2 lipca 2020

4 a.m. - 3.


37 dni wcześniej

Kręcę się na łóżku, próbuję znaleźć wygodną pozycję. Zerkam na Ginny leżącą po drugiej stronie pokoju i zazdroszczę jej tego, jak szybko odpłynęła w objęcia Morfeusza. Ja nie potrafię. Wspomnienia wojny, tego co nas spotkało, co przeżyłam, raz po raz pojawiają się pod moimi powiekami, gdy tylko odważę się je zamknąć. Wiem, czego mi brakuje, nie jestem jednak pewna, czy mam odwagę po to sięgnąć. 
Zerkam na zegarek, jest parę minut po dwunastej. Przegadałyśmy z Ginny dobre dwie godziny zanim zasnęła, szczęściara. Kładę się na plecach, patrzę w sufit, zaciskam dłonie na pościeli. Nie zasnę, nie ma takiej opcji. 
Z cichym westchnieniem opuszczam stopy na zimną podłogę i gnana nieznanym instynktem idę w stronę drzwi. Otwieram je i zamykam najciszej jak potrafię, bojąc się, że mogłabym zostać przyłapana. Nie mam pojęcia jak bym się wytłumaczyła. Jestem pewna, że toaleta nie byłaby dobrym argumentem. 
Nogi same niosą mnie korytarzem, w tak dobrze znanym kierunku. Rozglądam się z duszą na ramieniu, w nadziei, że nikt mnie nie zobaczy, a on będzie sam. 
Jutro wracamy do domu. Zamek został odbudowany, zapasy eliksirów uzupełnione. Nic nas tu nie trzyma przez resztę wakacji, więc możliwe, że czekają mnie ostatnie skradzione chwile z chłopakiem, którego jeszcze rok temu nienawidziłam całym sercem. Nie chcę wyjechać, nie wykorzystując w pełni tych ostatnich momentów.
Zatrzymuję się przed drzwiami, do jego dormitorium i po raz ostatni rozglądam dookoła. Mam nadzieję, że Ginny prześpi całą noc i nie zdąży zauważyć, że mnie nie ma. Poprawiam włosy, przygładzam koszulę nocną i z mocno bijącym sercem, pukam do drzwi. 
Czekam okrągłą minutę, zanim słyszę dźwięk otwieranego zamka. 
Zagląda przez szparę w drzwiach, na mój widok jego oczy się rozszerzają. 
- Granger? - powiększa szparę, wyłaniając się w całości. Na widok nagiego ciała, zakrytego jedynie bokserkami, robi mi się ciepło. Oczy momentalnie kierują się z stronę brzydkiej blizny przecinającej jego brzuch. - Co tu robisz? 
Mimo pytania, odsuwa się, by wpuścić mnie do środka. Oddycham z ulgą widząc, że jest sam. 
- Nie mogę spać - wzruszam ramionami, a rumieniec momentalnie pokrywa moje policzki. Gdy tylko te słowa opuszczają moje usta, uświadamiam sobie jak żałośnie brzmią. Nie powinnam była tu przychodzić. Powinnam przełknąć własną potrzebę, lęk, tęsknotę i zostać w pokoju. Z nim i tak nic mnie nie czeka, dlaczego więc nie potrafię zrezygnować z tych kradzionych chwil bliskości? 
Uśmiecha się ironicznie, ale jego oczy mają łagodny wyraz. 
- Chodź tutaj- otwiera ramiona, w  których bez zastanowienia się chowam. Ciepło jego skóry, znajomy zapach, koją moje nerwy, uspokajają serce. - Chcesz zostać? 
Nie ufam swojemu głosowi, więc po prostu kiwam głową. 
Prowadzi mnie do łóżka, jednym machnięciem różdżki zamyka drzwi. 
Kładzie się i ciągnie mnie za sobą. Cienka koszula nocna podwija się, ukazując więcej niż powinna, ale nie przejmuję się tym. Przekłada moją nogę przez swoje i podciąga ją wyżej, na biodra. Czuję, że na mnie reaguje, co tylko na nowo przyspiesza mój oddech. Palące pragnienie zalewa moje ciało. Nie powinnam tego robić. W ogóle nie powinno mnie tu być. A jednak pragnę tego, co mam nadzieję, nastąpi. Choćbym miała go więcej nie zobaczyć, chcę to poczuć, przeżyć właśnie z nim. 
Głaszcze mnie łagodnie po plecach, gdy unoszę się na ramieniu. Pochylam się do pocałunku, który oddaje z zamkniętymi oczami. Po dłuższej chwili biorę głęboki wdech i wspinam się na jego biodra. Czując zmianę pozycji, momentalnie otwiera oczy. Widzę w nich dezorientację, pytanie, pragnienie… pożądanie. Pożądanie, którego dowód czuję pod sobą. 
Widzieliśmy się już nago, robiliśmy różne rzeczy… ale nigdy nie doszło do TEGO. 
Czuję krew krążącą w moich żyłach, rozpalającą mnie coraz bardziej. Jego dłonie głaszczą mnie po biodrach, powoli wędrują w górę. Dociera do krawędzi mojej koszuli nocnej i bez pytania unosi ją wyżej. Pozwalam mu na to, podnosząc ręce i ułatwiając ściągnięcie. Widzę, jak zwężają mu się źrenice, słyszę coraz głośniejszy oddech, gdy unosi się, by objąć mnie za plecy i pocałować. Czuję się, jakbym była pod wpływem silnych narkotyków. Jestem rozpalona, kręci mi się w głowie, a ciało mrowi od czystej euforii. 
Odchylam głowę do tyłu, gdy językiem tworzy ścieżkę od szyi aż po brzuch. 
Gdy ściąga moje majtki, gdzieś z tyłu głowy odzywa się ostrzegawczy głosik, ale każę mu się zamknąć. Tego chciałam, gdy tu przyszłam, prawda? 
- Jesteś pewna? - pyta, gdy sięgam do jego bokserek, próbując zsunąć je w dół. Jakimś sposobem wie, czego od niego oczekuję, czuje, że nie chodzi o zwyczajne pieszczoty. Sądziłam, że też tego chce, dlaczego więc się waha? Kiwam głową i pochylam się, by pocałować jego lekko opuchnięte usta.
Mimo, że nigdy nie odwzajemni moich uczuć, nie zwiąże się ze mną, ani nie przyzna do tej dziwnej relacji, wiem, że tego właśnie chcę. Jak bardzo żałosna jestem?

Po wszystkim leżymy, spleceni, usilnie próbując uspokoić oddechy. Opieram głowę o jego klatkę piersiową, palcem kreśląc linię blizny na brzuchu. Czuję jak zamiera pod moim dotykiem, czekam na reakcję, ale nie następuje. Miałam ochotę dotknąć tej szramy od momentu, gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, jednak zabrakło mi odwagi. Teraz, chwilę po pierwszym stosunku w swoim życiu, czuję przepełniającą mnie pewność. 
Przejeżdżam palcem wzdłuż całej linii, pochylam się by dotknąć ustami poszarpanego końca. Mimo tak wielkiej skazy, jego ciało, jakimś cudem, wciąż jest nieskazitelnie piękne.
Po chwili czuję, jak lekko podciąga mnie za ramiona do góry. Przysuwa swoją twarz do mojej, lekko ociera nasze nosy. 
- Jeszcze nigdy, nikomu nie pozwoliłem dotknąć tej blizny - mówi, a moje serce pęcznieje. W tym prostym wyznaniu słyszę deklarację, co w pewien sposób daje mi nadzieję. 
Nie mogę powstrzymać uśmiechu, pchającego się na moje usta. Obydwoje, w pewnym sensie, pozwoliliśmy sobie na “pierwszy raz”.
- Skąd ją masz? - pytam niepewnie. Wiem, że tego nie lubi, zadawania pytań, a jednak nie potrafię się powstrzymać. Moja ciekawska natura po raz kolejny bierze górę. 
Mimo, że mam nadzieję na odpowiedź, to wciąż dziwi mnie, że nadchodzi. 
- Pamiątka po wojnie - odpowiada powoli, a ja kiwam głową, na znak, że się domyślam. Oboje kierujemy spojrzenia na bliznę, pozwalam sobie po raz kolejny dotknąć jej koniuszkiem palca wskazującego. Kładzie głowę i przymyka powieki. 
- Oberwałem klątwą, gdy próbowałem obronić Pansy przed atakiem - wyznaje po dłuższej chwili. Zamieniam się w słuch. - Miałem więcej szczęścia niż rozumu. Normalnie, ta klątwa powinna zniszczyć moje wnętrzności, a jednak udało się odeprzeć ją na tyle, że tylko je naruszyła - otwiera oczy i po raz kolejny patrzy na pamiątkę gorszych czasów. - Byłem w bardzo złym stanie, ale to nie ważne. Liczyło się tylko to, że ochroniłem Pansy. - Milknie na ułamek sekundy.- Udało się mnie uratować, ale ta blizna zostanie już ze mną na zawsze. - Przyciąga mnie do piersi, całuje w czubek głowy. - Nie mówmy o tym, dobrze? 
Kiwam głową. Było to najdłuższe zdanie, jakie powiedział na temat swojej przeszłości, od początku tej znajomości. Analizuję w głowie każde słowo, zastanawiam się kto chciał skrzywdzić Pansy i jak wiele musiała znaczyć dla Malfoy’a, że był gotowy oddać za nią życie? Nie potrafię zatrzymać sztyleciku, który wbija się w moje serce na myśl o tym. Świadomość, że nigdy nie będę dla niego tak ważna, pali tysiącem rozżarzonych prętów. Muszę zmienić temat, inaczej zacznę płakać. 
Zanim jednak mam możliwość powiedzieć coś więcej, słyszę cichy odgłos chrapania. Zasnął. 
Unoszę głowę, żeby spojrzeć na jego spokojną twarz, odsuwam ręką dłuższy kosmyk z czoła. Upajam się ostatnimi chwilami w jego objęciach, obiecuję sobie, że nie będę tęsknić. 
Zerkam na zegarek, ukazujący czwartą nad ranem i wiem, że powinnam wracać. 
Najdelikatniej jak potrafię, wyplątuję się z jego objęć. Zwalczam w sobie przemożną chęć, by pocałować go po raz ostatni. Nie chcę go obudzić, a mimo to, zamykając drzwi, łapię się na tym, że pragnę by otworzył oczy. By powiedział, że mam zostać do rana, że pójdziemy razem na śniadanie, później wsiądziemy do pociągu, wracającego do Londynu. 
Zamykam drzwi, ścierając pojedynczą łzę z policzka. 

*

25 dni wcześniej

Stoję w kolejce, dźwigając pod pachą ciężkie książki. Podtrzymuję je jedną ręką, drugą sięgam po listę podręczników potrzebnych na siódmy rok nauki w Hogwarcie. Jest dosyć wcześnie jak na robienie tego typu zakupów, dlatego nie widzę zbyt wielu uczniów wokół. Pewnie wszyscy pojawią się w przeciągu następnych dwóch tygodniu, wliczając w to Harry’ego, Rona, Ginny i… Malfoy’a.
Nie widziałam go od ostatniego dnia w Hogwarcie i chcę, aby tak pozostało. Nie chcę zapętlać się w tę chorą relację, która nic nie wniesie do mojego życia poza bólem. 
Płacę za zakupy i wychodzę na zalaną słońcem ulicę. Muszę kupić jeszcze składniki do eliksirów i nowy kociołek. 
Mijam uliczki, nie skupiam się na niczym oprócz listy zakupów. Sięgam do klamki kolejnego sklepu, a drzwi otwierają się w tym samym momencie, odrzucając mnie do tyłu. Słowa przekleństwa pchają mi się na usta, ale hamuję je w ostatniej chwili. Torba z książkami ciągnie mnie w dół, więc zanim jestem w stanie się podnieść, w drzwiach pojawia się osoba, której za wszelką cenę starałam się uniknąć. 
- Granger? - jego szare oczy rozszerzają się w zdziwieniu. Wyciąga rękę, żeby pomóc mi się podnieść, a ja nie mogę się powstrzymać przed rozejrzeniem dookoła - czynność, która weszła mi w nawyk, od kiedy zaczęliśmy potajemnie się spotykać.
Niewiele myśląc podaję mu dłoń i pozwalam podciągnąć się do pozycji stojącej. Gdy moja skóra dotyka jego, przez moje plecy przebiega przyjemny prąd, a serce ściska się z bólu. Wyrywam dłoń i spuszczam wzrok na ziemię. Doskonale pamiętam, że to ja go zostawiłam, tuż po tym jak uprawialiśmy seks. Jest to coś, czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała. 
Poprawiam ciężką siatkę na ramieniu. 
- Dzięki - staram się go wyminąć, nie patrząc w jego stronę. Wiem, czym może się to skończyć i zrobię wszystko by do tego nie dopuścić. Sięgam do klamki by ponownie otworzyć drzwi, ale mi nie pozwala. 
- Zaczekaj - łapie mnie za dłoń, a ja zamieram, dosłownie. Moje serce na moment staje, oddech się urywa, a ciało tężeje. To wszystko w ułamku sekundy zmienia się w całą gamę uczuć, rozpętujących burzę w mojej głowie i sercu. Chcę go przytulić, pocałować. Objąć i nigdy nie wypuścić. Zamiast tego przygryzam wargę i obracam się powoli z pytaniem w oczach. 
- Pójdziesz ze mną na kawę? 
Unoszę brwi w zdziwieniu i ponownie rozglądam dookoła. Od kiedy nie boi się, że ktoś nas zobaczy? 
Uśmiecha się ironicznie, kręci głową, następnie przekrzywia ją do boku. 
- Jestem sam. - No tak, mogłam się tego spodziewać. Gdyby nie był sam, z pewnością nawet by do mnie nie podszedł. - To jak? 
Nie. Nie pójdę z tobą, bo wiem jak to się skończy. Oddam ci swoje serce, a ty je zdepczesz.
- Chętnie - mówię zamiast tego. Nienawidzę się za brak stanowczości, który objawia się tylko i wyłącznie w jego obecności. 
Widzę piękny uśmiech wykrzywiający jego wargi, nadzieję w szarych oczach i choćbym miała żałować tej decyzji jutro, dziś wiem, że właśnie to chcę teraz zrobić- pójść z nim na kawę. 
Znajdujemy małą kawiarnię przy głównej ulicy - kolejna rzecz, która mnie zaskakuje - i zajmujemy dwuosobowy stolik w głębi. Kładę ciężką torbę pod stół, udaję, że poprawiam sznurówki w butach, żeby jak najbardziej opóźnić moment rozmowy. 
Po minucie wyłaniam się spod stolika, trafiając wprost na jego przenikliwe spojrzenie, w którym zatapiałam się tak wiele razy. Nie, nie mogę myśleć w ten sposób. 
Podchodzi kelner i Draco zamawia dwie kawy - dla siebie czarną, dla mnie z mlekiem. 
Nie spuszcza ze mnie wzroku, podczas gdy staram się patrzeć wszędzie tylko nie na niego. Boję się, że gdy znów spojrzę w te oczy, już nigdy nie dam rady się uwolnić. Nie potrzebuję tego, nie teraz, gdy wydawało mi się, że w jakiś sposób zaczęłam ruszać do przodu z własnym życiem. 
Coraz bardziej krępująca cisza trwa do momentu, gdy kelner podaje dwie kawy, kruche ciastka i odchodzi. Sięgam po swój kubek i biorę łyk gorącego płynu, żeby tylko zająć czymś dłonie. 
- Jak ci mijają wakacje? - pyta w końcu. - Gdzie się zatrzymałaś? 
Oddycham głęboko i postanawiam w końcu na niego spojrzeć. 
- Wynajmuję pokój w Dziurawym Kotle - mówię. Jego mina wyraża bezgraniczne zdziwienie, przez co ciepło w moich policzkach robi się nieznośne. Wzruszam ramionami. - Dom moich rodziców został sprzedany, a na wynajem mieszkania zwyczajnie mnie nie stać.
Nie wiem dlaczego się tłumaczę, ale nie potrafię powstrzymać słów płynących z moich ust. Przygląda mi się uważnie, upijając porządny łyk swojej kawy. Nie komentuje w żaden sposób, za co jestem mu wdzięczna. 
- Czytam książki, przygotowuję się na ostatni rok nauki - w odpowiedzi uśmiecha się ironicznie, jednak postanawiam to zignorować. Odchrząkuję. - A tobie jak mija czas? 
Wzrusza ramionami i odchyla się na oparcie.
- Mniej więcej tak samo - śmieje się widząc, że unoszę brwi do góry. - Z tą różnicą, że wynajmuję kawalerkę i przygotowuję się do pracy w Ministerstwie. 
Opuszczam kubek, który zaczęłam unosić do góry.
- Nie mieszkasz z rodzicami? - pytam, nie potrafiąc opanować zdziwienia.- I nie wracasz do Hogwartu? 
Kręci głową, a na jego usta wypływa znajomy, ironiczny uśmieszek. 
- Nie potrafisz się powstrzymać od zadawania pytań, co? - Wzruszam ramionami, odchylam się na oparcie i odwracam od niego. Mogłam się spodziewać, że w końcu spróbuje mnie poniżyć. - Potrzebowałem własnej przestrzeni, więc ustaliłem z matką, że będę wracał do domu tylko na weekendy - mówi dalej. Odwracam się, zanim jestem w stanie się powstrzymać. Sądziłam, że nie odpowie, jak zwykle. - Co do powrotu… jeszcze się zastanawiam.
Wkłada ciastko do ust, dając do zrozumienia, że więcej nie powie. Kiwam głową, w pewien sposób wdzięczna, że w ogóle udzielił odpowiedzi.
- Dużo masz jeszcze do kupienia? - pyta po chwili. 
- Kilka rzeczy - odpowiadam, zerkając na listę. - Muszę pójść jeszcze w dwa miejsca. 
- Mogę ci towarzyszyć? - zdziwienie zalewa mnie całą, budzi w sercu euforię. Zanim jestem w stanie zrozumieć co robię, kiwam głową dla potwierdzenia. 

*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz