2 lipca 2020

4 a.m. - 5.


1.09.1998 teraz

Konduktor gwiżdże- pociąg rusza ze stacji z przeciągłym pufff! Biały dym na moment przesłania mi widok, przytłumia moje zmysły, daje złudne ukojenie. 
Przykładam czoło do zimnej szyby i zamykam oczy. Po koszmarze nocnym jestem niewyspana i zupełnie nie gotowa, żeby mierzyć się z tym, co z pewnością nadejdzie. Jak powinnam zachowywać się w obecności przyjaciół? Mam wrażenie, że moja twarz wyraża rozpacz, a w oczach odbija się niepewność i niechciane uczucie jakim darzę Malfoy’a. Z pewnością to zobaczą, znają mnie lepiej niż ja sama.
Czuję, że znów zaczynam grzęznąć, więc szybko zmieniam tor własnych myśli. Dłuższy moment obserwuję zmieniający się krajobraz za oknem, lecz gdy szarość przechodzi z soczystą zieleń wiem, że nie mogę dłużej przeciągać. 
Przygładzam idealnie wyprasowaną szatę, którą włożyłam po wejściu do pociągu i kieruję się w stronę wagonu dla nauczycieli. 
Dźwięk serca odmierza moje kroki. Nie rozglądaj się, mówię sobie, nie szukaj go po przedziałach
Potrzeba znów pokonuje rozsądek, gdy z mocno bijącym sercem zaglądam przez pierwszą szybę, później kolejną i kolejną… 
W końcu znajduję go w jednym z ostatnich przedziałów. Siedzi rozwalony na pociągowej kanapie, z głową ułożoną na kolanach Pansy Parkinson. Patrzy na Blaise’a Zabiniego z wesołymi iskrami w oczach i śmieje się z czegoś, co powiedział - tak myślę. 
Nie mogę oderwać wzroku od dłoni Pansy, która przeczesuje jasne włosy. Wplata palce, przeciąga w tył, wyciąga, wkłada… zupełnie jak ja, jeszcze parę dni temu. 
Mój nieposłuszny umysł odtwarza opowieść o pochodzeniu blizny na brzuchu Draco. Echo tamtejszej zazdrości powraca do mnie ze zdwojoną siłą, pali mnie od  środka, powoli topi wnętrzności. Zwijam dłonie w pięści, uświadamiam sobie, że gapię się o parę sekund za długo, gdy spotykam spojrzenie szarych oczu. Oczu, które dwa dni temu patrzyły na mnie z tym dziwnym, nieopisanym uczuciem, a teraz wyrażały szok. Patrzę jak zrywa się do pozycji siedzącej, moje serce zaczyna pracować szybciej pompując rosnącą euforię.
Puk- puk
Wstaje
Puk- puk
Podchodzi do drzwi przedziału
Puk- puk
Patrzy mi w oczy, widzę pustkę
Puk- puk
Widok przesłania mi ciemna kotara.
Serce zamiera, euforia znika, bezlitośnie szatkując resztki, które z niego pozostały. Jest mi niedobrze, nie mogę oddychać. 
Odwracam się, kieruję przed siebie. Chcę zniknąć, rozpłynąć się, rozsypać w rzeczywistości tak, jak rozsypuję się od wewnątrz. 
Pojedyncza łza spływa po moim policzku, a moja świadomość szydzi.
Sama tego chciałaś… powtarza jak echo, torturuje mnie, odcina dopływ tlenu. 
Wystawiam głowę przez okno. Ciepłe powietrze suszy łzy, pęd nieco mnie otrzeźwia.
Chciałam tego, to prawda. Nie wiem, co sobie wyobrażałam. Naprawdę sądziłam, że będziemy mieć normalne, koleżeńskie stosunki? Mam ochotę zacząć się śmiać. Nic mi nie obiecywał. To moja, tylko i wyłącznie moja wina, że się zakochałam. Nie pokażę mu, że jego zachowanie mnie rani. Schowam uczucia głęboko w sercu. 
Tak, tak właśnie zrobię. 
Poprawiam zmierzwione włosy, ścieram ślady łez z policzków, jeszcze raz wygładzam szatę. 
- Hermiono? - słyszę znajomy głos. Unoszę wzrok na Terry’ego Boota. Ma niepewny wyraz twarzy, jakby nie wiedział, czy na pewno powinien mnie zagadywać. 
Odchrząkuję i ubieram usta w najładniejszy uśmiech jaki potrafię. 
- Cześć, Terry. Co się stało?
Oddaje uśmiech, rozluźnia się. 
- Spotkanie prefektów zaczęło się dziesięć minut temu…
Mina mi rzednie, mam ochotę strzelić sobie otwartą dłonią w czoło. Mijam Terry’ego, który przerywa w pół słowa i automatycznie odwraca się za mną. Dogania mnie po chwili, więc idziemy ramię w ramię. 
Już z daleka widzę blond włosy. Idzie w naszą stronę, nie spuszcza ze mnie wzroku. Głupia, nie dobra myśl pojawia się w mojej głowie, więc nie zastanawiając się wiele, witam ją z otwartymi ramionami. Niby przypadkiem się potykam, opieram o Terry’ego. Patrzy na mnie, więc posyłam mu jeden z moich najlepszych uśmiechów. Mijam Malfoy’a, kątem oka widzę grymas złości na przystojnej twarzy. 
Jest dla mnie tajemnicą, zagadką, której nie jestem w stanie rozwikłać. W jednej sekundzie jego oczy są puste, w następnej pełne sprzecznych emocji. Zmuszam się, by patrzeć przed siebie, choć czuję jego wzrok na swoich plecach. 
Nie mogę opanować ukłucia satysfakcji. Jak na ironię, jego złość wprawia mnie w dobry nastrój. Do końca spotkania uśmiech nie schodzi mi z twarzy.

*

9 dni później

Siedzę w bibliotece, swoim małym sanktuarium, w którym mogę być sobą. Książki nie wypytują, nie oceniają, nie przeszkadzają. Przymykam powieki, rozkoszując się ciszą, którą naprawdę cenię. 
Minęło dopiero dziewięć dni, a obowiązki Prefekta Naczelnego nieźle dały mi w kość. Wśród całej gamy obowiązków, głównym plusem było własne dormitorium, na wyłączność. Jak się okazało, Terry Boot był drugim Prefektem Naczelnym, a jego dormitorium znajdowało się naprzeciw mojego, więc siłą rzeczy, zaczęliśmy chodzić razem na posiłki.
Uśmiecham się lekko. To miły chłopak, dobry. Idealna odmiana, po Malfoy’u… 
Uśmiech momentalnie znika z mojej twarzy, jestem pewna, że w oczach pojawia się smutek. Czuję ból, za każdym razem, gdy mijam go na korytarzu. Moje serce przyspiesza, następnie pęka, gdy czuję na sobie jego spojrzenie. Patrzy zawsze w dziwnym zamyśleniu, lecz gdy unoszę głowę, momentalnie się odwraca. Zupełnie jakbyśmy się nie znali. Jakby ostatnie dwa miesiące wcale się nie wydarzyły. 
Nie wiem, co o tym myśleć. Nie potrafię sobie nawet odpowiedzieć, czy chcę to roztrząsać. Wiem, że powinnam zamknąć ten rozdział, dla własnego dobra, jednak nie potrafię. Jestem mianowana najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw, a polegam w starciu z własnymi uczuciami, emocjami. Jestem słaba.
Spomiędzy regałów wychodzą uśmiechnięci Ginny z Harry’m. Machają mi z uśmiechem, robię to samo. Domyślam się, co robili i choć nie pochlebiam tego typu praktyk w bibliotece, to czuję bolesne ukłucie w sercu. Z chęcią bym sprawdziła dalsze przejścia razem z pewnym przystojnym… zamykam z hukiem książkę, co z powodzeniem zagłusza niechciane myśli. Uśmiecham się przepraszająco do osób, którym przeszkodziłam i wstaję z miejsca, żeby odnieść stary wolumin na miejsce. Macham Ginny po raz ostatni, zanim znikam w dziale poświęconym transmutacji.  
Jestem wdzięczna przyjaciołom. Wdzięczna za to, że mimo świadomości, że coś mnie gnębi, nie wiercą mi dziury w brzuchu. Dają czas i przestrzeń, których naprawdę potrzebuję. 
Zatapiam się w myślach, nie zauważając, że nogi niosą mnie dalej niż powinny. Już dawno minęłam regał, w którym powinnam pozostawić książkę. 
Przyglądam się najbliższym tytułom, które naprowadzają mnie na dziedzinę obrony przed czarną magią.
Wypuszczam powietrze, przecieram czoło, staram się odgonić myśli, które zaprowadziły mnie aż tutaj. Odwracam się do odejścia i coś się zmienia. 
Najpierw czuję ulubiony zapach kawy z miętą, moje powieki zamykają się, zupełnie pozbawione kontroli. Czuję lekki dotyk na ramionach i nie jestem pewna czy przypadkiem nie weszłam na wyższy poziom wizualizacji.
Dopiero ciepły oddech, tuż przy uchu, uświadamia mnie, że to nie jest moja wyobraźnia, nie ulegam własnej sugestii. 
- Dwie alejki dalej, Potter i Weasley robili naprawdę… - znajomy szept dociera moich uszu, wargi niemal dotykają skóry. Drżę, cała pokryta gęsią skórką. - niegrzeczne rzeczy. 
Przygryza, muska nosem wrażliwe miejsce pod uchem, dokładnie tam, gdzie wie, że najbardziej reaguję. 
Westchnienie opuszcza moje usta, zanim zdążę je zatrzymać. Próbuję złapać je w locie, wyciszyć, zanim usłyszy, jednak jest za późno. Słyszę jak mruczy z zadowolenia czuję, że uśmiecha się z ustami przy moim karku. Zaczynam się rozpływać, zapominać gdzie jestem, dlaczego. Gdzieś z tyłu głowy majaczy mi myśl, że powinnam czegoś unikać, jednak skutecznie gasi ją pocałunkami. Za jednym uchem, drugim, na karku…
Gdy odsuwa się na moment, by obrócić mnie w swoją stronę, zdrowy rozsądek wraca na miejsce, forsując sobie drogę przez uczucia i podniecenie z siłą, godną łomu.
Czyżby użył na mnie legilimencji? Skąd wiedział, że myślałam o tym… o nim, dosłownie przed chwilą?
Kręcę głową. Zanim zdąża obrócić mnie w pełni, cofam się o krok, nie patrząc mu w oczy. Nie chcę, nie mogę. 
Domyślam się, co w nich zobaczę. Złapią mnie, wciągną. Znów w nich utonę, na chwilę, dwie, aż całkowicie zapomnę, że powinnam go unikać i dlaczego. 
- Nie, Draco... - mówię, choć w moim głosie zupełnie nie słychać pewności. Chyba to zauważa, bo śmiało robi krok w moją stronę. Cofam się niemal momentalnie, jak w lustrzanym odbiciu. Robi kolejny krok, kolejny się cofam. Kręcę głową. - Mówiłam ci…
- Wiem co mówiłaś.
- … a ty się zgodziłeś. 
Zapominam się i na moment podnoszę głowę. Widzę, jak się krzywi, zaciska wargi, które jeszcze chwilę temu czułam na własnej skórze. Łapie moje spojrzenie, czuję rosnącą panikę. 
Robi kolejny rok, próbuję się cofnąć, robię pół kroku, wpadam regał. Unoszę głowę wyżej i wyżej, z każdym jego kolejnym krokiem. Świadomość krzyczy, żebym się odwróciła, zerwała kontakt wzrokowy. Czepiam się jej, próbuję słuchać, aż w końcu każę się zamknąć. Wydaje ostatnie bolesne westchnienie i znika, zastąpiona palącą tęsknotą, którą podsyca niemal bolesne pożądanie. 
Zatrzymuje się nade mną, wciąż więzi pod siłą przenikliwego spojrzenia. Czuję się naga i ze zdumieniem zdaję sobie sprawę, że wcale mi to nie przeszkadza. 
Kładzie dłoń na moim policzku, kreśli palcem ścieżkę od skroni, po czubek brody. Przełykam głośno ślinę.
- Pamiętam - mówi, urywając na moment kontakt wzrokowy. Zniża dłoń, zataczając kręgi na moim ramieniu, przesuwa po delikatnej skórze tricepsu, płynnie przechodzi na talię. Bardzo dobrze wie, że nawet gdybym chciała, nie mogę już się cofnąć. Czuje pod palcami gęsią skórkę, słyszy mój przyspieszony oddech… widzi rozszerzone z podniecenia źrenice. A przecież jeszcze nic takiego nie zrobił. 
Zbliża swoje ciało do mojego, dociskając mnie to niewygodnego regału. Twarda wypukłość wbija się w mój brzuch, mocny dreszcz przebiega przez całe moje ciało, kończąc podróż w podbrzuszu. Pochyla się znów do mojego ucha.
- Nie wiem jednak, czy wciąż się z tym zgadzam - mruczy. Przygryza płatek, zaczynam drżeć jeszcze mocniej. Słabym przebłyskiem świadomości, unoszę ręce i próbuję naprzeć na jego klatkę piersiową. Z dziecinną łatwością łapie mnie za nadgarstki i przekłada nad głowę.- Zbyt długo to trwa - kontynuuje, tym razem w moje usta. Również słyszę przyspieszony oddech, przez co rozpływam się jeszcze bardziej. - Jest tyle rzeczy, które chcę z tobą robić. Jak, na przykład, wziąć cię tu i teraz…
Jego słowa działają jak narkotyk. Odurzają w sekundę, uderzają z mocą, bezlitośnie gniotą w pył jakikolwiek przejaw rozsądku.
Wpija się w moje usta, a ogień obejmuje całe moje drżące ciało. Nie liczy się nic. Nie ważne, że jesteśmy w bibliotece, że ktoś może nas przyłapać. Nie obchodzi mnie, że jest to niezgodne z regulaminem, a jeszcze chwilę wcześniej mówiłam sobie, że nie pochwalam tego typu zachowań. Liczy się tylko tu i teraz. Jego usta całujące moje, ściągające ze mnie wstyd i niepewność. Jego ręce szarpiące moją szatę i schowane pod nią ubrania z tęsknotą, której nie da się opisać słowami. 
Nawet nie wiem, kiedy moje ciuchy lądują na ziemi i znajduję się w samej bieliźnie. Rzuca swoją szatę i koszulkę na podłogę między regałami, unosi mnie, łapiąc pod pośladkami. Nie protestuję. Zaplatam nogi na jego plecach, pozwalam położyć się na prowizorycznym posłaniu. 
Jednym ruchem ściąga mój stanik, zostawia jedynie w majtkach. Czuję wstyd, który mija w momencie, gdy widzę wyraz jego twarzy. Klęczy między moimi nogami, taksuje oceniającym spojrzeniem. Głód w jego oczach znów wprawia mnie w drżenie, wprowadza w stan oczekiwania. Prześlizguję spojrzeniem po bliźnie przecinającej brzuch, niegdyś szpetnej, teraz pięknej. Przynajmniej dla mnie. Dotykam jej palcem, uzmysławiając sobie jak bardzo za tym tęskniłam… choć nie minęły nawet dwa tygodnie. 
Wracam spojrzeniem do jego twarzy, ma przymknięte powieki. Wciąż nie wiem, czy ten szczególny dotyk sprawia mu ból czy przyjemność. 
Otwiera oczy, ukazujące czerń źrenic, niemal w całości pokrywających szarość tęczówek. Widzę swoje odbicie, w migotliwym świetle świecy, nim pochyla się do kolejnego pocałunku. 
Całuje mnie delikatnie, niespieszne, zupełnie inaczej niż chwilę wcześniej. Zdaje się smakować, delektować, zapamiętywać na kolejne  dni. Pozwalam mu, nie protestuję. Nawet, gdybym chciała, nie mam na to siły. Za bardzo pragnę tych pocałunków, dotyku. Za bardzo pragnę jego samego. 
Schodzi pocałunkami na szyję, całuje obydwa obojczyki, toruje sobie drogę przez brzuch. Przymykam oczy, wciągam głośno powietrze, gdy dociera do krawędzi majtek, które w ułamku sekundy lądują za jego plecami. 
Schodzi jeszcze niżej, w uszach słyszę jedynie szum własnej krwi. Przygryza wewnętrzną stronę ud, drażni się ze mną. Dłonią obejmuje pierś, w tym samym momencie całując najbardziej newralgiczny punkt w całym moim ciele. 
Zaskoczona wyginam się w łuk i głośno wciągam powietrze. Nie potrzebuję wiele by zacząć szybciej oddychać, powoli rozpływając się w rosnącej ekstazie. 
Nie wiem co się dzieje. Jestem świadoma jedynie dłoni obejmującej moją pierś, palca drażniącego sutek i jego języka, wyczyniającego cuda między moimi nogami. Jest przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Jest powietrzem, pragnieniem, całym światem. 
Czuję, że zbliża się nieuniknione, moje ciało wychodzi naprzeciw pieszczocie. Zaczynam ruszać się w rytm, nie mogę nad sobą zapanować. Nie mija sekunda, a jego dotyk sprawia, że wybucham. Rozpadam się na kawałki, niezdolna do myślenia, oddechu. 
Gdzieś na obrzeżach świadomości rejestruję delikatne pocałunki, rozpoczynające swoją drogę od wnętrza ud, poprzed brzuch, po linię szczęki. Gdy przygryza płatek ucha, jestem już w pełni świadoma, choć mój oddech jest wciąż przyspieszony. 
Unosi się nade mną, piękny uśmiech rozjaśniający jego twarz sprawia, że moje serce skleja się w jeden, sprawnie pracujący organ. Przynajmniej teraz, przynajmniej na chwilę. Patrzę mu w oczy, widzę w nich błysk satysfakcji, który powinien mnie zawstydzić, jednak - o dziwo- tego nie robi. Czuję palące pragnienie, by się odwdzięczyć. Podziękować za najlepszy, niespodziewany orgazm w całym moim życiu. Miałam ich już wiele, on był autorem każdego z nich, jednak to, co zrobił ze mną przed chwilą…
Unoszę się do pozycji siedzącej, nie dbam o okrycie. Sięgam dłonią, do rozporka jego czarnych spodni. Mam nie więcej niż trzy sekundy - jestem w stanie rozpiąć jedynie guzik, gdy łapie mnie za dłoń, powstrzymuje. Zdziwiona unoszę głowę, by spojrzeć mu w oczy. Widzę swoje odbicie w czarnych źrenicach, bez śladu szarości. Pożądanie, pragnienie, wypływa z niego przez każdą komórkę ciała, drżę zupełnie, jakbym to odbierała. 
Kręci głową, przykłada swoje czoło do mojego, przymyka powieki. 
- Nie teraz.
- Chciałam tylko… - zaczynam tłumaczyć ochrypłym z emocji głosem.
- Wiem, ale nie teraz - mówi znowu. 
Odsuwam się, przygryzam wargę. Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żeby mi odmówił. Nowe uczucie pojawia się w moim sercu, kąsa boleśnie, próbuje wycisnąć łzy z oczu, ale staram się je powstrzymać. Odwracam spojrzenie - nie sądziłam, że odrzucenie może tak boleć. 
Zanim jestem w stanie zrobić coś więcej, wypełnia przestrzeń, którą utworzyłam między nami, bierze moją twarz w dłonie, zmusza, bym spojrzała mu w oczy. 
- Nawet nie wiesz,  jak tego pragnę - mówi. Widzę szaleństwo w jego oczach słyszę, że mówi przez ściśnięte gardło. Mówi prawdę. Znów przykłada czoło do mojego, tym razem postanawiam pozostać w miejscu. - Mam ochotę pieprzyć cię na milion różnych sposobów. Chcę, żebyś zajęła się mną tak, jak ja tobą, chwilę temu. Chcę… - wydaje z siebie dźwięk, który przypomina warczenie. - Nawet sobie nie wyobrażasz. 
Ciepło w policzkach mówi mi, że jestem czerwona jak dorodny burak. Jeszcze nigdy nie mówił do mnie w taki sposób, z taką desperacją. Jest to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, takie… odświeżające. Czuję, że podniecenie ponownie zaczyna zalewać moje ciało. 
- Ale nie teraz, nie tutaj - słyszę. - Moje zaklęcia pewnie przestaną zaraz działać. Nie chcemy, żeby ktoś nas znalazł w takiej sytuacji prawda? - uśmiecha się. - Prefekt Naczelna powinna dawać lepszy przykład. Seks w bibliotece z pewnością taki nie jest. 
Zalewa mnie fala zdziwienia, szczęścia, szoku. Odsuwam się na parę centymetrów, moje ciało zaczyna pokrywać się gęsią skórką, tym razem z chłodu. 
- Nie uprawialiśmy seksu… - mówię, zanim zdążę się zastanowić. 
- Oralny, owszem - śmieje się, oblizuje językiem dolną wargę, a ja mam ochotę schować się ze wstydu. Pozwalam opaść kurtynie z włosów, by choć trochę ukryć rozpaloną skórę. 
Reaguje momentalnie, odsuwając je w tył. Jedną dłonią unosi moją twarz za podbródek w górę, palcem drugiej kreśli linię wzdłuż policzka. 
- Nie chowaj się przede mną - mówi cicho. - Taka jesteś najpiękniejsza. 
- Jaka? - pytam, choć nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć. 
- Świeżo po seksie - tłumaczy, a ja momentalnie żałuję, że nie przyskrzyniłam własnej ciekawości. - Po orgazmie, który ci dałem. 
Przymykam powieki, śmieje się i całuje każdą z nich, z osobna. 
Odsuwa się, by podać mi ubrania. 
- Ubierz się, poczekam przed wejściem. 
Odprowadzam go spojrzeniem i dopiero, gdy zostaję sama, dociera do mnie trwoga, piękno, szaleństwo całej tej sytuacji. Po raz kolejny uświadamiam sobie, jak bezbronna się przy nim staję. Jak marionetka, z którą jest w stanie zrobić wszystko, co mu się żywnie podoba, zwłaszcza w sferze seksualnej. Zawsze uważałam, że jestem asertywna. Zawsze, dopóki nie zaczęłam zadawać się z Nim. 
Pocieram czoło w roztargnieniu. Słyszę jakiś dźwięk dwie alejki dalej, więc ubieram się z prędkością światła. Jestem wdzięczna, że pomyślał o zaklęciach maskujących. Nie to co ja! Byłam w stanie kochać się, zupełnie nie przejmując, że ktoś może nas przyłapać! Co się ze mną dzieje? Tak się nie zachowuje Prefekt Naczelna. Tak się nie zachowuje stara Hermiona Granger. 
- Kim jestem teraz? - pytam, odpowiada mi cisza. 
Kręcę głową, poprawiam włosy, wychodzę z nadzieją, że moja twarz nie nosi śladów wybuchu sprzed paru minut. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz