Hermiona spędziła w
Skrzydle Szpitalnym jeszcze kolejne parę dni. Pani Pomfrey upierała się, że
musi koniecznie nabrać pewności co do jej stanu zdrowia, zanim pozwoli na
opuszczenie łóżka szpitalnego. Tak więc leżała wśród czterech ścian, przyjmując
codziennie eliksir wzmacniający i wpatrując się w okna. Oczywiście w tych
nielicznych momentach, gdy nikt przy niej nie siedział. Z początku jej to
schlebiało, że wszyscy tak tłumnie ją odwiedzają, po pewnym jednak czasie,
zaczęła podejrzewać, że mają w tym jakiś cel. Nie myliła się.
Przy którymś razie, kiedy
towarzystwa dotrzymywała jej Luna, przez przypadek wygadała się, że Malfoy
kazał każdemu mieć na nią oko. Była pilnowana! Zmieniali się dosłownie w ten
sam sposób, jak przy sprawowaniu pieczy nad Ginny, z tą różnicą, że teraz
zaangażowali więcej osób. W końcu zrozumiała frustrację, którą musiała odczuwać
jej przyjaciółka, gdy obserwowali każdy jej krok. Co za ironia. Nawet Ron
przyszedł ją odwiedzić, jednak wątpiła, żeby zrobił to ze względu na
przydzieloną wartę. Wiedziała, że Malfoy nienawidzi rudzielca, wątpiła więc by
powierzył mu opiekę nad nią.
Prychnęła ze złości, jak
rozjuszona kotka, zupełnie zapominając o śpiącym przy jej łóżku Blaisie.
Chłopak wzdrygnął się
przerażony, a następnie uniósł powieki i spojrzał na nią zaspanym wzrokiem.
- Coś się stało? - zapytał,
ziewając przeciągle.
- Tak – odpowiedziała,
wpatrując się w okno naprzeciwko.
Słysząc potwierdzenie,
zerwał się z miejsca i zaczął wokół niej skakać.
- Co się stało? Coś ci
przynieść? Jeść? Pić? Coś cię boli?
Hermiona spojrzała na niego
z niedowierzaniem. Wciąż nie mogła przyzwyczaić się do przyjaźni z Zabinim, to
fakt. Jednak jeszcze nigdy nie widziała, żeby aż tak przy niej uskakiwał.
Widząc jego autentycznie zmartwioną minę, wybuchnęła śmiechem.
Chłopak obruszył się nieco,
po czym opadł na krzesło, gdzie założył ręce na piersi i obrócił wzrok, jak
obrażone dziecko.
- Przepraszam Blaise –
powiedziała, gdy dała radę się uspokoić. Widząc, że nie reaguje, złapała go za
rękę. Spojrzał na nią zdezorientowany, ale po chwili się uśmiechnął. Chyba
musiało do niego dotrzeć, jak komicznie się prezentował, bo nie minęły dwie
sekundy, jak sam zaniósł się śmiechem.
Chichrali się jak małe
dzieci przez dobre kilka minut, dopóki nie zauważyli stojącej obok nich pani
Pomfrey. Obserwowała ich rozbawionym spojrzeniem, kręcąc przy tym głową.
- Widzę, że jesteś już w
pełni sił, drogie dziecko – zagaiła pielęgniarka, podchodząc do zarumienionej
ze śmiechu dziewczyny i przykładając jej dłoń do czoła.
- I tak się czuję –
odpowiedziała Hermiona, patrząc na kobietę z rozbawieniem. - Właściwie to
chciałabym już stąd wyjść...
- Oczywiście.
Uśmiechy zamarły na ustach
dwójki uczniów. Nie byli pewni czy na pewno dobrze usłyszeli.
- Słucham? - zapytała
gryfonka z nadzieją w oczach.
- Oczywiście, możesz wyjść
– potwierdziła pani Pomfrey, uśmiechając się pobłażliwie na szczęśliwy pisk,
który wydobył się z ust pacjentki. - Uważaj jednak, by nie pić nic, co nie
pochodzi ze sprawdzonego źródła.
Hermiona pokiwała głową, po
czym zwinnie zeskoczyła z łóżka. Zachwiała się na nogach w przód i w tył,
ciesząc się z odzyskanej koordynacji ruchowej, czym wywołała przerażenie na na
twarzach dwójki obserwatorów. Kiedy uniosła spojrzenie, zobaczyła Blaise'a w
pozycji, jakby właśnie próbował ją złapać, a pani Pomfrey wyglądała, jakby
chciała wepchnąć ją z powrotem do łóżka. Widząc jednak, że dziewczyna uśmiecha
się pogodnie, oddała gest, po czym ruszyła w stronę swojego pokoiku.
- To jak, nasza życiowa
łamago, idziemy do dormitorium? - zagadnął wesoło, za co dostał lekkiego
kuksańca w bok.
Mimo obraźliwego
określenia, gryfonka nie potrafiła się złościć. Wiedziała zresztą, że
towarzyszący jej ślizgon nie miał zamiaru jej obrazić.
Przemierzali korytarze w
ciszy, przerywanej jedynie wesołym pogwizdywaniem Hermiony. Miała tak świetny
humor, że aż chciało jej się śpiewać! W końcu wyszła z tego przeklętego
Skrzydła Szpitalnego, do tego ma jeszcze całe cztery dni, żeby przygotować się
na przyjęcie gości, w związku z rozpoczęciem projektu.
Dopiero będąc w połowie
drugiego piętra zorientowała się, że jej towarzysz jest zadziwiająco cichy.
Spojrzała w jego stronę kątem oka i zauważyła, że jest mocno nad czymś
zamyślony. Coś w wyrazie jego twarzy kazało jej przystanąć.
Blaise przeszedł kilka
kolejnych kroków, zanim zorientował się, że towarzysząca mu dziewczyna
zniknęła. Rozejrzał się z przerażeniem, ale gdy znalazł ją za sobą, tylko
pokręcił głową z politowaniem.
- Czyżbyś już tęskniła za
swoim szpitalnym łóżkiem? Nie martw się, w dormitorium masz o wiele
wygodniejsze – podniósł kilkakrotnie brwi, z pewnością z intencją rozbawienia
jej. Udało mu się. Mimo postanowienia wyciągnięcia z chłopaka co go gryzie, nie
potrafiła powstrzymać uśmiechu cisnącego się jej na usta.
Pokręciła głową, aby
powrócić do poważnego wyrazu twarzy i założyła ręce na piersi, jakby dla
upewnienia się, że nie wybuchnie ponownie śmiechem.
Czyżby ktoś ją nafaszerował
Eliksirem Rozweselającym?
- Blaise, co się stało? -
chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem w oczach.
- Czemu sądzisz, że coś się
stało?
- Widzę, że coś jest nie
tak – drążyła. Na jego twarz wypłynął bolesny wyraz, który potwierdził jej
przypuszczenia. Rozejrzała się dookoła, w poszukiwaniu dobrego miejsca by
usiąść, jednak nic nie znalazła. Chcąc nie chcąc ruszyła dalej, czekając aż
chłopak poradzi sobie z myślami i sam zacznie mówić.
- Chodzi o Wiewiórkę –
zaczął po kilku minutach. Dochodzili powoli do czwartego piętra i Hermiona już
dawno straciła nadzieję, że cokolwiek z niego wyciągnie. Słysząc jednak, że
zaczyna mówić, złapała go za rękę i pociągnęła w stronę nieużywanej klasy.
Zamknęła drzwi, a następnie usiadła na ławce, zupełnie nie zwracając uwagi na
zdezorientowaną minę ślizgona.
- Co się stało? -
powtórzyła pytanie, machając nogami w powietrzu.
Zabini westchnął
przeciągle, a następnie oparł się plecami o ławkę, tuż obok Granger i założył
ręce na piersi.
- Ostatnio przyznała, że
się jej podobam... pozwoliła się pocałować. Ba! Nawet oddała pocałunek! -
zaczął podnosząc głos. - A później zaczęła mnie unikać. Po prostu zebrała swoje
rzeczy i wróciła do wieży Gryffindoru.
Skarga oraz ból emanujące z
jego głosu sprawiły, że dziwne uczucie chwyciło ją za serce. Domyślała się, że
ciężko musi mu przychodzić mówienie o tym wszystkim. Zresztą, który mężczyzna
potrafi bez krępacji mówić o swoich uczuciach?
Poczuła żal do Ginny.
Uwielbiała ją, jednak zupełnie nie rozumiała jej zachowania. Wiedziała, że
Blaise strasznie się jej podoba, więc dlaczego ucieka? A nawet jeżeli nie chce
z nim być, to po co go całuje, dając tym samym nadzieję? Nie chciała jej
oceniać. Była pewna, że ten rudy chochlik miał jakiś powód. Postanowiła
porozmawiać z nią przy najbliższej okazji.
Spojrzała na stojącego przy
niej, załamanego ślizgona, zastanawiając się co powinna mu powiedzieć.
- Blaise... - szepnęła,
kładąc mu dłoń na ramieniu, jednak przerwał jej.
- Nie poddam się, wiesz? -
powiedział z mocą, patrząc prosto w jej oczy. Wiedziała, że nie kłamie. Młoda
Weasley musiała naprawdę dużo dla niego znaczyć. Skinęła jedynie głową,
posyłając mu delikatny uśmiech.
- Chodźmy już.
Wyszli z sali, zatapiając
się w ciszy. Kiedy już wszystko zostało powiedziane, nie wiedzieli o czym
mogliby rozmawiać. Chyba po raz pierwszy w życiu, Blaise Zabini nie potrafił
nawiązać z kimś kontaktu.
Bez większych przeszkód
dotarli na czwarte piętro, a Hermiona czuła, że jej świetny humor zaczyna
ulatniać się z zawrotną prędkością. Sądziła, że złe samopoczucie towarzysza
zaczyna wpływać i na nią, gdy zobaczyła scenę, która praktycznie wbiła ją w
ziemię.
Przed ogromnym obrazem
nundu, zakrywającym wejście do Pokoju Prefektów Naczelnych, stali Malfoy z
Greengrass. Może jeszcze jakoś by to zniosła, mimo że nie potrafiła wybaczyć
tej zołzie wielu rzeczy. Najgorszy był fakt, że całowali się namiętnie, nie
zauważając nawet, że mają publiczność.
Poczuła, jak
niewytłumaczalna złość zalewa jej ciało, a niechciane łzy cisną się do oczu.
Dlaczego tak reagowała?!
Przyspieszyła kroku i
dosłownie staranowała przyssaną do siebie parę, aby jak najszybciej dostać się
do salonu. Nie zwracała uwagi na idącego za nią Zabiniego. Przemierzyła
pomieszczenie szybkim krokiem, ostatecznie zamykając się we własnej
sypialni.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Draco od rana chodził jakiś pobudzony. Czuł, że
ten dzień będzie bardzo emocjonujący- niekoniecznie w pozytywnym tego słowa
znaczeniu.
Dzisiaj miał wolne od czatowania przy Granger,
więc postanowił spędzić czas w zupełnej samotności. Nareszcie miał do tego
sposobność. Wiewiórka nie pokazywała się już od kilku dni, więc wywnioskował,
że po prostu się wyniosła i nie spodziewał się jej powrotu, a Blaise z
pewnością będzie siedział przy Granger. Taak, zapowiadał się cudowny dzień.
Tylko on, Ognista Whiskey i... wypracowanie z transmutacji.
Zaraz po śniadaniu postanowił wcielić swój plan
w życie, więc wyciągnął pełną butelkę ulubionego bursztynowego płynu, stawiając
tuż obok pustej szklanki, czystego pergaminu oraz kałamarzu z zestawem
najlepszej jakości piór.
Napełnił szklankę, otworzył atrament i popijając
alkohol, zabrał się za pisanie. Gdy był już w połowie zarówno wypracowania, jak
i butelki, usłyszał ciche stukanie od strony okna. Odwrócił głowę w stronę
źródła dźwięku, gdzie zobaczył wielką sowę uszatą, ledwo utrzymującą się wśród
opadających na nią kropel deszczu. Nie zwlekając podszedł do okna, a zwierzę
zatoczyło koło, zrzucając, o dziwo nie przemoknięty list, na kanapę, po czym
wyleciało w tylko sobie znanym kierunku.
Draco zmarszczył brwi, przyglądając się
zaadresowanej do niego kopercie. Nie spodziewał się żadnego listu, a też nie
rozpoznał ptaka, który go przyniósł. Nie zwlekając podszedł do kanapy i
wyciągnął świstek pergaminu.
Kochany Draco,
Mam nadzieję, że u
Ciebie wszystko w porządku i niczego Ci nie brakuje. Czuję się nieco samotna w
naszym ogromnym domu, ale staram się sobie radzić.
A jak Tobie idzie?
Słyszałam, że masz brać udział w jakimś projekcie z tą szlamą Granger. Nie da
się nic zrobić?
Pozdrów Blaise'a i walcz
o swoje.
Kocham
Cię,
Mama
PS Harold nie żyje dlatego kupiłam nową sowę.
Tata dostaje tygodniową przepustkę. Spodziewamy się go na Boże Narodzenie.
Wiedział, że całość tego listu to po prostu
przykrywka. Wcale nie obchodziło jej, że ma brać udział w czymkolwiek z osobą
nieczystej krwi. Sama już dawno pozbyła się wszelkich uprzedzeń.
Jednak czy na pewno?
Tak, z pewnością chodziło jedynie o meritum
wiadomości, przekazane w post scriptum. Ojciec będzie z nimi na święta. Kurwa!
A myślał, że się uwolnili, że będą mieli spokój.
Najwyraźniej nie było im to pisane.
Ścisnął kartkę w pięści, po czym rzucił ją
wprost do kominka.
Żegnaj cudowny dniu.
Miał ochotę się napić. Napić więcej niż teraz.
Do nieprzytomności, żeby nie myśleć.
Nieprzyjemne wspomnienia zaczęły napływać do
jego umysłu popychając go do sięgnięcia po kolejną butelkę Ognistej, mimo że
poprzednia nie została jeszcze opróżniona.
Ciemność, śmierć, czasy śmierciożerców,
Voldemort... mrok zaczął zasnuwać jego umysł, jak zawsze na samo wspomnienie o
tym tyranie, zwanym jego ojcem. To wszystko przez niego. Jego duma nie
pozwoliła dbać o szczęście i bezpieczeństwo własnego syna. Martwił się tylko o
siebie i o swoją żonę.
Przestań o tym myśleć!
Sądził, że już dawno się z tego wyleczył. Ojciec
już od dłuższego czasu siedział w zamknięciu, więc nauczył się jako tako żyć w
normalności. A teraz znów to wraca. Nie...
Opróżniał szklankę za szklanką, zupełnie tracąc
rachubę. Byle tylko pozbyć się tego ciężkiego uczucia. Byle tylko zapomnieć.
Kiedy wreszcie wstał w kanapy czując, że jego
pęcherz więcej nie wytrzyma, obydwie butelki leżały całkowicie opróżnione na
podłodze, a trzecia do połowy pełna stała na stoliku.
Draco ruszył slalomem w stronę łazienki,
zastanawiając się, która klamka jest prawdziwa. Zajęło mu dobrą minutę dostanie
się do środka, a kolejne dziesięć trafne wycelowanie do ubikacji.
Cały świat wirował, nabierając różnorodnych
barw. O dziwo, nie było mu niedobrze po wypiciu tak dużej ilości alkoholu. Czuł
się lekki i zupełnie zapomniał o bólu. Właściwie, to nie wiedział nawet gdzie
się znajduje, ale teraz to nie było ważne.
Rozejrzał się w poszukiwaniu pozostałości
Whiskey, kiedy usłyszał pukanie. Odwrócił się w stronę dźwięku, a następnie
podpierając się ścian zaczął, zmierzać w tamtą stronę.
- Uż jidee – zawołał, kiedy stukot powtórzył się
już trzeci raz. Ktoś był albo nachalny, albo bardzo zdeterminowany.
Kiedy już dotarł do wejścia i udało mu się
złapać za właściwą klamkę, przed jego oczami ukazała się wytapetowana twarz
Daphne Greengrass.
- Cześć Smoczku, chciałam tylko... – zaczęła
dziewczyna, ale natychmiast przerwała, orientując się w jakim stanie jest jej
rozmówca. - Ty jesteś pijany! - pisnęła rozglądając się dookoła w przerażeniu.
Po chwili jednak, pewna myśl zaświtała w jej głupiutkim umyśle, bo wystraszoną
minę zastąpiła inna, lubieżna.
- A ty pusta, Gingas – wymamrotał, chichocząc
pijacko.
Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem,
zwalając obraźliwe słowa na karb nietrzeźwości.
Podeszła do niego bliżej, naciągając skąpą
koszulkę tak, by jeszcze bardziej odsłoniła jej pełny biust. Oparła się
ramieniem o futrynę w ten sposób, że niemal stykali się nosami.
- Może pomogę ci położyć się do łóżka, co? -
wymruczała zalotnie, głaszcząc go po ręce.
Czując jej dotyk, skrzywił się nieznacznie i
chwiejnym krokiem wyszedł na korytarz.
- Jiiź do siebie Gingas. Nie chce ciee – mówiąc
to, przymknął powieki i zatoczył się wprost w ramiona blondynki.
Daphne, korzystając z jego bliskości, podniosła
go do pionu a następnie wpiła się w jego usta, wkładając w pocałunek całą pasję
oraz frustrację, którą czuła od jakiegoś czasu. W końcu był jej.
Co się dzieje? Ja nie chcę! Myślał Draco, oddając bezwiednie pocałunek.
Chociaż w sumie, czemu nie? Potrzebował kobiety, nawet bardzo. Od jakiegoś czasu z nikim nie
był, nie wiedział właściwie czemu. Co się stało z jego wewnętrznym casanovą?
Ale Granger!
Krzyczał w myślach. A właściwie kogo teraz całuje? Nawet nie wiedział. Podniósł
jedną dłoń by pogłaskać dziewczynę po włosach drugą obejmując ją w talii.
Miękkie, długie włosy, szczupła talia... to na
pewno Granger. Taaak...! Uśmiechnął się, po czym
pogłębił pocałunek z pełnym przekonaniem co do tożsamości partnerki.
Przyciągnął ją bliżej, na co pisnęła cicho w zachwycie.
Inaczej wyobrażałem sobie pocałunek z nią. Miał
być namiętny, pełen pasji, ale nie taki... śliniący.
Przemknęło mu jeszcze przez głowę i w tym samym
momencie został brutalnie oderwany od dziewczyny.
Odwrócił pijany, zdezorientowany wzrok w stronę
napastniczki, ale mignął mu jedynie kasztanowy kolor cudownych włosów, które
trzymał w rękach...
Na jedną, krótką sekundę poczuł się na tyle
trzeźwy, żeby przeanalizować sytuację. Spojrzał w stronę drzwi, na stojącą
blisko niego Greengrass, a następnie na Blaise'a, którego mina nie wróżyła niczego
dobrego i z przerażeniem stwierdził, że osobą, którą tak zawzięcie całował
wcale nie była Granger.
Moment trzeźwości minął, a wraz z nim powaga,
która rysowała się na jego twarzy.
- Przynajmniej wiem, że to nie ona się tak
ślini! - zawołał, zupełnie nie panując nad tym co robi i mówi, a następnie
obrócił się od zdezorientowanej dziewczyny, chwiejnie wpatrując w stronę
wejścia do dormitorium. - Jak się otwierało te cholerne drzwi?...
Zachwiał się dwukrotnie, a później usłyszał
głośne westchnięcie i obraz usunął mu się z widoku.
- Dzięki wielki kocie! - krzyknął podnosząc
kciuk do góry, po czym wtoczył się do środka, opadając na najbliższy fotel. W
następnej chwili spał już w najlepsze.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- Idź do siebie Greengrass, nic tu po tobie –
warknął Blaise, patrząc na rozdartą blondynkę wpatrującą się w miejsce, w
którym przed chwilą zniknął Draco.
Miał dość niańczenia wszystkich naokoło.
Dość niedojrzałości i pijaństwa Malfoya. Miał własne problemy, nie musiał na
dodatek zajmować się cudzymi.
Daphne posłała mu oburzone spojrzenie,
najwyraźniej chcąc jeszcze coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowała i po prostu
odeszła.
Ślizgon pokiwał głową na zachowanie przyjaciół,
którego przed chwilą był świadkiem. Czy oni naprawdę są ślepi? Widać przecież,
że coś ich do siebie ciągnie. Może się nie kochają, ale na pewno przestali się
nienawidzić. Poza tym mógłby przysiąc, że Malfoy patrzy na tę gryfonkę zupełnie
inaczej niż kiedyś. Oni przynajmniej są pewni uczuć drugiej osoby. No może nie
tak do końca, ale bynajmniej nie siedzą w takiej kropce jak on.
I co ja mam zrobić z tym rudym chochlikiem?
Wszedł do salonu, kręcąc głową na widok
przyjaciela śpiącego w dosyć nietypowej pozycji. Jego ciało było ułożone w poprzek
fotela, a głowa leżała na podłodze pod dziwnym kątem. Omiótł spojrzeniem pokój
i aż gwizdnął na widok ilości opróżnionych butelek. Musiał przyznać, że Smok
nieźle dał dziś w palnik. Ciekawe co go do tego skłoniło? Owszem, lubił wypić,
jednak nie w takich ilościach.
Machnięciem różdżki sprzątnął bałagan, a
następnie złapał za napełnioną do połowy flaszkę, z której zaczął popijać.
Po nie więcej niż dziesięciu małych łykach,
poczuł jak jego ciało zalewa ogromna fala smutku, więc ze złością odłożył
resztkę alkoholu. Żadne cholerstwo nie pomaga! Jest tylko jeden sposób...
Spojrzał na drzwi, za którymi zamknęła się
Hermiona, po czym wstał i wyszedł z salonu. Wiedział co chce, a także musi
zrobić.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
- Seamus odczep się ode mnie, nie mam zamiaru z
tobą rozmawiać! - krzyknęła Ginny, wstając z fotela. Gryfoni spojrzeli na ze
zdziwieniem, a w niektórych dojrzała również współczucie. Nie wiedzieli, co ten
dupek jej zrobił, ale też rozumieli, że może mieć wreszcie dość nachalnego
zachowania chłopaka.
A miała, naprawdę. Najchętniej powiesiłaby go za
nogi z Wieży Astronomicznej i patrzyła jak wydziera się ze strachu. Niestety
nie mogła. Zamiast tego zmuszona jest do codziennego oglądania jego
twarzy oraz wysłuchiwania wiecznych jęków.
Co mnie podkusiło, żeby tutaj wrócić?! Wiedziała jednak, że inaczej nie mogła. Alternatywną opcją było
jedynie przebywanie nadal w towarzystwie pewnego przystojnego ślizgona, a na to
nie mogła sobie pozwolić. Nie wiedziała jak zareaguje. Przy nim nie była pewna
swoich odruchów, uczuć... czasem nie była nawet pewna jak się nazywa!
Musiała go unikać, przynajmniej do momentu, aż
nie dojdzie do ładu z własnymi uczuciami.
A co jeśli on nie będzie na ciebie czekał?... Och, zamknij się.
W kilku susach pokonała schody i weszła do
swojego pokoju. Z ulgą zauważyła, że jej współlokatorek nie ma w pomieszczeniu.
Nie miała najmniejszej ochoty na plotki i chichoty. Potrzebowała chwili
ciszy.
Położyła się na wznak, wbijając zamyślone
spojrzenie w krople deszczu spływające po szybie. Nie potrafiła do końca
określić, czy żałowała swojego zachowania czy też nie. Z pewnością powinna się
go wstydzić. Pocałunek był cudowny, najlepszy jaki dotychczas jej się
przytrafił, ale co z tego? Zachowała się jak bezduszna egoistka!
Wcale by się nie zdziwiła, gdyby skreślił ją
nawet jako koleżankę...
Uderzyła pięścią w poduszkę, próbując dać ujście
swojej frustracji.
- … tak, a widziałaś jak spojrzał na mnie?
Normalnie, masakra! - drzwi do dormitorium otworzyły się na oścież i stanęły w
nich Dominique i Charlotte*, współlokatorki Ginny z roku niżej.
- Widziałam! Jakby patrzył na nową Błyskawicę, w
dodatku na wyprzedaży! - szczebiotała Charlotte zupełnie nie zwracając uwagi na
leżącą na łóżku Ginny.
- Dziewczyny, możecie się tak nie wydzierać? -
zapytała ruda, nie otwierając oczu.
W pomieszczeniu zapadła głęboka cisza i mogłaby
przysiąc, że widzi jak dziewczyny rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- Jasne – rzuciła Dominique od niechcenia.
Jeszcze raz zapadła cisza, którą po chwili znów przerwała. - A ty nie idziesz
na kolację?
- Idę, idę – odpowiedziała Gin, po czym z
westchnieniem podniosła się z łóżka. Kiwnęła blondynkom zdawkowo na
przywitanie, a następnie wyszła do Wielkiej Sali.
Właściwie ani trochę nie była głodna, jednak
koniec końców wolała posiedzieć z resztą gryfonów niż wysłuchiwać głupiutkiej
gadki obu dziewczyn. A nuż zgłodnieje na widok tych wszystkich pyszności?
Ruszyła przed siebie, zupełnie nie zwracając
uwagi na mijanych ludzi. Bała się, że go zobaczy.
Boże, ale idiotka ze mnie! Nie mogę przecież
chować się przed każdym facetem, z którym miałam do czynienia. Głupota.
Uniosła podbródek dodając sobie tym samym
pewności siebie. Była na trzecim piętrze, kiwając głową na przywitanie Sir
Nicolasowi, kiedy usłyszała, że ktoś woła jej imię.
- Ginny! Wiewiórko, zaczekaj! - nie musiała się
odwracać, żeby wiedzieć kto zmierza w jej stronę. Przymknęła oczy, żeby jeszcze
bardziej podnieść się na duchu, po czym odwróciła się w stronę śniadego
ślizgona.
Nie sądziła, że zdążył podejść tak blisko. Na
widok głębi jego brązowych oczu tuż przed jej twarzą, odskoczyła z przerażeniem
do tyłu. Poczuła, że jej nieposłuszne serce wykonuje potężnego fikołka.
- Cześć, Blaise – skrzywiła się słysząc swój
oschły ton. To już do tego doszło? Nie dość, że go unika, to będzie jeszcze
wredna? Odchrząknęła i dokończyła już milej. - Wybacz, ale spieszę się na
kolacje.
- To dobrze się składa, bo też idę w tamtą
stronę – powiedział, doganiając dziewczynę, która zdążyła już odejść na parę
kroków.
Spojrzała na niego przeciągle, ale nic nie
powiedziała. Nie chciała, żeby z nią szedł, ale nie chciała także, by zniknął.
Co za ironia...
- Hermiona wyszła ze Skrzydła i...
Przystanęła na moment patrząc na chłopaka
szeroko otwartymi oczami.
- Kiedy? Dlaczego nikt mi nic nie powiedział?
- No... właśnie ci mówię – odpowiedział Blaise
niezbyt mądrze, za co otrzymał pełne politowania spojrzenie. - Poza tym wyszła
niecałą godzinę temu i wiem o tym tylko ja. Kto więc miał ci powiedzieć?
Skinęła głową, przyjmując takie wytłumaczenie.
Postanowiła, że zajrzy do przyjaciółki jak tylko coś zje. Z tych wrażeń
poczuła, że zaczyna ssać ją w żołądku.
Przez dłuższą chwilę, na korytarzu było słychać
jedynie głuchy odgłos ich kroków. Każde szło, zagłębione w swoich myślach, mimo
to zerkali na siebie niespokojnie.
Ginny czuła jak napięcie między nimi zaczęło
powoli sięgać zenitu. Jej puls przyspieszał gwałtownie za każdym razem, gdy
tylko jego ręka musnęła jej. Kiedy podszedł trochę zbyt blisko, nie wytrzymała.
- Blaise, ja... - przerwała na moment,
zatrzymując się w miejscu. Spojrzała mu w oczy, starając się za wszelką cenę
skupić na słowach, które powinna mu przekazać, ale jej umysłem zawładnęła
całkowita pustka.
Odwróciła spojrzenie z poczuciem, że jeżeli
dłużej będzie zatapiać się w tym hipnotyzującym brązie, to już nigdy nie powie
tego, co planowała.
Odchrząknęła pod nosem, szurając jednocześnie
stopą w geście zakłopotania.
- Tak? - usłyszała po dłuższej chwili. Kątem oka
zobaczyła, że chłopak robi nieśmiały krok w jej stronę.
Trzeba to w końcu powiedzieć. Nie ma wyjścia.
- Słuchaj, nie możemy być razem – wyszeptała.
Jej głos był ledwie słyszalny, jednak była pewna, że sens słów dotarł do stojącego
tuż obok niej ślizgona.
- Dlaczego? - jego głos był cichszy niż
tchnienie wiatru, a mimo to, można była dosłyszeć w nim tyle smutku, że aż
ścisnęło jej serce.
Poczuła, że dłużej nie wytrzyma. Co ma
powiedzieć? Że się boi? Że chce czasu? Że jest wstrętnym, egoistycznym
tchórzem?
Wyraz jego twarzy sprawił, że poczuła
napływające do oczu łzy. Nie chciała by to oglądał. Zwłaszcza, że sama, na
własne tylko życzenie, zrezygnowała ze szczęścia. Zrezygnowała... z siebie.
Podniosła głowę jedynie na parę ostatnich sekund
i spojrzała mu w twarz.
- Wybacz – wyszeptała, po czym uciekła przed
siebie, czując jak po policzkach zaczynają spływać jej łzy.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Obudziła się następnego dnia, czując tępy ból,
pulsujący w jej głowie. Połowa nieprzespanej nocy, przy akompaniamencie
powracającego co jakiś czas szlochu, nie zapowiadały niczego innego. Doprawdy,
nie mogła zrozumieć, dlaczego tak bardzo przejęła się tym dupkiem. Co ją
obchodzi z kim się całuje?
Może i by nie obchodziło, gdyby to nie była
akurat ta Greengrass…
Jasne. Co ty próbujesz sobie wmówić?
Poczuła się zdradzona. Tak, właśnie, ZDRADZONA.
Przecież przyjaciółka Daphne próbowała ją otruć, a ta przebrzydła fretka się z
nią całowała! A co jeśli Daphne też stała za tą całą sprawą z zatrutym sokiem z
dyni? Wcale by się nie zdziwiła.
Zacisnęła dłonie w pięści, uderzając nimi w
pościel. Nienawiść, bezradność i zawód dusiły ją w piersi. Nie wiedziała jak
się zachować, co zrobić by, tylko ulżyć temu destrukcyjnemu uczuciu. Powoli
uniosła się do pozycji siedzącej i zamknęła oczy oceniając swój fizyczny stan.
Zdecydowanie potrzebowała jakiegoś eliksiru przeciwbólowego, bo ból głowy
stawał się powoli nie do zniesienia.
Westchnęła cicho próbując dodać sobie odwagi, po
czym najciszej jak potrafiła wyszła do salonu. Gnana jakąś dziwną
przezornością, rozejrzała się dookoła, a widząc, że jej wstrętnego
współlokatora nigdzie nie widać, pewniejszym krokiem podeszła do barku.
Stanęła na palcach, by dosięgnąć szafki, która
wisiała zdecydowanie za wysoko i zaczęła przeglądać fiolki, które leżały w
zasięgu jej wzroku. Miała szczęście. Flaszka z eliksirem przeciwbólowym stała
zaraz w pierwszym rzędzie, razem z eliksirami na kaca. Szybkim ruchem chwyciła
półlitrową butelkę, po czym upiła dwa duże łyki. Przymknęła powieki, czekając
na efekty, kiedy do jej uszu dotarł przeraźliwy huk. Podskoczyła ze strachu,
wylewając odrobinę zbawiennej mikstury na jedwabną piżamę, a jej spojrzenie
przebiegło pokój w poszukiwaniu źródła tego głośnego dźwięku.
Zmarszczyła brwi, gdy nie znalazła nic dziwnego,
a wtedy usłyszała coś jeszcze. Głośny jęk.
Wystraszona podbiegła do pobliskiego fotela,
obróconego w stronę kominka, a widok, który ujrzała sprawił, że z trudem
stłumiła mściwy chichot.
Malfoy leżał obok fotela w podkulonej pozycji,
podpierając się na głowie, której ułożenie było zdecydowanie nietypowe. Jego
smukłe ręce leżały na podłodze, wyciągnięte wzdłuż ciała, które ułożyło się w
trójkąt.
Hermiona wyminęła zwinnie tę ludzką karykaturę,
którą w tym momencie prezentował blond arystokrata i złapała za butelkę,
stojącą na stoliku. Alkoholu zostało zaledwie trochę na dnie, więc bez żadnych
skrupułów wyrzuciła ją do śmietnika. Zastanowiła się przez chwilę, czy powinna
zrobić coś z Malfoyem, jednak postanowiła dać sobie spokój. Nie zasłużył na jej
pomoc nawet w najmniejszym stopniu.
Wzruszyła ramionami, a następnie ruszyła w
stronę łazienki, chcąc wziąć szybki prysznic i zniknąć z dormitorium zanim ślizgon
wyjdzie z tego beznadziejnego stanu.
Zrzuciła z siebie nadal mokrą od eliksiru
koszulkę, rzucając ją razem ze spodenkami do kosza na brudy. Podeszła do
lustra, gdzie z bliska przyjrzała się swojej twarzy i aż się skrzywiła na
ogromne worki rysujące się pod jej oczami. Zanotowała sobie w myślach, żeby
zająć się tym później, po czym bez dłuższej zwłoki weszła pod prysznic.
Uśmiechnęła się do siebie, gdy ciepły strumień spłynął po jej ciele. Dopiero
teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo spięta była od dłuższego
czasu.
Myła się w przyspieszonym tempie, spłukując
właśnie szampon z głowy, kiedy drzwi do łazienki otworzyły się z donośnym
trzaskiem. Była pewna, że tym razem je zamknęła. Nigdy przecież nie popełniała
dwa razy tego samego błędu. Wychyliła głowę przez szparę w kabinie i od razu
tego pożałowała. Jej oczom ukazała się blond czupryna, której właściciel w
okropnych męczarniach zwracał zawartość żołądka, wprost do otwartej muszli
klozetowej.
Dobrze, że chociaż zdążył na czas. Jakoś nie
miała ochoty pozbywać się jego wymiocin z podłogi.
W momencie, gdy ta myśl przebiegła przez jej
głowę, skrzywiła się ze złości. Nie miała wyjścia. On się nią zajmował, nie
kręcił nosem, gdy wymiotowała wprost na nieskazitelnie czystą podłogę Skrzydła
Szpitalnego.
Sam się do tego doprowadził, ja byłam truta...
No i co z tego?
Całował się z Greengrass! Z przyjaciółką tej
idiotki, która chciała mnie otruć!
Kłóciła się ze sobą,
spoglądają na chłopaka z niesmakiem. Po paru sekundach westchnęła cicho, po
czym złapała za ręcznik i owinęła się nim, by podejść do Draco.
Jego głowa spoczywała na
klapie sedesu, a oczy były zamknięte. Domyślała się, że nadal nie wie co się z
nim właściwie dzieje, ani gdzie jest.
Złapała się jedną ręką pod
bok, drugą podtrzymując swoje prowizoryczne okrycie.
- I co ja mam z tobą
zrobić?- zapytała cicho, kręcąc głową. Przywołała do siebie jakieś ubranie, po
czym na parę sekund zniknęła w salonie, żeby się przebrać.
Odwiesiła ręcznik i
podeszła do Dracona. Przyjrzała mu się dokładnie, czując zimny dreszcz na widok
bladości, która pokryła jego skórę. Sięgnęła po różdżkę i zaklęciem swobodnego
zwisu, przetransportowała na wpół przytomnego ślizgona wprost do jego sypialni.
Przyniosła mu eliksir na kaca, wyczarowała butelkę wody oraz miskę na wypadek
kolejnych torsji.
Stanęła w drzwiach,
przyglądając mu się oceniającym wzrokiem.
A miałam ci nie pomagać, ty
dupku...
Mimo wszystko na jej twarz
wypłynął ni to czuły, ni ironiczny uśmiech. Już miała wyjść, kierując się na
śniadanie, kiedy usłyszała cichy szept. Obróciła się powoli i zobaczyła, że
Malfoy porusza ustami. Nie czekając zbliżyła się, obniżając głowę tak, by
zrozumieć słowa.
- Gre...ang... gre...ang...
Podniosła gwałtownie głowę,
patrząc na niego z niedowierzaniem. Scena pocałunku ślizgona z tą pustą
blondynką stanęła jej przed oczami, jak żywa. Była na niego wściekła. Nadal
jest.
Stłumiła w sobie gwałtowną
chęć zabrania eliksiru na kaca oraz wody i ruszyła w stronę drzwi.
- Nienawidzę cię, Malfoy –
syknęła już w przejściu, po czym zniknęła w salonie.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
* Dziewczyny wymyślone
całkowicie przeze mnie, nie mają wpływu na dalszą historię
Hahahaahaha
OdpowiedzUsuńTo się uśmiałam podczas sceny z pianym Malfoyem!!!! Najlepsze było "Młody dziedzic ruszył slalomem w stronę łazienki, zastanawiając się, która klamka jest prawdziwa." :D
Ahhhh... Idealna lektura ma dobranoc <3
Pozdrawiam i życzę słodkich snów :*
Ludum/Skrzat (zmieniłam nazwę)
Rozdział jest naprawdę cudny xd Uśmiałam się z tego jego slalomu xd "zastanawiając się która klamka jest prawdziwa" hahahahahahah
OdpowiedzUsuńLe chyba najbardziej rozwaliło mnie to M"iękkie, długie włosy, szczupła talia... to na pewno Granger. Taaak...! Uśmiechnął się, po czym pogłębił pocałunek z pełnym przekonaniem co do tożsamości partnerki." Hahahahahaha xd Jak ten dureń mógł pomylić Hermi z Dapfne to ja nie wiem. Nawet po dwuch butelkach Ognistej ;p Mam nadzieję że nowy rozdział jak najszybciej.
Buźki,
Melka Zabini
Ps. Oh jak ja kocham twojego Bleis'a
Informuję o nowym rozdziale, wedle życzenia :)
OdpowiedzUsuńhttp://umysl-czystszy-niz-lza.blogspot.com/
Dzięki, ale od tego jest SPAM. Następnym razem kieruj proszę powiadomienia właśnie tam.
UsuńWspaniały rozdział! Hermiona wreszcie wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, ale Draco zachował się jak dupek! A alkohol wcale go nie tłumaczy!
OdpowiedzUsuńGinny i Blaise... ech.. tak miało być pięknie, a Ruda wszystko.. spaprala. ;<
No nic, czekam na nexta, szkoda, że dopiero za dwa tygodnie, ale postaram wykrzesać z siebie troszkę cierpliwości. ;)
Pozdrawiam,
Fioletoowa
P.S. Przepraszam za błędy, ale piszę z tel.
Ale się zdenerwowałam, namiętne pocałunki z ta pusta larwą, bleee ;/
OdpowiedzUsuńSzkoda że Ginny i Blaise nie ten tego ale myślę, że Zabini coś wymyśli i będzie Happy end :D Czekam na następny oczywiście.
Głupia Ginny nie rozumiem jej zachowania. Dlaczego boi się być z Zabinim przecież on jest fantastyczny według mnie..). Ja bym się nawet sekundy nie zastanawiała ale jakieś komplikacje być muszą. Pozdrawiam Karolina
OdpowiedzUsuńŁoo, cóż to za długi rozdział! Tylko przewijam i przewijam, wena w te ukropy widzę odpowiednia :)
OdpowiedzUsuńKochana, nie mogłam Cię zawieść i w końcu znalazłam trochę czasu na tego bloga! Nie ma co, talent to Ty masz! Profesjonalnie, i jak wciąga! I te zwroty akcji! I Twoje przedstawienie bohaterów... Co ja będę gadać? Sama wiesz :) Chyba wyraziłam się jasno, że bardzo mi się podoba! Ach, ten Malfoy.
Rozumiem ją doskonale. Miło, że mimo wszystko mu pomogła... Aj ci faceci po pijaku nie raz coś nabroją :) Myśle jednak, że wszystko się im jeszcze ułoży. Pozdrawiam i życzę Weny! :)
OdpowiedzUsuńVenetiia
Hahah, pijany dziedzic :D
OdpowiedzUsuńgłupi, głupi, głupi Malfoy! Żeby załować się z tą pustą Greengrass :3
czemu Rudasek nie chce być z Diabełkiem ? On jest taaaki uroczy :)
Świetny rozdział!
Pozdrawiam, emersonn
potterowskie-co-nieco.blogspot.com
Wrrrr.. jestem zła na Wiewiórkę! Jak mogła tak okrutnie potraktować mojego kochanego Diabełka?!?! No pytam się jak?
OdpowiedzUsuńMam nadzeiej, że odważy sie z nim być!
Draco w tym momencie to dupek to żę był pijany niczego nie tłumaczy! ;D
zapraszam do siebie na nwoy rozdział :
http://wspomnienia-smierciozercy.blogspot.com
pozdrawiam Avad ka;*
Hahhaa, rozdział genialny! :D
OdpowiedzUsuńPoprawiłaś mi nastrój, i teraz mam ochotę tylko się śmiać :P
Akcja z pijanym Malfoyem- bezbłędna. Chociaż wkurzyłam się na niego za ten pocałunek (tak, wiemm że nie był świadomy, z kim się całuje, ale to nie zmienia faktu, że jestem zła xd)
Jejku, co ta Ginny zrobiła :x Blaise u Ciebie jest taki kochany, a ona go odrzuca. Pewnie boi się powtórki po akcji z Seamusem.
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
droga-do-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam M.
Bardzo mi się podobał ten rozdział! :)
OdpowiedzUsuńSuper był ten moment z pijanym Draco, poprawił mi strasznie humor. Słodkie było to jak szczerze myślał, że całuje Hermionę.
Nie rozumiem jednak, czemu Ginny nie dała szansy Blaise'owi :\ Mam nadzieje że wyjaśniam to w następnym rozdziale.
Pozdrawiam,
Bloom
Rozdział fantastyczny, no ale jasna cholera wkurzyłam sie jak nie wiem na Malfoy'a rozumiem że sie upił ale jak można pomylic tą wywłokę dafne z hermioną to karygodne zachowanie i
OdpowiedzUsuń-100 punktów dla Slytherinu
Haha uśmiałam się najbardziej na tym jak on pomylił klamki no ludzie musiał sie na serio mocnooooooo upić, oj mocno
podoba mi się w twoim opowiadaniu pokazanie uczuć Ginny i Blaise fajnie to opisujesz zresztą jak zawsze :D
pozdrawiam, i weny, Charlotte
No to Draco się nie popisał :p Ale mam nadzieje, że jakoś się tam dogadają w końcu czeka ich wspólna wymiana :D Rozdział jest oczywiście wspaniały i już się nie mogę doczekać kolejnego :D
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Założę się ,że na końcu chciał powiedzieć Granger ale Mionka zle zrozumiała.Do Dracona pasuje mi pijaństwo:D
OdpowiedzUsuńBiedny Blaise,wkurzam się na Wiewiórę ,że go odrzuca i nic mu nie wyjaśnia.Przecież go kocha a on ją,eh to życie...
Cudny rozdzialik;*
Hahha. Malfoy pijany.. haha. xD Genialny. Ale za ten pocałunek z Greengrass to mu się należy ten kac! No, w sumie.. myślał, że to Herm.. och, biedny. No, niech wyjaśni z Herm jakoś tę sytuację. Przecież ona nie może myśleć, że on tego chciał!
OdpowiedzUsuńWeasley, na gacie Merlina! Co ty do cholery jasnej wyprawiasz?! Bierz się za tego faceta!
Lucek wraca?! Och, nie.. ;c Teraz będzie się wpieprzał do życia Smoka.. Avadą go! xD ^^
Weny, kochana! :3
Ana M.
Łatwo jest się domyśleć, jaka była moja ulubiona scena w tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńOczywiście pijany Smok...Aż mi się mój Naczelny Pijak Hogwartu przypomniał... Dziękuję Ci za to ;)
Zdradź mi proszę sekret na pisanie tak długich rozdziałów, w tak krótkim czasie... ;)
Pozdrawiam, weny życzę ;*
Ja Sie pytam gdzie jest nowy jak zawsze prze cudowny rozdział? I dlaczego musiało być takie zakończenie? Hehe,rozdział genialny i czekam na nowy:)
OdpowiedzUsuńAj ale zazdrosna ta Hermiona. O i Narcyza kochająca matka phi hehe czekam na kolejny pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością <3
OdpowiedzUsuńczytam i czytam :) czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńWróciłam i nadrabiam. Zaskoczyłaś mnie, namieszałaś w życiu naszych bohaterów i zastanawiam się, w jaki sposób masz zamiar pociągnąć dalszą akcję. Liczę na jakąś małą zemstę ze strony Hermiony ;D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Najlepsze momenty z pijanym Malfoyem, haha :-D Z niecierpliwością czekam na następny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
celne wycelowanie - chyba jedyne co mi nie pasuje. Wydaje mi się, że brzmi troche jak masło maślane ale nie ma zadnego wplywu na rozdział :) moze poza faktem ze pewnie i tak nie trafił ale to można pominąć :D Jak zawsze fajnie sie czyta i odrazu przechodze do kolejnego rozdziału
OdpowiedzUsuńP
Wszystko super, tylko kłuje mnie to zdanie : "(...)ale bynajmniej nie siedzą w takiej kropce jak on." Zaprzeczyłaś w tym zdaniu podwójnie, w sumie wiadomo o co chodzi, ale drażni mnie jak widzę "bynajmniej nie" :)
OdpowiedzUsuńzmień na przynajmniej i będzie rozdział cud miód <3
B.
Dupek z tego Malfoya! A Hermionka mu pomogła! I jeszcze jest zazdrosna!
OdpowiedzUsuńMalfoy upity do nieprzytomności <- kocham
,,-Tak – odpowiedziała, wpatrując się w okno naprzeciwko.
- Słysząc potwierdzenie, zerwał się z miejsca, zaczynając wokół niej skakać.
- Co się stało? Coś ci przynieść? Jeść? Pić? Coś cię boli?" w tym momencie zaczęłam się przeraźliwie śmiać xD
Pozdrawiam magicznie
~hope~
Długo tu nie zaglądałam, ale ostatnio nie miałam zbytnio siły na czytanie jakiegokolwiek Dramione. Na szczęście mam dobrą pamięć co do fabuły. Hehe, niezły pijak z tego Malfoya, a Zabini drugi :) Mam nadzieję, że Hermiona da mu jeszcze jedną szansę.
OdpowiedzUsuńWiem, że się powtarzam, ale innych słów nie ma żeby opisać Twoje opowiadanie. Geniusz! Prawdziwy geniusz! Pijany Malfoy zawładną moim sercem. Dziwię się tylko, że Hermiona mu nie przywaliła, jak zobaczyła, że całuje się z Daphne.
OdpowiedzUsuńI co ta Ginny wyprawia? Odrzuca Blaise'a? Wariatka!
Pozdrawiam serdecznie
Genialne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki <3
Super, że Hermiona wyszła ze szpitala. Ale trochę głupio z Draconem postąpiła, ja pomogłabym mu , choć się całował z Dafne. Nic ich nie łączy, a myślałam , ze Hermiona nie będzie zaślepiona zazdrością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ,
Arystea.
No nareszcie wyszła ze Skrzydła . c: Ale współczuję jej tego co zobaczyła przed pokojem wspólnym . :C
OdpowiedzUsuńEhh , ten Draco .. Nawalił się w trzy dupy , a potem całuję Greengrass myśląc , że to Hermiona -,- Na jego miejscu zresztą też bym nie chciała , żeby Lucjusz wrócił za przepustką . :/
Ginny ! No jezuu , co ona odwala ! T,T Blaise , mój biedny T,T Jak ona mogła mu tak powiedzieć ?! Mój biedny Blaise T,T Jeszcze tego pożałuje .. Przecież ona go potrzebuje ! T,T
Dobrze , że mu Hermi pomogła . Pewnie się Draco zdziwi , gdy się obudzi .. Mam nadzieję , że porozmawiają o zdarzeniu z korytarza ..
Lecę dalej :********
/DramiLoveStroy
P.S.:" Dzięki wielki kocie " xd