3 sierpnia 2014

Czas zemsty: Rozdział piąty (+18)

V

Słodko-gorzka namiętność


Na­miętność budzi się w oczach, w duszy. Nie w ciele. 

Słabe, poranne słońce wlewało się do pokoju, powoli ogarniając blaskiem coraz większą jego powierzchnię. Piękna pogoda oraz nieliczne śmiechy, które słyszała z oddali, nijak nie współgrały z jej samopoczuciem.
Nadal żyła w scenerii ze snu, przeżywając ją w myślach raz po raz.
Zakapturzone postacie, bezbronni pacjenci, pożar trawiący szpital...
Doskonale pamiętała gryzący dym, który wypełniał jej płuca.
Wciąż odczuwała ten sam strach, który paraliżował jej ruchy. Czy bała się o siebie?
Nie. Bała się o podopiecznych. O bliskie jej osoby, które zniknęły gdzieś wśród płomieni.
Ostatnim co zapamiętała był błysk złowrogich oczu spod ciemnego kaptura i zielony promień lecący w jej stronę.
Obudziła się, zrywając gwałtownie z krzykiem zamarłym na ustach. Długie włosy przylepiły się całymi pasmami do jej spoconej twarzy oraz szyi. W oczach tańczył obłęd.
Potrzebowała dłuższej chwili, żeby ogarnąć sytuację. Całą minutę zajęło jej zrozumienie, że nic jej nie grozi, że jest bezpieczna.
Oczywiście, jeżeli można czuć się bezpiecznie w jaskini samego Smoka...
Bała się usnąć po raz kolejny. Bała się na nowo przeżywać jeszcze raz to samo.
Kiedy odzyskała jasność umysłu, starała się wmówić samej sobie, że koszmary są po prostu efektem silnego przeżycia, którego doznała wczoraj.
Ronald Weasley nie żyje. Znaleźli dziś jego ciało, w dzielnicy Camden Town...
Te słowa, powtarzane raz po raz niczym mantra, zalewały jej umysł, godząc w serce tysiącem maleńkich sztylecików.
Cierpienie po śmierci bliskiej osoby, ma zazwyczaj podłoże egoistyczne. Rozpaczamy, ponieważ już nigdy nie będzie nam dane usłyszeć, zobaczyć, czy dotknąć danej osoby. Jesteśmy skazani na dalsze życie bez jej obecności i nic nie jest w stanie tego zmienić.
Ale czy tak było także w jej przypadku?
Wydaje mi się, że nie.
Rozpaczała, ponieważ było jej żal biednej Molly Weasley, która zaledwie osiem lat temu straciła swoją jedyną córkę.
Współczuła Alison Weasley, żonie Rona, której w gruncie rzeczy nie lubiła. Wiedziała jednak, że kobieta bardzo kochała rudzielca i nie potrafiła znieść nawet myśli o jej cierpieniu.
A Chris i Rose... dwie małe pociechy, którym dał życie Ronald. Dla nich to z pewnością był dramat.
Mimo, że nie miała z nim dobrego kontaktu od całych piętnastu lat, to jednak nie potrafiła powstrzymać łez, które znów zgromadziły się pod jej powiekami.
Tak, to wszystko na pewno wywołało ten okropny sen.
Była tego niemalże pewna, a jednak nie potrafiła przestać go analizować.
Czuła intuicyjnie, że jest w nim jakieś drugie dno. Że powinna przyjrzeć mu się z bliska. Że wciąż umyka jej coś bardzo istotnego. Pytanie tylko: co?
Westchnęła głośno i przeciągle, starając się dać upust całej frustracji trawiącej jej duszę i ciało.
Podniosła się powoli, przeczuwając, że szybsze działanie sprowadziłoby niepotrzebne zawroty głowy, po czym owinąwszy się szlafrokiem ruszyła w stronę drzwi.
Potrzebowała długiej, aromatycznej kąpieli. Najlepiej z gęstą pianą, olejkami eterycznymi i butelką wina.
Przez moment zastanowiła się co załatwić w pierwszej kolejności, jednak zwyciężyła łazienka. W czasie, gdy będzie buszować po szafkach Malfoy'a w poszukiwaniu jakiegoś dobrego alkoholu, wanna zdąży się napełnić.
Pchnęła białe drzwi, znajdujące się po jej lewej stronie i nie rozglądając się po pomieszczeniu, ruszyła w stronę ogromnej wanny położonej w rogu.
Odkręciła kurek, nalewając na dno płynu do kąpieli. Sięgała po sól morską położoną na szafce, kiedy kątem oka zauważyła czyjąś obecność.
Obróciła się gwałtownie, opuszczając trzymaną butelkę z płynem, a jej prawa ręka wylądowała na sercu.
- Na Godryka, Malfoy – wysapała, z oczami wielkimi jak spodki. - Chcesz, żebym zeszła przez ciebie na zawał?
Czekając na odpowiedź, przyjrzała mu się dokładnie. Jej wzrok dłuższą chwilę zatrzymał się na obnażonej, wciąż pięknie wyrzeźbionej klatce piersiowej, a następnie na samym brzegu ręcznika, okrywającego jego męskość...
- Sama weszłaś, nawet nie sprawdzając czy jest wolne – wzruszył ramionami. - Mógłbym więc zapytać o to samo.
Jego ton był spokojny i wyważony, jednak w stalowoszarych oczach dostrzegła niebezpieczny błysk.
Bezwiednie przełknęła ślinę.
Mężczyzna odbił się od umywalki, o którą się opierał, pozwalając ręcznikowi zsunąć się nieco niżej. Do ukazania się w całej okazałości pozostało mu jedynie kilka centymetrów...
Zganiła się w myślach za całą serię obrazów, które zawładnęły jej myślami. Były zbereźne, bezwstydne i z pewnością nie pasowały do jej wcześniejszego samopoczucia.
Siłą woli zmusiła się by unieść spojrzenie na rozbawioną twarz Malfoy'a i z godnością uniosła podbródek.
- Wyjdź, chcę się wykąpać.
Mężczyzna założył ręce na piersi, wychylając się poza jej ramię. Był niepokojąco blisko, a ręcznik zsunął się o kolejne pół centymetra.
Czy on nie ma wstydu?!
Odchrząknęła, cofając się o krok, a jej ręce intuicyjnie ułożyły się na piersi w obronnym geście.
- Widzę – powiedział w końcu, ukazując w uśmiechu cały rząd białych zębów. Dopiero teraz zauważyła, ze z jego długich, jasnych włosów spływają kropelki wody, rzeźbiąc maleńkie wodospady na jego torsie i znikając za krawędzią ręcznika...
Po raz kolejny przełknęła ślinę.
- Cieszę się, że nadal masz dobry wzrok i nie potrzebujesz okulisty – zignorowała jego spojrzenie, pełne niezrozumienia, odwracając się w stronę wanny. Bała się, że za chwilę nie zapanuje nad odruchami własnego ciała i zerwie z niego ten skrawek materiału. Zbyt długo była sama. Zbyt długo...
- Może się przyłączyć? - na dźwięk tych słów cała skamieniała. Czyżby wyczuł jej podniecenie i frustrację?
Przyjrzała mu się kątem oka, szukając jakiejkolwiek oznaki złośliwości. Nie znalazła.
- Chyba jednak podziękuję – powiedziała, uśmiechając się słodko, jak głupia nastolatka. - Nie musisz przypadkiem ułożyć jakiegoś przemówienia albo coś w tym stylu?
Malfoy zmierzył ją wzrokiem, po czym uniósł rękę, żeby spojrzeć na zegarek.
- Tak się składa, że za pół godziny mam spotkanie z Longbottomem w sprawie wczorajszej konferencji... - ledwie powstrzymała się by nie odetchnąć z ulgą. - … dlatego właśnie wrócimy do tego później.
Otworzyła szeroko buzię, patrząc na niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę właśnie zadeklarował chęć wspólnej kąpieli? To niedorzeczne.
Potrzepała głową, patrząc jak rusza w stronę drzwi.
- O osiemnastej zjemy pożegnalną kolację w altance. Nie spóźnij się.
Jej szczęka po raz kolejny powędrowała w dół.
- Pożegnalną...?
Przewrócił oczami, a na jego twarz wypłynął ironiczny uśmieszek.
- Jest niedziela. Twój ostatni dzień tutaj – wytłumaczył z rozbawieniem. Oparł się o futrynę, przyglądając jej badawczo. - No, chyba, że chcesz zostać dłużej.
Puścił jej oczko jak tania kokietka, wywołując palący rumieniec.
- Chyba śnisz – prychnęła, odwracając się od niego. - A teraz bądź tak łaskawy i mnie zostaw. Nie mam czasu na durne gadki.
- Tylko się nie spóźnij.
Kiedy wyszedł, jednym susem doskoczyła do drzwi, żeby je zamknąć. Nie chciała sytuacji jaka była przed chwilą. A co jeśli temu zboczeńcowi przyjdzie do głowy ją podglądać?
Sięgnęła do kieszeni szlafroka po różdżkę i zabezpieczyła dodatkowo drzwi zaklęciem. Dopiero wtedy bez krępacji pozbyła się resztki ubrań, zanurzając w gorącej, aromatycznej wodzie.
Z tego wszystkiego całkowicie zapomniała o planach opróżnienia butelki wina, lecz teraz jej myśli zaprzątało coś zupełnie innego...

*~*~*

Nie skłamał, mówiąc o spotkaniu z Longbottomem. Nie powiedział także całej prawdy.
A co było tą prawdą?
Fakt, że potrzebował chwili samotności.
Musiał odreagować, pomyśleć.
Kolejna wiadomość wstrząsnęła nim o wiele bardziej niż poprzednia. Właściwie zdążył już o niej zapomnieć, jednak tylko on. Jego anonimowy informator wciąż pamiętał.
Opadł na obrotowe krzesło, stojące za biurkiem w jego gabinecie. Ręce oparł na blacie, a twarz zanurzył w dłoniach.
Był zmęczony i coraz bardziej wątpił w swoje możliwości.
W momencie gdy nadal tkwił w martwym punkcie, wróg rozwijał się, osiągając wciąż więcej i więcej.
Obrócił się w stronę okna, patrząc na jaskrawe słońce, otulające swym blaskiem ulice Londynu. Czasem zastanawiał się, czy pogoda w jakiś sposób z niego nie kpi. No bo jak to możliwe, że w momencie, gdy jego duszę spowija mrok, na dworze jest tak pięknie?
To przeczy wszelkiej logice. To bez sensu.
- Proszę – powiedział, słysząc donośne pukanie.
Po chwili do pomieszczenia wszedł dosyć wysoki, krępy mężczyzna, z krótko ściętymi włosami i lekkim zarostem na twarzy.
- Neville.
- Draco.
Mężczyźni skinęli sobie głowami w czysto oficjalnym geście, po czym gość usiadł naprzeciw Ministra.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, przypominając o niezbyt przyjaznych stosunkach panujących między dwoma wielkimi osobistościami w świecie czarodziejów.
Mimo, że schowali urazę i w jakimś stopniu potrafili sobie zaufać, to wciąż nie udało im się nawiązać nici przyjaźni.
Co dziwne, z natury przyjaźnie do wszystkich nastawiony Neville nawet do tego nie dążył.
- Wszystko w porządku? Poczta od zdenerwowanych rodziców trochę zelżała? - zapytał Malfoy, opierając się wygodnie o oparcie fotela. Miał ochotę załatwić tę sprawę jak najszybciej i zająć się swoją.
Neville skinął głową, poprawiając kołnierz szaty.
- Tak. - Popatrzył w okno za plecami ministra, a wyraz jego twarzy jasno wskazywał, że nie ma ochoty tu przebywać. - Twoje wystąpienie naprawdę pomogło. Ludzie ci ufają.
Sarkazm. Doskonale go wyczuł w ostatnim zdaniu wypowiedzianym przez dyrektora Hogwartu. Czyżby chciał go urazić?
Przyjrzał się dokładnie pociągłej twarzy Longbottoma, lecz nie dojrzał w niej złośliwości. Właściwie nie był nawet pewien czy ten mężczyzna jest zdolny do tego typu odczuć czy zachowań.
Odchrząknął dla niepoznaki, udając, że wcale nie usłyszał tonu Neville'a.
- To dobrze. Czy jeszcze mogę w czymś pomóc? - złączył palce obu rąk, tworząc przed twarzą prowizoryczną wieżę. Stworzył tym samym pozory pełnej gotowości do słuchania, zupełnie nie współgrającej z jego wewnętrznymi odczuciami. Czas gonił.
Longbottom pokręcił przecząco głową, zbierając się do wyjścia.
Draco ledwo stłumił westchnienie ulgi.
- Dzięki i do zobaczenia – dyrektor pożegnał się nie rezygnując z dobrego wychowania i złapał za rąbek kapelusza, który właśnie założył na głowę.
Malfoy skinął głową i pochylił się nad papierami, dając tym samym znać, że rozmowa skończona.
Te nieliczne oraz krótkie spotkania z Neville'm były dla niego niezwykle krępujące. Miał wrażenie, że ten mężczyzna wciąż chowa do niego jakąś urazę.
Czy to była jego wina, że ta Lovegood tak się spiła, że niemal wpakowała mu się do łóżka?
Odmówił, jakżeby inaczej. Jednak dla Neville'a nie miało to znaczenia. Ubzdurał sobie, że Malfoy uwiódł jego żonę i żadne tłumaczenia nie pomagały.
Draco westchnął przeciągle, starając się oczyścić umysł ze wszelkich myśli. Nie przyszedł tutaj, żeby rozpamiętywać dawne zatargi z ludźmi.
Wyciągnął spod sterty papierzysk tę jedną, małą, która go interesowała. Przysunął ją sobie pod nos, rozłożył się wygodnie i po raz kolejny zaczął przyglądać się idealnie wykaligrafowanym literom, tym samym co na pierwszej wiadomości. Na marne. Od momentu, gdy znalazł tę kartkę tuż obok talerza ze śniadaniem, nie potrafił wyciągnąć z wiadomości niczego, co pomogłoby mu w dalszych działaniach. Czuł intuicyjnie, że nadawca chciał dobrze, jednak nie mógł jaśniej się określić? Dać konkretnych informacji?
Wezwał skrzaty, osobiście przetrzepał cały dworek, jednak nie odkrył kto był nadawcą albo przynajmniej doręczycielem.
Wszystko zostało dokładnie przemyślane i dopracowane. Tak, by całość nadal była owiana tajemnicą.
Wyciągnął pierwszy świstek z kieszeni, kładąc go powyżej nowego. Miał nadzieję, na jakieś nagłe olśnienie, jednak po dwóch godzinach intensywnego myślenia, kreślenia planów i snucia domysłów, spasował.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że samemu tego problemu nie rozwiąże. Opuścił ręce w geście rezygnacji.
W tym momencie potrzebował rozrywki i miał nadzieję, że Granger dostarczy mu jej dziś przy kolacji.
Wstał, przeciągając się niczym kot, a zasiedziałe kości zaczęły strzelać w proteście.
Nie oglądając się za siebie, zniknął za drzwiami.
Pozostawiona przez niego wiadomość, leżała na biurku treścią do góry, rzucając się w oczy niczym drogi brylant:

Przegrałeś. To koniec.
Ostrzegałem, że mają na Ciebie sposób i właśnie zaczynają wplatać go w życie.
Pokażą na co ich stać.
Najgorsze, a dla nich najlepsze jest to, że nic nie możesz zrobić.
Tak sądzą. Ale czy rzeczywiście tak jest?

*~*~*

Miała ochotę odwiedzić Harry'ego. Chciała z nim porozmawiać, złożyć kondolencje, po prostu pobyć... jednak nie znalazła go.
Teleportowała się do jego domu przy Charing Road, do Doliny Godryka, odwiedziła nawet Ann Whistle, etatową kochankę Wybrańca, ale nigdzie go nie było.
Zostało jedno miejsce, do którego nie zajrzała. Mimo, że była dzieckiem Gryffindoru, nie potrafiła wykrzesać w sobie odwagi, aby stanąć twarzą w twarz z Molly Weasley, z którą nie widziała się całe piętnaście lat. Doskonale pamiętała ostre słowa, które rzuciła w stronę kobiety, kiedy chciała ją pocieszyć. Powiedziała jedno słowo za dużo, pozostawiając niedowierzanie oraz żal wymalowane na dobrotliwej twarzy Molly Weasley.
Pokręciła głową, odganiając od siebie natrętne myśli. Nie mogła i nie chciała tego roztrząsać. Nie teraz. Nie w takich okolicznościach.
Oparła się o poręcz mostu, wpatrując w płynącą leniwie Tamizę. Czasem chciała popłynąć razem z nią. Pozwolić by prąd poniósł ją daleko w przód. W nowe życie, nowe doświadczenia.
No bo co miała od życia?
Tylko praca, praca i praca.
Z czyjej winy?
Jej naturalnie, jednak najbardziej oczywiste rzeczy czasem najciężej zrozumieć.
Podniosła głowę do góry i zamknęła oczy, delektując się ciepłym wietrzykiem omiatającym jej twarz.
Wolność. Miała jej tak wiele, a mimo to czuła się jak w klatce. Mogła pojechać gdzie tylko chciała, a miała wrażenie, że jej dusza jest przykuta łańcuchem do miejsca gdzie przebywała. Mogła chodzić na dyskoteki, spotykać się ze znajomymi, bawić... ale uniemożliwiały jej to kraty, w postaci ciągłej pracy, którą sama na siebie narzuciła. Mogła mieć każdego mężczyznę, lecz jej serce było jak zardzewiały zamek klatki, w której przebywała, a do którego klucz dawno zaginął.
Nie było temu winne żadne przeznaczenie, czy tok życia. Winna była ona sama.
Najlepiej jednak zwalać winę na wszystko dookoła, byle tylko wybielić siebie.
Jakie to trywialne i powszechne, prawda?
Czas wracać.
Nie, żeby przykładała jakąś wielką wagę do kolacji z Malfoy'em, ale skłamałaby nawet przed samą sobą, gdyby powiedziała, że nie czuje choćby minimalnego podekscytowania.
Skąd to się brało?
Przecież jeszcze tydzień temu tak się zarzekała, że go nie trawi i że nie chciałaby mieć z nim nic wspólnego.
A teraz, coraz częściej łapała się na tym, że nie myśli o niczym innym.

*

Teleportowała się przed bramę dworku równo pół godziny przed czasem. Obiecała sobie, że nie będzie się stroić, jednak zgodnie z powszechnymi prawami natury płci pięknej, obietnicę diabli wzięli.
No bo która kobieta nie chce prezentować się pięknie, nie ważne czy jest to randka, czy kolacja pożegnalna?
A może jest to i jedno i drugie...
Kto tam wie, co chodzi po głowie panu ministrowi?
Stała przed lustrem, obciągając długą do kolan, klasyczną, małą czarną. Zostało jej zaledwie pięć minut, a ona nawet nie zaczęła się malować.
Zapomniała już, że musi to robić. Zupełnie wyleciało jej z głowy, że już dawno przestała mieć nieskazitelnie gładką skórę, a pierwsze zmarszczki zaczęły zdobić obwódki jej oczu. Przez te kilka dni znów zaczęła czuć, a nawet momentami zachowywać się jak nastolatka.
Nie sądziła chyba jednak, że jest pod działaniem jakiegoś serum młodości.
Każdy wie, że coś takiego nie istnieje. Panna Granger najwidoczniej także zdała sobie z tego sprawę, gdyż właśnie pluła sobie w brodę, że nie wróciła wcześniej. Gdyby nie ta głupia duma i obietnice zupełnie bez pokrycia, już dawno byłaby zwarta i gotowa.
Och, Hermiono, gdzie twoje zwyczajowe zorganizowanie?
Witaj – usłyszała w momencie, gdy zeszła po schodach.
Odszukała spojrzeniem mężczyznę i skinęła mu głową. Potrzebowała dużej samokontroli, żeby nie wzdrygnąć się na jego widok. Bynajmniej nie było to spowodowane jego obecnością czy obrzydzeniem. Chodziło o to jak się prezentował.
Cienie pod oczami, skóra przeźroczysta bardziej niż zwykle, przyklapnięte włosy, brak błysku w stalowoszarych oczach...
Nie przypominała sobie, żeby rano wyglądał równie źle. A może...
- Idź do altanki i rozgość się. - Odwrócił się w stronę barku, szukając czegoś z zaangażowaniem. Z pewnością zauważył jej badawcze spojrzenie. Aż dziw, że nijak go nie skomentował. - Zaraz do ciebie dołączę.
Skinęła głową na znak zgody i ruszyła w stronę drzwi. Postanowiła, że spróbuje wybadać go później.
Pogoda nie zdążyła się zbytnio zmienić, od czasu gdy wróciła do dworku. Na dworze nadal panowało przyjemne ciepło, a słońce wyglądało jakby wcale nie zamierzało zachodzić.
Takie są uroki lata – ma się wrażenie, że dzień nigdy się nie skończy.
Dotarła do białej, drewnianej altanki, z oszklonymi ścianami dookoła, którą pierwszego dnia podziwiała ze swojego okna.
W czasie pobytu u Malfoy'a przechodziła obok niej kilkakrotnie, podczas krótkich spacerów po ogrodzie.
Nigdy jednak nie wchodziła do środka.
Odetchnęła dwa razy i rozsunęła kotarę, zrobioną z setek plecionych sznurków.
Jej oczom ukazał się duży okrągły stolik z białego drewna, otoczony cięgiem ławeczek wychodzących ze ścian. Na stole znajdował się zestaw talerzy i sztućców dla dwóch osób, półmiski z jedzeniem, a sam środek zrobił wielki, mosiężny świecznik.
Nie musiała podchodzić bliżej, przyglądać się ani dotykać, żeby wiedzieć, że wszystko to jest najwyższej jakości. Zastawa porcelanowa, sztućce z białego złota i magiczny świecznik, który nigdy nie gaśnie. Rodowa pamiątka Malfoy'ów.
Wystarał się, było to widoczne w każdym centymetrze kwadratowym altanki. Ale czy na pewno był to jego wyczyn?
Przecież wszystko robiły skrzaty. Mali niewolnicy, na usługach czarodziejów.
Wzniosła oczy do góry i pokręciła głową, jednak postanowiła się nie odzywać. Już dawno zrezygnowała z organizacji W.E.S.Z. . Była bezsensowna i bez przyszłości.
Zajęła miejsce po prawej stronie, zakładając za ucho zbłąkany kosmyk.
Mimo, że w pewnym sensie zamieszkała w tym dworku, momentami nadal czuła się nieswojo. Ta chwila właśnie należała do tych niezręcznych.
Złożyła ręce na kolanach i zaczęła się rozglądać po suficie jak absolwentka szkoły, przed pierwszą rozmową o pracę.
- Jak się czujesz? - Po raz kolejny wzdrygnęła się mimowolnie, jednak tym razem ze strachu. Momentalnie spojrzała na Malfoy'a, zaciskając usta w cienką kreskę.
Wiedziała, że pyta o wczorajsze wydarzenia. Nie musiał tego mówić, widziała wszystko w wyrazie jego twarzy oraz współczującym spojrzeniu.
Kto by pomyślał, że ten zimny człowiek jest zdolny do takich uczuć...
Wzruszyła ramionami, próbując stworzyć wokół siebie iluzję nonszalancji.
- Żyję.
Skrzywienie, które wymalowało się na jego zmęczonej twarzy, jasno pokazało, że nie jest to zadowalająca odpowiedź, jednak nijak jej nie skomentował.
Poruszyła się niespokojnie, obserwując jak odkorkowuje wino i siada naprzeciw niej.
- A ty?
- Żyję. - Powinna się zdenerwować, za zmałpowanie tonu, jednak zamiast tego uśmiechnęła się pod nosem.
Widząc, że zachowuje się jak zawsze, pozwoliła swoim mięśniom na chwilę rozluźnienia.
- To za co wypijemy? - zapytał nonszalanckim tonem, podając jej kieliszek z czerwonym winem.
Popatrzyła mu prosto w oczy, a na jej usta wypłynął figlarny uśmiech. Przekrzywiła głowę w zalotnym geście.
- Za to, że się jeszcze nie pozabijaliśmy.

*~*~*

- Powiedz mi Draco, jak to się stało, że taki mężczyzna jak ty wciąż jest sam? - zapytała, wkładając do buzi ostatnie winogrono i wyrzucając ogołoconą kiść pod ławeczkę.
Od godziny, czyli od momentu kiedy skończyli pić drugą butelkę wina, zapanowała między nimi atmosfera całkowitego rozluźnienia.
Rozmawiali na różne tematy, przysuwając się do siebie centymetr po centymetrze tak, że teraz głowa panny Granger spoczywała na kolanach pana ministra, a lewa stopa podrygiwała w powietrzu w rytm nieistniejącej muzyki.
Malfoy, który dotychczas z zamkniętymi oczami opierał się o ścianę altanki, na dźwięk pytania momentalnie spojrzał w dół.
Czuł silne podniecenie od samego początku, gdy tylko zobaczył ją w tym stroju. A gdy położyła się na jego kolanach, sugestywnie wpływając na jego wyobraźnię...
To dlatego zamykał oczy, udając zbytnie zamroczenie alkoholem.
Bał się reakcji swojego wyposzczonego ciała.
No bo przecież półtora tygodnia abstynencji dla etatowego ogiera to jak cała wieczność!
Teraz jednak skutecznie odgonił zbereźne myśli.
Zaskoczyła go tym pytaniem. Było bardzo osobiste. Najbardziej jednak zwrócił jego uwagę fakt, iż sam ostatnio się nad tym zastanawiał. Tyle, że w odwrotną stronę.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie – wyszeptał, odgarniając jej włosy za ucho.
Kobieta odchyliła głowę do tyłu, patrząc na niego badawczym spojrzeniem.
- A kto ci powiedział, że jestem sama? - Jej wojowniczy ton omal nie wywołał u niego ataku śmiechu.
Potrafiła być tak dziecięco zabawna i tak słodka jednocześnie, że było to aż nie do wytrzymania.
- Nikt. - Kolejne wzruszenie ramion. Może i powstrzymał śmiech, jednak uśmieszek i tak wypłynął na jego usta.
- No właśnie.
- Proszę cię, Granger – prychnął, patrząc jak zakłada ręce na ciasno opiętych piersiach. - Od kiedy tu jesteś ani razu nie wyszłaś nigdzie wieczorem, nikt cię nie szukał, nikt nie odwiedzał. Do nikogo nie pisałaś i od nikogo nie dostawałaś listów. Żaden facet nie wytrzymałby tak długo bez spotkania czy kontaktu. Ba! Pewnie od razu by się zjawił wiedząc, że mieszkasz z kimś takim jak ja...
- Z rasowym podrywaczem i łamaczem damskich serc? - zapytała znużonym tonem, podnosząc się i wyciągając dłoń po kolejną kiść winogron.
- Chodziło mi raczej o przystojnego, bogatego dżentelmena, któremu żadna nie potrafi się oprzeć.
Hermiona prychnęła pod nosem, omal nie dławiąc się pestką.
- Wiesz... w sumie to tylko jedna rzecz nie zgadzała się w tej twojej wypowiedzi. - Już miał zapytać która, kiedy spojrzała mu w oczy, hipnotyzując płynnym brązem tęczówek.
Miał ochotę ją pocałować. Tak jak wtedy. A nawet bardziej, głębiej, brutalniej.
- W każdym razie nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Powstrzymał się, żeby nie pokręcić głową, ale za to uniósł ją do góry, udając, że się zastanawia.
Po chwili przysunął swoją twarz tak blisko jej, że znów poczuł ten cudowny zapach lawendy, mięty oraz pergaminu... teraz pomieszany z upajającą wonią wina.
- Odpowiem jeśli odpowiesz i ty.
Jego szept zawisł w powietrzu, krążąc między nimi i sprowadzając na ciała przyjemne dreszcze
Hermiona po chwili odwróciła spojrzenie, kiwając głową na znak zgody.
Powtórzył jej gest, po czym oparł się z powrotem zastanawiając od czego zacząć...
A zresztą, czy w ogóle był jakiś początek?
Był, z pewnością był. Mógł sobie wmawiać, że jest inaczej jednak było to nieprawdą.
Odetchnął głęboko, ale odezwał się dopiero, gdy uzyskał pewność, że głos nie odmówi mu posłuszeństwa.
- Nie wiem czy słyszałaś, ale zaraz po zakończeniu szkoły, ożeniłem się. Musiałem. - Nie spojrzał w jej stronę, jednak kątem oka zobaczył jak kiwa głową, okazując pełną gotowość do wysłuchania całości. - Astoria... Ona... - Co właściwie chciał powiedzieć?
Naprawdę miał zamiar otworzyć się przed tą kobietą?
Przerwał na moment mierząc ją bacznym spojrzeniem, od czubka głowy, przez bujne kształty, aż po nagie stopy.
Pociągała go. Bardzo. Jednak czy to wystarczy?
Obraziła go publicznie, odmówiła przeprosin. Zgodziła się, co prawda, na jego warunki, jednak bardzo dobrze wiedział, że nie miała zamiaru ich spełnić. Początkowo planował ją zmusić, ale teraz...
Schował twarz w dłoniach, tocząc wewnątrz naprawdę zaciętą walkę.
Już dawno o tym nie rozmawiał. Nie chciał rozdrapywać starych ran. Ale może powinien?
Może jeśli z kimś porozmawia o tym, co gnębiło go dawniej, to zapomni o problemach rzeczywistości?Być może. Ale co najważniejsze, tu nie chodziło o otwarcie się przed kimkolwiek. Tu chodziło o obnażenie się przed NIĄ.
Był jej wdzięczny za tę cierpliwość, którą okazała.
Nie pamiętał kiedy ostatni raz pokazał tak wiele uczuć. Chyba jeszcze przy Astorii...
- Ona... Była dla mnie wszystkim. Przynajmniej tak mi się wydawało. - Zdołał dokończyć, jednak nie zmienił pozycji. - Był to ślub z rozsądku, jak się domyślasz. Jednak zdołaliśmy się pokochać, mimo że zajęło nam to kilka lat. - Jego głowę zalała fala wspomnień. Dobrych, ciepłych, ale i tych złych, łamiących serce. - Kiedy zaszła w ciążę, byłem wniebowzięty. Niestety, niecałe dwa miesiące później zginęła w wypadku. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że wracała od kochanka. - Odważył się podnieść wzrok, wkładając w niego cały swój bunt. Nie wiedział czego może się spodziewać.
Szyderstwa z jego słabości? Śmiechu? Ewentualnie pogardy...
Jednak z pewnością nie tego co zobaczył.
W pięknych oczach Granger malowało się zrozumienie. Tak szczere i tak palące, że zalało jego serce nową nadzieją.
Kobieta przysunęła się do niego, kładąc dłoń na nieogolonym policzku.
Była tak blisko, że niemal widział kurze łapki okalające jej duże oczy.
- Przykro mi.
Dwa słowa. Dwa, szczerze wypowiedziane słowa, wydobyły na wierzch całą siedzącą w nim gorycz. Nie mógł sobie pozwolić na rozklejanie. Już wystarczająco się otworzył.
Odsunął się nieznacznie, machając ręką w geście nonszalancji, jednak nie odezwał się ani słowem.
Przez dłuższą chwilę panowała między nimi głęboka, niespokojna cisza.
O czym myśleli?
Sądzę, że wiedzieli tylko oni sami.
- Ron zostawił mnie piętnaście lat temu. Było dobrze, planowaliśmy ślub, dzieci... a on tak po prostu z dnia na dzień odszedł – zaczęła mówić, podciągając nogi pod brodę i obejmując je rękoma. - Później dowiedziałam się, że od dłuższego czasu zdradzał mnie ze swoją teraźniejszą żoną. Po Franku zrozumiałam, że to co czułam do Weasley'a nie miało nic wspólnego z miłością. - Wzruszyła ramionami, poprawiając swoje włosy. - Nie ma w tej historii dramatyzmu. Po prostu nie spotkałam mężczyzny, do którego poczułabym to c o ś.
Znów zapadła między nimi cisza.
Nie wiedział co powinien w tym momencie zrobić, ani powiedzieć.
Miał świadomość, że zachował się dziś zupełnie jak nie on, jednak o dziwo nie przeszkadzało mu to.
Spojrzał na zbierającą się do odejścia Hermionę i oprócz nieopuszczającego go w jej obecności podniecenia poczuł coś jeszcze. Ciepło.
Jakie to dziwne. Dwoje, teoretycznie nienawidzących się ludzi, siedzi razem pijąc wino i zwierzając się z najgłębszych myśli...
A mówią, że takie rzeczy dzieją się tylko w starych bajkach.
- Dobranoc – uśmiechnęła się do niego, unosząc lekko dłoń, w której trzymała czarne szpilki. Poruszała się szybko i z gracją.
Ledwo zdążył skinąć głową, a już zniknęła w ciemności.

*

Fragment +18
Czytasz na własną odpowiedzialność!

Gorące strumienie muskały jego ciało, a lekki szum wywołany wcześniej wypitym winem nadal gościł w jego uszach.
Był zmęczony, ale już nie tak bardzo zdołowany jak parę godzin wcześniej.
Miał rację sądząc, że złe wspomnienia pozwolą choć na chwilę oderwać myśli od teraźniejszości.
A jaka była ta teraźniejszość? Beznadziejna.
Był w dupie. Ciemnej. Jeżeli nic się nie zmieni to już niedługo będzie musiał zwiewać na Alaskę przed tłumem wściekłych czarodziejów. Z pewnością tak się to skończy. Jeszcze kilka dni temu miał nadzieję i wierzył we własne możliwości, jednak teraz...
Westchnął ciężko, wyciągając dłoń by zakręcić kurek. Było późno, a on z samego rana miał spotkanie w Liverpoolu. Jak tak dalej pójdzie, to będzie wyglądał jak męska wersja szyszymory. Świetnie.
Wyszedł z kabiny, automatycznie sięgając po ręcznik, jednak zatrzymał rękę w połowie drogi.
Dopiero teraz zauważył Granger w kusej, prześwitującej koszulce nocnej.
Stała przed nim, wpatrując się w jego powoli naprężającą się męskość z ledwo ukrywanym podziwem w oczach i ustami ułożonymi w kształtne „o”.
Poczuł znajome mrowienie w kroczu, a jego ciało przeszył dreszcz.
Alkohol, który wciąż krążył w jego żyłach, tylko potęgował uczucie podniecenia.
Czuł, że jeszcze chwila i nad sobą nie zapanuje.
Widział pod prześwitującą koszulką, dwie cudowne półkule, zakończone twardniejącymi sutkami, odznaczającymi się na tle delikatnej tkaniny.
Pragnął jej tak bardzo, że nie było szans by wypuścił ją tak po prostu.
Zresztą nawet nie wydawała się chętna do wyjścia.
Mało tego! Posłała mu tak powłóczyste spojrzenie, że niemal wydał z siebie jęk rozkoszy.
Podszedł do niej powolnym krokiem, nie urywając tego magnetycznego połączenia, które zrodziło się między nimi.
Zatapiał się w jej oczach, zanurzając jedną dłoń w gęstych brązowych włosach, a drugą obejmując ją w talii i przyciskając do siebie.
Usłyszał cichy jęk, kiedy wbił się w jej brzuch.
Nie panował nad własnymi odruchami. Bez dalszych wstępów ściągnął z niej zbędne ubranie, ciesząc się tak bardzo upragnionym widokiem.
Jej piersi były najcudowniejszymi jakie w życiu widział, a widział ich naprawdę wiele. Kształtne, wciąż jędrne, poddawały się coraz mocniejszym ściśnięciom męskiej dłoni, wywołując coraz głośniejsze jęki właścicielki.
Kiedy przylgnęła do niego ciałem jeszcze bardziej, a jej dłoń zanurzyła się w jego długich włosach, poczuł niemal bolesne pulsowanie w kroczu.
Musiał ją mieć.
W jego głowie jak mantra kołatały się dwa słowa. Łóżko. Sypialnia.
Jednym, sprawnym ruchem wziął ją na ręce, wpijając się w jej słodkie usta.
Nawet nie wiedział, że swoim pocałunkiem okazywał jej wszystko to, czego aktualnie pragnęła.
A pragnęła jego, całą sobą.
Czuł to. Nie tylko po drżeniu jej ciała, ale także po cudownej wilgoci, którą odkrył gdy pozbył się ostatniego, irytującego skrawka materiału.
Była na niego gotowa. Pokazywała to całą sobą, a on przecież jeszcze nic takiego nie zrobił!
Zrobiło mu się naprawdę przyjemnie na wiadomość, że tak bardzo na nią działa.
Chciał przedłużyć ten moment. Chciał dotykać ją w nieskończoność. Nie tyle by wciąż dawać przyjemność, co w egoistycznym zapędzie móc napawać się jej cudownym ciałem.
Ustami kreślił ścieżkę od zagłębienia jej szyi, poprzez brzuch, po samo źródło rozkoszy.
Ssał każdy skrawek skóry, drażnił sutki. Nie pozostawiał ani centymetra. Chciał ją mieć. Chciał ją mieć całą.
Zsunął się z łóżka, lądując między jej zgrabnymi nogami. Pocałunkami powtórzył tę samą ścieżkę, zaczynając i kończąc na podbrzuszu.
Kiedy tylko dotknął językiem jej spragnionej kobiecości, po pomieszczeniu rozniosło się westchnienie, po chwili zastąpione głośnym jękiem rozkoszy.
Wiła się pod nim, prosząc o jeszcze i dając tym samym cały ogrom satysfakcji.
Wrócił do góry, wpijając się na nowo w jej usta i w tym samym momencie poczuł, jak zaciska swoją drobną dłoń na nim.
Z całej siły zacisnął zęby, aby nie wydać z siebie głośnego jęku, który ugrzęzł mu w gardle.
Pogłębiała swoje ruchy, stymulując pewnie i z oddaniem. Po jego ciele raz po raz przechodziły dreszcze.
Kiedy poczuł, że już dłużej nie wytrzyma, zsunął jej dłoń, a samemu na nowo zniknął między jej nogami.
Nie potrzebowała wiele. Po zaledwie minucie, jej ciało wygięło się w łuk, przyjmując jednocześnie jego wygłodniałą męskość.
Podwójny jęk rozniósł się po pokoju, kiedy zespolili się w jedno.
Tak idealni, tak zgrani, tak bardzo siebie spragnieni.
Poruszali się, przyspieszając z każdym kolejnym pchnięciem.
Spełnienie nadeszło jednocześnie. Tak szybko i tak niespodziewanie, że nie nie potrafili opanować krzyku rozkoszy.
Już dawno nie było mu tak dobrze z żadną kobietą.
Zsunął się z niej, po czym kierowany naturalnym odruchem, przygarnął do siebie, całując lekko w czoło. Poczuł jak się odpręża, wtulając w jego pierś.
Było mu cudownie błogo i gdzieś w podświadomości wiedział, że nie miało to wiele wspólnego z cudownym seksem, który dane mu było przeżyć.
To było coś zupełnie innego.


24 komentarze:

  1. Szybcy są nie powiem :D Rozdział naprawdę fajny. Cała kolacja w altance bardzo przypadła mi do gustu. To jak Draco się otworzył - bajka. Teraz jednak zżera mnie ciekawość, co dalej? Nie mogę się doczekać kolejnej notki :)
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cud, miód, malina, ale la_tua zasypia i tylko na tyle ją stać.
    Ma m nadzieję, że wybaczysz mi ten krótki komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudiwne opowiadanie. Mimo, że akcja szybko się rozwija to mi się podoba.
    A scena końcowa bardzo zmysłowa.
    Życzę weny. ;)
    ~N.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny rozdział! Czekam na kolejny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. uu, to się porobiło !! Czekam, na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam,
    Tsuki <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Akcja szybko się rozwija, ale wszyscy wiemy dlaczego! Ale jak tak popatrzeć to i tak długo wytrzymywali ;) Dzisiaj krótko, może przy następnym rozdziale bardziej się rozpiszę ;)

    Weny!

    Maggie Z. http://dramione-never-forget-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Rany, na początku przepraszam, że tak długo się nie odzywałam-nie wybaczalne!
    Rozdziały boskie, kolejna fantastyczna historia, w dodatku twój styl pisania <33
    Kocham twoje Dramione, a to jest o wiele dojrzalsze niż szkolne. Cieszę się, że sięgnęłaś po taki wątek. Nie mam słów poprostu. Ta chemia między Draco a Mioną. Jejciu no! Czekam na nexta!
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękne :)
    Ciekawe co zrobią...
    Weny.
    Pozdrawiam, Lili.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dalej, dalej, dalej ! Cudowny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. C u d o w n y rozdział. Cudowny!
    O jaaa, ale fajnie. :D Ja wiedziałam, że to wszystko skończy się w łóżku! Draco wiedział, co robić.
    Ach, cudownie opisałaś ich rozmowę. Oboje byli tacy szczerzy. Nie spodziewałam się, że Draco kochał Astorię, a ta w zamian wbiła mu nóż w plecy. Raczej mogłabym się spodziewać odwrotnie - że to Draco będzie zdradzał, a Astoria będzie i tak za nim biegała. Ale, muszę przyznać, fajnie to przedstawiłaś. W dodatku ta ciąża, wypadek i zdrada... Draco musiał wtedy naprawdę dużo cierpieć.
    Ron odszedł od Hermiony? No nieźle. Chociaż i tak szkoda mi, że umarł. Mimo wszystko był przyjacielem Hermiony przez bardzo długi czas.
    I kolejna karteczka... Kto i kiedy pokaże na co ich stać? I czemu Draco nie będzie mógł nic na to poradzić...? Jeju, jestem taka ciekawa kolejnego rozdziału! Dodawaj koniecznie szybko. :)
    niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com/

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  11. No No. Nie spodziewałam się tego tak szybko. Jednak Ren rozdział był idealny. Nie wyobrażam sobie niczego innego zamiast ich zbliżenia. Ten rozdział jest niesamowity 💌

    OdpowiedzUsuń
  12. Ech :) Nie mogę się doczekać poranka :D Rozdział rewelacyjny :D Z niecierpliwością czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. whoah !
    och te poranki i te wieczory xD nie wiadomo, które lepsze
    nie podobają mi się te liściki, które dostaje Pan Minister, dziwne to i takie tajemnicze, a jednak ... no wiesz ... fajne ;P
    po alkoholu ludzie się otwierają i przyjemnie czytało się rozmowę Miony i Draco, ciekawa jestem co będzie dalej, Gryfonka jest już zwolniona z domowego aresztu, więc ... co dalej ?
    mam nadzieję, że za niedługo się dowiem ;P
    do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Aktualnie jestem padnięta więc komn=entarz będzie krótki.
    Astoia zła zła zła... tak bardzo szkoda mi się zrobiło naszego blondasa.
    Gdzie znów spierdzielił Zabini?
    Co powiedziała Hermiona Pani Wesley?
    Gdzie do cholery jest Harry?
    i kto przesyła Draco te liściki? Na początku myślałam że to Zabini ale sama w sumie nie wiem.
    Ten rozdział jest świetny choć przyznam że z dość szybko się za siebie wzięli ZBOCZUCHY!!!. :>
    Ten rozdział jest świetny jednak w mojej głowie wciąż jest tak wiele pytań, mam nadzieje że odpowiedzi na nie uzyskam w dalszych rozdziałach.

    Pozdrawiam :>
    I zapraszam też do siebie na nowy rozdział (11)
    (reklama musi być bo jak to mówią ludzie na blogach komentują tylko po to żeby zareklamować samych siebie :> Ach ten przesadzony realizm. Chociaż w moim przypadku się sprawdza)

    http://love-without-definition.blogspot.de/

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć !
    Chciałam Cię poinformować, że twój blog został przeze mnie nominowany do LIEBSTER BLOG AWARD. Po resztę informacji zapraszam do siebie.
    http://made-foreachother.blogspot.com/2014/08/liebster-blog-award.html
    Pozdrawiam i do napisania ;P

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział wspaniały, zresztą jak wszystkie :)
    Zapraszam na mojego bloga
    dramione-magiczny-swiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Boże, uwielbiam Cię! Podobała mi się rozmowa Draco z Hermioną. Nie spodziewałam się takiej sytuacji z Astorią, zazwyczaj jest na odwrót - to ona biegała za Malfoyem, ale w sumie bardziej podoba mi się taka wersja. Widać, że Draco nie zawsze latał za kobietami i potrafił kochać, dlatego daje mi to nadzieję na miłość z Granger i to nie tylko w łóżku! Ale szybcy są, nie powiem, że nie. :D

    Pozdrawiam,
    Cave Inimicum
    Zapraszam: http://dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowny rozdział. Nie mogę sie doczekać następnego.
    Zapraszam na mojego nowego bloga:
    http://dramione-higway-to-heaven.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Witaj chciałam cię poinformować o tym że zostałaś nominowana do Liebster Award.
    http://love-without-definition.blogspot.de/
    Mam nadzieje ze odpowiesz na moje pytania.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nadrobiłam!
    Bardzo dobrze piszesz, lekko to się czyta, przyjemna treść, wszystko do siebie pasuje.
    Nie wyłapałam przez te wszystkie rozdziały żadnych rażących błędów czy czegoś takiego, bo w sumie nie często zwracm na to uwagę, chyba, że rozdział się źle czyta. Ale Twoje wszystkie były świetne :-)
    Czekam na więcej, życzę weny!
    Pozdrawiam, Domi.

    OdpowiedzUsuń
  21. No właśnie! Kto to wszystko ukartował??? Aż mną ekscytacja i ciekawość wymiata xD Nie, na serio... nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Nie siadaj na laurach, trochę odpocznij, nabierz nowego dystansu i weny dla opowiadania i kuj żelazo póki gorące :) pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  22. Mam dzisiaj dzien wolny i mimo ogromnej migreny wzięłam sie za czytanie.
    Rozdział świetny. Moja ulubiona scena - kolacja i oczywiscie Hermiona z głową na kolanach Dracona. I to jak sie zwierzali... magia. Mam w głowie tyle pytań!
    Pozdrawiam magicznie
    ~hope~

    OdpowiedzUsuń
  23. No to się porobiło :D Nie mogłam się tego doczekać :) Mega fajnie się czyta twojego bloga :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  24. No, na dziś niestety muszę kończyć, bo rano nie wstanę do pracy, ale...
    Kobieto, ależ Ty masz wyobraźnie! I ta scena +18, woow! Zazwyczaj nie przypadają mi takie do gustu, a sama nie umiem ich tworzyć, ale w Twoim wykonaniu to była po prostu niezwykle przyjemna bajka ;)

    Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, które tu na mnie czekają ;>
    I czemu mam nieodparte wrażenie, ze pan Zabini ma coś wspólnego z bandą bachorów?:P

    Przepraszam za chaotyczny komentarz, ale jestem już totalnie zmęczono-nie myśląca :)

    Pozdrawiam,
    Promise

    OdpowiedzUsuń