23 dni wcześniej
Deszcz pada za oknem,
zostawiając na szybie wyżłobione przez krople ścieżki. Patrzę na ludzi,
biegających po ulicy, zakrywając głowy bluzami i szukających schronienia.
Od dwóch dni pogoda
pozostawia wiele do życzenia, ale nie przeszkadza mi to. Jestem szczęśliwa, że
mogę zakopać się w pościeli, z książką w jednej i kakao w drugiej dłoni. Żałuję
tylko, że nie mogę być w swoim domu, tylko muszę się gnieździć w niewielkim
pokoju w Dziurawym Kotle - jedynym na jaki mnie stać.
Obserwuję kroplę, kreślącą
nową ścieżkę na całkowicie mokrej już szybie i nie potrafię powstrzymać
nostalgicznych wspomnień pojawiających się w mojej głowie. W takie dni jak ten,
uświadamiam sobie jak bardzo tęsknię. Za rodzicami, przyjaciółmi...Malfoy’em.
Mam wrażenie, że moje życie stanęło na głowie i mimo, że udaje mi się z nim
radzić, czasem odnoszę wrażenie, że wymyka mi się z rąk, a samotność ogarnia
mnie z każdej ze stron.
Kręcę głową, żeby odgonić
depresyjne myśli. Ta pogoda z pewnością nie sprzyja pozytywnemu
nastawieniu.
Odwracam się do małego,
starego biurka, na którym położyłam nowe książki i biorę podręcznik do
eliksirów. Zanim jednak mam możliwość, by go otworzyć, słyszę pukanie do
drzwi.
Marszczę brwi i sięgam po
różdżkę. Zupełnie nie mam pojęcia, kto to może być.
Ostrożnie otwieram. Na
widok znajomej sylwetki, opuszczam różdżkę i poszerzam wejście.
- Dra… Malfoy? - pytam,
zupełnie wyprowadzona z równowagi. - Co tu robisz?
Jest mokry od stóp do głów.
Woda kapie z jego jasnych włosów, spływając po szyi i tonąc w przemoczonej
doszczętnie koszulce. Wygląda tak pięknie i seksownie, że przez moment brakuje
mi tchu.
Zanim zdążę pomyśleć, mija
mnie by wejść do środka, ciągnąc za sobą zapach kawy i mięty.
Siłą powstrzymuję się od
przymknięcia powiek.
Zamykam za nim drzwi, w
między czasie ściąga przemoczony płaszcz i suszy się jednym prostym zaklęciem.
Nie odzywa się ani słowem, więc postanawiam zrobić do samo. Wytrzymuję parę
sekund. Zupełnie nie rozumiem, czego tu szuka.
- Skąd wiedziałeś, w którym
pokoju mnie znaleźć? - pytam, mimo postanowienia, żeby się nie odzywać. Po raz
kolejny nie mam przy nim kontroli.
Obraca się do mnie, tyłem
opierając o małe biurko. Taksuje mnie spojrzeniem, oceniając rozciągnięty dres,
który mam na sobie. Nagle pragnę być ubrana w seksowną bieliznę, sukienkę, byle
tylko ujrzeć błysk aprobaty w jego oczach.
- Tom mi powiedział -
wzrusza ramionami, a ja się krzywię. Nigdzie nie można czuć się
bezpiecznie.
- Chyba muszę porozmawiać z
nim na ten temat - mówię i odwracam się z powrotem do książek. Czuję, jak
napięcie między nami rośnie i podskórnie wiem co to oznacza. Nie byłam z
nikim od… cóż, od ostatniej nocy w Hogwarcie. Tęsknię za dotykiem i tym, co za
sobą niesie.
Staje za mną, kładzie
dłonie na moich ramionach i powoli, ledwo muskając moją skórę, zjeżdża w dół,
aż do palców. Subtelny, a jednak palący dotyk. Schyla się, składając na mojej
szyi pojedynczy pocałunek, a ja tężeję. Moje ciało zalewa fala gorąca,
następnie zimna. Pragnę go tak mocno, że aż boli.
- Nie musisz - szepcze do
ucha, wywołując gęsią skórkę na mojej skórze. - Dobrze zrobił, że mi
powiedział, nie sądzisz?
Przygryza płatek, zamykam
oczy. Cała moja determinacja, postanowienie, że muszę się od niego uwolnić,
znikają jak za dotknięciem różdżki.
Obraca mnie do siebie,
palcem wskazującym naciska na podbródek, bym na niego spojrzała. Jego oczy są
pełne pragnienia, pożądania i uczucia, którego nie jestem w stanie nazwać.
Nachyla się tak, że nasze
usta dzielą milimetry.
- Tęskniłem - mówi. Jego
słowa i ciepły oddech na moich wargach sprawiają, że rozsypuję się na kawałki.
Już nic się nie liczy.
Staję na palcach i całuję
go łapczywie. Wplatam dłonie we włosy, przyciągam bliżej. Wkładam w ten
pocałunek całą desperację i tęsknotę, którą czuję wewnątrz, a która szuka
ujścia od momentu, gdy zobaczyłam go dwa dni temu na Pokątnej. Zrozumiałam
wtedy i rozumiem teraz, że zostawiając go w tę ostatnią noc w Hogwarcie, wcale
nie zamknęłam sprawy, a jedynie zagmatwałam ją jeszcze bardziej.
Łapie mnie za biodra i
podciąga do góry, zaplatam nogi na jego talii. Nie przerywając pocałunku niesie
mnie na łóżko.
Jestem podekscytowana,
szczęśliwa, pełna oczekiwania. Gdy ściąga ze mnie ubrania i całuje każdy
skrawek ciała wiem, że czekałam na to od ostatniego razu.
Seks jest szybki, szalony,
zupełnie niebolesny, inny niż za pierwszym razem. Krzyczę jego imię w chwili
uniesienia, zapominając, że nie jesteśmy sami, a ściany pokoju są naprawdę
cienkie.
Kończy chwilę po mnie, ale
nie przerywa pieszczot. Całuje mnie całą, od góry do dołu, przekazuje tym
desperację, której nie jestem w stanie zrozumieć nawet, gdybym chciała.
Kilka godzin później,
leżymy wtuleni w siebie, na wąskim i niewygodnym łóżku hotelowym. Głaszczę
jasne włosy, nie spuszczając wzroku z sufitu. Jestem szczęśliwa, jednocześnie
będąc rozżaloną. Nie tego chcę, nie tego pragnę, a jednak wiem, że nie jestem i
z pewnością nie będę w stanie zrezygnować, z tych ulotnych chwil przyjemności -
przynajmniej nie w najbliższej przyszłości.
Przymykam powieki, z próbą
powstrzymania łez. Dlaczego płaczę, skoro moje ciało jest rozluźnione, po
kilkukrotnych uniesieniach dzisiejszej nocy?
Słyszę spokojny oddech
Draco, czuję jak muska nagą skórę piersi. Patrzę chwilę, na czubek jasnej
głowy, zastanawiając się co robić. Najdelikatniej jak potrafię, wysuwam się
spod męskiego ciężaru i czym prędzej wkładam na siebie bieliznę. Wstyd, który czuję jest tak pruderyjny, że aż mi głupio.
Staję przy oknie, zerkam na przystojnego
kochanka, który zdążył już przejąć moją połowę łóżka, zahaczam o magiczny zegar
na ścianie. Czwarta rano, znowu.
Opieram czoło o chłodne szkło, patrzę na mokre
od wcześniejszego deszczu, puste uliczki. Patrzę, ale nie widzę. Rozpamiętuję w
głowie każdy dotyk, gest, słowo. Chłonę wszystko, co z nim związane, pakuję do
mentalnej szkatułki i pieczętuje głęboko, głęboko, by móc wrócić do tego w
gorsze dni.
Moja nadzieja na uwolnienie się z tej chorej
relacji, nawet jeśli jeszcze istniała, rozwiewa się w nieuchwytny pył.
Po dwóch godzinach, jestem już w pełni
przekonana, że z mojego snu nic nie będzie. Rzucam ostatnie spojrzenie na coraz
bardziej widoczną sylwetkę Draco i wychodzę, z zamiarem wypicia kawy. Palące
pragnienie by się obudził, zatrzymał, poprosił bym została, spopiela mnie od
środka. Ostatni płomień gaśnie, wraz z cichym trzaśnięciem drzwi.
7 dni wcześniej
Kupka ubrań piętrzy się na podłodze. Jeden obcas
chowa się pod łóżkiem, drugi leży przewrócony w przejściu, zupełnie jakby
poległ w próbie ucieczki.
Ciężkie oddechy odbijają się od nagich,
spoconych ciał, gdy spajamy się rytmicznie, po raz kolejny uczymy na pamięć.
Czuję słony pot na języku, gdy kreślę ścieżkę od obojczyka po zagłębienie za
uchem. Stłumiony jęk sprowadza na moje ciało wibracje, przelizgują się po
kręgosłupie i zatapiają w podbrzuszu, potęgując doznania. Zaciskam dłonie na
jego łopatkach, lekkimi muśnięciami schodzę w dól, by naprzeć na pośladki i
przyspieszyć ich rytm.
Spełnienie przychodzi nagle, ogarniając mnie
całą, przepełniając rozkoszą każdą, nawet najmniejszą komórkę mojego ciała.
Wyginam się w łuk, jeszcze mocniej przylegając do jego klatki piersiowej.
Przeciągłe westchnienie mówi mi, że kończy chwilę po mnie. Kilka ostatnich
pchnięć i wykończony opada na moje ciało. Chowa głowę w zagłębieniu mojej szyi,
czuję jego przyspieszony oddech. Po chwili zsuwa się niżej, kładzie na boku,
głowę moszcząc na mojej piersi. Serce próbuje utorować sobie drogę na zewnątrz,
boleśnie obijając się o żebra, w rytmie, w którym jeszcze chwilę temu tańczyły
nasze ciała.
Automatycznie głaszczę miękkie włosy, starając
się uspokoić oddech, puls, jednak nie potrafię.
Od kiedy zrozumiałam, że go kocham, wszystko
stało się cięższe. Chcę i potrzebuję więcej, a ta potrzeba rośnie z każdym
dniem coraz bardziej. Jestem tykającą bombą i zaczynam bać się wybuchu, który
prawdopodobnie przekreśliłby to, co mam.
- Jeszcze tylko parę dni - mówię sobie w
duchu. - Wrócisz do Hogwartu, wszystko wróci do normy.
O ile on sam rzeczywiście zrezygnuje z
powrotu.
Czuję poruszenie, więc zerkam w dół. Podnosi się
z miejsca, posyła mi uśmiech, który automatycznie odwzajemniam i znika za
drzwiami łazienki.
Od niemal dwóch tygodniu sprawy mają się mniej
więcej tak samo: spotykamy się na mieście (nie mam pojęcia co się zmieniło, że
nagle przestał się wstydzić pokazywania ze mną), idziemy coś zjeść, później
lądujemy u mnie lub u niego, zamiennie, w zależności gdzie nam bliżej, choć
ostatnio przewaga jest po stronie niewielkiej kawalerki. Zrzucamy z siebie
ubrania w zwierzęcym głodzie, by chwilę później zaspokoić go wśród skrzypienia
materaca. Parokrotnie.
Kiedyś, na samą taką myśl, z pewnością
pokryłabym się rumieńcem, teraz jednak, te sprawy są dla mnie tak normalne, że
nie wzbudzają już wstydu.
Draco wychodzi z łazienki, wciąż nagi kładzie
się obok mnie i wtula w bok. Moja dłoń znów wędruje do jego włosów, ot taki
nawyk, wyrobiony podczas naszych kradzionych chwil.
- Za niecały tydzień Hogwart… - mówię i
momentalnie żałuję. Jego ciało tężeje, tworząc szczeliny między idealnie
dopasowanymi ciałami. Nie chcę by się odsuwał. Nie chcę by denerwował.
- Ta… - nie jestem pewna czy słyszę w jego
głosie rezygnację, złość, czy niechęć.
Czuję, że nie jest to wygodny temat, a jednak
nie potrafię powstrzymać się od drążenia.
- Zdecydowałeś już, co zrobisz?
Nie odzywa się dłuższą chwilę, zaczynam
zastanawiać się czy nie zasnął, co nie byłoby niczym zaskakującym. Nie
przerywam przeczesywania włosów.
- Tak - mówi po chwili, a moje serce, nie
wiedzieć czemu, przyspiesza swój rytm. - Wracam na ostatni rok.
Czuję rosnącą euforię, choć jego ton jest tak
bardzo neutralny, że aż frustrujący.
Decyduję się nie odpowiadać, kiwam jedynie głową
i wciąż przeczesuję włosy - wplatam palce, przeciągam w tył, wyciągam, wkładam…
i tak w kółko, automatycznym, wyuczonym gestem.
- Co będzie z nami…? - pytam po dłuższej chwili,
tak cicho, że nie jestem do końca pewna czy usłyszał.
Puk
Puk
Puk
W ciszy odliczam uderzenia serca, czekając na
odpowiedź. Nie jestem pewna o czym myśli, ani co odpowie. Euforia zaczyna
zmieniać się w rosnące przerażenie.
- Co masz na myśli?
Gdy nie odpowiadam dłuższą chwilę, unosi się na
przedramieniu i patrzy na mnie z nieokreślonym wyrazem twarzy. Jego oczy
skrywają głębię, tajemnicę, którą tak bardzo chcę poznać. Tak bardzo pragnę, by
był mój… Wiem, co chcę usłyszeć. Potrzebuję deklaracji, nie tylko związanej z
dalszym seksem. Muszę usłyszeć, że czuje to samo co ja, że chce ze mną
być…
Hamuję swoje pragnienia, pieczętuję i chowam
głęboko w sercu. Przygryzam wargę i odwracam wzrok. Nie do końca wiem, co
powinnam powiedzieć, boję się.
Przekrzywia głowę, unosi drugą rękę, kładzie
dłoń na moim policzku. Z trudem powstrzymuję się od przymknięcia powiek.
- Już ci mówiłem, że się nie wiążę z nikim -
mówi, bezbłędnie odczytując moje myśli i duszę. Jego miękki ton ma za zadanie
złagodzić ból, sprowadzony przez słowa, jednak zawodzi z kretesem. Bolesna
zadra w sercu, zaczyna się wydłużać, rozszerzać, ukazując poszarpane, bolesne
krawędzie. Jestem pewna, że przypomina bliznę przecinającą brzuch Draco.
Próbuję odwrócić głowę, by ukryć zbierające się pod powiekami łzy, jednak mi
nie pozwala. Z bezsilności przymykam powieki. Pluję sobie w brodę za tę
ckliwość.
Widzi co się ze mną dzieje, a jednak mówi
dalej.
- Nigdy nikogo nie kochałem, nie wiem czy
potrafię… nie mam pojęcia nawet co to znaczy - jego ton wciąż jest łagodny.
Spokojny, w założeniu kojący, wbija w moje serce sztylet za sztyletem.
Palec wskazujący głaszcze mnie od skroni po
żuchwę. Chcąc nie chcąc, otwieram oczy, świat jest zamglony przez łzy.
- Mówiłem ci o tym - niezrozumienie, kolejna
emocja słyszalna w jego głosie. - Wiedziałaś od początku, jak się sprawy mają…
- kiwam głową. Mrugam oczami, wyganiając pierwsze łzy. Obserwuje ich ścieżkę,
marszcząc czoło. - Więc dlaczego…?
Kręcę głową. Nie mogę. Nie potrafię.
Czuję, że jeśli zaraz nie wyjdę, zacznę
krzyczeć. Zacznę robić mu wyrzuty, zrobię scenę, której nie chcę. Zamykam
ponownie powieki, otwieram, chwilowo widzę normalnie. Ignoruję szok na jego
twarzy, gdy odsuwam się od dotyku, niezrozumienie, gdy schodzę się z łóżka i
wkładam ubrana.
- Hermiono…? - słyszę, gdy staję w drzwiach,
skąd podnoszę rzucony but. Pewnie dlatego próbował ucieczki, wiedział jak to
się skończy…
Kręcę głową, ale nie odwracam się w jego stronę.
Wstydzę się swoich łez, nie chcę by je oglądał. Jestem zła, zraniona,
kompletnie zdewastowana psychicznie.
- Wybacz Draco… nie mogę.
Przechodzę przez przedpokój, otwieram drzwi.
Zegar wybija czwartą nad ranem, uświadamiając ile czasu zajęło nam wzajemne
dawanie przyjemności. Zanim przejście znika, widzę dezorientację na jego
twarzy. Drzwi się zatrzaskują, ostatni, rozżarzony sztylet przebija moje serce.
Niezatrzymana obracam się w miejscu, by wrócić do Dziurawego Kotła.
1 dzień wcześniej
Zdenerwowana poprawiam włosy i naciągam
sukienkę, żeby się nie marszczyła. Drżącą dłonią pukam w znajome drzwi. Ułożony
wcześniej plan, wyparowuje z mojej głowy, zastąpiony czystą paniką.
Serce wali mi jak młotem, czuję, że zaczynam się
pocić.
Po co mi to wszystko?
Nie minęła jeszcze minuta, jednak nie ponawiam
czynności, tchórzę. Odwracam się by odejść, lecz w tym samym momencie drzwi się
otwierają.
- Hermiona?
Zdziwienie w jego głosie jest aż nazbyt wyraźne.
Mogę przysiąc, że usłyszałam również nadzieję. W mojej głowie pojawiają się
wspomnienia z nocy, gdy po raz pierwszy zakradłam się do jego pokoju, w
Hogwarcie. Przymykam powieki, biorę wdech i odwracam się do chłopaka…
mężczyzny, który zawładnął moim sercem i życiem.
- Cześć - mówię, na co dziwi się jeszcze
bardziej.
- Cześć - odpowiada. Przekrzywia głowę,
lustrując mnie szarymi oczami. Unikam jego wzroku, bo wiem, co może się stać,
jeśli znów szare tęczówki zaczną mnie hipnotyzować. - Wejdziesz?
Otwiera szerzej drzwi, a mi ściska się gardło.
Przełykam ślinę. Nie ufam swojemu głosowi, więc po prostu kiwam głową.
Wchodzę do kawalerki, zawierającej w sobie tyle
pięknych wspomnień. Pięknych oraz bolesnych, bo wiem, że tylko dla mnie to
wszystko miało głębsze znaczenie.
- Rozgość się - mówi Draco. Mija mnie w
drzwiach, niby przypadkiem muskając moje odsłonięte ramię. Momentalnie pokrywa
mnie gęsia skórka. Pocieram przedramiona, żeby ukryć dowód tego, jak na niego
reaguję.
Spoglądam w stronę łóżka, następnie jedynego
fotela w pokoju i ostatecznie tam kieruję swoje kroki.
Draco wyciąga w moją stronę szklankę z sokiem
dyniowym, z której szybko upijam łyk. Denerwuję się, a fakt, że wszystkie słowa
wyparowały z mojej głowy wcale nie pomagał.
Siada na łóżku, po stronie fotela, stykając
nasze kolana ze sobą.
- Gdzie byłaś? - pyta po dłuższej chwili.
Patrzę na jego twarz, piękne, szare oczy, które
hipnotyzowały mnie tyle razy, a które teraz wyrażają smutek, ciekawość i…
nadzieję. Wygląda jakby i na nim odbiły się te dni mojej nieobecności. Odwracam
się, aby choć trochę odzyskać jasność umysłu.
- Musiałam… pomyśleć.
- I… co wymyśliłaś? - za pozornie spokojnym
tonem, słyszę napięcie, co dziwi mnie na tyle, że wracam spojrzeniem do jego
oczu.
Nie spuszcza ze mnie wzroku, taksując każdy
fragment mojej twarzy, włosów, ubioru. Rozbiera mnie samym spojrzeniem.
Zasycha mi w gardle, za to wilgotnieję w innym
miejscu. Wiercę się w miejscu, odchrząkuję.
- Sądzę, że nie powinniśmy tego ciągnąć - mówię.
Mój głos jest dziwnie stłumiony, niepewny, mam nadzieję, że tego nie słyszy.
Odchyla się, na jego twarzy widzę niezadowolenie.
- Dlaczego?
Wiotczeję, determinacja znika. Co powinnam
odpowiedzieć? Nie przyznam się do tego, co czuję. Nie ma sensu.
- Na ostatnim roku, chcę skupić się na nauce -
mówię pierwsze, co mi ślina niesie na język. Unosi brwi w geście
zdziwienia.
- A co ja mam z tym wspólnego? - Pyta. “Wszystko
kretynie…”
- Nic, po prostu… - zastanawiam się nad doborem
słów. Usilnie unikam jego przenikliwych oczu. Mam wrażenie, że mógłby czytać ze
mnie jak z otwartej księgi. - Nie chcę, aby coś mnie rozpraszało…
Nachyla się z powrotem w moją stronę, wyciąga
dłoń, kładzie ją na moim odkrytym kolanie. Palcem zaczyna kreślić okręgi, sunąć
w górę.
- Jesteś pewna?
Z trudem powstrzymuję się od zamknięcia powiek i
oddania pieszczocie. Zaciskam zęby i niezbyt delikatnie zrzucam jego dłoń. Ból
widoczny w szary oczach, rani moje serce. Mam ochotę krzyczeć. Z miłości,
bezsilności, frustracji. Dlaczego to musi być takie trudne? Dlaczego tak
boli?
Zmuszam się do wstania, kieruję w stronę
wyjścia.
- Myślę, że w tym momencie się rozstajemy.
Nie odpowiada. Obracam się, by na niego spojrzeć,
niemal podskakuję, gdy zauważam, że stoi tuż za mną.
- Do rozpoczęcia roku szkolnego zostały jeszcze
dwa dni - mówi. Kusi głosem, zaprasza ciepłym oddechem na moim karku. Czuję
jego usta, odbijające pocałunek na zgięciu między karkiem, a kręgosłupem. -
Może wykorzystamy ten czas?
Kreśli ścieżkę w górę karku, w dół i w bok,
kończąc w zagłębieniu za uchem. Drżę, chwilowo odzyskana silna wola znów
ulatuje. Próbuję ją złapać, ale śmieje mi się w twarz i umyka.
- Draco…
Powinnam to zakończyć, jednak moje ciało ma inne
plany. Zupełnie mnie nie słucha, opiera się o twardą, męską klatkę piersiową,
poddaje pocałunkom zmierzającym do moich ust.
- Nie powinniśmy…
Resztkami woli, którą nie spodziewałam się, że
wciąż posiadam, robię krok do przodu i kręcę głową.
Zanim zdążę uciec, łapie mnie za nadgarstek i
obraca w swoją stronę.
- Zgadzam się - mówi. Z jego oczu i twarzy
zionie desperacja, tęsknota, której nie jestem w stanie zrozumieć. - Zgadzam
się, tylko… zostań dzisiaj.
Analizuję w głowie za i przeciw. Serce lgnie do
tego niepoprawnego, niedobrego mężczyzny, który wtargnął w moje życie z siłą
gromu, zawładnął duszą i przewrócił życie do góry nogami. Umysł każe wyjść za
drzwi, dotrzymać słowa i więcej się nie zbliżać.
Zagłębiam się w jego oczach, przesuwając szalę
na jedną ze stron.
Przykładam dłoń do policzka, nie przerywając
kontaktu wzrokowego, staję na palcach by pocałować ukochane usta.
Tej nocy znów ląduję w ramionach i łóżku Dracona
Malfoy’a.
31.08.1998
Nie wiem czy zrobiłam dobrze.
Rozum mówi jedno, serce krzyczy drugie. Gubię się w tej wyliczance bez końca.
Padam na łóżko, przygnieciona własnymi emocjami. Zmęczone powieki opadają.
Tonę, grzęznę, ciężar ostatnich decyzji ciągnie mnie w dół. Głębiej, bardziej, dalej od światła, od drogi ratunku. Blotnista maź o nazwie "niepewność" zalewa moje płuca. Brak mi tchu, duszę się. Jej przyjaciółka tęsknota wcale nie pomaga. Stoi nade mną, patrzy jak tonę. Drwi ze swojej siostry, Miłości. Ból tańczy między nimi, topi się w moich łzach. Wykończona odpływam w niebyt.
Tonę, grzęznę, ciężar ostatnich decyzji ciągnie mnie w dół. Głębiej, bardziej, dalej od światła, od drogi ratunku. Blotnista maź o nazwie "niepewność" zalewa moje płuca. Brak mi tchu, duszę się. Jej przyjaciółka tęsknota wcale nie pomaga. Stoi nade mną, patrzy jak tonę. Drwi ze swojej siostry, Miłości. Ból tańczy między nimi, topi się w moich łzach. Wykończona odpływam w niebyt.
1.09.1998 g. 3.58
Powoli, bardzo powoli, światło
dociera przez moje zamknięte powieki. Unoszę się wyżej, łaknę wolności.
Pierwszy haust wypełnia moje płuca, rękami toruję sobie drogę. Wyciągam
pierwszy but z niesmacznym plaśnięciem, za nim podąża drugi.
Otwieram oczy, czuję się wciąż
rozbita, ale stabilna. Muszę taka być- stabilna. SIlna. Nie dam się wciągnąć w
depresję, poradzę sobie. Będę w stanie mijać go na korytarzach, nie będę
chciała nic więcej.
Tęsknota i Miłość patrzą na
siebie z politowaniem, ignoruję je, pieczętuję głęboko w sercu.
Zerkam na zegarek, jest czwarta
rano. Nie zasnę więcej. Z westchnięciem wstaję z łóżka i rozpoczynam
przygotowania do najlepszego i jednocześnie najtrudniejszego roku w Hogwarcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz