Poranne, jesienne słońce
wlewało się do przestronnej, szpitalnej sali, oświetlając puste łóżka. Spośród
wielu z nich zajęte było tylko jedno. Aktualnie leżała na nim nieprzytomna,
kasztanowłosa gryfonka, której dotychczas trupio-blada twarz zaczęła nabierać
delikatnych kolorów. Promienie zbliżały się do niej w powolnym tempie, obejmując
blaskiem coraz większy obszar pomieszczenia.
Jakiś ptak wyśpiewywał
swoją melodię tuż za szybą, z determinacją próbując zagłuszyć gwar panujący w
szkole.
Pani Pomfrey krzątała się
po obszernym pomieszczeniu, starając się stąpać najciszej jak potrafiła i raz
po raz zerkając na swoją jedyną pacjentkę.
Hermiona była nieprzytomna
już dobry tydzień. Mimo, że odzyskała kolory, to dotychczas nie dawała żadnych
oznak życia.
Pielęgniarka sprzątnęła
pozostawione dzień wcześniej bandaże, po czym ruszyła z powrotem do swojego
pokoiku, nie zauważając delikatnego ruchu dłoni gryfonki.
*
Ostre światło zalało jej
twarz, wywołując instynktowną reakcję, w postaci nerwowego zaciśnięcia powiek.
Jej ciało zdrętwiało od długiego leżenia, mięśnie bolały, a tępe pulsowanie w
głowie przypominał uderzanie młotkiem w potylicę.
Zaraz, zaraz. Światło? Ból
mięśni? Gdzie się podziała bezgraniczna ciemność, której tyle czasu się
opierała?
Poruszyła nieznacznie
palcami, próbując pozbyć się odrętwienia. Czuła, że w końcu powróciła do
rzeczywistości, że uwolniła się od tej duszącej ciemności. Nie potrafiła jednak
się tym cieszyć. Wszechobecny ból i światło padające wprost na jej twarz, ani
trochę nie pozwalało na radość.
Odwróciła głowę,
instynktownie szukając schronienia przed oślepiającym blaskiem. Cień, wreszcie.
Z jej spierzchniętych ust wydobyło się przeciągłe westchnienie.
No dalej Hermiono. Pora
otworzyć oczy. Czas rozeznać się w sytuacji.
Zamazany obraz dopiero po
kilkunastu sekundach zaczął nabierać ostrości. Pierwszym, co rzuciło się jej w
oczy był bladozielony parawan otaczający jej łóżko. Uwolniła twarz od promieni
słonecznych, które były winne nieznośnego światła, więc spokojnie mogła
rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Pełno pustych, obramowanych
metalowymi rurkami łóżek, białe ściany, wielkie okna, parawan... Jednym słowem
Skrzydło Szpitalne.
Tylko jak się tam znalazła?
Zmarszczyła czoło. Próbowała przypomnieć sobie cokolwiek z wydarzeń, sprzed
nieprzeniknionej ciemności, jednak jedyne obrazy, które ujrzała, przedstawiały
skatowane ciało Ginny oraz wspomnienie ciepłej męskiej dłoni, ściskającej jej
własną...
Ból głowy nasilił się,
przyprawiając jednocześnie o mdłości. Zamknęła oczy z próbą powstrzymania
nadchodzących wymiotów, a na jej twarz wypłynął wyraz skupienia.
Musi się uspokoić, musi.
Po kilku sekundach
wewnętrznej walki, usłyszała ciche kroki, zastąpione po chwili zmartwionym,
męskim głosem. Niestety nie zdołała usłyszeć słów, nadal otumaniona bólem i
szumem krwi w uszach.
– Dlaczego nie możesz się obudzić? - usłyszała
znajomy głos tuż nad sobą. Z wrażenia omal nie straciła kontroli nad całym
ciałem. Nie spodziewała się go tutaj. Unikał jej przez bardzo długi czas, nie
pamiętała kiedy ostatni raz rozmawiali. Od jego kulawych przeprosin minęło
sporo czasu, a jednak siedział przy niej. Mało tego, w tym momencie właśnie
trzymał ją za dłoń!
Wiedziała, że pytanie,
które zadał było czysto retoryczne, jednak poczuła silną potrzebę, żeby na nie
odpowiedzieć. Sprawdziła czy aby na pewno nie puści pawia przy choćby jednym
słowie, po czym odezwała się słabym, chrapliwym głosem.
– Wiesz, najchętniej już bym stąd wyszła. Nie
sądzę jednak, żeby było to możliwe.
Wykrzywiła usta w grymasie,
mającym przedstawiać uśmiech, a następnie z wysiłkiem uniosła powieki. Na widok
miny Terry'ego miała ochotę wybuchnąć śmiechem, bała się jednak, że mdłości
powrócą.
Siedzieli tak przez dłuższą
chwilę, wpatrując w siebie nawzajem. Krukon w ciężkim szoku, a Hermiona w
konsternacji i nie do końca pewna, co powinna powiedzieć.
Czy powinna w ogóle się
odzywać? Co prawda przeprosił ją, jednak to nie ona unikała go przez tak długi
czas.
Uścisnęła delikatnie męską
dłoń, tak różną od tej, która zapadła jej w pamięć.
Miała do niego żal, jednak
jakoś nie potrafiła go okazać. Ten chłopak miał na nią dziwny wpływ. Czuła się
przy nim bezpiecznie, jak przy dobrym przyjacielu.
– Wybacz, nie chciałem cię nachodzić...
– Spokojnie – przerwała mu Hermiona. -
Właściwie to cieszę się że jesteś.
Zauważył jej tęskne
spojrzenie w stronę drzwi i od razu zrozumiał o co chodzi.
– Siedzą u ciebie niemal bez przerwy, jakby
pilnowali cię przed jakimś psychopatą – zaczął, ale już po chwili skrzywił się
sam do siebie. W pewnym sensie miał rację.
Uwagę Hermiony przyciągnęło
jednak coś innego.
– Oni? - czyżby Harry, Gin i Luna odwiedzali ją
przez ten czas? No właśnie... ile właściwie tu leży?
– Głównie Ginevra i Blaise – odpowiedział
przyglądając się jej uważnie, bo w tym samym momencie skrzywiła się na kolejną
falę bólu. - Codziennie przychodził Potter, a raz na dwa, trzy dni, nawet
Malfoy... Miona wszystko w porządku?
Złapał ją za ramiona, bo
poderwała się do góry, a jej twarz przybrała barwę niezdrowej zieleni.
Malfoy do niej
przychodził?... więcej nie zdążyła pomyśleć, bo w tym samym momencie kwasy
podeszły do jej gardła, szukając wolności i wywołując jeszcze silniejszy ból
głowy.
Terry patrzył z
przerażeniem jak strumień wymiocin ląduje zaledwie parę centymetrów od jego
buta.
Hermiona wyglądała źle,
naprawdę źle.
Zerwał się z miejsca i
pobiegł po panią Pomfrey, zostawiając bladą gryfonkę przechyloną przez krawędź
łóżka.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Obudziło go głośne stukanie
do drzwi, odbijające się bolesnym echem w jego głowie. Nie pamiętał, by
poprzedniego dnia wypił na tyle, żeby wywołać kaca, którego kategorycznie miał.
Poczuł przemożną chęć
rzucenia czymś drzwi, żeby tylko odgonić nieznośnego natręta.
Czego do cholery od niego
chcą?!
– Wypad bo nie ręczę za siebie! - krzyknął
zachrypniętym głosem, zakładając poduszkę na głowę niczym małe dziecko.
– Śniadanie za dwadzieścia minut – odpowiedział
mu rozbawiony głos Zabiniego.
Wzruszył ramionami,
zupełnie nie zważając na to, że przyjaciel gestu nie zobaczy.
– Fajnie, nie spóźnij się.
Nie miał zamiaru ruszać się
z tego królestwa, którym było jego wielkie, wygodne łóżko. Później wybierze się
do kuchni. Albo nie, po co ma się przemęczać? Zawoła jakiegoś skrzata i każe
przynieść sobie jedzenie tutaj.
Uśmiechnął się pod nosem na
ciszę, która zaległa po jego słowach. Wyciągnął głowę spod poduszki, z głębokim
postanowieniem położenia się nadal spać, kiedy usłyszał słowa, które otrzeźwiły
go w jednym momencie:
– Hermiona się obudziła.
Zerwał się z łóżka niczym
pershing, kierując wprost do szafy. Ciało zachowywało się zupełnie, jakby
zostało wyrwane spod władzy umysłu. Ubierał się automatycznie, a jego myśli
błądziły gdzieś daleko.
Nareszcie! Wiedział, że
takie zachowanie mu nie przystoi, jednak naprawdę się ucieszył. Kiedy
McGonagall pojawiła się u niego dwa dni temu z wiadomością, że chyba będzie
musiał zmienić partnerkę do projektu, poczuł się jak w potrzasku.
Nie mógł powiedzieć, że
chce jechać z Granger i tylko z nią. Nie potrafił się do tego przyznać nawet
przed samym sobą, a co dopiero powiedzieć to na głos przy osobie trzeciej. Z
drugiej strony, co w tym dziwnego? Mieszkali razem, więc zdążył oswoić się z
jej obecnością. W dodatku potrafił przy niej milczeć bez krępacji, a do tego
uwielbiał jej dokuczać. Miałby stracić tak świetną rozrywkę? Tak. Właśnie w tym
celu potrzebował tylko i wyłącznie jej. Owszem, mógł dokuczać innym ludziom,
ale co to za przyjemność? Inni nie drażnili go tak samo jak ona. Ta niepozorna
gryfonka miała pazurki. Podniecało go to.
Ubrał się w zawrotnym
tempie i po zaledwie minucie stanął przy drzwiach z ręką na klamce.
Przymknął na moment oczy,
próbując oczyścić umysł, a także przywołać na twarz stały ironiczny uśmieszek.
Był zimnym, czystokrwistym draniem. Nie mógł sobie pozwolić na to, by zobaczyli
choć cień odczuć, jakie wywołała w nim ta krótka informacja.
– No proszę, jak książę Slytherinu szybko się
ogarnął. Nadal twierdzisz, że nic nie obchodzi cię stan, w jakim znajduje się
Miona? - zakpił Blaise, siedząc na kanapie, z nogami rozłożonymi na stole.
Draco zmierzył go
morderczym spojrzeniem, czując, że mulat będzie go dziś drażnił cały dzień.
– Żartujesz sobie? - warknął retorycznie, po
czym przemierzył pokój aby dostać się do zapasu zbawiennego eliksiru na kaca.
– Nie wstałeś tak szybko nawet, gdy
dowiedziałeś się, że za godzinę mecz quidditcha – Blaise wzruszył ramionami,
zdając się nie zdawać sprawy z podtekstu jaki zawarł w swoich słowach.
– A co, zacząłeś mierzyć mi czas, w jakim
zwlekam się z łóżka? Nie masz własnego życia prywatnego? - przyjaciel spojrzał
na niego z politowaniem. Draco poczuł, że zalewa go krew.
Czy ona zawsze musi być
taki wkurzający?
– Nie obudziła się – powiedział Blaise, z
nagłym smutkiem w głosie. Jego czujne spojrzenie spoczęło na przyjacielu. -
Tracisz swój aktorski dryg i umiejętność przybierania maski, Smoku.
Wściekłość to zbyt
delikatna nazwa na stan, w którym się aktualnie znalazł. Szewska pasja – to
określenie pasowało wręcz idealnie. Miał ochotę urwać Blaise'owi łeb, później
go zabić, następnie udusić i potraktować crucio. Zmusił się jednak, aby w żaden
sposób nie skomentować tego szczeniackiego zagrania.
Zacisnął w dłoniach pusty
flakon. Eliksir zdążył już zdziałać niemałe cuda jednak czuł, że jak tak dalej
pójdzie, to dostanie migreny.
– Zajmij się sobą i swoją wiewiórką, a ode mnie
się odwal – warknął stojąc w przejściu.
Krew krążyła po jego ciele
barwiona wściekłością, która widocznie wpływała na trzeźwość myślenia. Musi
wyjść. Natychmiast!
Zupełnie nie zwrócił uwagi
na to, iż takim zachowaniem tylko potwierdził teorię Zabiniego.
*
Kroczył korytarzami,
próbując wyzbyć się całej wściekłości. Teraz, gdy znalazł się poza zasięgiem
drażniącej aury Diabła, poczuł wielki zawód. Jeżeli Granger nadal tkwi w tym
dziwnym letargu, to chyba rzeczywiście będzie musiał zmienić partnerkę.
Jak długo to jeszcze
potrwa? Słyszał plotkę, że zastanawiają się nad wysłaniem dziewczyny do
Świętego Munga. Może tak byłoby lepiej? Może tam otrzymałaby kompetentną opiekę
wykwalifikowanych uzdrowicieli.
Nie mógł uwierzyć, że
zaczął się przejmować kimś takim jak Granger. Jak to się stało? Albo może
inaczej. Kiedy to się zaczęło?
Od kiedy pamiętał, zawsze
była dla niego tylko zwykłą szlamą z okropną szopą na głowie.
Dokuczał jej, wyzywał i
doprowadzał do łez, praktycznie przez całe sześć lat, a teraz siedzi
przygnębiony, zamartwiając się jej stanem.
Pokręcił głową z
zażenowaniem. Chyba naprawdę miękniesz.
Przypomniał sobie wszystkie
momenty, które wydarzyły się między nimi od chwili, gdy zamieszkali razem.
Najbardziej uwielbiał
wspomnienia z pamiętnej imprezy, poranek, a także ostatnią sytuację, kiedy
wylądowała na nim w łazience.
Bronił się przed myślami
tego typu od jakiegoś czasu, jednak jakie to ma znaczenie? Najważniejsze, żeby
nie wiedziała o nich ani ona, ani żadna inna osoba.
Ze zdezorientowaniem
zobaczył, że znalazł się w Wielkiej Sali. Minął siedzącą z brzegu stołu Pansy i
ruszył dalej. Wiedział, że powinien jakoś załagodzić sprawę z wczoraj, jednak
nie miał zielonego pojęcia jak to zrobić. Ochota na to jakoś też nie
nadchodziła, więc tego konkretnego dnia postanowił ją po prostu olać.
Sięgnął po pierwszą z
brzegu miskę, obserwując od niechcenia przechodzących przez pomieszczenie
uczniów. Wszyscy wydawali się tacy spokojni, zupełnie niczym nie przejęci, w
momencie gdy w nim powoli dogasał płomień wściekłości. Jak go to drażniło!
Nabrał potrawy na widelec,
bezmyślnie podnosząc go do ust. Na zetknięcie kubków smakowych ze
znienawidzonym kawiorem, poczuł jak wczorajsza whiskey podnosi mu się do
gardła. Czym prędzej wypluł całą porcję, po czym złapał za dzban by sokiem z
dyni zabić nieznośny smak rybich jaj. Odechciało mu się jeść. Z niesmakiem
odsunął od siebie pełny talerz i po prostu nalał sobie kawy. Chyba naprawdę
skorzysta z usług jakiegoś skrzata.
Ze znużeniem patrzył na
sowy, które właśnie wleciały do Wielkiej Sali, roznosząc listy swoim
właścicielom. Sam nie spodziewał się żadnej przesyłki, nie licząc cotygodniowej
dostawy słodyczy od matki. Robiła tak od pierwszego roku. Na początku cieszył
się jak dziecko, jednak z biegiem czasu stało się to, krótko mówiąc, żenujące.
Ale jak to wytłumaczyć ubóstwiającej swojego syna Narcyzie?
Tym razem jednak nie
przyszło nic, więc dopił kawę i powoli zaczął podnosić się z miejsca.
– Granger się obudziła.
Poczu,ł jak dziwny dreszcz,
razem z nową falą wściekłości, rozlewają się po jego ciele.
Uwzięli się na niego dziś,
czy co?! Przymknął powieki, z całych sił starając się nie wybuchnąć.
– Sądzisz, że to jest śmieszne? - warknął po
chwili, odwracając się w stronę zdziwionej Pansy. Nie zwrócił uwagi na
dezorientację wymalowaną na jej twarzy, nie obchodziła go. Nikt nie będzie
wprowadzał go w błąd. Zwłaszcza po dzisiejszym zagraniu Zabiniego.
– Sądzę, że to dobra informacja. Jeżeli cię to
jednak bawi, to twoja sprawa – odpowiedziała zgryźliwie, najwyraźniej urażona,
po czym odwróciła się na pięcie by odejść.
– I myślisz, że mnie to cokolwiek obchodzi? -
zawołał za nią, przywołując na twarz ironiczny uśmieszek. Była dziewczyna nie
dała się jednak zwieść. Posłała mu pełne politowania spojrzenie, po czym z
uniesioną głową ruszyła w stronę wyjścia.
Odprowadził ją wzrokiem,
przeklinając z góry cały ten dzień. Czy wszyscy muszą go tak bardzo irytować?
Tylko jeden plus przyświecał temu irytującemu porankowi. Diabeł nieświadomie powiedział
prawdę, Granger naprawdę się obudziła.
Nie napalaj się, Smoku.
Trzeba zachować pozory.
Uśmiechnął się pod nosem na
tę jedną dobrą informację, po czym ruszył w stronę dormitorium, z zamiarem
odwiedzenia współlokatorki w późniejszym czasie.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Nie wiedziała ile leżała w
tej samej pozycji. Ogólne osłabienie ciała, plus targające nią torsje, z
pewnością nie były dobrym połączeniem.
Do jej czułego węchu dotarł
kwaśny fetor jakichś bliżej nieokreślonych cieczy. Z wysiłkiem uniosła powieki,
a jej spojrzenie padło na kałużę wymiocin tuż pod jej głową. Poczuła, że
żołądek po raz kolejny zaczyna buntować się przeciwko przykremu zapachowi, a
szum krwi w uszach wzmaga się diametralnie. Przymknęła powieki, błagając o
chwilę wytchnienia, a w następnej chwili odpłynęła w niebyt.
*
– Wszystko z nią w porządku? Nie wpadła
znów w śpiączkę? - usłyszała ukochany głos, tym razem zabarwiony bezkresną
troską. Chciała odezwać się, pocieszyć, jednak nie potrafiła. Była przytomna,
lecz zbyt słaba, by zdobyć się na choć jedno słowo.
Poczuła, że jakiś zimny
powiew muska jej rozpalone czoło.
– Nie, nie wpadła. Sądzę, że krytyczny okres
mamy za sobą – odpowiedział damski głos. - Gorączka powoli zaczyna spadać.
– A te wymioty? Dlaczego się nie rusza?
Dlaczego nie budzi?
– Wymioty to zazwyczaj normalna reakcja na
urazy pozaklęciowe, zwłaszcza tak silne.
Cisza. Minuta, dwie,
trzy, pięć... Dlaczego się nie odzywają? Czyżby odeszły? A może znów odpłynęła
w tę przytłaczającą ciemność?
Nie, nie, nie...
– W razie gdyby coś się działo, będę u siebie –
już dawno nie czuła tak wielkiej ulgi na dźwięk ludzkiego głosu. Nie chciała
być sama, nie chciała, by odchodziły. Zwłaszcza jedna z nich.
Poczuła dotyk na swoich
palcach i mogłaby przysiąc, że usłyszała ciche, zmartwione westchnienie.
Musiała coś zrobić.
Ostatkami sił, uścisnęła lekko znajomą rękę, która w jednej sekundzie
znieruchomiała.
– Mionka? - usłyszała po paru sekundach.
Skupiła się, a już po chwili uniosła powieki. - Miona!
Burza rudych włosów
przysłoniła jej pole widzenia, a szczupła sylwetka przygniotła do szpitalnego
łóżka. Było jej niewygodnie, włosy przyjaciółki łaskotały w policzek, mimo to
nie chciała, by ta chwila się skończyła.
– Pani Pomfrey! - zawołała Ginny, nie
przestając trzymać przyjaciółki za rękę. Na jej twarzy malowała się widoczna
ulga i radość, w oczach jednak nadal czaił się lęk.
Pielęgniarka pojawiła się w
drzwiach już po kilku sekundach, a widząc dlaczego została zawołana,
natychmiast podeszła do łóżka chorej.
Nie czekając na zgodę,
położyła jej dłoń na czole.
– Jak tam kochaniutka? Możesz mówić?
Hermiona zastanowiła się
przez chwilę. Była głodna i osłabiona, jednak czy aż tak by nadal nie móc
mówić?
– Podamy ci eliksir wzmacniający oraz słodkiego
snu – powiedziała pielęgniarka, błędnie interpretując milczenie gryfonki.
Hermiona słysząc jej słowa,
pokręciła gwałtownie głową.
– Mogę mówić – wyszeptała chrapliwym głosem.
Pani Pomfrey przyjrzała się
jej uważnie, po czym przyłożyła różdżkę do jej czoła. Na rozpaloną skórę po raz
kolejny powiał chłodny wiaterek*.
– W takim razie zbijamy ci gorączkę i na czas
wizyty panny Weasley dostaniesz tylko eliksir wzmacniający – pielęgniarka
odsunęła różdżkę, jednak przyjemny chłód nadal rozchodził się po jej ciele. -
Później dostaniesz eliksir słodkiego snu. Nie bój się – dodała na widok
przerażenia w oczach Hermiony. - Nie wpadniesz już w śpiączkę.
– Jest pani pewna? - zapytała Ginny,
spoglądając z troską na przyjaciółkę.
– Tak panno Weasley, jestem pewna –
odpowiedziała nieco urażonym tonem, dając do zrozumienia, że jej duma i
umiejętności medyczne zostały urażone.
Ruda kiwnęła głową, po czym
przyjęła z rąk pani Pomfrey eliksir, który pomogła wypić Hermionie.
Parę łyków zbawiennego
płynu i gryfonka poczuła się o wiele lepiej. Powieki przestały ciążyć, a
kończyny zdawały się być bardziej posłusznie sygnałom wysyłanym przez mózg.
Podniosła się powoli, a
następnie oparła plecami o ramę tak, by mieć widok na przyjaciółkę.
–Jak się czujesz? - spytała
nieśmiało najmłodsza latorośl Weasleyów. W jej brązowych oczach malowało się
głębokie poczucie winy.
– Teraz już dobrze – odpowiedziała, sięgając po
drobną dłoń Rudej. - Dzięki, że przyszłaś.
– Mionka ja... ja przepraszam - wydukała,
a z jej oczu popłynęły łzy. - Gdybym nie była tak bardzo uparta... gdybym
posłuchała i dała sobie spokój z tą całą pomyloną zemstą, wszystko byłoby w
porządku! Nie leżałabyś tutaj! - zaczęła mówić coraz szybciej i coraz bardziej
chaotycznie. Słowa płynęły, jak z nie do końca sprawnej katarynki. Głos raz się
łamał, raz był głośny i pewny. Widać było, że nareszcie wyrzuca z siebie coś,
co męczyło ją już od dłuższego czasu.
Hermiona chciała jej
przerwać, jednak nie miała ku temu możliwości. Wiewiórka spojrzała jej prosto w
oczy, w których malowało się szaleństwo, pomieszane z bezgranicznym poczuciem
winy.
– To przeze mnie tutaj leżysz...
– O czym ty mówisz, Gin? - jak może mówić takie
rzeczy? Owszem, zachowywała się niepoczytalnie i obsesyjnie, ale nigdy nie
oskarżyłaby jej o swój stan! To tylko i wyłącznie wina tego świra, Torkinsa!-
Przecież...
Ruda uciszyła ją dłonią,
prosząc jednocześnie wzrokiem aby wysłuchała jej słów.
– Pamiętasz naszą rozmowę po pocałunku
Blaise'a? - Hermiona z ożywieniem przytaknęła głową. To wtedy wyraźnie
zauważyła obsesję w oczach młodej Weasley. - Powiedziałam ci, że muszę to
zrobić, muszę się zemścić... była to prawda – dokończyła ze słyszalnym wstydem,
po czym podniosła się z miejsca i zaczęła krążyć wokół łóżka.
– Co masz na myśli?
– Gdy byłam z Harry'm,
miałam podobną sytuację – zaczęła po krótkiej chwili, a głos jej lekko
drżał.
– Co masz na myśli? - Hermiona bezwiednie
powtórzyła pytanie. Co tu się dzieje?
– Mówię, że to nie był pierwszy raz, kiedy
zostałam uznana za puszczalską – odpowiedziała z bólem w oczach. - Harry kiedyś
zobaczył mnie, jak siedziałam na kolanach Deana Thomasa i wyciągnął błędne
wnioski. Usiadłam tak, bo obok nie było miejsca! - ostatnie zdanie krzyknęła z
frustracją, spoglądając jej prosto w oczy.
Hermiona nie potrzebowała
więcej słów, zrozumiała wszystko, co do joty. Poczuła bezgraniczną wściekłość
na Wybrańca. Jak on mógł tak pochopnie wyciągnąć, tak obraźliwe wnioski? Może
Gin nie zrobiła dobrze siadając Deanowi na kolanach, nie był to jednak powód,
żeby wyzywać ją od puszczalskich.
Wychyliła się delikatnie,
po czym złapała dłoń roztrzęsionej przyjaciółki.
– Ginny, spokojnie...
– Spokojnie? Nie wiesz jak to jest! -
gorączkowała się Ruda, bezwiednie wyrywając rękę ze słabego uścisku Hermiony. -
Nawet nie wiesz jak długo dusiłam w sobie całą złość i frustrację. Pokłóciliśmy
się wtedy naprawdę ostro, ale co więcej mogłam zrobić? To był mój chłopak,
kochałam go, przeprosił... - zawiesiła głos, jakby zastanawiając się, w jaki
sposób sformułować kolejne zdanie. - Mimo to, uczucie upokorzenia i bezsilności
zostało. Dlatego właśnie, tak bardzo chciałam zemścić się na tym dupku! Miałam
poczucie, że w ten sposób odbuduję swoją samoocenę...
Zrobiła jeszcze dwa
okrążenia, po czym opadła bez sił na krzesło, ukrywając twarz w dłoniach.
Hermiona patrzyła na nią
przez dłuższą chwilę, zupełnie nie wiedząc co powinna zrobić. Mimo, że nie
popierała zagrania przyjaciółki i sama z pewnością by się tak nie
zachowała, to całkowicie rozumiała jej reakcję. Najmłodsza latorośl Weasleyów zawsze miała ognisty temperament,
nic więc dziwnego, że nie potrafiła odpuścić tego typu zniewagi.
– Gin... - wyszeptała, starając się zwrócić na siebie uwagę
załamanej dziewczyny. - Rozumiem cię. Nie musisz się zadręczać, to nie twoja...
– Nawet nie było mnie obok, gdy się obudziłaś – przerwała jej w pół
zdania, jakby w ogóle nie rejestrując, że z ust chorej wydobyły się jakiekolwiek
słowa. - Zamiast tego siedział przy tobie jakiś Terry... właściwie co on tutaj
robił?
Na wspomnienie przystojnego krukona, Hermiona
poczuła jak jej twarz zalewa delikatny rumieniec. Gdy czujne spojrzenie
przyjaciółki omiotło jej osobę zorientowała się, że ta przecież nie wie nic na
temat ich pocałunku. Ogień palący jej policzki osiągnął apogeum.
W oczach Wiewiórki błysnęło zrozumienie, a na
ustach zagościł przebiegły uśmiech.
Nachyliła się w stronę łóżka, na którym
leżałaHermiona, po czym ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu.
–
Czy ja o czymś nie wiem?
Iskierka ciekawości balansująca w jej brązowych
oczach, jasno wskazywała, że poprzedni temat stracił na wartości. Natknęła się
na zagadkę, którą za wszelką cenę postanowiła rozwiązać.
Hermiona zmieszała się jeszcze bardziej i
odwróciła wzrok od palącego spojrzenia młodszej gryfonki. Wiedziała, że prędzej
czy później przyjdzie jej opowiedzieć całą sytuację, dlaczego jednak teraz?
–
Źle się czuję... - spróbowała wywinąć się od
odpowiedzi, przymykając przy tym powieki.
– Ej, nie ściemniaj! Opowiadaj i to już.
No to się wpakowałam. Jak mogłam się nie
domyślić, że takim zachowaniem tylko zaognię ciekawość tego chochlika?!
Widząc, że tej potyczki nie wygra, z ogromnym
ociąganiem opowiedziała całą sytuację, która miała miejsce dzień po pamiętnej
imprezie. Ginny domagała się dokładnego opisu pocałunku, więc opowieść która z
powodzeniem mogła trwać pięć minut, przeciągnęła się w całe pół godziny.
– Nie mogę uwierzyć, że nie powiedziałaś mi tego wcześniej –
stwierdziła Ruda z wyrzutem. Hermiona właśnie skończyła opowiadać, więc
podniosła się z krzesła, żeby zdążyć na obiad.
–
Jakoś nie było okazji...
– Jasne, jasne. Nie ma problemu – nachyliła się, by po raz ostatni
przytulić przyjaciółkę. - Wracaj wreszcie do zdrowia i do nas. Pusto w tym
dormitorium bez ciebie!
– Dalej mieszkacie na czwartym piętrze? - zdziwiła się Hermiona.
Była święcie przekonana, że w takiej sytuacji Malfoy po prostu wyrzuci ich za
drzwi.
– Arystokratyczny dupek chyba czuł się osamotniony – odpowiedziała
ze śmiechem, jakby doskonale znała myśli starszej gryfonki. - Zdrowiej.
Hermiona odprowadziła ją wzrokiem, po czym
opadła na poduszkę. Czuła, że zmęczenie znów zaczyna panować nad jej ciałem.
Zastanawiała się jak długo to jeszcze potrwa?
Sięgnęła po stojącą na szafce szklankę soku
dyniowego i upiła dwa skromne łyki. Od razu poczuła silne zawroty głowy, a jej
żołądek po raz kolejny spróbował pozbyć się swojej znikomej zawartości.
Ostatnim co zapamiętała był potężny strumień
wymiocin, a następnie widok starych, szpitalnych butów pani Pomfrey.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Siedział na kanapie w
salonie, z książką w ręku. Mimo, że miał ją otwartą i starał się jak mógł, to w
żaden sposób nie potrafił skupić się na jej treści. Od kiedy postanowił, że dla
zachowania pozorów odwiedzi Granger później, jakaś wewnętrzna siła kazała mu co
pięć minut spoglądać na zegarek.
Nie mógł powstrzymać ogarniającego
go zdenerwowania oraz niechcianych myśli.
Po kolejnych trzydziestu
minutach mordęgi, po prostu zatrzasnął księgę i zebrał się do wyjścia.
– Wybierasz się gdzieś? - dotarł go głos
Blaise'a siedzącego w fotelu, gdzie z prawdziwym zaangażowaniem przeglądał
dzisiejszy egzemplarz Proroka Codziennego.
– A co ty, jesteś moja matka? - warknął,
mierząc go zimnym spojrzeniem. Mulat jednak nie dostrzegł rozdrażnienia
przyjaciela, cały czas pochłonięty czytaniem nowinek ze świata czarodziejów.
– Jestem po prostu ciekawy – wzruszenie ramion
połączone ze spokojnym tonem zadziałało na Draco niczym płachta na byka. Tak
jak się spodziewał, Zabini wciąż działał mu na nerwy.
– Wychodzę na spacer, MAMO – odpowiedział, z
ironią podkreślając ostatnie słowo, po czym bez zwłoki wyszedł z pomieszczenia.
Po raz pierwszy od
tygodnia, zaczął zastanawiać się, czy dobrze zrobił pozwalając tej dwójce nadal
ze sobą mieszkać. Dlaczego nie wyrzucił ich już pierwszego dnia? Przynajmniej
miałby święty spokój.
W zawrotnym tempie przemierzył
dzielące go korytarze i już po kilku minutach stanął w drzwiach do Skrzydła
Szpitalnego.
Pierwszym co zobaczył była
Granger leżąca z zamkniętymi oczami i włosami rozrzuconymi na poduszce. Obok
niej stała pani Pomfrey, kładąc dłoń na czole.
Kiedy odsunęła się by
odejść, jego spojrzenie padło na jeszcze jedną osobę towarzyszącą jego
nieprzytomnej współlokatorce.
Poczuł, że złość rozchodzi
się po jego ciele, a krew szaleńczo uderza do głowy. Z furią otworzył drzwi i
ruszył wprost do nieproszonego gościa.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
* Zaklęcie zbijające
gorączkę - sposób mojego pomysłu
Odswierzam blogspot, a tam nowy rozdzial 2 minuty temu!!! Ja to mam wyczucie :)
OdpowiedzUsuńSiedze na kompie w pracy vojca, wiec nie mam czasu na rozpisywanie sie :(
Oczywicie jak zawsze piknie... w tym rozdziale wyraxnie widac bylo emocje i odczucia, zwlaszcza Malfoya <3
Mam tylko jedne jedyne zastrzezenie --> "Skrzydlo Szpitalne" to dwa slowa, a nie jedno xd
Pozdrawiam, Skrzat :*
Rozdział jest genialny :)
OdpowiedzUsuńCiesze się, że Miona się obudziła, no i oczywiście Malfoy jak zawsze taki jak powinien być ♥
Co tu dużo mówić, świetnie piszesz i oby tak dalej :D
http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Oooo ale nam niespodziankę zrobiłaś, szkoda, że na niego nie zwymiotowała, na tego Terry'ego ;) Rozdział świetny, Malfoy, jak zawsze Malfoy'owaty, czekam na więcej oczywiście.
OdpowiedzUsuńAhh ten Malfoy kiedy coś do niego dojdzie ;) Rozdział jak zwykle super piękny :D Wny :D
OdpowiedzUsuńByło genialnie. Te ich uczucia... Wszystko było widoczne. Najbardziej spodobało mi się jak Malfoy zerwał się rano z łóżka. ;) Przepraszam, ale nie mam czasu na długie komentarze, nie jestem u siebie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tuśka
Jejku, cudowny rozdział :D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kto też siedzi przy Hermionie. Pewnie Terry :)
Właśnie Terry. Czemu Hermiona zwymiotowała na jego buty a nie twarz? :o
Draco się przejmuje Hermioną! Świetnie ;) Fajne były te jego przemyślenia .
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :3
droga-do-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam M.
Witaj
OdpowiedzUsuńMoj dzisiejszy komentarz bd krotki z racji tego ze pisze z telefonu a to okropnie nje wygodne i przepraszam za bledy ktore napewno sie pojawia.
Swietny rozdzial, ale to jak zawsze.
Ciesze sie ze Hermiona sie obudzila, cudnie opisalas emocje. Bardzo mi sie podobalo.
pozdrawiam Rickmanicka
Zaskoczyłaś mnie byłam pewna, że to Draco był jak się Hermiona obudziła a tu taka niespodzianka Terry! ;D i pewnie zaś u niej siedzi ja Draco przyszedł ;D musisz kończyć w takich momentach?;D potem się gubię we własnych teoriach ;D
OdpowiedzUsuńżyczę dużo weny i pisz szybko kolejne!
pozdrawiam Avad ka;*
i zapraszam do siebie na nowy rozdział : http://wspomnienia-smierciozercy.blogspot.com
Myślałam, że to Dracoooo... Rozczarowałaś mnie, bo niby Terry? xd Dla mnie będzie to Draco xP
OdpowiedzUsuńHermiona się obudziła!!! Od tego powinnam chyba zacząć xd
Nie ma to jak wymiotująca Hermiona :D
Podoba mi się jak opisujesz to wszystko ;)
Weny życzę i powodzenia! ;33
PS: Przepraszam, że tak poplątane to wszystko jest, ale spieszę się xd
Że też Malfoy musi wszystko opóźniać i robić na przekór. To wszystko przez Zabiniego XD gdyby nie on, Draco wcześniej odwiedziłby Mionę. I ten Terry. Skąd się wziął ten Terry. Przecież nikt go nie lubi. Co ta Hermiona w nim widzi... No ale dobrze, że się wybudziła. O tak. Teraz Smoku będzie z nią siedział i będzie słodko, prawdaaaa? Bardzo fajnie napisany rozdział. :)
OdpowiedzUsuńHuh przepraszam po raz kolejny za spóźnienie i brak komentarzy. Nie było mnie przez trzy tygodnie więc miałam sporo zaległości, które nadrobiłam. Teraz przejdźmy do sedna.
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem idzie ci coraz lepiej widać, że bierzesz sobie do serca rady innych i pracujesz nad stylem za co masz u mnie wielkiego plusa. Nie spoczywasz na laurach i z każdym rozdziałem bierzesz się ostro do pracy. Jest trochę niedociągnięć, które moje oko zawsze wyłapie ale nie są to wielkie przewinienia, nic co nie zdarzyłoby się u mnie.
Jeżeli możesz dalej informuj mnie o nowościach, nigdzie się już nie wybieram więc będę czytać.
Pozdrawiam
Memory
Budzi się a tu... Terry :) Fajnie, że nie wszystko jest przewidywalne :) Ciesze się, że mimo wszystkiego co się dzieje miałaś czas coś wrzucić. Mam nadzieję, że częściej będą pojawiać się kolejne notki :)
OdpowiedzUsuńP.S Zapraszam na obiecaną kratę wódy :D
P
Przepraszam...
OdpowiedzUsuńJestem zUa, nie skomentowałam, spłonę- wiem, wiem. Obiecuję, że to się nie powtórzy :)
A ja tak liczyłam, że przy Hermione siedzi Draco. No ale u Ciebie fajne jest to, że zawsze można spodziewać się niespodziewanego :3
Tak ogólnie to baardzo mi się podoba Twój blog, i to, że czytając od początku się nie nudzi :)
pozdrawiam, emersonn
potterowskie-co-nieco.blogspot.com
Nareszcie mam czas, by przeczytać Twoje cuda i skomentować. :D
OdpowiedzUsuńRozdział absolutnie wspaniały i nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. ;3 Aż brak słów. Myślę jednak, że to może dlatego, że teraz czytałam kilka początkujących blogów i teraz wydaje mi się, że to pisały dzieci z przedszkola. Serio, dziewczyno masz talent! Ale co ja mogę Ci powiedzieć, czego ty jeszcze nie wiesz?
Hermiona w Skrzydle Szpitalnym, zirytowany Draco i zabawny Blaise. :D I oczywiście Ginny! Jak ja ich uwielbiam. *.*
Czekam na nexta, mam nadzieję, że będę na miejscu by przeczytać i skomentować. ;3
Pozdrawiam,
Fioletoowa
Rozdział bombowy,Draco się zachowuje jakby mu owsiki w tyłek wlazły,przejmuje się chłopak:D
OdpowiedzUsuńGinny i to jej kręcenie w brzuchu Miony.Sprezentowałaś świetną robotę!
Wyłapałam parę błędów i czasami za dużo powtarzasz dane słowo w jednym zdaniu lub w krótkich odstępach, przez co odrywam się od czytania, bo coś mi nie pasuje :D
OdpowiedzUsuńPatrząc ogółem, mimo paru niedociągnięć - rozdział super :)
B.
Zabini był okropny z tym budzeniem Malfoya. Ale dobrze że Miona się obudziła. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że to Draco przy niej będzie ja ona się obudzi... Ale teraz do niej przyszedł. Czyżby Terry u niej siedział, przez co Dracuś tak się zezłościł... Jestem strasznie ciekawa więc idę czytać dalej
OdpowiedzUsuńPozdrawiam magicznie
~hope~
Wow, zakończyłaś oczywiście w najlepszym momencie. Dobrze, że Hermiona powoli dochodzi do siebie, choć te wymioty są okropne. Blaise to naprawdę wredna istota :)
OdpowiedzUsuńUu ciekawie , bardzo ciekawie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Uff , obudziła się ! Współczuję Mionie takiego samopoczucia zaraz po przebudzeniu :C Znam to uczucie xD
OdpowiedzUsuńFajnie, że Terry ją odwiedził , ale no mógłby sobie dać pomału spokój .. Najpierw ją całuje , potem przeprasza i się nie odzywa długo .. No to heloooooł ! Niech się w końcu zdecyduje .
Ojj , ten Harry . Zresztą na jego miejscu też bym tak pomyślała. No ale przynajmniej przeprosił , bo Harry to dobry chłopak :3
Hmm .. Kto to przy Mionce może siedzieć ? To nie musi być koniecznie Terry .. Draco zdenerwowałby się nie tylko na jego widok , ale też na przykład widząc Rona .. Lub jest przy niej zupełnie kto inny ?
Czytam dalej :**********
/DramiLoveStory