1.09.1998 teraz
Konduktor gwiżdże- pociąg
rusza ze stacji z przeciągłym pufff! Biały dym na moment przesłania mi
widok, przytłumia moje zmysły, daje złudne ukojenie.
Przykładam czoło do zimnej
szyby i zamykam oczy. Po koszmarze nocnym jestem niewyspana i zupełnie nie
gotowa, żeby mierzyć się z tym, co z pewnością nadejdzie. Jak powinnam
zachowywać się w obecności przyjaciół? Mam wrażenie, że moja twarz wyraża
rozpacz, a w oczach odbija się niepewność i niechciane uczucie jakim darzę Malfoy’a.
Z pewnością to zobaczą, znają mnie lepiej niż ja sama.
Czuję, że znów zaczynam
grzęznąć, więc szybko zmieniam tor własnych myśli. Dłuższy moment obserwuję
zmieniający się krajobraz za oknem, lecz gdy szarość przechodzi z soczystą
zieleń wiem, że nie mogę dłużej przeciągać.
Przygładzam idealnie
wyprasowaną szatę, którą włożyłam po wejściu do pociągu i kieruję się w stronę
wagonu dla nauczycieli.
Dźwięk serca odmierza moje
kroki. Nie rozglądaj się, mówię sobie, nie szukaj go po przedziałach…
Potrzeba znów pokonuje
rozsądek, gdy z mocno bijącym sercem zaglądam przez pierwszą szybę, później
kolejną i kolejną…
W końcu znajduję go w
jednym z ostatnich przedziałów. Siedzi rozwalony na pociągowej kanapie, z głową
ułożoną na kolanach Pansy Parkinson. Patrzy na Blaise’a Zabiniego z wesołymi
iskrami w oczach i śmieje się z czegoś, co powiedział - tak myślę.
Nie mogę oderwać wzroku od
dłoni Pansy, która przeczesuje jasne włosy. Wplata palce, przeciąga w tył,
wyciąga, wkłada… zupełnie jak ja, jeszcze parę dni temu.
Mój nieposłuszny umysł
odtwarza opowieść o pochodzeniu blizny na brzuchu Draco. Echo tamtejszej
zazdrości powraca do mnie ze zdwojoną siłą, pali mnie od środka, powoli
topi wnętrzności. Zwijam dłonie w pięści, uświadamiam sobie, że gapię się o
parę sekund za długo, gdy spotykam spojrzenie szarych oczu. Oczu, które dwa dni
temu patrzyły na mnie z tym dziwnym, nieopisanym uczuciem, a teraz wyrażały
szok. Patrzę jak zrywa się do pozycji siedzącej, moje serce zaczyna pracować
szybciej pompując rosnącą euforię.
Puk- puk
Wstaje
Puk- puk
Podchodzi do drzwi
przedziału
Puk- puk
Patrzy mi w oczy, widzę
pustkę
Puk- puk
Widok przesłania mi ciemna
kotara.
Serce zamiera, euforia
znika, bezlitośnie szatkując resztki, które z niego pozostały. Jest mi
niedobrze, nie mogę oddychać.
Odwracam się, kieruję przed
siebie. Chcę zniknąć, rozpłynąć się, rozsypać w rzeczywistości tak, jak
rozsypuję się od wewnątrz.
Pojedyncza łza spływa po
moim policzku, a moja świadomość szydzi.
Sama tego chciałaś… powtarza jak echo, torturuje mnie, odcina
dopływ tlenu.
Wystawiam głowę przez okno.
Ciepłe powietrze suszy łzy, pęd nieco mnie otrzeźwia.
Chciałam tego, to prawda.
Nie wiem, co sobie wyobrażałam. Naprawdę sądziłam, że będziemy mieć normalne,
koleżeńskie stosunki? Mam ochotę zacząć się śmiać. Nic mi nie obiecywał. To
moja, tylko i wyłącznie moja wina, że się zakochałam. Nie pokażę mu, że jego
zachowanie mnie rani. Schowam uczucia głęboko w sercu.
Tak, tak właśnie
zrobię.
Poprawiam zmierzwione
włosy, ścieram ślady łez z policzków, jeszcze raz wygładzam szatę.
- Hermiono? - słyszę
znajomy głos. Unoszę wzrok na Terry’ego Boota. Ma niepewny wyraz twarzy, jakby
nie wiedział, czy na pewno powinien mnie zagadywać.
Odchrząkuję i ubieram usta
w najładniejszy uśmiech jaki potrafię.
- Cześć, Terry. Co się
stało?
Oddaje uśmiech, rozluźnia
się.
- Spotkanie prefektów
zaczęło się dziesięć minut temu…
Mina mi rzednie, mam ochotę
strzelić sobie otwartą dłonią w czoło. Mijam Terry’ego, który przerywa w pół
słowa i automatycznie odwraca się za mną. Dogania mnie po chwili, więc idziemy
ramię w ramię.
Już z daleka widzę blond
włosy. Idzie w naszą stronę, nie spuszcza ze mnie wzroku. Głupia, nie dobra
myśl pojawia się w mojej głowie, więc nie zastanawiając się wiele, witam ją z
otwartymi ramionami. Niby przypadkiem się potykam, opieram o Terry’ego. Patrzy
na mnie, więc posyłam mu jeden z moich najlepszych uśmiechów. Mijam Malfoy’a,
kątem oka widzę grymas złości na przystojnej twarzy.
Jest dla mnie tajemnicą,
zagadką, której nie jestem w stanie rozwikłać. W jednej sekundzie jego oczy są
puste, w następnej pełne sprzecznych emocji. Zmuszam się, by patrzeć przed siebie,
choć czuję jego wzrok na swoich plecach.
Nie mogę opanować ukłucia satysfakcji. Jak na
ironię, jego złość wprawia mnie w dobry nastrój. Do końca spotkania uśmiech nie
schodzi mi z twarzy.
*
9 dni później
Siedzę w bibliotece, swoim małym sanktuarium, w
którym mogę być sobą. Książki nie wypytują, nie oceniają, nie przeszkadzają.
Przymykam powieki, rozkoszując się ciszą, którą naprawdę cenię.
Minęło dopiero dziewięć dni, a obowiązki
Prefekta Naczelnego nieźle dały mi w kość. Wśród całej gamy obowiązków, głównym
plusem było własne dormitorium, na wyłączność. Jak się okazało, Terry Boot był
drugim Prefektem Naczelnym, a jego dormitorium znajdowało się naprzeciw mojego,
więc siłą rzeczy, zaczęliśmy chodzić razem na posiłki.
Uśmiecham się lekko. To miły chłopak, dobry. Idealna odmiana, po Malfoy’u…
Uśmiecham się lekko. To miły chłopak, dobry. Idealna odmiana, po Malfoy’u…
Uśmiech momentalnie znika z mojej twarzy, jestem
pewna, że w oczach pojawia się smutek. Czuję ból, za każdym razem, gdy mijam go
na korytarzu. Moje serce przyspiesza, następnie pęka, gdy czuję na sobie jego
spojrzenie. Patrzy zawsze w dziwnym zamyśleniu, lecz gdy unoszę głowę,
momentalnie się odwraca. Zupełnie jakbyśmy się nie znali. Jakby ostatnie dwa
miesiące wcale się nie wydarzyły.
Nie wiem, co o tym myśleć. Nie potrafię sobie
nawet odpowiedzieć, czy chcę to roztrząsać. Wiem, że powinnam zamknąć ten
rozdział, dla własnego dobra, jednak nie potrafię. Jestem mianowana
najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw, a polegam w starciu z
własnymi uczuciami, emocjami. Jestem słaba.
Spomiędzy regałów wychodzą uśmiechnięci Ginny z
Harry’m. Machają mi z uśmiechem, robię to samo. Domyślam się, co robili i choć
nie pochlebiam tego typu praktyk w bibliotece, to czuję bolesne ukłucie w
sercu. Z chęcią bym sprawdziła dalsze przejścia razem z pewnym przystojnym…
zamykam z hukiem książkę, co z powodzeniem zagłusza niechciane myśli. Uśmiecham
się przepraszająco do osób, którym przeszkodziłam i wstaję z miejsca, żeby
odnieść stary wolumin na miejsce. Macham Ginny po raz ostatni, zanim znikam w
dziale poświęconym transmutacji.
Jestem wdzięczna przyjaciołom. Wdzięczna za to,
że mimo świadomości, że coś mnie gnębi, nie wiercą mi dziury w brzuchu. Dają
czas i przestrzeń, których naprawdę potrzebuję.
Zatapiam się w myślach, nie zauważając, że nogi
niosą mnie dalej niż powinny. Już dawno minęłam regał, w którym powinnam
pozostawić książkę.
Przyglądam się najbliższym tytułom, które
naprowadzają mnie na dziedzinę obrony przed czarną magią.
Wypuszczam powietrze, przecieram czoło, staram
się odgonić myśli, które zaprowadziły mnie aż tutaj. Odwracam się do odejścia i
coś się zmienia.
Najpierw czuję ulubiony zapach kawy z miętą,
moje powieki zamykają się, zupełnie pozbawione kontroli. Czuję lekki dotyk na
ramionach i nie jestem pewna czy przypadkiem nie weszłam na wyższy poziom
wizualizacji.
Dopiero ciepły oddech, tuż przy uchu, uświadamia
mnie, że to nie jest moja wyobraźnia, nie ulegam własnej sugestii.
- Dwie alejki dalej, Potter i Weasley robili
naprawdę… - znajomy szept dociera moich uszu, wargi niemal dotykają skóry.
Drżę, cała pokryta gęsią skórką. - niegrzeczne rzeczy.
Przygryza, muska nosem wrażliwe miejsce pod
uchem, dokładnie tam, gdzie wie, że najbardziej reaguję.
Westchnienie opuszcza moje usta, zanim zdążę je
zatrzymać. Próbuję złapać je w locie, wyciszyć, zanim usłyszy, jednak jest za
późno. Słyszę jak mruczy z zadowolenia czuję, że uśmiecha się z ustami przy
moim karku. Zaczynam się rozpływać, zapominać gdzie jestem, dlaczego. Gdzieś z
tyłu głowy majaczy mi myśl, że powinnam czegoś unikać, jednak skutecznie gasi
ją pocałunkami. Za jednym uchem, drugim, na karku…
Gdy odsuwa się na moment, by obrócić mnie w
swoją stronę, zdrowy rozsądek wraca na miejsce, forsując sobie drogę przez
uczucia i podniecenie z siłą, godną łomu.
Czyżby użył na mnie legilimencji? Skąd wiedział, że myślałam o tym… o nim, dosłownie przed chwilą?
Czyżby użył na mnie legilimencji? Skąd wiedział, że myślałam o tym… o nim, dosłownie przed chwilą?
Kręcę głową. Zanim zdąża obrócić mnie w pełni,
cofam się o krok, nie patrząc mu w oczy. Nie chcę, nie mogę.
Domyślam się, co w nich zobaczę. Złapią mnie,
wciągną. Znów w nich utonę, na chwilę, dwie, aż całkowicie zapomnę, że powinnam
go unikać i dlaczego.
- Nie, Draco... - mówię, choć w moim głosie
zupełnie nie słychać pewności. Chyba to zauważa, bo śmiało robi krok w moją
stronę. Cofam się niemal momentalnie, jak w lustrzanym odbiciu. Robi kolejny
krok, kolejny się cofam. Kręcę głową. - Mówiłam ci…
- Wiem co mówiłaś.
- … a ty się zgodziłeś.
Zapominam się i na moment podnoszę głowę. Widzę,
jak się krzywi, zaciska wargi, które jeszcze chwilę temu czułam na własnej
skórze. Łapie moje spojrzenie, czuję rosnącą panikę.
Robi kolejny rok, próbuję się cofnąć, robię pół
kroku, wpadam regał. Unoszę głowę wyżej i wyżej, z każdym jego kolejnym
krokiem. Świadomość krzyczy, żebym się odwróciła, zerwała kontakt wzrokowy.
Czepiam się jej, próbuję słuchać, aż w końcu każę się zamknąć. Wydaje ostatnie
bolesne westchnienie i znika, zastąpiona palącą tęsknotą, którą podsyca niemal
bolesne pożądanie.
Zatrzymuje się nade mną, wciąż więzi pod siłą
przenikliwego spojrzenia. Czuję się naga i ze zdumieniem zdaję sobie sprawę, że
wcale mi to nie przeszkadza.
Kładzie dłoń na moim policzku, kreśli palcem
ścieżkę od skroni, po czubek brody. Przełykam głośno ślinę.
- Pamiętam - mówi, urywając na moment kontakt
wzrokowy. Zniża dłoń, zataczając kręgi na moim ramieniu, przesuwa po delikatnej
skórze tricepsu, płynnie przechodzi na talię. Bardzo dobrze wie, że nawet
gdybym chciała, nie mogę już się cofnąć. Czuje pod palcami gęsią skórkę, słyszy
mój przyspieszony oddech… widzi rozszerzone z podniecenia źrenice. A przecież
jeszcze nic takiego nie zrobił.
Zbliża swoje ciało do mojego, dociskając mnie to
niewygodnego regału. Twarda wypukłość wbija się w mój brzuch, mocny dreszcz
przebiega przez całe moje ciało, kończąc podróż w podbrzuszu. Pochyla się znów
do mojego ucha.
- Nie wiem jednak, czy wciąż się z tym zgadzam -
mruczy. Przygryza płatek, zaczynam drżeć jeszcze mocniej. Słabym przebłyskiem
świadomości, unoszę ręce i próbuję naprzeć na jego klatkę piersiową. Z
dziecinną łatwością łapie mnie za nadgarstki i przekłada nad głowę.- Zbyt długo
to trwa - kontynuuje, tym razem w moje usta. Również słyszę przyspieszony
oddech, przez co rozpływam się jeszcze bardziej. - Jest tyle rzeczy, które chcę
z tobą robić. Jak, na przykład, wziąć cię tu i teraz…
Jego słowa działają jak narkotyk. Odurzają w
sekundę, uderzają z mocą, bezlitośnie gniotą w pył jakikolwiek przejaw
rozsądku.
Wpija się w moje usta, a ogień obejmuje całe
moje drżące ciało. Nie liczy się nic. Nie ważne, że jesteśmy w bibliotece, że
ktoś może nas przyłapać. Nie obchodzi mnie, że jest to niezgodne z regulaminem,
a jeszcze chwilę wcześniej mówiłam sobie, że nie pochwalam tego typu zachowań.
Liczy się tylko tu i teraz. Jego usta całujące moje, ściągające ze mnie wstyd i
niepewność. Jego ręce szarpiące moją szatę i schowane pod nią ubrania z
tęsknotą, której nie da się opisać słowami.
Nawet nie wiem, kiedy moje ciuchy lądują na
ziemi i znajduję się w samej bieliźnie. Rzuca swoją szatę i koszulkę na podłogę
między regałami, unosi mnie, łapiąc pod pośladkami. Nie protestuję. Zaplatam
nogi na jego plecach, pozwalam położyć się na prowizorycznym posłaniu.
Jednym ruchem ściąga mój stanik, zostawia
jedynie w majtkach. Czuję wstyd, który mija w momencie, gdy widzę wyraz jego
twarzy. Klęczy między moimi nogami, taksuje oceniającym spojrzeniem. Głód w
jego oczach znów wprawia mnie w drżenie, wprowadza w stan oczekiwania.
Prześlizguję spojrzeniem po bliźnie przecinającej brzuch, niegdyś szpetnej,
teraz pięknej. Przynajmniej dla mnie. Dotykam jej palcem, uzmysławiając sobie
jak bardzo za tym tęskniłam… choć nie minęły nawet dwa tygodnie.
Wracam spojrzeniem do jego twarzy, ma
przymknięte powieki. Wciąż nie wiem, czy ten szczególny dotyk sprawia mu ból
czy przyjemność.
Otwiera oczy, ukazujące czerń źrenic, niemal w
całości pokrywających szarość tęczówek. Widzę swoje odbicie, w migotliwym
świetle świecy, nim pochyla się do kolejnego pocałunku.
Całuje mnie delikatnie, niespieszne, zupełnie
inaczej niż chwilę wcześniej. Zdaje się smakować, delektować, zapamiętywać na
kolejne dni. Pozwalam mu, nie protestuję. Nawet, gdybym chciała, nie mam
na to siły. Za bardzo pragnę tych pocałunków, dotyku. Za bardzo pragnę jego
samego.
Schodzi pocałunkami na szyję, całuje obydwa
obojczyki, toruje sobie drogę przez brzuch. Przymykam oczy, wciągam głośno
powietrze, gdy dociera do krawędzi majtek, które w ułamku sekundy lądują za
jego plecami.
Schodzi jeszcze niżej, w uszach słyszę jedynie
szum własnej krwi. Przygryza wewnętrzną stronę ud, drażni się ze mną. Dłonią
obejmuje pierś, w tym samym momencie całując najbardziej newralgiczny punkt w
całym moim ciele.
Zaskoczona wyginam się w łuk i głośno wciągam
powietrze. Nie potrzebuję wiele by zacząć szybciej oddychać, powoli rozpływając
się w rosnącej ekstazie.
Nie wiem co się dzieje. Jestem świadoma jedynie
dłoni obejmującej moją pierś, palca drażniącego sutek i jego języka,
wyczyniającego cuda między moimi nogami. Jest przeszłością, teraźniejszością i
przyszłością. Jest powietrzem, pragnieniem, całym światem.
Czuję, że zbliża się nieuniknione, moje ciało
wychodzi naprzeciw pieszczocie. Zaczynam ruszać się w rytm, nie mogę nad sobą
zapanować. Nie mija sekunda, a jego dotyk sprawia, że wybucham. Rozpadam się na
kawałki, niezdolna do myślenia, oddechu.
Gdzieś na obrzeżach świadomości rejestruję
delikatne pocałunki, rozpoczynające swoją drogę od wnętrza ud, poprzed brzuch,
po linię szczęki. Gdy przygryza płatek ucha, jestem już w pełni świadoma, choć
mój oddech jest wciąż przyspieszony.
Unosi się nade mną, piękny uśmiech rozjaśniający
jego twarz sprawia, że moje serce skleja się w jeden, sprawnie pracujący organ.
Przynajmniej teraz, przynajmniej na chwilę. Patrzę mu w oczy, widzę w nich
błysk satysfakcji, który powinien mnie zawstydzić, jednak - o dziwo- tego nie robi.
Czuję palące pragnienie, by się odwdzięczyć. Podziękować za najlepszy,
niespodziewany orgazm w całym moim życiu. Miałam ich już wiele, on był autorem
każdego z nich, jednak to, co zrobił ze mną przed chwilą…
Unoszę się do pozycji siedzącej, nie dbam o
okrycie. Sięgam dłonią, do rozporka jego czarnych spodni. Mam nie więcej niż
trzy sekundy - jestem w stanie rozpiąć jedynie guzik, gdy łapie mnie za dłoń,
powstrzymuje. Zdziwiona unoszę głowę, by spojrzeć mu w oczy. Widzę swoje
odbicie w czarnych źrenicach, bez śladu szarości. Pożądanie, pragnienie,
wypływa z niego przez każdą komórkę ciała, drżę zupełnie, jakbym to
odbierała.
Kręci głową, przykłada swoje czoło do mojego,
przymyka powieki.
- Nie teraz.
- Chciałam tylko… - zaczynam tłumaczyć ochrypłym
z emocji głosem.
- Wiem, ale nie teraz - mówi znowu.
Odsuwam się, przygryzam wargę. Jeszcze nigdy się
nie zdarzyło, żeby mi odmówił. Nowe uczucie pojawia się w moim sercu, kąsa
boleśnie, próbuje wycisnąć łzy z oczu, ale staram się je powstrzymać. Odwracam
spojrzenie - nie sądziłam, że odrzucenie może tak boleć.
Zanim jestem w stanie zrobić coś więcej,
wypełnia przestrzeń, którą utworzyłam między nami, bierze moją twarz w dłonie,
zmusza, bym spojrzała mu w oczy.
- Nawet nie wiesz, jak tego pragnę - mówi.
Widzę szaleństwo w jego oczach słyszę, że mówi przez ściśnięte gardło. Mówi
prawdę. Znów przykłada czoło do mojego, tym razem postanawiam pozostać w
miejscu. - Mam ochotę pieprzyć cię na milion różnych sposobów. Chcę, żebyś
zajęła się mną tak, jak ja tobą, chwilę temu. Chcę… - wydaje z siebie dźwięk,
który przypomina warczenie. - Nawet sobie nie wyobrażasz.
Ciepło w policzkach mówi mi, że jestem czerwona
jak dorodny burak. Jeszcze nigdy nie mówił do mnie w taki sposób, z taką
desperacją. Jest to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, takie… odświeżające.
Czuję, że podniecenie ponownie zaczyna zalewać moje ciało.
- Ale nie teraz, nie tutaj - słyszę. - Moje
zaklęcia pewnie przestaną zaraz działać. Nie chcemy, żeby ktoś nas znalazł w
takiej sytuacji prawda? - uśmiecha się. - Prefekt Naczelna powinna dawać lepszy
przykład. Seks w bibliotece z pewnością taki nie jest.
Zalewa mnie fala zdziwienia, szczęścia, szoku.
Odsuwam się na parę centymetrów, moje ciało zaczyna pokrywać się gęsią skórką,
tym razem z chłodu.
- Nie uprawialiśmy seksu… - mówię, zanim zdążę
się zastanowić.
- Oralny, owszem - śmieje się, oblizuje językiem
dolną wargę, a ja mam ochotę schować się ze wstydu. Pozwalam opaść kurtynie z
włosów, by choć trochę ukryć rozpaloną skórę.
Reaguje momentalnie, odsuwając je w tył. Jedną
dłonią unosi moją twarz za podbródek w górę, palcem drugiej kreśli linię wzdłuż
policzka.
- Nie chowaj się przede mną - mówi cicho. - Taka
jesteś najpiękniejsza.
- Jaka? - pytam, choć nie jestem pewna, czy chcę
wiedzieć.
- Świeżo po seksie - tłumaczy, a ja momentalnie
żałuję, że nie przyskrzyniłam własnej ciekawości. - Po orgazmie, który ci
dałem.
Przymykam powieki, śmieje się i całuje każdą z
nich, z osobna.
Odsuwa się, by podać mi ubrania.
- Ubierz się, poczekam przed wejściem.
Odprowadzam go spojrzeniem i dopiero, gdy
zostaję sama, dociera do mnie trwoga, piękno, szaleństwo całej tej sytuacji. Po
raz kolejny uświadamiam sobie, jak bezbronna się przy nim staję. Jak
marionetka, z którą jest w stanie zrobić wszystko, co mu się żywnie podoba,
zwłaszcza w sferze seksualnej. Zawsze uważałam, że jestem asertywna. Zawsze,
dopóki nie zaczęłam zadawać się z Nim.
Pocieram czoło w roztargnieniu. Słyszę jakiś
dźwięk dwie alejki dalej, więc ubieram się z prędkością światła. Jestem wdzięczna,
że pomyślał o zaklęciach maskujących. Nie to co ja! Byłam w stanie kochać się,
zupełnie nie przejmując, że ktoś może nas przyłapać! Co się ze mną dzieje? Tak
się nie zachowuje Prefekt Naczelna. Tak się nie zachowuje stara Hermiona
Granger.
- Kim jestem teraz? - pytam, odpowiada mi
cisza.
Kręcę głową, poprawiam włosy, wychodzę z
nadzieją, że moja twarz nie nosi śladów wybuchu sprzed paru minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz