23 lipca 2013

ROZDZIAŁ XII



Poranne, jesienne słońce wlewało się do przestronnej, szpitalnej sali, oświetlając puste łóżka. Spośród wielu z nich zajęte było tylko jedno. Aktualnie leżała na nim nieprzytomna, kasztanowłosa gryfonka, której dotychczas trupio-blada twarz zaczęła nabierać delikatnych kolorów. Promienie zbliżały się do niej w powolnym tempie, obejmując blaskiem coraz większy obszar pomieszczenia.
Jakiś ptak wyśpiewywał swoją melodię tuż za szybą, z determinacją próbując zagłuszyć gwar panujący w szkole.
Pani Pomfrey krzątała się po obszernym pomieszczeniu, starając się stąpać najciszej jak potrafiła i raz po raz zerkając na swoją jedyną pacjentkę.
Hermiona była nieprzytomna już dobry tydzień. Mimo, że odzyskała kolory, to dotychczas nie dawała żadnych oznak życia.
Pielęgniarka sprzątnęła pozostawione dzień wcześniej bandaże, po czym ruszyła z powrotem do swojego pokoiku, nie zauważając delikatnego ruchu dłoni gryfonki.

*

Ostre światło zalało jej twarz, wywołując instynktowną reakcję, w postaci nerwowego zaciśnięcia powiek. Jej ciało zdrętwiało od długiego leżenia, mięśnie bolały, a tępe pulsowanie w głowie przypominał uderzanie młotkiem w potylicę.
Zaraz, zaraz. Światło? Ból mięśni? Gdzie się podziała bezgraniczna ciemność, której tyle czasu się opierała?
Poruszyła nieznacznie palcami, próbując pozbyć się odrętwienia. Czuła, że w końcu powróciła do rzeczywistości, że uwolniła się od tej duszącej ciemności. Nie potrafiła jednak się tym cieszyć. Wszechobecny ból i światło padające wprost na jej twarz, ani trochę nie pozwalało na radość.
Odwróciła głowę, instynktownie szukając schronienia przed oślepiającym blaskiem. Cień, wreszcie. Z jej spierzchniętych ust wydobyło się przeciągłe westchnienie.
No dalej Hermiono. Pora otworzyć oczy. Czas rozeznać się w sytuacji.
Zamazany obraz dopiero po kilkunastu sekundach zaczął nabierać ostrości. Pierwszym, co rzuciło się jej w oczy był bladozielony parawan otaczający jej łóżko. Uwolniła twarz od promieni słonecznych, które były winne nieznośnego światła, więc spokojnie mogła rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Pełno pustych, obramowanych metalowymi rurkami łóżek, białe ściany, wielkie okna, parawan... Jednym słowem Skrzydło Szpitalne.
Tylko jak się tam znalazła? Zmarszczyła czoło. Próbowała przypomnieć sobie cokolwiek z wydarzeń, sprzed nieprzeniknionej ciemności, jednak jedyne obrazy, które ujrzała, przedstawiały skatowane ciało Ginny oraz wspomnienie ciepłej męskiej dłoni, ściskającej jej własną...
Ból głowy nasilił się, przyprawiając jednocześnie o mdłości. Zamknęła oczy z próbą powstrzymania nadchodzących wymiotów, a na jej twarz wypłynął wyraz skupienia.
Musi się uspokoić, musi.
Po kilku sekundach wewnętrznej walki, usłyszała ciche kroki, zastąpione po chwili zmartwionym, męskim głosem. Niestety nie zdołała usłyszeć słów, nadal otumaniona bólem i szumem krwi w uszach.
Dlaczego nie możesz się obudzić? - usłyszała znajomy głos tuż nad sobą. Z wrażenia omal nie straciła kontroli nad całym ciałem. Nie spodziewała się go tutaj. Unikał jej przez bardzo długi czas, nie pamiętała kiedy ostatni raz rozmawiali. Od jego kulawych przeprosin minęło sporo czasu, a jednak siedział przy niej. Mało tego, w tym momencie właśnie trzymał ją za dłoń!
Wiedziała, że pytanie, które zadał było czysto retoryczne, jednak poczuła silną potrzebę, żeby na nie odpowiedzieć. Sprawdziła czy aby na pewno nie puści pawia przy choćby jednym słowie, po czym odezwała się słabym, chrapliwym głosem.
  Wiesz, najchętniej już bym stąd wyszła. Nie sądzę jednak, żeby było to możliwe.
Wykrzywiła usta w grymasie, mającym przedstawiać uśmiech, a następnie z wysiłkiem uniosła powieki. Na widok miny Terry'ego miała ochotę wybuchnąć śmiechem, bała się jednak, że mdłości powrócą.
Siedzieli tak przez dłuższą chwilę, wpatrując w siebie nawzajem. Krukon w ciężkim szoku, a Hermiona w konsternacji i nie do końca pewna, co powinna powiedzieć.
Czy powinna w ogóle się odzywać? Co prawda przeprosił ją, jednak to nie ona unikała go przez tak długi czas.
Uścisnęła delikatnie męską dłoń, tak różną od tej, która zapadła jej w pamięć. 
Miała do niego żal, jednak jakoś nie potrafiła go okazać. Ten chłopak miał na nią dziwny wpływ. Czuła się przy nim bezpiecznie, jak przy dobrym przyjacielu.
  Wybacz, nie chciałem cię nachodzić...
  Spokojnie – przerwała mu Hermiona. - Właściwie to cieszę się że jesteś.
Zauważył jej tęskne spojrzenie w stronę drzwi i od razu zrozumiał o co chodzi.
Siedzą u ciebie niemal bez przerwy, jakby pilnowali cię przed jakimś psychopatą – zaczął, ale już po chwili skrzywił się sam do siebie. W pewnym sensie miał rację.
Uwagę Hermiony przyciągnęło jednak coś innego.
Oni? - czyżby Harry, Gin i Luna odwiedzali ją przez ten czas? No właśnie... ile właściwie tu leży?
  Głównie Ginevra i Blaise – odpowiedział przyglądając się jej uważnie, bo w tym samym momencie skrzywiła się na kolejną falę bólu. - Codziennie przychodził Potter, a raz na dwa, trzy dni, nawet Malfoy... Miona wszystko w porządku?
Złapał ją za ramiona, bo poderwała się do góry, a jej twarz przybrała barwę niezdrowej zieleni.
Malfoy do niej przychodził?... więcej nie zdążyła pomyśleć, bo w tym samym momencie kwasy podeszły do jej gardła, szukając wolności i wywołując jeszcze silniejszy ból głowy.
Terry patrzył z przerażeniem jak strumień wymiocin ląduje zaledwie parę centymetrów od jego buta.
Hermiona wyglądała źle, naprawdę źle.
Zerwał się z miejsca i pobiegł po panią Pomfrey, zostawiając bladą gryfonkę przechyloną przez krawędź łóżka.

***~~~***~~~***~~~***~~~***

Obudziło go głośne stukanie do drzwi, odbijające się bolesnym echem w jego głowie. Nie pamiętał, by poprzedniego dnia wypił na tyle, żeby wywołać kaca, którego kategorycznie miał.
Poczuł przemożną chęć rzucenia czymś drzwi, żeby tylko odgonić nieznośnego natręta.
Czego do cholery od niego chcą?!
  Wypad bo nie ręczę za siebie! - krzyknął zachrypniętym głosem, zakładając poduszkę na głowę niczym małe dziecko.
  Śniadanie za dwadzieścia minut – odpowiedział mu rozbawiony głos Zabiniego.
Wzruszył ramionami, zupełnie nie zważając na to, że przyjaciel gestu nie zobaczy.
Fajnie, nie spóźnij się.
Nie miał zamiaru ruszać się z tego królestwa, którym było jego wielkie, wygodne łóżko. Później wybierze się do kuchni. Albo nie, po co ma się przemęczać? Zawoła jakiegoś skrzata i każe przynieść sobie jedzenie tutaj.
Uśmiechnął się pod nosem na ciszę, która zaległa po jego słowach. Wyciągnął głowę spod poduszki, z głębokim postanowieniem położenia się nadal spać, kiedy usłyszał słowa, które otrzeźwiły go w jednym momencie:
Hermiona się obudziła.
Zerwał się z łóżka niczym pershing, kierując wprost do szafy. Ciało zachowywało się zupełnie, jakby zostało wyrwane spod władzy umysłu. Ubierał się automatycznie, a jego myśli błądziły gdzieś daleko.
Nareszcie! Wiedział, że takie zachowanie mu nie przystoi, jednak naprawdę się ucieszył. Kiedy McGonagall pojawiła się u niego dwa dni temu z wiadomością, że chyba będzie musiał zmienić partnerkę do projektu, poczuł się jak w potrzasku.
Nie mógł powiedzieć, że chce jechać z Granger i tylko z nią. Nie potrafił się do tego przyznać nawet przed samym sobą, a co dopiero powiedzieć to na głos przy osobie trzeciej. Z drugiej strony, co w tym dziwnego? Mieszkali razem, więc zdążył oswoić się z jej obecnością. W dodatku potrafił przy niej milczeć bez krępacji, a do tego uwielbiał jej dokuczać. Miałby stracić tak świetną rozrywkę? Tak. Właśnie w tym celu potrzebował tylko i wyłącznie jej. Owszem, mógł dokuczać innym ludziom, ale co to za przyjemność? Inni nie drażnili go tak samo jak ona. Ta niepozorna gryfonka miała pazurki. Podniecało go to.
Ubrał się w zawrotnym tempie i po zaledwie minucie stanął przy drzwiach z ręką na klamce.
Przymknął na moment oczy, próbując oczyścić umysł, a także przywołać na twarz stały ironiczny uśmieszek. Był zimnym, czystokrwistym draniem. Nie mógł sobie pozwolić na to, by zobaczyli choć cień odczuć, jakie wywołała w nim ta krótka informacja.
  No proszę, jak książę Slytherinu szybko się ogarnął. Nadal twierdzisz, że nic nie obchodzi cię stan, w jakim znajduje się Miona? - zakpił Blaise, siedząc na kanapie, z nogami rozłożonymi na stole.
Draco zmierzył go morderczym spojrzeniem, czując, że mulat będzie go dziś drażnił cały dzień.
Żartujesz sobie? - warknął retorycznie, po czym przemierzył pokój aby dostać się do zapasu zbawiennego eliksiru na kaca.
Nie wstałeś tak szybko nawet, gdy dowiedziałeś się, że za godzinę mecz quidditcha – Blaise wzruszył ramionami, zdając się nie zdawać sprawy z podtekstu jaki zawarł w swoich słowach.
  A co, zacząłeś mierzyć mi czas, w jakim zwlekam się z łóżka? Nie masz własnego życia prywatnego? - przyjaciel spojrzał na niego z politowaniem. Draco poczuł, że zalewa go krew.
Czy ona zawsze musi być taki wkurzający?
  Nie obudziła się – powiedział Blaise, z nagłym smutkiem w głosie. Jego czujne spojrzenie spoczęło na przyjacielu. - Tracisz swój aktorski dryg i umiejętność przybierania maski, Smoku.
Wściekłość to zbyt delikatna nazwa na stan, w którym się aktualnie znalazł. Szewska pasja – to określenie pasowało wręcz idealnie. Miał ochotę urwać Blaise'owi łeb, później go zabić, następnie udusić i potraktować crucio. Zmusił się jednak, aby w żaden sposób nie skomentować tego szczeniackiego zagrania.
Zacisnął w dłoniach pusty flakon. Eliksir zdążył już zdziałać niemałe cuda jednak czuł, że jak tak dalej pójdzie, to dostanie migreny.
  Zajmij się sobą i swoją wiewiórką, a ode mnie się odwal – warknął stojąc w przejściu.
Krew krążyła po jego ciele barwiona wściekłością, która widocznie wpływała na trzeźwość myślenia. Musi wyjść. Natychmiast!
Zupełnie nie zwrócił uwagi na to, iż takim zachowaniem tylko potwierdził teorię Zabiniego.

*

Kroczył korytarzami, próbując wyzbyć się całej wściekłości. Teraz, gdy znalazł się poza zasięgiem drażniącej aury Diabła, poczuł wielki zawód. Jeżeli Granger nadal tkwi w tym dziwnym letargu, to chyba rzeczywiście będzie musiał zmienić partnerkę.
Jak długo to jeszcze potrwa? Słyszał plotkę, że zastanawiają się nad wysłaniem dziewczyny do Świętego Munga. Może tak byłoby lepiej? Może tam otrzymałaby kompetentną opiekę wykwalifikowanych uzdrowicieli.
Nie mógł uwierzyć, że zaczął się przejmować kimś takim jak Granger. Jak to się stało? Albo może inaczej. Kiedy to się zaczęło?
Od kiedy pamiętał, zawsze była dla niego tylko zwykłą szlamą z okropną szopą na głowie.
Dokuczał jej, wyzywał i doprowadzał do łez, praktycznie przez całe sześć lat, a teraz siedzi przygnębiony, zamartwiając się jej stanem.
Pokręcił głową z zażenowaniem. Chyba naprawdę miękniesz.
Przypomniał sobie wszystkie momenty, które wydarzyły się między nimi od chwili, gdy zamieszkali razem.
Najbardziej uwielbiał wspomnienia z pamiętnej imprezy, poranek, a także ostatnią sytuację, kiedy wylądowała na nim w łazience.
Bronił się przed myślami tego typu od jakiegoś czasu, jednak jakie to ma znaczenie? Najważniejsze, żeby nie wiedziała o nich ani ona, ani żadna inna osoba.
Ze zdezorientowaniem zobaczył, że znalazł się w Wielkiej Sali. Minął siedzącą z brzegu stołu Pansy i ruszył dalej. Wiedział, że powinien jakoś załagodzić sprawę z wczoraj, jednak nie miał zielonego pojęcia jak to zrobić. Ochota na to jakoś też nie nadchodziła, więc tego konkretnego dnia postanowił ją po prostu olać.
Sięgnął po pierwszą z brzegu miskę, obserwując od niechcenia przechodzących przez pomieszczenie uczniów. Wszyscy wydawali się tacy spokojni, zupełnie niczym nie przejęci, w momencie gdy w nim powoli dogasał płomień wściekłości. Jak go to drażniło!
Nabrał potrawy na widelec, bezmyślnie podnosząc go do ust. Na zetknięcie kubków smakowych ze znienawidzonym kawiorem, poczuł jak wczorajsza whiskey podnosi mu się do gardła. Czym prędzej wypluł całą porcję, po czym złapał za dzban by sokiem z dyni zabić nieznośny smak rybich jaj. Odechciało mu się jeść. Z niesmakiem odsunął od siebie pełny talerz i po prostu nalał sobie kawy. Chyba naprawdę skorzysta z usług jakiegoś skrzata.
Ze znużeniem patrzył na sowy, które właśnie wleciały do Wielkiej Sali, roznosząc listy swoim właścicielom. Sam nie spodziewał się żadnej przesyłki, nie licząc cotygodniowej dostawy słodyczy od matki. Robiła tak od pierwszego roku. Na początku cieszył się jak dziecko, jednak z biegiem czasu stało się to, krótko mówiąc, żenujące. Ale jak to wytłumaczyć ubóstwiającej swojego syna Narcyzie?
Tym razem jednak nie przyszło nic, więc dopił kawę i powoli zaczął podnosić się z miejsca.
  Granger się obudziła.
Poczu,ł jak dziwny dreszcz, razem z nową falą wściekłości, rozlewają się po jego ciele.
Uwzięli się na niego dziś, czy co?! Przymknął powieki, z całych sił starając się nie wybuchnąć.
Sądzisz, że to jest śmieszne? - warknął po chwili, odwracając się w stronę zdziwionej Pansy. Nie zwrócił uwagi na dezorientację wymalowaną na jej twarzy, nie obchodziła go. Nikt nie będzie wprowadzał go w błąd. Zwłaszcza po dzisiejszym zagraniu Zabiniego.
Sądzę, że to dobra informacja. Jeżeli cię to jednak bawi, to twoja sprawa – odpowiedziała zgryźliwie, najwyraźniej urażona, po czym odwróciła się na pięcie by odejść.
I myślisz, że mnie to cokolwiek obchodzi? - zawołał za nią, przywołując na twarz ironiczny uśmieszek. Była dziewczyna nie dała się jednak zwieść. Posłała mu pełne politowania spojrzenie, po czym z uniesioną głową ruszyła w stronę wyjścia.
Odprowadził ją wzrokiem, przeklinając z góry cały ten dzień. Czy wszyscy muszą go tak bardzo irytować? Tylko jeden plus przyświecał temu irytującemu porankowi. Diabeł nieświadomie powiedział prawdę, Granger naprawdę się obudziła.
Nie napalaj się, Smoku. Trzeba zachować pozory.
Uśmiechnął się pod nosem na tę jedną dobrą informację, po czym ruszył w stronę dormitorium, z zamiarem odwiedzenia współlokatorki w późniejszym czasie.

***~~~***~~~***~~~***~~~***

Nie wiedziała ile leżała w tej samej pozycji. Ogólne osłabienie ciała, plus targające nią torsje, z pewnością nie były dobrym połączeniem.
Do jej czułego węchu dotarł kwaśny fetor jakichś bliżej nieokreślonych cieczy. Z wysiłkiem uniosła powieki, a jej spojrzenie padło na kałużę wymiocin tuż pod jej głową. Poczuła, że żołądek po raz kolejny zaczyna buntować się przeciwko przykremu zapachowi, a szum krwi w uszach wzmaga się diametralnie. Przymknęła powieki, błagając o chwilę wytchnienia, a w następnej chwili odpłynęła w niebyt.

*

Wszystko z nią  w porządku? Nie wpadła znów w śpiączkę? - usłyszała ukochany głos, tym razem zabarwiony bezkresną troską. Chciała odezwać się, pocieszyć, jednak nie potrafiła. Była przytomna, lecz zbyt słaba, by zdobyć się na choć jedno słowo.
Poczuła, że jakiś zimny powiew muska jej rozpalone czoło.
Nie, nie wpadła. Sądzę, że krytyczny okres mamy za sobą – odpowiedział damski głos. - Gorączka powoli zaczyna spadać.
  A te wymioty? Dlaczego się nie rusza? Dlaczego nie budzi?
  Wymioty to zazwyczaj normalna reakcja na urazy pozaklęciowe, zwłaszcza tak silne.
Cisza. Minuta,  dwie, trzy, pięć... Dlaczego się nie odzywają? Czyżby odeszły? A może znów odpłynęła w tę przytłaczającą ciemność?
Nie, nie, nie...
  W razie gdyby coś się działo, będę u siebie – już dawno nie czuła tak wielkiej ulgi na dźwięk ludzkiego głosu. Nie chciała być sama, nie chciała, by odchodziły. Zwłaszcza jedna z nich.
Poczuła dotyk na swoich palcach i mogłaby przysiąc, że usłyszała ciche, zmartwione westchnienie.
Musiała coś zrobić. Ostatkami sił, uścisnęła lekko znajomą rękę, która w jednej sekundzie znieruchomiała.
  Mionka? - usłyszała po paru sekundach. Skupiła się, a już po chwili uniosła powieki. - Miona!
Burza rudych włosów przysłoniła jej pole widzenia, a szczupła sylwetka przygniotła do szpitalnego łóżka. Było jej niewygodnie, włosy przyjaciółki łaskotały w policzek, mimo to nie chciała, by ta chwila się skończyła.
Pani Pomfrey! - zawołała Ginny, nie przestając trzymać przyjaciółki za rękę. Na jej twarzy malowała się widoczna ulga i radość, w oczach jednak nadal czaił się lęk.
Pielęgniarka pojawiła się w drzwiach już po kilku sekundach, a widząc dlaczego została zawołana, natychmiast podeszła do łóżka chorej.
Nie czekając na zgodę, położyła jej dłoń na czole.
Jak tam kochaniutka? Możesz mówić?
Hermiona zastanowiła się przez chwilę. Była głodna i osłabiona, jednak czy aż tak by nadal nie móc mówić?
  Podamy ci eliksir wzmacniający oraz słodkiego snu – powiedziała pielęgniarka, błędnie interpretując milczenie gryfonki.
Hermiona słysząc jej słowa, pokręciła gwałtownie głową.
  Mogę mówić – wyszeptała chrapliwym głosem.
Pani Pomfrey przyjrzała się jej uważnie, po czym przyłożyła różdżkę do jej czoła. Na rozpaloną skórę po raz kolejny powiał chłodny wiaterek*.
  W takim razie zbijamy ci gorączkę i na czas wizyty panny Weasley dostaniesz tylko eliksir wzmacniający – pielęgniarka odsunęła różdżkę, jednak przyjemny chłód nadal rozchodził się po jej ciele. - Później dostaniesz eliksir słodkiego snu. Nie bój się – dodała na widok przerażenia w oczach Hermiony. - Nie wpadniesz już w śpiączkę.
  Jest pani pewna? - zapytała Ginny, spoglądając z troską na przyjaciółkę.
  Tak panno Weasley, jestem pewna – odpowiedziała nieco urażonym tonem, dając do zrozumienia, że jej duma i umiejętności medyczne zostały urażone.
Ruda kiwnęła głową, po czym przyjęła z rąk pani Pomfrey eliksir, który pomogła wypić Hermionie.
Parę łyków zbawiennego płynu i gryfonka poczuła się o wiele lepiej. Powieki przestały ciążyć, a kończyny zdawały się być bardziej posłusznie sygnałom wysyłanym przez mózg.
Podniosła się powoli, a następnie oparła plecami o ramę tak, by mieć widok na przyjaciółkę.
–Jak się czujesz? - spytała nieśmiało najmłodsza latorośl Weasleyów. W jej brązowych oczach malowało się głębokie poczucie winy.
Teraz już dobrze – odpowiedziała, sięgając po drobną dłoń Rudej. - Dzięki, że przyszłaś.
  Mionka ja... ja przepraszam  - wydukała, a z jej oczu popłynęły łzy. - Gdybym nie była tak bardzo uparta... gdybym posłuchała i dała sobie spokój z tą całą pomyloną zemstą, wszystko byłoby w porządku! Nie leżałabyś tutaj! - zaczęła mówić coraz szybciej i coraz bardziej chaotycznie. Słowa płynęły, jak z nie do końca sprawnej katarynki. Głos raz się łamał, raz był głośny i pewny. Widać było, że nareszcie wyrzuca z siebie coś, co męczyło ją już od dłuższego czasu.
Hermiona chciała jej przerwać, jednak nie miała ku temu możliwości. Wiewiórka spojrzała jej prosto w oczy, w których malowało się szaleństwo, pomieszane z bezgranicznym poczuciem winy.
  To przeze mnie tutaj leżysz...
  O czym ty mówisz, Gin? - jak może mówić takie rzeczy? Owszem, zachowywała się niepoczytalnie i obsesyjnie, ale nigdy nie oskarżyłaby jej o swój stan! To tylko i wyłącznie wina tego świra, Torkinsa!- Przecież...
Ruda uciszyła ją dłonią, prosząc jednocześnie wzrokiem aby wysłuchała jej słów.
Pamiętasz naszą rozmowę po pocałunku Blaise'a? - Hermiona z ożywieniem przytaknęła głową. To wtedy wyraźnie zauważyła obsesję w oczach młodej Weasley. - Powiedziałam ci, że muszę to zrobić, muszę się zemścić... była to prawda – dokończyła ze słyszalnym wstydem, po czym podniosła się z miejsca i zaczęła krążyć wokół łóżka.
Co masz na myśli?
– Gdy byłam z Harry'm, miałam podobną sytuację – zaczęła po krótkiej chwili, a głos jej lekko drżał. 
Co masz na myśli? - Hermiona bezwiednie powtórzyła pytanie. Co tu się dzieje?
  Mówię, że to nie był pierwszy raz, kiedy zostałam uznana za puszczalską – odpowiedziała z bólem w oczach. - Harry kiedyś zobaczył mnie, jak siedziałam na kolanach Deana Thomasa i wyciągnął błędne wnioski. Usiadłam tak, bo obok nie było miejsca! - ostatnie zdanie krzyknęła z frustracją, spoglądając jej prosto w oczy.
Hermiona nie potrzebowała więcej słów, zrozumiała wszystko, co do joty. Poczuła bezgraniczną wściekłość na Wybrańca. Jak on mógł tak pochopnie wyciągnąć, tak obraźliwe wnioski? Może Gin nie zrobiła dobrze siadając Deanowi na kolanach, nie był to jednak powód, żeby wyzywać ją od puszczalskich.
Wychyliła się delikatnie, po czym złapała dłoń roztrzęsionej przyjaciółki.
Ginny, spokojnie...
Spokojnie? Nie wiesz jak to jest! - gorączkowała się Ruda, bezwiednie wyrywając rękę ze słabego uścisku Hermiony. - Nawet nie wiesz jak długo dusiłam w sobie całą złość i frustrację. Pokłóciliśmy się wtedy naprawdę ostro, ale co więcej mogłam zrobić? To był mój chłopak, kochałam go, przeprosił... - zawiesiła głos, jakby zastanawiając się, w jaki sposób sformułować kolejne zdanie. - Mimo to, uczucie upokorzenia i bezsilności zostało. Dlatego właśnie, tak bardzo chciałam zemścić się na tym dupku! Miałam poczucie, że w ten sposób odbuduję swoją samoocenę...
Zrobiła jeszcze dwa okrążenia, po czym opadła bez sił na krzesło, ukrywając twarz w dłoniach.
Hermiona patrzyła na nią przez dłuższą chwilę, zupełnie nie wiedząc co powinna zrobić. Mimo, że nie popierała zagrania przyjaciółki i sama z pewnością by się tak nie zachowała,  to całkowicie rozumiała jej reakcję. Najmłodsza latorośl Weasleyów zawsze miała ognisty temperament, nic więc dziwnego, że nie potrafiła odpuścić tego typu zniewagi.
Gin... - wyszeptała, starając się zwrócić na siebie uwagę załamanej dziewczyny. - Rozumiem cię. Nie musisz się zadręczać, to nie twoja...
Nawet nie było mnie obok, gdy się obudziłaś – przerwała jej w pół zdania, jakby w ogóle nie rejestrując, że z ust chorej wydobyły się jakiekolwiek słowa. - Zamiast tego siedział przy tobie jakiś Terry... właściwie co on tutaj robił?
Na wspomnienie przystojnego krukona, Hermiona poczuła jak jej twarz zalewa delikatny rumieniec. Gdy czujne spojrzenie przyjaciółki omiotło jej osobę zorientowała się, że ta przecież nie wie nic na temat ich pocałunku. Ogień palący jej policzki osiągnął apogeum.
W oczach Wiewiórki błysnęło zrozumienie, a na ustach zagościł przebiegły uśmiech.
Nachyliła się w stronę łóżka, na którym leżałaHermiona, po czym ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu.
  Czy ja o czymś nie wiem?
Iskierka ciekawości balansująca w jej brązowych oczach, jasno wskazywała, że poprzedni temat stracił na wartości. Natknęła się na zagadkę, którą za wszelką cenę postanowiła rozwiązać.
Hermiona zmieszała się jeszcze bardziej i odwróciła wzrok od palącego spojrzenia młodszej gryfonki. Wiedziała, że prędzej czy później przyjdzie jej opowiedzieć całą sytuację, dlaczego jednak teraz?
  Źle się czuję... - spróbowała wywinąć się od odpowiedzi, przymykając przy tym powieki.
Ej, nie ściemniaj! Opowiadaj i to już.
No to się wpakowałam. Jak mogłam się nie domyślić, że takim zachowaniem tylko zaognię ciekawość tego chochlika?!
Widząc, że tej potyczki nie wygra, z ogromnym ociąganiem opowiedziała całą sytuację, która miała miejsce dzień po pamiętnej imprezie. Ginny domagała się dokładnego opisu pocałunku, więc opowieść która z powodzeniem mogła trwać pięć minut, przeciągnęła się w całe pół godziny.
Nie mogę uwierzyć, że nie powiedziałaś mi tego wcześniej – stwierdziła Ruda z wyrzutem. Hermiona właśnie skończyła opowiadać, więc podniosła się z krzesła, żeby zdążyć na obiad.
  Jakoś nie było okazji...
Jasne, jasne. Nie ma problemu – nachyliła się, by po raz ostatni przytulić przyjaciółkę. - Wracaj wreszcie do zdrowia i do nas. Pusto w tym dormitorium bez ciebie!
Dalej mieszkacie na czwartym piętrze? - zdziwiła się Hermiona. Była święcie przekonana, że w takiej sytuacji Malfoy po prostu wyrzuci ich za drzwi.
Arystokratyczny dupek chyba czuł się osamotniony – odpowiedziała ze śmiechem, jakby doskonale znała myśli starszej gryfonki. - Zdrowiej.
Hermiona odprowadziła ją wzrokiem, po czym opadła na poduszkę. Czuła, że zmęczenie znów zaczyna panować nad jej ciałem. Zastanawiała się jak długo to jeszcze potrwa?
Sięgnęła po stojącą na szafce szklankę soku dyniowego i upiła dwa skromne łyki. Od razu poczuła silne zawroty głowy, a jej żołądek po raz kolejny spróbował pozbyć się swojej znikomej zawartości.
Ostatnim co zapamiętała był potężny strumień wymiocin, a następnie widok starych, szpitalnych butów pani Pomfrey.

***~~~***~~~***~~~***~~~***

Siedział na kanapie w salonie, z książką w ręku. Mimo, że miał ją otwartą i starał się jak mógł, to w żaden sposób nie potrafił skupić się na jej treści. Od kiedy postanowił, że dla zachowania pozorów odwiedzi Granger później, jakaś wewnętrzna siła kazała mu co pięć minut spoglądać na zegarek.
Nie mógł powstrzymać ogarniającego go zdenerwowania oraz niechcianych myśli.
Po kolejnych trzydziestu minutach mordęgi, po prostu zatrzasnął księgę i zebrał się do wyjścia.
Wybierasz się gdzieś? - dotarł go głos Blaise'a siedzącego w fotelu, gdzie z prawdziwym zaangażowaniem przeglądał dzisiejszy egzemplarz Proroka Codziennego.
A co ty, jesteś moja matka? - warknął, mierząc go zimnym spojrzeniem. Mulat jednak nie dostrzegł rozdrażnienia przyjaciela, cały czas pochłonięty czytaniem nowinek ze świata czarodziejów.
Jestem po prostu ciekawy – wzruszenie ramion połączone ze spokojnym tonem zadziałało na Draco niczym płachta na byka. Tak jak się spodziewał, Zabini wciąż działał mu na nerwy.
Wychodzę na spacer, MAMO – odpowiedział, z ironią podkreślając ostatnie słowo, po czym bez zwłoki wyszedł z pomieszczenia.
Po raz pierwszy od tygodnia, zaczął zastanawiać się, czy dobrze zrobił pozwalając tej dwójce nadal ze sobą mieszkać. Dlaczego nie wyrzucił ich już pierwszego dnia? Przynajmniej miałby święty spokój.
W zawrotnym tempie przemierzył dzielące go korytarze i już po kilku minutach stanął w drzwiach do Skrzydła Szpitalnego.
Pierwszym co zobaczył była Granger leżąca z zamkniętymi oczami i włosami rozrzuconymi na poduszce. Obok niej stała pani Pomfrey, kładąc dłoń na czole.
Kiedy odsunęła się by odejść, jego spojrzenie padło na jeszcze jedną osobę towarzyszącą jego nieprzytomnej współlokatorce.
Poczuł, że złość rozchodzi się po jego ciele, a krew szaleńczo uderza do głowy. Z furią otworzył drzwi i ruszył wprost do nieproszonego gościa.

***~~~***~~~***~~~***~~~***
* Zaklęcie zbijające gorączkę - sposób mojego pomysłu


20 komentarzy:

  1. Odswierzam blogspot, a tam nowy rozdzial 2 minuty temu!!! Ja to mam wyczucie :)
    Siedze na kompie w pracy vojca, wiec nie mam czasu na rozpisywanie sie :(
    Oczywicie jak zawsze piknie... w tym rozdziale wyraxnie widac bylo emocje i odczucia, zwlaszcza Malfoya <3
    Mam tylko jedne jedyne zastrzezenie --> "Skrzydlo Szpitalne" to dwa slowa, a nie jedno xd
    Pozdrawiam, Skrzat :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest genialny :)
    Ciesze się, że Miona się obudziła, no i oczywiście Malfoy jak zawsze taki jak powinien być ♥
    Co tu dużo mówić, świetnie piszesz i oby tak dalej :D
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo ale nam niespodziankę zrobiłaś, szkoda, że na niego nie zwymiotowała, na tego Terry'ego ;) Rozdział świetny, Malfoy, jak zawsze Malfoy'owaty, czekam na więcej oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahh ten Malfoy kiedy coś do niego dojdzie ;) Rozdział jak zwykle super piękny :D Wny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Było genialnie. Te ich uczucia... Wszystko było widoczne. Najbardziej spodobało mi się jak Malfoy zerwał się rano z łóżka. ;) Przepraszam, ale nie mam czasu na długie komentarze, nie jestem u siebie.
    Pozdrawiam,
    Tuśka

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku, cudowny rozdział :D
    Jestem ciekawa kto też siedzi przy Hermionie. Pewnie Terry :)
    Właśnie Terry. Czemu Hermiona zwymiotowała na jego buty a nie twarz? :o
    Draco się przejmuje Hermioną! Świetnie ;) Fajne były te jego przemyślenia .
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :3
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj
    Moj dzisiejszy komentarz bd krotki z racji tego ze pisze z telefonu a to okropnie nje wygodne i przepraszam za bledy ktore napewno sie pojawia.
    Swietny rozdzial, ale to jak zawsze.
    Ciesze sie ze Hermiona sie obudzila, cudnie opisalas emocje. Bardzo mi sie podobalo.
    pozdrawiam Rickmanicka

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaskoczyłaś mnie byłam pewna, że to Draco był jak się Hermiona obudziła a tu taka niespodzianka Terry! ;D i pewnie zaś u niej siedzi ja Draco przyszedł ;D musisz kończyć w takich momentach?;D potem się gubię we własnych teoriach ;D
    życzę dużo weny i pisz szybko kolejne!
    pozdrawiam Avad ka;*
    i zapraszam do siebie na nowy rozdział : http://wspomnienia-smierciozercy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślałam, że to Dracoooo... Rozczarowałaś mnie, bo niby Terry? xd Dla mnie będzie to Draco xP
    Hermiona się obudziła!!! Od tego powinnam chyba zacząć xd
    Nie ma to jak wymiotująca Hermiona :D
    Podoba mi się jak opisujesz to wszystko ;)
    Weny życzę i powodzenia! ;33

    PS: Przepraszam, że tak poplątane to wszystko jest, ale spieszę się xd

    OdpowiedzUsuń
  10. Że też Malfoy musi wszystko opóźniać i robić na przekór. To wszystko przez Zabiniego XD gdyby nie on, Draco wcześniej odwiedziłby Mionę. I ten Terry. Skąd się wziął ten Terry. Przecież nikt go nie lubi. Co ta Hermiona w nim widzi... No ale dobrze, że się wybudziła. O tak. Teraz Smoku będzie z nią siedział i będzie słodko, prawdaaaa? Bardzo fajnie napisany rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Huh przepraszam po raz kolejny za spóźnienie i brak komentarzy. Nie było mnie przez trzy tygodnie więc miałam sporo zaległości, które nadrobiłam. Teraz przejdźmy do sedna.
    Z każdym rozdziałem idzie ci coraz lepiej widać, że bierzesz sobie do serca rady innych i pracujesz nad stylem za co masz u mnie wielkiego plusa. Nie spoczywasz na laurach i z każdym rozdziałem bierzesz się ostro do pracy. Jest trochę niedociągnięć, które moje oko zawsze wyłapie ale nie są to wielkie przewinienia, nic co nie zdarzyłoby się u mnie.
    Jeżeli możesz dalej informuj mnie o nowościach, nigdzie się już nie wybieram więc będę czytać.
    Pozdrawiam
    Memory

    OdpowiedzUsuń
  12. Budzi się a tu... Terry :) Fajnie, że nie wszystko jest przewidywalne :) Ciesze się, że mimo wszystkiego co się dzieje miałaś czas coś wrzucić. Mam nadzieję, że częściej będą pojawiać się kolejne notki :)

    P.S Zapraszam na obiecaną kratę wódy :D

    P

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam...
    Jestem zUa, nie skomentowałam, spłonę- wiem, wiem. Obiecuję, że to się nie powtórzy :)
    A ja tak liczyłam, że przy Hermione siedzi Draco. No ale u Ciebie fajne jest to, że zawsze można spodziewać się niespodziewanego :3
    Tak ogólnie to baardzo mi się podoba Twój blog, i to, że czytając od początku się nie nudzi :)
    pozdrawiam, emersonn
    potterowskie-co-nieco.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Nareszcie mam czas, by przeczytać Twoje cuda i skomentować. :D
    Rozdział absolutnie wspaniały i nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. ;3 Aż brak słów. Myślę jednak, że to może dlatego, że teraz czytałam kilka początkujących blogów i teraz wydaje mi się, że to pisały dzieci z przedszkola. Serio, dziewczyno masz talent! Ale co ja mogę Ci powiedzieć, czego ty jeszcze nie wiesz?
    Hermiona w Skrzydle Szpitalnym, zirytowany Draco i zabawny Blaise. :D I oczywiście Ginny! Jak ja ich uwielbiam. *.*
    Czekam na nexta, mam nadzieję, że będę na miejscu by przeczytać i skomentować. ;3
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział bombowy,Draco się zachowuje jakby mu owsiki w tyłek wlazły,przejmuje się chłopak:D
    Ginny i to jej kręcenie w brzuchu Miony.Sprezentowałaś świetną robotę!

    OdpowiedzUsuń
  16. Wyłapałam parę błędów i czasami za dużo powtarzasz dane słowo w jednym zdaniu lub w krótkich odstępach, przez co odrywam się od czytania, bo coś mi nie pasuje :D
    Patrząc ogółem, mimo paru niedociągnięć - rozdział super :)

    B.

    OdpowiedzUsuń
  17. Zabini był okropny z tym budzeniem Malfoya. Ale dobrze że Miona się obudziła. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że to Draco przy niej będzie ja ona się obudzi... Ale teraz do niej przyszedł. Czyżby Terry u niej siedział, przez co Dracuś tak się zezłościł... Jestem strasznie ciekawa więc idę czytać dalej
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  18. Wow, zakończyłaś oczywiście w najlepszym momencie. Dobrze, że Hermiona powoli dochodzi do siebie, choć te wymioty są okropne. Blaise to naprawdę wredna istota :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Uu ciekawie , bardzo ciekawie
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  20. Uff , obudziła się ! Współczuję Mionie takiego samopoczucia zaraz po przebudzeniu :C Znam to uczucie xD
    Fajnie, że Terry ją odwiedził , ale no mógłby sobie dać pomału spokój .. Najpierw ją całuje , potem przeprasza i się nie odzywa długo .. No to heloooooł ! Niech się w końcu zdecyduje .
    Ojj , ten Harry . Zresztą na jego miejscu też bym tak pomyślała. No ale przynajmniej przeprosił , bo Harry to dobry chłopak :3
    Hmm .. Kto to przy Mionce może siedzieć ? To nie musi być koniecznie Terry .. Draco zdenerwowałby się nie tylko na jego widok , ale też na przykład widząc Rona .. Lub jest przy niej zupełnie kto inny ?
    Czytam dalej :**********
    /DramiLoveStory

    OdpowiedzUsuń