Obudziły ją głośne krzyki
tuż obok łóżka. Dlaczego nie mogą się uciszyć? Dlaczego nie dadzą jej spać?
Była taka zmęczona, taka osłabiona...
Dlaczego nie mogą się
przymknąć?
Mimo, że słyszała krzyk, to
sens słów zaczął docierać do niej dopiero po paru sekundach. Gdy jej skołatany
umysł zarejestrował w końcu źródło tych głosów, poczuła jak szok wyrywa ją ze
stanu otępienia.
W jednej sekundzie
otworzyła oczy, a widok który się przed nią rozciągał sprawił, że jej drobna
szczęka powędrowała w dół.
Tuż obok jej łóżka stał
Draco Malfoy, a jego ręce mocno zaciskały się na ramionach jakiejś szczupłej
brunetki, w której po chwili rozpoznała Pamelę Thicks.
O co tu chodzi? Dlaczego
dwójka ślizgonów szarpie się tuż obok jej łóżka?
- … jeżeli jeszcze raz
zobaczę cię blisko niej, to pożałujesz, że się urodziłaś! - Hermiona
potrzebowała całych dziesięciu sekund, aby zorientować się, że ową „nią” jest
ona sama. O ile to możliwe, jej szczęka zjechała jeszcze niżej.
- Ale Dracusiu... -
zawodziła ślizgonka, krzywiąc się, gdy mocniej zacisnął dłonie na jej
ramionach. Z zielonych oczu dziewczyny zaczęły płynąć łzy.
Cała scena była tak dziwna
i nierealna, że leżąca na łóżku gryfonka nawet nie pomyślała, by ją przerwać.
Dopiero pojawienie się pani Pomfrey zmusiło Malfoya do wypuszczenia dziewczyny
z kleszczowego uścisku.
- Panie Malfoy, co pan
wyprawia?!
- Co ja wyprawiam?! -
zawołał, z furią odrzucając Thicks tak, że omal nie upadła na stojące za nią
łóżko. Jego dłonie zwinęły się w pięści, a oczy rzucały błyskawice. - To pani
co wyprawia!
- Nie rozumiem... - szok
najwyraźniej przyćmił złość wywołaną brakiem szacunku młodego ślizgona. W
głosie pielęgniarki było słychać jedynie niepomierne zdziwienie.
- Nie rozumie pani? -
zawołał, podchodząc do niej na niebezpieczną odległość. - Powinna pani dbać o
bezpieczeństwo swoich pacjentów!
Hermiona nawet nie
zauważyła, kiedy podniosła się na łóżku. Zdziwienie, które ją ogarniało już od
kilkunastu minut, w tym momencie osiągnęło czyste apogeum. Co się tutaj dzieje?
Co tu robi Pamela? I dlaczego Malfoy wydziera się na panią Pomfrey?
- Panie Malfoy, nie
rozumiem pańskich insynuacji, ale radzę dać sobie z nimi spokój. Moi pacjenci
zawsze są bezpieczni – odpowiedziała już opanowanym tonem, w którym jednak
kryło się oburzenie.
- Och, jest pani tego
pewna? - jego głos ociekał sarkazmem, gdy jednoznacznie spojrzał w stronę
skulonej ślizgonki.
- Panna Thicks? -
zdziwienie po raz kolejny przyćmiło oburzenie. - Toż to niedorzeczne!
Siedząca sztywno Hermiona,
skakała spojrzeniem po wszystkich trzech twarzach, starając się choć trochę
ogarnąć zaistniałą sytuację. Słyszała jak Malfoy wykrzykuje swoje racje, jednak
cała jej uwaga skupiła się na palącym pragnieniu, które ją ogarnęło. Musiała
się napić. Natychmiast. Nachyliła się w stronę nocnego stolika, na którym stał
dzban i nalała do kubka trochę soku dyniowego.
- Doprawdy nie wiem, o co
tyle krzyku. Pamela dba o Hermionę – tłumaczyła spokojnie pani Pomfrey, a
stojącego przed nią Malfoya zalewała coraz silniejsza furia i bezsilność. -
Przychodzi codziennie, przynosi świeży sok z dyni...
Zrozumienie spadło jak grom
z jasnego nieba, a przerażenie wymalowane w oczach głupiutkiej ślizgonki tylko
wzmocniło to przekonanie.
- Granger wypluj to! -
usłyszała głos Malfoya w momencie, gdy uniosła kubek, jednak było za późno.
Większa część napoju zdążyła już pokonać drogę do żołądka, wywołując
natychmiastową dawkę wymiotów. Osłabienie znów wzięło górę.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Czuł, jakby cały świat
zatrzymał się w miejscu. Nie mógł uwierzyć w głupotę pielęgniarki. Nie potrafił
zrozumieć, jak Granger mogła pić cokolwiek przyniesionego przez wroga? Chyba,
że nie wiedziała.
Z przerażeniem patrzył jak
jej wychudzone, targane torsjami ciało wyrzuca z siebie żółć. Domyślił się, że
nie jest to pierwszy raz. Gryfonka nie miała już co zwracać.
Poczuł jak furia
rozprzestrzenia się po jego ciele. Miał ochotę potraktować wszystkich jakąś
naprawdę ciężką klątwą.
Rzucił mordercze spojrzenie
w stronę tej pustej Thicks i już miał do niej podejść, kiedy jego uwagę
przyciągnął załamany głos pielęgniarki.
- Ale... ale ja nie
rozumiem...
- Czy pani jest naprawdę
taka tępa? - prychnął nie zważając na to, że właśnie obraził pracownika
Hogwartu. Nie obchodziło go to. Była tępa. Była głupia, naiwna! Wiedziała, że
Granger nie ma bliskiego kontaktu ze ślizgonami. Czyżby obecność jego i
Blaise'a od czasu do czasu tak bardzo ją zmyliła? Głupia, stara idiotka!
Miał ochotę zrobić jej i
tej durnej brunetce naprawdę ciężką krzywdę. Zamiast tego obrócił się na pięcie
by podejść do znów nieprzytomnej Hermiony.
- Idę z tym do McGonagall,
a ona idzie ze mną – warknął bardziej do siebie niż pod publikę, jednak jego
głos rozniósł się wśród ciszy.
- Nie ma takiej potrzeby
panie Malfoy – dotarł ich głos dyrektorki. Musiała stać w drzwiach już parę
dobrych chwil, obserwując zaistniałą sytuację. Jej jasne oczy błyszczały od
tłumionej złości.
Draco spojrzał w dół na
trzymaną w ramionach gryfonkę i zawahał się przez moment. Czekał, aż po jego
ciele zacznie rozprzestrzeniać się obrzydzenie albo zażenowanie, jednak nic
takiego nie nastąpiło. Jedynym uczuciem, które ogarniało go w całości była chęć
wydostania stąd Granger.
Co się z nim dzieje? Po co to
robi?
Nie ważne. Będzie się nad
tym zastanawiał później.
Dyrektorka weszła do
środka, mierząc wszystkich czujnym spojrzeniem. Jej wzrok na dłuższą chwilę
spoczął na Hermionie, leżącej bezwładnie w ramionach aroganckiego ślizgona.
Przez jej twarz przemknął bliżej nieokreślony wyraz.
- Możecie mi wytłumaczyć,
co tu się dokładnie dzieje?- jej surowy ton, który zazwyczaj doprowadzał
wszystkich do porządku, tym razem nie zdziałał nic.
Pani Pomfrey nadal stała na
środku pomieszczenia, wpatrując się w puste łóżko Hermiony i próbując
przetrawić wydarzenia, do których doszło pod jej zazwyczaj czujnym okiem. Z
kolei Pamela skuliła się jeszcze bardziej w swoim kącie, podpisując tym samym
wyrok na samą siebie.
Jedynie Malfoy, choć nadal
ogarnięty zimną furią, był na tyle trzeźwo myślący, by udzielić odpowiedzi na
pytanie dyrektorki. Spojrzał jeszcze raz na leżącą w jego ramionach dziewczynę
i zobaczył, że wstrząsają nią delikatne dreszcze. Najdelikatniej jak potrafił,
odłożył bezwładne ciało z powrotem do łóżka, a następnie szczelnie okrył
kołdrą. Nie chciał się do tego przyznać, ale jej stan naprawdę zaczynał go
martwić. Zwłaszcza, że nie miał pojęcia co ta głupia Thicks wykombinowała.
Odwrócił się w stronę
dyrektorki i wydało mu się, że przez jej twarz przemknął wyraz
zdezorientowania, który zniknął, gdy tylko mrugnął powiekami.
- Myślę, że Granger jest
podtruwana – powiedział na jednym wydechu. Czekał na jakąkolwiek reakcję,
wskazującą na zdziwienie, jednak nie doczekał się. Zamiast tego dyrektorka
zacisnęłą usta, kiwając ledwo dostrzegalnie głową.
Dopiero co poskromiona
wściekłość znów zaczęła wzrastać do niebotycznych rozmiarów.
Czy ta stara ropucha nie
rozumie powagi sytuacji? O co tutaj chodzi?
- Wiedziała pani o tym? -
zapytał wojowniczo. Nie obchodziło go, ze swoim napastliwym tonem tylko narobi
sobie kłopotów. Nie ważne.
- Nie – odpowiedziała
spokojnie, po czym odwróciła się w stronę ślizgonki.- Panno Thicks, może ma
pani coś do powiedzenia?
Dziewczyna podniosła
zdziwione spojrzenie, a nie zauważając wrogości w postawie dyrektorki,
wyprostowała się, by odpowiedzieć pewnym tonem.
- Ja tylko odwiedzałam
Hermionę, pani profesor.
Stara się utrzymać kontakt
wzrokowy. Głupia idiotka. Myśli, że McGonagall nabierze się na jej sztuczki!
Zacisnął pięści, słysząc
słowa brunetki. Miał ochotę potraktować ją Cruciatusem.
Dyrektorka przyjrzała się
jej uważnie, po czym zmarszczyła brwi.
- Z tego co mi wiadomo, nie
miałyście z panną Granger dobrych stosunków.
Pamela zawahała się na moment, najwyraźniej
ważąc w myślach kolejne słowa. Czyżby spodziewała się, że i tak nic nie wskóra?
Wszystko przemawiało przeciwko niej.
- To prawda, pani dyrektor – odpowiedziała
przymilnym głosem, starając się brzmieć jak mała, skruszona dziewczynka. Draco
czuł jak przysłowiowy nóż otwiera mu się w kieszeni. - Nigdy nie miałyśmy
dobrych stosunków, ale gdy dowiedziałam się o jej wypadku poczułam, że powinnam
ją jakoś wesprzeć...
- I dlatego przynosiłaś jej zatruty sok?! -
wrzasnął Malfoy. Stracił panowanie nad sobą. Czuł, że tama, którą usilnie
starał się utrzymać, zaczyna pękać. - Dlatego patrzyłaś jak z dnia na dzień
marnieje? Wiedziałaś co robisz!
- Nie prawda! - zawołała, a w jej zielonych
oczach znów błysnęły fałszywe łzy. - Przynosiłam codziennie świeży sok, bo mi
zawsze pomaga, gdy źle się czuję! Nie... nie wiedziałam, że...
Reszta zdania utonęła w donośnym szlochu, jednak
nikt nie miał wątpliwości, co do jej kolejnych słów. Czy jej jednak uwierzyli?
McGonagall zwróciła się w stronę Malfoya i przez
krótki moment patrzyła mu prosto w oczy. Miał dziwne przeczucie, że dyrektorka
bardzo dobrze zna prawdę.
- Dobrze. Panno Thicks, Poppy proszę za mną. Panie
Malfoy, proszę wziąć dzban i zanieść go do profesora Slughorna.
- Nie – zaprotestował. Gdyby spojrzenia mogły
zabijać, z pewnością już leżałby martwy na posadzce. Miał to gdzieś. - Nie
zostawię jej tu samej...
- Co tu się dzieje? - przerwał mu znajomy męski
głos. Spojrzał w stronę wejścia, gdzie znikąd pojawił się Potter ze swoją
Pomyluną.
- Do panny Granger? - zapytała McGonagall. Kiedy
kiwnęli głowami na znak potwierdzenia, rzuciła Draco krótkie spojrzenie. - Jak
pan widzi, Hermiona nie zostanie sama. Proszę zanieść dzban i bez gadania.
Z ust Malfoya wypłynęła wiązanka przekleństw,
która pozostała bez echa tylko dlatego, że dyrektorka zdążyła zniknąć za
drzwiami. Złapał za naczynie, a mijając parę, spojrzał Wybrańcowi prosto w
oczy.
- Siedźcie przy niej dopóki nie wrócę.
Nie obchodziły go zdziwione spojrzenia tych
dwóch dziwolągów. Miał ich gdzieś. Był wściekły. Czuł, że musi się napić. Na
razie jednak miał na głowie ważniejsze rzeczy do załatwienia. Thicks jeszcze za
to zapłaci.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Drobna, rudowłosa dziewczyna siedziała na
szerokiej kanapie w salonie Prefektów Naczelnych, wpatrując się w kominek.
Skaczące wesoło płomienie hipnotyzowały ją, wprowadzając w coś na kształt
transu.
Mimo rozmowy z Hermioną, a także ogromnej ulgi,
z powodu jej powrotu do żywych, nadal odczuwała dotkliwe wyrzuty sumienia.
Wiadomość o pocałunku przyjaciółki z Terry'm dała jej sposobność do zmiany
tematu i ukrycia udręki, którą odczuwała w sercu.
Nie potrafiła sobie wybaczyć, że przez jej
szczeniackie, obsesyjne zachowanie, naraziła przyjaciółkę na tak wielkie
niebezpieczeństwo. Naprawdę sądziła, że będzie stać i patrzeć, jak ten dupek
robi jej krzywdę? Nie, oczywiście, że nie. Czego się więc spodziewała? Na pewno
nie tego, że panna Granger wskoczy napastnikowi na plecy, zupełnie zapominając
o możliwości użycia magii.
Hermiona zachowała się irracjonalnie. Nie
zmienia to jednak faktu, że gdyby nie JEJ uparty charakter, do żadnej tragedii
by nie doszło. To jej wina. Tylko i wyłącznie jej.
Podciągnęła nogi pod brodę, objęła je ramionami
i pochyliła głowę, próbując schować się przed całym światem.
Czuła się strasznie. Chyba nawet gorzej niż w
drugiej klasie, gdy wykonywała rozkazy samego Voldemorta. Wtedy też wykazała
się głupotą, ale na dłuższą metę wykonywała polecenia zupełnie nieświadomie.
Teraz nikt jej nie rozkazywał, nikt jej nie zaczarował, a znów nie zgrzeszyła
rozumem.
Miała świadomość, że takie siedzenie na kanapie,
wspominając coś, na co i tak już nie ma wpływu, jest zwykłym użalaniem się nad sobą,
jednak w tym momencie nie bardzo ją to obchodziło. Najgorszy był fakt, że nie
potrafiła się od tego uczucia uwolnić. Potrzebowała rozmowy, w której mogłaby
wykrzyczeć wszystko, co ją męczy, obciążyć siebie za to całe zło. Za każdym
jednak razem, gdy próbowała każdy powtarzał: „daj spokój Ginny”, „To nie twoja
wina wiewiórko” albo „przestań gadać głupoty”. To doprowadzało człowieka do
szału.
Nie może tak siedzieć cały dzień. Co jej to
da?
Podniosła głowę i rozejrzała się po
pomieszczeniu. Niedawno wróciła z obiadu, więc jedzenie odpada. Zmęczona nie
jest, przynajmniej nie fizycznie, więc spać też nie pójdzie. A gdyby tak...?
Uśmiechnęła się do siebie pod nosem, po czym
podeszła do barku. Miała zamiar nieco uszczuplić zapas Ognistej, należący do
Malfoy'a. Złapała za pierwszą z brzegu szklankę i zapełniła ją niemal po
brzegi.
- Wiesz, że zapijanie smutków zazwyczaj prowadzi
do choroby zwanej alkoholizmem?
Na dźwięk tak dobrze znanego głosu, poczuła
silny dreszcz. Nie chciała rozmawiać z nim dłużej, niż było to konieczne. Od
kiedy przyprowadził ją ze Skrzydła Szpitalnego, układając do snu, unikała go
jak ognia. Nie była gotowa na dłuższą konfrontację. Bała się jej. Wspomnienie
pocałunku, smaku jego ust, uczuć które zalały jej drobne ciało, gdy ich wargi się
zetknęły... to wszystko prześladowało ją późnymi wieczorami, gdy leżała
samotnie w łóżku. Czuła coś do niego i to ją przerażało. Nie była gotowa na
związek, bała się.
- Zawsze mogę dołączyć do stowarzyszenia AA –
odburknęła, nie patrząc w jego stronę.
- Że co? - zdezorientowany ton ślizgona wywołał
na jej twarzy blady uśmiech. Nalała drugą szklankę i podała mu ją, idąc z
powrotem w stronę kanapy.
- Anonimowi Alkoholicy. Mugolskie stowarzyszenie
pomagające ludziom w walce z uzależnieniem – wytłumaczyła spokojnie, opadając
na miękkie poduszki. Zerknęła na niego i omal nie parsknęła śmiechem na widok
zamyślenia, malującego się na jego przystojnej twarzy.
Potrzepał głową jak pies, próbujący pozbyć się
wody z sierści, po czym upił solidny łyk.
- Bujasz – stwierdził zaczepnie, rozwalając się
obok niej.
- Wcale nie – obdarzyła go oburzonym
spojrzeniem, ale zaraz parsknęła śmiechem.
- Co cię tak bawi, wiewiórko?
- Mój tata ma fioła na punkcie życia mugoli.
Gdybyś wiedział, jakimi rzeczami niektórzy się zajmują...
Pokręciła głową z politowaniem, ale uśmiech już
nie zszedł z jej twarzy. Obróciła się w stronę ognia, który idealnie współgrał
z jej płomiennorudymi włosami.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, w jaki sposób
ten widok oddziałowuje na siedzącego obok ślizgona.
*
Blaise nie odrywał wzroku od tej drobnej
gryfonki, która w tym momencie przywodziła na myśl żywą pochodnię. Taksował ją
intensywnym spojrzeniem, próbując zapamiętać każdy jej gest, słowo, kolor
oczu... dosłownie wszystko.
Od kiedy uciekła zaraz po pamiętnym pocałunku,
nie próbował nachodzić jej po raz kolejny. Odrzucenie wciąż bolało i z
pewnością nadal by się do niej nie odzywał, gdyby nie tragiczne wydarzenie z
Torkinsem w roli głównej. Zrozumiał wtedy, że nie ważne jaką decyzję podejmie
ten uparty rudzielec, on i tak będzie stał za nią murem. I tak najważniejsze
dla niego będzie jej szczęście. To tak nie po ślizgońsku...
Ale on już dawno przestał być prawdziwym,
rasowym ślizgonem. Już dawno wydobył z siebie długo skrywane uczucia. Żałował
tylko, że tak szybko okazał je przed śliczną gryfonką. Może gdyby jeszcze
poczekał, sprawy potoczyłyby się inaczej...
- Nad czym tak rozmyślasz? - usłyszał cichy
damski głos i zorientował się, że od jakiegoś czasu jest obserwowany.
*
Nie tylko ona działała na zmysły chłopaka. Ginny
z trudem zmuszała się, by nie patrzeć nachalnie w jego stronę. Nie była pewna
własnych reakcji. Po chwili jednak przegrała wewnętrzną walkę, obracając ku
niemu spojrzenie swych brązowych oczu. Ze zdumieniem spostrzegłą, że ślizgon
wpatruje się w nią z dziwnym wyrazem twarzy. Dopiero po kilku sekundach
zorientowała się, że jest zatopiony głęboko w myślach, a jej osoba jest po
prostu punktem, na którym zawiesił nieprzytomne spojrzenie.
- O tym, jakby to było gdybym poczekał z tym
felernym pocałunkiem – szczera odpowiedź dosłownie wbiła ją w siedzenie. Nie
spodziewała się takiego rozwoju sprawy. W panice rozejrzała się dookoła, jakby
w poszukiwaniu drogi ucieczki.
Przerażenie malujące się na jej twarzy nie
umknęło chłopakowi, w którym na moment zamarło serce.
Aż tak się mnie brzydzi?...
- Spokojnie, zrozumiałem. Mam się do ciebie nie
zbliżać. Dałaś mi jasno do zrozumienia, jak bardzo ci się to spodobało –
powiedział zbolałym tonem. Prawdopodobnie miał on zabrzmieć uspokajająco,
jednak w żadnym stopniu nie osiągnął swojego celu.
Ginny spojrzała na niego z dezorientacją
wypisaną na twarzy. Nie mogła zrozumieć jakim cudem Blaise Zabini, jeden z
największych przystojniaków w Hogwarcie uważa, że się jej nie podoba. Miała
ochotę parsknąć śmiechem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie
była pierwszą, a także jedyną dziewczyną, która odrzuciła go w trakcie
pocałunku. Przygryzła dolną wargę, po czym przybliżyła się nieznacznie.
- Blaise, to nie tak... - zaczęła cichym głosem.
Jak ma to wytłumaczyć, żeby nie zrozumiał nic opacznie?
- Właśnie, że tak, Wiewiórko. Nie podobam ci
się. Rozumiem.
Smutek jaki malował się na jego twarzy sprawił,
że serce ścisnęło jej się w piersi.
- Nie prawda – odpowiedziała hardo. Uniosła
brodę do góry, mimo rumieńca wypływającego na jej policzki.
Ślizgon posłał jej zdezorientowane spojrzenie.
- Podobam ci się?
Tym razem zdobyła się jedynie na jednoznaczne
kiwnięcie głową. Czuła, że policzki palą ją żywym ogniem. Chciała natychmiast
przerwać tę rozmowę.
Blaise przybliżył się do niej na niebezpieczną
odległość, próbując jednocześnie złapać jej zmieszane spojrzenie.
- A pocałunek? Też ci się podobał? - wyszeptał
tuż przy jej wargach. Jego słodki oddech musnął jej skórę, paraliżując
jednocześnie wszystkie zmysły. W tym momencie nie mogłaby się ruszyć nawet
gdyby bardzo tego pragnęła. Problem był w tym, że wcale nie chciała.
- Tak, Blaise. Ale...
Nie pozwolił jej dokończyć. Czekał na to jedno
magiczne słowo, które w tym momencie miało największe znaczenie. Jej odpowiedź
„tak”. Kiedy wpijał się w jej usta, skradając namiętny pocałunek, czuł coś na
kształt satysfakcji. Zagrywka na załamanego Zabiniego zadziałała. Osiągnął swój
cel. Wiedział, że pragnęła go równie mocno jak on jej. Podobał się jej. Teraz
już na pewno nie zrezygnuje z tego małego rudzielca.
Kiedy poczuła dotyk jego ust na swoich własnych,
a mocny zapach męskich perfum wypełnił powietrze, nie potrafiła się odsunąć.
Musiała przyznać sama przed sobą, że pragnęła tego pocałunku. Pragnęła go od
momentu, kiedy dał jej przedsmak po raz pierwszy. Nie zastanawiała się nad
konsekwencjami. Zapomniała o swoim lęku i uprzedzeniach. Oddała się chwili,
angażując w ten pocałunek całą siebie. Być może będzie żałować. Być może będzie
cierpieć. W tym momencie nie miało to żadnego znaczenia.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Czuła, że głowa pęka jej od nieustającego bólu.
Miała wrażenie, że wszystkie mięśnie jej odmówiły posłuszeństwa, a zbyt długie
leżenie w łóżku wyciągnęło całą energię.
Miała ochotę wrócić do własnego dormitorium i
zjeść coś konkretnego, aby złagodzić te żołądkowe rewolucje.
Wsłuchała się w otoczenie, ale poza własnym
miarowym oddechem nie usłyszała nic. Cisza, wszędzie cisza. Jak bardzo ta
pobudka różniła się od poprzedniej!
O co właściwie chodziło? Niewyraźne widmo
wspomnień napłynęło do jej umysłu. Pamiętała panią Pomfrey, Malfoy'a i...
Thicks. Co tu robiła?
Kłócili się o coś, bardzo głośno i zawzięcie.
Odniosła niewytłumaczalne wrażenie, że chodziło o nią.
Co oni tam wykrzykiwali? Ostatnie co zapamiętała
to przerażenie w oczach Malfoya i jego wrzask: „Granger wypluj to!”. Wypluj...
sok! Olśnienie spadło na nią w jednej sekundzie. Pamela musiała podrzucać jej
zatruty sok z dyni. Tylko po co? Czyżby nienawidziła jej tak bardzo, by chcieć
ją zabić?
Zdawała sobie sprawę, że dawka którą była
raczona nie należała do śmiertelnych. Gdyby tak było, już dawno padłaby trupem,
zamiast po prostu wymiotować.
Gdy Ginny oberwała od Seamusa, Hermiona
stwierdziła, że jej pech przeszedł na rudą przyjaciółkę. Bardziej pomylić się
nie mogła. Może i przeszedł, ale teraz wrócił ze zdwojoną siłą. Plotka, później
Torkins i jej śpiączka, a teraz jeszcze Thicks. Czy cały wszechświat się na nią
uwziął?
Spróbowała zmienić pozycję, a z jej ust wydobył
się przeciągły jęk. Całe ciało rwało bólem.
- Granger? - na dźwięk tego głosu momentalnie
otworzyła oczy i nie zważając na własne osłabienie, podniosła się do pozycji
siedzącej.
- Malfoy! Co ty tu robisz?! - słysząc chrapliwy
krzyk gryfonki, roześmiał się przeciągle, po czym przysunął krzesło, na którym
siedział, by pochylić się w jej stronę.
Hermiona odkaszlnęła, rzucając mu oburzone spojrzenie.
- Wiesz, że takie były twoje pierwsze słowa, po
wyjściu z tej śmiesznej depresji?
Z jednej strony odczuła ogromne zdziwienie na
fakt, że ten dumny, nieczuły arystokrata zapamiętał taki szczegół. Zwłaszcza,
że wtedy jeszcze trwali w sferze nienawiści i braku tolerancji! Z drugiej
jednak, zalało ją niebotyczne oburzenie na jego brak zrozumienia w sprawie jej
ówczesnego załamania nerwowego. Wrażliwy, ale niewrażliwy. Istny okaz
rozdwojenia jaźni.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – warknęła,
zakładając ręce na piersi.
Malfoy odchylił się i oparł o krzesło, nie
spuszczając z niej rozbawionego spojrzenia. W jego wzroku nie było widać tej
stałej pogardy oraz wyniosłości, a jedynie sporadyczne przebłyski złośliwych
ogników. Zawsze jakiś postęp.
- Pilnuję – wzruszył ramionami. Proste pytanie,
prosta odpowiedź.
- Czego? - zapytała, posyłając mu pełne
zdezorientowania spojrzenie.
Blondyn przewrócił oczami, po czym znów pochylił
się w jej stronę.
- Ciebie – szepnął, a jego ciepły oddech owionął
twarz dziewczyny. Bliskość chłopaka wśród zapachu męskich perfum roznoszącego
się w powietrzu, wywołał na jej twarzy lekki rumieniec.
- Mnie nie trzeba pilnować, Malfoy. Nie jestem
dzieckiem – parsknęła, z oburzeniem mrużąc oczy. W następnej chwili obróciła się
w drugą stronę jak obrażone dziecko.
- Uspokój się, Granger – jego pouczający ton
działał na nią niczym płachta na byka. - Pilnuję, żeby nikt cię znów nie otruł.
Zesztywniała. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby
przetrawić usłyszane słowa. Czy on naprawdę to powiedział? Im dłużej to
analizowała, tym bardziej utwierdzała się w myśli, że odpowiedź jest jak
najbardziej twierdząca.
Nie słysząc nic więcej, bardzo powoli zaczęła
obracać się w jego stronę. Nie potrafiła zrozumieć, co go zmotywowało do
takiego działania, a już tym bardziej, czemu w ogóle jej o tym powiedział. Co
się dzieje? Czy w trakcie jej braku przytomności rozprzestrzenił się jakiś
dziwny wirus mieszający w głowach? Bo to zachowanie, które w tym momencie
prezentował, arogancki na ogół ślizgon, z pewnością nie było naturalne.
Nie patrzył w jej stronę, więc miała doskonałą
sposobność by przyjrzeć mu się wreszcie tak naprawdę.
Pociągła twarz, prosty nos, doskonała linia ust.
Rozwichrzone, jasnoblond włosy, opadające w nieładzie na gładkie czoło... do
tego idealna, wysportowana sylwetka. Rozszerzyła oczy w niemym szoku.
On mi się podoba!
Nie mogła w to uwierzyć.
Nie, nie i jeszcze raz nie.
Jak do tego doszło? Kiedy?
- Aż tak ci się podobam? - usłyszała zadziorny
głos i poczuła, że serce staje jej w piersi. Czy to możliwe, żeby...?
Przyjrzała mu się uważnie, szukając jakiegokolwiek znaku, że czytał jej w
myślach, jednak nic takiego nie znalazła. Jego usta zdobił uśmieszek, a w
szarych oczach błyskały złośliwe ogniki, jednak nic nie wskazywało na to, by
zadał to pytanie z innym podtekstem, niż jego chore ego.
- Dlaczego? - zapytała, zupełnie ignorując jego
zaczepkę.
Spojrzał na nią zbity z tropu.
- Dlaczego aż tak ci się podobam?
- Nie, ty zakochany w sobie narcyzie. Pytam,
dlaczego pilnujesz, żeby nikt mnie nie otruł.
Na jego twarz wypłynął wyraz głębokiego
zamyślenia, jakby zastanawiał się czy powinien zareagować na wypowiedzianą
przed nią obelgę. Po chwili jednak zrezygnował, oparł się z powrotem o krzesło
i zaczął bawić sznurkami swojej zielonej bluzy.
- Po pierwsze, komu zatruwałbym życie, gdyby
zabrakło ciebie, Granger? - Ironia błysnęła w jego oczach, mieszając się z
niegasnącą złośliwością. W odpowiedzi zmrużyła tylko powieki i prychnęła na
niego niczym rozjuszona kotka. A tak dobrze się zapowiadało. Zaraz. Co się
zapowiadało? Przecież to Malfoy. Bycie przez chwilę w miarę normalnym nie czyni
z niego od razu zupełnie innego człowieka.
Najwyraźniej czekał na jakąś ripostę z jej
strony, jednak gdy gęsta cisza zaczęła się przedłużać postanowił kontynuować.
- A po drugie – urwał czekając, aż na niego
spojrzy. - Za niewiele ponad tydzień rozpoczyna się ten cały projekt. Jak będę
z kimś innym, to skąd mogę mieć pewność, że odwali za mnie większość roboty?
Już miała uraczyć go jakąś niewybredną
odpowiedzią, kiedy jej umysł zalało przerażenie. Projekt. Harmonogram.
McGonagall!
Nie myśląc wiele, poderwała się z łóżka, chcąc
jak najszybciej opuścić Skrzydło Szpitalne. Nie zrobiła jednak dwóch kroków,
kiedy potknęła się o własne nogi i poleciała w dół na rychłe spotkanie z
podłogą. Przymknęła powieki, szykując się na nową dawkę bólu, jednak zderzenie
z zimną posadzką nie nastąpiło. Zamiast tego poczuła silne ramiona oplatające
ją w pasie.
- Granger, do cholery! Myślisz, że nie mam nic
lepszego do roboty, niż wieczne łapanie, która potyka się na każdym kroku?! -
Wydarł się, jednocześnie podnosząc ją na nogi i pchając z powrotem w
stronę łóżka.
- Nikt ci nie każe mnie łapać, Malfoy! -
odwarknęła rozeźlona. Mimo okazywanej złości, w duchu była wdzięczna, że swoim
szybkim refleksem zapobiegł jej upadkowi.
- Proszę, ty niewdzięcznico – ton jego głosu
spadł o kilka stopni, mrożąc krew w jej żyłach. Wiedziała, że w tym momencie
był naprawdę zły.
Usiadła posłusznie na łóżku, po czym sięgnęła po
stojący na szafce nocnej dzbanek. Już miała nalać jego zawartość do kubka,
kiedy zawahała się przez moment.
- Nie jest zatrute – stwierdził nadal zimnym
tonem. - Możesz pić, przyniosłem osobiście.
Jakby to robiło jakąś różnicę... pomyślała, ale w tym samym momencie skarciła się w duchu. Ty
głupia, niewdzięczna wariatko! Kto siedzi obok ciebie i pilnuje, żeby nic ci
się nie stało? Może i ma w tym jakieś swoje ukryte motywy, nie zmienia to
jednak faktu, że z pewnością ma masę innych, ciekawszych rzeczy do roboty. Nikt
mu nie każe pilnować osłabionej gryfonki!
Skrzywiła się do swoich myśli ze świadomością,
że są jak najbardziej słuszne.
Zerknęła na niego spoza kurtyny włosów, które
opadły na jej twarz. Wpatrywał się w okno, z zaciętym wyrazem twarzy i
zaciśniętymi w wąską linię ustami.
- Malfoy – zachrypiała po kilku minutach ciszy.
Skrzywiła się znów, po czym odkaszlnęła. - Malfoy.
Nie odpowiedział, ale uraczył ją dumnym
spojrzeniem, unosząc jednocześnie brwi.
- Dziękuję – szepnęła, rumieniąc się niczym
dorodna truskawka.
- Słucham? - zapytał nachylając się w jej stronę
i otaczając ręką ucho jak niedosłyszący. Była pewna, że doskonale słyszał, co
powiedziała, niemniej zasługiwał na to, by je powtórzyć.
- Dziękuję – powtórzyła głośniej. Widziała na
jego twarzy zmieszanie, jednak po chwili po prostu kiwnął głową.
Znów nastała między nimi cisza, w czasie której
blondyn wpatrywał się w okno, a gryfonka powoli sączyła wodę, zastanawiając się
nad konsekwencjami niedostarczenia harmonogramu na czas.
- Czemu tak się zerwałaś? - usłyszała po upływie
kolejnych piętnastu minut. Już straciła nadzieję na jakąkolwiek rozmowę i
postanowiła znów się położyć, a zamiast tego usiadła, by spojrzeć na niego
uważnie.
- Chciałam pobiec do McGonagall i wytłumaczyć
dlaczego nie oddałam harmonogramu na czas...
Nie skończyła myśli, ponieważ przerwał jej donośny
śmiech Malfoya. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę miał
gdzieś wszystko, co działo się w tej szkole? Czy zawsze każda sprawa musiała
lądować na jej barkach?
- Sądzisz, że dyrektorka miałaby do ciebie
pretensje, że nie oddałaś tego głupiego harmonogramu? - Zapytał z ironią,
jawnie się z niej nabijając.
- Być może i nie – odpowiedziała najspokojniej
jak potrafiła, starając się nie poddać ogarniającej ją irytacji. Co za
ignorant! - Ale mieliśmy je oddać, więc pewnie liczyła na to, że...
- Zaniosłem jej tę głupią listę – przerwał jej,
przewracając oczami.
- Że co proszę? - nie mogła uwierzyć w to, co
usłyszała.
- Na słuch ci padło, Granger? - warknął nawet
nie siląc się, by zatuszować rozdrażnienie. - Zaniosłem McGonagall ten
pieprzony harmonogram zajęć.
- Dlaczego? - Co za głupie pytanie. Idiotka!
Spojrzał na nią jakby nie
była w pełni władz umysłowych.
- Co dlaczego?- W
tym momencie uważał ją za najgłupszą istotę na ziemi. Widziała to w jego
oczach.
- To znaczy, dziękuję –
poprawiła się szybko, wprawiając go w chwilową konsternację.
Znów jedynie kiwnął głową w
odpowiedzi.
Po kilku sekundach na jego
usta wypłynął niewielki uśmieszek, a sam właściciel blond włosów, pochylił się
w jej stronę tak, że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Pozwoliłem sobie zmienić
kilka punktów – wyszeptał, spodziewając się gwałtownej reakcji.
Długo czekać nie musiał.
Hermiona poczuła, że krew uderza jej do głowy, a złość zaczyna z zawrotną
szybkością krążyć w jej żyłach. Jak on śmiał zmieniać jej pracę? Jak mógł ją
poprawiać?!
Widząc w jakim jest stanie,
wyciągnął rękę i w naturalnym geście zmierzwił jej włosy.
W następnej chwili zniknął
za drzwiami, zostawiając skonsternowaną gryfonkę zupełnie samą, a jego głośny
śmiech rozniósł się po korytarzach.
Ostatnie zdania najlepsze <3
OdpowiedzUsuńO dziwo nie wyłapałam żadnych błędów, nawet braku myślnika na początku wypowiedzi :P
Rozdział był swojego rodzaju odskocznią, w morzu nudy, w którym powoli tonę xd
Przynajmniej te kilka chwil z uśmeichem na ustach :)
Pozdrawiam, Skrzat :*
Malfoy jak zwykle uroczy ;D
OdpowiedzUsuńuwielbiam go w Twoim opowiadaniu, sama nie potrafię odgadnąć nigdy jego reakcji na każde słowo jakie Hermiona powie ;D
Cieszę się z pocałunku Wiewióeki i Diabełka tak fajnie do siebie pasuję ;D
pozdrawiam ciepło Avad ka ;*
Ojej uroczy ten rozdział. Draco jak zwykle rycerz na białym koniu. Ach ... Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i Hermiona zaz będzie w pełni sił. No cóż ty to masz talent, którego cholernie Ci zazdroszczę, ale cóż ludzie rodzą się bardziej wyjątjowi i mniej. Ty na pewno zaliczasz się do tych bardziej :3
OdpowiedzUsuńGinny Zabini, jak cudownie to brzmi :D
OdpowiedzUsuńDraco jest kochany po prostu <3
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny!
Rozdział po prostu uwielbiam, a szczególnie Draco :) Przyznam się, że trochę mnie zszokowałaś tym podtruwaniem Miony, ale pomysł naprawdę fantastyczny, tak jak i cała reszta :D
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Rozdział zaskoczył mnie, oczywiście w pozytywnym sensie. Głupia Ślizgonka! Wydrapałabym jej oczy albo rzuciła Avadą! ;)
OdpowiedzUsuńMalfoy pilnujący Miony jest taki.. uroczy. *.*
Pocałunek Rudej i Zabiniego... omniommniom. <33
Uwielbiam Twoje opowiadanie i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. ;3
A i zwróciłam uwagę, że piszesz "na prawdę" i "nie ważne". Oba wyrazy pisze się razem. ;)
Pozdrawiam,
Fioletoowa
Hahah, z każdym kolejnym rozdziałem co raz bardziej zazdroszczę Ci talentu.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy już wspominałam, ale jestem wybredna jeśli chodzi o Dramione, i nie przepadam za tym paringiem, ale musi mnie naprawdę zaciekawić i być dobrze napisane żeby je czytałam - taka tam wybredna ja. Mam nadzieję, że uznasz to za komplement ;))
Uwielbiam połączenia typu : Zabini i Ginny to jest po prostu mega i cieszę się że tu wystąpiło.
Pozdrawiam serdecznie
Ja na błędy nie patrzę, chyba że rażą w oczy :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zwykle :)
Ślizgonom nie można ufać. No ale od każdej reguły jest wyjątek xd
Łiii Blaise i Ginny się spyknęli :3 Straasznie się cieszę.
Ostatnia akcja mnie rozbawiła, z tym zmienieniem tego planu Hermiony przez
Draco :>
Czekam niecierpliwie na następny rozdział :)
droga-do-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam M.
Draco jest taki słodki, jak o nia dba i wgl <3
OdpowiedzUsuńGinny i Blaise - moi ulubieńcy, niech będą razem :D
PS Rozdział świetny oczywiście, bardzo mi się podoba. ;)
Genialne cudowne.Uwielbiam parę Diabeł Ginny pasują do siebie idealnie. Mam nadzieję że będzie ich dużo w tym opowiadaniu..) Biedna Hermiona dobrze że Draco się zorientował że jest truta.
OdpowiedzUsuńOooo, nie widziałam jeszcze Ginny i Zabiniego :D
OdpowiedzUsuńTrochę długi rozdział, ale nie znalazłam żadnego większego błędu, do którego mogłabym się przyczepić.
Życzę dużo weny i pozdrawiam.
Zaczęłam niedawno pisać dramione, zapraszam.
http://umysl-czystszy-niz-lza.blogspot.com/
O Salazarze!
OdpowiedzUsuńWredna Pamela. Rzuć ją sklątkom na pożarcie :D
Nie przedadam za parą Blaise&Ginny, alu u Ciebie wręcz uwielbiam ;)
pozdrawiam, emersonn
potterowskie-co-nieco.blogspot.com
Haha :D Jaki Malfoy :p
OdpowiedzUsuńMimo wyzwisk jakich uraczył Hermionie był słodki ;33
Blaise, piona! Twój plan się powiódł xd
A ta.. Ta.. Głupia ślizgonka! Jako na miała? xd Aaa.. Thicks!Do Azkabanu z nią za podtruwanie uczniów! xd
Cudowny rozdział!
Weny życzę i pozdrawiam ;33
Genialny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńScena Blaise i Ginny,kocham ją!
Jak ta ślizgonka mogła truć Mionę?! Ale to co zrobił potem Draco i jak pilnował Hermiony, to było takie urocze.
Strasznie rozbawiła mnie końcówka, to jak Hermiona próbowała biec przepraszać, że nie oddała raportu.
Już nie mogę się doczekać następnego :)
Pozdrawiam
Bloom
widzę, że całkiem dobrze rozgryzasz sztuczki facetów :D Podoba mi się, że nie robisz z tego ciepłego i czułego romansu, którego nie dał bym rady czytać ale mimo to, że jest to "kobieca" twórczość bardzo chętnie czytam dla Ciebie :) i nawet z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Fajnie się czyta i ja także nie wyłapałem żadnych błędów. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą powstawały jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńI pamiętaj, żeby wierzyć w siebie.
P.S Obojętnie który pas wybierzesz, jedź tak jak by to był ten na który zawsze chciałaś wjechać ;)
P
<3 Dziękuję :) :*
UsuńRozdział wręcz emanuje różowymi cukierkami i w sumie to dobrze!
OdpowiedzUsuńTa wredna Pamela,za kłaki bym ją wytargała żeby mi Mionkę truć,no co to to nie!
Ginny i Zabini,Ginny i Zabini,marsza weselnego już grać?Nareszcie Wiewióreczka z Blaisem się pocałowali.
Podobało mi się to przekomarzanie Draco z Herm na końcu,śmiałam się i było mi tak lekko i tak fajnie.Bo cały urok tkwi właśnie w takich chwilach.Rozdział mnie zachwycił aż do utraty tchu.
Gratulacje,gratulacje;*
Rozdział jak zawsze świetny;) uwielbiam twoje opowiadanie m.in. za to że nie zmieniłaś charakteru Malfoya, za co dziękuję :)
OdpowiedzUsuńNa początku jakoś nie umiałam się do końca skupić na tym co napisałaś, ale później - WOW, nie mogłam się oderwać!
OdpowiedzUsuńRozdział super :)
B.
WoW! Super notka!! On się o nią troszczy! Wciąż czekam niecierpliwie na ich pierwszy pocałunek! Miałam nadzieję, że teraz się doczekam, ale no cóż... ^^ Ale kiedy oni zrozumieją, że są w sobie bezgranicznie zakochani (bo są, prawda?)
OdpowiedzUsuńa i oczywiście kocham Zabiniego i Ginny <3
Pozdrawiam magicznie
~hope~
Już nie powiem nic na temat Pameli, bo z pewnością posypałby się nieocenzurowane zwroty. Zdziwiła mnie reakcja Dracona nie wiedziałam, że weźmie sobie to wszystko tak do serca. Hermiona powinna być trochę wdzięczniejsza. Ginny też nie grzeszy rozumem, ale jak się złączy z Zabinim, to wszystko zostanie wyrównane :P Pocałunek był ładny.
OdpowiedzUsuńJapciapciap japciapciap odwaaala miiii ale to szczegół. I znowu mnie pozytywnie zaskoczyłaś. Po Draco czegoś takiego się nie spodziewałam. Cudne cudne i jeszcze raz cudne <33333. Lovciam
OdpowiedzUsuńChora psychicznie
Nivis
Genialny rozdział, zresztą jak wszystkie poprzednie. :) Ginny i Blaise <3 A Draco pilnujący Hermiony to dla mnie coś niesamowitego. Na samym końcu już myślałam, że ją pocałuje, a tu nic. Może to lepiej, że tego nie zrobił, bo by go pewnie zwymyślała i dała w gębę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i lecę czytać dalej :)
Jejuu, jakie genialne, twarz mi się cieszy jak to czytam !!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Jejku jejku jaki uroczy rozdział Draco taki miły dla niej i jązłapał jak spadała ojojoj... lecę czytać dalej :)
OdpowiedzUsuńNo jaka pinda z tej Pameli ! Masakra -,- Jakby ona Mione tak dalej podtruwała , to może by przez nią umarła -,- Głupi szlauf :/ ! Dobrze ,że Draco zareagował ! Mam nadzieję , że Pamela dostanie za swoje!
OdpowiedzUsuńOooo <3 Tak , tak , tak ! Kolejny pocałunek Ginny i Blaise'a <3 Tak jak wpominałam - no oni po prostu muszą być razem :3 Zakochańce <3
No i po raz kolejny Draco złapał Hermi <3
Cudownie ! No i ona sama sobie przyznała , że nasz blondyn się jej podoba !
Draco coraz bardziej się do niej przywiązuje <3 No i ciekawe kiedy w końcu oni się pocałują ? :3
/DramiLoveStroy