Całe dwa miesiące... Wybaczcie. Zupełnie nie wiem co mam powiedzieć, jak się wytłumaczyć.
Pewnie większość z Was dała sobie już spokój z czytaniem tego bloga, jednak ja wciąż jestem, pamiętam i mam zamiar skończyć tę historię.
Przepraszam Was bardzo za tę zwłokę. Nie było czasu, zabrakło weny... Mam nadzieję jednak, że ten rozdział Wam to zrekompensuje.
Wszystkim tym, którzy jeszcze są: miłej lektury!
M.D.
*~*~*
IX
Szaleństwo
Szaleństwo to potwór,
który zasiedla umysł
każdego człowieka.
Wije się, podgryza, aż
wreszcie
atakuje pochłaniając
całe jestestwo.
M.D.
If I told you where I’ve
been
Would you still call me baby?
And if I told you everything
Would you still call me baby?
And if I told you everything
Would you still call me
crazy?
James Young „Dark star”
Christopher...
Nie żyje. Poświęcił się. Dla niej.
Nie, nie nie...
Głośny krzyk zamarł na jej ustach, zmieniając się w chrapliwy kaszel. Zmysły szalały, niemal całkowicie wyłączając jej wrażliwość na bodźce zewnętrzne. Z ledwością rejestrowała uścisk dłoni na swoim ramieniu. Rozmyty obraz nie pozwalał jej dostrzec twarzy porywacza. Łzy. To one mąciły jej wzrok i myśli. Obraz martwego ciała Christophera raz po raz pojawiał się w jej głowie, wyduszając z piersi głuchy szloch.
Przeżyła wojnę. W swoim niespełna czterdziestoletnim życiu przeżyła i zobaczyła już wiele, jednak poświęcenie nastoletniego dziecka...
Głośny krzyk zamarł na jej ustach, zmieniając się w chrapliwy kaszel. Zmysły szalały, niemal całkowicie wyłączając jej wrażliwość na bodźce zewnętrzne. Z ledwością rejestrowała uścisk dłoni na swoim ramieniu. Rozmyty obraz nie pozwalał jej dostrzec twarzy porywacza. Łzy. To one mąciły jej wzrok i myśli. Obraz martwego ciała Christophera raz po raz pojawiał się w jej głowie, wyduszając z piersi głuchy szloch.
Przeżyła wojnę. W swoim niespełna czterdziestoletnim życiu przeżyła i zobaczyła już wiele, jednak poświęcenie nastoletniego dziecka...
Dlaczego nie zauważyła, że wstał z
łóżka? Jakim cudem nie dostrzegła, że biegnie w jej stronę? Nie
mogła zrozumieć jego zachowania. Skąd tak wielki akt bohaterstwa u
zaledwie nastoletniego chłopca, kiedy nawet dorośli ludzie nie są
zdolni do takich czynów? Co go motywowało?
Już nigdy się nie dowie.
Przystanęła na moment czując, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Wyrwała rękę z uścisku, pochylając się do przodu. Minął krótki moment nim była wstanie zrobić wdech pełną piersią, jednak serce wciąż pulsowało bólem.
- Granger, idziemy.
Znajomy głos częściowo wyrwał ją z otępienia. Podniosła głowę, z dezorientacją spoglądając w ciemne oczy Blaise'a. Nie zobaczyła w nich zupełnie nic. Były jak dwie ziejące dziury i to przeraziło ją bardziej niż wszystko co się dotychczas wydarzyło. Kim jest ten człowiek?
Nawet nie zareagowała kiedy prychnął i na nowo złapał ją za ramię. Bez większych oporów pozwoliła ciągnąć się do przodu i dopiero po chwili dotarło do niej, że idzie ciemnym korytarzem, oświetlanym jedynie równo porozmieszczanymi pochodniami. Gdzie jest? Co się dzieje?
Już nigdy się nie dowie.
Przystanęła na moment czując, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Wyrwała rękę z uścisku, pochylając się do przodu. Minął krótki moment nim była wstanie zrobić wdech pełną piersią, jednak serce wciąż pulsowało bólem.
- Granger, idziemy.
Znajomy głos częściowo wyrwał ją z otępienia. Podniosła głowę, z dezorientacją spoglądając w ciemne oczy Blaise'a. Nie zobaczyła w nich zupełnie nic. Były jak dwie ziejące dziury i to przeraziło ją bardziej niż wszystko co się dotychczas wydarzyło. Kim jest ten człowiek?
Nawet nie zareagowała kiedy prychnął i na nowo złapał ją za ramię. Bez większych oporów pozwoliła ciągnąć się do przodu i dopiero po chwili dotarło do niej, że idzie ciemnym korytarzem, oświetlanym jedynie równo porozmieszczanymi pochodniami. Gdzie jest? Co się dzieje?
Odpowiedź nadeszła wraz z minięciem kolejnego zakrętu, gdzie
zatrzymała się przed kamiennymi schodami, prowadzącymi... do
lochu.
Spojrzała ze zdumieniem na twarz Zabiniego, starając się doszukać
jakiegokolwiek wyjaśnienia, dojrzała jednak obojętność. I tylko
fakt, że znała go naprawdę dobrze, pozwolił jej wychwycić
nerwowe drgnięcie powieki, trwające zaledwie ułamek sekundy.
Nasłuchuje. Poczuła jak adrenalina zaczyna wypychać oszołomienie
w zawrotnym tempie, a krew głucho pulsuje w jej uszach.
Rozejrzała się dyskretnie, zastanawiając się jakim cudem nie
ocknęła się wcześniej. Czyżby aż tak ufała Zabiniemu, żeby
nie podejrzewać niczego?
A o
co chcesz go podejrzewać?
Uratował
cię.
I to
nie raz.
Wyciągnął
cię z samego środka bitwy. To miejsce wcale nie musi oznaczać, że
ma złe zamiary.
Pokręciła głową, tłumiąc podszepty świadomości.
Spojrzała na niego jeszcze raz. Dlaczego właściwie się boi? Skąd
to uczucie? To jej przyjaciel. Dlaczego nie spróbować...
- Blaise? - wyrwało się z jej ust, zanim zdążyła się
powstrzymać.
Podziałało. Odwrócił się powoli w jej stronę, a tłuste włosy
opadły mu na czoło.
W tej chwili tak bardzo przypominał starego Snape'a, że gdyby nie
okoliczności, z pewnością pozwoliłaby sobie na jakąś
niewybredną uwagę.
Zamiast tego objęła się rękami i nie spodziewając się
odpowiedzi, odchrząknęła cicho.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś?
Zobaczyła jak jego źrenice rozszerzają się na ułamek sekundy,
zupełnie jakby padło na nie ostre światło. Miała wrażenie, że
spojrzeniem wyraża całą paletę uczuć, których nie potrafił
dłużej ukrywać pod tą ziejącą pustką.
Serce zabiło jej mocniej w piersi, jednak całe wrażenie zniknęło
w ułamku sekundy, przywracając na twarz maskę zimnej obojętności.
Zamiast odpowiedzieć, złapał ją za rękę i trochę delikatniej
niż przedtem, pociągnął schodami w dół.
*~*~*
Szybkie, nerwowe kroki odbijały się głośnym echem w kamiennych
ścianach, raz po raz ubarwiane o dźwięk wyłamywania kości
palców. Adrenalina wciąż buzowała w jego żyłach, siejąc
spustoszenie, a każda kolejna minuta przynosiła coraz gorsze myśli.
Ile czasu minęło od kiedy ten dupek się deportował? Czy dopadł
już Granger? A co jak … jak ona...
Złapał się za głowę, nie mogąc zapanować nad paniką. Nie mógł
tak myśleć. Jeżeli ma rację, to...
no cóż. Nigdy nie był specjalnie silny pod tym względem. W
dzieciństwie zawsze odznaczał się wrażliwością, za którą
karcił go ojciec, a uwielbiała matka. Z czasem udało mu się ją
zatuszować, może i zminimalizować, jednak nigdy nie zniknęła
całkowicie. Pojawiała się zawsze w takich momentach. Nie mógł
sobie na to pozwolić, nie teraz.
Po raz tysięczny tego wieczora rzucił się do krat, szarpiąc z
całej siły. Po raz setny żałował, że nie ma różdżki. Gdyby
tylko się stąd wydostał...
- Możesz przestać tak hałasować? Głowa zaraz mi pęknie...
Niewyraźny głos Potter'a nieco ostudził jego wściekłość i
sprowadził do go do wciąż ruchomego, ale zawsze: pionu.
Przeczesał dłonią włosy, odetchnął głęboko i przybrał na
twarz uśmieszek, który nie objął jego oczu.
- Dobrze się spało, Potter?
Na widok gniewnego wzroku Wybrańca, stłumił w sobie chęć
histerycznego śmiechu. Usiadł, opierając się o kraty, w
identycznej pozycji co wcześniej.
W ciszy obserwował jak Harry pociera głowę w miejscu, na które
upadł. Nawet w tej ciemności widział rosnącego guza. Oj, będzie
bolało.
Cisza przedłużała się coraz bardziej, przywołując z powrotem
panikę i niechciane myśli. Może to głupie, ale jedynie odgłos
oddechu Potter'a, jego dawnego wroga, a teraz – o ironio!- jednego
z niewielu sprzymierzeńców, pozwalał nieco się uspokoić.
- Długo byłem nieprzytomny? - zapytał Harry po kolejnej minucie,
czy dwóch. - Co się działo?
- A czy wyglądam jakbym miał zegarek?- warknął nieprzyjemnie.
Wspominanie o czasie nie było w tym momencie najlepszym zagraniem.
Skąd jednak Potter mógł o tym wiedzieć? Nie słyszał tej części
rozmowy... Odetchnął głośno, przywołując z powrotem tę
namiastkę spokoju, która mu została. - Blondwłosy dupek okazał
się być drugim, nieznanym i pałającym żądzą zemsty synem
Lucjusza...
- Tak myślałem...
- … i zagroził zabiciem Granger.
- Że co?!
Podniósł głowę, posyłając Potter'owi zdumione spojrzenie. Już
zdołał zapomnieć, że tych dwoje, plus Weasley'a sporo łączyło
w przeszłości, a kto wie? Być może łączy nadal.
Nagle uleciała z niego cała reszta sił i poczuł jak jego ciało
wiotczeje pod ciężarem tej świadomości. Czyżby wcześniej nie
zdawał sobie w pełni sprawy co to oznacza? I dlaczego, na
Salazara, tak bardzo zależy mu na tej kobiecie?
- To, że chce zabić Hermionę, ma sens. W końcu osobiście wzięła
udział w zabiciu Voldemorta... - zaczął Harry, zwężając
powieki. Dłonie miał zwinięte w pięści i najwyraźniej
całkowicie zapomniał o rosnącym siniaku. - Jednak mnie nie
zabili. Dlaczego? I czemu zagroził jej zabiciem, właśnie tobie?
Draco przypomniał sobie cień ciepła w jej spojrzeniu, kiedy
zaczęła przekonywać się, że może wcale nie jest taki zły.
Reakcję na wiadomość o Astorii. Rozmowy, sprzeczki. Ostatni
wspólny wieczór... czyżby po raz drugi miał szansę na głębsze
uczucie?
- Malfoy.
Otrząsnął się z myśli, zmuszając do nonszalanckiego wzruszenia
ramionami.
- Długa historia...
- Najwyraźniej. - Skomentował Potter, opierając głowę o kraty i
przymykając powieki. Na jego twarzy widać było wszechogarniający
ból. Draco domyślił się, że nie obejmował tylko szramy na
twarzy i gigantycznego guza na głowie. Sięgał o wiele głębiej.
W ciszy, która ich otuliła, można było wyczuć intensywność
myśli, emocji i strachu. Nie trwała jednak na tyle długo, aby te
emocje rozwinęły się w rozpacz. Kiedy po raz kolejny tracili
poczucie czasu, powietrze rozdarł dźwięk aportacji, a po nim
sfrustrowany krzyk, który o dziwo, wzbudził w sercu Dracona
iskierkę nadziei.
Zerwał się na równe nogi, a Potter jedynie obrócił głowę w
stronę dźwięku.
Zdążył zobaczyć rozwścieczone oczy Joshuy, czubek różdżki
wycelowany prosto w jego klatkę piersiową i poczuć ból
zatrzymującego się na ułamek sekundy serca.
Kiedy w następnej chwili jego ciało pochłonęły wewnętrzne
płomienie, mimo tortury poczuł jak ulatuje z niego większość
stresu. Bolało, owszem, i to jak diabli. Carter włożył w tę
klątwę całą siedzącą w nim wściekłość. To właśnie ta
wściekłość pozwoliła mu na iskrę nadziei.
Kiedy płomienie zniknęły, a pod policzkiem poczuł chłód
kamienia, z jego piersi wydarł się śmiech. Głośny, histeryczny
i tak szalony, że przez moment sam zwątpił w swoje zdrowie
psychiczne.
Czuł na sobie spojrzenia, jednak nie przestawał się śmiać,
wyrzucając z siebie jednocześnie cały stres i frustrację.
Wariat, myślicie. Zupełnie zwariował.
A ja mówię: nie.
Nadzieja zauważona we wściekłości Cartera nie wzięła się
znikąd. Ta zimna furia mogła oznaczać tylko jedno: Granger żyła
i tylko to się w tym momencie liczyło.
*~*~*
Z ręką na ustach obserwowała jak ciało Malfoy'a wygina się w
nagłym spazmie bólu. Mimo , że ramię powoli drętwiało jej od
stalowego uścisku Blaise'a, w tym momencie była wdzięczna, że ją
trzyma. Nie ufała reakcjom swojego ciała, nie wiedziała jak długo
będzie w stanie ustać na nogach.
Zawsze była silną kobietą, nie poddawała się emocjom, cechowała
ją jasność umysłu. Cóż, każdy w pewnym momencie ociera się o
własne granice.
Mogła użyć różdżki? Z pewnością. Zrobiłaby to już dawno,
gdyby tylko miała do niej dostęp. Niestety Zabini „rozbroił”
ją od razu po aportacji, skazując całkowicie na swoją łaskę.
Mogła jeszcze kopać, gryźć, drapać po twarzy jak rasowa kocica,
powstrzymywała ją jednak wrodzona ciekawość. Zabini od jakiegoś
czasu był dla niej jedną, wielką zagadką, a wydarzenia z
dzisiejszego dnia tylko pomnożyły całą górę pytań.
Po pierwsze- dlaczego tu jest?
Po drugie- dlaczego czekał z zejściem na dół, aż pojawi się ten
chory blondyn?
Nagle poczuła jak jej ciało zalewa paląca fala nienawiści, a siły
wracają do mięśni. To on zabił Chrisa. Zabił niewinne dziecko, a
teraz torturuje Malfoy'a.
Nie
wiem co takiego w sobie masz, ale Draco dzięki tobie staje się
lepszym człowiekiem.
To zdanie pojawiło się w jej umyśle zupełnie znikąd i rozpaliło
w sercu jeszcze większy płomień. Zupełnie zapominając o silnej
dłoni trzymającej ją za ramię, ruszyła w przód, jednak mocne
szarpnięcie przywróciło ją do poprzedniej pozycji.
Skrzywiła się nieprzyjemnie, posyłając Blaise'owi oburzone
spojrzenie. Nie zdziwi was pewnie, że zupełnie na nie nie
zareagował...
Nagle dotarł do niej śmiech. Tak głośny i szczery, a jednocześnie
tak bardzo szalony, że całkowicie zbił ją z pantałyku. Przez
chwilę nie potrafiła zrozumieć skąd dochodzi ten dźwięk, a
kiedy zrozumiała, że to Malfoy, poczuła jak jej szczęka zjeżdża
kilka centymetrów w dół. Sądząc po minie Zabiniego i postawie
stojącego z wciąż uniesioną różdżką Josha, nie była
odosobniona w swojej reakcji. Draco... oszalał?
Niestety nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać.
Zanim zdążyła choćby mrugnąć, została wyciągnięta z cienia i
postawiona parę metrów od Josha.
- Blaise...!
- Zabini...!
- Ty...
Trzy głosy zlały się w jedno – dwa nienawistne, jeden zdziwiony,
stworzyły mieszankę nowego rodzaju. Wrogość Josha była
skierowana również w jej stronę, jednak w tym momencie całą
swoją uwagę skupiła na ciemnej celi sąsiadującej z Malfoy'em.
Czy to możliwe, żeby...
- Harry!
Rzuciła się do biegu tak szybko, że nawet wiecznie czujny Zabini
nie zdążył zacieśnić uścisku. Złapała za kraty, sięgając
do twarzy Potter'a ze łzami w oczach.
Kiedy nie znalazła go nigdzie tuż po śmierci Rona, obawiała się
najgorszego. Bała się, że zostanie pozbawiona ostatniego z
przyjaciół.
Harry odwzajemnił jej spojrzenie, krzywiąc się lekko, kiedy
przejechała palcem po paskudnej szramie na policzku. Widziała w
jego oczach ulgę pomieszaną z przerażeniem.
Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, zupełnie jak kiedyś,
gdy cechował ich specjalny rodzaj młodzieńczej niewinności.
Kiedy odwracała się w stronę Malfoy'a, zauważyła w oczach
Harry'ego cień zdziwienia, jednak nie dowiedziała się co
oznaczało. Nie zdążyła nawet dotrzeć do Dracona, mimo że
dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Ostatnim co zapamiętała,
to strach w jego pięknych, stalowoszarych oczach i ostry ból w
krzyżu. Później opanowała ją ciemność.
Jeden z katów wyrwał się z otępienia.
*~*~*
Ręce zawisły w powietrzu w oczekiwaniu na jej nadejście. Dłonie
zwinęły się w pięści, w obronie przed piekącym bólem,
spowodowanym jej brakiem. Patrzył na bezwładne ciało leżące
przed kratami, a w jego oczach zebrały się łzy. Nie mógł i nie
chciał nad nimi panować. Czy każda kobieta, z którą miał szansę
na jakąkolwiek przyszłość musiała kończyć w taki sposób? Nie
widział skąd nadszedł atak, a w tej sytuacji nie ufał Blaise'owi
nawet w najmniejszym stopniu.
Jak przez mgłę słyszał wrzaski Potter'a, który z godną podziwu
zawziętością szarpał kraty swojej celi. Nie widział w nim
takiego zaangażowania, od kiedy zostali przymusowymi sąsiadami.
Może on też powinien zareagować?
Podniósł głowę, zmuszając się by oderwać wzrok od nieruchomego
ciała Hermiony.
Spojrzenia jego i Blaise'a spotkały się na krótki moment,
pozostawiając po sobie zimno i pustkę.
- Nie mów, że zwinąłeś mi ją sprzed nosa, tylko po to, żeby
sprzątnąć ją własnoręcznie. - Powiedział Josh, z cieniem
złości, jednak na jego ustach czaił się uśmieszek.
Stał zupełnie rozluźniony, z rękami założonymi na piersi i
różdżką zwisającą z lewej dłoni.
Blaise uśmiechnął się niewyraźnie, jednak ten uśmiech nie
objął jego oczu.
- Coś w tym stylu. - Odpowiedział. Josh przyglądał mu się jeszcze
moment, po czym roześmiał się serdecznie, zagłuszając głuche
jęki Potter'a, który starał się dotknąć Hermiony. Draco zwinął
dłonie w pięści i postanowił czekać. Nic innego mu nie
pozostało...
Nie spuszczał nienawistnego spojrzenia z Blaise'a. Nie mógł
zrozumieć jego zachowania. Przyjaźnili się od kiedy tylko
pamiętał, zawsze mogli na siebie liczyć. Jeden za drugiego był w
stanie oddać nawet życie, a teraz?
Zabini zmienił się od czasu śmierci tej wiewiórki, Weasley. On,
Draco, także przeżył tragedię, jednak potrafił się z niej w
pewien sposób pozbierać. Blaise'owi niestety się nie udało. Jego
długie tłuste włosy, wychudzone ciało, ciemne worki pod oczami i
pełna nienawiści postawa, były strasznym efektem tej wciąż
wiszącej nad nim tragedii.
Draco wiedział o tym, a jednak nie potrafił zmusić się do
patrzenia na byłego przyjaciela z mniejszą nienawiścią.
Nie potrafił albo nie chciał...
- Skoro Granger mamy z głowy, to chyba czas zająć się pozostałymi
– odezwał się Josh, podnosząc różdżkę w kierunku celi
Harry'ego. Jęki Potter'a zamilkły jak na zawołanie, zastąpione
niemal namacalną zawziętością. Był gotowy umrzeć.
Draco poczuł do niego coś na kształt podziwu, jednak ani na
moment nie odrywał spojrzenia od Zabiniego, który w ślad za
Carterem uniósł swoją różdżkę.
Kolejne wydarzenia potoczyły się w ułamku sekundy. W jednej
chwili obydwoje celowali różdżkami w Potter'a, a już w następnej
Josh leżał na ziemi, wpatrując się z nienawiścią w różdżkę
Zabiniego skierowaną w jego głowę. Związał go. Draco poczuł
jak jego szczęka zjeżdża w dół. Wymienili z Potter'em szybkie
spojrzenia. Co tu się dzieje?
- Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem – powiedział Blaise
ochrypłym od emocji głosem. - Nawet nie wiesz ile czasu zajęło
mi, żeby wreszcie cię dopaść...
Zaczął krążyć wokół wijącego się w niewidzialnych więzach
Josha. Wyglądał jakby zupełnie zapomniał o Malfoy'u i Potterze,
obserwujących w ciszy każdy jego ruch.
Emanował nienawiścią tak silną, że zapierała dech w piersiach.
Draco znów wymienił spojrzenia z Harry'm. Skąd tych dwoje się
znało?
- Odebrałeś mi wszystko, rozumiesz? Wszystko! - W akcie złości
machnął różdżką, a ściana tuż za Joshem rozsypała się w
pył. Musi być naprawdę wściekły...
Carter zaczął szarpać się coraz mocniej, a jego nienawistne
spojrzenie z każdą chwilą pochłaniało przerażenie.
- Przemierzyłem cały świat, żeby dowiedzieć się o was, o tej
organizacji. Żeby dowiedzieć się o tobie. - Zatrzymał się tuż
przed swoją ofiarą, obniżając tak, by ich spojrzenia się
spotkały. - Niełatwo było cię wytropić, wiesz? A jeszcze
trudniej zdobyć twoje zaufanie... ale udało się. - Półuśmiech
wykrzywił jego usta, jednak oczy wciąż pozostały puste i zimne.
- Nie wiedziałeś, bo nie mogłeś wiedzieć, że nigdy nie byłem
po twojej stronie. Nigdy nie pomagałem ci w twojej głupiej zemście
na Malfoy'u – wskazał palcem na celę Dracona, spoglądając na
niego przez ułamek sekundy. Ta jedna chwila wystarczyła, żeby
Draco dojrzał tę jedną iskrę: szaleństwo. - Informowałem go o
twoich zamiarach. Gdyby tylko był trochę bystrzejszy...
Malfoy zacisnął dłonie w pięści, jednak starał się tego nie
komentować. No bo kto normalny mógł zrozumieć te ogólnikowe
liściki? Odpowiedź nadeszła w ułamku sekundy: Granger.
Czy gdyby wtedy jej zaufał, to sprawy wyglądały by inaczej? Czy
wtedy wciąż by... przy nim była?
Bezwiednie spojrzał na jej wciąż nieruchomą sylwetkę, a jego
ciało zalała wściekłość. Miał ochotę zabić Blaise'a, nie
ważne, że cały czas był po jego stronie.
- W każdym razie, sabotowałem każdy twój ruch. Byłem o krok przed
tobą i pilnowałem, żeby wszystko szło zgodnie z moim planem –
zaczął bawić się różdżką, skupiając na niej swoje
spojrzenie. - I tak było, oczywiście do czasu, kiedy nie
złapaliście Weasley'a i Potter'a, no i kiedy nie postanowiłeś,
że zabijesz Granger. - Powrócił spojrzeniem do nieruchomego w tym
momencie Josha. Zwęził oczy, a słowa zostały zniekształcone
przez syk. - Tego nie obejmował mój plan.
Draco obserwował całą scenę z coraz większym zdziwieniem i
przerażeniem. Takie zachowanie zupełnie nie pasowało do starego
Blaise'a... ale ustaliliśmy, że przestał nim być już dawno,
prawda?
Z otwartą buzią patrzył jak jego były najlepszy przyjaciel cofa
się parę kroków w tył i po raz kolejny unosi różdżkę na
wysokość głowy Josha.
- Teraz mi za to zapłacisz. Zapłacisz za odebranie mi wszystkiego na
czym kiedykolwiek mi zależało. Zapłacisz za próbę zemsty na
Malfoy'u.
Powietrze w lochach zrobiło się nagle ciężkie i gęste jak ołów.
Każdy, choćby i wbrew sobie, wstrzymał oddech, oczekując na to
co będzie dalej.
- Zabini nie rób tego – odezwał się nagle Harry, a zarówno
Malfoy jak i Blaise posłali mu zdziwione spojrzenia.
Dłoń Zabiniego zaczęła się trząść, a oczy rozszerzyły się
w bliżej nieokreślonych uczuciu.
- Niby dlaczego? Nawet nie wiesz co on zrobił...
Harry pokręcił głową.
- Nie, nie wiem. Wiem za to, że wygląda jak Draco i miał jego
różdżkę kiedy robił te wszystkie, złe rzeczy – odetchnął
głęboko i podszedł do krat, a Malfoy ze zdziwieniem uświadomił
sobie, że Wybraniec stara się zachować j e g o dobre imię. -
Jeśli go zabijesz to jak udowodnimy, że to nie Draco był
odpowiedzialny za te wszystkie zbrodnie?
- Bo nie był.
- Ale moja różdżka świadczy inaczej – odezwał się wreszcie
Malfoy, podchodząc bliżej krat.
Potter ma rację. Jeżeli Zabini zabije Cartera, nigdy nie
udowodnią, że to nie on był odpowiedzialny za tą całą
organizację i wszelkie zło. Przecież tylu świadków widziało go
w akcji... oczywiście to nie był on, tylko Josh, ale skąd zwykli
ludzie mogli o tym wiedzieć?
Blaise zaczął kręcić głową, coraz szybciej i coraz bardziej
nerwowo.
- Muszę... - wyszeptał przez zaciśnięte zęby, mocniej ściskając
różdżkę. - Wieprzlej już zapłacił za swoje, teraz muszę też
jego...
- Wieprzlej? To dlatego został zabity? - Draco podłapał temat,
czepiając się go jak ostatniej deski ratunku.
Zabini znów spojrzał w jego stronę, kiwając lekko głową. Jego
usta wciąż były zaciśnięte, a w oczach czaił się obłęd.
- Dlaczego? Dlaczego nie zabiłeś też mnie? - zapytał Harry,
trzymając się krat, które były jedynym oparciem dla jego
chwiejnych nóg.
- Dlaczego? - powtórzył Blaise, przerzucając spojrzenie na
Potter'a. - Bo ty, Potter, jako jedyny zainteresowałeś się kiedy
przyszliśmy do ciebie po pomoc. Pamiętasz? Pamiętasz jak osiem
lat temu zapukaliśmy z Ginny do twoich drzwi, prosząc o pomoc z tą
dziwną organizacją na jaką się natknęliśmy? - opuścił
nieświadomie różdżkę, zaciskając obie dłonie w pięści. Po
jego policzkach zaczęły płynąć łzy. - Nie znalazłeś nic,
owszem, ale przynajmniej się zaangażowałeś. Nie to co Wealsey! -
Uderzył pięścią w mur, aż posypały się odłamki. - Był jej
bratem, a kiedy przyszła po pomoc, wyśmiał ją prosto w twarz!
Draco odruchowo spojrzał w stronę Potter'a i zauważył, że on
także na niego patrzy. Znów wymiana spojrzeń. Czy możliwe, że
myśleli o tym samym?
Odwrócił się w stronę Blaise'a.
- Ale dlaczego teraz? Czemu po ośmiu latach od... - nie skończył.
Wiedział, że temat Ginny był i wciąż jest bardzo bolesny dla
Zabiniego. Jednak zamiast kolejnego napadu złości, zobaczył
czający się w kąciku ust uśmieszek.
- A sądzisz, ze zdobycie tych wszystkich informacji i zaplanowanie
konkretnej zemsty było proste?
Nikt nie odpowiedział, bo i nikt nie wiedział co.
Blaise wwiercał się spojrzeniem w ich twarze, a kiedy zrozumiał,
że nie będzie reakcji, skupił się znów na Joshu, który nadal
próbował się uwolnić. Jestem pewna, że gdyby nie zaklęcie
milczenia, z jego ust wydobyła by się przepiękna wiązanka
przekleństw...
Ku trwodze Malfoy'a i samego Cartera, Zabini znów uniósł różdżkę,
jednak jego zaklęcie zagłuszyło inne:
- Expelliarmus!
Nim ktokolwiek zdążył choćby mrugnąć, różdżka Blaise'a
pofrunęła do drzwi, a w następnej chwili dwóch rosłych mężczyzn
w czarnych szatach przytrzymywało go za ręce.
Nie trwało długo nim otrząsnął się z oszołomienia i zaczął
szarpać w swoim zniewoleniu jak dzikie zwierzę.
- Nie! Nie rozumiesz! - głośny krzyk wyrwał się z jego piersi,
kiedy próbował kopać trzymających go mężczyzn. - Ja muszę go
zabić! Muszę!
Wyrwał się na krótki moment, dobiegając do wciąż
unieruchomionego Josha i łapiąc go za gardło. Szaleństwo dodało
mu siły, pozwalając powalić dwóch rosłych mężczyzn. Dłuższą
chwilę zajęło im odciągnięcie napastnika od ofiary, jednak
kiedy im się udało, z ulgą stwierdzili, że Josh nadal żyje.
Blaise wydał z siebie zwierzęcy ryk i zaczął szarpać się
jeszcze bardziej, jednak teraz mężczyźni byli już przygotowani.
Po jego policzkach szerokimi strumieniami spływały łzy, kiedy
prowadzili go w stronę wyjścia.
- To on zabił Ginny! - szlochał głośno. - To on odebrał radość
mojego życia! Zniszczył wszystko! Jak mogę żyć bez niej? Muszę
go zabić! MUSZĘ!
Kiedy wreszcie wyprowadzili go z lochu, krzyki wciąż bębniły w
uszach Dracona. Widział w życiu wiele, jednak jeszcze nigdy nie
spotkał się z szaleństwem... zwłaszcza bliskiej mu osoby.
Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że kraty jego celi
są otwarte i stoi w nich...
- Pan? Co ty tu robisz?
Kobieta wzruszyła ramionami, przerzucając do tyłu długie włosy
i przywołując lekki uśmiech.
- Wiadomość od Granger, ot co. - Widząc jego zdumioną minę,
przewróciła oczami. - Naprawdę sądzisz, że po odkryciu tego
wszystkiego nie załatwiłaby sobie wsparcia? - Westchnęła głośno,
a w jej głosie słychać było wyraźny podziw. - Przyznam, że
trochę zajęło mi odnalezienie tego miejsca, ale widzę, że
zdążyłam na czas...
W tym momencie Draco obrócił się w stronę ciała Hermiony, a
jego twarz wykrzywił spazm bólu. Widząc to, Pansy przerwała i
położyła mu dłoń na ramieniu.
Poczuł jak ściska go lekko, a do oczu znów napłynęły mu łzy.
Przez zamazany obraz widział, jak Potter podnosi się od Granger i
odwraca w jego stronę.
Musiał mrugnąć dwa razy, żeby dotarło do niego to, co widzi:
uśmiech.
Potter uśmiecha się od ucha do ucha, wyciągając ręce jakby
chciał go objąć.
- Ona żyje!
*~*~*
Do czytelników: Jeżeli nasuwają Wam się jakieś pytania czy niejasności, które chcecie abym wyjaśniła w epilogu - piszcie. Mam już ułożoną koncepcję, ale może nasuniecie mi jeszcze jakąś sprawę, na którą trzeba rzucić trochę światła :)
Wielki come back! :D
OdpowiedzUsuńJa rowniez jestem i czekam :D
Mam nadzieje,ze epilog będzie o wiele szybciej ;)
Doskonale cię rozumiem, sama mam teraz ogromny zastój!
Zapraszam cię na epilog na panstwoweasley.blogapot.com
I cóż, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Ojej... To jedyne słowo jakie przyszło mi na myśl. Super rozdział chociaż sądziłam ze ta cała akcja bedzie jednym z ostatnich rozdziałów trochę pózniej a nie teraz. Ale cóż. Rozdział i tak mi sie bardzo podobał. Czekam na następny
OdpowiedzUsuńMiss Frost
Wiesz.. To jest ostatni rozdział-ostatni przed epilogiem :) nie dałabym tej akcji wcześniej, bo całe opowiadanie straciłoby sens. Dziękuję za opinię i pozdrawiam :)
Usuńwow, ciekawe zakończenie, chociaż myślałam, że opowiadanie będzie dłuższe :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://slady-cieni-dramione.blogspot.com/
Od drugiej połowy rozdziału siedziałam z otwartymi ustami i oczami rozszerzonymi do granic możliwości. Ani trochę nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń, za co po prostu uwielbiam to opowiadanie. Wcale nie dziwie się Blaise'owi, że miał gdzieś te wszystkie racjonalne argumenty. Sama też pewnie miałabym je gdzieś. I na końcu, gdy okazało się, że Hermiona żyje, normalnie tak bardzo mi ulżyło ;) Nie mogę się już doczekać epilogu, bo mimo kilku, małych podejrzeń nie mam pojęcia co może się w nim zdarzyć ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
PS w wolnym czasie zapraszam Cię na dramione-never-forget-you.blogspot.com :)
Wooow, naprawdę bardzo mnie zdziwiłaś, ale genialna cała myśl tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie,
Tsuki <3
Przez te emocje nie będę mogła iść spać! Manea - uwielbiam cię!
OdpowiedzUsuńPo epilogu Prawdziwej miłości ryczałam przez dwa tygodnie, bo nie mogłam się z tym pogodzić. A tu? Jestem tak zszokowana, że jeszcze nie wiem :) Wiem jednak napewno, że warto było czekać
Draco zależy na Mionie! A jednak! Cieszy mnie to, bo po Astorii musiał długo do siebie dochodzić.
Blaise zwariował. W sumie to się nie dziwię, jednak jest mi go tak szkoda. Nie wyobrażam sobie jak bardzo musiał cierpieć po stracie Ginny... Jeszcze ten cały Josh... dupek do kwadratu. Nic tylko wykorzystać na nim którąś z zabawy Bellatrix.
Czy chciałabym żebyś coś wyjaśniła? Wszystko! Jak dalej potoczyły się losy dramione i Blaise'a. Czy Draco oczyścili z zbrodni i jak skończył Josh. Ogółem: to czego nie wiem po tym rozdziale :)
Maneo dziękuję - Luar Princesa ♥
Fenomenalne ! warto było czekać na taki rozdział, wszystko jest jasne, świetnie opisane, jestem pod wrażeniem ! Brawo, czekam na epilog :D
OdpowiedzUsuńWarto było czekać!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Zabiniego, tyle stracił, tak sie zmienił. W ogóle to ten szablon jest fantastyczny! ;)
Dobrze, że ta sytuacja się wyjaśniła, że są wolni, ciekawe co dalej dla nich zaplanowałaś.
Pozdrawiam, Domi
Czekaliśmy faktycznie długo, ale było warto. Teraz czekam dalej ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że to już ostatni rozdział. Jeszcze pamiętam jak zaczynałaś to opowiadanie, a teraz przychodzi mi czekać na epilog...
OdpowiedzUsuńWiesz, tak myślałam, że Blaise tak naprawdę okaże się dobrym człowiekiem. Może i zwariował z rozpaczy za straconą miłością, ale to tylko pokazuje jak bardzo kochał Ginny. Od jej śmierci żył jedynie zemstą, pragnął pomścić śmierć ukochanej. I udało mu się. Chociaż nie spodziewałam się, że to on zabił Rona, który okazał się człowiekiem bez serca. Żeby odwrócić się od własnej siostry, gdy tej jest potrzebna pomoc? To nie do pomyślenia.
Mam nadzieję, że John poniesie odpowiednią karę za to, co zrobił. Może pocałunek od dementora? Jestem ciekawa co dla niego planujesz.
Cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze - Hermiona żyje, Harry się odnalazł, Draco uratowany, jedynie szkoda mi Blaise'a. Pod koniec rozdziału w moich oczach pojawiły się łzy; zbyt łatwo się wzruszam.
Czekam na epilog! Mam nadzieję, że teraz zakończysz tą historię szczęśliwie, bo nie wiem czy przeżyję kolejne smutne zakończenie.
M.
Ale że jak... To już koniec? Coś mi się wierzyć nie chce...
OdpowiedzUsuńTo dziwnie myśleć już o epilogu, kiedy to opowiadanie tak niedawno się rozpoczęło.
W ogóle to jakoś mi chyba smutno. Pokochałam Twoich bohaterów, Twojego Blaise'a, który nigdy nie przestał kochać Ginny, Twojego Dracona, który zrywa wydziela, a w środku jest tak wrażliwy, że aż mi się to w głowie nie mieści, Twoją Hermionę -mądrą uzdrowicielkę , która potrafi zarówno postawić na swoim, jak i poddać się w odpowiednim momencie, jednocześnie zachowując twarz...
Najbardziej jednak kocham Twojego Chrisa - małego odważnego chłopca, który podbił Ojejku serce, jak jeszcze nikt. To właśnie z nim będzie mi się kojarzyć to opowiadanie.
Z drugiej strony mamy Cartera- takiego wydawałoby się cynicznego dania, ale ja w nim coś widzę, jakąś taką głębię, bo chyba nie potrafiłbym aż tak nienawidzić...
Cieszę się, że mogłam czytać to opowiadanie i mam nadzieję, że powrócisz tutaj z kolejną, równie genialną jak ta historią. I jeśli tak będzie, to już się cieszę.
Pozdrawiam
Swish
No i ps.
UsuńPrzepraszam za błędy
wydziela=twardziela
Ojejku w ogóle nie powinno tam być
itd.
(poza tym to czekam na epilog z nadzieją na szczęśliwe zakończenie)
Swish
Genialny rozdział! Czekam na epilog i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńOoo kurczę boski rozdział :) Tylko szkoda że to już koniec :( Jak dobrze że Hermiona żyję, i że Blaise okazał się dobrą osobą. ;) Czekam na epilog :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Epilog... Ale jak to, że epilog? Nie, normalnie nie wierzę. Nie wiem, co mam tu napisać. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Nawet jeśli troszkę to trwało, opłacało się czekać. Bez wątpienie rozdział wyszedł Ci boski. Choćbym chciała, nie wiem, do czego mam nawiązać, bo podobało mi się absolutnie wszystko. Naprawdę, zawarłaś tu wszystko, co powinno się znależć i bez wątpienia bardzo podziałałaś na emocję czytelników, a na pewno moje. Stworzyłaś coś wspaniałego i tego Ci gratuluję :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Przeczytałam twoje poprzednie opowiadanie i zabrałam się za to, piszesz świetnie. Przeczytałam dużo opowiadań o dramione i tylko kilka z nich mnie wciągnęło tak jak twoje. Twoje historie są niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju...rozpływam się... Czekam z zniecierpliwieniem na Epilog który na pewno będzie tak samo cudowny jak inne twoje notki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Esia Malfoy :**
Niespodziewany obrót spraw w tym przedostatnim rozdziale, choć od początku wydawało mi się, że Blaise jest w jakiś sposób zamieszany w tą drugą wojnę, no i jeszcze brat przyrodni Malfoya. Powtórzę się, ale jeszcze raz gratuluję takich pomysłów i talentu. Teraz tylko pozostaje czekać na epilog, który mam nadzieję, pojawi się szybko, bo już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńAniaXXX
http://hp-i-aniol-zycia.blogspot.com/
Wonderful blog. Thanks for sharing. Its very useful
OdpowiedzUsuńĐón xem lichthidau247 trực tuyến mới nhất