27 czerwca 2013

ONE SHOT II cz. I

EDIT: Poprawka kilku błędów i literówek wyłapanych przez jedną z czytelniczek :)

 Wszystkie egzaminy mam już za sobą i wakacje wreszcie czas zacząć :D
Będę miała więcej czasu na pisanie :)

Prezentuję Wam pierwszą część, pięcioczęściowej miniaturki.
Prawdopodobnie wyjeżdżam w przyszłym tygodniu i nie będę miała dostępu do internetu przez niemal półtora miesiąca, więc tylko od Was zależy czy miniaturka pojawi się cała przed moją nieobecnością czy też nie :P


PS czytelnicy bloga "bezdefinicji" mogą w wyłapać pewne podobieństwo, jednak z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Edge została poinformowana o tej małej zbieżności :)

Zapraszam do czytania,
DiaMent.

*~*~*

One shot II cz.I



Brak śniegu zimą jest równie dziwny jak człowiek bez uczuć.

Ale i takie zimy się zdarzają.

Skrzat





ALTRUIZM



Blondwłosy chłopak teleportował się z cichym trzaskiem w obskurnej uliczce przy Dziurawym Kotle. Wiecznie arogancki wyraz twarzy, teraz odznaczał się niepewnością i przerażeniem. Niegdyś zaróżowione usta teraz były całkowicie blade, a cera przybrała jeszcze jaśniejszego odcienia, stając się niemal przeźroczystą. Wspomnienia dzisiejszego wieczoru nieprzerwanie przewijały się przez jego myśli niczym nie gasnący film, wprawiając serce w szybszy rytm.

Nigdy by się do tego nie przyznał, ale miał już dosyć tej całej zabawy w śmierciożercę. Był po prostu zmęczony ciągłym wysłuchiwaniem absurdalnych rozkazów płynących z ust najstraszniejszego Czarnoksiężnika wszech czasów.

Przed oczami stanęły mu przerażające, czerwone źrenice, a w uszach rozchodził się wysoki, syczący głos. Wiedział, że musi wypełnić powierzoną mu misję, w innym wypadku odbije się to na jego matce, a ta opcja całkowicie szła w odstawkę. Mimo usilnie trzymanej bariery do jego umysły wpłynęły wspomnienia dzisiejszych tortur. Każdy skurcz serca, każdy prąd bólu przechodzący jego ciało, każdy krzyk oraz szyderczy śmiech. Wiedział, że to wszystko będzie prześladować go przez długi czas. Nie miał zamiaru skazywać na takie cierpienie jedynej osoby, której kiedykolwiek na nim zależało. Jedynej, która o niego dbała okazując coś na kształt miłości.



Wyszedł z ciemnego zaułka zmierzając w szybkim tempie w stronę wejścia do pubu. Nie miał zamiaru wracać po tym wszystkim do domu. Chciał odpocząć. Odpocząć od władczego zachowania ojca, a także od widoku zapłakanych i zmartwionych oczu matki.

Otulił się szczelniej czarną szatą podróżną, czując jak mimo sierpniowego wieczoru, zimno przenika go do szpiku kości. Pogoda całkowicie współgrała z jego samopoczuciem i nastrojem. Ciemne chmury pokrywały nocne niebo w identyczny sposób w jaki kłębiły się czarne myśli w głowie młodego arystokraty, a zimny deszcz uderzał o betonową jezdnię w zgodnym rytmie z jego zszarganymi nerwami. Zobaczywszy znajomy szyld Dziurawego Kotła zatrzymał się na chwilę, po czym uniósł głowę, pozwalając by krople spływały po jego bladej twarzy, usuwając resztki przerażenia, niepewności oraz szaleństwa.

Kiedy dzisiejszego południa poczuł ból na lewym przedramieniu, nieprzyjemne elektryzujące dreszcze przebiegły po jego ciele by ostatecznie skupić się na pulsującej skroni. Już wcześniej dowiedział się od matki o planowanym przez Czarnego Pana spotkaniu, mimo to nie potrafił odgonić od siebie dręczącego niepokoju. Czuł instynktownie, że dzisiejsze wydarzenia nie przyniosą nic poza bólem i dojmującą złością, a to poczucie całkowicie zawładnęło jego osobą. Nie mylił się. Słowa, które usłyszał wstrząsnęły nim bardziej niż największe tortury. Miał zabić.

Gdy powtórzył w myślach treść rozkazu, poczuł że świat zaczyna wirować pod jego stopami, a chwilę później upadł na zimny chodnik osuwając się w bezkresną ciemność...



*~*~*


- Na Merlina, jak już późno! - cichy okrzyk przerażenia wydarł się z ust kasztanowłosej dziewczyny. Spojrzała na siedzących naprzeciw niej chłopaków z niemym zdziwieniem w oczach.
Obiecała rodzicom, że wróci na kolację, a tymczasem siedzi w najlepsze w Dziurawym Kotle, popijając Kremowe Piwo i chichocząc raz po raz z żartów Harry'ego. Jak mogła do tego stopnia stracić poczucie czasu?!
- Spokojnie Hermiono, przecież nic się nie stało. Dopiero wybiła siódma – powiedział rudy chłopak, uśmiechając się jednocześnie pocieszająco. Przy ostatnim słowie jego wzrok powędrował na mokrą szatę, na co skrzywił się delikatnie. - Nawet nie zdążyliśmy wyschnąć, a ty już nas wyciągasz znów w tą ulewę...
Hermiona przewróciła teatralnie oczami z trudem tłumiąc chichot.
- Ronaldzie, posiadasz przecież różdżkę, czyż nie? - zapytała, z rozbawienie rejestrując jak w oczach obojga przyjaciół rodzi się nieme zdziwienie.
Po chwili Wybraniec klepnął się w czoło w geście zażenowania.
- Że też na to nie wpadłem!
Dziewczyna pokiwała głową na to rozkojarzenie towarzyszy, nie powstrzymując już salwy śmiechu. Perlisty dźwięk rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Gryfoni z początku patrzyli na przyjaciółkę z delikatnym wyrzutem, jednak jej dobry humor rozprzestrzeniał się jak jakiś pozytywny rodzaj wirusa, więc już po chwili dołączyli do niej wtórując śmiechem.
- Siadaj jeszcze na moment. Przynajmniej dopijemy nasze piwa – powiedział Wybraniec, podnosząc jednocześnie kufel jakby w geście toastu, po czym poruszył nim lekko, wzburzając zawartość.
Kiwnąwszy głową na znak zgody opadła z powrotem na stare, drewniane krzesło i objęła dłońmi stojące przed nią naczynie.
Umówili się dziś na Pokątnej w celu zakupienia książek oraz przydatnych rzeczy na nowy rok szkolny. Pogoda szalejąca za oknem nie nadawała się w żadnym calu na jakiekolwiek wyprawy na miasto, jednak nie mieli wyjścia; już tylko niecałe trzy tygodnie zostały do ich corocznego powrotu do Hogwartu.
Nie tylko ponure dni wprawiały ludzi w zły nastrój. W każdej prenumeracie Proroka Codziennego, a także w mugolskich wiadomościach aż roiło się od informacji na temat nowych katastrof, morderstw i całej masy innych dziwnych rzeczy. Zbliżały się mroczne czasy, wojna wisiała w powietrzu, a atmosfera śmierci oraz nienawiści momentami aż dusiła. Nic więc dziwnego, że gdy przemierzali Ulicę Pokątną napotykali niewielu czarodziei, z których większość z przerażeniem rozglądała się na boki. Każdy się bał; nawet jej rodzice czuli, że ma to jakiś związek z nieznanym im magicznym światem. Martwili się o nią bardzo, dlatego właśnie czuła tak duże wyrzuty sumienia z powodu swojego zasiedzenia.
Dopiła resztkę napoju, po czym podniosła się powoli z miejsca.
- Dobra chłopaki, ja naprawdę muszę już lecieć – powiedziała, osuszając się jednocześnie szybkim ruchem ręki.
- Jesteś pewna, że chcesz iść sama? - zapytał Harry, spoglądając z powątpiewaniem na swój do połowy zapełniony kufel. Wątpił by mógł wypić to na raz.
Hermiona widząc jego minę zaśmiała się delikatnie, po czym przeszła na drugą stronę w celu przytulenia przyjaciół.
- Na pewno Harry. Nie musisz się o mnie martwić.
Będąc w drzwiach odwróciła się ostatni raz by pomachać na pożegnanie, a także posłać uspokajający uśmiech, następnie zniknęła w ciemności.



Przez te kilka godzin, które spędzili w pubie, pogoda ani trochę się nie zmieniła; z nieba nadal spływały krople, przywodzące na myśl ogromnej wielkości łzy, a powietrze zrobiło się zaskakująco mroźne. Owinęła się szczelniej szalikiem, po czym kuląc się z rękami założonymi na piersi, ruszyła w stronę ciemnej uliczki niedaleko Dziurawego Kotła.

Właściwie nic nie przeszkadzało jej w teleportacji spod samego wejścia, uniknęłaby tylko zimna i niebezpieczeństwa wynikającego z samotnego chodzenia po opustoszałym Londynie. Coś jednak usilnie pchało ją w stronę znajomego zaułka.

Idąc szybkim krokiem, zauważyła, że coś leży na jej drodze, a po chwili z dreszczem przerażenia przepływającym po plecach, rozpoznała ludzką sylwetkę. Znieruchomiała na moment dogłębnie analizując sytuację. A jeśli to podstęp? Jeśli to śmierciożercy? Jest przecież szlamą!

Wrodzona ciekawość i empatia nie pozwoliły jej jednak uciec bez sprawdzenia czy nic się nie stało. Rozejrzała się czujnie dookoła, wyciągając jednocześnie różdżkę, którą wysunęła przed siebie trzymając w pogotowiu. Jej kroki były uważne i czujne, jak tresera zbliżającego się do niebezpiecznego psa. Zupełnie nie wiedziała czego powinna się spodziewać, jednak gdy zobaczyła pod sobą platynowoblond włosy pokrywające tak dobrze znaną, a zarazem znienawidzoną twarz ślizgona, aż oniemiała.

Po raz kolejny przebiegła wzrokiem okolicę w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak podstępu, a kiedy nic nie znalazła, do jej głowy zaczęły napływać sprzeczne myśli. Wpatrzyła się w blondyna ze współczuciem pomieszanym z pogardą. Powinna mu pomóc czy też może go zostawić? Był zły, arogancki, nieczuły, zadufany w sobie, wredny i rasistowski. Gdyby to on znalazł ją w takiej sytuacji, z pewnością zostawiłby znienawidzoną gryfonkę na pastwę losu. Ona jednak nie potrafiłaby tak postąpić.

Przygryzła wargę z dezaprobatą na tę nadmierną wrażliwość. Tylko co powinna z nim zrobić? Pochyliła się powoli nad nieruchomym ciałem Malfoy'a i aż skamieniała na widok jego trupio bladej twarzy, sinych ust, oraz ogromnych worków pod oczami. Czym prędzej sprawdziła puls i odetchnęła z niewysłowioną ulgą wyczuwając jego delikatne bicie. Może i nie była wykwalifikowanym magomedykiem, potrafiła jednak stwierdzić, że stan ślizgona jest co najmniej krytyczny. Szturchnęła go delikatnie w złudnej nadziei, że może jednak się ocknie, a następnie odejdzie wybawiając ją z tego impasu, jednak nic takiego się nie stało. Westchnęła przeciągle, a jej wzrok powędrował na lewe przedramię okryte ciemną szatą, spod której wynurzał się czarny jak sadza mroczny znak. Znak śmierciozerców. Cofnęła się dwa kroki w niemym szoku, siłą woli powstrzymując by nie rzucić się do ucieczki. Coś jej jednak mówiło, że nie może go tak tu zostawić. To nieetyczne i nie po gryfońsku. Musi coś zrobić. Oczywiście, biorąc pod uwagę obecność mrocznego znaku, szpital św. Munga odpada bezsprzecznie. Zwrócić się o pomoc do Harry'ego i Rona siedzących nadal w pubie także nie mogła. Z pewnością zrównaliby ją z ziemią za okazanie miękkiego serca w stosunku do ich największego wroga, a Malfoy'a bez żadnego wahania wsadziliby do Azkabanu. Nie może też poczekać aż wyjdą i zająć pokoju w Dziurawym Kotle bez zwrócenia na siebie zbytniej uwagi. Malfoy Manor? Odpada, Lucjusz na pewno zabiłby ją przy pierwszej lepszej okazji. Jej dom? Nie, nie może narażać rodziców na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Niby znała tego chłopaka od sześciu lat, jednak tylko z jak najgorszej strony. Skąd mogła wiedzieć czy nie jest przypadkiem jakimś psychopatą?

Pokręciła głową w bezsilności, jednak już podjęła decyzję. Nie zostawi go tutaj za żadne skarby. Użyła zaklęcia swobodnego zwisu, by przenieść jego nieprzytomne ciało do ciemnej uliczki ku której wcześniej zmierzała. Wyczarowała niewielkie nosze, na których położyła go z niezwykłą delikatnością, a sama oparła się plecami o zimną, mokrą ścianę, zamykając przy tym swoje czekoladowe oczy.

Olśnienie spadło na nią tak nagle, jak grom z jasnego nieba. Że też wcześniej na to nie wpadła! Uniosła powieki, w jednej chwili znajdując się przy nieprzytomnym Draconie. Złapała go za dłoń i teleportowała się z cichym trzaskiem.



*~*~*



Obudziło go jasne słońce wlewające się do pomieszczenia, a także donośny dźwięk tłukącego się szkła. Nie otwierając oczu zarejestrował, że leży na czymś miękkim przykryty ciepłą narzutą... Zaraz, co? Wspomnienia napływały do jego głowy wywołując nagły atak migreny. Spotkanie, śmierciożercy, powierzone zadanie, teleportacja przed Dziurawym Kotłem, ciemność... Skrzywił się odczuwając dotkliwy ból w każdej komórce ciała. Tysiące pytań kłębiło się w jego głowie; co się stało? Gdzie się znajdował? Na drugie pytanie mógł bardzo łatwo uzyskać odpowiedź. Uniósł powoli ciężkie powieki i niemal od razu zamknął je z powrotem na widok oślepiającego strumienia światła wlewającego się do pokoju. Jedyne co zdążył zarejestrować to blado-fioletowe zasłony falujące delikatnie poruszane letnim wiaterkiem. Obrócił nieznaczne głowę, tak aby uwolnić się od nieznośnego blasku, po czym ponowił próbę. Dłuższą chwilę zajęło mu zogniskowanie wzroku, ale już po kilku minutach widział wyraźnie beżowe, czyste ściany, stary kominek obramowany czerwonymi cegłami oraz niewielki dębowy stół w kształcie prostokąta. Podłogę wyłożoną ciemnymi panelami pokrywał puszysty dywan pasujący odcieniem do zasłon, a z sufitu zwisał skromny przeźroczysty żyrandol.
- Obudziłeś się wreszcie? - na dźwięk tak dobrze znanego głosu, oczy wyszły mu z orbit i o mało nie udławił się własną śliną. Nie zważając na męczące go zawroty głowy poderwał się z miejsca zwracając w stronę jasnobrązowych drzwi.
- Granger?!
Wprost nie mógł uwierzyć własnym oczom. Gdzie był? Dlaczego się tu znalazł? I najważniejsze pytanie; co ONA tutaj robi?!
Podniósł się z miejsca, z próbą stłumienia rosnących mdłości, ale gdy stanął na puszystym dywanie, nogi momentalnie odmówiły mu posłuszeństwa, uginając się pod jego ciężarem. Opadł z powrotem na rozkładaną kanapę o ciemnobrązowym obiciu. Przymknął oczy w zażenowaniu i spiął wszystkie mięśnie oczekując salwy śmiechu lub przynajmniej słów drwiny. Nic takiego jednak nie nastąpiło, za to poczuł delikatną kobiecą dłoń, która spoczęła na jego spoconym czole.
Odskoczył jak oparzony, w jednej sekundzie znajdując się po drugiej stronie ogromnej kanapy. Wpatrzył się w czekoladowe oczy siedzącej naprzeciw niego dziewczyny dziwiąc się na widok troski pomieszanej ze strachem i dobrze ukrywaną złością.
- Co ty robisz? - zapytał. Sam się zdziwił jakim cudem słowa zdołały przejść przez jego ściśnięte gardło. Dziewczyna westchnęła lekko zaciskając dłonie na misce, którą trzymała na kolanach. Wyglądała jakoś inaczej niż zwykle; jej włosy nie przypominały już stogu siana, ale spływały miękkimi falami na plecy, a twarz na której właśnie widniał lekki rumieniec wydłużyła się delikatnie nadając gryfonce bardziej dojrzałego wyglądu. Najbardziej jednak zdziwiła go zmiana w emocjach jakie z niej emanowały. W otaczającej ich atmosferze nie dało się wyczuć tego nienawistnego napięcia, które towarzyszyło im od pierwszego momentu gdy się poznali.
- Spokojnie, nie zjem cię przecież – odpowiedziała cicho, jednak w jej głosie dosłyszał nutkę ironii. Na znajomy dźwięk rozluźnił się trochę. Złapał się na tym, że jego wzrok dalej spoczywa na siedzącej przed nim dziewczynie, która zupełnie nie wie gdzie ma podziać oczy.
- Nie o to mi chodzi – odpowiedział najbardziej dumnym głosem na jaki było go w tym momencie stać.
- No to o co?
- Gdzie ja jestem? I przede wszystkim co TY tu robisz ze mną?
Hermiona westchnęła ledwo dosłyszalnie, odłożyła miskę i podeszłą do okna odsuwając jedną z zasłon. Draco zachłysnął się na widok całej masy skąpanej słońcu zieleni, która rozciągała się za oknem,. 
- Jesteśmy w Castle Combe w hrabstwie Wiltshire – odpowiedziała spokojnie nie patrząc w jego stronę.
W jego głowie zapaliła się lampka wskazująca, że już kiedyś tą nazwę słyszał. Kiedy skojarzył odległość jaka dzieliła ich od Londynu, po raz drugi zachłysnął się powietrzem. Wziął dwa głębsze oddechy z głębokim postanowieniem by nie wydzierać się na gryfonkę.
- A dlaczego tutaj jesteśmy?
Kasztanowłosa wreszcie odwróciła wzrok w jego stronę. Wyraz jej twarzy nie odzwierciedlał żadnych emocji.
- A gdzie indziej miałabym cię umieścić? W Mungu? Chyba żartujesz – wyprzedziła jego odpowiedź bezpardonalnie podchodząc by wskazać na odsłonięte lewe przedramię. - Do ciebie? Twój kochany ojczulek zabiłby mnie przy pierwszej lepszej okazji – na wspomnienie o ojcu, poczuł jak mięśnie napinają mu się z bezsilnej złości- Do mnie tym bardziej bym cię nie zabrała... - podniósł na nią zaciekawiony wzrok. Nie mógł uwierzyć, że w ogóle zastanawiała się nad tego rodzaju opcją. On w domu zwyczajnych mugoli? To śmieszne. - Myślałam o wynajęciu pokoju w Dziurawym Kotle, jednak biorąc pod uwagę stan w jakim byłeś, dobrze zrobiłam, że zrezygnowałam z tego pomysłu. Przez tyle dni na pewno zaczęlibyśmy zwracać czyjąś uwagę. Poza tym brud, no i nie miałam tyle pieniędzy...
Silny rumieniec wypłynął na jej pełne policzki dodając niezwykłego uroku. Draco patrzył na nią przez chwilę zastanawiając się dlaczego się zaczerwieniła, ale już po chwili jego głowę zaprzątnęła zupełnie inna kwestia. 
- Tyle dni?! Co masz na myśli?
- Byłeś nieprzytomny przez prawie pięć dni.
Słowa gryfonki całkowicie ścięły go z nóg. Pięć dni? Na Salazara! Musiał być w naprawdę ciężkim stanie skoro tak długo nie potrafił dojść do siebie. Szczerze mówiąc nadal nie czuł się dobrze, ale to nie było w tym momencie ważne. Spoglądał na dziewczynę zaciekawionym wzrokiem zastanawiając się dlaczego to zrobiła; dlaczego siedzi z nim tutaj opiekując się nim i okazując tę durną litość? Nagle po jego ciele razem z silnym zażenowaniem, zaczęła krążyć bezsilna złość. Nikt jej o to nie prosił!
- Trzeba było zostawić mnie tam gdzie leżałem. Nie potrzebuję ani twojej litości, ani pomocy – powiedział beznamiętnym głosem.
W czekoladowych oczach gryfonki pojawiło się najpierw niedowierzanie, a zaraz po nim bezgraniczna złość.
- Myślisz, że podoba mi się to, że muszę siedzieć na jakimś wygwizdowie z największym wrogiem jakiego kiedykolwiek miałam, okłamując jednocześnie rodzinę i przyjaciół?! - krzyk, który wydarł się z jej wątłego ciała wstrząsnął dumnym arystokratą, do tego stopnia, że nie śmiał przerywać tego słowotoku. Siedział nieruchomo, wpatrując się w nią rozszerzonymi oczami. - Sądzisz, że sprawiało mi jakąkolwiek przyjemność opatrywanie twoich ran, zbijanie trawiącej cię gorączki czy czuwanie przy tobie dwadzieścia cztery godziny na dobę? Naprawdę uważasz, że nie mam nic lepszego do roboty poza załatwianiem różnego rodzaju eliksirów, które mogą pomóc ci dojść do siebie? - w miarę wypowiadanych słów, z jej oczu zaczęły spływać łzy. - Nie odeszłam od ciebie ani na minutę, opiekując się przez całe pięć dni. Słyszysz Malfoy?! Pięć pieprzonych dni! - ruszyła z furią w stronę drzwi, łapiąc przy okazji odstawioną wcześniej miskę. Impet z jakim ją podniosła sprawił, że znaczna część znajdującej się w niej wody wylądowała na oniemiałym ślizgonie.
- Jesteś dupkiem, wiesz? Największym arystokratycznym, zadufanym w sobie, zimnym dupkiem jakiego kiedykolwiek spotkałam – powiedziała stojąc w drzwiach. Jej spokojny głos był dziesięć tysięcy razy gorszy od jakiegokolwiek krzyku. - Nienawidzę cię Malfoy. Nienawidzę z całego serca.
Zniknęła, zamykając drzwi z trzaskiem, zanim siedzący w salonie blondyn zdążył wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo. Jakieś dziwne uczucie rozlało się po jego ciele, ściskając serce i pulsując w umyśle. Dumny arystokrata, Dracon Malfoy we własnej osobie, pierwszy raz w życiu czuł wyrzuty sumienia z powodu jakiejś dziewczyny. W dodatku tą dziewczyną był nie kto inny jak jego największy wróg Hermiona Granger! Świat przewraca się do góry nogami.
Złapał się za głowę opierając łokcie o kolana. Musiał pozbyć się tego przemożnego uczucia i to jak najszybciej. Nie będzie się kajał przed jakąkolwiek szlamą, bez względu na to czy zajmowała się nim przez całych pięć dni zamiast oddać go w ręce aurorów...
Po pierwszej fali złości, którą poczuł na myśl, że leżał bezsilny skazany jedynie na łaskę Granger, nadeszła paląca wdzięczność... i szacunek.
Nie mógł uwierzyć, że zdobyła się na coś takiego, po tylu latach upokorzeń i wyzwisk, które jej zgotował. Był pewny, że gdyby znaleźli się w odwrotnej sytuacji, on nigdy nie zachował by się w ten sam sposób co ta dziewczyna. A ona mu pomogła. Wyzbyła się wszelkich uprzedzeń oraz strachu i przeniosła go w ustronne miejsce, gdzie miał możliwość dojścia do siebie bez ciekawskich spojrzeń czy plotek. Okazała mu serce, którego w sobie nigdy nie potrafił znaleźć. Jak na zawołanie, poczuł delikatny ucisk w klatce piersiowej, a gdy przyłożył dłoń poczuł jak organ zwany sercem uderza ze zwielokrotnioną siłą pompując w niego życiodajną krew. Może jednak nie jest tak całkowicie pozbawiony uczuć?
Spojrzał zamyślonym wzrokiem na zamknięte drzwi, za którymi kilkanaście minut temu zniknęła wzburzona gryfonka. Wiedział już co powinien zrobić.



*~*~*



Hermiona stała w jasnej, przestronnej kuchni opierając się o blat i próbując opanować drżenie rąk. Nie mogła uwierzyć, że wpakowała się w takie bagno! Zmarnowała tyle cennego czasu na doglądanie tego dupka!

Ukryła zapłakaną twarz w dłonie, siadając w narożniku otaczającym duży drewniany stół.



Uznała, że domek na wsi, który posiadali jej rodzice w razie chęci ucieczki z miejskiego zgiełku, będzie najlepszym miejscem dla Dracona. Nie wiedziała dlaczego wzięła go pod swoją opiekę, ale gdy to zrobiła, postanowiła wywiązać się z zadania najlepiej jak potrafiła. Po teleportacji, ściągnęła z niego ciężki płaszcz, wysuszyła mokre ubrania, po czym położyła na kanapie przykrywając ciepłym kocem. Siedziała przy nim dniami i nocami, opuszczając jedynie w celu zaspokojenia potrzeb fizjologicznych bądź przyniesienia potrzebnych eliksirów.

Jego ciało było w zatrważającym stanie. Całe dwa dni zajęło jej opatrywanie ran powierzchownych, a tylko jeden Merlin wie, ile miał ich w środku. Zrobiła wszystko co mogła aby choć trochę poprawić stan jego zdrowia. Znacznie uszczupliła swoje zapasy eliksiru wzmacniającego, a także odżywczego i już dwukrotnie była zmuszona do odwiedzin Pokątnej w celu ich uzupełnienia.

Jej rodzice, a także Harry z Ronem, nie wiedzieli gdzie się znajdowała. Rodzice myśleli, że jest w Norze, z kolei przyjaciele, że siedzi bezpieczna w domu. Napisała do nich listy, zaraz po pierwszym doprowadzenia Malfoy'a do porządku, a kufry sprowadziła dzień później. Takie rozwiązanie wydawało się najlepsze. Nie chciała wiedzieć, co pomyśleliby jej bliscy na wiadomość, że siedzi na jakimś wygwizdowie zamknięta z największym wrogiem, którym opiekuje się jak najlepszym przyjacielem.

Tak wiele poświęciła i co ma w zamian?! Słowa pogardy i zero wdzięczności. Ale czego właściwie się spodziewała? Że ten arogancki ślizgon padnie przed nią na kolana dziękując za opiekę oraz obiecując dozgonne oddanie? Przecież to Malfoy, a oni nigdy się nie zmieniają.
 - Pieprzony arystokratyczny dupek! - krzyknęła chcąc dać upust bezsilnej złości, po czym zerwała się z miejsca z przemożną ochotą by miotnąć w coś naprawdę ciężkim zaklęciem.
- Już to słyszałem, Granger – aż podskoczyła, gdy usłyszała znienawidzony głos z niewielkiej odległości.
Odwróciła się w jego stronę, a w jej oczach błysnęła bezgraniczna nienawiść, całkowicie zacierając wcześniejszą iskrę troski.
- I usłyszysz jeszcze nie raz – warknęła mrużąc powieki. Mimo złości, nie potrafiła nie spojrzeć na niego oceniającym wzrokiem. Nadal był osłabiony, ale wyglądał zdecydowanie o wiele lepiej; jego blade policzki odzyskały zwykłe rumieńce, a usta nie były już tak bladosine. Za fasadą bezgranicznej złości poczuła coś na kształt dumy, że własnymi siłami doprowadziła do tej poprawy.
Chłopak opierał się nonszalancko o futrynę drzwi z rękami założonymi na piersi. Po chwili jednak musiał zacząć tracić równowagę, bo z westchnieniem opadł na narożnik, dokładnie w to samo miejsce, w którym wcześniej siedziała kasztanowłosa.
Wzruszył lekko ramionami i zobaczyła, że rozgląda się po pomieszczeniu z aprobatą. Podążyła za jego wzrokiem oglądając jasnobrązowe meble z białym blatem, nowoczesną kuchenkę gazową, ustawionych w otoczeniu ścianami w jasnym morskim odcieniu. Zaraz naprzeciw drzwi widniało ogromne okno wychodzące na główną drogę biegnącą przez niewielką wieś.
Kiedy wróciła spojrzeniem do narożnika, zobaczyła, że siedzący na nim blondyn przygląda się jej z dziwnym błyskiem w stalowoszarych oczach. Zarumieniła się delikatnie, odwracając w stronę lodówki z zamiarem przygotowania śniadania. I znów skacze wokół przystojnego blondyna. Po co to robi? Nie wiedziała. Chyba ze względu na ciągłe dążenie do perfekcji; jak już coś zaczęła to po prostu musiała doprowadzić to do końca. 
Wyciągnęła jajka, margarynę, szynkę, sól oraz pieprz. Wyciągnęła patelnię nie patrząc więcej w stronę irytującego ślizgona. Zrobiła jajecznicę i zaparzyła mugolskiej herbaty, do której dodała trochę eliksiru wzmacniającego. Całość postawiła pod nosem podopiecznego, następnie skierowała się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia. Nie zrobiła dwóch kroków, kiedy poczuła silny uścisk na lewym nadgarstku. Odwróciła się zdziwiona na ten bezpośredni kontakt cielesny, ale nic nie powiedziała.
- Ty nie jesz? - zapytał wprowadzając ją w jeszcze większe osłupienie. Czy ten Malfoy nie ma przypadkiem rozdwojenia jaźni?
- A co, boisz się, że cię otruję? - odpowiedziała pytaniem na pytanie głosem pełnym jadu, jednocześnie uwalniając rękę z uścisku jego dłoni.
Pokręcił platynowoblond czupryną zupełnie nie przejmując się zimnym tonem dziewczyny, ani jej próbą ucieczki. Gdy zrobiła kolejny krok wprzód, jego dłoń znów powędrowała do jej nadgarstka.
- Po prostu uważam, że powinnaś coś zjeść.
- Jadłam – odpowiedziała hardo, ale w tym samym momencie z jej brzucha wydarł się głośny dźwięk demaskujący jej kłamstwo.
Ślizgon tylko uśmiechnął się ironicznie, po czym pociągnął ją w stronę pustego krzesła rozdzielając swoją porcję na dwie równe połowy.
Hermiona wybałuszyła na niego oczy nie mogąc się wyzbyć towarzyszącego jej już od dłuższej chwili zdziwienia.
- Mamy jeść z jednego talerza?
Znów wzruszył ramionami pakując jednocześnie do ust wielką porcję jajecznicy. Dziewczyna spojrzała na niego z powątpiewaniem w oczach, po czym wstała by wziąć przynajmniej własny widelec.
Z niepewną miną nabrała na widelec jajka, uszczuplając nieco swoją połowę i włożyła do ust. Spodziewała się jakiegokolwiek grymasu ze strony blondyna, jednak ten zupełnie nie zwracał na nią uwagi przeżuwając swoją porcję z zamkniętymi oczami.
Widząc tą obojętność, odłożyła sztućce przyglądając mu się z podejrzliwością.
- Malfoy, czy ty masz jakieś rozdwojenie jaźni albo coś w tym stylu? Jeszcze dwadzieścia minut temu...
- Za dużo gadasz, Granger – przerwał jej nabierając jednocześnie kawałek szynki. - Lepiej zajmij się jedzeniem, bo wystygnie.
Wytrzeszczyła na niego oczy, ale posłusznie wróciła do jedzenia zastanawiając się w duchu czy jednak nie ma do czynienia z jakimś szurniętym psychopatą.


26 komentarzy:

  1. Achh.. Miniaturka to jest to, co tygryski lubią najbardziej. *w*
    Wspaniale napisana, jestem jak zwykle, pełna (a właściwie już przepełniona) podziwem dla Twojej twórczości. No, cudo normalnie. :D
    Uratowała go zacna Gryfonka, chociaż z niego taki wredny Ślizgon :3
    Czemu podzieliłaś na części? Teraz będziesz mnie trzymać w niepewności, aż do weekendu, chyba, że te lenie (nie obrażając oczywiście czytelników komentujących) nie będą komentować notki -,-
    Nwm, co mam jeszcze dodać, piszesz świetnie i wprost nie mogę się doczekać na kolejną część miniaturki i na nowy rozdział opowiadania. ;)
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne, super, boskie, cudne i wiele więcej. :)
    Bardzo mi się spodobało, tylko szkoda że muszę teraz czekać aż do weekendu. :/
    Wracając do miniaturki to bardzo rozśmieszyły mnie niektóre myśli Hermiony, chociażby to ostatnie zdanie :D
    Uroczę było to jak Draco podzielił się z nią jajecznicą. A tak to Hermiona bardzo zaopiekowała się nim, co też było urocze. Nie wiem, czy gdybym ja była na jej miejscu, zdobyłbym się na coś takiego.
    Według mnie Hermiona jest tu bardzo Hermioną. chodzi mi o to, że działa sprytnie i wszystko rozpatruje tak, by było jak najlepiej. Gratuluję tego ;D
    Pozdrawiam serdecznie i już nie mogę się doczekać kontynuacji,
    Bloom

    OdpowiedzUsuń
  3. Boska miniaturka. Czekam na kolejna cześć

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, wciągające, Draco nawet nie jest takim draniem <3
    Czekam na więcej i komentujmy bo nie będzie następnej następnej notki :o

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się to, że jest to miniaturka. ;) Po części rozumiem zachowanie Draco.. w końcu to Malfoy prawda? i nie zmieni się pod wpływem jednej chwili. Mimo wszystko współczuję Hermionie i jak na jej miejscu bez skrępowania porządnie bym mu przywaliła. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietne :) dajesz nastepna

    OdpowiedzUsuń
  7. Ogólnie nie lubię miniaturek bo mi zakłocają rytm notek ale musze przyznac ,że to bylo genialne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Powtarzam się i pewnie jeszcze niejednokrotnie się powtórzę, ale to jest ŚWIETNE!!!
    Z jednej strony może wydawać się dziwne, że Granger tak łatwo przyjęła Malfoya w jak nie patrzeć "swoje progi"...
    Rozumiem, że jest ta cała gryfońska odwaga, honor, uczynność, zaufanie i wrażliwość, ale jednak...? Odwiecznego wroga? Znienawidzonego Malfoya?
    Rozumiem, że trzeba podejść do tej miniaturki z swojego rodzaju dystansem i postaram się to zrobić :)
    Nie mnie, miniaturka cudna i oby tak dalej :*
    Pozdrawiam, Skrzat!

    OdpowiedzUsuń
  9. 20 komentarzy, to dużo, ale podoba mi się, więc pisz!

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam, czekam, czekam !

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie cierpię miniaturek, po prostu nienawidzę, a jednak... Ty pokazałaś, że one shot nie musi być bardzo przyspieszonym rozwojem wydarzeń, w który nie jest wkładana nawet odrobina serca. Czytając to nie mogłam się oderwać od lektury, więc mam do Ciebie tylko jedną prośbę: JESZCZE ;) Czekam z
    zapartym tchem na kolejna część i mam nadzieję, że będzie tak genialna, jak ta. ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny oraz dwudziestu (conajmniej) komentarzy,
    Pozdrawiam,
    Tuśka

    OdpowiedzUsuń
  12. SUPER! One Shoty są twoją mocną stronę co nie znaczy, że głowne opowiadanie jest słabe. Jest równie świetne :D Czekam na następną część!

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj, ciekawe, ciekawe. Nie moge sie doczekac kolejnej czesci! :) pozdrawiam, Kasia

    OdpowiedzUsuń
  14. Hmm, z zasady miniaturek innych niż Sevmione nie czytuję, ale pomyślałam sobie " a co mi szkodzi? ".
    Powiem Ci, że " całkiem całkiem " ;) Wiesz, jestem sercem z Sevmione, to jest jasne, ale przez Twojego bloga, powoli przekonuję się to tego paringu.
    Czekam na więcej ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Juz nie moge sie doczekac nastepnej czesci :) masz wyobraznie :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo fajne opowiadanie! Jest to jedyne Dramione, jakie czytałam, w którym zachowano jakkolwiek charaktery, stosunek między nimi, czy jej przyjaciółmi. Bardzo się cieszę, że wpadłam na ten blog, bo bardzo mi się podobało :)
    Czekam na więcej i zapraszam do siebie.
    Carmen

    http://ofiara-wrozek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Wow... Nie, to chyba za mało. Ta miniaturka jest genialna! ^-^

    OdpowiedzUsuń
  18. Miniaturka wyszła ci bardzo dobrze, chociaż rzeczywiście wiele jest podobieństw do mojej historii :) Sądzę jednak, że świetnie ci poszło z tym opisywaniem uczuć itd. Miona zachowała się jak prawdziwa gryfonka, a Draco jak prawdziwy ślizgon. Żadnego słodzenia :) Brawo.

    OdpowiedzUsuń
  19. Racja , ta miniaturka jest super .
    Nominowałam Cię do Liebster Award . Więcej info : http://wish-you-were-here-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Hej, może cię jeszcze nie informowałam, ale dodałam cię do polecanych na moim blogu - http://jestes-miloscia-moja.blogspot.com/

    jednakże jak już cię informowałam o tym, to przepraszam <3

    Całusy i weny : )

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetna miniaturka! :D Masz ogroooomny talent.
    Dopiero teraz znalazłam czas na całkowite jej przeczytanie ;x przepraszam :c
    Tyyyyle emocji tu było ;)
    Hermiona uratowała Malfoy'a ? Proszę, prosze :)
    Jestem dumna z naszej Gryfoneczki ♥
    No i to dzielenie się jajecznicą było.. urocze xd
    Czekam z niecierpliwością na next xd
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  22. Miniaturka hujowa. Niwe wiem, po co tracisz na nią czas. Ja czekam na główna opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  23. Miniaturka mnie urzekła! ^.^
    I wiesz co? Przez cb przekonałam się do paringu DraMione. Ale szczerze? Zawsze moim ulubionym paringiem będzie SevMione ;3
    Miniaturka cudowna i wręcz nie mogę doczekać dalszego ciągu! :D
    Weny życzę! ;*

    OdpowiedzUsuń
  24. Wspaniala miniaturka! Nie wiem co jeszcze powiedziec wiec ide dalej!
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń