Hermiona automatycznie
wkładała na siebie ubrania, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą się
wydarzyło.
Czy ona naprawdę leżała
półnago na Malfoyu i zastanawiała się czy go nie pocałować?
Owszem zauważyła, że
przestała nienawidzić go z całego serca. Nie raz łapała się na myśleniu o tym
aroganckim dupku, a zapał jego perfum doprowadzał ją momentami do szaleństwa,
ale na Godryka! To jest Malfoy!
Rzuciła w kąt trzymaną w
ręku koszulkę. Była zła na siebie. Zła, że tak późno zareagowała. Zła, że nie
zamknęła tych cholernych drzwi!
Nie odzywał się do niej i
było jej z tym bardzo dobrze. Nie ważne, że sama musiała uporać się z tym całym
harmonogramem dla McGonagall, przynajmniej miała spokój.
Postanowiła nadal ignorować
irytującego ślizgona tak, jak robiła to już od jakiegoś czasu.
Opadła ciężko na łóżko i w
tym samym momencie minął jej przed oczami przezroczysty kształt.
Wzdrygnęła się z
przestrachem, jednak już po chwili zorientowała się, że jest to po prostu
patronus, w kształcie małego warana.
Zmarszczyła czoło, próbując
przypomnieć sobie, czy już go gdzieś widziała, jednak głos, którym przemówiło
stworzenie, rozwiał wszelkie wątpliwości.
- Trzecie piętro. Wiewiórka
w niebezpieczeństwie. RUCHY!
Dezorientacja, która
pojawiła się na widok jaszczurki zniknęła, w jednej sekundzie zastąpiona przez
ogarniające ją przerażenie.
Ginny!
Wybiegła z sypialni i omal
nie wpadła na stojącego za jej drzwiami Malfoya. Spojrzała na niego z
przerażeniem w oczach. W tym momencie nie miało żadnego znaczenia, że nie
chciała go widzieć. Nie ważne było, że powinna czuć zażenowanie ze względu na
sytuację, która miała miejsce niecałe dziesięć minut temu. Teraz najważniejsza
była jej przyjaciółka.
W szarych oczach dojrzała zrozumienie
i już wiedziała, że także otrzymał wiadomość. Nie wiele myśląc, złapała go za
rękę i pociągnęła do wyjścia.
Pędzili z zawrotną
szybkością, za nic mając zdziwione miny obecnych na korytarzu uczniów.
Nadal trzymali się za ręce,
co nie uszło uwadze, żadnej z mijanych osób. Pewnie znów zaczną się plotki. Nie
ważne, nie teraz.
Zapomnieli o nienawiści i
niechęci. Zapomnieli o wszystkim, połączeni wspólnym celem- pomocy Weasley.
Hermionie przemknęło przez
myśl pytanie, dlaczego tak naprawdę Draco aż rwie się do pomocy? Przecież Gin
jest dla niego zwykłą zdrajczynią krwi.
- Granger, tutaj –
usłyszała jego głos koło ucha, a już po chwili została pociągnięta w stronę
ciemnego korytarza.
W pierwszym momencie
zastanowiła się dlaczego ją tu prowadzi, jednak po paru krokach dojrzała
majaczące w mroku sylwetki.
Gdy rozpoznała stojące
przed nią osoby, skołatane serce wzmogło swój rytm.
Torkins pochylał się nad
skuloną Ginny, a w ręku trzymał strzępek żółtej koszulki, w której tak lubiła
chodzić. Hermiona nie była w stanie określić, czy jej przyjaciółka jest
przytomna, czy też nie, jednak milczenie Rudej w trakcie takiego zdarzenia
mogło oznaczać tylko najgorsze. Tuż obok, pod ścianą, leżała Pansy. Nie ruszała
się, ani nie odzywała, co wskazywało na brak przytomności albo skutek zaklęcia
pełnego porażenia ciała.
Poczuła, że stojący obok
niej Malfoy napina wszystkie mięśnie. Najwidoczniej do niego także dotarła
powaga sytuacji. Spojrzała na niego i spotkała stalowoszare tęczówki. Widziała
w nich ledwo tłumioną złość oraz niemy przekaz- musimy coś zrobić. Tylko co?
Wszystko stało się w ułamku
sekundy. Zbyt długo zwlekali z działaniem, jednak na widok różdżki unoszącej
się w stronę skatowanej przyjaciółki, ciało Hermiony ruszyło się instynktownie.
Z determinacją puściła trzymaną dłoń, która dawała tak wielkie poczucie
bezpieczeństwa i rzuciła się biegiem wprost przed siebie. Nie zastanawiała się
nad konsekwencjami własnego zachowania. Działając w stanie afektu, wskoczyła
oprawcy na plecy.
Chwilę później kilka rzeczy
wydarzyło się naraz. Silne pociągnięcie za włosy, mocne uderzenie o zimną
posadzkę, kilka mieszających się ze sobą krzyków.
Upadek na ziemię był tak silny, że przez moment obawiała się złamanego kręgosłupa. Ostatnie co zobaczyła to różdżka skierowana w jej stronę. Ostatki bólu rozprzestrzeniły się po ciele, wprawiając krew w wrzenie, a następnie wszystko pochłonęła ciemność...
Upadek na ziemię był tak silny, że przez moment obawiała się złamanego kręgosłupa. Ostatnie co zobaczyła to różdżka skierowana w jej stronę. Ostatki bólu rozprzestrzeniły się po ciele, wprawiając krew w wrzenie, a następnie wszystko pochłonęła ciemność...
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Harry wyszedł z Wielkiej
Sali, gdzie przystanął, by poczekać na ukochaną. Był szczęśliwy jak nigdy. W
jego życiu od jakiegoś czasu wszystko układało się dokładnie tak, jak tego
chciał. Miał cudowną dziewczynę, którą kochał z całego serca, oceny też były w miarę
dobre, odzyskał przyjaźń Rona... i tylko jedna sprawa wciąż nie dawała mu
spokoju. Już od jakiegoś czasu zauważył, że Hermiona oddala się od niego. To,
że nie chciała mieć w żaden sposób do czynienia z Weasleyem, rozumiał w stu
procentach. Ale z nim?
Nie miał dowodów, jednak
czuł, że wiele wspólnego z jej zmianą ma nie kto inny, jak ślizgon, z którym
aktualnie mieszka. No bo z kim spędza teraz najwięcej czasu? Słyszał wszystkie
te plotki na ich temat. Że są parą, że się przespali... co do Gin jeszcze by
się zgodził, sam kiedyś powiedział coś podobnego. Ale Granger? Wiedział, że
jest to wierutna bzdura. Znał ją jak nikt inny, w dodatku widział tę całą akcję
z tańcem. Było jasne, że zostali do niego zmuszeni... Jednak z drugiej
strony, dlaczego aż tak się zaangażowali?
Nie rozumiał wszystkiego, a
i też nie był pewny czy chce zrozumieć. Nie wiedział, kto rozpuścił tę chorą
plotkę, ale miał nadzieję, że dostanie za swoje. Sam chętnie by mu przywalił za
oczernianie jego przyjaciółki. Hermiona w związku z Malfoyem - co za
bzdura!
- Wszystko w porządku? -
usłyszał ukochany głos, a w jego dłoń wsunęła się inna, drobna. Spojrzał w
błękitne oczy swojej wybranki i wszystkie myśli wyparowały z jego głowy. Po raz
kolejny pogratulował sobie wyboru.
- Tak, jak najbardziej –
odpowiedział łagodnie. Pogłaskał ją po policzku opuszkami palców, ledwie
dotykając skóry. Chwilę później przygarnął do siebie, a ich usta złączyły się w
subtelnym pocałunku, dzięki któremu zawirował cały świat.
- Powiedz mi o co chodzi –
powiedziała stanowczo Luna, gdy oderwali się od siebie i ruszyli w kierunku
pokoju wspólnego Ravenclaw. Harry szedł całkowicie nieobecny, zatopiony we
własnych myślach.
Luna przystanęła, złapała
go za ramiona i stanowczo obróciła w swoją stronę, po czym wzięła jego twarz w
dłonie i spojrzała w ukochane, zielone tęczówki.
Wiedział, że niczego przed
nią nie ukryje. Zresztą po co miałby to robić? Westchnął przeciągle, uciekając
wzrokiem w bok.
- Chodzi o Hermionę...
- O to, że się oddaliła,
nie chce spędzać z nami czasu... No może nie „nie chce”, ale raczej wcale go
dla nas nie ma – weszła mu w słowo.
Jak mógł zapomnieć, że jest
tak spostrzegawcza? Ta krukonka zawsze mówiła wszystko prosto z mostu, nie
bawiła się w żadne konwenanse czy tematy tabu. Chyba właśnie to pokochał w niej
najbardziej.
- Dokładnie tak –
potwierdził, wracając spojrzeniem, by na nowo zatopić się w bezkresie oceanu.
- Ja tam nie wierzę w te
wszystkie plotki, które rozniósł Tyler – dodała uśmiechając się lekko, po czym
pociągnęła go by szli dalej.
- Tyler? - osłupiał,
zatrzymując się momentalnie, przez co blondynka o mało nie straciła równowagi.
- No tak, Tyler Torkins –
odpowiedziała, patrząc na niego badawczo. - Nie wiedziałeś?
- Nie – pokręcił głową i w
końcu pozwolił pociągnąć się dalej.
Dotarli w ciszy do
trzeciego piętra. Słowa nie były im potrzebne, rozumieli się doskonale bez
nich. Wystarczyło, że byli razem, mogli trzymać się za ręce oraz rzucać
ukradkowe spojrzenia. Tym razem w grę wchodził także fakt, iż każde z nich
miało do przemyślenia parę własnych spraw.
Byli w połowie korytarza,
gdy do ich uszu dotarły głośne krzyki burzące cały spokój.
- Czy ja usłyszałem
„Granger”? - zapytał Wybraniec zatrzymując się w pół kroku.
- Nie mam pojęcia. Jestem
za to pewna, że ja usłyszałam „Ginny”.
Spojrzeli na siebie z
przestrachem i nie zważając na nic, pognali wprost w miejsce, z którego
dochodziły dźwięki.
Harry na samo imię
przyjaciółki, o którą tak bardzo się martwił poczuł ogromny niepokój.
Biegł jak w amoku. Pragnął
jak najszybciej sprawdzić co się dzieje.
Kiedy byli przy zakręcie,
zatrzymał Lunę ruchem ręki, po czym przyłożył palec do ust.
Wychylił głowę, a to co
zobaczył dosłownie wbiło go w ziemię.
Hermiona i Ginny leżały na
ziemi z zamkniętymi oczami. Ciało rudej pokrywały jedynie strzępy żółtej
tkaniny oraz rozpięte spodnie... Niedaleko gryfonek leżała Parkinson, a między
nimi szarpali się Malfoy, Torkins i Zabini.
Nie miał czasu zastanowić
się nad fenomenem odgrywającej się przed nim sceny. Na widok nieprzytomnych
ciał przyjaciółek, instynktownie złapał za różdżkę i jednym trafnym zaklęciem
rozdzielił tłukących się w iście mugolski sposób chłopaków.
- Luna, sprawdź co z nimi!
Nie musiał precyzować o
kogo mu chodzi, jak zwykle zrozumiała bez słów. Skinęła głową, pocałowała go na
pożegnanie i już jej nie było.
Harry odprowadził ją
wzrokiem, po czym z nadal podniesioną różdżką podszedł do rozdzielonych
ślizgonów i krukona.
Jego zaklęcie trzymało ich
na znaczną odległość od siebie, więc nie mogli powrócić do okładania się
pięściami. Nie byli w stanie zrobić nawet kroku.
- Potter puść mnie. Zabiję
tego śmiecia! - zawołał Zabini, szamocząc się w niewidzialnych więzach.
- Zamknij mordę, oślizgły
gadzie – sapnął Tyler. Wyglądał zdecydowanie najgorzej z całej trójki. Lewe oko
zaczynało już puchnąć, nabierając obrzydliwego fioletowego odcienia, a z ust
płynęła strużka krwi.
- Jeszcze słowo, a
przysięgam...
- Zamknijcie się wszyscy –
zaprotestował Wybraniec, patrząc wprost na Malfoya, który właśnie otwierał usta
by odwarknąć. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, jednak ślizgon odpuścił
odwracając obrażone spojrzenie. - Możecie mi powiedzieć dlaczego bijecie się
jak mugole, zamiast użyć różdżek? A przede wszystkim czemu nasze dziewczyny
leżą nieprzytomne i poturbowane na posadzce?!
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Draco czuł, że wściekłość
dosłownie rozsadza go od środka. Chciał zabić tego śmiecia. Zatłuc go własnymi
rękami!
Wiedział, że ten cały plan
zemsty Wiewiórki niesie za sobą jakieś niebezpieczeństwo. Nie sądził jednak, że
będzie musiał oglądać jej nieprzytomne ciało w podartych ciuchach... Nie
spodziewał się też, że Granger zareaguje w taki sposób! Owszem to, że była
waleczna, udowodniła już dawno, ale coś takiego?
Kiedy zobaczył jak wskakuje
na plecy Torkinsa, poczuł coś na kształt dumy.
Powinien od razu ją stamtąd
ściągnąć! Dźwięk, gdy jej ciało uderzyło o ziemię... nieznane zaklęcie
podrywające ją do góry...
Żądza mordu po raz kolejny
rozprzestrzeniła się po jego ciele, krążąc w pompowanej z zawrotną prędkością
krwi.
Próbował zerwać
niewidzialne więzy, którymi skrępował ich Potter, jednak nic nie pomagało. Co
dziwne, nie miał zamiaru się z nim kłócić.
- Możecie mi powiedzieć
dlaczego bijecie się jak mugole zamiast użyć różdżek? A przede wszystkim czemu
nasze dziewczyny leżą nieprzytomne i poturbowane na posadzce?!
Spojrzał na Wybrańca z
niedowierzaniem w oczach. Różdżki! Że też nie wpadł na to wcześniej.
Gdyby miał wolne ręce z
pewnością walnąłby się prosto w łeb.
- Miałem ochotę zatłuc go
własnymi rękami – syknął, przywołując na twarz najbardziej pewny siebie wyraz,
jaki miał w zanadrzu.
- Miałeś? Ja dalej mam! -
zawołał Blaise, z zimną furią w oczach. Draco spojrzał na niego, a niechciany
dreszcz przerażenia przebiegł mu po plecach. Jeszcze nigdy, od kiedy się znają,
nie widział Zabiniego w takim stanie. - Wypuść mnie Potter, bo będziesz
następny!
TRZASK!
- Chyba właśnie zabiłam
trzy złośliwiczki – oznajmiła spokojnie Luna, wymierzając mulatowi
otrzeźwiający policzek.
Ślizgon spojrzał na nią
zdezorientowanym spojrzeniem, które już po chwili padło na nadal leżącą w kącie
rudą. Załamanie, które wymalowało się na jego twarzy było aż nazbyt widoczne.
Po całym korytarzu rozniósł
się szaleńczy śmiech Tylera. Wszyscy spojrzeli na niego jak na komendę.
- Czyli jednak miałem
rację, że zależy ci na tej małej, rudej.... w każdym razie żałuję, że nie
zdążyłem skończyć tego, co zacząłem – powiedział z lubieżnym uśmiechem. Jego
zęby miały czerwoną barwę od wciąż cieknącej krwi.
Draco miał ochotę zetrzeć
mu ten szaleńczy uśmieszek z twarzy. Gdyby tylko mógł się z nim rozprawić...
- ZABIJĘ CIĘ!
Spojrzał na stojącego
naprzeciw przyjaciela, którego twarz po raz kolejny wyrażała czystą żądzę
mordu. Był na skraju wytrzymałości.
Draco postanowił uwolnić
się z tej pułapki, choćby miała to być ostatnia rzecz jaką zrobi. Zaczął
szamotać się coraz bardziej, gdy jego uwagę przyciągnął głośny dźwięk łamanej
kości.
Podniósł zdezorientowane
spojrzenie i ujrzał Pottera odchodzącego od krzywiącego się niemiłosiernie
Torkinsa.
Pokiwał głową z aprobatą.
Już myślał, że zabraknie mu na to odwagi.
- Harry – stojąca z boku
Luna przerwała drżącym głosem otaczającą ich ciszę.
Nic nie odpowiedział tylko
rozłożył ramiona, w których blondynka natychmiast się skryła.
- Możecie pomigdalić się
później? - prychnął wściekły Malfoy. Miał dość tej szopki. Torkinsa trzeba
sprać. W dodatku nie wiadomo co z dziewczynami, a oni będą się tulić na środku
korytarza!
- Pansy jest
spetryfikowana, ale nie ma żadnych obrażeń – zdała relację krukonka, nie
zważając na słowa Malfoya. - Ginny jest nieźle poturbowana, ale nie wiem co z
Hermioną...- przerwała na moment, rzucając jednoznaczne spojrzenia w stronę
uwięzionych chłopaków- Trzeba je natychmiast przenieść do skrzydła szpitalnego.
Wzrok Draco, skierowany na
Lunę, wyrażał bezgraniczne zdezorientowanie. Spojrzał na stojącego przy niej
Wybrańca i z jeszcze większym zdziwieniem zobaczył jak ten kiwa potakująco głową,
jakby wszystko dokładnie zrozumiał. Pansy miała rację. To naprawdę są dwa
największe dziwolągi, jakie widział Hogwart...
- Przestańcie gadać, tylko
przetransportujcie je do tego skrzydła do cholery! - wrzasnął Zabini. - A
później pozwólcie mi wykończyć tego dupka...
- Nie gorączkuj się tak
stary, bo się spocisz – Tyler mimo nieźle poobijanej twarzy, nadal nie tracił
werwy.
Harry podszedł do niego
niespiesznie, po czym jednym krótkim zaklęciem sprawił, że ten stracił
przytomność.
Drugie machnięcie różdżką i
ślizgoni byli wolni.
- No nareszcie. Jeszcze
jeden taki numer, a inaczej pogadamy – syknął Draco, rozcierając swoje
nadgarstki.
- Daj spokój, Malfoy.
Gdybym mógł to na pewno z ogromną satysfakcją patrzyłbym jak tłuczecie tego
dupka. Może nawet bym dołączył?- powiedział bardziej do siebie niż do niego, na
co stojąca za nim dziewczyna zmrużyła gniewnie powieki.
- No to trzeba było tak
zrobić! - krzyknął Zabini, który właśnie skończył serwować wściekłe kopniaki
nieprzytomnemu Torkinsowi.
- A sądzisz, że w jaki
sposób mogłoby to pomóc dziewczynom? - kategoryczny ton Wybrańca wyraźnie zbił
go z pantałyku.
Odwrócił się na pięcie i
podbiegł do Ginny, którą momentalnie wziął na ręce.
Malfoy spojrzał na niego
zdziwiony, ale już po chwili poszedł jego śladem. Ściągnął z Parkinson zaklęcie
pełnego porażenia ciała, po czym podszedł do Granger.
Powinien wziąć ją na ręce
czy też nie? Miał na to jakąś dziwną, niewytłumaczalną ochotę.
- To było straszne... -
szepnęła Pansy, kiedy już otrząsnęła się na tyle, by podnieść z ziemi.
Odpowiedział jej zdawkowym
kiwnięciem głowy.
Jeśli weźmie ją na ręce, to
będzie wyglądało, że jemu, najbardziej aroganckiemu ślizgonowi w Hogwarcie, w
jakiś sposób zależy na tej denerwującej gryfonce. Zależy? Prychnął pod nosem, po czym
machnął ręką, jakby odganiając natrętną muchę. Po prostu nie chce, żeby coś jej
się stało. Nie chciał stracić głównego obiektu swoich złośliwości.
- Draco zrób coś, trzeba ją
przenieść do Skrzydła – odezwała się znów Pansy, wpatrując w niego
przenikliwie.
Brać czy nie brać?
Ostateczna decyzja.
- Potter, zajmij się tym
dupkiem. Ja odstawię Granger do Szpitala – powiedział, nie odwracając się w
stronę Harry’ego, po czym podszedł i najdelikatniej jak potrafił uniósł
nieprzytomną dziewczynę z ziemi.
- Pans, chodź z nami –
rzucił na odchodne, po czym zniknął za rogiem, w ślad za Blaisem.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Głowa pękała jej od
wszechogarniającego bólu, każdy dźwięk drażnił, a ciało zupełnie nie reagowało
na wysyłane przez mózg sygnały.
Nie potrafiła zliczyć
wszystkich chwil, w trakcie których próbowała unieść ociężałe powieki. Bez
powodzenia. Czuła się jak w ogromnej, dźwiękoszczelnej bańce, do tego z czarnym
workiem na głowie, nie przepuszczającym żadnego światła.
Gdzie była? Co się z nią działo?
Nie miała pojęcia. Nie pamiętała nawet, jak do tego wszystkiego doszło.
Walczyła z całych sił z
napierającą na nią ciemnością. Momentami porównywała się do mitycznegoo Atlasa,
który musiał podtrzymywać całą ziemię. W jej przypadku nie była to ogromnych
rozmiarów kula, ale nicość zdawała się być równie ciężka.
Nie wiedziała ile jeszcze
wytrzyma. Jak długo da radę z tym walczyć?
Każdego dnia odnosiła
wrażenie, że otaczająca ją ciemność pogłębia się coraz bardziej, a cisza niemal
rozrywa bębenki.
Kiedy brakowało jej już
siły walki, czepiała się najwspanialszych wspomnień. Chwilami, gdy i to
zawodziło, przywoływała twarze. Twarze rodziców, przyjaciół... Harry'ego, Rona,
Blaise'a, Ginny... Obraz rudowłosej przyjaciółki, stojącej przed nią z
uśmiechem na ustach, często zastępowała wizja jej pobitego ciała. W takich
momentach otaczający ją mrok przybierał na sile, przytłaczając i odbierając
znikome resztki sił.
Nie rozumiała jakim
sposobem, ale właśnie w tych krytycznych chwilach pomagała jej uśmiechnięta niczym
na fotografii, twarz jej największego wroga. Blask stalowoszarych tęczówek
wlewał w jej umysł upór oraz chęć dalszej walki. Ostatnim co pamiętała przed tą
wszechogarniającą nicością było ciepło. Ciepło jego silnej dłoni, w której
ukryła własną, gdy patrzyli na okrucieństwo krukona. Zapamiętany dotyk, którego
niegdyś tak bardzo się brzydziła, teraz dawał poczucie znikomego
bezpieczeństwa.
W tych właśnie momentach
zawdzięczała Draconowi Malfoyowi własne życie.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- Smoku, przestań chodzić
tam i z powrotem, irytuje mnie to – syknęła Pansy, patrząc z dezaprobatą na
przemierzającego pokój blondyna.
Draco posłał jej
beznamiętne spojrzenie, ale nic nie zrobił sobie z tego upomnienia.
Dziewczyna pokręciła tylko
głową, po czym zanurzyła się w lekturze pt. „ Różne sposoby użycia eliksiru
miłosnego”.
Był późny wieczór, a oni
siedzieli całkiem sami w pokoju wspólnym Slytherinu. Ludzie czmychnęli czym
prędzej na widok nie opuszczającego ostatnio, złego humoru ich przywódcy, z
kolei Blaise ulotnił się by odprowadzić Wiewiórkę do dormitorium.
Nadal mieszkali w
dormitorium prefektów, jednak w tym wypadku ani trochę mu to nie przeszkadzało.
Cieszył się, że ma jakieś towarzystwo, inaczej chyba by oszalał. Oczywiście nie
okazywał tego w żaden sposób, jakby to wyglądało? On, Draco Malfoy, nie jest od
nikogo zależny i nigdy nie będzie. W środku jednak ogarniała go niezwykła
burza, trawiąca jego duszę. Nie rozumiał co się dzieje, nie potrafił temu
zaradzić. Domyślał się, że powodem tego dziwnego stanu była nieprzytomna
Granger, ale odpychał od siebie tę myśl najdalej jak potrafił.
- I jak tam? - usłyszał
głos Parkinson za plecami i ze zdumieniem zobaczył, że pytanie zostało
skierowane w stronę siedzącego na kanapie Zabiniego. Ze zdezorientowaniem spojrzał
na główne wejście do dormitorium, po czym zmarszczył brwi. Jak mógł nie
zauważyć jego przybycia?
Pokręcił głową z
dezaprobatą. Ostatnio zajmuje się mało znaczącymi rzeczami.
- W porządku, śpi –
odpowiedział mulat, nalewając sobie szklaneczki Ognistej. - Mówi, że bardziej
zmęczyło ją leżenie w tym szpitalnym łóżku i ciągłe obserwowanie nieprzytomnej
Hermiony, niż sam fakt kilku siniaków – dokończył zdanie z wyraźną ironią, po
czym upił łyk, krzywiąc się teatralnie.
-Mam nadzieję, że niedługo
z tego wyjdzie... - szepnęła Pansy.
Draco poczuł, że spinają mu
się wszystkie mięśnie, a dłonie nieświadomie zwijają w pięści.
Wszyscy myśleli o tym
samym, ale nikt nie potrafił powiedzieć tego głośno. A co, jeśli się nie
wybudzi? Pansy wyszła ze Skrzydła jeszcze w ten sam dzień, otrzymawszy jedynie
zalecenie wypicia Eliksiru Wzmacniającego. Ginny przeleżała tam cztery dni,
pijąc eliksiry i czekając aż znikną wszelkie siniaki oraz złamania. Przez ten
czas Hermiona nie ruszyła się ani o milimetr. Jej twarz dzień za dniem traciła
swoją barwę. Niegdyś malinowe usta, teraz były prawie całkowicie blade. Była
pod stałą opieką pani Pomfrey, która zajmowała się nią pod każdym względem,
jednak nie potrafiła dokładnie określić co się jej stało. Jedno było pewne.
Pojawiła się w miejscu akcji jako jedna z ostatnich, nie była główną
zaangażowaną, a mimo to oberwała najbardziej.
McGonagall pojawiła się
przy jej łóżku już godzinę po wydarzeniach tamtego dnia. Załamana oznajmiła
jednak, że dopóki gryfonka się nie obudzi, nie będzie sposobu aby dokładnie
stwierdzić jakie szkody wywołało nieznane zaklęcie.
Od Torkinsa także nie dało
się wyciągnąć żadnych informacji. Po tym, jak śmiał się niczym szaleniec na
środku Sali Wejściowej, został uznany za niepoczytalnego i wysłany na
obserwację do Świętego Munga.
Krzyczał coś o czarnej
magii, zaklęciach mieszających w głowie, usuwających pamięć czy wprowadzających
w letarg do końca życia. Był szaleńcem, więc nie brali jego słów na poważnie.
Nie chcieli brać.
- Halo, ziemia do Dracona –
zawołał Blaise, machając mu dłonią przed oczami. - Pytałem czy chcesz whiskey.
Przyjął szklankę z bliżej
nieokreślonym wyrazem twarzy, po czym opadł na wolny fotel.
Potarł ręką czoło,
odchylając się następnie do tyłu.
- Spokojnie, Miona jest
silna. Wyjdzie z tego zobaczysz – powiedział łagodnie Zabini, kładąc mu dłoń na
nodze w pocieszającym geście.
- Diable, czy ja ci dałem
pozwolenie na obmacywanie mnie? - odpowiedział oschłym tonem, spoglądając na
sufit.
- Daj spokój. Przestań skrywać
uczucia – żachnął się mulat, ale zabrał rękę.
Draco spojrzał na niego z
niedowierzaniem.
- Co ty pieprzysz znowu?
- On ma rację, Draco –
wtrąciła się Pansy, podnosząc z miejsca. - Widzimy, że się męczysz. Czasem
lepiej jest porozmawiać o tym, co czujesz.
- Mówisz na swoim
przykładzie Parkinson? - zapytał wrednie, a jego wzrok spoczął na trzymanej
przez ślizgonkę książce. - Jakiś chłoptaś cię nie chce, więc musisz
nafaszerować go amortencją?
Arogancki ton, treść słów i
zimne spojrzenie zrobiły swoje. Ze złośliwą satysfakcją patrzył jak dziewczyna
zamiera,po czym odwraca się do odejścia. Uśmiechnął się ironicznie pod nosem, a
następnie wrócił do jakże ciekawego zajęcia, którym była obserwacja sufitu.
- Jesteś zimnym draniem. Ja
cię znam i wiem, że nie zawsze masz na myśli to, co mówisz, jednak nie każdy ma
tego świadomość. Przemyśl to sobie.
Cichy szept dziewczyny
dotarł do niego, rozbrzmiewając w umyśle podwójnym echem.
Domyślał się, że chciała mu
tym samym coś przekazać, nie był tylko pewny, czy chce zrozumieć co.
Spojrzał na siedzącego na
kanapie Blaise'a i rozszerzył oczy na widok dezaprobaty malującej się na jego
twarzy.
- A tobie o co chodzi?-
warknął. Nie miał ochoty wciągać się w żadne durne gadki.
Sięgnął po butelkę, by
nalać sobie trunku.
- To, że przejmujesz się
stanem Granger nie znaczy, że masz wyżywać się na Pansy – powiedział
zrezygnowanym tonem, po czym wstał, by po chwili zniknąć za drzwiami do salonu
ślizgonów.
Draco patrzył na miejsce, w
którym jeszcze przed chwilą stał jego przyjaciel i po raz kolejny zastanawiał
się nad usłyszanymi słowami.
Czy rzeczywiście aż tak
przejmował się tą irytującą gryfonką? Owszem, chodził od jakiegoś czasu
zamknięty w sobie, niespokojny. Jednak czy na pewno dlatego? Salazarze,
chyba zaczynam mięknąć.
Ułożył się na kanapie
delektując całkowitą ciszą, z pełną szklanką whiskey w dłoni. Spojrzał na
szklane sklepienie, za którym widać było skrawek podwodnego świata, kryjącego
się pod taflą jeziora. Poczuł, że jego ciało zaczyna się rozluźniać.
Za każdym razem, gdy był
zły albo po prostu nie miał humoru, kładł się w identycznej pozycji. Cisza
wokół i blask wody za szkłem zawsze pomagały.
Po dłuższej chwili uznał,
że dobrze byłoby się już położyć, więc dopił ognistą, po czym w ciszy ruszył na
czwarte piętro do prywatnego dormitorium.
Mimo, że nie chciał tego do
siebie dopuścić, to gdy wszedł do salonu bardziej niż zwykle odczuł
zaniepokojenie stanem tej kasztanowłosej, irytującej gryfonki.
Pokręcił głową w
roztargnieniu, po czym w ubraniach rzucił się na łóżko i już po kilku sekundach
mocno spał.
Ha, jestem pierwsza a więc łał, fantastyczny rozdział i nie mogę sie doczekac następnego
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Charlotte
ps.
sorki że taki krótki ale strasznie mi sie śpieszy
A wiec dokończe mój komentarz, rozdział jest fantastyczny jak już mówiłam ale nie pokoi mnie stan Hermiony i draco ahh, mój draco zaczyna sie przejmowac jej stanem i dobrze niech w końcu zacznie okazywac uczucia i przyzna sie że ją kocha a nie, cały czas sie tego wyrzeka, podoba mi się to że zamkłaś Tirkinsa w mungu gościu musiał byc naprawdę powalony
UsuńMalfoy jest uroczy kiedy się martwi. :) A Tirkinsa tu ja bym do Azkabanu zamknęła, a nie do Munga. Zauważyłam kilka błędów, ale każdemu się zdarza. Ogólnie rozdział cudowny i czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tuśka
Draco widocznie czuje coś do panny Granger. Uwielbiam ich oboje,świetny rozdział. Czekam na nexta z niecierpliwością ;)
OdpowiedzUsuńMatko Boska! Kiedy czytałam cały rozdział, serce biło mi jak szalone. Miałam wrażenie, że zaraz wyrwie mi się z piersi. Trudno mi jest ochłonąć po tym, co przeczytałam. :)
OdpowiedzUsuńGdy zobaczyłam notkę od Ciebie, odnośnie pisania tego typu scen... Od razu pomyślałam o trochę innej scenie... Łóżkowej. :P Ale to może dlatego, że dzięki moim kumplom jest zboczona, więc cóż... moje pierwsze skojarzenie. xD
Zawsze wkurzało mnie to, że Draco tak się zapiera. I nie mówię tu tylko o twoim blogu. Ogólnie. Zawsze, kiedy czytam, jak oboje zapierają się nogami i rękami, że się nie martwią, nic do siebie nie czują, to mam ochotę walić głową w ścianę, bo oni są tacy głupi... Ale cóż... Przecież nie mogę się od razu rzucić w swoje ramiona. :D A to są tylko takie moje odczucia. xD
Trochę liczyłam, że jednak Draco pójdzie do Hermiony do Skrzydła Szpitalnego. Może pragnę zbyt wiele, ale miło by było. :P
Ten cały Tirkins... Mam ogromną ochotę go potraktować Crucio, Sectusemprą, gałki oczne łyżeczką plastikową powydłubywać, nogi z dupy powyrywać, ukręcić łeb, poćwiartkować i Avadą strzelić, a co!!! Dupek. Do Azkabanu z nim!!
Biedna Hermiona. Ona. Musi. Się. Obudzić. I koniec kropka. Innego wyjścia NIE MA. Amen.
No. To wszystko, co chciałam, powiedziałam. Emocje opadły i mogę powiedzieć z ręką na sercu, że UWIELBIAM TWOJEGO BLOGA. Przepraszam, że wcześniej nie komentowałam. Problemy z internetem. :/ Ale już dobrze, więc postaram się nie zapominać o komentowaniu. Milej się człowiekowi na serduszku robi, jak się widzi komentarze. ^^
I na koniec ci powiem, że życzę, abyś nigdy nie przestała pisać w taki sposób, jaki robisz. Styl jest lekki, a czyta się fantastycznie. Po prostu cud, miód, malina. xD
Życzę duuużo słoneczka. :3
Ana M.
Rozdziała jest genialny :) mam nadzieję, że Miona niebawem się obudzi, no i Malfoy się jakoś ogarnie :) Już nie mogę się doczekać kolejnej notki ♥
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Ich uczucia kwitną! ^.^
OdpowiedzUsuńTirkins... -,- Jego nie skomentuje- NIE ZASŁUŻYŁ NA TO!! xD
Rozdział cudny! Jak zawsze :p
Weny życzę i pozdrawiam! ;3
Super rozdział :-)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!!
Zapraszam na Mojeminiopowiadania.blog.onet.pl
Ulala, no to się porobiło ;D
OdpowiedzUsuńOczywiście jestem zaniepokojona stanem Hermiony, jednakże ufam, że wszystko się ułoży.
A Malfoy się martwi, a Malfoy się martwi ^^
Super, jak zawsze.
Pozdrawiam
Ale uroczo, że się o nią martwi! Mam nadzieję, że bardzo jej nie uszkodzisz.... Ciekawy rozdział, naprawdę :) Czekam niecierpliwie na kolejny i życzę Ci dużo, dużo weny!:)
OdpowiedzUsuńKtoś tu się martwi xD no ale ten stan Miony.... Super rozdział, jestem strasznie ciekawa jak to wszystko rozegrasz :) pozdrawiam i weny
OdpowiedzUsuńPs,zapraszam do mnie na panstwowesley.blogspot.com
Nominowałam Cie do Libster Award, bo piszesz świetne i cudowne miniaturki i genialne opowiadanie :) więcej info na ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com
UsuńSuper rozdział :) Jedyne czego się przyczepię (przecież nie można tylko chwalić, wpadniesz w samozachwyt) to to, że na końcu brakowało mi emocji.. chodzi mi o to, że czytałem o nich ale ich nie przeżywałem. Wcześniej i wyżej udało Ci się wciągnąć mnie w historię. Mimo, że to nie jest to co zazwyczaj czytam to potrafiłem dać się pochłonąć a końcówka mnie wypluła ;) Mimo wszystko rozdział świetny i mam nadzieję, że już niebawem kolejny :)
OdpowiedzUsuńP
P.S zapomniałem dodać, że podoba mi się to że mimo, że Malfoy w Twojej wersji staje się uczuciowy to nie zrobiłaś z niego "rozemocjonowanej pizdeczki". Jak by na niego nie patrzeć to MALFOY :D
UsuńP
Bardzo mi się podoba Twój blog :) oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńWiesz, to chyba najiepszy rozdział ze wszystkich :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie ukazałaś w nim uczucia Malfoya!
Jednak nadal nie mogę się przyzwyczaić, że u Ciebie Harry i Luba są razem ;P
Pozdrawiam, Skrzat :D
Żeby Hermiona się obudziła... Proszę !!! Wydaje mi się że słowa Pan nawiązują też do tego, że Draco i Hermiona często się kłócą, a tak naprawdę myślą w głębi coś innego. Czytam dalej :) //ALEKSANDRA
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :3
OdpowiedzUsuńOj uwielbiam takiego Malfoy'a! :D
Ja też myślę że ten rozdział, to jeden z lepszych :)
Torkins ma nie po kolei w głowie, o. Boję się go.
Mam nadzieje, że Hermiona wyjdzie jednak z tego wszystkiego cała i zdrowa.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;)
Pozdrawiam M.
Coś mi się tak wydaje, że Hermiona straci pamięć albo coś się jej w głowie pomiesza;D
OdpowiedzUsuńBiedny Draco ;( szkoda, że nie potrafi się przyznać przed samym sobą, że ją kocha.
Rozdział super, czekam na kolejny;D
Pozdrawiam Avad ka ;*
Herma,moja Herma co jej się stało.Debilny Torkins niech go parszywek wezmie.A Dracon nie umie znowu uczuć pokazać,głupek kochany.Wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńRozdział super, dużo emocji i aż chce się czytać kolejny :)
OdpowiedzUsuńWięc zaczynam nadrabiać! :P
B.
Oooo Draco jest taaaki słodki, jak się martwi. Niech on wreszcie przyzna, że mu się Hermiona podoba, do jasnej cholibki! I durny Tyler! Zamknąć go w Azkabanie, a nie do Munga zabierać!
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział świetny, wyłapałam brak tylko jednego przecinka, ale każdemu się zdarza!
Pozdrawiam magicznie
~hope~
Ps. Mam nadzieję, że Miona wydobrzeje
Wróciłam do czytania. Hmm, taki patronus doskonale pasuje do osobowości Blaise'a. Ta cała akcja ratunkowa wyszła ci naprawdę świetnie. Szkoda, że Hermiona tak oberwała. Mam nadzieję, że dojdzie w końcu do siebie. Draco naprawdę zaczyna mięknąć :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału na usta ciśnie mi się tylko jedno : " A nie mówiłam?" Wiedziałam, a raczej domyślałam się, że plan zemsty, który ułożyła sobie Ginny, źle się skończy. Tylko, kurcze, czemu Hermiona musiała ucierpieć najbardziej ze wszystkich? Jednak zachowanie Malfoy'a mnie zdziwiło. Nie sądziłam, że aż tak będzie przejmował się stanem gryfonki. Blaise'a jeszcze bardziej uwielbiam. :) Jest genialny. To samo Pansy. Zaczynam pałać do niej jeszcze większą sympatią.
OdpowiedzUsuńJak zwykle, serdecznie pozdrawiam i życzę mnóstwa weny.
Tymczasem, zabieram się za kolejny rozdział.
Guardian Angel.
O matko !!! Biedna Herm co ten tlumok jej zrobil ?!?!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Wiedziałam , że się coś stanie ! Po co ona polazła sama do tego korytarza ! Myślałam , że to Seamus, ale byłam blisko ... Jeden psychopata i drugi psychopata ! Boże co on jej zrobił ? Debil je*any ! I potem jeszcze zaatakował Pansy , Mione ... Jak ja go nienawidze ! Czytając to myślałam , że mnie normalnie rozwali , tak mnie wkurwił Tyler ! NIENAWIDZĘ GO ! Kochany Blaise , chciał go zabić tak jak ja :3 Biedna Miona , oby doszła do zdrowia ! To co on jej zrobił nie zwiastuje niczego dobrego .Oby się obudziła T,T
OdpowiedzUsuń/DramiLoveStory
Genialne trzymające w napięciu porywające....i Draco który nawet sam sobie nie potrafi przyznać że mu zależy na Hermionie pozdrawiam Maja
OdpowiedzUsuń