30 lipca 2013

ROZDZIAŁ XIII


Obudziły ją głośne krzyki tuż obok łóżka. Dlaczego nie mogą się uciszyć? Dlaczego nie dadzą jej spać? Była taka zmęczona, taka osłabiona...
Dlaczego nie mogą się przymknąć?
Mimo, że słyszała krzyk, to sens słów zaczął docierać do niej dopiero po paru sekundach. Gdy jej skołatany umysł zarejestrował w końcu źródło tych głosów, poczuła jak szok wyrywa ją ze stanu otępienia. 
W jednej sekundzie otworzyła oczy, a widok który się przed nią rozciągał sprawił, że jej drobna szczęka powędrowała w dół.
Tuż obok jej łóżka stał Draco Malfoy, a jego ręce mocno zaciskały się na ramionach jakiejś szczupłej brunetki, w której po chwili rozpoznała Pamelę Thicks. 
O co tu chodzi? Dlaczego dwójka ślizgonów szarpie się tuż obok jej łóżka?
- … jeżeli jeszcze raz zobaczę cię blisko niej, to pożałujesz, że się urodziłaś! - Hermiona potrzebowała całych dziesięciu sekund, aby zorientować się, że ową „nią” jest ona sama. O ile to możliwe, jej szczęka zjechała jeszcze niżej.
- Ale Dracusiu... - zawodziła ślizgonka, krzywiąc się, gdy mocniej zacisnął dłonie na jej ramionach. Z zielonych oczu dziewczyny zaczęły płynąć łzy.
Cała scena była tak dziwna i nierealna, że leżąca na łóżku gryfonka nawet nie pomyślała, by ją przerwać. Dopiero pojawienie się pani Pomfrey zmusiło Malfoya do wypuszczenia dziewczyny z kleszczowego uścisku.
- Panie Malfoy, co pan wyprawia?!
- Co ja wyprawiam?! - zawołał, z furią odrzucając Thicks tak, że omal nie upadła na stojące za nią łóżko. Jego dłonie zwinęły się w pięści, a oczy rzucały błyskawice. - To pani co wyprawia! 
- Nie rozumiem... - szok najwyraźniej przyćmił złość wywołaną brakiem szacunku młodego ślizgona. W głosie pielęgniarki było słychać jedynie niepomierne zdziwienie.
- Nie rozumie pani? - zawołał, podchodząc do niej na niebezpieczną odległość. - Powinna pani dbać o bezpieczeństwo swoich pacjentów! 
Hermiona nawet nie zauważyła, kiedy podniosła się na łóżku. Zdziwienie, które ją ogarniało już od kilkunastu minut, w tym momencie osiągnęło czyste apogeum. Co się tutaj dzieje? Co tu robi Pamela? I dlaczego Malfoy wydziera się na panią Pomfrey?
- Panie Malfoy, nie rozumiem pańskich insynuacji, ale radzę dać sobie z nimi spokój. Moi pacjenci zawsze są bezpieczni – odpowiedziała już opanowanym tonem, w którym jednak kryło się oburzenie.
- Och, jest pani tego pewna? - jego głos ociekał sarkazmem, gdy jednoznacznie spojrzał w stronę skulonej ślizgonki.
- Panna Thicks? - zdziwienie po raz kolejny przyćmiło oburzenie. - Toż to niedorzeczne!
Siedząca sztywno Hermiona, skakała spojrzeniem po wszystkich trzech twarzach, starając się choć trochę ogarnąć zaistniałą sytuację. Słyszała jak Malfoy wykrzykuje swoje racje, jednak cała jej uwaga skupiła się na palącym pragnieniu, które ją ogarnęło. Musiała się napić. Natychmiast. Nachyliła się w stronę nocnego stolika, na którym stał dzban i nalała do kubka trochę soku dyniowego. 
- Doprawdy nie wiem, o co tyle krzyku. Pamela dba o Hermionę – tłumaczyła spokojnie pani Pomfrey, a stojącego przed nią Malfoya zalewała coraz silniejsza furia i bezsilność. - Przychodzi codziennie, przynosi świeży sok z dyni...
Zrozumienie spadło jak grom z jasnego nieba, a przerażenie wymalowane w oczach głupiutkiej ślizgonki tylko wzmocniło to przekonanie.
- Granger wypluj to! - usłyszała głos Malfoya w momencie, gdy uniosła kubek, jednak było za późno. Większa część napoju zdążyła już pokonać drogę do żołądka, wywołując natychmiastową dawkę wymiotów. Osłabienie znów wzięło górę.

***~~~***~~~***~~~***~~~***

Czuł, jakby cały świat zatrzymał się w miejscu. Nie mógł uwierzyć w głupotę pielęgniarki. Nie potrafił zrozumieć, jak Granger mogła pić cokolwiek przyniesionego przez wroga? Chyba, że nie wiedziała. 
Z przerażeniem patrzył jak jej wychudzone, targane torsjami ciało wyrzuca z siebie żółć. Domyślił się, że nie jest to pierwszy raz. Gryfonka nie miała już co zwracać. 
Poczuł jak furia rozprzestrzenia się po jego ciele. Miał ochotę potraktować wszystkich jakąś naprawdę ciężką klątwą.
Rzucił mordercze spojrzenie w stronę tej pustej Thicks i już miał do niej podejść, kiedy jego uwagę przyciągnął załamany głos pielęgniarki.
- Ale... ale ja nie rozumiem...
- Czy pani jest naprawdę taka tępa? - prychnął nie zważając na to, że właśnie obraził pracownika Hogwartu. Nie obchodziło go to. Była tępa. Była głupia, naiwna! Wiedziała, że Granger nie ma bliskiego kontaktu ze ślizgonami. Czyżby obecność jego i Blaise'a od czasu do czasu tak bardzo ją zmyliła? Głupia, stara idiotka!
Miał ochotę zrobić jej i tej durnej brunetce naprawdę ciężką krzywdę. Zamiast tego obrócił się na pięcie by podejść do znów nieprzytomnej Hermiony.
- Idę z tym do McGonagall, a ona idzie ze mną – warknął bardziej do siebie niż pod publikę, jednak jego głos rozniósł się wśród ciszy.
- Nie ma takiej potrzeby panie Malfoy – dotarł ich głos dyrektorki. Musiała stać w drzwiach już parę dobrych chwil, obserwując zaistniałą sytuację. Jej jasne oczy błyszczały od tłumionej złości.
Draco spojrzał w dół na trzymaną w ramionach gryfonkę i zawahał się przez moment. Czekał, aż po jego ciele zacznie rozprzestrzeniać się obrzydzenie albo zażenowanie, jednak nic takiego nie nastąpiło. Jedynym uczuciem, które ogarniało go w całości była chęć wydostania stąd Granger. 
Co się z nim dzieje? Po co to robi? 
Nie ważne. Będzie się nad tym zastanawiał później.
Dyrektorka weszła do środka, mierząc wszystkich czujnym spojrzeniem. Jej wzrok na dłuższą chwilę spoczął na Hermionie, leżącej bezwładnie w ramionach aroganckiego ślizgona. Przez jej twarz przemknął bliżej nieokreślony wyraz. 
- Możecie mi wytłumaczyć, co tu się dokładnie dzieje?- jej surowy ton, który zazwyczaj doprowadzał wszystkich do porządku, tym razem nie zdziałał nic.
Pani Pomfrey nadal stała na środku pomieszczenia, wpatrując się w puste łóżko Hermiony i próbując przetrawić wydarzenia, do których doszło pod jej zazwyczaj czujnym okiem. Z kolei Pamela skuliła się jeszcze bardziej w swoim kącie, podpisując tym samym wyrok na samą siebie.
Jedynie Malfoy, choć nadal ogarnięty zimną furią, był na tyle trzeźwo myślący, by udzielić odpowiedzi na pytanie dyrektorki. Spojrzał jeszcze raz na leżącą w jego ramionach dziewczynę i zobaczył, że wstrząsają nią delikatne dreszcze. Najdelikatniej jak potrafił, odłożył bezwładne ciało z powrotem do łóżka, a następnie szczelnie okrył kołdrą. Nie chciał się do tego przyznać, ale jej stan naprawdę zaczynał go martwić. Zwłaszcza, że nie miał pojęcia co ta głupia Thicks wykombinowała.
Odwrócił się w stronę dyrektorki i wydało mu się, że przez jej twarz przemknął wyraz zdezorientowania, który zniknął, gdy tylko mrugnął powiekami. 
- Myślę, że Granger jest podtruwana – powiedział na jednym wydechu. Czekał na jakąkolwiek reakcję, wskazującą na zdziwienie, jednak nie doczekał się. Zamiast tego dyrektorka zacisnęłą usta, kiwając ledwo dostrzegalnie głową. 
Dopiero co poskromiona wściekłość znów zaczęła wzrastać do niebotycznych rozmiarów.
Czy ta stara ropucha nie rozumie powagi sytuacji? O co tutaj chodzi?
- Wiedziała pani o tym? - zapytał wojowniczo. Nie obchodziło go, ze swoim napastliwym tonem tylko narobi sobie kłopotów. Nie ważne.
- Nie – odpowiedziała spokojnie, po czym odwróciła się w stronę ślizgonki.- Panno Thicks, może ma pani coś do powiedzenia?
Dziewczyna podniosła zdziwione spojrzenie, a nie zauważając wrogości w postawie dyrektorki, wyprostowała się, by odpowiedzieć pewnym tonem.
- Ja tylko odwiedzałam Hermionę, pani profesor.
Stara się utrzymać kontakt wzrokowy. Głupia idiotka. Myśli, że McGonagall nabierze się na jej sztuczki!
Zacisnął pięści, słysząc słowa brunetki. Miał ochotę potraktować ją Cruciatusem.
Dyrektorka przyjrzała się jej uważnie, po czym zmarszczyła brwi. 
- Z tego co mi wiadomo, nie miałyście z panną Granger dobrych stosunków.
Pamela zawahała się na moment, najwyraźniej ważąc w myślach kolejne słowa. Czyżby spodziewała się, że i tak nic nie wskóra? Wszystko przemawiało przeciwko niej.
- To prawda, pani dyrektor – odpowiedziała przymilnym głosem, starając się brzmieć jak mała, skruszona dziewczynka. Draco czuł jak przysłowiowy nóż otwiera mu się w kieszeni. - Nigdy nie miałyśmy dobrych stosunków, ale gdy dowiedziałam się o jej wypadku poczułam, że powinnam ją jakoś wesprzeć...
- I dlatego przynosiłaś jej zatruty sok?! - wrzasnął Malfoy. Stracił panowanie nad sobą. Czuł, że tama, którą usilnie starał się utrzymać, zaczyna pękać. - Dlatego patrzyłaś jak z dnia na dzień marnieje? Wiedziałaś co robisz!
- Nie prawda! - zawołała, a w jej zielonych oczach znów błysnęły fałszywe łzy. - Przynosiłam codziennie świeży sok, bo mi zawsze pomaga, gdy źle się czuję! Nie... nie wiedziałam, że...
Reszta zdania utonęła w donośnym szlochu, jednak nikt nie miał wątpliwości, co do jej kolejnych słów. Czy jej jednak uwierzyli?
McGonagall zwróciła się w stronę Malfoya i przez krótki moment patrzyła mu prosto w oczy. Miał dziwne przeczucie, że dyrektorka bardzo dobrze zna prawdę.
- Dobrze. Panno Thicks, Poppy proszę za mną. Panie Malfoy, proszę wziąć dzban i zanieść go do profesora Slughorna.
- Nie – zaprotestował. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, z pewnością już leżałby martwy na posadzce. Miał to gdzieś. - Nie zostawię jej tu samej...
- Co tu się dzieje? - przerwał mu znajomy męski głos. Spojrzał w stronę wejścia, gdzie znikąd pojawił się Potter ze swoją Pomyluną.
- Do panny Granger? - zapytała McGonagall. Kiedy kiwnęli głowami na znak potwierdzenia, rzuciła Draco krótkie spojrzenie. - Jak pan widzi, Hermiona nie zostanie sama. Proszę zanieść dzban i bez gadania.
Z ust Malfoya wypłynęła wiązanka przekleństw, która pozostała bez echa tylko dlatego, że dyrektorka zdążyła zniknąć za drzwiami. Złapał za naczynie, a mijając parę, spojrzał Wybrańcowi prosto w oczy.
- Siedźcie przy niej dopóki nie wrócę.
Nie obchodziły go zdziwione spojrzenia tych dwóch dziwolągów. Miał ich gdzieś. Był wściekły. Czuł, że musi się napić. Na razie jednak miał na głowie ważniejsze rzeczy do załatwienia. Thicks jeszcze za to zapłaci.

***~~~***~~~***~~~***~~~***

Drobna, rudowłosa dziewczyna siedziała na szerokiej kanapie w salonie Prefektów Naczelnych, wpatrując się w kominek. Skaczące wesoło płomienie hipnotyzowały ją, wprowadzając w coś na kształt transu. 
Mimo rozmowy z Hermioną, a także ogromnej ulgi, z powodu jej powrotu do żywych, nadal odczuwała dotkliwe wyrzuty sumienia. Wiadomość o pocałunku przyjaciółki z Terry'm dała jej sposobność do zmiany tematu i ukrycia udręki, którą odczuwała w sercu.
Nie potrafiła sobie wybaczyć, że przez jej szczeniackie, obsesyjne zachowanie, naraziła przyjaciółkę na tak wielkie niebezpieczeństwo. Naprawdę sądziła, że będzie stać i patrzeć, jak ten dupek robi jej krzywdę? Nie, oczywiście, że nie. Czego się więc spodziewała? Na pewno nie tego, że panna Granger wskoczy napastnikowi na plecy, zupełnie zapominając o możliwości użycia magii. 
Hermiona zachowała się irracjonalnie. Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby nie JEJ uparty charakter, do żadnej tragedii by nie doszło. To jej wina. Tylko i wyłącznie jej.
Podciągnęła nogi pod brodę, objęła je ramionami i pochyliła głowę, próbując schować się przed całym światem. 
Czuła się strasznie. Chyba nawet gorzej niż w drugiej klasie, gdy wykonywała rozkazy samego Voldemorta. Wtedy też wykazała się głupotą, ale na dłuższą metę wykonywała polecenia zupełnie nieświadomie. Teraz nikt jej nie rozkazywał, nikt jej nie zaczarował, a znów nie zgrzeszyła rozumem.
Miała świadomość, że takie siedzenie na kanapie, wspominając coś, na co i tak już nie ma wpływu, jest zwykłym użalaniem się nad sobą, jednak w tym momencie nie bardzo ją to obchodziło. Najgorszy był fakt, że nie potrafiła się od tego uczucia uwolnić. Potrzebowała rozmowy, w której mogłaby wykrzyczeć wszystko, co ją męczy, obciążyć siebie za to całe zło. Za każdym jednak razem, gdy próbowała każdy powtarzał: „daj spokój Ginny”, „To nie twoja wina wiewiórko” albo „przestań gadać głupoty”. To doprowadzało człowieka do szału. 
Nie może tak siedzieć cały dzień. Co jej to da? 
Podniosła głowę i rozejrzała się po pomieszczeniu. Niedawno wróciła z obiadu, więc jedzenie odpada. Zmęczona nie jest, przynajmniej nie fizycznie, więc spać też nie pójdzie. A gdyby tak...?
Uśmiechnęła się do siebie pod nosem, po czym podeszła do barku. Miała zamiar nieco uszczuplić zapas Ognistej, należący do Malfoy'a. Złapała za pierwszą z brzegu szklankę i zapełniła ją niemal po brzegi.
- Wiesz, że zapijanie smutków zazwyczaj prowadzi do choroby zwanej alkoholizmem?
Na dźwięk tak dobrze znanego głosu, poczuła silny dreszcz. Nie chciała rozmawiać z nim dłużej, niż było to konieczne. Od kiedy przyprowadził ją ze Skrzydła Szpitalnego, układając do snu, unikała go jak ognia. Nie była gotowa na dłuższą konfrontację. Bała się jej. Wspomnienie pocałunku, smaku jego ust, uczuć które zalały jej drobne ciało, gdy ich wargi się zetknęły... to wszystko prześladowało ją późnymi wieczorami, gdy leżała samotnie w łóżku. Czuła coś do niego i to ją przerażało. Nie była gotowa na związek, bała się.
- Zawsze mogę dołączyć do stowarzyszenia AA – odburknęła, nie patrząc w jego stronę.
- Że co? - zdezorientowany ton ślizgona wywołał na jej twarzy blady uśmiech. Nalała drugą szklankę i podała mu ją, idąc z powrotem w stronę kanapy.
- Anonimowi Alkoholicy. Mugolskie stowarzyszenie pomagające ludziom w walce z uzależnieniem – wytłumaczyła spokojnie, opadając na miękkie poduszki. Zerknęła na niego i omal nie parsknęła śmiechem na widok zamyślenia, malującego się na jego przystojnej twarzy.
Potrzepał głową jak pies, próbujący pozbyć się wody z sierści, po czym upił solidny łyk.
- Bujasz – stwierdził zaczepnie, rozwalając się obok niej.
- Wcale nie – obdarzyła go oburzonym spojrzeniem, ale zaraz parsknęła śmiechem.
- Co cię tak bawi, wiewiórko?
- Mój tata ma fioła na punkcie życia mugoli. Gdybyś wiedział, jakimi rzeczami niektórzy się zajmują...
Pokręciła głową z politowaniem, ale uśmiech już nie zszedł z jej twarzy. Obróciła się w stronę ognia, który idealnie współgrał z jej płomiennorudymi włosami. 
Nawet nie zdawała sobie sprawy, w jaki sposób ten widok oddziałowuje na siedzącego obok ślizgona.

*

Blaise nie odrywał wzroku od tej drobnej gryfonki, która w tym momencie przywodziła na myśl żywą pochodnię. Taksował ją intensywnym spojrzeniem, próbując zapamiętać każdy jej gest, słowo, kolor oczu... dosłownie wszystko. 
Od kiedy uciekła zaraz po pamiętnym pocałunku, nie próbował nachodzić jej po raz kolejny. Odrzucenie wciąż bolało i z pewnością nadal by się do niej nie odzywał, gdyby nie tragiczne wydarzenie z Torkinsem w roli głównej. Zrozumiał wtedy, że nie ważne jaką decyzję podejmie ten uparty rudzielec, on i tak będzie stał za nią murem. I tak najważniejsze dla niego będzie jej szczęście. To tak nie po ślizgońsku...
Ale on już dawno przestał być prawdziwym, rasowym ślizgonem. Już dawno wydobył z siebie długo skrywane uczucia. Żałował tylko, że tak szybko okazał je przed śliczną gryfonką. Może gdyby jeszcze poczekał, sprawy potoczyłyby się inaczej... 
- Nad czym tak rozmyślasz? - usłyszał cichy damski głos i zorientował się, że od jakiegoś czasu jest obserwowany.

*
Nie tylko ona działała na zmysły chłopaka. Ginny z trudem zmuszała się, by nie patrzeć nachalnie w jego stronę. Nie była pewna własnych reakcji. Po chwili jednak przegrała wewnętrzną walkę, obracając ku niemu spojrzenie swych brązowych oczu. Ze zdumieniem spostrzegłą, że ślizgon wpatruje się w nią z dziwnym wyrazem twarzy. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że jest zatopiony głęboko w myślach, a jej osoba jest po prostu punktem, na którym zawiesił nieprzytomne spojrzenie.
- O tym, jakby to było gdybym poczekał z tym felernym pocałunkiem – szczera odpowiedź dosłownie wbiła ją w siedzenie. Nie spodziewała się takiego rozwoju sprawy. W panice rozejrzała się dookoła, jakby w poszukiwaniu drogi ucieczki.
Przerażenie malujące się na jej twarzy nie umknęło chłopakowi, w którym na moment zamarło serce.
Aż tak się mnie brzydzi?...
- Spokojnie, zrozumiałem. Mam się do ciebie nie zbliżać. Dałaś mi jasno do zrozumienia, jak bardzo ci się to spodobało – powiedział zbolałym tonem. Prawdopodobnie miał on zabrzmieć uspokajająco, jednak w żadnym stopniu nie osiągnął swojego celu.
Ginny spojrzała na niego z dezorientacją wypisaną na twarzy. Nie mogła zrozumieć jakim cudem Blaise Zabini, jeden z największych przystojniaków w Hogwarcie uważa, że się jej nie podoba. Miała ochotę parsknąć śmiechem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie była pierwszą, a także jedyną dziewczyną,  która odrzuciła go w trakcie pocałunku. Przygryzła dolną wargę, po czym przybliżyła się nieznacznie.
- Blaise, to nie tak... - zaczęła cichym głosem. Jak ma to wytłumaczyć, żeby nie zrozumiał nic opacznie?
- Właśnie, że tak, Wiewiórko. Nie podobam ci się. Rozumiem.
Smutek jaki malował się na jego twarzy sprawił, że serce ścisnęło jej się w piersi.
- Nie prawda – odpowiedziała hardo. Uniosła brodę do góry, mimo rumieńca wypływającego na jej policzki. 
Ślizgon posłał jej zdezorientowane spojrzenie.
- Podobam ci się?
Tym razem zdobyła się jedynie na jednoznaczne kiwnięcie głową. Czuła, że policzki palą ją żywym ogniem. Chciała natychmiast przerwać tę rozmowę. 
Blaise przybliżył się do niej na niebezpieczną odległość, próbując jednocześnie złapać jej zmieszane spojrzenie.
- A pocałunek? Też ci się podobał? - wyszeptał tuż przy jej wargach. Jego słodki oddech musnął jej skórę, paraliżując jednocześnie wszystkie zmysły. W tym momencie nie mogłaby się ruszyć nawet gdyby bardzo tego pragnęła. Problem był w tym, że wcale nie chciała.
- Tak, Blaise. Ale...
Nie pozwolił jej dokończyć. Czekał na to jedno magiczne słowo, które w tym momencie miało największe znaczenie. Jej odpowiedź „tak”. Kiedy wpijał się w jej usta, skradając namiętny pocałunek, czuł coś na kształt satysfakcji. Zagrywka na załamanego Zabiniego zadziałała. Osiągnął swój cel. Wiedział, że pragnęła go równie mocno jak on jej. Podobał się jej. Teraz już na pewno nie zrezygnuje z tego małego rudzielca.

Kiedy poczuła dotyk jego ust na swoich własnych, a mocny zapach męskich perfum wypełnił powietrze, nie potrafiła się odsunąć. Musiała przyznać sama przed sobą, że pragnęła tego pocałunku. Pragnęła go od momentu, kiedy dał jej przedsmak po raz pierwszy. Nie zastanawiała się nad konsekwencjami. Zapomniała o swoim lęku i uprzedzeniach. Oddała się chwili, angażując w ten pocałunek całą siebie. Być może będzie żałować. Być może będzie cierpieć. W tym momencie nie miało to żadnego znaczenia.

***~~~***~~~***~~~***~~~***

Czuła, że głowa pęka jej od nieustającego bólu. Miała wrażenie, że wszystkie mięśnie jej odmówiły posłuszeństwa, a zbyt długie leżenie w łóżku wyciągnęło całą energię.
Miała ochotę wrócić do własnego dormitorium i zjeść coś konkretnego, aby złagodzić te żołądkowe rewolucje. 
Wsłuchała się w otoczenie, ale poza własnym miarowym oddechem nie usłyszała nic. Cisza, wszędzie cisza. Jak bardzo ta pobudka różniła się od poprzedniej!
O co właściwie chodziło? Niewyraźne widmo wspomnień napłynęło do jej umysłu. Pamiętała panią Pomfrey, Malfoy'a i... Thicks. Co tu robiła? 
Kłócili się o coś, bardzo głośno i zawzięcie. Odniosła niewytłumaczalne wrażenie, że chodziło o nią. 
Co oni tam wykrzykiwali? Ostatnie co zapamiętała to przerażenie w oczach Malfoya i jego wrzask: „Granger wypluj to!”. Wypluj... sok! Olśnienie spadło na nią w jednej sekundzie. Pamela musiała podrzucać jej zatruty sok z dyni. Tylko po co? Czyżby nienawidziła jej tak bardzo, by chcieć ją zabić?
Zdawała sobie sprawę, że dawka którą była raczona nie należała do śmiertelnych. Gdyby tak było, już dawno padłaby trupem, zamiast po prostu wymiotować. 
Gdy Ginny oberwała od Seamusa, Hermiona stwierdziła, że jej pech przeszedł na rudą przyjaciółkę. Bardziej pomylić się nie mogła. Może i przeszedł, ale teraz wrócił ze zdwojoną siłą. Plotka, później Torkins i jej śpiączka, a teraz jeszcze Thicks. Czy cały wszechświat się na nią uwziął?
Spróbowała zmienić pozycję, a z jej ust wydobył się przeciągły jęk. Całe ciało rwało bólem.
- Granger? - na dźwięk tego głosu momentalnie otworzyła oczy i nie zważając na własne osłabienie, podniosła się do pozycji siedzącej.
- Malfoy! Co ty tu robisz?! - słysząc chrapliwy krzyk gryfonki, roześmiał się przeciągle, po czym przysunął krzesło, na którym siedział, by pochylić się w jej stronę.
Hermiona odkaszlnęła, rzucając mu oburzone spojrzenie.
- Wiesz, że takie były twoje pierwsze słowa, po wyjściu z tej śmiesznej depresji?
Z jednej strony odczuła ogromne zdziwienie na fakt, że ten dumny, nieczuły arystokrata zapamiętał taki szczegół. Zwłaszcza, że wtedy jeszcze trwali w sferze nienawiści i braku tolerancji! Z drugiej jednak, zalało ją niebotyczne oburzenie na jego brak zrozumienia w sprawie jej ówczesnego załamania nerwowego. Wrażliwy, ale niewrażliwy. Istny okaz rozdwojenia jaźni.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – warknęła, zakładając ręce na piersi.
Malfoy odchylił się i oparł o krzesło, nie spuszczając z niej rozbawionego spojrzenia. W jego wzroku nie było widać tej stałej pogardy oraz wyniosłości, a jedynie sporadyczne przebłyski złośliwych ogników. Zawsze jakiś postęp.
- Pilnuję – wzruszył ramionami. Proste pytanie, prosta odpowiedź. 
- Czego? - zapytała, posyłając mu pełne zdezorientowania spojrzenie.
Blondyn przewrócił oczami, po czym znów pochylił się w jej stronę.
- Ciebie – szepnął, a jego ciepły oddech owionął twarz dziewczyny. Bliskość chłopaka wśród zapachu męskich perfum roznoszącego się w powietrzu, wywołał na jej twarzy lekki rumieniec.
- Mnie nie trzeba pilnować, Malfoy. Nie jestem dzieckiem – parsknęła, z oburzeniem mrużąc oczy. W następnej chwili obróciła się w drugą stronę jak obrażone dziecko.
- Uspokój się, Granger – jego pouczający ton działał na nią niczym płachta na byka. - Pilnuję, żeby nikt cię znów nie otruł.
Zesztywniała. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby przetrawić usłyszane słowa. Czy on naprawdę to powiedział? Im dłużej to analizowała, tym bardziej utwierdzała się w myśli, że odpowiedź jest jak najbardziej twierdząca. 
Nie słysząc nic więcej, bardzo powoli zaczęła obracać się w jego stronę. Nie potrafiła zrozumieć, co go zmotywowało do takiego działania, a już tym bardziej, czemu w ogóle jej o tym powiedział. Co się dzieje? Czy w trakcie jej braku przytomności rozprzestrzenił się jakiś dziwny wirus mieszający w głowach? Bo to zachowanie, które w tym momencie prezentował, arogancki na ogół ślizgon, z pewnością nie było naturalne. 
Nie patrzył w jej stronę, więc miała doskonałą sposobność by przyjrzeć mu się wreszcie tak naprawdę.
Pociągła twarz, prosty nos, doskonała linia ust. Rozwichrzone, jasnoblond włosy, opadające w nieładzie na gładkie czoło... do tego idealna, wysportowana sylwetka. Rozszerzyła oczy w niemym szoku. 
On mi się podoba! 
Nie mogła w to uwierzyć. 
Nie, nie i jeszcze raz nie. 
Jak do tego doszło? Kiedy?
- Aż tak ci się podobam? - usłyszała zadziorny głos i poczuła, że serce staje jej w piersi. Czy to możliwe, żeby...? Przyjrzała mu się uważnie, szukając jakiegokolwiek znaku, że czytał jej w myślach, jednak nic takiego nie znalazła. Jego usta zdobił uśmieszek, a w szarych oczach błyskały złośliwe ogniki, jednak nic nie wskazywało na to, by zadał to pytanie z innym podtekstem, niż jego chore ego.
- Dlaczego? - zapytała, zupełnie ignorując jego zaczepkę.
Spojrzał na nią zbity z tropu.
- Dlaczego aż tak ci się podobam?
- Nie, ty zakochany w sobie narcyzie. Pytam, dlaczego pilnujesz, żeby nikt mnie nie otruł.
Na jego twarz wypłynął wyraz głębokiego zamyślenia, jakby zastanawiał się czy powinien zareagować na wypowiedzianą przed nią obelgę. Po chwili jednak zrezygnował, oparł się z powrotem o krzesło i zaczął bawić sznurkami swojej zielonej bluzy.
- Po pierwsze, komu zatruwałbym życie, gdyby zabrakło ciebie, Granger? - Ironia błysnęła w jego oczach, mieszając się z niegasnącą złośliwością. W odpowiedzi zmrużyła tylko powieki i prychnęła na niego niczym rozjuszona kotka. A tak dobrze się zapowiadało. Zaraz. Co się zapowiadało? Przecież to Malfoy. Bycie przez chwilę w miarę normalnym nie czyni z niego od razu zupełnie innego człowieka.
Najwyraźniej czekał na jakąś ripostę z jej strony, jednak gdy gęsta cisza zaczęła się przedłużać postanowił kontynuować.
- A po drugie – urwał czekając, aż na niego spojrzy. - Za niewiele ponad tydzień rozpoczyna się ten cały projekt. Jak będę z kimś innym, to skąd mogę mieć pewność, że odwali za mnie większość roboty?
Już miała uraczyć go jakąś niewybredną odpowiedzią, kiedy jej umysł zalało przerażenie. Projekt. Harmonogram. McGonagall!
Nie myśląc wiele, poderwała się z łóżka, chcąc jak najszybciej opuścić Skrzydło Szpitalne. Nie zrobiła jednak dwóch kroków, kiedy potknęła się o własne nogi i poleciała w dół na rychłe spotkanie z podłogą. Przymknęła powieki, szykując się na nową dawkę bólu, jednak zderzenie z zimną posadzką nie nastąpiło. Zamiast tego poczuła silne ramiona oplatające ją w pasie.
- Granger, do cholery! Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty, niż wieczne łapanie, która potyka się na każdym kroku?! - Wydarł się, jednocześnie podnosząc ją na nogi i pchając z  powrotem w stronę łóżka.
- Nikt ci nie każe mnie łapać, Malfoy! - odwarknęła rozeźlona. Mimo okazywanej złości, w duchu była wdzięczna, że swoim szybkim refleksem zapobiegł jej upadkowi.
- Proszę, ty niewdzięcznico – ton jego głosu spadł o kilka stopni, mrożąc krew w jej żyłach. Wiedziała, że w tym momencie był naprawdę zły. 
Usiadła posłusznie na łóżku, po czym sięgnęła po stojący na szafce nocnej dzbanek. Już miała nalać jego zawartość do kubka, kiedy zawahała się przez moment.
- Nie jest zatrute – stwierdził nadal zimnym tonem. - Możesz pić, przyniosłem osobiście.
Jakby to robiło jakąś różnicę... pomyślała, ale w tym samym momencie skarciła się w duchu. Ty głupia, niewdzięczna wariatko! Kto siedzi obok ciebie i pilnuje, żeby nic ci się nie stało? Może i ma w tym jakieś swoje ukryte motywy, nie zmienia to jednak faktu, że z pewnością ma masę innych, ciekawszych rzeczy do roboty. Nikt mu nie każe pilnować osłabionej gryfonki!
Skrzywiła się do swoich myśli ze świadomością, że są jak najbardziej słuszne. 
Zerknęła na niego spoza kurtyny włosów, które opadły na jej twarz. Wpatrywał się w okno, z zaciętym wyrazem twarzy i zaciśniętymi w wąską linię ustami.
- Malfoy – zachrypiała po kilku minutach ciszy. Skrzywiła się znów, po czym odkaszlnęła. - Malfoy.
Nie odpowiedział, ale uraczył ją dumnym spojrzeniem, unosząc jednocześnie brwi.
- Dziękuję – szepnęła, rumieniąc się niczym dorodna truskawka.
- Słucham? - zapytał nachylając się w jej stronę i otaczając ręką ucho jak niedosłyszący. Była pewna, że doskonale słyszał, co powiedziała, niemniej zasługiwał na to, by je powtórzyć.
- Dziękuję – powtórzyła głośniej. Widziała na jego twarzy zmieszanie, jednak po chwili po prostu kiwnął głową.
Znów nastała między nimi cisza, w czasie której blondyn wpatrywał się w okno, a gryfonka powoli sączyła wodę, zastanawiając się nad konsekwencjami niedostarczenia harmonogramu na czas.
- Czemu tak się zerwałaś? - usłyszała po upływie kolejnych piętnastu minut. Już straciła nadzieję na jakąkolwiek rozmowę i postanowiła znów się położyć, a zamiast tego usiadła, by spojrzeć na niego uważnie.
- Chciałam pobiec do McGonagall i wytłumaczyć dlaczego nie oddałam harmonogramu na czas...
Nie skończyła myśli, ponieważ przerwał jej donośny śmiech Malfoya. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę miał gdzieś wszystko, co działo się w tej szkole? Czy zawsze każda sprawa musiała lądować na jej barkach?
- Sądzisz, że dyrektorka miałaby do ciebie pretensje, że nie oddałaś tego głupiego harmonogramu? - Zapytał z ironią, jawnie się z niej nabijając.
- Być może i nie – odpowiedziała najspokojniej jak potrafiła, starając się nie poddać ogarniającej ją irytacji. Co za ignorant! - Ale mieliśmy je oddać, więc pewnie liczyła na to, że...
- Zaniosłem jej tę głupią listę – przerwał jej, przewracając oczami.
- Że co proszę? - nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
- Na słuch ci padło, Granger? - warknął nawet nie siląc się, by zatuszować rozdrażnienie. - Zaniosłem McGonagall ten pieprzony harmonogram zajęć.
- Dlaczego? - Co za głupie pytanie. Idiotka!
Spojrzał na nią jakby nie była w pełni władz umysłowych.
- Co dlaczego?- W tym momencie uważał ją za najgłupszą istotę na ziemi. Widziała to w jego oczach.
- To znaczy, dziękuję – poprawiła się szybko, wprawiając go w chwilową konsternację.
Znów jedynie kiwnął głową w odpowiedzi. 
Po kilku sekundach na jego usta wypłynął niewielki uśmieszek, a sam właściciel blond włosów, pochylił się w jej stronę tak, że ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Pozwoliłem sobie zmienić kilka punktów – wyszeptał, spodziewając się gwałtownej reakcji.
Długo czekać nie musiał. Hermiona poczuła, że krew uderza jej do głowy, a złość zaczyna z zawrotną szybkością krążyć w jej żyłach. Jak on śmiał zmieniać jej pracę? Jak mógł ją poprawiać?!
Widząc w jakim jest stanie, wyciągnął rękę i w naturalnym geście zmierzwił jej włosy.
W następnej chwili zniknął za drzwiami, zostawiając skonsternowaną gryfonkę zupełnie samą, a jego głośny śmiech rozniósł się po korytarzach.


26 komentarzy:

  1. Ostatnie zdania najlepsze <3
    O dziwo nie wyłapałam żadnych błędów, nawet braku myślnika na początku wypowiedzi :P
    Rozdział był swojego rodzaju odskocznią, w morzu nudy, w którym powoli tonę xd
    Przynajmniej te kilka chwil z uśmeichem na ustach :)
    Pozdrawiam, Skrzat :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Malfoy jak zwykle uroczy ;D
    uwielbiam go w Twoim opowiadaniu, sama nie potrafię odgadnąć nigdy jego reakcji na każde słowo jakie Hermiona powie ;D
    Cieszę się z pocałunku Wiewióeki i Diabełka tak fajnie do siebie pasuję ;D

    pozdrawiam ciepło Avad ka ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej uroczy ten rozdział. Draco jak zwykle rycerz na białym koniu. Ach ... Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i Hermiona zaz będzie w pełni sił. No cóż ty to masz talent, którego cholernie Ci zazdroszczę, ale cóż ludzie rodzą się bardziej wyjątjowi i mniej. Ty na pewno zaliczasz się do tych bardziej :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ginny Zabini, jak cudownie to brzmi :D
    Draco jest kochany po prostu <3
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział po prostu uwielbiam, a szczególnie Draco :) Przyznam się, że trochę mnie zszokowałaś tym podtruwaniem Miony, ale pomysł naprawdę fantastyczny, tak jak i cała reszta :D
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział zaskoczył mnie, oczywiście w pozytywnym sensie. Głupia Ślizgonka! Wydrapałabym jej oczy albo rzuciła Avadą! ;)
    Malfoy pilnujący Miony jest taki.. uroczy. *.*
    Pocałunek Rudej i Zabiniego... omniommniom. <33
    Uwielbiam Twoje opowiadanie i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. ;3
    A i zwróciłam uwagę, że piszesz "na prawdę" i "nie ważne". Oba wyrazy pisze się razem. ;)
    Pozdrawiam,
    Fioletoowa

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahah, z każdym kolejnym rozdziałem co raz bardziej zazdroszczę Ci talentu.
    Nie wiem czy już wspominałam, ale jestem wybredna jeśli chodzi o Dramione, i nie przepadam za tym paringiem, ale musi mnie naprawdę zaciekawić i być dobrze napisane żeby je czytałam - taka tam wybredna ja. Mam nadzieję, że uznasz to za komplement ;))
    Uwielbiam połączenia typu : Zabini i Ginny to jest po prostu mega i cieszę się że tu wystąpiło.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja na błędy nie patrzę, chyba że rażą w oczy :D
    Rozdział świetny, jak zwykle :)
    Ślizgonom nie można ufać. No ale od każdej reguły jest wyjątek xd
    Łiii Blaise i Ginny się spyknęli :3 Straasznie się cieszę.
    Ostatnia akcja mnie rozbawiła, z tym zmienieniem tego planu Hermiony przez
    Draco :>
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział :)
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  9. Draco jest taki słodki, jak o nia dba i wgl <3
    Ginny i Blaise - moi ulubieńcy, niech będą razem :D
    PS Rozdział świetny oczywiście, bardzo mi się podoba. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialne cudowne.Uwielbiam parę Diabeł Ginny pasują do siebie idealnie. Mam nadzieję że będzie ich dużo w tym opowiadaniu..) Biedna Hermiona dobrze że Draco się zorientował że jest truta.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oooo, nie widziałam jeszcze Ginny i Zabiniego :D
    Trochę długi rozdział, ale nie znalazłam żadnego większego błędu, do którego mogłabym się przyczepić.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam.

    Zaczęłam niedawno pisać dramione, zapraszam.
    http://umysl-czystszy-niz-lza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. O Salazarze!
    Wredna Pamela. Rzuć ją sklątkom na pożarcie :D
    Nie przedadam za parą Blaise&Ginny, alu u Ciebie wręcz uwielbiam ;)
    pozdrawiam, emersonn
    potterowskie-co-nieco.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Haha :D Jaki Malfoy :p
    Mimo wyzwisk jakich uraczył Hermionie był słodki ;33
    Blaise, piona! Twój plan się powiódł xd
    A ta.. Ta.. Głupia ślizgonka! Jako na miała? xd Aaa.. Thicks!Do Azkabanu z nią za podtruwanie uczniów! xd
    Cudowny rozdział!
    Weny życzę i pozdrawiam ;33

    OdpowiedzUsuń
  14. Genialny rozdział!!!
    Scena Blaise i Ginny,kocham ją!
    Jak ta ślizgonka mogła truć Mionę?! Ale to co zrobił potem Draco i jak pilnował Hermiony, to było takie urocze.
    Strasznie rozbawiła mnie końcówka, to jak Hermiona próbowała biec przepraszać, że nie oddała raportu.
    Już nie mogę się doczekać następnego :)
    Pozdrawiam
    Bloom

    OdpowiedzUsuń
  15. widzę, że całkiem dobrze rozgryzasz sztuczki facetów :D Podoba mi się, że nie robisz z tego ciepłego i czułego romansu, którego nie dał bym rady czytać ale mimo to, że jest to "kobieca" twórczość bardzo chętnie czytam dla Ciebie :) i nawet z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Fajnie się czyta i ja także nie wyłapałem żadnych błędów. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą powstawały jak najszybciej.

    I pamiętaj, żeby wierzyć w siebie.

    P.S Obojętnie który pas wybierzesz, jedź tak jak by to był ten na który zawsze chciałaś wjechać ;)

    P

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział wręcz emanuje różowymi cukierkami i w sumie to dobrze!
    Ta wredna Pamela,za kłaki bym ją wytargała żeby mi Mionkę truć,no co to to nie!
    Ginny i Zabini,Ginny i Zabini,marsza weselnego już grać?Nareszcie Wiewióreczka z Blaisem się pocałowali.
    Podobało mi się to przekomarzanie Draco z Herm na końcu,śmiałam się i było mi tak lekko i tak fajnie.Bo cały urok tkwi właśnie w takich chwilach.Rozdział mnie zachwycił aż do utraty tchu.
    Gratulacje,gratulacje;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział jak zawsze świetny;) uwielbiam twoje opowiadanie m.in. za to że nie zmieniłaś charakteru Malfoya, za co dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Na początku jakoś nie umiałam się do końca skupić na tym co napisałaś, ale później - WOW, nie mogłam się oderwać!
    Rozdział super :)

    B.

    OdpowiedzUsuń
  19. WoW! Super notka!! On się o nią troszczy! Wciąż czekam niecierpliwie na ich pierwszy pocałunek! Miałam nadzieję, że teraz się doczekam, ale no cóż... ^^ Ale kiedy oni zrozumieją, że są w sobie bezgranicznie zakochani (bo są, prawda?)
    a i oczywiście kocham Zabiniego i Ginny <3
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  20. Już nie powiem nic na temat Pameli, bo z pewnością posypałby się nieocenzurowane zwroty. Zdziwiła mnie reakcja Dracona nie wiedziałam, że weźmie sobie to wszystko tak do serca. Hermiona powinna być trochę wdzięczniejsza. Ginny też nie grzeszy rozumem, ale jak się złączy z Zabinim, to wszystko zostanie wyrównane :P Pocałunek był ładny.

    OdpowiedzUsuń
  21. Japciapciap japciapciap odwaaala miiii ale to szczegół. I znowu mnie pozytywnie zaskoczyłaś. Po Draco czegoś takiego się nie spodziewałam. Cudne cudne i jeszcze raz cudne <33333. Lovciam
    Chora psychicznie
    Nivis

    OdpowiedzUsuń
  22. Genialny rozdział, zresztą jak wszystkie poprzednie. :) Ginny i Blaise <3 A Draco pilnujący Hermiony to dla mnie coś niesamowitego. Na samym końcu już myślałam, że ją pocałuje, a tu nic. Może to lepiej, że tego nie zrobił, bo by go pewnie zwymyślała i dała w gębę. :)
    Pozdrawiam serdecznie i lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Jejuu, jakie genialne, twarz mi się cieszy jak to czytam !!
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  24. Jejku jejku jaki uroczy rozdział Draco taki miły dla niej i jązłapał jak spadała ojojoj... lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  25. No jaka pinda z tej Pameli ! Masakra -,- Jakby ona Mione tak dalej podtruwała , to może by przez nią umarła -,- Głupi szlauf :/ ! Dobrze ,że Draco zareagował ! Mam nadzieję , że Pamela dostanie za swoje!
    Oooo <3 Tak , tak , tak ! Kolejny pocałunek Ginny i Blaise'a <3 Tak jak wpominałam - no oni po prostu muszą być razem :3 Zakochańce <3
    No i po raz kolejny Draco złapał Hermi <3
    Cudownie ! No i ona sama sobie przyznała , że nasz blondyn się jej podoba !
    Draco coraz bardziej się do niej przywiązuje <3 No i ciekawe kiedy w końcu oni się pocałują ? :3
    /DramiLoveStroy

    OdpowiedzUsuń