tak, sądzę że coś w tym guście. Nie wiem, czy masz lekki kryzys, brak weny, bo, jak wspomniałam, dopiero co tu trafiłam, ale wiem jedno- chwile załamania, jeśli mogę to tak nazwać, zdarzają się nawet najlepszym. Tak czy inaczej, będę czekała na następne rozdziały, bo Twoje dramione jest tak różne od innych, które miałam okazję czytać, że aż wyjątkowe.
OdpowiedzUsuńCo do pytań- Josh jest na pewno dość bliskim współpracownikiem Malfoya, a czemu to on jest drugim celem? Być może ze względu na jego pozycję w magicznym świecie, fakt, że ma dość bliskie stosunki z Hermioną.. Takie są moje przypuszczenia, mam nadzieję że wkrótce dowiem się, jak dalekie od prawdy ;)
Pozdrawiam!
Co do Joshna mam mętlik i tysiąc pomysłów na minutę, więc już sama nie wiem. Z pewnością koleś namiesza albo właśnie okaże się wybawieniem. Nie powiem, zaintrygowałaś mnie tym rozdziałem i to bardzo. Z rozdziału na rozdział wkręcam się w to opowiadanie coraz bardziej, więc mam nadzieję, że istotnie je dokończysz, bo w przeciwnym razie umrę z ciekawości :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Mimo, iż twierdzisz, że zaczyna brakować Ci do tego serca, że się wypalasz, to rozdział w żaden sposób tego nie odzwierciedla. Do końca robisz wszystko, żeby ta historia była perfekcyjnie przedstawiona. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania, czytając rozdział nic mi nie przeszkadza, pochłaniam go z zawrotną prędkością, czując niedosyt. Jest to dla mnie kolejna fajna przygoda, czytam sporo tego typu historii, ale nie każda wciąga mnie w taki sposób. Czekam dalszy rozwój wydarzeń z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńCo do tego tajemniczego osobnika, to nie mam pojęcia, chyba nie łącze dobrze wątków między rozdziałami, nie nadaje się chyba na detektywa ;-)
Ale bardzo mnie ciekawi kto to i co nim kieruje.. Dość to intrygujące. Nie będę nawet zgadywała, cierpliwie poczekam. Jak się wciągnę w rozmyślania to nie będę mogła w nocy spać ;-)
Tak więc, pozdrawiam Cię ciepło i życzę energii i chęci do dalszego pisania.
Dominika
Świetny blog! :) jestem ciekawa jak się rozwinie sytuacja. Mam nadzieję, że już niedługo następny rozdział ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny rodzial i nie moge sie doczekac następnego! Powiem ci ze kompletnie nie mam pomysłu co może sie wydarzyć dalej. Zapraszam do mnie http://just-be-with-me-hermione.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKurcze to jest świetne :D Dobrze że Harry i Draco ze sobą normalnie rozmawiają :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*