Dodaję już dziś - co mi tam.
Miłej lektury! :)
III
Przestroga
Sprawdzianem
wychowania kobiety
i mężczyzny
jest to,
w jaki
sposób się kłócą.
George
Bernard Shaw
- Dziękuję, Taniu. Możesz wyjść – powiedział Malfoy, sadowiąc
się na nowo za biurkiem.
Jego długie blond włosy, jak zwykle były spięte na karku, a
przeszywające stalowoszare oczy, omiatały dokumenty z niezwykłą
dokładnością.
Obserwowała go, dokładnie tak, jak tego chciał. Nie tylko w
pracy, ale także i poza nią.
W przeciągu czterech dni dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy,
na temat jego nawyków, odzywek, czy stałych gości.
Przesiadując w jego biurze, zawsze zajmowała niewielką, czarną
kanapę, wciśniętą w róg pomieszczenia. Miała pozwolenie, aby
robić wszystko co jej się podoba oprócz, oczywiście,
przeszkadzania w pracy panu Ministrowi.
Nie miała pojęcia, jak tłumaczył jej ciągłą obecność w
gabinecie.
W końcu odbywały się tam różne, nierzadko poufne rozmowy, a ona
od tak mogła brać w nich udział?
Musiał być naprawdę zdeterminowany, żeby zmieniła zdanie na
jego temat. Tylko po co?
Czy naprawdę chodziło tylko o te głupie przeprosiny?
Złapała się na tym, że mu się przygląda, dokładnie w
momencie, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi.
Spojrzał jej prosto w oczy, a jej ciało przeszył dreszcz.
- Wejść!
- Dzień dobry, panie Ministrze – usłyszała dobrze znany, tak
bardzo cukierkowy głos Pansy Parkinson, że aż wcisnęła się
bardziej w kanapę.
Miała ochotę stać się całkowicie niewidoczna.
Nie widziała tej kobiety od kiedy pięć lat temu, przez przypadek
wylała na nią kieliszek wina w bardzo ekskluzywnej restauracji.
Zapytacie pewnie, czy w rzeczy samej był to zwyczajny wypadek.
Niestety, muszę potwierdzić. Panna Granger w żadnym stopniu nie
planowała upokorzenia panny Parkinson. Po prostu potknęła się o
próg wejścia, a Pansy stała akurat na drodze jej upadku.
Cóż, koordynacja wzrokowo- ruchowa nigdy nie była jej
najmocniejszą stroną.
- Witaj, Parkinson – przywitał się z nikłym uśmiechem, na swoich
wąskich, seksownych ustach. Nienawidziła siebie za to, że
zastanawia się jak smakują... - Co masz dla mnie?
Kobieta usadowiła się na wskazanym przez Malfoy'a krześle i
założyła nogę na nogę.
Jej smukła dłoń powędrowała do twarzy, odsuwając z niej
zagubione kosmyki, a druga wyciągnęła plik dokumentów.
- Przed chwilą dostałam sowę od dyrektora Hogwartu – zaczęła,
swoim słodkim głosem, patrząc mu prosto w oczy. Hermiona musiała
przyznać, że się zmieniła. Mimo wciąż irytującej intonacji,
przestała być pustą, plastikową laleczką. - Rodzice się
buntują. Nie chcą aby ich dzieci wracały do szkoły. Obawiają
się napaści, zwłaszcza po tym co stało się ostatnio w tym
mugolskim sierocińcu...
Malfoy kiwał głową, jednocześnie przeglądając przekazane mu
papiery.
- Jak rozumiem, potrzebne będzie kolejne wystąpienie?
- Myślę, że tak – pokiwała głową- wydaje mi się jednak,
jeżeli mogę coś zasugerować, że bardziej podniesie ich na duchu
obecność kilku aurorów w pociągu...
- Oczywiście,
to już dawno załatwione. Odciągniemy kilku na jeden dzień ze
szpitali polowych – przerwał jej, z dziwnym błyskiem w oku, a
Hermiona w swoim kącie omal nie zakrztusiła się kawą.
Nie mogąc się powstrzymać, kaszlnęła kilka razy, zwracając na
siebie uwagę Parkinson.
Cały jej plan siedzenia w ukryciu diabli wzięli.
Kobieta zmrużyła powieki, próbując dostrzec cokolwiek w półmroku
kąta, a po chwili jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
Przeskoczyła spojrzeniem kilka razy, to na Granger, to na Malfoy'a,
nie do końca rozumiejąc co się właściwie dzieje.
- Coś jeszcze, Pan? - zapytał Malfoy udając, że nic dziwnego się
nie wydarzyło. Lustrował ją ponaglającym spojrzeniem, jakby
dając do zrozumienia, że ma sobie już pójść.
- N-nie. To wszystko – odparła, nadal w ciężkim szoku.
Kiwnął głową, spuszczając wzrok.
- To dziękuję i do widzenia.
Popatrzyła na niego przez moment, a na jej twarz wypłynął wyraz
głębokiego zamyślenia.
Biedulka chciała jeszcze o coś spytać, jednak spojrzenie jakim ją
obdarzył, doszczętnie wytępiło z niej resztki ciekawości.
Skinęła głową, po czym bez słowa wyszła z gabinetu.
Ledwie drzwi się zamknęły, a Hermiona niczym wichura przebrnęła
przez pokój, pochylając się nad biurkiem, zaledwie kilka
centymetrów od jego twarzy.
- Nie zrobisz tego.
- Czego? - zapytał, a na jego twarz wypłynął wyraz bezgranicznego
zdziwienia.
Miała ochotę złapać go za te kudły i wyszarpać po pokoju.
Zamiast tego zacisnęła dłonie w pięści, prostując się
jednocześnie.
- Nie odbierzesz szpitalom aurorów. Widziałeś co tam się dzieje,
do cholery? - jej głos zaczął podnosić się niemalże do krzyku.
Była wściekła. Nie miał prawa zrobić czegoś takiego. - Ci
ludzie są bezbronni, w większości bardzo ranni. Jak sądzisz, w
jaki sposób będą w stanie ochronić się podczas nalotu?
- Magomedycy... - chciał coś powiedzieć, ale wściekła, była
Gryfonka nie pozwoliła mu dojść do słowa.
- Och, oczywiście. Znają magię, to fakt. Jestem pewna, że obronią
bezbronnych pacjentów równie dobrze, co specjalnie wyszkolony
Auror – zironizowała, zakładając ręce na piersi.
Jej oczy zmieniły się w dwie szparki, spod których ciskała
błyskawice.
Oj, tym sposobem Minister z pewnością nie zaskarbi sobie jej
przychylności.
Mężczyźnie musiała przyjść do głowy to samo, bo widocznie
zrezygnował z wcześniejszej woli walki, pozwalając sobie jedynie
na bolesne westchnienie.
Widziała w jego oczach, że ma ochotę powiedzieć jej parę,
niekoniecznie przyjemnych słów. Z satysfakcją i lekkim
zdziwieniem patrzyła jak się poddaje.
-Zostawimy po dwóch na każdy szpital, pasuje? - powiedział, nie
patrząc w jej stronę.
Nie wiem, czy to kwestia szoku, zdziwienia czy też radości, ale w
tym momencie jej malinowe usta ułożyły się w wyraźne „o”.
Spojrzała na niego jak na kosmitę, a cała złość wyparowała.
Mimo, że widziała kapitulację na jego twarzy sądziła, że wciąż
będzie się wykłócał.
Szczerze
mówiąc miała nawet taką nadzieję. Dzięki temu zdobyłaby
kolejny podpunkt do listy zatytułowanej „Dlaczego
powinnam nienawidzić Dracona Malfoy'a”.
- I to wszystko? - zapytała, odchrząkując. Po chwili przybrała
lekko kpiarski ton. - Tak łatwo pasujesz? Poddajesz się?
Nawet nie zauważyła kiedy podniósł się z krzesła i pokonał
dzielący ich dystans.
Kolejną rzeczą, którą była w stanie zarejestrować, był fakt,
że przyciskał jej ciało do meblościanki, a jego usta znajdowały
się niebezpiecznie blisko jej.
Znów poczuła zapach drogiego cygara oraz Ognistej. Jednak tym
razem wywołały w niej zupełnie inne odczucia.
- Zastanów się, czego ty właściwie chcesz. - Kiedy jej skórę
omiótł jego ciepły oddech, z zażenowaniem stwierdziła, że jest
po prostu podniecona. Na jej policzki wypłynął silny rumieniec,
ale nie spuściła głowy.
- Ależ ja bardzo dobrze wiem, czego chcę – odpowiedziała także
szeptem, wychylając nieco twarz w jego stronę. - To ty jesteś
niezdecydowany i błądzisz jak dziecko we mgle.
- Co? - zapytał lekko zdezorientowany. Przewróciła oczami.
Zupełnie zapomniała, że przecież nie wychował się w mugolskiej
rodzinie, tak jak ona. Nie mógł więc znać mugolskich powiedzeń
czy metafor.
- Nie ważne – wyszeptała jeszcze ciszej. - Chodzi o to, że nie
potrafisz podjąć konkretnej, ostatecznej decyzji.
Zauważyła, jak jego oczy ześlizgują się nieco w dół
zatrzymując na ustach. Jej ciałem wstrząsnął lekki dreszcz.
Nie chciała, żeby ją całował. A może chciała?
W każdym razie czuła się jak nastolatka z tymi swoimi głupimi
reakcjami, a nie jak niemalże trzydziestoośmioletnia kobieta.
Już miała powiedzieć, żeby natychmiast się od niej odsunął,
kiedy bezprecedensowo wpił się w jej usta.
Zamarła na moment, starając się poukładać myśli, jednak już
po chwili została całkowicie pochłonięta przez to cudowne
doświadczenie.
Jak
to mówią, Carpe Diem.
***~~~***~~~***~~~***~~~***
Dlaczego ją pocałował? Sądzę, że sam Merlin miałby problem z
odpowiedzią na to pytanie.
Jednym z powodów mógł być fakt, że jej usta wydawały się dla
niego najsłodszym z zakazanych owoców. Spełnieniem oraz
doświadczeniem, z którym nigdy wcześniej się nie zetknął.
A może... tylko być może, był to jedyny znany mu, możliwy sposób
na uspokojenie rozwścieczonej kobiety?
Chyba musicie odpowiedzieć sobie na to sami.
Odbiegając jednak od motywów takowego zachowania, muszę zaznaczyć,
że w momencie, gdy schylał się by skosztować tych ponętnych,
malinowych ust, nawet przez głowę mu nie przeszło, że aż tak się
wciągnie. Nie miał pojęcia, że ta drobna kobieta, po początkowym
szoku, może odpowiedzieć równie wielkim zapałem.
Języki toczyły niemy bój, a ręce błądziły po ciele, starając
się dostać pod niezwykle, w tym momencie irytujący skrawek
materiału.
Czuł coraz większe podniecenie, odznaczające się okazałą
wypukłością w kroczu. Brnął coraz dalej, całkowicie ignorując
głos zdrowego rozsądku.
Przecież tak się zarzekał, że szczeniacka sympatia już dawno mu
przeszła, prawda?
Ze zniecierpliwieniem wsunął dłoń pod koszulkę roznamiętnionej
kobiety, sunąc nią w górę do okazałych piersi, o których nie
potrafił przestać myśleć, od momentu, gdy zobaczył ją w tej
obcisłej bluzeczce...
Nie przewidział jednak tego, że nagle może się wycofać, stracić
zainteresowanie.
Zanim zorientował się w sytuacji, jego usta zostały brutalnie
oderwane od słodyczy, jaką dawały jej pocałunki, a dłonie
wysunęły się spod miękkiego materiału.
Otworzył powieki ze zdziwieniem i aż cofnął się o krok.
W oczach Granger błyskały groźne iskierki, tuszujące dość mocne
podniecenie.
Nie wiedział czy ma wiać, czy stać w miejscu i stawić jej czoła.
- Nigdy. Więcej. Mnie. Nie. Całuj – wysyczała, dysząc ciężko.
Jej pierś falowała przy każdym oddechu i na nic zdawały się
próby uspokajające.
Oj, chyba jednak powinien wiać.
Widział
rozsadzającą ją furię, jednak w oczach wyczytał sprzeczny
przekaz. Widział, że zrobił na niej wrażenie. Podobało jej się
to, co przed chwilą połączyło ich ciała. Był tego pewien. Tak
samo jak pewien był, że w pewnym momencie sama przyjdzie po
jeszcze.
Przywdział na twarz jeden z najbardziej kpiarskich uśmieszków i
wzruszył ramionami.
Kobieta zmrużyła gniewnie powieki.
- A po czym stwierdziłaś, że bym chciał? - zapytał, odwracając
się by wrócić za biurko. Nie zobaczył, bo nie mógł, dziwnego
błysku w jej czekoladowych oczach.
- Świetnie – warknęła, zakładając ręce na piersi w obronnym
geście.
- Świetnie.
- Świetnie.
- Świetnie.
Mierzyli się spojrzeniami, podzieleni jedynie krucho wyglądającym,
starym biurkiem.
Żadne nie chciało odpuścić, wyciągnąć ręki na zgodę.
- Wybacz, Granger, ale musisz iść odzyskać swoją cierpliwość
gdzie indziej. Tu się p r a c u j e.
Widział jak jej oczy rozszerzają się z oburzenia. Z premedytacją
zacytował jej własne słowa. Doskonale wiedział co robi. Wiedział
także, że osiągnął swój cel.
Kobieta prychnęła jak rozjuszona, podstarzała kotka i chwyciła
za swój letni płaszcz, omal nie przewracając wieszaka.
- Głupi, perfidny, zakochany w sobie, narcystyczny, skąpy...
- Skąpy? - powtórzył, unosząc brwi pod samą linię włosów. - A
po czym to niby stwierdzasz?
Znów prychnęła, najwyraźniej nie potrafiąc znaleźć argumentu.
- Wal się.
- Jak z tobą, to mogę nawet tu i teraz.
Uśmiechnął się perfidnie wiedząc, że doprowadzi ją tym do
szewskiej pasji – dokładnie jak za czasów szkolnych.
Nie odpowiedziała, tylko prychnęła po raz trzeci i otworzyła
szarpnięciem drzwi.
- Do zobaczenia na kolacji! - zawołał za nią nim się zamknęły, a
na jego twarz wypłynął rozbawiony uśmieszek. Doskonale słyszał
litanię obelg, którą mamrotała pod nosem.
Był z siebie zadowolony jak małe dziecko.
Bardzo dojrzałe zachowanie, czyż nie?
- Jak dzieci... - szepnął żabowaty człowieczek z obrazu,
przypatrując się całej scenie od początku do końca.
Całkowicie się z nim zgadzam...
*~*~*
Wybiegła z gmachu Ministerstwa, chcąc jak najszybciej oddalić się
od tego palanta.
Wiedziała, że to nie był dobry pomysł, żeby spędzać z nim tyle
czasu.
Mimo, że zostały jej jeszcze trzy dni, miała ochotę zrezygnować
już teraz. Naoglądała się już wystarczająco i z niechęcią
musiała oddać mu honor.
Angażował się w tę sprawę bardzo, ślęcząc nad papierami i
rozplanowując działania.
Nie do końca była to jego działka. W gruncie rzeczy, mimo tego co
mu wytknęła, wcale nie miał obowiązku zajmować się tym
osobiście, a robił to.
Nawet w dworku, po godzinach, potrafił przesiadywać przy tych
papierzyskach. Ale mimo wszystko... nadal był dupkiem, którego ani
trochę nie miała ochoty przepraszać. Zasłużył sobie, koniec,
kropka.
Kolejny przejaw, jakże dojrzałego zachowania, czyż nie?
Niestety ludzie, jeżeli w grę wchodzą emocje, nie potrafią myśleć
jak na dorosłych przystało...
Dowiedziała się już tego, czego chciała. Udowodnił jej, że się
myliła.
Dlaczego więc powinna nadal tam przebywać?
Choćby dlatego, że nadal nie miała pomysłu jak się z owych
przeprosin wymigać. Kolejne trzy dni, były dla niej niczym
zbawienne odwlekanie skazania...
Westchnęła ze sfrustrowaniem, okrywając się szczelniej
płaszczykiem.
Mimo sierpnia, powietrze wieczorami zaczynało być już chłodne.
Miała ochotę... nawet nie wiedziała na co. Do pracy nie pójdzie,
bo Malfoy z pewnością zaszantażował Daviesa w wyniku czego ten
odesłałby ją z kwitkiem. Riley pewnie pracuje, a w domu jest tak
pusto...
Nieświadomie ruszyła w stronę znanej uliczki, skąd bezpiecznie
można było się teleportować, bez żadnych świadków czy
zakłóceń.
Wyszła poza blask świateł latarni, zagłębiając się coraz
bardziej w ciemny zaułek.
Wyciągnęła różdżkę, żeby oświetlić sobie drogę, kiedy
poczuła jak ktoś zakrywa jej usta i gwałtownie ciągnie za
pobliski kontener na śmieci.
W chwili paniki wydała z siebie zduszony pisk i próbowała się
szamotać, jednak napastnik był zbyt silny.
Jednym sprawnym ruchem odebrał jej różdżkę, unieruchamiając
ręce.
- Spokojnie, Granger. Tylko bądź cicho – usłyszała znajomy
szept, więc momentalnie skamieniała.
Już drugi raz w przeciągu kilku dni natyka się na NIEGO.
Ostatnie spotkanie znów nie wyniosło nic dobrego, a teraz...
Czyżby działała tu zasada „do trzech razy sztuka”?
Najpierw Gin, po latach ( zaledwie parę dni temu) porwanie, więc
co tym razem?
Obróciła nieznacznie głowę, żeby spojrzeć mu w twarz i w tym
samym momencie usłyszała stłumione głosy dochodzące zza drzwi
parę metrów od nich.
- Jesteś tego pewien? Ludzie się boją...
- Przestań pieprzyć. Nie wierzę, że nikt nie pojedzie w tym roku
do Hogwartu.
- No dobra, ale w takim razie co? Działamy zgodnie z jego planem?
- Nie rozpoznawała ani jednego głosu. Były z pewnością męskie,
jednak nie potrafiła sobie przypomnieć czy już kiedyś je
słyszała.
- Nie – powiedział pierwszy głos, a ona poczuła zimny dreszcz. -
Wszyscy spodziewają się ataku na pociąg, dlatego właśnie
musimy...
W tym samym momencie rozległ się głośny dźwięk otwierania
nienaoliwionych drzwi.
Omal nie sapnęła ze złości. Jeszcze chwila i poznałaby ich
plany!
Nie miała żadnych wątpliwości, że ta dwójka przed nią to
członkowie „Błękitnej Zemsty”. Sądząc po temacie rozmowy,
nie byle jacy członkowie.
- … a co z Malfoy'em?
Nadstawiła ucha, nie wiedzieć czemu interesując się losem tego
głupka.
- Nie martw się, mam plan. Josh z pewnością spełni swoje zadanie
idealnie...
Po chwili rozmowa się urwała, a ciszę nocną przerwał donośny
dźwięk teleportacji.
W jej głowie panował istny chaos. Jaki Josh? Co za plan? I na co
chcą napaść?
Poczuła jak oplatające ją ciasno ręce, zwalniają swój uścisk.
- Masz szczęście, że cię nie zobaczyli – wychrypiał,
rozglądając się dookoła.
- Dlaczego?
Otrzymała spojrzenie, pełne politowania.
- Jesteś mugolaczką, do tego jedną ze Złotego Trio, które
dwadzieścia lat temu...
- Dobra, dobra. Rozumiem – przerwała mu, rumieniąc się
gwałtownie. Nie rozumiała tylko jednej rzeczy. - A ty skąd się
tutaj wziąłeś?
Odwrócił spojrzenie, wzbudzając w niej ciekawość, a także
lekką iskierkę podejrzliwości.
No właśnie, co tam robił?
- Miałem kilka spraw do załatwienia – mruknął, wzruszając
ramionami, ale nie spojrzał jej w twarz.
Widząc, że nie dowie się nic więcej, tylko westchnęła z
irytacją.
- W każdym razie... dziękuję – wydukała, wciąż mu się
przyglądając. - Ale następnym razem mógłbyś trochę
delikatniej.
Dla rozładowania sytuacji, stuknęła go lekko pięścią w ramię,
jak za dawnych lat.
Zobaczyła jak na jego ustach pojawia się cień uśmiechu, jednak
trwało to zaledwie kilka sekund.
- Idź lepiej do domu – powiedział, wreszcie patrząc jej w oczy. Z
jego ciemnych, niemalże czarnych tęczówek, ziała całkowita
pustka, wywołując u niej gęsią skórkę. - Zawsze mogą tu
wrócić.
Skinęła głową, nie widząc sensu by protestować.
Dlaczego by miała? Cała racja była po jego stronie. Gdyby złapali
ją samą, w ciemnym zaułku, nie wiadomo jak by się to skończyło.
Na samą myśl, przeszedł ją zimny dreszcz.
- To na razie – szepnęła, ściskając lekko jego przedramię.
Chciała mu w ten sposób podziękować, a także dodać otuchy.
Mimo, że zachowywał się dziwnie i już dawno przestał być tym
zabawnym, cudownym Blaise'm Zabinim, to i tak nadal była do niego
przywiązana.
Przyjaźni takiej jak ta przecież się nie zapomina...
Mieszkanie, które teraz zajmowała było jej drugim. Pierwsze
straciła dokładnie dziesięć lat temu. W pożarze.
Jej rodzice już dawno nie żyli. Znalazła ich zbyt późno,
trafiając akurat na pogrzeb. Dowiedziała się, że zmarli na jakąś
dziwną, egzotyczną chorobę, na którą leku jeszcze nie
wynaleziono.
Od tego momentu zamieszkała sama, w niemagicznej dzielnicy Londynu.
Okolica była nad wyraz spokojna, żadnych kłótni czy problemów.
Sąsiedzi pamiętali by zawsze zakręcać gaz i nigdy nie bawili się
ogniem. Do teraz nie była pewna skąd wziął się ów pożar, który
pochłonął wszystko co udało jej się przez lata uzbierać.
Została z niczym.
I właśnie wtedy pojawił się Zabini. Powiedział, że Ginny o
wszystkim go poinformowała i zakomenderował by zabrała wszystko co
jej zostało, bo zmienia lokum.
To dzięki niemu mieszkała w tym cudownym miejscu, z widokiem na
Tamizę.
Jemu oraz Gin zawdzięczała swój spokój ducha, a także
stabilność.
Kiedy Harry i Ron zajmowali się swoimi sprawami, on, były ślizgon,
zajął się właśnie nią...
Spojrzała na niego po raz ostatni, uśmiechając się ciepło, po
czym zniknęła z głośnym pyknięciem.
Mimo tylu lat praktyki, nadal nie zdążyła przyzwyczaić się do
tego nieprzyjemnego uczucia, więc po wylądowaniu przed bramą
dworku Malfoy'a, poczuła lekkie mdłości.
Była zmęczona. Można by zapytać czym, bo przecież od trzech dni
nie robiła nic, oprócz siedzenia na czarnej kanapie i obserwowania
Malfoy'a. Jednak (o ironio!), właśnie to był główny problem.
Nic nierobienie zawsze męczyło ją bardziej niż najcięższa
praca. Była jedną z tych osób, którym robota wręcz pali się w
rękach.
Bez tego czuła się zmęczona. Nie fizycznie, lecz psychicznie, co z
pewnością w przypadku mieszkania z Malfoy'em, wcale nie wychodziło
na lepsze.
*~*~*
Był zmęczony, wyzuty, otępiały.
Po wyjściu Granger nie robił nic innego jak przeglądanie
wszystkich raportów, planów, sprawozdań... oczy go piekły, a
pożądanie, które musiał stłumić parę godzin wcześniej wciąż
nieprzyjemnie paliło.
Co prawda mógł poprosić Tanię, by do niego wstąpiła. Zawsze
była bardzo... ugodowa.
Jednak po pierwsze było już zdecydowanie za późno, a po drugie
jakoś nie miał ochoty.
Czyżby się starzał?
Westchnął przeciągle, pocierając dłońmi twarz.
Nie
pamiętał kiedy ostatni raz tak długo siedział w biurze. Zazwyczaj
zabierał robotę do domu, tym razem jednak nie czuł takiej
potrzeby. Tutaj miał spokój.
Zauważył, że od zniknięcia Granger, jego praca stała się
bardziej wydajna. Zupełnie, jakby jej obecność go rozpraszała...
Cóż, po tym namiętnym pocałunku, nie ma wątpliwości, że w tym
stwierdzeniu znalazło się choć trochę prawdy.
Podniósł się z krzesła i podszedł do okna, by jak co dzień
poobserwować życie na ulicach Londynu.
Nie wiedzieć czemu, czerpał z tego niejaką przyjemność. Było to
dla niego takie chwilowe oderwanie od papierkowej roboty oraz
problemów.
Rozpuścił włosy pozwalając by opadły mu luźno na ramiona, a po
jego ciele rozlało się przemożne pragnienie położenia się w
łóżku. Najlepiej w obecności jakiejś pięknej kobiety...
Miał przecież piękną kobietę, zaledwie parę drzwi od jego
sypialni, ale cóż z tego? Był w pełni świadomy, że mimo
dzisiejszego zapału z jakim go całowała, nie wpuści go do łóżka
tak łatwo. A szkoda...
Machnięciem różdżki poukładał rozwalone papiery, zgasił
światła, po czym złapawszy za płaszcz, wyszedł z gabinetu.
Zapieczętował magicznie drzwi i już miał odejść, kiedy w oczy
rzuciła mu się biała koperta leżąca na ziemi.
Schylił
się po nią, marszcząc czoło na widok pięknie wykaligrafowanego:
„Minister Magii alias Dracon Lucjusz Malfoy” .
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu nadawcy, jednak dobrze
wiedział, że nikogo nie zobaczy. Było zbyt późno.
Złożył kopertę na pół, wkładając do sekretnej kieszonki, w
której zwykle chował różdżkę, po czym ruszył do wyjścia z
budynku.
Dwadzieścia minut później, wykąpany i w szlafroku siedział na
kanapie ze szklaneczką whiskey w ręku, usilnie wpatrując się w
kopertę.
Chciał zostawić ją na jutro, jednak nie potrafił się
powstrzymać.
Jeżeli
ktoś miał dla niego wiadomość, to albo przychodził sam, albo
wysyłał ją przesyłkami wewnętrznymi.
Z czymś taki spotkał się naprawdę pierwszy raz.
Ze sposobu dostarczenia koperty domyślił się, że zawiera albo
miłosne wyznania, albo pogróżki.
Skąd miał w sobie tyle intuicji?
Nie było sensu czekać dłużej. I tak będzie musiał w końcu
sprawdzić co zawiera.
Nigdy nie spodziewał się po sobie, że zaledwie skrawek pergaminu
wywrze na nim takie wrażenie.
Odetchnął dwa razy, po czym jednym ruchem rozerwał kopertę.
Uważaj
na każdy krok, słowo, miejsce pobytu.
Bądź
medialny, pokazuj się ludziom i uważaj –
mają
na Ciebie sposób.
Obrócił kartkę trzy razy, jednak nigdzie nie znalazł podpisu.
Wiadomość była anonimowa, jednak ani przez chwilę nie zwątpił w
jej wiarygodność.
Czuł intuicyjnie, że musi posłuchać rady. Nie może dać się
stłamsić. Nie może przegrać.
Z Draconem Malfoy'em się nie zadziera.
Pierwsza? *.*
OdpowiedzUsuńWięc tak... rozdział... brak słów. Genialny! Po prostu fantastyczny. Szczególnie akcja w gabinecie Malfoy'a. Czyżby nasz Draconek zaczynał coś czuć do gryfonki? Mam nadzieję, że tak. Szkoda mi Blais'a naprawdę. Błagam cię zrób coś aby poznał jakąś kobietę i przestałbyć taki smutny bo aż mi chce się płakać ;( Z niecierpliwością czekam na 4 rozdział.
PS. Kiedy możemy się go spodziewać? <3
To jest fantastyczne ! Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńOjejejej. Cudny, cudowny, fantastyczny, wspaniały, tajemniczy i... w ogóle brak mi słów. Czekam na więcej i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGallie (dawniej Swish)
Bardzo fajny rozdział, strasznie mi się podoba, Dramione i wgl :P Życzę weny i czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, naprawdę genialny!
OdpowiedzUsuńAh, scena w gabinecie.. Aż zrobiło mi się ciepło. :D
Mi również jest bardzo szkoda Zabiniego. Widać, że nadal nie może się otrząsnąć po stracie Ginny; nadal ją kocha. Chciałabym, żeby w końcu był szczęśliwy.
No i, kurcze, jaki będzie atak, jeśli nie w pociągu? Kim jest ten facet, który wszystkim kieruje? I co chcą od Malfoy'a? O: Mam nadzieję, że Draco nie da się porwać, ani zabić, ani zranić. XD
Czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam, M.
Cudowny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńWeny!
Genialny rozdział !! Świetnie się czyta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki <3
Cudo <3 Tajemnice, niewyjaśnione sprawy, niebezpieczeństwo, a wszystko doprawione pożądaniem, czy może być coś lepszego w opowiadaniu? Krótko mówiąc kolejny wspaniały rozdział tej jakże ciekawie zapowiadającej się historii :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Cóż mogę powiedzieć. Napisany perfekcyjnie od pierwszego do ostatniego znaku.:) Osiągnęłaś coś, do czego mi jeszcze daleko - te emocje były namacalne. Z każdym kolejnym słowem odczuwałam ich coraz więcej. Intryguje mnie postać Blaise'a, który stracił wszystko, a pomimo to nadal kurczowo trzyma się życia.
OdpowiedzUsuńIdealnie.
Pozdrawiam.
la_tua_cantante_
dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com
Fantastyczny rozdział ! Bardzo mi się spodobał. Cudowny, nie wiem co powiedzieć /napisać, aż brak mi słów.
OdpowiedzUsuńNajlepsze sceny to te Hermiona-Draco. Są genialne! :*
Pozdrawiam
Charlotte Petrova
Boskie!
OdpowiedzUsuńWeny.
Pozdrawiam,Lili.
I znowu te długie włosy Malfoya! To jest takie abstrakcyjne.:D
OdpowiedzUsuńAch, zazwyczaj zbyt szybkie akcje w relacjach Draco i Hermiony mnie zniechęcają, ale Ty osiągnęłaś niesamowity efekt. A ten pocałunek był taki prawdziwy, mieli w sobie tylko samo pożądania, co nienawiści. Uwielbiam takie połączenie. :)
Zabini jest kochany, niesamowicie mi go żal, nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak on cierpi. Szkoda tylko, że tak się odcina od wszystkich.
Ciekawi mnie ten list.. Z jednej strony już on sam brzmi jak pogróżka, ale z drugiej strony może to jest... ostrzeżenie? Ciekawe... :>
Pozdrawiam,
Cave Inimicum
http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/
OMG!! 16 LIPCA BYŁY MOJE URODZINY!!!!!! Szkoda, ze wtedy tego nie przeczytalam.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cie! Ten rozdzial byl po prostu idealny. Scena ich pocalunku... gdyby nie to ze znajduje sie w miejscu publicznym juz dawno piszczalabym z radosci. I mi sie wydaje ze to Hermiona wyslala mu ten liscik. Albo Zabini. Ale raczej Hermiona.
I to "świetnie. Świetnie" <- w serialu Słoneczna Sonny, Sonny i Chad cos takiego robili i mi sie od razu skojarzylo.
Czysta perfekcja. Przepraszam ze dopiero teraz
Pozdrawiam magicznie
~hope~
Świetne :P Nie spodziewałam się że tak szybko się pocałują :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*